sobota, 31 marca 2012

Indyk myślał o niedzieli...,"W marcu jak w garncu"-czyli ostatni dzień marca :))

 Dziś ostatnia sobota marca,za oknem brzydko.Pada deszcz i zimno,ale nas to nie zraża.Jesteśmy umówieni na przedświąteczne śniadanie połączone z krótką wędrówką.Wyjazd mamy dość późno,więc na spokojnie jemy śniadanie,do tego kawa i pakowanie plecaków.Ubieramy się ciepło i idziemy na przystanek MZK "Tunel". Spotykamy Sofijkę,z którą witamy się serdecznie.Czeka na mnie niespodzianka.Dostałam od Niej piękny,książkowy album ze zdjęciami.Są tu zdjęcia zrobione przeze mnie,Zosię i Radka.Zatytułowała go "Moja zimowa bajka". Wszystko czym się zachwycałam znalazło się w tej książce.Popłakałam się z podarunku,z radości i z zachwytu.Łzy same mi leciały,nie spodziewałam się czegoś takiego.Dziękuję Zosiu :))
Wsiadamy do "dwójki" i spotykamy resztę naszej dzisiejszej grupy.W autobusie są już:Basia,Marlena,Ewa,Maciej i Jarek,razem z nami jest nas ośmioro.Witamy się ze wszystkimi i jedziemy do Komarna.

 Komarno powitało nas deszczykiem.Nam jednak taka pogoda nie straszna.Idziemy na Przełęcz Komarnicką,gdzie w "szałasie" zjemy przedświąteczne śniadanie.Po drodze odwracam się co jakiś czas i podziwiam panoramę gór,raz wyłaniającą się zza chmur,to znów zasłoniętą chmurami.Widoki stąd przy pięknej pogodzie muszą być oszałamiająco cudne.Przy okazji rozglądam się za kwiatkami,wszak wiosną wszystko budzi się na nowo do życia i ukazuje nam swe piękno.Dochodzimy do Przełęczy Komarnickiej i podchodzimy do wiaty pod Barańcem.Wchodzimy do środka.Są tu stoły i ławy do siedzenia.Wiata jest dość duża i przewiewna,wiatr przez nią przelatuje,ale najważniejsze,że na głowę nie pada i można spokojnie usiąść i zjeść.

 Wyjmujemy z plecaków wiktuały,rozkładamy je na stole.Na zewnątrz jest wymurowany grill,można więc przygotować coś na ciepło.Dzisiaj,z racji tego,że za tydzień będą Święta Wielkanocne,my robimy sobie "świąteczne śniadanie" właśnie dziś :) Na stole królują jajka.Maciej przygotował specjalne,własnoręcznie malowane.Są też czekoladowe i zwykłe,gotowane na twardo.Jest baranek i dwa zajączki,chleb,chrzan,sól,pieprz,biała kiełbasa-upieczona na grillu,kaszanka z jabłkiem i cebulą,żurek,sałatki,ciasto i pełno innego jedzenia,ale trudno wszystko spamiętać.Same pyszności.

 Po śniadaniu,pogaduszkach,sesji zdjęciowej wracamy tą samą drogą,przez Komarno.Mamy nadzieję,że będziemy mieć jakiś autobus.Pogoda fatalna.Pada deszcz,wieje wiatr,to znów sypie grad i śnieg.Istna przeplatanka pogodowa.To już prawie kwiecień.Mijamy kościoły i pałac w Komarnie.Przechodzimy przez Komarno i kierujemy się do Maciejowej.

 Pogoda coraz gorsza,jesteśmy przemoczeni i zziębnięci.Docieramy do przystanku w Maciejowej i ucieszyła nas wiadomość,że długo nie będziemy czekać na autobus.Każdemu z nas pogoda dziś dała do wiwatu.pokazał nam marzec na co go stać!!!Zastanawiamy się nad propozycją Ewy,ale dochodzimy do wniosku,że tacy utytłani i mokrzy raczej nie powinniśmy iść w gościnę.Wsiadamy do autobusu i tu dopiero podejmujemy "męską" decyzję-idziemy do Ewy na kawę i ciasto :))

 Będąc u Ewy,zauważamy jak za oknem radykalnie się zmienia pogoda.Deszcz i słońce,grad i śnieg-cztery pory roku w jeden dzień.Przy kawie,cieście i naleweczce z pigwy szybko nam mija czas i niestety przyszła pora się pożegnać.Opuszczamy więc gościnne progi Ewy,życząc sobie zdrowych i spokojnych świąt :))

 Kolejna nasza wędrówka się zakończyła.Karteczka została zapisana,zostały wspomnienia i czekanie do następnego spotkania i wspólnego wędrowania.Najpierw jednak będą Święta Wielkiej Nocy.
Niechaj Wielkanocne życzenie,pełne nadziei i miłości,
przyniesie sercu zadowolenie dzisiaj i w przyszłości.


Pozdrawiamy  wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życzymy miłego oglądania i czytania.
Dziękujemy za zaglądanie do naszych karteczek.

Osoby na zdjęciach wyraziły zgodę na ich publikację.

Zdjęcia tu zamieszczone są autorstwa Basi,Zosi,Jarka,Macieja,Radka i moje :))

Tekst pisany wspólnie przeze mnie i Radka :))
Do zobaczenia....

niedziela, 25 marca 2012

Wiosna w zimowej bieliźnie,żabi staw czyli pierwsza wiosenna niedziela :))

Pierwszą,wiosenną niedzielę postanowiliśmy spędzić w Czechach,razem z tatą Radka.Ostatnio rzadko poświęcaliśmy Mu czas,więc była okazja by to nadrobić.Wymyśliliśmy sobie,że odwiedzimy miejsca w których już byliśmy w zeszłym roku.Oczywiście nie wszystkie,bo było ich nie mało.
Nie musimy się spieszyć,więc na spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę,pakujemy to co potrzebne do plecaka-dziś zabieramy tylko jeden - i ruszamy do samochodu.Najpierw jedziemy pod Teatr,tam jesteśmy umówieni z Jurkiem.Troszeczkę się spóźniliśmy,za co Jurka przepraszamy.Robimy zamianę,ja daję Mu miód,a On daje mi mapy i przewodnik po Pirnie i Pillnitz.Teraz już jedziemy,najpierw jednak kierujemy się do Sosnówki.Chcemy zobaczyć przy tak pięknej pogodzie jak wygląda zbiornik "Sosnówka" na tle gór. Robimy sobie krótką przerwę na sesję zdjęciową.Widoki amy przed sobą cudowne.Karkonosze pokryte są śniegiem,a na dole wiosna i na dodatek oszałamiający błękit nieba i wody w zbiorniku "Sosnówka". Kontrast robi wrażenie.
Po sesji zdjęciowej ruszamy już ku granicy państwa.Przejeżdżamy przez Szklarską Porębę i Jakuszyce.Wjechaliśmy w śnieżną krainę.Tu ciągle panuje Królowa Zima,jest sporo śniegu i mnóstwo narciarzy.Po czeskiej stronie zdecydowanie śniegu jest więcej niż u nas.Hałdy starego,brudnego śniegu towarzyszą nam po drodze.Dochodzimy do wniosku,że w Czechach tej zimy było go dużo więcej niż u nas.Mijamy Harrachov i  w Tanvaldzie trzymamy się drogowskazów,chcąc dotrzeć do jednego z naszych dzisiejszych celów,a jest nim "DETOA" w Albrechticach.
To tu,od ponad 100 lat działa fabryka zabawek,korali i biżuterii z drewna.Mieści się tu również muzeum i sklep firmowy.My dziś jednak nie będziemy zwiedzać,mamy trochę inne plany,wchodzimy więc do sklepiku.Jest tu mnóstwo różnych zabawek.Począwszy od znanego wszystkim "Krecika" i jego przyjaciół,a skończywszy na bardziej współczesnych postaciach.Są gry,korale,kolejki,wszystko zrobione z drewna,piękne i kolorowe.Nie możemy się napatrzeć.Wszędzie zaglądamy i szukamy czegoś dla siebie na pamiątkę.Oczywiście "Krecik" musi być obowiązkowo.Radek już sobie go wypatrzył,do tego słonik,aniołek i mamut.Wszystko z drewna :)
Ale nie tylko na zakupy weszliśmy do sklepiku.Mają tu też wizytki,kolejne do naszych dzienniczków turystycznych.Obowiązkowo pieczątka i pora ruszać dalej.
Kolejny nasz cel to zbiornik wodny Josefuv Dul.Najpierw jednak zaglądamy do miasteczka.Radkowi przypomniało się,że w sklepiku są wizytki,których nam brakuje.Oczywiście miał rację i w małej "Trafice" kupujemy wizytki i dzwoneczek dla mnie,kolejny do kolekcji.Teraz możemy jechać zobaczyć i pokazać tacie Radka zbiornik wodny w Josefovym Dulu.
Dojeżdżamy do Hrabetic.Plan jest taki by oszczędzić korony i postawić auto gdzieś obok,skąd moglibyśmy dojść do zapory.Nie zawsze warto tak kombinować.Wkrótce po tym jak rezygnujemy z tego pomysłu nagle z różnych kierunków pojawiają się dwa auta policyjne i po wymianie informacji,jeden z nich ogląda jak parkujemy na legalnym parkingu.Obeszło się bez pokuty,40 koron to nie 2000 ;). Jesteśmy zaskoczeni ilością śniegu.Miejscami jest go tu ponad metr.W pełni trwa tu sezon narciarski.
Zapora Józefa jest największa i najmłodsza w mikroregionie Tanvalsko.
"Budowla pochodzi z lat 1976 - 1982. Jest to największa budowla spiętrzająca wodę w Górach Izerskich. Ma dwie zapory narzutowe, czołową (długości 720 m, wysokości 43 m) oraz boczną, zatrzymującą 23 milionów m3 wody. Zapora służy jako zbiornik wody pitnej dla miasta Jablonec, Liberec i regionu Českolipsko. Woda przepływa sztolnią do uzdatniania w Bedřichovie.
Maksymalna zatopiona powierzchnia wynosi 138 ha"-znalezione w internecie.
Spacer i sesja zdjęciowa wzmogła w nas apetyt na ciasto i kawę.Usiedliśmy sobie na ławce i w towarzystwie psa,który nas bacznie obserwował,napiliśmy się kawy z termosu i zjedliśmy po słusznym kawałku ciasta.Smakowało wybornie:)
Po obejrzeniu zapory,sesji zdjęciowej i napatrzeniu się na śniegową krainę,wróciliśmy do Hrabetic,wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Tanvaldu.Po drodze urzekł nas widok kościoła w Albrechticach z Tanvaldskym Spicakiem górującym nad nim.Zauważyliśmy,że w kościele otwarte są drzwi,więc zjechaliśmy na parking i poszliśmy zobaczyć kościół.Okazało się,że drzwi są otwarte,ale dostępu bronią kraty,a kościół się wietrzy.Po sesji zdjęciowej wróciliśmy na parking i tu czekała nas niespodzianka.Przy parkingu,na skarpie nad strumykiem rosło pełno lepiężników różowych.Wokół latało pełno trzmieli i motyli.Pięknie to wyglądało,prawie na kolanach ale udało nam się sfotografować to piękno :))
Po sesji z lepiężnikami jedziemy ku granicy.Po drodze mamy przystanek w Korenovie.Malowniczy kościółek na wzgórzu przyciąga nas jak magnes.Prawie zawsze robimy sobie tutaj przystanek i sesję zdjęciową.Miejsce jest piękne,że nie sposób je ominąć,nie zatrzymując się choć na chwilę.Po spacerze i zdjęciach ruszamy już do Polski.Chcemy jeszcze zobaczyć czy da radę zrobić zdjęcie restauracji z odbiciem w stawie,więc zatrzymujemy się w Szklarskiej Porębie.Idziemy nad stawek i niestety,wiatr marszczy wodę,do tego słońce jest nie z tej strony co trzeba,za to są żaby.Całe mnóstwo żab.Są na łące i w stawie.Pozują do zdjęć bez próśb.

Kończymy sesję zdjęciową i wracamy do domu.Trzeba wkleić wizytki do dzienniczków,sfotografować nasze "skarby",zjeść małe co nieco....
I tak oto kończy się nasza wędrówka i kolejna "karteczka" została zapisana.



Pozdrawiamy wszystkich serdecznie,życząc miłej lektury.

Do zobaczenia :))

Danusia i Radek :))