poniedziałek, 7 stycznia 2013

Z towarzystwem szumu wody pielgrzymujemy dalej.....Siedlęcin-Wojciechów :)

Dziś poniedziałek,ja dziś nie pracuję-tak wyszło-za to będę pracować we wtorek i środę :(
Radek,gdy dowiedział się,że będę miała wolne,wziął sobie jeden dzień urlopu i postanawiamy kontynuować naszą pielgrzymią wędrówkę.
Po śniadaniu,kawie i pakowaniu plecaków idziemy na przystanek MZK i autobusem miejskim jedziemy do Siedlęcina,skąd ruszymy w dalszą drogę.


Woda w Bobrze dość wysoka i brudna...



















Za nami 50,5km-sporo już przeszliśmy,ale jeszcze dość dużo drogi ciągle przed nami....
W Siedlęcinie idziemy wzdłuż Bobru,który przybrał i niesie ze sobą burą i mętną wodę.Przechodzimy obok Wieży Książęcej.Robimy jej kilka,może kilkanaście zdjęć i ruszamy dalej.




Kościół św.Mikołaja  w Siedlęcinie.
Ciut mgłą okryta Wieża Książęca w Siedlęcinie :)







Przechodzimy przez wieś,cały czas idąc wzdłuż Bobru.Dziś większość naszego szlaku będzie prowadzić nas przez Park Krajobrazowy Doliny Bobru.Kilka lat temu,miałam okazję jechać tym szlakiem na rowerze,fajnie więc będzie przypomnieć sobie tę trasę.
Wędrujemy ścieżką,usłaną bukowymi liśćmi i igliwiem.Z lewej strony towarzyszy nam rzeka,która płynie tu dość spokojnie.Widać,że mocno przybrała i jest brudna,ale to nie przeszkadza łabędziom,które na nasz widok,od razu podpływają do brzegu.My jednak nie schodzimy do nich-zbyt wysoki i stromy brzeg nas skutecznie powstrzymuje.Przyglądamy się im i robimy zdjęcia.
Rozmową umilamy sobie wędrówkę wśród lasu i nie wiedzieć kiedy dochodzimy do Wrzeszczyna.









Porzucona lalka....



Do Lubania tylko 51km :)

Jezioro Wrzeszczyńskie jest najmłodszym z bobrzańskich,sztucznych zbiorników wodnych,utworzonych na Bobrze pomiędzy Jelenią Górą a Pilchowicami.Jezioro ma około 3 km długości.Znajduje się na wysokości 290m n.p.m. i zajmuje powierzchnie 11 ha.Zaporę wybudowano w latach 1926-1927.Korona zapory ma długość 200 metrów,a wysokość jej to 20 metrów.
Wchodzimy na nią i zatrzymujemy się na chwilę,by popatrzeć na spływającą w dół wodę.Robimy zdjęcia i powoli przechodzimy na drugi brzeg Bobru.




Jezioro Wrzeszczyńskie :)






Idziemy teraz drogą,która wiedzie do zakładów metalowych.Tuż przed nimi,schodzimy na mokrawą łąkę i po przejściu przez nią,wchodzimy do lasu.Po kilkunastu metrach wychodzimy na drogę w kierunku Barcinka.Idąc dalej mijamy ruiny jakichś budowli,właściwie są to "oczy" dawnych piwnic(tak mi się skojarzyło). Mijamy je i tu wyczytujemy w naszym przewodniku: "Po kilkuset metrach,możemy podjąć decyzję o wyborze dalszej trasy.Sudecka Droga św.Jakuba oraz szlak niebieski odbijają w prawo,na dość trudny(ale malowniczy) odcinek przy ujściu Kamienicy do Bobru.Przy wyższym poziomie wody droga może być podmokła!Z pewnością odcinek ten należy odradzić pielgrzymom  na rowerze-cykliści(a także piechurzy nienawykli do trudnych,górskich ścieżek) powinni wybrać szlak ER-6 aż do Pokrzywnika i dalej do zapory w Pilchowicach,gdzie ponownie natkną się na znaki szlaku jakubowego." Bierzemy pod uwagę to,co przeczytaliśmy,ale nie rezygnujemy.Jednak gdy zauważamy to zejście,próbujemy z niego zrezygnować i idziemy drogą.Po kilkunastu metrach zawracamy.Dochodzimy do wniosku,że trzeba jednak zejść! Schodzimy więc z drogi,przypominającej asfaltową,na ścieżkę ostro schodzącą w dół.Oczywiście zejście  nie byłoby możliwe  bez podtrzymywania się i podpierania kijem.Jednak udało się.Teraz idziemy wzdłuż Kamienicy,która tu wpada do Bobru.Pniemy się w górę biegu rzeki,po dość podmokłym terenie.Całe szczęście,że rzeka,mimo tego,że jej stan jest dość wysoki,nie rozlała się i w miarę suchą nogą dochodzimy do betonowej kładki.














Nasze zejście....

Od dołu nie wygląda aż tak źle....






Kamienica.













Radek na betonowej kładce :)

Dostrzegamy ją z daleka,ale gdy sama staję na wprost niej,ogarnia mnie uczucie lęku.Kładka jest długa i wąska,a pod nią płynie rwąca rzeka.Mam obawy czy dam radę przejść.Panicznie boję się wody,a to co widzę pod kładką mój lęk jeszcze nasila.Radek przeszedł po niej bez problemu i czeka na mnie po drugiej stronie.No cóż,nie ma wyjścia,trzeba jakoś przejść.Jedyne co dodaje mi otuchy to fakt,że kładkę podtrzymują betonowe słupy.Jest więc możliwość zatrzymania się i nabrania sił mentalnych.Zbieram się w sobie i powoli,starając się nie patrzeć na rwącą wodę pode mną idę.Przystaję na chwilę na środku,tu czuję się w miarę bezpiecznie.Robię zdjęcia i pokonuję następną część,docierając bezpiecznie na drugi brzeg.Gdy staję po drugiej stronie,oddycham z ulgą.
Teraz idziemy w dół biegu rzeki,powoli wspinając się do góry i oddalając od Kamienicy.










Nabieram dystansu....














Kapitański Mostek :)

Wspinając się coraz wyżej i stromiej wchodzimy na wzgórze Stanek.Tu według książkowego przewodnika,warto wspiąć się na Kapitański Mostek i wejść na punkt widokowy.Idziemy tam i Radek wchodzi po kamiennych schodach na górę,ja zostaję na dole-jakoś dziś nie bardzo mam ochotę na skalną wspinaczkę,a poza tym widoków z góry mało,bo niebo szczelnie zakryte chmurami.Robię Radkowi zdjęcia,a On ogląda z góry okolicę i po zejściu,stwierdza,że trzeba tu koniecznie wrócić przy ładniejszej pogodzie.
Ruszamy dalej.
Znów wyczytujemy w przewodniku,że przed nami najpierw niełatwy odcinek,wzdłuż brzegu jeziora,a od zapory Pilchowickiej do Pokrzywnika,przez Dziki Wąwóz bardzo trudny.O tej porze roku i przy takim stanie wód,pewnie jeszcze jest bardzo mokry....
Decydujemy się na żółty szlak.









Najpierw idziemy lasem i gdy wychodzimy na pole,nagle,nasz żółty szlak gdzieś nam znika.Znajdujemy go po przejściu sporego odcinka idąc pomiędzy lasem a polem.Znajdujemy ambonę myśliwską i organizujemy miejsce na krótki odpoczynek przy niej.Wyjmujemy z plecaków herbatę i bułki i delektujemy się ich smakiem.Zastanawiające jest,że jedzenie po przejściu iluś tam kilometrów i na łonie natury,smakuje inaczej,lepiej :)








Zamrożone krople deszczu...



Po posileniu się i regeneracji sił,ruszamy dalej.Wciąż podążając wśród pól docieramy do Pokrzywnika.Przechodzimy przez wieś,mijając po drodze odrestaurowany pomnik Ku Czci Poległym z 1921r i powoli wchodzimy do Maciejowca.






Już tylko 40 km do Lubania :)


Dochodzimy do głównego rozwidlenia i skręcamy w prawo.Drogą asfaltową dochodzimy do Dworu w Maciejowcu.Postanawiamy zobaczyć czy coś się koło niego dzieje.Schodzimy więc ze szlaku.Dwór jest w opłakanym stanie,ale ma zabezpieczony dach.Niewiele się tu zmieniło od ostatniej naszej tu bytności.Przechodzimy przez podwórze i idziemy teraz w kierunku pałacu i kaplicy.










Dach na pałacu daje nam mylne złudzenie,że coś się tam jednak robi.Wygląda jak nowy(błyszczy się od wilgoci w powietrzu,a poza tym,już w domu,zaglądam do zdjęć zrobionych parę lat temu i widzę że,pałac wygląda tak samo!!!). Nie idziemy go oglądać dookoła,wystarczy nam to co widzimy przez bramę.
Kaplica,oddzielona od pałacu olbrzymimi rododendronami,jest niewielka i skromna.Kilka lat temu mieliśmy okazję wejść do środka,dziś jest oczywiście zamknięta.Robimy sobie kilka zdjęć,zaglądamy jeszcze przez siatkę na otoczenie pałacu i idziemy w kierunku naszego szlaku.





Rododendrony oddzielające pałac od kapliczki.

Pałac w Maciejowcu.


Wchodząc na polną drogę opuszczamy Maciejowiec.Idziemy teraz wśród pól,na których gdzieniegdzie,na wyschniętych badylkach widać śnieg.Drogę umilamy sobie rozmową i tak dochodzimy do Radomic.








Kościół św.Jakuba i św.Katarzyny
w Radomicach.





W Radomicach idziemy do kościoła św.Jakuba i św.Katarzyny.Oczywiście jest zamknięty.Obchodzimy go dookoła,robimy sobie zdjęcia i dalej wędrujemy przez wieś ku naszemu celowi.


Kościół św.Jakuba i św.Katarzyny
W Radomicach.




















Do Lubania tylko 35 km :)



Po dość ostrym podejściu,opuszczamy wieś i wchodzimy w pola.Mijamy ośnieżony płot i wychodzimy na otwartą przestrzeń.Podobno stąd rozpościera się przepiękny widok na wieś i Karkonosze.No cóż,my dziś mamy ograniczoną widoczność przez chmury i mgłę.











Zamarznięte kropelki :)



6 km marszu polną drogą mija nam niesamowicie szybko i nie wiedzieć kiedy dochodzimy do Wojciechowa.Tu najpierw ukazuje się nam kościół.Mijamy kamienną kapliczkę i zatrzymujemy się przy budynku agroturystyki.Robi na nas niesamowite wrażenie.Pełno tu różnych drewnianych figurek grajków.Siedzą wszędzie-na oknach,na płocie,na dachu itp...Pomalowane w kwiaty okiennice i pięknie zadbane małe podwórko przyciągają wzrok.
Kościół w Wojciechowie.





















Robimy zdjęcia i po dłuższej chwili idziemy w kierunku kościoła.Zaglądamy przez dziurkę od klucza.Dziś kościół jest zamknięty.Chwilę spacerujemy po terenie przykościelnym i idziemy na przystanek autobusowy,skąd niebawem odjeżdżamy do Jeleniej Góry.
I tak to po krótce kończy się nasz kolejny etap naszej wędrówki szlakiem Jakubowym.Następny etap zaczniemy właśnie z Wojciechowa,ale to dopiero przed nami,w niedalekiej przyszłości.
Do zobaczenia już niebawem :)


Dziś przeszliśmy 23,5km.
Do Lubania zostało nam 30km.

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)



Dobrej Drogi!

Danusia i Radek :)