poniedziałek, 25 lutego 2013

"Prowadzę.Nie mogę odebrać.Zostaw wiadomość"-czyli o tym jak łatwo w śnieżnej krainie zgubić szlak i o telefonie,"żyjącym własnym życiem".Pielgrzymi idą dalej.Wojciechów-Gryfów Śląski :)

Dziś z racji tego,że ja mam dodatkowy dzień wolny,Radek wziął jeden dzień urlopu,byśmy mogli dalej powędrować jakubowym szlakiem.
Z Jeleniej Góry jedziemy do Wojciechowa.To tu ostatnio doszliśmy,więc stąd dziś zaczynamy.Wysiadamy przy kościele w Wojciechowie.Jest dzień roboczy,więc zdajemy sobie sprawę z tego,że świątynia będzie zamknięta,ale idziemy do kościoła by zrobić tylko kilka zdjęć przed dalszą wędrówką.
Po sesji zdjęciowej ruszamy już na szlak.Skrajem szosy,uważając na jadące samochody idzemy w kierunku Lubomierza.












Droga jest czarna,ale na poboczach leży sporo brudnego śniegu.Drogę przez wieś umilamy sobie rozmową.Podczas wędrowania mijamy mnóstwo krzyży przydrożnych,są różne-odnowione i zaniedbane.Robimy zdjęcia.W pewnym momencie,zauważam pod płotem,coś wystającego ze sterty śniegu.Nie wiem czemu,ale pomyślałam,że musi to być krzyż pokutny.Odgarniam śnieg i naszym zdziwionym oczom ukazał się krzyż pokutny-pojednania.Zasypany śniegiem,sprawia wrażenie zapomnianego.Zaglądamy do naszego przewodnika z nadzieją,że znajdziemy tam jakąś wzmiankę,ale niczego tam nie znajdujemy.Robimy zdjęcia i idziemy dalej.I znów spotyka nas niespodzianka.Po drugiej stronie jezdni dostrzegamy kapliczkę słupową(o niej też nie ma wzmianki). Ktoś,kiedyś pomalował ją na pomarańczowo-różowy kolor i teraz brzydko wygląda i tak jak krzyż pokutny,ona również sprawia wrażenie pozostawionej samej sobie....


Krzyż pokutny-pojednania w Wojciechowie.












Strażnik samochodu :)



Kapliczka słupowa w Wojciechowie.







Opuszczamy Wojciechów.Cały czas idziemy skrajem szosy,uważając na jadące samochody.Teraz towarzyszą nam ośnieżone,zamglone pola i tak powoli zbliżamy się do Lubomierza.Przez mglistość,ledwie go widać w oddali,ale tablica z nazwą miasta nam ten fakt oznajmia.











Wchodzimy do miasteczka.Mijamy najpierw XVI-wieczną kaplicę św.Krzyża,przy której zatrzymujemy się na chwilkę,by zrobić kilka zdjęć i powoli zmierzamy w kierunku rynku i tu rozdzwania się mój telefon i zanim uda mi się go wyjąć z kieszeni,on sam,wysyła wiadomość: "Prowadzę.Nie mogę odebrać.Proszę o wiadomość."-telefon żyje swoim życiem!!!!
Zaglądam kto to dzwonił i oddzwaniam do mojej koleżanki z pracy,a ta śmiejąc się pyta: Kiedy zrobiłaś prawo jazdy???
Po krótkiej rozmowie przez telefon,ruszamy obejrzeć miasteczko.














Zatrzymujemy się przy kolumnie morowej,otoczonej czterema,całopostaciowymi figurami świętych.Kolumna została ufundowana przez rodzinę Tannerów,na początku XVIII wieku dla upamiętnienia 898 ofiar epidemii,która nawiedziła miasto w 1613r.
Żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcie,przedzieram się przez hałdy śniegu.Po sesji zdjęciowej,idziemy w kierunku ratusza,który oglądamy z zewnątrz i robimy zdjęcia.










Pręgierz miejski z 1533r.

Zabudowa rynkowa Lubomierza.


Kolumna św.Martenusa z 1717r.



W alejce filmowej.

Wąską uliczką,obok ratusza idziemy do "Muzeum Kargula i Pawlaka". Przechodzimy Alejką Filmową.W kamiennym murze,zamontowano ozdobne tablice z nazwami filmów,kręconych w Lubomierzu,oraz z nazwiskami i imionami aktorów.
W Lubomierzu nakręcono część scen komedii Sylwestra Chęcińskiego "Sami Swoi","Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć". Komedia ta wywołuje u mnie niezmiennie uśmiech na twarzy. 












Zaglądamy do Domu Płóciennika,to tu właśnie jest Muzeum Kargula i Pawlaka.Oczywiście dziś poniedziałek,więc tak jak większość takich obiektów,muzeum jest zamknięte.Nie martwi nas to jednak,bo będziemy mieli pretekst by tu przy najbliższej okazji wrócić.
Idziemy do kościoła.






Kościół pw.Wniebowzięcia NMP i św.Maternusa jest widoczny z daleka.Swą wielkością robi niesamowite wrażenie.Oczywiście jest zamknięty.Zaglądamy do wnętrza przez dziurkę od klucza w bocznym wejściu.Niewiele można zobaczyć,ale to co widzimy skłania nas do powrotu do Lubomierza w przyszłości.Oglądamy kościół z zewnątrz,ostrożnie chodząc-jest bardzo ślisko-robimy zdjęcia i tunelowym przejściem idziemy do głównej ulicy.













Tu na placu stoi figura św.Jana Nepomucena.Robimy sobie z nią zdjęcia i idziemy dalej.Tuż obok,na ścianie budynku znajdujemy namalowaną scenę z krużewnickiej trylogii,jak filmowy Wicia ujeżdża konia z Unnry.Chyba każdy z nas zna tekst: "Łej Kaźmierz,Wicia wierzchem wraca!!!...Na kocie???". Wiele tym podobnych tekstów,z tej komedii krąży wśród nas i wciąż "żyje",wywołując uśmiech na twarzach :)
Po krótkim postoju i rozmowie,ruszamy dalej.Idziemy odśnieżonym chodnikiem,prosto.Przechodzimy obok fragmentu murów miejskich i idąc cały czas prosto,mijamy po prawej stronie cmentarz z kościołem św.Anny.Tu w okalającym cmentarz murze,dostrzegamy wmurowane trzy krzyże pokutne-pojednania.Robimy zdjęcia stojąc na chodniku,bo na dole jest zbyt dużo śniegu.Po sesji zdjęciowej idziemy dalej.



























Mijamy jeszcze zabudowania dawnej stacji kolejowej i powoli opuszczamy Lubomierz.Według przewodnika,nasz szlak będzie nas prowadził razem z żółtym szlakiem pieszym.Tuż za granicą miasta,skręcamy w lewo i cieszymy się,bo droga przed nami jest odśnieżona,więc nie będzie aż tak źle .Idąc,rozmawiamy.Mijamy ruiny,opuszczonych domów,w oddali zauważmy duże gospodarstwo rolne,przechodzimy obok niego i w pewnym momencie stajemy na rozwidleniu dróg.Dokąd teraz???
Szukamy szlaku,ja idę w lewo,Radek w prawo i jak się okazało,żadne z nas go nie znalazło :(
Jedna droga prowadzi do zabudowań prywatnych,gdzie po podwórzu biega olbrzymi pies,druga natomiast wiedzie do szosy.Zauważamy sporo jadących samochodów.
Wygląda na to,że podczas marszu odśnieżoną drogą,zajęci rozmową,zgubiliśmy swój szlak.
Po chwili namysłu i rozmowy,decydujemy się na dojście do szosy.Nie będziemy wracać i szukać oznaczeń szlakowych,bo śnieg zaczyna się robić coraz bardziej mokry,a poza tym i tak musielibyśmy wrócić do Lubomierza!!!










Dochodzimy do szosy i teraz skrajem,jedno za drugim idziemy w kierunku Radoniowa.











Przechodzimy przez wioskę,i wychodzimy na główną szosę Jelenia Góra-Zgorzelec.Przechodzimy przez nią na lewą stronę i poboczem idziemy kawałek,uważając na jadące samochody.Podczas rozmowy,decydujemy się na kolejną zmianę dzisiejszej wędrówki.Chcąc ominąć ruchliwą drogę,decydujemy się przejść na drugą stronę szosy i wejść do Krzewia Wielkiego.Jak postanowiliśmy,tak robimy.
Droga przez wioskę jest o wiele spokojniejsza.Od czasu,do czasu witają nas głośnym szczekaniem psiaki,biegające po podwórkach.Przechodzimy przez wieś i znów wychodzimy na drogę szybkiego ruchu.Uważając na jadące samochody,przechodzimy na lewą stronę szosy i poboczem powoli zbliżamy się do Gryfowa Śląskiego.
Idąc tak poboczem,mija nas lubański autobus,jadący w kierunku Gryfowa i nagle dzwoni mój telefon.Nim go wyjmuję z kieszeni on sam wysyła wiadomość: "Prowadzę.Nie mogę odebrać.Zostaw wiadomość." Kiedy go w końcu mam w ręku,stwierdzam,że dzwoniła do mnie Wandzia.Oddzwaniam do Niej i tu pada pytanie: Prowadzisz?,a mi się wydawało,że Was widziałam jak idziecie w stronę Gryfowa? Odpowiadam,że faktycznie wędrujemy w kierunku Gryfowa,a taką wiadomość mój telefon sam wysyła,gdy ja nie zdążę go wyjąć z kieszeni.....
Podczas krótkiej rozmowy telefonicznej,okazało się,że Wandzia jechała lubańskim autobusem i dostrzegła nas wędrujących poboczem,a żeby się upewnić czy to faktycznie my,zadzwoniła do mnie :)
Pozdrawiamy Wandzię cieplutko i serdecznie :)














Tak oto dochodzimy do Gryfowa Śląskiego.Idziemy jeszcze kawałek wzdłuż ruchliwej szosy,ale już chodnikiem.Na światłach z wymuszeniem,przechodzimy na drugą stronę i wąskimi uliczkami dochodzimy do gryfowskiego rynku.Z daleka zauważamy rusztowania na budynku,w którym mieści się punkt informacji turystycznej,co może tylko oznaczać,że informacja jest zamknięta.I niestety właśnie tak jest.
Spacerujemy chwilę po gryfowskim rynku,podziwiając kamieniczki i ratusz.Zaglądamy do kościoła św.Jadwigi.Jak wiadomo,dziś poniedziałek,więc nie ma szans by wejść do środka,ale wchodzimy do przedsionka i tu przez kraty broniące dostępu do kościoła,oglądamy wnętrze.Nie miałam okazji być w środku,ale może kiedyś w końcu uda mi się zobaczyć jego wnętrze.Wszystko przede mną....

























Spacerkiem idziemy w kierunku stacji kolejowej.Mijamy stare,ładne,choć trochę zaniedbane kamieniczki Gryfowa.Niektóre z nich swym wyglądem przypominają zamki i pałace w mniejszym formacie.
Przychodzimy na stację kilka minut przed przyjazdem pociągu.Jak się okazało,Radek miał wszystko logistycznie opracowane i wyliczone :)
Robimy sobie jeszcze krótką sesję zdjęciową na gryfowskim peronie i po przyjeździe szynobusu,wsiadamy do niego i odjeżdżamy do Jeleniej Góry.






Dziś nie udało się nam przejść zamierzonego odcinka,ale jesteśmy zadowoleni,szczęśliwi i bogatsi o nowe wrażenia i doświadczenia.Ten odcinek od Lubomierza do Gryfowa mamy do przejścia,więc dziś jakubowym szlakiem przeszliśmy tylko 5km.

Tak oto kolejna wędrówka dobiegła końca,pora na następną.
Do zobaczenia niebawem....

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)