niedziela, 22 marca 2015

Janov nad Nisou,Vysokie nad Jizerou :)

Wczoraj gdy zapytałam Radka,co będziemy robić jutro?-usłyszałam: wszystko zależy od pogody.Rajdowa wycieczka jest niesamowicie kusząca,ale przydałoby się by było słońce i błękit nieba.Tak więc wszystko rozstrzygnie się rano.
A ranek obudził nas mgłą i szarością...
Niespiesznie zjadamy śniadanie i pijemy kawę,rozmyślając przy tym dokąd dziś ruszyć.Radek proponuje wyjazd do Czech i Muzeum w Vysokim nad Jizerou.
I kiedy już wiemy dokąd pojedziemy,dzwonimy do Macieja z pytaniem czy da radę bardzo szybko się wyszykować i pojechać z nami?
Maciej odpowiada,że da radę.Jedziemy więc po Niego i w drogę!!!
Jedziemy więc ku granicy,mijamy spalone Muzeum Juna,Szklarską Porębę,Jakuszyce-wszystko spowija gęsta mgła,ale kiedy przekraczamy granicę i zbliżamy się do Harrachova,pojawia się słońce i błękit nieba.Radek od razu proponuje zmianę dzisiejszej wycieczki,mówiąc,że Muzeum jest otwarte do 16-tej,więc może wykorzystać pogodę i podjechać do Janova nad Nisou,wejść na punkt widokowy i zobaczyć drogę krzyżową? Zgadzamy się na taką propozycję.Przed nami Janov nad Nisou.










"Pierwszym osadnikiem, według księdza Antonína Feixa, był zbiegły rekrut Johan Wolfgang Reckziegel z Jistebska, który miał dom na wzgórzu, w miejscu, w którym obecnie stoi dom nr 52. Ludzie nazywali go "Hans vom Berge" (Jan ze wzgórza) i na bazie tego powstało określenie Honsberg, później Johannesberg.
Pierwszymi osadnikami byli: 1. Johann Wolfgang Reckziegel, 2. Hubner, 3. Pilz, 4. Hüttmann, 5. Fischer, 6. Jantsch, 7. Reckziegel II. i 8. Zenkner.
Skolonizowanie terenów porośniętych gęstymi lasami było prawdopodobnie bardzo trudnym zadaniem. Pierwsi osadnicy prowadzili stosunkowo ubogie życie i dlatego liczba mieszkańców rosła najprawdopodobniej bardzo powoli, i dopiero po upływie wieku od czasu swojego powstania Janov opisywany jest jako mała miejscowość. Wiarygodne dane np. liczby mieszkańców istnieją dopiero od 1734 roku, wówczas cała parafia miała 500 mieszkańców."-tekst ze strony http://www.janov-n-n.cz/pl/gmina/historia-gminy.html
Zostawiamy autko na niewielkim parkingu przy sklepie,bierzemy plecaki,aparaty,na mapie sprawdzamy którędy mamy iść i ruszamy na szlak.












Idziemy żółtym szlakiem,który prowadzi nas najpierw uliczkami Janova,a po jakimś czasie ostro skręca na ścieżkę w lasek,pnąc się w górę.Wędrujemy więc ścieżką,wśród drzew,mijamy budynek,przy którym głośnym szczekaniem wita nas pies,przechodzimy przez łąkę i znów wchodzimy na leśną ścieżkę.Tym razem delikatniej pnącą się do góry.Przechodzimy obok niewielkiego kamieniołomu i tu ja potrzebuję odejść na bok.Panowie poszli do przodu,a ja idę na przełaj ku skałom,które dostrzegam w oddali.Siła wyższa mnie do tego zmusza.Niestety kiedy do nich docieram,tuż obok mnie pojawia się Radek,a zaraz za Nim Maciej.Skały,które ja dostrzegłam i chciałam skorzystać z ich osłony,to nasz punkt widokowy.






















Tam zmierzam....na skróty....













Rezygnuję więc ze swoich potrzeb na rzecz mężczyzn!!!!
Idę więc za Nimi po kilku schodkach i dostrzegam drugą skałę,a tuż u jej podnóża Radka,który wskazuje na piktogram doklejony do ściany skalnego punktu widokowego,który gdy podchodzę do Niego,pyta mnie czy mam może ołówek?...oczywiście,że mam!!!..mam go w plecaku od czasu gdy,robiliśmy "Zielone Karkonosze" w Kowarach,bo to własnie tam kupiłam go w kiosku.Odrysowujemy więc piktogram do naszych dzienniczków turystycznych i wchodzimy po skalnych schodach na punkt widokowy.




































Kiedy już stoimy na szczycie skalnego punktu widokowego Trniště,rozglądamy się za widokami.Są one niestety zasłonięte przez wysokie drzewa.Mimo to i tak widać wieżę widokową Královka.Rozglądamy się dookoła,robimy zdjęcia i powolutku schodzimy ze skalnego punktu widokowego.Oczywiście ja zostaję w tyle-siła wyższa....
Później doganiam Radka i Macieja i razem dochodzimy do hotelu Hašlerova chata,który jest zamknięty-trwają w nim prace remontowe.Zaglądamy przez szyby do środka,gdzie wszystko wygląda tak,jakby przed chwilą ludzie stąd wyszli...






















Tuż przy hotelu,na skrzyżowaniu dróg odnajdujemy Drogę Krzyżową.Kamienne słupki z ceramicznymi płaskorzeźbami,autorstwa R.Hüttmanna,stoją wzdłuż drogi do Liberca.Kiedyś na kolumnach znajdowały się obrazy namalowane na blasze w stylu ludowym.Josef Klamt zlecił budowę drogi krzyżowej na swojej działce w 1878 roku i wiedzie do źródełka,którego obmurowanie,zlecił młynarz z Hraničnej,Ch. Hirschmann.Całe miejsce zostało poświęcone w 1903 roku i stało się bardzo popularne,przybywały tu zastępy pielgrzymów.Widać,że i dziś sporo tu ludzi zagląda.Spokojnie wędrujemy między kamiennymi kolumnami,robimy zdjęcia,pijemy wodę ze źródełka i postanawiamy powoli wracać do samochodu.Decydujemy się jednak iść inną drogą.

































































































To musiała byś niegrzeczna łapeczka...

















I tak powoli schodzimy asfaltową ulicą do centrum Janova.Z mapy wiemy,że właśnie,gdzieś przy tej drodze stoi stara kapliczka.Dostrzegamy ją tuż za zakrętem.Podchodzimy do niej,zaglądamy do wnętrza przez szybki w drzwiach,ale zdjęć nie da się zrobić,bo pomiędzy drzwiami,a nami jest jeszcze krata.Kiedy tak zaglądamy do środka,tuż przy nas zatrzymuje się samochód i przez otwarte okno Pan siedzący w aucie,coś się nas pyta.W pierwszym momencie myślimy,że chce nas podwieźć do miasteczka,więc odmawiamy,ale po chwili słyszę,że Pan mówi coś o kluczu.I już wiemy,że mamy okazję wejść do środka kapliczki.Pan mówi nam,że ta kapliczka została odnowiona dzięki Niemu,na dwustulecie jej postawienia.Wnętrze jest niezwykle skromne,ale i piękne.Rozmawiamy chwilę z Panem,a po zrobieniu zdjęć,dziękujemy Mu i żegnamy się z Nim.
























Kiedy Pan odjeżdża,my postanawiamy napić się gorącej herbaty i zjeść ciasto.Rozsiadamy się przy stolikach tuż za kapliczką,posilamy się i odpoczywamy dłuższą chwilę.























Po odpoczynku,powoli wracamy już do samochodu.Wsiadamy i jedziemy ku naszemu dzisiejszemu celowi.
W miejscowości Vysoké nad Jizerou jesteśmy trochę po 15-tej.Zostawiamy autko na parkingu w rynku i szybkim krokiem idziemy w kierunku Muzeum z nadzieją,że nam się jeszcze uda wejść.
"Miejscowość powstała najprawdopodobniej w pierwszej połowie XIV wieku, ale jako Vysoká pojawia się w znanych dotychczas źródłach historycznych dopiero w 1352 roku bez wskazania jej stasusu. Jako Alta ciuitas, czyli miasto Vysoká, jednoznacznie zapisana jest dopiero pod datą 4 sierpnia, poniedziałek, 1354 roku. Nie ma pewności co do zwierzchnictwa, które miasto założyło, ani co do władcy, który nadał mu prawa. Pierwsze zwierzchnictwo sprawowali Waldsteinowie, którzy prawdopodobnie wykorzystywali miasto jako ośrodek gospodarczy dla dóbr należących do zamku nazywanego Nístějka. Zdaniem turnovskiego archeologa, PhDr. Jana Prostředníka, przez vysockie wzgórze wznoszące się nad rzeką Izerą prowadziły już ścieżki w młodszej epoce kamienia, z której pochodzą znaleziska ze Starej Vsi. Na znaczenie połączenia prowadzącego przez Karkonosze wskazuje także znaleziony w Horní Tříči skarb praskich groszy oraz oznaczenie dróg na niektórych starych mapach Czech.
Położenie miasta było więc w naturalny sposób związane z handlem, dzięki czemu zaczęto organizować vysockie targi. W ciągu wieków targów było coraz więcej, bo miały one przychylność zwierzchnictwa oraz władców, którzy przyznawali miastu kolejne prawa. Dla podniesienia bezpieczeństwa szlaków ważne było również vysockie prawo wykonywania kar śmierci. W źródłach historycznych mowa o tym, że zostało zastosowane po raz ostatni w XVII wieku, zanim zostało ono ostatecznie odebrane Vysokiemu i większości czeskich miast w wieku XVIII. Herb miasto zdobyło na początku XVI wieku i być może ma on przypominać czyn mieszczanina i kościelnego Havlasa Pavlaty, który paląc drewno na węgiel w mielerzu w rokytnickich lasach, oswoił niedźwiedzia, którego odwiózł potem władcy na zamek praski. W 1503 roku po wypowiedzeniu proroctwa na temat przyszłych losów ziem czeskich zmarł w Vysokim w sędziwym wieku stu piętnastu lat.
Na co dzień miasto żyło stabilnym handlem, przede wszystkim płótnem, a dawniej także wełną, choć przechodziło też chwile grozy. Zamek Nístějky został zniszczony prawdopodobnie w czasach wojen dwóch czeskich króli, Jerzego z Podiebradów i Macieja Korwina, w tym samym okresie doszło do degradacji Vysokiego z miasta na miasteczko oraz do załamania vysockiego hutnictwa szkła. Produkcja szkła, rozwijana na terenie miasta w XIV wieku, w XV wieku przeniosła się do sąsiednich Sklenařic, potem zniknęła, aby pojawić się z nową falą przedsiębiorców szklarskich dopiero w XVI wieku w pobliskich Rejdicach. Kolejnym nieszczęściem dla miasta była wojna trzydziestoletnia, a przede wszystkim zajęcie pobliskiego zamku Navarov przez wojska szwedzkie.
Wówczas prawdopodobnie zaginęła większość vysockich piśmiennych pamiątek. Wiele książek i archiwaliów zostało także zniszczonych podczas pożaru 29 lipca 1834 roku, gdy spaliła się zdecydowana większość zbudowanego wówczas jeszcze z drewna miasta. Jednak ze wszystkich tych niekorzystnych sytuacji, również z klęski głodowej w latach 1771-1772, ziemia vysocka zawsze potrafiła się podźwignąć. Stopniowo pojawiały się coraz częściej zabudowania miejskie, rosła liczba mieszkańców. Jednak dla vysockich rzemieślników, a tym samym i dla gospodarki miejskiej, większym ciosem były fabryki rozwijające się w okolicznych dolinach. Górska miejscowość nie była dla nich atrakcyjna. To jednak przyniosło odwrotny skutek, przyczyniło się bowiem do zachowania kulturowego charakteru miasta, które pokazało swoje silne korzenie nawet pomimo okrutnej nieprzychylności obu lewicowych totalitarnych ustrojów dwudziestego wieku. Najpierw narodowy socjalizm zebrał wiele ofiar spośród mieszkańców dawnego vysockiego powiatu, podzielonego na pewien czas granicą państwową.
Dążeniem do wykorzenienia mieszkańców Vysokiego zasłynął wprowadzany przez komunistów niemniej zaborczy ustrój socjalistyczny, którego skutki do tej pory nie zostały w pełni usunięte."-tekst ze strony miasta Vysoké nad Jizerou.













Mijamy kościół i stajemy przed niepozornym domem przy samej ulicy.Krata jest otwarta,więc Radek dzwoni do drzwi.Po chwili pojawia się w nich Pan,który serdecznie nas zaprasza do środka.Kupujemy bilety i pozwolenia na robienie zdjęć,stemplujemy wszystkie kajety,dostajemy kartkę w języku polskim i zaczynamy zwiedzanie.
Podstawą  zbiorów Muzeum,stała się ekspozycja wystawy narodowej w Pradze z 1895 roku.Jednak dopiero w 1930 roku,pozyskano pomieszczenia w budynku tutejszego ratusza i w nich otwarto Muzeum,które w 1954 roku przeniesiono do budynku byłego sądu powiatowego.
W korytarzu stoją piękne,stare,malowane szafy,powstałe w Vysokém nad Jizerą i okolicy w XVIII i XIX wieku.Na nich poustawiano mnóstwo figurek Karkonosza.Pytam Pana ile ich jest? Okazuje się,że około 100 i wciąż przybywa nowych.
Wchodzimy do pomieszczeń na parterze.W pierwszej sali znajduje się stara,ruchoma szopka bożonarodzeniowa autorstwa Jana Metelky ze Sklenařic,z lat 1878-1900.W szklanych gablotach umieszczono przedmioty związane z religią.Oglądamy to wszystko powoli,robiąc przy tym mnóstwo zdjęć.Dołącza do nas czeska para z dzieckiem.Pan z Muzeum,wszystko Im tłumaczy i pokazuje.Kiedy Oni opuszczają Muzeum,a w środku jesteśmy tylko my,Pan osobiście nam wszystko pokazuje i opowiada.I tak,w drugim pomieszczeniu na parterze,mamy okazję obejrzeć zbiór dotyczący narciarstwa na tym terenie,którego tradycja sięga lat 90 XIX wieku.Czeski Klub Narciarski powstał tu w 1903 roku.W tym samym roku,wraz z praskim i jilemnickim klubem narciarskim,stał się podstawą dla utworzenia Związku Narciarzy Królestwa Czeskiego.W szklanych gablotach znajdują się fotografie,dokumenty,trofea zawodników zdobyte w zawodach krajowych i zagranicznych.Wzdłuż ściany stoją narty,które ukazują jak zmieniało się narciarstwo.




































































































































Kiedy już wszystko obejrzeliśmy na parterze,idziemy po drewnianych schodach na piętro.Na ścianach wisi mnóstwo starych zdjęć pokazujących dawną architekturę miejscowości i jej okolic.Na półpiętrze,za szklanymi drzwiami znajduje się niewielki pokoik z malowanymi meblami,ceramiką,starymi strojami i częściowo ruchomą,drewnianą szopką.Po obejrzeniu tej ekspozycji,wchodzimy na I piętro.
Na korytarzu stoi malowana skrzynia,miniaturka kościoła i budynku wiejskiego,a obok postać Karkonosza.Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia po lewej stronie.Tu mamy okazję przyjrzeć się fragmentom przedmiotów wykopanych przez archeologów.Oglądamy stare mapy,pieczęcie miejskie.Podziwimy wiszący nad drzwiami herb miasta z symbolami zawodów mieszkańców.Jest to kolorowany drzeworyt autorstwa Františka Hanuša,wykonany na Etnograficzną Wystawę Czesko-Słowiańską w Pradze,w 1895 roku.Oglądamy wszystko,słuchając naszego Prezwodnika i przechodzimy do kolejnego pomieszczenia.

































A w następnej sali znajdują się przedmioty związane z rolnictwem i ludźmi żyjącymi na wsi.Mamy okazję zajrzeć do wnętrza dawnego budynku mieszkalnego.Pan nam wszystko objaśnia,a my słuchając,robimy zdjęcia i powoli idziemy dalej.






















W dość sporym pomieszczeniu znajdują się eksponaty związane z zawodami wykonywanymi przez miejscową ludność.
Rozwój przemysłu biżuteryjnego w Jabloncu w latach 60 XIX wieku,spowodował,że wielu mieszkańców trudniło się chałupnictwem-cięciem i nawlekaniem koralików.Dzięki turystyce,rozwinęła się domowa produkcja,figurek Karkonosza,wywożona stąd jako pamiątka z Gór.Najpopularniejszym zatrudnieniem było wytwarzanie domowych bamboszy.Rozwijało się ono tutaj od lat 80 XIX wieku.Miejscowe "baczki",niskie i wysokie,zasłynęły w całej okolicy szczególnie dzięki praktyczności i przystępnej cenie,która możliwa była dzięki wykorzystaniu w ich produkcji zużytych materiałów: znoszonej odzieży,głównie sukiennej i flanelowej,filcu,pilśni,starych dywanów i itp...Podeszwy wykrajano i klejono z kilku warstw grubszego materiału.Wierzchy także zszywane były z kilku warstw,co powodowało,że bambosze były ciepłe i stosunkowo mało przemakalne.Wyrabianiem bamboszy zajmowano się do lat 90 XX wieku.Pan opowiada nam wszystko,pokazując po kolei każdą grupę eksponatów tu zgromadzonych.






























































Oglądając wszystko,słuchając naszego Oprowadzającego i robiąc zdjęcia,powoli przechodzimy do kolejnego,niewielkiego pomieszczenia,w którym znajdują się meble z mieszczańskiego domu i stroje z XVIII i XIX wieku.Następne pomieszczenie poświęcone jest zwyczajom pieczenia różnych okolicznościowych wypieków i teatrowi.Panowie stanęli przed szklanymi gablotami i wsłuchiwali się w to co mówi Przewodnik,a ja zaglądam do wszystkich gablot,robię zdjęcia i co jakiś czas podchodzę do trzech Panów.Kiedy Oprowadzający skończył temat wypieków i przechodzi do działalności teatru amatorskiego,który posiada najstarsze tradycje w Czechach.Teatr wystawiał sztukę Juliusza Verne "W osiemdziesiąt dni dookoła świata".W gablocie znajduje się suknia odtwórczyni księżniczki Audy.





























































W następnym pomieszczeniu odnajdujemy dokumenty związane z historią miasta.Wsłuchujemy się w opowieść Pana,oglądając wszystko i robiąc zdjęcia.I kiedy wydaje mi się,że to już ostatnia sala,Pan wskazuje nam schody wiodące na drugie piętro,ostrzegając przy okazji,że na górze stopnie są różnej wysokości.Idziemy więc na drugie piętro.
























































































A na drugim piętrze mamy okazję obejrzeć zbiór obrazów,sprzętu muzycznego i szkła.Każde z nas chodzi osobno.Pan odkrywa przed nami piękne,stare sprzęty muzyczne,opowiada nam o obrazach tu znajdujących się,o ludziach,których portrety wiszą na ścianach,a my słuchamy,robimy zdjęcia i oglądamy.Radek znajduje pamiątkową księgę,wpisuje się do niej.I kiedy wszystko już obejrzeliśmy,powoli zaczynamy schodzić na parter.






























































































Tam rób zdjęcia,wszak tam jest mnóstwo krokusów!!



Na parterze żegnamy się z Panem,dziękując Mu za poświęcony nam czas,za niezwykłą przygodę i miłe przyjęcie :)
Jesteśmy zachwyceni :)
Kiedy wychodzimy z Muzeum,stwierdzamy,że Pan praktycznie,przez nas był godzinę dłużej w pracy....
My zanim wrócimy do samochodu,zaglądamy jeszcze do kościoła i po kilku zdjęciach,spacerowym krokiem idziemy w kierunku rynku.










Tak oto kończy się nasza dzisiejsza wycieczka,pora na następną :)
Do zobaczenia więc niebawem :)


Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)


Zdjęcia tu dodane są Macieja,Radka i moje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz