niedziela, 15 lipca 2012

Piękno muzyki,kamieni i starych,pięknych Rolls Royców :)

Nr.1 :)
Dziś inaczej chcemy spędzić dzień.W planach jest "Lwóweckie Lato Agatowe". Moim marzeniem jest wybranie sobie kamienia,w którym po przecięciu powinien być agat.Mówią,że marzenia się spełniają,więc dziś powinno się spełnić moje.
Dość późno wyjeżdżamy z Jeleniej Góry.Jedziemy najpierw w kierunku Wojanowa,bo tam powinny być jeszcze stare Rolls Royce.Po drodze mija nas kilka tych pięknych samochodów i Radek postanawia zawrócić.Jednak po krótkim namyśle jedzie dalej.I tak oto wjeżdżamy do Wojanowa,gdzie na pałacowym parkingu są jeszcze te piękne autka.Wysiadamy i idziemy podziwiać te jeżdżące cudeńka.Już przy samym wjeździe na pałacowy parking zauważamy cudeńkiego Rolls Royca.Bielutki,wypolerowany,błyszczący,można się w nim przeglądać jak w lustrze.Oczywiście przy nim zaczęła się nasza pierwsza w dniu dzisiejszym sesja zdjęciowa.
Jak w lustrze :)















Na parkingu stoi całkiem sporo Rolls Royców.Różnią się wyglądem i czasem wyprodukowania,ale łączy je jedno-urok jaki w sobie posiadają :) Samochody luksusowe,doskonałe i piękne,stworzone przez dwóch panów,których połączyła wspólna pasja,pieniądze i talent.
Rolls-Royce,historia marki sięga roku 1906.Wtedy to Charles Rolls oraz Henry Royce zarejestrowali swoją firmę Rolls Royce limited w Manchesterze. Ich fabryka, w której produkowali samochody, powstała już dwa lata wcześniej.Główną zasadą firmy było tworzenie pojazdów perfekcyjnych pod względem technicznym.Początkowo nie konstruowano całych aut, tylko ich podwozia.Zabudowy tych pojazdów dokonywały firmy karoseryjne.W 1906 roku Rolls-Royce jako pierwsza firma na świecie wprowadziła mobilnych mechaników, dokonujących napraw samochodów na wezwanie klienta.














Figurka kobiety,zwanej "Latającą Damą",zdobiąca samochody marki Rolls-Royce została zaprojektowana w 1905 roku przez Charles'a Robinsona Sykes'a zainspirowanego legendarnym romansem miedzy pionierem brytyjskiej motoryzacji sir Johnem Douglas-Scott-Montagu, redaktorem naczelnym pisma The Car Illustrated, a jego piękną sekretarką Eleanor Velasco Thornton. To właśnie Eleanor pozowała do tej statuetki.My nasyciwszy oczy tymi pięknymi samochodami idziemy na spacer wokół pałacu.
















Pałac i jego otoczenie robi na nas za każdym razem wrażenie,a dodatkowo jeszcze dziś te piękne,luksusowe auta dodają mu uroku.My powoli kierujemy się do samochodu,po drodze robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia i podziwiając jeszcze Rolls Royce.
Wsiadamy i jedziemy teraz do Lwówka Śląskiego.






Tak oto zostaje przecinany mój kamień...

....a w środku cudny agat :)

Drugi,nieco mniejszy kamień też miał w środku agat :)



























































































Lwówek powitał nas gwarem.Pełno tu straganów uginających się pod ciężarem różnorakich kamieni i nie tylko,bo pełno tu ceramiki,biżuterii i wszelkiego rodzaju bibelotów.Trudny wybór mamy,gdzie najpierw pójść i co w pierwszym rzędzie zobaczyć?
Zaczynamy od punktu informacji turystycznej.Obowiązkowe pieczątki i folderki.Teraz idziemy wybrać kamień,w którym po przecięciu,w środku powinien znaleźć się agat.Obok ratusza znaleźliśmy stanowisko z piłą i dwiema kupkami kamieni.Jedna,to kamyki po 5zł.,natomiast kamyki z drugiej kupki są po 10zł.Wybieram kamyka z kupki po 10zł.,daję panu do przecięcia i czekamy na efekt końcowy,ale w między czasie biorę jeszcze jednego za 5zł.,by zaraz po przecięciu jednego,przeciąć drugi.Po co stać w kolejce dwa razy???






Szkatuła Ewelina.

Bursztynowe Jajo na postumencie.

Kabinecik z Puttem na delfinie.

W pierwszym kamieniu,po przecięciu ukazał się nam cudowny agat,za który zebraliśmy brawa od zgromadzonych wokół ludzi.W drugim też był się agat,ale nieco mniejszy,jednak na swój sposób też piękny.Postanawiamy,że damy nasze agaty do wyszlifowania mojemu bratu,by nabrały piękna i blasku :) Teraz kierujemy się do ratusza.We wnętrzach są wystawy główne Lwóweckiego Lata Agatowego.Pierwsza to "Czeskie granaty"-ekspozycja pochodząca z Muzeum z Czeskiego Raju w Turnovie.Druga to "Bursztyn-złoto północy"-wystawa kilkuset okazów bursztynu oraz wyroby z bursztynu bałtyckiego pochodzące z kolekcji Lucjana Myrty, Jolanty i Jacka Szczerbów oraz Muzeum Geologicznego w Warszawie.
Czeskie granaty nie zrobiły na nas ogromnego wrażenia.Przede wszystkim w większości była to biżuteria.Natomiast bursztynowa wystawa nas zachwyciła.Nie mogliśmy oderwać oczu od gablot,w których zostały zgromadzone bursztyny z inkluzjami owadów,wodorostów,pęcherzyków powietrza itp...
Nie każdy wie,że inkluzja to,to wszystko co w sposób naturalny uwięziło się w płynnej żywicy.Jednak największe wrażenie zrobiły na nas dzieła wykonane z bursztynu szkatułki,biżuteria,zegar,solniczka,obrazy,bibeloty....Tu już można było dostać oczopląsów.Sporo czasu zajęło nam podziwianie tych cudeniek,zachwytom naszym nie było końca.Oczywiście można było robić zdjęcia,więc to co my widzieliśmy na żywo zostało uwiecznione na zdjęciach by i inni mogli to zobaczyć :)

Kufel Rubensowski z grupą Putt na wieku.

Szkatuła "Maucherowska".

Solniczka bursztynowa.

Wazon "Magnolie".

Zegar "Przemijanie".

Bryła bursztynu.
Druga co do wielkości na świecie bryła bursztynu
bałtyckiego,pochodząca z okolic Sarn na Ukrainie,
o imponującej wadze-5950g.,osadzona na 
bursztynowym postumencie,wykonanym z kilku
gatunków bursztynu.
Wokół bursztynowe kaboszony z inkluzjami owadów.















:)













Po obejrzeniu i zachwyceniu się pięknem bursztynu ruszamy na wędrówkę wśród straganów.Są tu kolekcje kamieni z różnych stron świata,oczy nasze nie nadążają się nasycić jednym pięknem,gdyż zaraz zauważają następne.Co stoisko to inne kolekcje.Oprócz kamieni na straganach króluje szkło i ceramika artystyczna,koty,żaby,anioły itp...Do tego można znaleźć pyszności kulinarne,kuszące zapachem rozchodzącym się po całym Lwówku.Straganów jest niesamowicie dużo i żeby do każdego zajrzeć trzeba sporo czasu,ale nam się dziś nie spieszy,więc oglądamy wszystko spokojnie i leniwie przechadzając się wśród nich.
Ciut za małe...




















Uśmiechnięte łychy :)









Nowa czapka :)

:)


























































"Bard Lwówecki"?
Po obejrzeniu wszystkiego ruszamy do "Browaru Lwóweckiego". Zamierzamy napić się piwa,ale rezygnujemy.Kupujemy natomiast piwo do domu, "Lwówek Wiedeński" i "Koźlik" ciemne,a przy okazji spotykamy Michała,z którym witamy się i po chwili rozmowy idziemy do pobliskiej restauracji by napić się zimnego piwka.











Po odpoczynku przy lwóweckim piwku idziemy jeszcze raz pospacerować wśród straganów i natrafiamy na występ zespołu "Blue Cafe",bawimy się w rytm piosenek śpiewanych przez zespół i po Ich występie ruszamy do samochodu by wrócić do domu,gdzie na spokojnie przeglądamy zdjęcia dziś zrobione i "skarby" kupione we Lwówku.Dzielimy się wrażeniami i stwierdzamy,że nam mało.Tak piękny dzień trzeba pięknie zakończyć.Jedziemy więc do Cieplic na koncert organowy.
W tym roku po raz dziesiąty organizowane są Cieplickie Koncerty Organowe,które odbywają się w Kościele Ewangelicko-Augsburskim.Dziś ma koncert Adam Klarecki,pochodzący ze Świdnicy.
W Kościele Ewangelicko-Augsburskim byłam kilka razy i za każdym razem jestem nim zachwycona i teraz również.Na ołtarzu rozwieszony jest ekran,byśmy mogli podglądać grę organisty.Sadowimy się w ławce i czekamy.Powoli kościół zapełnia się ludźmi.Przeważnie są to starsze osoby,ale i nie brakuje młodych.Ciekawi nas bardzo taki koncert.
O godzinie 19,15 pojawia się pan Adam Klarecki,zasiada wygodnie przy organach i zaczyna grać.Muzyka płynąca do naszych uszu jest niesamowita,raz cicha,delikatna,by za chwilę rozbrzmiewać ogromną siłą wypełniając całe wnętrze kościoła swym pięknem.Na ekranie projektora mamy okazję oglądać pracę rąk i nóg organisty i to jest dodatkowy koncert dla naszych oczu.Wiemy kiedy organista jest zadowolony ze swej gry,bo pojawia się wtedy uśmiech na Jego twarzy,a gdy coś jest nie tak grymas.Praca nóg grającego na organach wygląda niesamowicie.Naciska pedały całą stopą,bokami,czubkiem palców lub piętą.To trzeba zobaczyć i teraz mamy właśnie taką okazję,a będąc na mszy tylko słyszymy płynącą muzykę.Koncert trwa prawie godzinę i tak się spodobał,że słuchacze na stojąco bili brawa i w zamian otrzymali bisowy utwór.
Jesteśmy zachwyceni koncertem i miejscem gdzie się odbył i w tak cudownym nastroju wracamy do domu.













Tak oto kolejna nasza wędrówka dobiegła końca i kolejna karteczka została zapisana,pora więc na następną.
Żegnamy się,życząc miłej lektury :)
Pozdrawiamy serdecznie :)
Danusia i Radek :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz