niedziela, 12 sierpnia 2012

Niemiecka Wenecja czyli ogórkowy Spreewald :)

Zacznę od tego,że na tę wycieczkę ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu.Już w zeszłym roku bardzo chciałem tam pojechać,ale się nie udało.Teraz wszystko wskazywało na to,że się uda.Wskazywało,bo jeśli chodzi o jednodniówki to sprawa nie jest taka prosta.Nie wystarczy zapłacić by pojechać,trzeba jeszcze liczyć,że zbierze się odpowiednia ilość chętnych i wycieczka nie zostanie odwołana.Tej nie odwołano.I całe szczęście,bo straciłbym wiele nie będąc w Spreewaldzie.Powiem tak,nie dana mi jest sztuka pływania i być może z tego powodu bardzo,ale to bardzo lubię korzystać z wszelkiego rodzaju łódek,statków,kajaków..To zawsze dla mnie jakaś dodatkowa mała dawka adrenaliny.W niedzielny poranek więc,gdy większość rodaków jeszcze smacznie śpi my spod teatru ruszamy do Niemiec.Jedziemy zupełnie nową trasą jak na podróż do Niemiec,bo najpierw kierujemy się na Bolesławiec,potem na autostradę do Wrocławia i wreszcie niedoszłą autostradą do Berlina na przejście graniczne Olszyna/Forst.Autostrada jest niedoszła bo z olbrzymim rozmachem na EURO 2012 zrobiono pas w kierunku Niemiec.Gdy okazało się,że nie uda zrobić wszystkich dróg na EURO wszystkie środki rzucono na A4 a drugi pas w odwrotnym kierunku pozostaje betonową płytoteką :).Może właśnie ta stukająca melodia sprawiła,że kierowca wiozący sprzęt AGD wylądował centralnie na drzewie.Widok porozrzucanego sprzętu i drzewa w środku kabiny robił wrażenie.Po przekroczeniu granicy mijamy Forst,następnie Cottbus.To już Spreewald i powoli zbliżamy się do celu.Wjeżdżamy na parking w Lubennau.Gdy wysiedliśmy widać,że jesteśmy w ogórkowym raju.W przyparkingowym sklepiku można je kupić we wszelakiej postaci.










Idziemy do portu,tu stoi mnóstwo łódek szykujących się do odpłynięcia.Niektóre są bardzo szykowne,ze stolikami przybranymi obrusami.My jak się okazuje,popłyniemy wersją prostszą,bez stolików,za to z flisakiem mówiącym po polsku.Łódka nazywa się Mirek III,jak nam tłumaczy nasz wodniak sprawa nazewnictwa jest prosta,Mirek bo on jest Mirek a III,bo to trzecia jego łódka.























Płynąc powoli zagłębiamy się dzięki niemu w tajemnicach tej krainy i tego zawodu.Dowiadujemy się,że dla turystów promuje się oryginalność Spreewaldu.Płaci się np. za składowanie siana w specyficznych kopcach z tyczką,co by było ładniej i inaczej.Mirek tłumaczy nam inne zastosowanie takich kopców,mianowicie do towarzyskich spotkań męsko-damskich.Niepisana zasada głosi,że jeśli tyczka się trzęsie,to taki snopek jest zajęty i jeśli jakaś para ma ochotę na takie spotkanie musi wybrać inny snopek lub poczekać na swoją kolej :).Wracając do tematu ogórków przed wyruszeniem z portu,każdy z uczestników otrzymuje tackę z mnóstwem kawałków w ogórków w różnych smakach.Gdyby podróżujących naszła dodatkowa chętka na kolejne ogórkowe degustacje,płynąc kanałami co chwilę mija się mini restauracje,które serwują je w dowolnych ilościach,wystarczy zgłosić flisakowi i ten przybije do brzegu.Wystarczy też zgłosić,że ma się ochotę na coś pod ogórka.Każdy z wodniaków ma minibarek ze sobą i cały worek typowych niemieckich szczeniaczków :).Jak duże mają powodzenie można zobaczyć w kolejnych portach,gdzie w większości łódek na stołach królują puste buteleczki.Dzięki Mirkowi dowiadujemy się o życiu w krainie Spreewaldu.Okazuje się,że niektóre domu są pozbawione dróg dojazdowych do domu.Mają swoje prywatne kahny i swoje prywatne przydomowe kanały.Taki domek można też sobie wynająć,oczywiście łącznie z łódkami by się do niego dostać.Tu ruch motorowodny nie jest dozwolony.Kahnami dowozi się pocztę,a nawet,choć oczywiście w tych o specjalnych konstrukcjach,krowę na łąkę.Istnieje również system kanałowych taksówek a nawet kanałowa straż pożarna.Bardzo ciekawie Mirek opowiada,dobrze się tego słucha i przyjemnie płynie.Ja jednak oglądając piękno tego miejsca i oznaczenia szlakowe kanałów z zazdrością patrzę na mijające nas kajaki.Chętnie indywidualnie pozgłębiałbym kanały Spreewaldu,zatrzymując się tam gdzie miałbym ochotę.Okazuje się,że jest to możliwe,wcześniej jednak przed wypożyczeniem kajaka trzeba obowiązkowo przejść szkolenie z zasad pływania kanałami.Wracając do podróży,nasz flisak z polskimi korzeniami dowozi nas do portu w Lebe.To miejsce oszałamia.Liczne kanały piesi mogą pokonywać niezliczoną ilością mostków.Turystom wystarczają restaurację.my chcemy zobaczyć jak najwięcej,mamy tutaj godzinkę postoju.Pokonujemy więc kilka mostków i docieramy do muzeum ogórków.Kosztujemy na ciemnym chlebie różne rodzaje musztard tutejszej produkcji,wybór pada na gruszkową,smakuje tak wybornie,że nie możemy się oprzeć.

























Wracamy do portu i przy korzystaniu z toalety i tu trafiamy na rodaczkę.Nasuwa się refleksja o naszych emigrantach zarobkowych,pewnie nie tak wyobrażała sobie pracę w obcym kraju.Trochę z żalem opuszczamy to miejsce.Przydałoby się więcej czasu na obejrzenie okolic.Przewodnik nas dodatkowo podkręca opowiadając,że w pobliskim Leben wpływa się kaną na rynek miasta.Oj chciałoby się.Wracamy skrótem i w przeciągu kilkunastu minut osiągamy port startowy.Tu mamy pół godzinki na obejrzenie Lubennau.Gonimy do punktu informacji,wracając oglądamy rynek z fontanną w formie teatru lalek i zamek,który obecnie spełnia rolę hotelu.W drodze powrotnej do autokaru kupujemy ogórkową nalewkę i piwo..oczywiście również ogórkowe,jakżeby inaczej :).nie zdziwiłbym się gdyby była i czekolada nadziewana ogórkowym nadzieniem i ogórkowe lody :).W autokarze jadąc do Bad Muskau kosztujemy oryginalnych trunków rozmawiając,że fajnie byłoby tu jeszcze wrócić i pogłębić to dzisiejsze zwiedzanie.
Jedziemy do kolejnego pięknego miejsca,pałac i założenie parkowe zawsze robią na nas olbrzymie wrażenie,ale dziś w obliczu widzianej wcześniej niemieckiej wenecji,to wszystko blaknie.Może dlatego,że byliśmy tu już kilka razy.Park pięknieje,pałac odzyskuje blask po powodzi.Na pewno mimo wszystko będziemy tu jeszcze nie raz.Wycieczka dostarczyła kolejnych niezapomnianych wrażeń i nawet jeśli ogórkowe piwo nie powala smakiem to z powodów wizualnych na pewno tu kiedyś wrócimy :)


















Bad Muskau :)
Sprewaldzkie przysmaki :)
 I znów kolejna wędrówka dobiegła końca,pora na nastepną.
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie,życząc miłej lektury :)
Do zobaczenia.
Danusia i Radek :)

5 komentarzy:

  1. Szanowni Państwo!
    Muszę napisać, że bardzo ciekawy blog zachęcający do odwiedzenia Spreewaldu/ Błot. Proszę się nie gniewać, bo nie chcę się wymądrzać, ale widzę, że nie zaintrygowała państwa dwujęzyczna tablica Lehde/Ledy, która znalazła się na jednym z Państwa zdjęć. Na tej tablicy znajduje się nazwa miejscowości w języku niemieckim i łużyckim (język słowiańskich Łużyczan, bardzo blisko spokrewnionych z Polakami). Więc, żeby Państwa nie zanudzać moimi opisami i wywodami na temat Łużyczan proszę zajrzeć do poniższych linków:

    1/ www.luzyca.cba.pl

    2/ http://luzice2.euweb.cz/wucbnica/wucbnica_zmenjona_cescina.pdf

    3/ http://www.prolusatia.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=264:popy-con-w-uycach&catid=6:prasa

    Serdecznie pozdrawiam!/ Z hutschobnym postrowom!
    Tomasz Olgierd Major
    z Maszewa k/ Goleniowa (woj. zachodniopomorskie)
    Mój e-mail: tomasz_major70@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, Państwa blog jest bardzo inspirujący :) Miałabym kilka pytań krajoznawczych, ale nie mogę znaleźć żadnego adresu mailowego, na które mogłabym je skierować... Będę bardzo wdzięczna za jego podanie lub kontakt na katarzyna.klejber@gmail.com

    Z góry dziękuję i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy Pan Mirek przewozi z Lehde? Jak sie zamawia lodke? Wybieram sie tam 15/16 maja. Ile kosztuje rejs?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy przewoził nas Pan Mirek,a czy robi to dalej,to tego nie wiem.Poza tym,to była wycieczka komercyjna,więc trzeba było najpierw zapłacić całość,a później tylko pojechać...

      Usuń
  4. Z jakiej agencji turystycznej usług Państwo korzystali?
    anna.balcerak@gmail.com

    OdpowiedzUsuń