sobota, 8 czerwca 2013

"Spanilá jízda Cyklostezkou Járy Cimrmana"-czyli jedziemy na otwarcie wieży widokowej :)

Dzisiejszy wyjazd był zaplanowany dużo wcześniej-otwarcie wieży widokowej nie zdarza się codziennie,a do tego "Spanilá jízda Cyklostezkou Járy Cimrmana"-to okazja do świetnej zabawy.
Z Jeleniej Góry mamy wyjechać o 8-ej,więc spokojnie jemy śniadanie,do tego kawa i słuszny kawałek sernika i przy pakowaniu plecaków okazuje się,że musimy poprosić Tatę Radka by nas podwiózł,bo inaczej się spóźnimy....Dziś jest międzynarodowy dzień absurdu,więc na starcie absurdalna sytuacja-mając tak blisko,musimy jechać samochodem.....ale dzięki podwiezieniu jesteśmy punktualni.Witamy się z Jarkiem,wsiadamy do samochodu i jedziemy po Henia,który już na nas czeka.Po powitaniu,Jarek telefonicznie mówi Maciejowi,że my już jedziemy i spotkamy się na miejscu.
Příchovicach zostawiamy auto na parkingu i chwilkę czekamy na resztę naszej grupy,a jest nas dziś dziewięcioro: Ania,Ewa,Irenka,Marlenka,Jarek,Heniu,Maciej,Radek i ja.Po powitaniach ruszamy na szlak.












I jak to było do przewidzenia,grupa się podzieliła.Ja i Heniu,już na samym początku zostajemy w tyle.Heniu wypatrzył na łące dwa piękne storczyki.Są to moje pierwsze w tym roku,więc sesja zdjęciowa trochę trwa.Obok storczyków znajduję nierozkwitniętą zerwę kłosową,przepięknie zroszone kwiaty bodziszka i wiele innych roślin i pewnie zostalibyśmy na tej łące o wiele dłużej,ale musieliśmy dogonić grupę.Przy okazji przypomniałam Heniowi jak to w tamtym roku zagubiliśmy się fotografując storczyki.Uśmiechamy się na to wspomnienie :) A było to tak:http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/06/storczykowa-krainasniezka-widziana.html
Po łąkowej sesji idziemy dość szybko i doganiamy naszą grupę i teraz już razem przechodzimy przez wioskę i opuszczając ją wchodzimy na żółty szlak,którym będziemy wędrować.Mijamy pole,żółte od kwitnących mleczów.W oddali widać wieżę widokową,na której otwarcie przyjechaliśmy i już wiemy,że jest nie skończona,więc dziś nie będzie otwarcia,ale nic to,wszak dziś jest:"Spanilá jízda Cyklostezkou Járy Cimrmana" i festyn w Tanvaldzie,więc nie co się smucić.























Nasz szlak wiedzie nas do lasu.Tu na samym początku odnajdujemy plac zabaw z drewnianymi rzeźbami,przy których robimy sobie zdjęcia,przez co znów zostajemy w tyle.Po sesji ruszamy dalej i idąc leśną ścieżką dochodzimy do kapliczki św.Gotarda i mamy kolejną sesja zdjęciową.Z tablicy informacyjnej dowiadujemy się,że pierwsza kapliczka została postawiona w roku 1817 i poświęcona św.Gotardowi,który jest patronem murarzy,chroni przed burzą i gradem,wzywany w chorobach dziecięcych,podagrze i reumatyzmie.Przedstawiany jest jako biskup z modelem kościoła w ręce.Kapliczka została odrestaurowana w roku 2011 jako projekt kulturowego dziedzictwa Euroregionu Nysa.I tu mamy dłuższą sesję zdjęciową.
Po tak długiej sesji musimy iść dość szybkim tempem by dogonić naszą grupę.Udaje nam się to przy zejściu ze szlaku na punkt widokowy Šulíkova Skala.Oczywiście mijamy się,bo większość naszej grupy już z tegoż punktu widokowego schodzi,a tylko co niektórzy na niego dopiero wchodzą.Ze szczytu skał podziwiamy widoki,które przy pięknej pogodzie muszą być piękne,choć okrojone przez wysokie drzewa.Nawet dziś za mgłą,z wianuszkiem chmur u podnóża,widać Ješted.
Po nacieszeniu oczu i aparatów widokami schodzimy na szlak.





































Leśną drogą dochodzimy do szosy,gdzie na skraju znajdujemy zastygłą w bezruchu maleńką jaszczurkę.Robimy jej zdjęcia,a ona jak zaczarowana ani nie drgnęła.Po zrobieniu zdjęć idziemy jeszcze kawałek asfaltową drogą,z której schodzimy na leśną ścieżkę,skracając sobie w ten sposób drogę.I tak już na skróty,przez łąkę,później ścieżkami pomiędzy domkami dochodzimy do bloków z "wielkich płyt" koło kościoła w Tanvaldzie.Tu na ulicy napotykamy grupę rowerzystów.Czekają na wciąż dojeżdżających uczestników wspaniałej jazdy Jary Cimrmana.My po kilku zdjęciach ruszamy do kościoła,bo to tu właśnie na wzniesieniu przy kościele i okolicznych uliczkach odbywa się festyn.Z daleka słychać muzykę i gwar ludzi tam zgromadzonych,czekających by powitać rowerzystów gromkimi oklaskami.



My również witamy rowerzystów brawami i po Ich przyjeździe idziemy kupić sobie piwo i rozsiadamy się na trawie koło kościoła na odpoczynek i posiłek.Podziwiamy pięknie poprzebieranych ludzi,stare rowery i samochody.W zeszłym roku widzieliśmy to po raz pierwszy,a było to tak:http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/06/z-wizyta-u-jary-cimrmana-w-tanvaldzie.html





























































Po wypiciu piwa i posileniu się idziemy z bliska przyjrzeć się starym rowerom,samochodom i ludziom w strojach z minionych epok.Wszyscy uśmiechnięci i radośni,z chęcią pozujący do zdjęć.
Powoli zaczynamy się zbierać do wymarszu,ale najpierw ustawiamy się przed kościołem,bo wszyscy rowerzyści,biorący udział w dzisiejszej jeździe robią rundę paradną,by zaprezentować swe stroje i rowery zgromadzonemu tłumowi.Każda osoba otrzymuje gromkie brawa :) My również oklaskami żegnamy rowerzystów i sami ruszamy już w kierunku Příchovic.Idziemy tą samą trasą co w zeszłym roku i przypominamy sobie jak musieliśmy przeczekać deszcz w wiacie przystanku autobusowego.I tak na wspomnieniach i rozmowie droga mija nam niesamowicie szybko.W pewnym momencie widzę jak Heniu odchyla trawę i woła do mnie: Dana,chono tu!!! I cóż,nie miałam wyjścia,musiałam natychmiast podejść,by zobaczyć piękny okaz wilczomleczu sosnki.I znów poznałam dzięki Heniowi nową dla mnie roślinę.Dowiedziałam się dlaczego sosnka-otóż dlatego,że ma liście podobne do igiełek sosny.W lesie mijamy kilka domków i figurę św.Jana Nepomucena,przy której robimy sobie sesję zdjęciową i tak wchodzimy do wioski.














W Příchovicach zatrzymujemy się w gospodzie i tu nastąpił podział na dwa stoliki.Przy jednym usiedli Ci,którzy nie piją piwa,a raczą się kofolą i kawą,natomiast przy drugim zasiedli pijący piwo.Podczas rozkoszowania się napojami,trwa dyskusja nad dalszym planem dzisiejszego dnia.Zostaje ustalone,że skoro już tu jesteśmy i mamy jeszcze tyle czasu,to idziemy na wieżę widokową Štěpánka.Ewa i Heniu,zostają we wsi,więc na wieżę idziemy bez nich.Ostatnio gdy tu byliśmy było mnóstwo śniegu i wszędzie było pełno narciarzy,a dziś świeci słońce i łąki mamią nas kolorami i zapachem kwiatów.
Najpierw idziemy asfaltową drogą wśród łąk,a później wchodzimy do lasu i tu widząc drogę przed sobą,jestem zaskoczona.Do samej wieży widokowej szlak jest odnowiony.Poukładane,kamienne płyty tworzą równą drogę,którą co jakiś czas przecinają drewniane przepusty,odprowadzające nadmiar spływającej wody.
Z daleka zauważamy,że wieża jest obstawiona rusztowaniami.Od jakiegoś czasu trwają tu prace mające na celu odnowienia wieży widokowej.











Štěpánka została wybudowana w latach 1847-1892.Jej budowę zlecił książę Camil Rohan,jednak według podań,przerwał ją na 40 lat,za sprawą pewnej cyganki,która wywróżyła mu,że gdy wieża widokowa zostanie zbudowana,to on umrze.W 1888r.,Stowarzyszenie Górskie za 400 złotych,przejęło wieżę od księcia i w ciągu czterech lat postawiono,piękną,smukłą,24-ro metrową wieżę i 14 sierpnia 1892r. udostępniono ją turystom.Warto nadmienić,że książę,miesiąc po jej ukończeniu zmarł.
My dziś na nią nie wchodzimy.robimy sobie przy niej zdjęcie grupowe i idziemy do kamiennego krzyża z punktem widokowym.























Po nasyceniu oczu pięknymi widokami,opuszczamy Štěpánke i wracamy do Příchovice i tu kierujemy się do areálu U Čápa,gdzie jest Muzeum Jary Cimrmana.Po drodze spotykamy się z Ewą i Heniem.Podchodzimy do wybudowanego Muzeum i tu mamy okazję zobaczyć niedokończoną wieżę widokową "Maják Járy Cimrmana". No cóż i tak niesamowicie dużo zrobiono od zeszłego roku,mimo długiej i uciążliwej zimy i ulewnych deszczów.I znów ciśnie się na usta pytanie,dlaczego Czesi potrafią,a my nie????



Wchodzimy do środka i naszym oczom ukazują się zgromadzone tu sprzęty-różne,dziwne,śmieszne i stare.Wszystko starannie i tematycznie poustawiane.Trudno opisać wszystkie eksponaty znajdujące się tutaj.Część sfotografowaliśmy,ale tylko niewielką część.Poza tym proszę zajrzeć pod ten link i odnaleźć zdjęcia nr 83 i 87-mamy CELEBRYTÓW w swoich szeregach: http://www.tanvald.cz/fotogdet.php?IDsk=401
I tak po obejrzeniu wszystkiego,wychodzimy i tu spotykamy Jarka i Janka.Mówią: "Góra z górą się nie zejdzie,ale człowiek z człowiekiem zawsze" i my mamy okazję się o tym przekonać.Oni też przyjechali na otwarcie wieży i Muzeum.Witamy się z Nimi,ciesząc się ze spotkania.Po krótkiej rozmowie,wpisujemy się do księgi pamiątkowej i wychodzimy na zewnątrz,kierując swe kroki do areálu U Čápa.Tu odpoczywamy,słuchając muzyki i przyglądając się otoczeniu.


















































Po odpoczynku i wysłuchaniu jednego z krótkich przedstawień napisanych przez Jarę,postanawiamy jechać do Pasek nad Jizerou.Idziemy więc do samochodów i zanim jednak do nich wsiądziemy,ja i Radek dostajemy prezenty-dwie torebeczki-w czerwono-różowe kwiatki i niebieskie.Różowa dla mnie,znajduję w niej dzwoneczek,a Radek w swojej dwie Turistické známky z Šumavy.Dziękujemy serdecznie i teraz już ruszamy w dalszą drogę.
Pasekach nad Jizerou parkujemy samochody obok restauracji "Na Buďárce",gdzie witają nas "Jaskiniowcy-Fred i Barney z Wilmą i Betty". Jesteśmy zaskoczeni,ale po chwili wszystko się wyjaśnia.Właśnie tu w restauracji jest ostatni punkt bajkowej trasy pieszej dla dzieci,ogólnoczeskiej zabawy pohadkovy  les.Siadamy na zewnątrz pod parasolem i zamawiamy piwo i jedzenie.Ten lokal bierze udział w programie szlaku piwnych znawców w Czechach.Lokalne pivovary robią taką małą warkę i rozprowadzają po lokalach biorących udział w programie.Każdy lokal na weekend dostaje określoną ilość.Im więcej piją tym szybciej się skończy,więc troszkę ryzykujemy.Dziś ta wyprawa jest spontaniczna,więc nie wiemy jakie będzie piwo,spodziewamy się niefiltrowanego.Ponieważ dziś jest dzień absurdu jest inaczej.Trafiamy na piwo Kounic vídeňský ležák (filtrovaný) z pivovaru Uherski Brod ,którego nazwa przy wymawianiu brzmi jak nasze słowo "koniec" i podczas rozmowy z kelnerką Betty pada wymiana czeskich słów i polskich.Śmieszna i absurdalna sytuacja,stosowna do dzisiejszego dnia.To nie jest koniec piwa,jest piwo Kounic :).W końcu w śmiechu udaje nam się zamówić jeszcze Gulášovou polévku i smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou i kieliszeczek Becherovki.




Pijąc piwo i jedząc,cały czas podziwiamy jak na wzniesieniu przed nami,w oddali "Czerwony Kapturek" naście razy ucieka przed Wilkiem i wita się z dziećmi,a z głośników wciąż słychać piosenkę z bajki "Jaskiniowcy". Da się tego wysłuchać dwadzieścia razy,ale sto,albo dwieście??? To już jest nie do wytrzymania,gospodarze znieczulili się i najwyraźniej im to nie przeszkadza.Radek zamawia drugie piwo i znowu pojawia się problem językowy,piwo wygląda na ciemne,ale nie jest.Jest polotmave.W języku polskim nie ma odpowiednika.Może zwróciliście uwagę,u nas jest rząd i opozycja,nic pomiędzy,podobnie jest z piwem.Jest piwo jasne i piwo ciemne.Na forach browarowych toczą się dyskusje jak nazwać polotmave.Ciemne inaczej brzmi nieźle,ale mi bardziej podoba się osadzone w tradycji pomroczne jasne :)). Dzięki takim różnicom kulturowym Radkowi udaje się zamówić tylko piwo blond jak sugeruje Betty,czym nie jest zachwycony,ale wypija ze smakiem.Wersja blond to tzw. 12 z browaru Cerna Hora.Kończymy nasze jedzenie i powoli zbieramy się do drogi powrotnej.Ja ba da ba du !!!! po raz ostatni  :)).Jeśli w niedługiej przyszłości zdarzy nam się obejrzeć jaskiniowców,to na pewno z wyłączonym dźwiękiem :)
Żegnamy się z Anią,Irenką,Marlenką,Ewą i Maciejem.Oni jadą przed nami.Powoli kierujemy się do granicy i do Polski.
Tak oto kolejna wędrówka dobiegła końca,był to dzień pełen absurdalnych zdarzeń,ale też pełen radości i uśmiechu.Teraz pora na następną,nową wędrówkę.

Dziękujemy,że mieliśmy okazję poznać Anię i Irenkę,było nam miło przebywać w Ich towarzystwie.

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury.

Do zobaczenia niebawem.

Danusia i Radek :)


Zdjęcia tu dodane są Jarka,Macieja,Radka i moje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz