niedziela, 17 listopada 2013

Im wyżej,tym ładniej :)

W zapowiedziach pogodowych na dziś,jest powiedziane,że im wyżej,tym będzie ładniej :) I tego się trzymamy,wybierając miejsce,które chcemy zobaczyć.
Na spokojnie jemy śniadanie i wypijamy kawę.Kanapki,termos herbaty z imbirem,napoje,ciasto i kancelaria lądują w plecakach.Wsiadamy do samochodu i w drogę.
Jedziemy w kierunku Wrocławia i jak na razie,to towarzyszy nam mgła i chmury,ale gdzieniegdzie pojawia się upragniony błękit,więc szansa na sprawdzenie się zapowiedzi pogodowych jest ogromna :)
Tam,w oddali widać szczyty otulone mgłą...



:)




Jadąc ku naszym dzisiejszym celom,nie mamy okazji ich zobaczyć,cały czas otula je gęsta mgła,więc nie mamy szans na to,by choć z daleka popatrzeć....
No cóż,z pogodą,o tej porze roku już tak jest!!!
Wjeżdżamy do Sobótki i staje się cud-wokół nas jest przepiękny błękit i słońce.Jak za dotknięciem magicznej różdżki,mgła się rozproszyła :)
Pierwszy nasz dzisiejszy cel to kościół św.Jakuba w Sobótce.Żeby wejść do środka musimy być,albo tuż przed mszą,albo tuż po.My przyjechaliśmy troszkę wcześniej,parkujemy więc autko w rynku i idziemy upewnić się czy faktycznie o 12-tej będzie msza(w internecie często informacje nie są aktualizowane na bieżąco). Okazuje się,że msza ma być o 12-tej,mamy więc jeszcze trochę czasu na spacer po Sobótce.
Kilka słów o historii Sobótki można przeczytać tu:
http://www.sobotka.pl/informator-miejski/historia/historia-slezy-i-sobotki/z-dziejow-sobotki-i-masywu-slezy/















Kościół św.Jakuba :)





















































Spacer zaczynamy od kościoła św.Jakuba,górującego nad resztą.Schodzimy schodami w dół,ku ratuszowi.Przechodzimy obok plastycznej mapy Masywu Ślęży.Robimy zdjęcia i powoli idziemy w kierunku drugiego kościoła.


Kościół św.Anny Samotrzeciej.










Zaglądamy do środka kościoła-jest już po mszy,więc świątynia jest już zamknięta.Oglądamy wnętrze przez kraty.Robimy zdjęcia.
Ciut z historii kościoła:
Kościół powstał w XIV wieku.
"Legenda głosi,że cudami słynąca,od niepamiętnych czasów figura św.Anny,została przywieziona do Sobótki,prawdopodobnie w XII wieku z Kijowa,przez księżniczkę ruską,Marię Wloskonissę-żonę Piotra Własta.Dla niej zbudowano kaplicę(obecne prezbiterium),której dolne partie zachowały się do dnia dzisiejszego,do wysokości okien prezbiterium.Według historyków sztuki,obecna figura pochodzi z przełomu XIII i XIV wieku,rzeźbiona w drewnie lipowym,w stylu romańskim z drobnymi gotyckimi.Widoczne są na niej również przeróbki barokowe,dokonane podczas renowacji w 1699 roku.
W 1511 roku,bractwo pielgrzymów dobudowało do "tylnej kaplicy św.Anny" kościół gotycki.
Również w tym czasie powstała prawdopodobnie kapliczka św.Anny,dobudowana z tyłu prezbiterium.Portal z piaskowca i ściana szczytowa pochodzi z XVI wieku,ale jest na niej duże,zamurowane okno gotyckie.Świątynia ta pełniła dwie funkcje:kościoła pogrzebowego i odpustowego.Wskazują na to odprowadzania zmarłych na przykościelny cmentarz,jak również liczne pielgrzymki do cudownego wizerunku św.Anny,zarówno ze Śląska,jak i z Czech,Moraw,Słowacji i Węgier.Coroczne,główne uroczystości miały miejsce w trzeci dzień Zielonych Świat-rocznicę poświęcenia kościoła.
W czasie wojny trzydziestoletniej 10 VI 1633 roku,wojska saskie spaliły kościół razem z całym miastem.Po pożarze,część okien zamurowano,sklepień nie odbudowano,lecz dano płaski sufit-drewniany strop.
Prezbiterium zasklepiono kolebką z lunetami.
W latach Kulturkamptu,władze pruskie w 1875 roku,odebrały kościół katolikom i przekazały go gminie starokatolickiej.Odzyskano go dopiero w 1893 roku.
Po II Wojnie Światowej świątynia,do czasu wyremontowania kościoła parafialnego,stanowił centrum życia religijnego mieszkańców Sobótki.
W 2000 roku,ks.Henryk Kard.Gulbinowicz,Arcybiskup Metropolita Wrocławski,oficjalnie erygował lokalne  Sanktuarium św.Anny.
Na uwagę w kościele zasługują:
-dwa piaskowcowe portale w zakrystii z 1701-1702 roku.
-portal kruchty południowej z XVIII wieku.
-cztery gotyckie rzeźby z 1500 roku(wys.2,5m),przedstawiające:Matkę Bożą z Dzieciątkiem,św.Annę Samotrzecią,św.Augustyna i św.Jadwigę.
-barokowy ołtarz główny z 1720 roku i pięć figur św.Janów.
-ołtarz Czternastu Świętych Wspomożycieli z 1720 roku.
-ambona i kropielnica z 1726 roku."-informacja z tablicy na budynku kościoła.
















Po obejrzeniu wnętrza kościoła,wychodzimy na zewnątrz i tu,na trawniku mamy okazję zobaczyć zgromadzone z okolicznych miejscowości wyroby z okolicznego budulca.Są tu rynsztoki,słupy graniczne,kamienne drogowskazy itp...
Za kościołem znajdujemy średniowieczne rzeźby kultowe.Jedna to "grzyb",najprawdopodobniej jednak jest to fragment postaci ludzkiej.Druga to" lew romański".
Robiąc zdjęcia,słyszymy bicie dzwonów w kościele św.Jakuba-nawoływanie na mszę.Idziemy więc w tamtym kierunku.










"Romański lew".



"Grzyb"


















Kościół św.Jakuba Apostoła
"W pierwszych latach XIII wieku,Zakon Augustianów zbudował bazylikę romańską,trójnawową,z której pozostały relikty w podziemiach i ściana północna obecnego kościoła.
W 1400 roku,wzniesiono gotycki kościół,trójnawowy,z którego zachowało się prezbiterium widoczne z zewnątrz.Po pożarze w 1739 roku,kościół odbudowano w stylu barokowym.Wieżę nadbudowano w XIX wieku.
Wystrój wnętrza-barokowy.
Ołtarz główny pochodzi z 1740 roku.Jest na nim obraz św.Jakuba-patrona kościoła i miasta,namalowany przez brata Franciszka Feldera w 1770 roku.
Ołtarze boczne:
-"Ołtarz ukrzyżowania" z 1739 roku.
-"Św.Jana Nepomucena" i "Niepokalanego Poczęcia" z 1740 roku.
-"Św.Anny" z XIX wieku.
-"Czternastu Wspomożycieli" XIX wieku.
Ambona z 1650 roku.
Stacje Drogi krzyżowej z 1744 roku.
W przyporze wieży wmurowany romański lew portalowy z XII wieku".-informacje z tablicy wiszącej na kościele.













Wchodzimy do świątyni-jest już otwarty,powoli zapełnia się wiernymi.Do rozpoczęcia mszy jest jeszcze chwila,wykorzystujemy ten czas na chwilę modlitwy i zdjęcia.Trzeba powiedzieć,że wnętrze jest piękne i jasne.Obraz w ołtarzu głównym ma "koronkową" ramę,która przyciąga wzrok.
Opuszczamy kościół,nie możemy zostać na mszy,bo niewiele byśmy później zobaczyli.Musimy liczyć się z tym,ze jesienne dni są krótkie i szybko robi się ciemno.
Idziemy teraz ku naszemu drugiemu celowi.











Idziemy ulicą św.Jakuba,a później ulicą Starego Dębu do podnóża Świętej Góry Pogan-to nasz drugi cel-Ślęża.
Na rozstaju szlaków,zatrzymujemy się i spoglądamy na mapkę z zaznaczonymi szlakami i po krótkiej rozmowie wybieramy żółty szlak,prowadzący do "Domu Turysty pod Wieżycą" i dalej przez Wieżycę na Ślężę.
Ruszamy więc drogą asfaltową,tuż obok parkingów i wchodzimy nią do lasu.
Aleja Sław Kolarstwa.





Widok na Sobótkę z kościołem św.Jakuba.









Mnich





Panorama Sobótki.





Mijamy granitową rzeźbę kultową "Mnicha"-robimy sobie z nią zdjęcia i dość szybko dochodzimy do Przełęczy pod Wieżycą.Tu mamy troszkę dłuższy postój,bo trzeba wejść do schroniska po pieczątkę, rozejrzeć się troszkę i zrobić zdjęcia.
"Na początku XX wieku Towarzystwo Ślężańskie(Zobten-Gebirgs-Verein,ZGV),postanowiło wybudować schronisko na Przełęczy pod Wieżycą(280m n.p.m.). Istniały już wówczas dwa budynki na szczycie Ślęży o tym samym przeznaczeniu.Kolejne schronisko miało zaspokoić wciąż rosnące potrzeby w zakresie bazy gastronomicznej i noclegowej.Ostatecznie schronisko powstało 1927 roku.Miało formę jadalni z werandą,nakrytej wysokim dachem.Drewnianą,jednokondygnacyjną konstrukcję oparto na kamiennej podmurówce.Obiektowi nadano nazwę  Blücherbaude, na cześć patrona Gebharda Leberechta von Blüchera(1742-1819)-feldmarszałka,naczelnego dowódcy wojsk pruskich,wsławionego w walkach z cesarzem francuskim Napoleonem Bonaparte.Schronisko w latach 30-tych rozbudowano poprzez dostawienie do bryły budynku od zachodu trzykondygnacyjnej części hotelowej.
Po II Wojnie Światowej,zarządcą schroniska było Polskie Towarzystwo Turystyczne,a następnie Oddział  Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego.Po wojnie obiekt zaczęto nazywać "Schroniskiem Dolnym",nazwa ta jest używana również współcześnie.W latach 1986-1988 przebudowano m.in. werandy oraz taras przed schroniskiem.W 1986 roku,nadano mu imię Bogusza Zygmunta Stęczyńskiego,XIX-wieczniego podróżnika,rysownika i pisarza,który w swoich wędrówkach zwiedził m.in. Tatry,Bieszczady,Pieniny,a także Sudety,w tym okolice Sobótki.Znany był z tego,że nieraz wędrował jedynie z notatnikiem i szkicownikiem,o chlebie i wodzie,spał pod gołym niebem,o czym pisał w swoich poematach.
Przed kilku laty zmieniono klasyfikację obiektu na Dom Turysty,w związku z czym nie obowiązuje w nim m.in.regulamin PTTK.Budynek dysponuje 40 miejscami noclegowymi w pokojach 1-,2-,3- i 4 osobowych oraz zapleczem gastronomicznym w postaci restauracji na kilkadziesiąt miejsc."-fragment informacji z tablicy przy budynku.
Po rozejrzeniu się i zdjęciach,ruszamy żółtym szlakiem na Wieżycę.





















Opromieniony Radeczek :)

I znów wchodzimy na szlak.Idziemy leśną ścieżką,wijącą i pnącą się coraz wyżej,wśród lasu.Początkowo droga jest łagodna,ale im dłużej idziemy i im wyżej jesteśmy,szlak robi się kamienisty i ostrzej prowadzi w górę.Kamienie mają stalowo-zielonkawy kolor i są wyślizgane,korzenie na ścieżce są powyginane i poskręcane,tworzą schody.Za grubo się ubrałam i coraz bardziej jestem spocona.Zaczynam być zła...i kiedy w końcu staję przed wieżą,która nagle przede mną wyrosła,nie mogę uwierzyć,że tak łatwo się poddałam....ech....
Po ochłonięciu,otarciu potu z twarzy,nabieram dystansu do swoich humorów....
No i cóż się okazało?
Wieża powinna być otwarta,a jest zamknięta!!!!
Szkoda :(
Robimy sobie zdjęcia,póki jeszcze nie ma nikogo z tych,którzy szli za nami i po sesji zdjęciowej idziemy dalej.
Wieża na Wieżycy,jest jedną ze 172 zachowanych wież,zbudowanych ku czci Bismarcka.Budowę wieży zainicjowało Wrocławskie Zrzeszenie Studentów.21 czerwca 1907 roku odbyło się uroczyste otwarcie 15-to metrowej wieży.60 schodów prowadziło na górę,gdzie znajdowała się misa ogniowa.Kilka razy w roku zapalano tam ogień,ku czci Bismarcka.Obecnie misy ogniowej nie ma,a sama wieża służy jako widokowa.Wieże Bismarcka to fenomen,kult tego człowieka zadziwia.Nas zaś sam Bismarck zaskoczył tym jak znał się polityce.To on powiedział,że powinno się dać Polakom wolność a oni sami się załatwią.Mamy wrażenie,że to stwierdzenie pozostaje ciągle aktualne :(
My niestety nie mamy możliwości oglądać widoków rozpościerających się z wieży-ZAMKNIĘTA!!!!!































To dopiero było poszukiwanie żołędzi!!!





Tak więc idziemy dalej.Leśną ścieżką,z błękitem nad nami,wspinamy się na Świętą Górę Pogan-Ślężę.
Góra ta jest też nazywana Śląskim Olimpem.
Owiana jest legendami i magią.Występują tu niezwykłe zjawiska atmosferyczne,odmienne niż w innych miejscach na Śląsku(pioruny,deszcze i mgły). Na tym,górującym nad równiną,miejscu zamieszkało połowę znanych w Polsce gatunków pająków,jedna trzecia nietoperzy,ślimaków oraz motyli,paprocie serpentynowe i trawy kserotermiczne.Masyw Ślęży zbudowany jest ze skał posiadających pozytywną energię i odpornych na wietrzenie:
-garbo-główny budulec Ślęży-masowo występuje na księżycu,amfibolity,serpentynity,granity,łupki i mnóstwo innych.
Ciekawostką geologiczną jest fakt,że wśród minerałów można spotkać kamienie szlachetne i półszlachetne-takie jak:turkusy,nefryty i chryzoprazy-najcenniejszy kamień szlachetny w Polsce.Można też trafić na złoto.










Mijamy wiatę odpoczynkową.Tu dochodzą szlaki-czerwony i św.Jakuba.Droga,a właściwie dwie drogi idące równolegle do siebie,prowadzą nas ku szczytowi.Dochodzimy do krzyżówki szlaków,gdzie pod zadaszeniem stoją dwie kamienne postacie-Panna z rybą i Niedźwiedź.
Legenda o Pannie z rybą i Niedźwiedziu:
„Na początku XII wieku,dumnie spoglądał ze szczytu Ślęży na uroczą śląską krainę zamek bogatego i szanowanego fundatora kościołów i klasztorów - Piotra Włostowica. W przestronnych komnatach zamkowych nie słychać było żadnych niepokojących odgłosów szczęku broni; na dziedzińcu nie zbierali się też rycerze, by ćwiczyć się w wojennym rzemiośle, a potem wyruszać na wojenne czy łupieżcze wyprawy. Bo też nie dla pozoru jedynie podawał się Piotr Włostowic za zwolennika pokoju, lecz starał się aby na stałe gościł on także w jego własnym domu.
Do rozrywki i przyjemności mieszkańców zamku służyło kilka niedźwiedzi, które trzymano na dziedzińcu, w pomieszczeniu otoczonym ze wszystkich stron wysokimi kratami. Jeden opiekun troszczył się o nie i tresował po to, aby mogły się one pokazywać przed dworzanami, zajmować i bawić ich swymi ruchami i sztuczkami.
Jeden z owych oswojonych niedźwiedzi zaprzyjaźnił się w sposób szczególny z pewną służącą o imieniu Gertruda. Jednocześnie był on ulubieńcem pani zamku i żony Piotra Włostowica - Marii. Jako że miś ten przepadał za rybami, Gertruda otrzymywała od czasu do czasu od swej pani polecenie, aby przyniosła niedźwiedziowi jego przysmak. Kiedy tylko Gertruda schodziła ze stoku góry Ślęży, niedźwiedź, dobrze znający cel jej wypraw, również schodził za nią do połowy drogi, aby tutaj odebrać od niej ciężar i przekazać go potem swej pani.
Pewnego dnia dziewczyna znów zeszła, aby kupić ulubioną potrawę niedźwiedzia. Ponieważ znacznie spóźniała się z powrotem, miś musiał na nią czekać. Kiedy wreszcie dotarła do miejsca, gdzie oczekiwał jej niedźwiedź, ten rzucił się łapczywie na nią chcąc pośpiesznie dosięgnąć koszyka. Ale dziewczyna zeszła na skraj drogi i, jak to miała w zwyczaju, drażniła niedźwiedzia, podstawiając mu pod nos wyciągniętą z koszyka rybę.
Tym razem jednak niedźwiedź, który zniecierpliwiony był już długim czekaniem, nie był skory do igraszek. Rozzłoszczony stanął na swych tylnych łapach i natarł na dziewczynę, która zaczęła się dzielnie bronić. Będąc w najwyższej opresji, wzięła swą długą szpilę, którą spięta była jej chusta i wbiła ją głęboko w oko niedźwiedzia. Miś zaryczał przeraźliwie z bólu i z nową wściekłością rzucił się na nią, zabijając bezbronną i ciężko ranną już dziewczynę. Potem zaś sam padł martwy przy nogach swej niedawnej ofiary, przygniatając koszyk, którego zawartość należała teraz już tylko do niego.
Kiedy następnego dnia szukano zaginionej służącej i niedźwiedzia, znaleziono oboje martwych, skąpanych we własnej krwi. Pani zamku rozkazała na owym miejscu wznieść pomnik, który stoi tam po dzień dzisiejszy.”
spisał Georg Hyckel
przetłumaczył Robert Kolebuk
Przystajemy,robimy zdjęcia i po sesji ruszamy dalej.




























Powoli pniemy się coraz wyżej,idąc kamienistą drogą.Zawsze w takich miejscach,zastanawiam się jak w dawnych czasach,ludzie wjeżdżali na szczyt?
Rozmyślając o czasach nam odległych,trzeba wspomnieć postać Piotra Włosta-możnowładca śląski,palatyn Bolesława Krzywoustego.To do Niego i Jego rodziny należała Ślęża.Sprowadził na Ślężę zakon Augustianów,ufundował kościół i klasztor na szczycie,którzy z przyczyn ostrego klimatu,panującego na górze przenieśli się do Wrocławia.Za Jego czasów na szczycie był zamek-najprawdopodobniej na jego szczątkach wybudowano najpierw kaplicę,a później kościół.Pojął za żonę,księżniczkę Marię,córkę Olega Michała,siostrę nieżyjącej żony Bolesława Krzywoustego.Pojechał do Marii jako swat,w imieniu owdowiałego przyjaciela-księcia Bolesława.Okazało się,że oboje przypadli sobie do gustu i wszystko zakończyło się ślubem.Dzięki temu mirażowi,Włost stał się jednym z pierwszych ludzi w państwie i szwagrem następcy tronu.Okoliczności jego małżeństwa nie znalazły uznania w oczach kościoła.Za swój czyn dostał surową pokutę-musiał ufundować siedemdziesiąt lub więcej kościołów.Swą pokutę wypełnił.Po śmierci Krzywoustego,Piotr był wykonawcą ostatniej woli Bolesława,przez co popadł w niełaskę żony Władysława II Wygnańca.Został uznany za zdrajcę,podstępnie porwany,osadzany w więzieniu,oślepiony,a dodatkowo obcięto mu język.Po wykonaniu wyroku w kraju zaczęło wrzeć.Wojna domowa była nieunikniona.Udało się jednak jej zażegnać,a Władysław został ostatecznie pokonany i musiał uchodzić z Polski, stąd jego przydomek "Wygnaniec". Po wygnaniu Władysława,Piotr został przywrócony do łask i odzyskał majątek,ale wiek i kalectwo nie pozwalały mu na działalność polityczną.Legenda głosi,że w cudowny sposób odzyskał wzrok i mowę.Zmarł w 1153 roku,został pochowany obok żony w opactwie św.Wincentego na Ołbinie,we Wrocławiu.
Postać Piotra Włosta-jego życie i śmierć owiane są wieloma,niesamowitymi historiami i legendami,tak jak Ślęża,idealnie więc pasuje do tej góry.
Powstanie Ślęży też ma swą legendę.
"Przed wielu,wielu laty,diabły zawistne o dzieło Pana Boga,któremu tak pięknie udała się ziemia śląska,postanowiły zniszczyć i zasypać kamieniami całą krainę,aż po dzisiejszy Wrocław.Czasu miały jednak niewiele-od wiosennego zrównania dnia z nocą do Nocy Świętojańskiej.Zaczęły więc znosić potężne bloki skalne i budować ogromne góry.Tak powstały Sudety ze swym najwyższym szczytem Śnieżką.Dni było jednak coraz mniej i sił,mimo że piekielnych,przy tej ciężkiej pracy ubywało.Kolejne usypiska były więc coraz mniejsze i nie tak starannie uformowane.Wzgórza Łomnickie,na przykład,stanęły w poprzek Karkonoszy.Nadeszła wreszcie Noc Świętojańska-koniec diabelskiej roboty-w ostatniej więc chwili gdzieniegdzie na Przedgórzu czarty usypały kamienne kopce.Między dwoma takimi wzniesieniami, położonymi najdalej na północ od Karkonoszy,w okolicach dzisiejszej Sobótki,znajdowało się jedyne wejście do piekieł.Pewnego poranka jedną z tych gór,zwaną kiedyś Górą Anielską,a dziś Gozdnicą, opanował hufiec aniołów i zaatakował armie piekielne stojące na Raduni.Rozgorzała zacięta walka,w której bronią były bloki skalne.Pociski były tak ciężkie,że nie dolatywały do celu.Spadając w połowie drogi zamknęły wejście do piekła i utworzyły nową wielką górę,Ślężą później nazwaną.Gdy zobaczył to Lucyfer zdenerwował się okrutnie i chwyciwszy potężną skałę rzucił ją w kierunku aniołów-tak powstała Stolna.Następny pocisk też był niecelny;upadł przed górą zajętą przez anioły i tak utworzyło się wzniesienie dziś zwane Wieżycą.Zrozpaczony czarci dowódca tupnął kopytem z taką siłą,że ziemia się przesunęła i tak powstała przełęcz Tąpadła oddzielająca Ślężę od Raduni.Od tej pory diabły nie mogąc dostać się do swej siedziby nasyłają na Ślężę burze i pioruny,z nadzieją,że kiedyś odsłoni się na powrót wejście do piekieł."
Nawet w dzisiejszych czasach,Święta Góra Pogan,doczekała się rozgłosu.Za sprawą bytu nierzeczywistego,zwanego Samuel,który kontaktował się osobami o zdolnościach paranormalnych,powstał "Projekt Cheops". Byt wskazał Ślężę,gdzie ukryty został skarb,dzięki któremu,gdy zostanie odkryty,nie nastanie koniec świata.I wiecie co się stało? Powstał Projekt Cheops,ruszyły prace archeologiczne.Odkryto ruiny XII-wiecznej warowni i fragment granitowej,romańskiej rzeźby-uznano to za sukces i koniec świata zapowiadany na 2012 rok nie nastąpił!!!! Cieszmy się więc!!!!
Jakby nie mówił o tej górze,to i tak zadziwia i zaskakuje i pewnie ma jeszcze mnóstwo tajemnic,których pilnie strzeże :)






















Ja wchodząc na szczyt,nie odczuwam jakiejś magii.Polana,na której stoi schronisko,obok jest budynek radiowo-telewizyjnej stacji nadawczej i maszt telewizyjny.Nad tym góruje kościółek.
Pierwsze pytanie na górze zadał Radek.Idziemy od razu,z marszu do kościółka i na wieżę widokową,czy najpierw odpoczywamy? Oczywiście odpowiedź była jedna-idziemy od razu!
Wędrujemy po schodach,do niewielkiego kościółka.Zaglądamy do środka-wnętrze jest rozkopane.Widać,wciąż trwają tu prace wykopaliskowe(a może nadal poszukują skarbu???).
"Kaplica na ruinach średniowiecznego zamku przypuszczalnie powstała tu w XVI w. Kolejna budowla była barokowa i stanęła w latach 1698-1702 z fundacji opata augustiańskiego Johanna Siverta,co po dziś dzień upamiętnia tablica inskrypcyjna w elewacji kaplicy.Jednonawowa,bez wieżowa świątynia,zwrócona szczytową fasadą ku polanie,miała otwarte na zewnątrz arkadowe ganki-murowany odpowiednik sobót w kościołach drewnianych-służące wiernym jako schronienie podczas niepogody.Napływający na Ślężę i biesiadujący na jej szczycie w coraz większej liczbie turyści,często ewangelicy,w mniejszym stopniu zainteresowani byli kultową funkcją fundacji opata Siverta,zwłaszcza że od 1812 r. szczyt Ślęży stawał się coraz częściej celem wycieczek wrocławskich studentów.Te hedonistyczne eskapady rozbawionej młodzieży,tzw. komersy,ocierały się o granice ówcześnie pojmowanej przyzwoitości,budziły zastrzeżenia rozmaitych władz i opinii publicznej(niepokój budził nadmiar spożywanego alkoholu-w Sobótce głównie win węgierskich,tutejsi mieszczanie musieli ukrywać swoje córki,a na Ślęży królowało już piwo...). W takim klimacie, dalekim od ucieleśnianej przez barokową kaplicę idei sakralizacji góry - symbolu niegdysiejszego pogaństwa-powzięto myśl przekształcenia barokowej budowli i dostosowania jej do nowych wymogów.W 1822 r. w kalenicy dachu kaplicy "wyrosła" okazała ośmioboczna wieża z galerią widokową.Ruch turystyczny nie był jedynym motywem wzniesienia wieży.Drugi to potrzeba stworzenia punktu triangulacyjnego,do czego Ślęża nadawała się idealnie.W tym czasie powstała jedna z wieloarkuszowych map Śląska,tzw. Urmeßtischblätter.Wieża pełniła dwie funkcje:"publiczną"(turystyczną) i "urzędową" (triangulacyjną). Późniejsze dzieje kaplicy na Ślęży są jakby konsekwencją przeobrażeń z lat dwudziestych XIX w.W 1834 r. świątynia spłonęła,po blisko dwudziestu latach (1851-1852) wzniesiono nową z wykorzystaniem starszych murów.Jej projektant,Anton Gericke,w uproszczonych formach powtórzył kształt budowli barokowej.Pół wieku później,w 1901 r.,wieży przydano zachowaną do dziś,choć nie wiadomo dlaczego niedostępną dla turystów,metalowa galeryjkę widokową.W ten sposób stopiły się w nowej kreacji architektonicznej barokowo-kontrreformacyjnej i oświeceniowo-romantyczne tradycje kaplicy."
















Po kilku zdjęciach idziemy za kościółek,w kierunku skałek.Radek mówił coś o wieży widokowej,ale to co ujrzałam,zaskoczyło mnie totalnie.
Żelbetonowa,trzypiętrowa konstrukcja,niesamowicie brzydka,z niewielkimi otworami i metalowymi,wąskimi schodami została postawiona przez radzieckich żołnierzy w 1953 roku jako dar dla narodu Polskiego.
Nie wygląda jak wieża widokowa,ale jak zwał,tak zwał-jest to wieża widokowa!!!
Wchodzimy!
Na pierwsze piętro weszłam z plecakiem,ale uświadamiam sobie,że mi on przeszkadza,ściągam więc go i zostawiam na pierwszym piętrze.Wejście na drugie piętro jest już łatwiejsze,ale mimo to i tak uderzyłam się kilka razy w to samo kolano.Strasznie niewygodne są te schody.....
Rezygnuję więc z dalszego wspinania.Widoki i stąd są piękne.Robię zdjęcia i upajam się,lekko przymgloną lub zasmogowaną(jak kto woli)panoramę :)
I kiedy pojawia się Radek,schodzimy.Dopiero na dole mówię o kolanie-siniak będzie jak nic!!!






















Idziemy w kierunku kościółka,ale obchodzimy go od tyłu.Nie wiem czemu,ale wszystko się wyjaśnia,kiedy dostrzegam granitowego misia.Musimy chwilkę poczekać-trochę przy misiu tłumnie.I kiedy nie ma nikogo,robimy sobie z nim zdjęcia.
Po niedźwiadku idziemy popatrzeć na panoramę spod krzyża milenijnego i dopiero teraz idziemy do schroniska.Wszak formalności trza dopełnić.Być na Ślęży i nie mieć pieczątki?Tak się nie da!
W środku niesamowity zgiełk i parno.Mnóstwo ludzi przy stolikach i bufecie.My zadowalamy się pieczątką i wychodzimy na zewnątrz.






































Tu siadamy na ławce.Gorąca herbata z imbirem i kanapki smakują nam wyśmienicie,a deser w postaci ciasta-to juz pełnia szczęścia i rozkoszy dla podniebienia.
Po posileniu się i odpoczynku,robimy jeszcze kilka zdjęć i ruszamy w drogę powrotną.Trzeba wszak wrócić przed zmierzchem.










Schodzimy ta samą drogą do wiaty.Tu zmieniamy szlak na czerwony i nim chcemy dojść do Sobótki.Po drodze mija mnie sporo ludzi wędrujących do góry.Są tacy,którzy idą na szczyt z małymi dziećmi.Nie byłoby w tym nic dziwnego,gdyby to było lato,długi dzień itd....,ale teraz o tej porze roku,szybko robi się ciemno,więc zastanawia nas jak oni będą schodzić w ciemnościach?
Na to pytanie nie uzyskamy już odpowiedzi...
































Masyw Ślęży w oddali.

My jesteśmy szczęśliwi,że udał nam się dzisiejszy dzień.Nawet zapowiedź pogodowa się sprawdziła-im wyżej,tym ładniej:)
Wsiadamy do autka i ruszamy w drogę powrotną.Jadąc teraz,prawie o zmierzchu,kiedy nie ma mgły,widzimy górujący nad równiną Masyw Ślęży.Rano nie było go widać.Zostawiamy Świętą Górę Pogan z tyłu i jedziemy ku znanym nam szczytom.Wracamy do domu.
W drodze towarzyszą nam ogromne klucze lecących gęsi.Nigdy do tej pory nie widziałam tak wielu ptaków w locie.Magia Ślęży zadziałała ? :) Piękny to widok :)


Tak oto kończy się kolejna nasza wędrówka,pora na następną.
Do zobaczenia niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)


P.S.
Siniak na kolanie był jak malowanie!!!!













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz