niedziela, 27 lipca 2014

Św.Jakub,piwo i Zebin :)

Dziś jedziemy do Czech.Z racji tego,że w tygodniu było święto Jakuba,więc mamy w planie odwiedzić kościół pod Jego wezwaniem w Přepeře.Msza się zaczyna o 8:30,więc wyruszamy odpowiednio wcześnie,by zdążyć przed zamknięciem świątyni.Jesteśmy świadomi,że nie damy rady dojechać na całą mszę,bo to wiązałoby się bardzo nieludzką pobudką.
Droga mija nam dość szybko i w Přepeře jesteśmy tuż przed 9-tą.Decydujemy się chwilę zaczekać na zewnątrz,aż skończy się msza.Chodzimy więc dookoła,robiąc zdjęcia i cierpliwie czekamy na koniec mszy.Kiedy ta dobiega końca i wierni opuszczają świątynię,my wchodzimy do środka.
Piękne wnętrze wywiera na nas wrażenie.Sufi,ściany i kolumny,pomalowane są we wzory kwiatowe-mi nasuwa się myśl,że przypomina to wnętrze cerkwi.
Siadamy w ławkach,chwila modlitwy i zadumy,a po niej rozglądamy się ciekawie dookoła,uczestnicząc mimowolnie w tym co się wokół dzieję.
Ksiądz w białej szacie,rozmawia z każdą osobą,pytając o zdrowie itp...dzieci,gaszą świece na ołtarzu i nagle staje się coś,co u nas jest nie do pomyślenia.Do kapłana podchodzi dwoje ludzi.Krótkie powitanie,chwila rozmowy i ksiądz zaprasza Ich do ołtarza.Tu otwiera tabernakulum,bierze kielich z hostią i odprawia skróconą mszę z komunią,a w tym wszystkim,wiernie towarzyszy Mu,stojąc przy Jego boku mała dziewczynka i wszyscy,którzy są jeszcze w świątyni-czyli i my również :)
Po wszystkim,kościół pustoszeje,gasną światła,a my robimy kilka zdjęć ze św.Jakubem.Pani,która widocznie dba o porządek w świątyni,zwraca nam uwagę byśmy nie robili zdjęć,bo nie wolno,bo trzeba mieć zezwolenie z biskupstwa itd....
No cóż,my już zrobiliśmy zdjęcia.
Wychodzimy na zewnątrz,gdzie ksiądz rozmawia z wiernymi.Kiedy nas dostrzegł,wita się z nami serdecznie.Pytamy czy dostaniemy "muszle jakubowe"-niestety,kapłan nas nie rozumie-bariera językowa-ale wygląda na to,że i tak już ich nie ma w sprzedaży.No trudno.Pytamy jeszcze,czy dostaniemy pieczątkę i tu ksiądz odpowiada,że tak,ale musimy chwilkę zaczekać,bo pieczątki są w "farze"-czyli na plebanii,a On jeszcze ma kilka spraw do omówienia z wiernymi.
Radek idzie więc do samochodu po nasze kajety (paszportów nie braliśmy,bo jest w nich coraz mniej miejsca ).
Kiedy kapłan skończył rozmawiać z wiernymi,woła nas i w trójkę idziemy w kierunku plebanii.Przez całą drogę ksiądz z nami rozmawia,mówiąc bardzo powoli,byśmy Go zrozumieli.Na miejscu pyta nas o Drogę-skąd i dokąd idziemy, i jak się tu znaleźliśmy...Odpowiadamy,że idziemy z Krzeszowa do Pragi,ale na dzień dzisiejszy,to doszliśmy do Hirschfelde,a tu przyjechaliśmy specjalnie.
Ksiądz nam powiedział,że jest z zakonu Premonstratensów-u nas to zakon Norbertanów-i kiedy usłyszał,że my wiemy co to za zakon i,że byliśmy w Tepli i zwiedzaliśmy klasztor,wyraźnie się ucieszył.Zaproponował nam kawę,ciastka,paluszki i wodę-na stole stoją różne rodzaje-my jednak poprosiliśmy o wodę ze źródła śv.Zdzislavy-mówiąc,że tam byliśmy.Pijąc powoli wodę,słuchamy kapłana,który opowiada nam,że kościół,w którym ma obecnie posługę,jest Jego drugą świątynią,i to  pod tym samym wezwaniem-św.Jakuba Starszego,że był z wiernymi w Santiago de Compostela i za swoją opiekę nad pielgrzymami,dostał drewnianą figurkę św.Jakuba i różaniec z muszlami,i że św.Jakub Mu towarzyszy i prowadzi Go :)
Pora na nas,żegnamy się z księdzem,dziękując za poświęcony nam czas i miłe przyjęcie.Na odchodne dostajemy życzenia: Dobrej Drogi :)














































































Wsiadamy do autka i odjeżdżamy w kierunku wioski Všeň.Chcemy zobaczyć kościół vizytkovy,usytuowany na krańcu wzniesienia,widoczny z daleka.Parkujemy samochód tuż przy budynku szkoły i idziemy ku świątyni,która otoczona jest wysokim murem.Ku naszemu zaskoczeniu i zdziwieniu,jest to kościół pod wezwaniem św.Filipa i św.Jakuba.Dziś w nim nie ma mszy,ale dzięki rozpisce wiszącej na drzwiach,wiemy kiedy będzie.I to jest powód do powrotu w to miejsce.Robimy kilka zdjęć,schodzimy do samochodu i ruszamy dalej.


























Przed nami Svijany.
Droga mija nam szybko.Parkujemy samochód przy browarze.Krótka sesja zdjęciowa i idziemy na małe zakupy.
"Pierwsze informacje na temat jego istnienia pochodzą z 1564 roku. Od roku 1820 właścicielem tych dóbr był ród Rohanów, później zaś rodzina Kratochvílów. Po 1945 r. browar został skonfiskowany a następnie znacjonalizowany, stając się częścią przedsiębiorstwa państwowego Browary Północnoczeskie. W 1990 roku powstało przedsiębiorstwo Pivovary Vratislavice nad Nisou, którego częścią został też browar Svijany. Następnie w 1997 roku wszedł w skład spółki akcyjnej Pražské pivovary (Browary Praskie). Te zmiany doprowadziły do coraz większego kryzysu i problemów ze zbytem, groziło nawet zamknięcie browaru. W 1998 roku nowym właścicielem została spółka z o.o. Pivovar Svijany s.r.o. (od roku 2005 akcyjna). Dzięki cierpliwej pracy zespołu zdolnych ludzi kierowanych przez dyrektora Františka Horáka oraz pod batutą grupy finansowej LIF, kryzys został przezwyciężony. W roku 2001 przełamano magiczną granicę stu tysięcy, w 2005 zaś dwustu tysięcy hektolitrów wyprodukowanego piwa. Browar zdobył sobie status jednego z największych niezależnych browarów w kraju.
Jakość svijanskiego piwa doceniono na licznych konkursach, zarówno specjalistycznych jak i laickich. Tutejsze piwo zdobywało nagrody i tytuły, m. in. tytuł Piwo Republiki Czeskiej. Dyrektora browaru, pana Františka Horáka, uznano za Postać Browarnictwa Regionu Libereckiego, piwowarem roku został Petr Menšík. Od 1998 roku każdy nowy typ piwa zdobywa jakąś nagrodę w konkursach degustatorskich i w różnych ankietach przeprowadzanych wśród konsumentów.
Svijanskie piwo dystrybuowane jest nie tylko w okolicy browaru, staje się coraz bardziej popularne także w szerzej rozumianym regionie a nawet za granicą. Na przykład w Niemczech Svijany z beczki serwowane jest już w kilkudziesięciu restauracjach. Piwo sprzedają też duże sieciowe sklepy, „svijanskie“ restauracje natomiast odwiedzić można nie tylko w Czeskim Raju i rejonie Liberca, ale też w Pradze i Brnie, czy nawet w okolicach Pilzna albo w Czechach Południowych. Na mały ruch z pewnością nie może też narzekać przytulna restauracja na terenie samego browaru.
Browar Svijany korzysta z klasycznej technologii produkcji, dzięki której zachowany jest charakter znanego na całym świecie czeskiego piwa typu pilzner. Piwo nie jest w żaden sposób chemiczne udoskonalane ani pasteryzowane.
Asortyment: Svijanská desítka 10 %, Svijanský Máz 11 %, Svijanský Rytíř, Kvasničák, Svijanský Kníže 13 %, Svijanská Kněžna 13 %, Baron 15 %."-tekst ze strony http://www.cesky-raj.info/dr-pl/988-browar-svijany.html
W przybrowarowym sklepie,kupujemy obowiązkowo piwo,vizytkę turystyczną dla mnie-Radek już ma,bo był tu kiedyś,a o Jego pobycie w Svijanach można przeczytać tu:http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/07/trzeci-swiat-kolei.html
-znaczek turystyczny i koszulkę dla Radka.Stemplujemy mój dzienniczek turystyczny i resztę naszych kajetów.Robimy jeszcze kilka zdjęć,wsiadamy do samochodu i jedziemy do miasta Rumcajsa i Albrechta z Valdštejna.


















Przed nami Jičín.Parkujemy samochód w rynku i idziemy do punktu informacji turystycznej-potrzebna nam mapka.W Jičínie byliśmy kilka razy,ale i tak mamy zaległości vizytkove,więc dziś jest okazja by je nadrobić.W informacji turystycznej kupujemy vizytki,które mają,stemplujemy nasze dzienniczki i kajety,bierzemy folderki,ale nie znajdujemy żadnej mapki :( No cóż,będziemy musieli sobie jakoś poradzić.
Historia miasta:
"Kraina Jičínska dzięki dobrym warunkom geograficznym i klimatycznym jest zamieszkana już przez osiem tysięcy lat. Intensywne zasiedlanie przez pierwszych osadników przebiegało przez szóste i pierwszą połowę piątego tysiąclecia przed naszą erą. Rozwijało się w epoce kamienia i epoce brązowej (kultura unietycka i ludność pól popielnicowych).
Pierwszą znaną właścicielką Jičínska była czeska królowa Guta (+ 18. 6. 1297). Jičín został zbudowany w latach 1297 - 1304. Miastem królewskim był do 1337 roku, potem należał do znanych rodów Vartenberków, Trčků z Lípy i Smiřických. Po bitwie na Białej Górze właścicielem i dziedzicem krainy w ramach ugody stał się wojewoda Albrecht Wacław Euzebiusz z Valdštejna.
Jego panowanie połączone jest z wojną trzydziestoletnią i epoką baroku. W czasie jego panowania, kiedy w Europie szalała wojna trzydziestoletnia, a w Czechach był głęboki kryzys, cesarski generał budował w Jičínie swoją rezydencję. W okresie największego upadku miasto przeżywało intensywny rozwój, ponieważ był nie tylko bystrym wojewodą, ale świetnym politykiem i ekonomistą. Miał on prawo wybijania monet oraz nadawania tytułów szlacheckich. Z tych czasów pochodzi określenie TERRA FELIX - Szczęśliwa ziemia, obszar, który omijały walki, i w którym obowiązywało inne prawo.
W 1813 roku cesarz Franciszek I. został zaproszony przez Ferdynanda z Trauttmansdorffu na zamek do Jičína, aby ze swoimi sojusznikami (car Alexandr I. przebywał w Opočně, pruski król Fridrich Vilém III. w Ratibořicích) przygotować wspólny plan przeciwko napoleońskiej Francji. Życie w mieście wyraźnie zmieniała wojna prusko-austriacka w 1866 roku. Jičínská bitwa z 29 czerwca stała się punktem zwrotnym toczącej się wojny. To spotkanie ujawniło wszystkie niedostatki w uzbrojeniu austriackiej armii.
Ostatnim szlacheckim rodem, właścicielem Jičína i okolic, byli Trauttmansdorffovie. W 1936 roku miasto odkupiło zamek, Libosad z loggiami oraz grunty."-tekst ze strony:  http://www.jicin.org/pl/historia/
"Jičín to też rozbójnik Rumcajs – tytułowa postać z cyklu powieści Václava Čtvrtka oraz z czechosłowackiego serialu animowanego dla dzieci w reżyserii Ladislava Čapka pod tytułem Rozbójnik Rumcajs. Twórcą graficznego wizerunku rozbójnika jest malarz Radek Pilař. Cykl powieści liczy osiem tomów, z tego w Polsce wydano do tej pory tylko cztery z nich - pierwszy, piąty, szósty i siódmy. Serial liczy 39 odcinków.
Rumcajs pochodził z Jičína i był z zawodu szewcem; rozbójnikiem został z życiowej konieczności. Miał żonę Hankę (w czeskim oryginale Mankę), a także synka Cypiska; nie rozstawał się z charakterystycznym pistoletem. Cała trójka mieszkała w jaskini w Rzaholeckim Lesie. Wrogami Rumcajsa byli Książę Pan i Księżna Pani; wokół tego konfliktu toczyła się fabuła bajki.
W wersji polskiej narratorem był Bogusław Sochnacki."-Wikipedia
Zanim ruszymy na szlak,zaglądamy do kościoła św.Jakuba.



































"Kościół św.Jakuba Starszego,zbudowany został przez Wallensteina na miejscu kilku wyburzonych domów ok. 1627 r. jako wczesnobarokowy obiekt wg planów G. Pieroniego na rzucie greckiego krzyża. Do 1628 r. budowę nadzorował A. Spezza, od 1632 r. N. Sebregondi. Początkowo Wallenstein pragnął wybudować katedrę dla nowego biskupstwa, po jego śmierci w 1634 r. prace jednak wstrzymano. Po dokończeniu budowy kościół dwa razy nawiedził pożar, następnie wyremontowano go w stylu szczytowego baroku a w 1701 r. poświęcono. Z tego okresu pochodzi późnobarokowe wyposażenie, które zachowało się do dziś. Neoklasycystyczna fasada ukończona została dopiero w 1867 r.
Nad wszystkimi pomieszczeniami dodatkowymi znajdują się oratoria, do jednego z nich przejść można z zamku - muzeum wspinając się po murowanych schodach wspartych na łukach."-tekst ze strony:http://www.jicin.org/dr-pl/4965-ko-cio-w-jakuba-wi-kszego-jiczyn.html
Wchodzimy do świątyni na chwilę modlitwy i zadumy.Robimy zdjęcia i wracamy do samochodu,gdzie zostawiamy folderki,by ruszyć na szlak bez zbędnego ciężaru.


























Drogowskaz w rynku wyznacza nam kierunek do Milohlidki-najstarszej wieży widokowej w CzeskimRaju,na wzgórzu Čeřovka.Idziemy więc uliczkami miasta.Żar z nieba się na nas leje,pomiędzy budynkami próżno szukać jakiejś ochłody,a picie zostało w samochodzie :(
I tak w upale dochodzimy do sporego skrzyżowania.Pięć ulic i żadnego odnośnika,którą z nich mamy iść.Stajemy zdezorientowani.Dokąd teraz??? Skwar "leje" się nieba,a tu nikogo nie ma,nie ma więc kogo zapytać o dalszą drogę :(
Stoimy tak chwilę,zastanawiając się co robić dalej???
Decydujemy się skręcić w prawo,mając nikłą nadzieję,że dojdziemy choć do Valdštejnskiej lodžii.Idziemy więc do końca ulicy i wychodzimy na Aleję Lipową.Radość nasza jest wielka,bo to jedna z naszych zaległości vizytkovych :)






















Czterorzędowa aleja lipowa której długość sięga 1,7 kilometra,jest obsadzona około 1000 drzew.Stare lipy są ponumerowane i solidnie obcięte,dlatego też korony drzew są niewielkie,ale mimo to dają cień i my się nim cieszymy.Młode drzewka,natomiast są odpowiednio zabezpieczone by mogły spokojnie rosnąć.Wędrujemy szutrową ścieżką,pomiędzy dwoma rzędami lip.Cień drzew daje osłonę przed słońcem,a my się z tego cieszymy.Kiedy zbliżamy się ku końcowi alei,dostrzegamy po lewej stronie,w oddali wzgórze z białą kapliczką.Zastanawiamy się czy to nie jest czasem Zebin?-nasza kolejna vizytkova zaległość???
Na końcu alei,okazuje się,że przed nami jest Valdštejnská lodžia,a jeśli skręcimy w lewo,to dojdziemy do wzgórza Zebin.No cóż wybór jest prosty-najpierw Zebin,a dopiero później Valdštejnská lodžia.
Idziemy więc w skwarze uliczką,która doprowadza nas do kościoła z cmentarzem i drewnianą dzwonnicą.Robimy sobie krótki odpoczynek i zastanawiamy się,czy jest sens wspinania się na szczyt.Upał powoli daje się nam we znaki,ale mimo to postanawiamy wdrapać się na górę.Przed wejściem na ścieżkę wiodącą na szczyt,znajduje się tabliczka z ostrzeżeniem o elektrycznym pastuchu i numery telefonów..Trochę jesteśmy zaskoczeni i zdziwieni,ale kiedy jesteśmy coraz wyżej,dostrzegamy z lewej strony łańcuchy i po prawej stronie linki pastucha elektrycznego.I już nas nie dziwi ostrzeżenie na dole.Ścieżka jest dość stroma i wąska.Trzymając się jedną ręką łańcucha,odruchowo można chwycić za linkę pod prądem :( Nikomu tego nie życzę!!!My pilnujemy się by tego nie zrobić i krok,po kroku wspinamy się na szczyt.Osiągamy go w niesamowitym upale....


























Z lewej łańcuch,a z prawej elektryczny pastuch...







Zlani potem,z językami wyschniętymi na wiór-(mój plecak z piciem został w aucie)-stajemy przed kapliczką barokową św.Marii Magdaleny na szczycie Zebina i zapominamy o tym,że chce nam się pić.Widoki rekompensują nam wszystko,a pełni szczęścia i radości dodają motyle."Tańczą" nam nad głowami,kusząc swym pięknem,jednak żaden z nich,ani na chwilę nie przysiadł na dłużej by móc mu zrobić zdjęcie.Pazie królowej,są niesamowicie zaabsorbowane podniebnym "tańcem" i za nic mają ludzi...Obserwujemy motyli balet i ciesząc się tym widokiem-odpoczywamy :)










Po odpoczynku,przyszła pora powrotu.Trza się zmierzyć z zejściem z Zebina.
Zawsze łatwiej jest wejść,niż zejść,ale skoro wdrapaliśmy się na szczyt,to i powinniśmy dać radę z niego zejść.Radek idzie pierwszy,a ja za Nim.Idę niesamowicie powoli,trzymając się łańcucha-uważając by nie złapać się za elektrycznego pastucha.Jest mi trudno schodzić,bo stopy ślizgają się w sandałach (buty zostały w aucie!!!!).Powoli,krok,za krokiem,trzymając się dwiema rękami łańcuchów udaje się nam zejść.W cieniu,przy drewnianej dzwonnicy,nabieramy oddechu i odpoczywamy,a po odsapnięciu,powoli wychodzimy na "zalaną" słońcem ulicę.Zero wiatru,upał staje się nieznośny,a nasze ciała nagle przypominają sobie o wodzie!!!
PIĆ !!!!!
I tak,z "językami na brodach",wyschniętymi na wiór,dochodzimy do Valdštejnskiej lodži.
Przez otwartą bramę,wchodzimy do Zebínskeho Dvoru.Stajemy na dziedzińcu,rozglądamy się,robimy zdjęcia i znów na chwilę zapominamy o piciu.Jednak gdy dostrzegamy studnię z pompą i wiadrem-pić chce się nam jeszcze mocniej....Radek usiłuje napompować trochę wody,ale skutek jest taki,że po kilkukrotnym pompowaniu,do wiadra,z kranu nie spada ani jedna kropla :( A pić chce się jeszcze mocniej!!!!! I kiedy Radek rezygnuje z pompowania,ja słyszę jak woda z pompy spada z powrotem do studni.Mówię o ty Radkowi,a On zaczyna na nowo pompować i po pewnym czasie z kranu leci woda :)
Pijemy ją z dłoni,ciesząc się i rozkoszując jej smakiem :)
Ukoiwszy pragnienie,opłukuję stopy,wylewając na nie nie wodę z wiaderka-były strasznie okurzone!!!!
Teraz dopiero zaczynamy zwiedzać Zebínský Dvůr :)
Najpierw rozglądamy się po dość sporym dziedzińcu dworskim.Tuż przy studni,z której piliśmy wodę,znajdujemy niewielki drewniany budyneczek.Obchodzimy go dookoła.Na ścianach znajdują się mapy nieba,z gwiazdozbiorami zodiaków,znajdujących się aktualnie na nieboskłonie.Wchodzimy do środka i okazuje się,że jest to camera obscura.Oglądamy wszystko spokojnie i powolutku przechodzimy do letniego pałacu Valdštejná.




































"Albrecht Wenzel Eusebius von Wallenstein (albo Waldstein).Po czesku Albrecht Václav Eusebius z Valdštejna - wybitny szlachcic, mąż stanu, wódz...
Urodził się w 1583 r. w Heřmanicach pod Jaromierzem, w niewielkim majątku Viléma z Valdštejna i Markéty z domu Smiřickiej.
Rodzice zmarli wcześnie; w 1595 r. rozpoczyna naukę w szkole czeskich braci w Košumberku, następnie w ewangelickim gimnazjum w śląskiej Złotoryi (wtedy Goldberg).
W 1599 r. przenosi się do akademii w Altdorf, jednak z powodu złego zachowania już po pół roku ją opuszcza. Następnie podróżuje po Niemczech, Francji, Belgii i Włoszech; w 1602 r. wraca do Heřmanic.
W 1604 r. decyduje się na karierę wojskową - rozpoczyna jako chorąży - fendrych - na Węgrzech, gdzie walczy przeciw Turkom.
Około 1607 r. przechodzi na katolicyzm.
W 1609 r. żeni się z bogatą wdową Lukrecją Nikossie von Landeck (1582-1614); zamawia horoskop u Jana Keplera, ten przepowiada mu wielką władzę i bogactwa.
W 1615 r. w stopniu podkomorzego jest dworzaninem arcyksięcia Ferdynanda Styryjskiego, późniejszego czeskiego króla i cesarza.
Powstanie stanów czeskich przeciw Habsburgom i jednocześnie początek wojny trzydziestoletniej (1618) zastają go jako bogatego morawskiego szlachcica, dbającego o rozkwit rozległych dóbr w Morawskiej Wołoszczyźnie (Valašsko).
W 1619 r. dowodzi piechotą morawskich stanów. Kiedy tylko Morawy tracą neutralność i dołączają do powstania, siłą przywłaszcza sobie kasę wojskową i zawozi pieniądze cesarzowi.
W Czechach i na Morawach zostaje w związku z tym uznany za wyjętego spod prawa, jego majątek podlega konfiskacie. Zyskuje jednak zaufanie cesarza.
Porażka czeskiego powstania w bitwie na Białej Górze (1620) oznacza dla niego zwycięstwo, dowodzi oddziałami wojsk pilnujących kapitulacji północnoczeskich miast, znów obejmuje swoje włości.
Jest pułkownikiem, zajmuje się aprowizacją i żołdem swych wojsk, dzięki którym likwiduje ostatnie ogniska powstania w 1621 r.; następnie zaczyna prowadzić działania mające na celu pomnażanie majątku.
W 1622 r. skupuje jako konfiskaty dobra frydlanckie i libereckie, później zdobywa dobra rodu Smiřickich; poprzez kolejne zakupy i sprzedaże formuje przyszłe księstwo frydlanckie - Friedland.
W 1623 r. otrzymuje tytuł księcia frydlanckiego; dla swego księstwa wywalcza przywilej częściowej suwerenności, państwa w państwie. Małżeństwo z Izabelą Katarzyną, córką hrabiego Harracha, wzmacnia jego wpływy na dworze.
W Jiczynie od 1624 r. trwa zaprojektowana przez włoskich architektów przebudowa tego, wybranego na siedzibę, miasta. Wallenstein zaprasza tam jezuitów, otwiera gimnazjum, planuje powstanie uniwersytetu, założenie biskupstwa; przygotowuje grunt pod zakładanie klasztorów, jest sprawnym zarządcą i managerem całego obszaru swych dóbr.
W 1625 r. zostaje awansowany na księcia, cesarz mianuje go naczelnym dowódcą swych wojsk wysłanych do państwa niemieckiego.
Werbuje ogromną armię, jaką cesarz dotąd nigdy nie dysponował, organizuje jej aprowizację, odnosi wraz z nią sukcesy w walkach w 1626 r. na północy Europy.
W 1627 r. odbywa wyprawę na Śląsk, wypędzając stąd resztki armii Mansfelda, zdobywa księstwo żagańskie; jego armia dociera do brzegów Bałtyku.
W 1628 r. zostaje księciem meklemburskim i jednocześnie księciem Świętego Cesarstwa Rzymskiego, kilka miesięcy potem mianowany cesarskim generałem nad marynarką bałtycką i oceaniczną. Wzrost jego potęgi budzi zawiść i sprzeciw nieprzyjaznych kręgów politycznych.
Nieprzyjaciele naciskają na odwołanie go z funkcji generalissimusa i rozwiązanie jego armii, dochodzi do tego w 1630 r.
Następują zwycięstwa szwedzkiej i saksońskiej armii i zajęcie Czech (1631 r.), co zmusza cesarza do zwrócenia się do Wallensteina z prośbą o ponowne podjęcie się dowództwa.
Wypiera armię saksońską z Czech, inicjatywa jest znowu po stronie wojsk katolickich (1632 r.). Jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Europie - za zdradzenie cesarza strona nieprzyjacielska oferuje mu koronę i objęcie tronu czeskiego, dochodzi do kilku tajnych spotkań.
W 1633 r. po kilku działaniach wojennych, w których był w stosunku do nieprzyjaciół albo nad podziw pobłażliwy albo bierny, rośnie brak zaufania do jego osoby, dłuższe utrzymywanie go przy władzy nad wojskiem zaczyna wydawać się niebezpieczne.
W 1634 r., już śmiertelnie chory, pozbawiony zostaje dowództwa, uznany za zdrajcę i zamordowany w Chebie.
Pochowany został w 1636 r. w klasztorze kartuzjańskim w Valdicach; po kasacie klasztoru jego szczątki zostają stąd jednak w 1785 r. przewiezione do Mnichovo Hradiště.
Napisano o nim już wiele książek i opracowań badawczych, które stawiają zawsze, wprost lub nie, pytanie: czy w Chebie zamordowany został zdrajca, czy w niezrozumiały sposób wierny cesarzowi sługa?"-teks ze strony http://www.albrechtzvaldstejna.cz/pl/albrecht-wenzel-eusebius-von-wallenstein-albo-waldstein.html
"Loggia Valdštejnská lodžie jest jednym z najcenniejszych zabytków kultury i architektury Jičínska. Jest częścią kompozycji krajobrazowej, której koncepcja powstała w czasach Albrechta z Valdštejna, który chciał z Jičína wybudować stolicę swoich rozległych majątków. Loggia została wybudowana w latach 1630 - 1634 według projektu włoskiego budowniczego N. Sebregondiego. W 1813 roku dokonano drobnych przebudów. Do loggii należy też rozległy zwierzyniec i park zwany Libosad."-tekst ze strony http://www.albrechtzvaldstejna.cz/dr-pl/954-valdstejnska-loggia.html.
Wysokie pomieszczenia letniego pałacu,dają przyjemny dla nas chłód i wywierają przyjemne wrażenie.Oglądamy wystawy,podziwiamy piękno starej budowli.Wolniutko chodzimy po wnętrzach letniej rezydencji,robimy zdjęcia i oglądamy wszystko.
















































Kiedy już obejrzeliśmy wszystko w środku,wychodzimy do parku.Spacerowym krokiem przechadzamy się alejkami pomiędzy starymi drzewami.Odpoczywamy od upału,chroniąc się w cieniu,które drzewa oferują.Jednak pora powoli wracać...


\







....i znów idziemy Aleją Lipową.Jednak tym razem wędrujemy asfaltową,ścieżką rowerową-czyli idziemy drugą stroną czterorzędowej alei.
\
Cieszymy się,że udało nam się być w tak pięknych miejscach.
Zanim wsiądziemy do samochodu,idziemy zrobić sobie zdjęcia ze smokiem i z figurą Valdštejná na dziedzińcu Jičínskeho zamku i dopiero po nich,spacerowym krokiem przechadzamy się po rynku  Jičína.
\

















Po sesji zdjęciowej,idziemy do samochodu.Wypijamy wszystkie picie jakie mamy,zaspokajając pragnienie,wsiadamy do autka i jedziemy ku granicy.Zanim jednak wrócimy do Polski,zjeżdżamy nad Izerę.Zostawiamy samochód w cieniu drzew,pakujemy do plecaków ręczniki i ubrania na przebranie i idziemy się wykąpać....
Woda w rzece cudnie obmywa nasze ciała z całodziennego potu i sprawia,że odżywamy,nabierając energii :)
Teraz możemy już wracać do domu !!!
Tak oto kończy się cudowny i zaskakujący dzień,pełen wrażeń i piękna :) Następne wciąż przed nami,więc do zobaczenia już niebawem :)

Danusia i Radek :)