niedziela, 31 maja 2015

641 x 2 czyli totalny spontan :)

Ja jestem w Lubaniu-muszę mieć baczenie na dom,pomidory pod folią i całą resztę...
Radek w Jeleniej Górze,ale mimo to dzisiejszy dzień postanawiamy spędzić razem,Umówiliśmy się,że Radek przyjedzie do Lubania i w trójkę gdzieś ruszymy.W trójkę,bo ma jechać z nami mój syn,który oczywiście w ostatniej chwili się rozmyśla....
Szykuję kanapki,owoce i picie.Podlewam pomidory pod folią,robię kilka zdjęć kwitnącym orlikom i czekam na Radka.Kiedy przyjeżdża decydujemy ostatecznie dokąd jedziemy.Wybieramy Niemcy,bo po drodze musimy zajrzeć do marketu by kupić specjalną klamkę z okuciami (w Lubaniu nie ma:( ).Kiedy udaje nam się ją kupić,jedziemy na stację po bilety ZVON,a później przyjeżdżamy nad Nysę Łużycką,gdzie zostawiamy autko.Bierzemy plecaki,aparaty i ruszamy na niemiecką stronę.
Po przejściu przez Most Staromiejski,ruszamy rozkopanymi uliczkami Görlitz,zmierzając ku stacji kolejowej z nadzieją,że będziemy mieć pociąg.










No cóż? Na stacji okazuje się,że trafiamy na dwugodzinną przerwę w jeździe pociągów....i tak bywa....Nie zrażamy się tym,postanawiamy wykorzystać ten fakt i podjechać tramwajem do Landeskrone i wejść na szczyt.
Wychodzimy na drugą stronę stacji kolejowej i tu wsiadamy do tramwaju,którym dojeżdżamy do celu.Wysiadamy na ostatnim przystanku i ruszamy w kierunku bazaltowej góry.











Muschelminna w pełnej krasie :)











Mijamy ostatnie budynki i wchodzimy na leśną ścieżkę ze schodami.Jest ich sporo,nie liczę,postanawiam w duchu,że zrobię to gdy będziemy schodzić.Pokonujemy schody i stajemy na asfaltowej drodze.Rozglądamy się i bez chwili wahania wybieramy wydeptaną ścieżkę pnącą się ku szczytowi na skróty.Powoli wspinamy się nią wyżej i wyżej,wchodząc po bazaltowych kamieniach i korzeniach drzew.Pot leje się z nas,ale nie odpuszczamy,tylko pniemy się w górę.


















Przekwitnięte obrazki plamiste :)





I tak docieramy do asfaltu,idziemy nim w kierunku hotelu i restauracji na szczycie góry.Zauważam,że wzdłuż drogi rosną obrazki plamiste-są przekwitnięte,ale jeszcze nie mają czerwonych owoców.Jest ich tu całe mnóstwo,pokazuję je Radkowi.Robię tylko jedno zdjęcie,obiecując sobie,że w drodze powrotnej będę miała okazję je sfotografować....

"Landeskrone, najpiękniejsza góra w okolicy Goerlitz, choć liczy zaledwie 419,5 m wysokości n.p.m. widoczna jest z bardzo daleka. Ten bazaltowy stożek wulkanicznego pochodzenia (góra powstała 30 milionów lat temu) porastają obecnie lasy bukowe, grądy, jak i sztuczne świerczyny. Na stokach góry, w bogatym runie leśnym możemy zaobserwować m.in. przylaszczkę pospolitą (Hepatica nobife), marzankę wonną (Galium odoratum), zawilca żółtego {Anemone ranunculoides), kopytnika pospolitego (Asarum eunpaeum) oraz największą rzadkość w tej części Łużyc - obrazki plamiste (Arum maculatum). Osobliwością faunistyczną tego obszaru jest orzesznica (Muscardinus avellanarius), piękny gryzoń z rodziny pilchowatych.

Ze względu na walory przyrodnicze już w 1940 r. na Landeskrone został utworzony rezerwat przyrody. Na podstawie znalezisk archeologicznych możemy stwierdzić, iż góra już w prehistorycznych czasach była zamieszkiwana przez ludzi. W epoce brązu na jej szczycie z pewnością istniały osiedla ludzkie. We wczesnym średniowieczu znajdował się tutaj najważniejszy gród plemienia Bieśniczan (Bieżuńczan), wzmiankowanego przez Geografa Bawarskiego w IX w. Gród ten, znany wówczas jako „Businc", odgrywał istotną rolę w okresie wojen polsko-niemieckich, prowadzonych w latach 1003-1018. Kronikarz niemiecki Thietmar podaje, iż w 1015 r. książę czeski Udalryk jako sojusznik króla niemieckiego „zdobył wielki gród zwany Businc i wziął tam do niewoli co najmniej tysiąc mężów, nie licząc kobiet i dzieci, po czym spaliwszy go powrócił do siebie jako zwycięzca". W 1268 r. wzmiankowany jest w źródłach „ Castrum Landischrone". Podówczas zamek ten należał przypuszczalnie do rodziny von Landeskrone. Przed rokiem 1357 warownia przeszła na własność Bibersteinów z Frydlantu. Czescy magnaci przekazywali zamek na Landeskrone swym lennikom, m.in. von Hobergom, von Gersdorfom i von Hellerom. W latach 1437-1439 panem zamku był książę żagański Jan I. Jego śmierć wykorzystali mieszczanie zgorzeleccy. Obawiając się, że tutejsze zamczysko zostanie przekształcone w rozbójnicze gniazdo, mieszczanie wykupili Landeskrone od spadkobierców Jana (1440). Znajdującą się tam kamienną warownię zrównano wkrótce z ziemią. W 1796 r. z inicjatywy K.A. von Meyera zu Knonow na szczycie góry wzniesiono wieżę widokową, a w 1863 r. uruchomiono tutaj okazały budynek restauracji. Obecnie jest to popularne miejsce wycieczkowe. Przy dobrej przejrzystości powietrza z Landeskrone można podziwiać pasma Gór Żytawskich (Zittauer Gebirge), Gór Izerskich i Karkonoszy."-tekst ze strony http://www.it.zgorzelec.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=203&Itemid=41

Przechodzimy przez bramę,mijamy budynek restauracji i hotelu i wchodzimy na wieżę widokową.Najpierw pokonujemy kamienne schody-nimi docieramy do wnętrza wieży.Tu na samą górę wiodą drewniane,kręte schody,a dodatkową przeszkodą w ich pokonywaniu są rozstawione rusztowania.Niektóre ze stopni trza pokonać prawie na klęczkach...Nie jest łatwo!!!-ale nikt nie powiedział,że ma być :)
Oczywiście oboje liczymy schody i wyszło nam,że jest ich 57.
Stajemy na tarasie widokowym.Robimy sobie nawzajem zdjęcia i podziwiamy przepiękną,rozległą panoramę :)




































Kiedy już nasycimy się widokami,decydujemy się schodzić.Podczas rozmowy stwierdzamy,że mamy duże szanse zdążyć na wcześniejszy pociąg.Ruszamy więc na skróty,tą samą drogą,którą wchodziliśmy.I znów nie jest łatwo!!! Mimo lekkiego poślizgu na bazaltowym kamieniu,powolutku,przy wsparciu znalezionego kija schodzę.I tak docieramy do asfaltu i długiej alei ze schodami-które teraz liczę.Jest ich 186 (180 po 3-4 stopnie i 6 pojedynczych ).Na przystanku tramwajowym zjawiamy 5 minut przed odjazdem tramwaju.Zastanawiamy się czy zdążymy na pociąg.No cóż,czas pokaże...










Tramwajem dojeżdżamy do stacji kolejowej.Niesamowicie szybko z niego wysiadamy i biegniemy na peron,Zdyszani wpadamy na peron i w ostatnim momencie wsiadamy do pociągu.Jedziemy teraz do Hirschfelde.Dziś jest "Dzień Otwarty Domów Przysłupowych" i jeden z takich domów nas bardzo interesuje.
Wysiadamy na stacji i idziemy w kierunku Domu Pielgrzyma.Przechodząc przez miejscowość przyglądamy się pięknym,odnowionym,starym budynkom i robimy zdjęcia.

"Dom przysłupowy (dom łużycki, niem. Umgebindehaus, czes. podstávkový dům) – typ budownictwa ludowego występujący na pograniczu Czech, Niemiec i Polski.
Dom przysłupowy jest budynkiem podzielonym na część mieszkalną i gospodarczą najczęściej o dwóch kondygnacjach i dachu dwuspadowym. Zazwyczaj część mieszkalna jest drewniana o konstrukcji zrębowej, zaś część gospodarcza i stajnia oraz sień są murowane. W sieni znajdują się też główny ciąg kominowy i schody prowadzące na piętro. Piętro budowane jest w konstrukcji ryglowej z wypełnieniem szachulcowym z gliny. Konstrukcja nośna w drewnianej części parteru jest zdublowana, co stanowi najbardziej charakterystyczny element wyróżniający ten rodzaj architektury. Część mieszkalna posiada zrębowe ściany, obciążone stropem belkowym, natomiast nie niosą one ciężaru kondygnacji górnych, które spoczywają na zewnętrznych, drewnianych „przysłupach”.
Pojawienie się w konstrukcji przysłupów może wynikać z rozwijającego się w tym regionie tkactwa i faktu, że działalność tę prowadzono na małą skalę w domach rzemieślników. Zlokalizowany w głównej izbie warsztat tkacki wywoływał duże drgania, które budynkowi o zwykłej konstrukcji mogłyby zagrażać.
Domy tego typu zaczęły powstawać po raz pierwszy w średniowieczu na terenie Górnych Łużyc jako mieszkania rzemieślników, następnie ten rodzaj budownictwa rozprzestrzenił się na północne Czechy i zachodnią część Dolnego Śląska. W Polsce są dwa skupiska występowania konstrukcji przysłupowej: na Dolnym Śląsku oraz Rzeszowskiem, gdzie zapewne przeniesiona została przez osadników niemieckich i śląskich. Większość zachowanych obiektów pochodzi z XIX wieku, kiedy architektura przysłupowa przeżywała okres rozkwitu; do dziś istnieje prawdopodobnie ok. 17 000 budynków tego typu.
Domy przysłupowe były budowane zarówno przez biedotę, jak i warstwy zamożniejsze, o czym świadczą zachowane domy o bardzo bogatej ornamentyce i zdobieniach ciesielskich i snycerskich.
Najwięcej domów przysłupowych zachowało się we wschodniej części Saksonii, gdzie zinwentaryzowano ich do tej pory ok. 6200. W Czechach znajduje się ok. 3600 takich obiektów; w Polsce opisano do tej pory ok. 400 tych domów, jednak nie jest to ich pełna lista. Największe w Polsce zbiorowisko budynków przysłupowych położone jest w Bogatyni, gdzie znajduje się ich ok. 200, z czego 85 jest wpisane do rejestru zabytków. Domy budowane o tym sposobie konstrukcji charakterystyczne są również dla tradycyjnej i monumentalnej architektury Rzeszowiaków.
W Polsce, w regionie podkarpackim zachowała się tradycja budowy domów przysłupowych i podcieniowych. Domy przysłupowe najdalej na wschód sięgnęły dorzecza Wiaru."-Wikipedia.








\

\

\

\

\

\

\

\

\

\



\

\
\

\

Przechodzimy przez centrum miasteczka,mijamy kościół i pustymi uliczkami zmierzamy ku naszemu celowi.Im jesteśmy bliżej,tym głośniej słyszymy katarynkową melodię :) I kiedy stajemy przed Domem Pielgrzyma,dostrzegamy na podwórzu Kataryniarza grającego na katarynce :) Przechodzimy przez podwórko i wchodzimy do kościoła-jest otwarty.Chwilka zadumy i modlitwy i idziemy do pięknego przysłupowego budynku.W środku panuje miły gwar.Kobiety krzątają się ustawiając talerzyki i filiżanki na stole.Witamy się z Gospodyniami i idziemy obejrzeć wnętrza domu.Na parterze w sporej izbie ustawiono stare katarynki miniaturkę domu przysłupowego,na ścianach powieszono piękne obrazy.Bez pospiechu oglądamy wszystko i robimy zdjęcia.Kiedy tak wszystko oglądamy,przychodzi do nas Pan-Gospodarz tego domu i mówiąc po niemiecku zaprasza nas do obejrzenia całego budynku.Idziemy więc z Nim na piętro.Tu znajdują się pokoje dla pielgrzymów.Kolejno zaglądamy do każdego z nich,oglądając wszystko i robiąc zdjęcia.Pokoje są skromnie,ale funkcjonalnie i ładnie urządzone.




























































Po obejrzeniu piętra,schodzimy na parter,gdzie w dużym pomieszczeniu ze stołami i pięknym piecem kaflowym znajduje się kilka osób,pijących kawę,herbatę i częstujących się ciastem.Siadamy na miękkiej ławie i "rozmawiamy"-my po polsku,Kataryniarz po czesku i niemiecku,a nasz Gospodarz po niemiecku i jakoś się dogadujemy :)
Przed opuszczeniem Domu Pielgrzyma,stemplujemy nasze kajety i paszporty-to mała zaległość-dziękujemy za miłe przyjęcie i żegnamy się z Gospodarzami :)
O Domu Pielgrzyma w Hirschfelde można poczytać tu: http://www.pilgerhaeusl.de/cms/pl/1/Home










My idziemy teraz w kierunku kościoła ewangelickiego.Rozmawiamy,robimy zdjęcia i oglądamy wszystko.Zastanawiamy się przy okazji dokąd dalej ruszymy.Wysiadając na stacji,nie sprawdziliśmy rozkładu jazdy,więc nie wiemy dokąd możemy pojechać.Ruszamy więc na stację.Idziemy inną trasą,mając dzięki temu możliwość obejrzenia innych,pięknych,starych,ale odnowionych domów.

















































Na stacji okazuje się,że mamy kilka minut do przyjazdu pociągu jadącego do Zittau.Decydujemy się zaczekać na niego.I tak przypadek sprawił,że jedziemy do Zittau.Radek mówi mi,że dzięki temu mamy dziś możliwość wejścia na wieżę kościelną.Szybka decyzja-wejdziemy na wieżę!!!
Wędrujemy więc przez Zittau,zmierzając do kościoła św.Jana.60-cio metrowa wieża robi wrażenie i od razu ciekawi mnie ileż trzeba pokonać schodów by stanąć na tarasie widokowym.Wchodzimy po kamiennych schodach na górę.Liczymy je oboje i kiedy stajemy w niewielkim pomieszczeniu,żadne z nas nie jest pewne ile tych schodów było....Jedyne wyjście to policzyć je w drodze na dół.


























Kupujemy bilety wstępu i wychodzimy na taras widokowy.Spoglądamy na rozległą panoramę miasta i dalszej okolicy,robimy zdjęcia i obchodzimy cały taras dookoła.Kiedy nasycimy oczy i aparaty pięknymi widokami,zaczynamy schodzić i licząc schody....

























































I już wiemy!!!
Schodów jest 266!!!
Dużo!!!
Udało nam się je pokonać,więc pora wracać na stację.
Na dworcu jesteśmy kilka minut przed przyjazdem pociągu.Odpoczywamy więc rozsiadając się wygodnie na ławkach.Kiedy pociąg przyjeżdża odjeżdżamy nim do Görlitz.








Z Muschelminną :)

Do Görlitz dojeżdżamy w wyśmienitych nastrojach.Wysiadamy z pociągu i spacerowym krokiem wędrujemy przez miasto.Podziwiamy piękne kamienice,odnowioną fontannę Muschelminnę z tłumem ludzi siedzących na ławkach dookoła niej i postanawiamy wejść po jeszcze jednych schodach i obejrzeć panoramę Görlitz.





















































Idziemy więc w kierunku ewangelickiego kościoła św.Piotra i Pawła.Kupujemy bilety wstępu na taras widokowy pomiędzy wieżami.Dzięki mojej muszli przy plecaku,mamy możliwość podstemplowania naszych kajetów pieczątką z muszlą :)
Wejście jest "ukryte",więc prowadzi nas Pan z obsługi.Idziemy więc po schodach jednej z wież,licząc je i po 132 stopniach stajemy na tarasie widokowym.Rozglądamy się,podziwiamy ograniczoną panoramę miasta,robimy zdjęcia i odnajdujemy znane nam miejsca :) Po sesji zdjęciowej,powoli schodzimy z tarasu,przechodzimy przez kościół i idziemy ku Mostowi Staromiejskiemu.Jednak zanim przejdziemy przez niego do Polski,zatrzymujemy się przy gąskach.Długi czas były one otoczone płotem,teraz są oblegane przez dzieci i dorosłych.Czekamy dobrą chwilę by móc z nimi zrobić sobie zdjęcia :) I dopiero po tej gęsiej sesji wracamy do kraju :)






















57+186+266+132=641 x 2= 1282 tyle było dziś liczonych schodów,a było ich jeszcze więcej-bo np.schody do kościoła,schody na Górze Landeskrone itp...
Dzień był piękny i pełen wrażeń i totalnego nieplanowania :)
Wracamy do domu szczęśliwi i radośni :)
Na dziś już koniec,ale kolejne,pełne wrażeń wędrówki wciąż przed nami,więc do zobaczenia niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)