sobota, 28 marca 2015

Biel śnieżycy i zapach fiołków :)

Dziś jesteśmy umówieni z Maciejem,Marlenką i Edytą.Mamy jechać do Jičína by wziąć udział w "49 ročníku Pochodu Českým rájem - Putování za Rumcajsem".
Wstajemy bardzo wcześnie.Śniadanie,kawa,pakowanie plecaków i szykowanie rzeczy,które mamy zawieźć Tatce Radka do szpitala.Gdy wszystko jest gotowe,wsiadamy do autka i jedziemy najpierw do szpitala.Radek poszedł zanieść,przywiezione przez nas rzeczy i po chwili wrócił z nimi z powrotem.Okazało się,że wszyscy jeszcze śpią.Wracamy więc do samochodu.Radek dzwoni do Macieja i mówi Mu,że nie damy rady z Nimi jechać :(
Wracamy do domu.Czekając na telefon od Tatki,zastanawiamy się dokąd pojedziemy.Jesteśmy spakowani na Czechy,więc tam ruszymy.Po telefonie od Tatki,wracamy do szpitala.Zawozimy Tatce kilka potrzebnych rzeczy,witamy się z Nim i wychodzimy na korytarz.Na onkologii nie ma świetlicy...
Po wizycie w szpitalu,wsiadamy do autka i jedziemy w kierunku granicy z Czechami.Przed nami Vrchlabi.










Zostawiamy autko niedaleko klasztoru i idziemy przez park.Mijamy zamek,robiąc kilka zdjęć i zmierzamy ku ratuszowi,w którym mieści się punkt informacji turystycznej.Tu kupujemy vizytki turystyczne,stemplujemy dzienniczki,bierzemy folderki i idziemy na krótki spacer po mieście.
"Pierwsze wzmianki o czeskiej osadzie pod nazwą Vrchlabi pochodzą z XIV wieku.Wtedy wieś należała do władyków noszących nazwisko Hasek z Vrchlabi,którzy mieli swoją siedzibę w drewnianej twierdzy z ochronnym wałem wodnym.Rejon u podnóża gór był zawsze bogaty w rudy żelaza i kamienie szlachetne.Większość obywateli okolicznych wsi tworzyły rodziny górników i odlewników pracujących przy wydobyciu i obróbce rud.Pozostała część obywateli utrzymywała się z wydobycia drzewa i wyrobów szklanych,co spowodowało ogromny przypływ niemieckich pracowników.W wyniku kolonizacji niemieckiej miasto nosiło nazwę Hohenelbe.W tym samym czasie zaczęło rozwijać się rolnictwo,hodowla bydła i zbiór siana.
Na początku XVI wieku,kiedy państwo vrchlabskie było pod panowaniem Krzysztofa Gendorfa,miasto otrzymało z rąk króla i cesarza Ferdynanda I prawo szybu odkrywczego.6-go października 1533 roku,Vrchlabi otrzymało również z rąk cesarza Ferdynanda I dyplom górnego miasta z własnym herbem i prawami miasta.Górnictwo wyniosło w tamtych czasach Vrchlabi na wyżyny rozwojowe.Krzysztof Gendorf wybudował nowy kościół z kamienia i plebanię.Zorganizował cerkiew,zbudował szkołę i przytułek dla ubogich.Sprowadził do miasta niemieckich fachowców w dziedzinie górnictwa i hutnictwa.W latach 1546-1548 wybudował renesansowy zamek.W 1624 roku cały ten rejon został kupiony przez Albrechta z Waldsztejna.Podczas jego krótkiego zwierzchnictwa Vrchlabi przeżywa swoje najlepsze lata rozwoju.Po jego śmierci cały majątek uległ konfiskacie.W 1635 roku rejon ten został podarowany przez cesarza Ferdynanda II hrabiemu Rudolfovi Morzinovi,jako wynagrodzenie za służbę w armii,w wojnie przeciw Turcji i Szwecji.Także w 1882 roku całe włości przechodzą w ręce rodu Czermin-Morzin.Na życie w Vrchalbi miała ogromny wpływ wojna o Śląsk w latach 1740-1745 oraz wojna 7-letnia w latach 1756-1763.W okresie wojny o dziedzictwo bawarskie,pomiędzy Marią Teresą a Józefem II przeciw Prusom,w latach 1778-1779 wyżyny leżące na wschód od miasta stały się wałem obronnym przeciwko pruskim wojskom starającym się przeniknąć w głąb Czech.W drugiej połowie XIX wieku,Vrchlabi należało do jednego z najbardziej rozwiniętych miast w monarchii austro-węgierskiej.Podczas I wojny światowej szczególną rolę odgrywały fabryki tekstylne,barwiarnie,drukarnie oraz największa firma Hartmann i Klei.Ing produkjująca bandaże.
Szczytowym momentem rozwoju vrchlabskiego przemysłu stała się Wystawa Przemysłowa północno-wschodnich Czech w 1896 roku,którą przygotował urząd magistralny miasta Vrchlabi z tutejszymi właścicielami fabryk.Po przewrotowych wydarzeniach w 1848 roku,w których uczestniczyła także garda vrchlabska,Vrchlabi stało się siedzibą powiatowego Hejtmana i siedzibą administracji sądowej i skarbowej.
Ze względu na swoje idealne położenie miasto staję się z biegiem czasu,centrum turystycznym średnich Karkonoszy.Dla krajowych i zagranicznych turystów jest przygotowane różnego rodzaju zakwaterowanie,sieć restauracji oraz wiele możliwości sportowego wyżycia i aktywnego wypoczynku.Vrchlabi jest dogodną bazą wypadową dla wycieczek nie tylko w Karkonosze,ale także do odległych miejsc regionu wschodnio-czeskiego."-tekst ze strony http://www.gory-karkonosze.pl/vrchlabi/


























































































Podziwiamy jak miasto zmieniło się od czasu,gdy tu byliśmy ostatni raz.Spacerując ulicami Vrchlabi,decydujemy,że pojedziemy do Strážné i spróbujemy stamtąd podejść do Libereckiej Boudy.Wsiadamy więc do samochodu i jedziemy.










W Strážné,na parkingu sprawdzamy mapę i nie znajdujemy Libereckiej Boudy,decydujemy,że pojedziemy do Luisino údolí.I jak postanowiliśmy,tak też robimy.Zjeżdżamy w dół.Przed nami Dolní Dvůr.Zostawiamy samochód na parkingu,bierzemy plecaki i wędrujemy dość ostro do góry,wzdłuż trasy zjazdowej,ku Libereckiej Boudzie.










Stajemy zasapani przy budynku.Patrzymy na drogowskaz i śmiejemy się sami z siebie.1,1 km mieliśmy ze Strážného-ścieżką nieoznakowaną....nic to!!!
Robimy sobie zdjęcia i wchodzimy do budynku.Nie ma nikogo dookoła.Nawet na nasze głośne "dobrý den" nikt się nie odezwał.Cisza....
Czekamy jednak chwilkę,z nadzieją,że może ktoś jednak do nas wyjdzie....
Niestety,nikt do nas nie wyszedł....
Wracamy więc powoli w kierunku samochodu.
Kiedy wchodziliśmy na górę,nie było widać żadnego człowieka,dookoła panowała cisza i spokój,ale kiedy schodzimy,dolna część trasy zjazdowej tętni życiem.Spora grupa dorosłych z dziećmi zjeżdża na workach foliowych z góry.Śmiejemy się z Radkiem,że mogliśmy wyjąć reklamówki z plecaków i zamiast iść-zjechać na nich do samego parkingu....






\





Nie wsiadamy do autka,mijamy je i schodzimy na drogę biegnącą wzdłuż potoku.Tu pierwsze co dostrzegamy,to kamienna,stara kapliczka słupowa.Przystajemy i robimy zdjęcia,po których idziemy powoli dalej.Kiedy dochodzimy do napisu "Krkonošské roubenky",głośnym meee....wita nas koza zamknięta w ogrodzonej zagrodzie.Jednak po głośnym powitaniu,już się do nas nie odezwała,tylko ciekawie przyglądała się nam przez szpary pomiędzy sztachetami.My idziemy powolutku dalej,rozglądając się ciekawie dookoła,robiąc zdjęcia i sycąc oczy pięknem,które nas otacza.
"Luisino Údolí powstało w roku 1828 jako osada drwali pracujących w pobliskich lasach. Nazwę swą zawdzięcza ówczesnemu właścicielowi dóbr solnickich, Antoniemu Slivkovi, rycerzowi ze Slivic, który nazwał osadę na cześć swej matki Luizy.
W 1845 roku zbudowano niedaleko od Luisino Údolí hutę szkła, którą nazwano Anenská, na cześć żony Antoniego Slivki. W tym samym miejscu istniala wcześniej huta będąca wlasnością karmelitów, opis jej można spotkać w tekstach z 1773 roku. Podczas prac ziemnych prowadzonych w czasie budowy Anenskej natrafiono na stare fundamenty i dobrze zachowaną piwnicę, a także znaleziono kilka szklaneczek, które przetrwały w tak dobrym stanie, że stały się przedmiotem podziwu podczas otwarcia nowej huty. Huta Slivki przestała funkcjonować pod koniec XIX wieku."-tekst ze strony http://archiwum.naszesudety.pl/?p=artykulyShow&iArtykul=232
Nas zachwyca piękno starych,drewnianych domów zrębowych.W większości są wyremontowane.W jednym z nich była nakręcona czeska komedia "Z tobą cieszy mnie świat".Spacerowym krokiem wędrujemy wąską uliczką,wijącą się wzdłuż niewielkiego potoku,mijamy drewniane chaty usytuowane na zboczach doliny i robimy zdjęcia.














































Uroku pięknym drewnianym chatom,dodają ogromne kobierce kwitnącej śnieżycy wiosennej.Przystajemy przed jednym drewnianym domem,gdzie na łące bielą się kwiaty i rozpoczynamy sesję zdjęciową na kolanach.
"Śnieżyca wiosenna należy do rodziny amarylkowatych, z greckiego oznacza biały fiołek. Jest to wieloletnia, cebulowa roślina. Pierwsze liście i kwiaty mogą pojawiać się już na początku marca, gdy jeszcze leży pokrywa śnieżna, podobnie jak w przypadku przebiśniegów. Z cebuli wyrastają 3-4 liście oraz dwie łodygi na szczycie, z których zakwita biały, z zieloną plamką pod szczytem, dzwonkowaty, pachnący kwiat. Kulminacja kwitnienia przypada na koniec marca i początek kwietnia. Po okresie kwitnienia wytwarza się owoc z drobnymi nasionkami. Śnieżyca może się rozmnażać zarówno dzięki wytworzonym nasionom, a także wegetatywnie, poprzez wytwarzanie cebulek potomnych z cebuli macierzystej. Nasiona, dzięki pomocy mrówek, które je roznoszą, mogą się rozsiewać na znaczne odległości. Śnieżyca wiosenna w stanie dzikim rośnie w środkowej i południowej Europie (brak jej w rejonie śródziemnomorskim). W Polsce można ją spotkać w Sudetach, Karpatach i Bieszczadach, gdzie występują liczne jej stanowiska. Poza terenami górskimi występuje bardzo rzadko, jedynie na Nizinie Śląskiej i w Wielkopolsce. W okolicy Poznania utworzono rezerwat, gdzie śnieżycę można oglądać w jej naturalnym środowisku. Bardzo chętnie jest ona uprawiana w przydomowych ogródkach. Jest to roślina odporna na mróz. Może być sadzona grupami pod drzewem, w półcieniu, w glebie żyznej i wilgotnej lub uprawiana na skalnikach. Śnieżyca preferuje kwaśne i wilgotne podłoże, mokre gleby brunatne oraz mady o odczynie kwaśnym do zasadowego. Rośnie również w lasach łęgowych. Na starszych stanowiskach rośnie w dużych populacjach liczących od kilkuset do kilku tysięcy sztuk. Podczas zakwitu tworzą zielono – białe kobierce.
Śnieżyca wiosenna należy do roślin trujących. Może powodować mdłości, wymioty, biegunkę oraz zaburzenia rytmu serca. W niewielkich ilościach jest stosowana w zwalczaniu otępienia starczego, w chorobie Alzheimera - poprawia pamięć. Pomimo trujących właściwości jest ona przysmakiem dla jeleni i saren.
Śnieżyca to roślina objęta ochroną gatunkową w Polsce. Jej największym wrogiem jest człowiek, który zbierając jej piękne kwiaty i przenosząc do ogródków w znacznym stopniu przyczynia się do zmniejszenia jej ilości. Również w trakcie regulacji rzek niszczone są jej siedliska."-tekst ze strony http://natura2000.fwie.pl/index.php/dj-catalog2/flora-i-fauna/117-sniezyca-wiosenna























































Po bardzo długiej sesji zdjęciowej ze śnieżycą wiosenną w roli głównej,spokojnie wracamy do autka.Wsiadamy i jedziemy inną drogą do Vrchlabi.Najpierw jednak zatrzymujemy się w miejscowości Dolní Dvůr.Tutejszy kościół św.Józefa kusi nas figurą św.Jana Nepomucena i dzwonkami,które o określonych godzinach i porach roku,wydzwaniają melodie.Najpierw robimy sobie sesję zdjęciową z Nepomucenem,a później idziemy obejrzeć świątynię z zewnątrz-bo jest zamknięta oczywiście.Mimo to zaglądam przez dziurkę od klucza do wnętrza.Czytamy to co jest napisane na kartkach wiszących na drzwiach i dzięki temu dowiadujemy się,że w Lánovie jest kościół św.Jakuba Starszego.I mamy kolejny cel przed sobą!!!


























Jedziemy więc do Lánova.Zostawiamy samochód na niewielkim parkingu i idziemy pod górę do kościoła.
"Rzymskokatolicki kościół św. Jakuba Większego (od roku 1637) stoi na tzw. „wzgórzu kościelnym”. Jest to renesansowy obiekt z lat 1599–1603, w budowie którego uczestniczył także znany północnowłoski architekt Carlo Valmadi.Pierwotnie kościół był drewniany, a jego najstarszą częścią jest prezbiterium (prawdopodobnie z czasów przedhusyckich). Wieżę wybudowano w latach 1511–1518 (do roku 1832 po południowej stronie znajdował się zegar słoneczny, później zastąpiony zegarem mechanicznym). Na cmentarzu wokół kościoła znajduje się kamienna Droga Krzyżowa, dziś już bez obrazków."-tekst ze strony http://www.podkrkonosi.eu/dr-pl/101862-ko-cio-w-jakuba-dolni-lanov.html
Stajemy na placu przed murem otaczającym kościół i teren przykościelny.Podziwiamy widoki stąd się rozpościerające.Zaglądamy za mur,gdzie kiedyś była szkoła,robimy zdjęcia i przechodzimy przez wejście bramne na teren przykościelny,gdzie znajduje się stary cmentarz Każde z nas chodzi z osobna dookoła świątyni.Oglądamy ją z zewnątrz,robimy zdjęcia i podziwiamy.I kiedy tak spokojnie wędruję wokół kościoła,w pewnym miejscu mój nos wyczuwa cudny zapach.Staję i spoglądam na trawę,a tam fioletowo i biało od fiołków.Klękam i upajam się cudną wonią i dopiero po jakimś czasie robię zdjęcia.Uwielbiam zapach fiołków :)
"Fiołek wonny, fiołek pachnący (Viola odorata L.) – gatunek rośliny należący do rodziny fiołkowatych. Występuje w stanie dzikim w Europie, w zachodniej Azji (Cypr, Turcja) i północnej Afryce (Makaronezja, Wyspy Kanaryjskie). W Polsce średnio pospolity na niżu i w niższych położeniach górskich. Uprawiany i często dziczejący.
Płożący, ze ścielącymi się rozłogami. Wysokość 5–10 cm.
Liście omszone, od spodu błyszczące, nerkowate lub jajowate, u nasady sercowate. Przylistki frędzlowate, lancetowate, o szerokości 3–4 mm.
Kwiaty ciemnofioletowe, rzadziej białe, wonne. Płatek dolny na szczycie wycięty, działki tępe.
Bylina, hemikryptofit. Kwitnie od marca do kwietnia. Zarośla, lasy. W klasyfikacji zbiorowisk roślinnych gatunek charakterystyczny dla O. Glechometalia. Jest rośliną półzimozieloną – cześć liści pozostaje do okresu wiosny. Rośnie na stanowiskach cienistych lub półcienistych, na glebie próchniczej, lekko wilgotnej.
Roślina lecznicza.Surowiec zielarski: Ziele fiołka wonnego z korzeniami (Herba Violae odoratae cum radicibus) zawiera wiolinę, wiolatozyd, pochodne delfinidyny (wiolanina), olejek eteryczny, którego głównym składnikiem jest iron, saponiny triterpenowe, śluz.
Działanie: działa wykrztuśnie, napotnie, moczopędnie, odkażająco, żółciopędnie i rozkurczowo. Upłynnia zalegający śluz w drogach oddechowych, ułatwiając jego wydalenie. Przedawkowanie powoduje nudności, wymioty i biegunkę.
Zbiór i suszenie: w porze kwitnienia. Surowiec suszy się w temp. 20–40 °C.
Sztuka kulinarna: liście fiołka można dodawać do wiosennych zup. Kwiaty dawniej kandyzowano, produkowano z nich syrop na kaszel oraz używano ich do aromatyzowania octu.
Uprawiany jako roślina ozdobna ze względu na swój bardzo przyjemny zapach oraz piękne kwiaty.
Tworzy mieszańce z fiołkiem białym, f. bławatkowym, f. kosmatym, f. pagórkowym."-Wikipedia


















































































































Kiedy już obeszliśmy świątynię dookoła i narobiliśmy całe mnóstwo zdjęć,powolutku zaczynamy wracać do samochodu.Schodzimy więc ze wzgórza,na którym jest zbudowany kościół,wsiadamy do autka i jedziemy.
Ja myślę,że już wracamy do Polski,ale Radek ma inne plany.
"Przyjmuje  się, że w głębokiej i malowniczej dolinie Sedmdoli 16 września 1726  roku zabito ostatniego niedźwiedzia po czeskiej stronie Karkonoszy.  Zdarzenie to upamiętnia malowidło  w zamku Vrchlab. Na ścianach w  wielkiej sieni zamkowej zobaczymy w sumie cztery malowidła  przedstawiające cztery ostatnie niedźwiedzie upolowane po czeskiej  stronie Karkonoszy."-tekst ze strony http://www.pogorza.pl/ostatnie-niedzwiedzie.htm
Radek jednak postanowił udowodnić że w Karkonoszach niedżwiedzie wciąż są obecne i stąd wracając zboczyliśmy ponownie w stronę Strážné.Przed nami dwa mini browary.
Najpierw zatrzymujemy się przy rodzinnym browarze "Hendrych".Wchodzimy do baru i po niesamowicie szybkiej mowie młodego Czecha,Radek kupił litrową butelkę piwa H-16.Po dokonaniu zakupu,robię Radkowi zdjęcia,wsiadamy do autka i jedziemy do drugiego mini browaru."Pivovarská Bašta".Parkujemy samochód i wchodzimy do środka.W recepcji znajduje się też sklepik z piwami,ale my najpierw wchodzimy do restauracji-mamy zamiar coś zjeść.Niestety kiedy chcę zrobić zdjęcie (pod oknem są dwie,piękne,błyszczące,miedziane kadzie),od razu zostaję "objechana" przez kelnera :(
Rezygnujemy więc z jedzenia i w recepcji Radek kupuje piwo Krkonošský Medvěd tmavý i polotmavý ležák i opuszczamy mini browar.Obydwa mini browary są też hotelami i restauracjami,więc oprócz możliwości zwiedzania i kosztowania złotego trunku,można w nich zjeść i przenocować.My jednak wsiadamy do autka i jedziemy ku granicy.












Wracamy do Polski.Jesteśmy zadowoleni z dzisiejszej,na szybko organizowanej wycieczki.Droga mija nam szybko.W domu zjadamy obiad i jedziemy do szpitala,do Tatki.Jesteśmy pełni obaw,jak się czuje po pierwszej chemii.Jednak gdy wchodzimy na korytarz,słyszymy Go jak rozmawia.Czyli nie jest źle.
Z Tatkiem spędzamy trochę czasu,do domu wracamy po 19-tej.Kosztujemy piwa,które przywieźliśmy i kończymy dzisiejszy dzień wędrowania....kolejny już niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)