niedziela, 8 maja 2016

Wiosna w maju pachnie gnojówką i czosnkiem niedźwiedzim :)

Nadal jestem chora,a na dodatek zmęczona :(
Przez to rezygnujemy z planu wyjazdu do Herrnhut.
Wstajemy dość późno,śniadanie,kawa,podglądanie pustułek i ustalanie programu dnia.
Kiedy już mniej więcej wiemy dokąd pojedziemy,pakujemy plecak,bierzemy aparaty i idziemy do samochodu.Na podwórku krótka rozmowa z Sąsiadami a po niej wsiadamy do autka i jedziemy-niedaleko,bo na parking,który jest blisko jeleniogórskiego rynku.Od wczoraj trwają XVIII Międzynarodowe Targi Turystyczne TOURTEC 2016.










Zostawiamy więc samochód na parkingu i idziemy w kierunku Placu Ratuszowego.Mijamy Bazylikę Mniejszą świętego Erazma i świętego Pankracego i docieramy do rynku.Dookoła Ratusza porozstawiano stoiska wystawców z Polski,Czech i Niemiec.Przechadzamy się powoli,zaglądając na stoiska.Bierzemy folderki,mapy itp...Rozmawiamy ze znajomymi,których przy okazji spotykamy i robimy zdjęcia.Kiedy już prawie wszędzie zajrzeliśmy,powoli kierujemy się ku samochodowi.Pora jechać dalej.




























































Radek na dziś wymyślił wejście do kopalni w Krobicy,więc właśnie tam jedziemy.

"Krobica (niem.: Krobsdorf) – wieś w Polsce, w województwie dolnośląskim, w powiecie lwóweckim, w gminie Mirsk, nad Kwisą. Jest ona wsią rolniczą. Przez Krobicę oprócz Kwisy przepływa też Krobicki Potok.
Wieś jest położona w województwie dolnośląskim, w powiecie lwóweckim, w gminie Mirsk, u podnóża Grzbietu Kamienickiego, na prawym brzegu Kwisy, u jej wylotu do Kotliny Mirska na wysokości 400-460 m n.p.m., częściowo w Górach Izerskich, a częściowo na Pogórzu Izerskim (w Kotlinie Mirskiej).
Krobica w połowie roku 2000 liczyła 331 osób. Według Narodowego Spisu Powszechnego (III 2011 r.) posiadała 329 mieszkańców.
W latach 1975-1998 miejscowość położona była w województwie jeleniogórskim.
Krobica i Orłowice w latach przedwojennych
XIII w. – pierwsza wzmianka o Krobicy wymieniona jako Krebsdorf;
XVI w. – rozwój wsi w związku z wydobywaniem rud cyny w Gierczynie;
1613 – zaraza we wsi, śmierć wszystkich mieszkańców wioski z wyjątkiem rodziny miejscowego sędziego;
1756–1803 – eksploatacja rud cyny (kasyterytu), później rud kobaltu;
1840 – w Krobicy mieszkało 306 przędzarzy;
31 października 1909 – otwarcie linii kolejowej, która prowadziła przez Krobicę;
1945 – wieś włączono do Polski;
1945–1947 – wieś nosiła nazwę Rakówek albo Rakowa.
1979 – odnalezienie złóż kasyterytu;
1998 – zamknięcie linii kolejowej prowadzącej przez wieś.
Przy drodze w kierunku miejscowości Kotlina znajduje się Geopark. Udostępniona w 2013 roku podziemna trasa turystyczna składająca się z połączonych sztolni nieczynnych XVIII-wiecznych kopalni cyny i kobaltu św. Jan i św. Leopold."-Wikipedia

Droga mija nam szybko i bezproblemowo.Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy w kierunku niewielkiego budyneczku.Tuż obok,przy ławce rozsiadła się spora grupka dzieci z opiekunami.My zaglądamy do małego budyneczku,pytamy o pieczątkę i o zasady wejścia do kopalni.I tak: wejście tylko z przewodnikiem,jest bezpłatne i w grupach od 10 do 15 osób.Stemplujemy wszystkie kajety i czekamy.Z kopalni wyszła grupa dzieci z opiekunami i dołączyła do tej,która rozlokowała się przy ławce.Kiedy już wszyscy byli,śpiewająco podziękowali przewodnikom,pożegnali się i powędrowali dalej.Przy ławce została pięcioosobowa rodzina,czyli razem z nami jest siedem osób.Trochę mało,więc czekamy dalej.










Po jakimś czasie,kiedy mimo czekania nikt do nas nie dołącza,dostajemy kaski i idziemy za Przewodnikiem w kierunku wejścia do sztolni.Zatrzymujemy się w przedsionku,gdzie przygotowano miejsce dla niewielkiej wystawy związanej z historią górnictwa na tym terenie.Tu nasz Pan oprowadzający zaczyna opowiadać o gwarkach,o ich ciężkiej pracy.

"Niesamowita podróż w głąb ziemi i czasu-trochę historii…
Nieodłącznym elementem krajobrazu Dolnego Śląska,charakterystycznym szczególnie dla obszarów górskich i podgórskich są liczne pozostałości dawnych robót górniczych.Stanowią one cenne i bogate źródło wiedzy o rozwoju techniki eksploatacji złóż, dając świadectwo wiedzy i umiejętności pokoleń górników związanych od wieków z tym terenem. Eksploatację różnych kopalin prowadzono tu od stuleci.Złoto,rudy srebra i ołowiu,miedzi,cyny,a później węgiel kamienny,rudy arsenu oraz kobaltu stanowiły wielkie bogactwo regionu.Obecnie większość dawniej eksploatowanych na obszarze Dolnego Śląska złóż,ma wyłącznie znaczenie historyczne,jednak setki lat intensywnych prac poszukiwawczych i wydobywczych pozostawiły w terenie liczne,zwykle,mimo upływu stuleci od zakończenia robót,nadal czytelne ślady.
Pozostałościami ponad 400 lat udokumentowanej historii rozwoju robót górniczych w rejonie Krobica – Gierczyn – Przecznica są liczne obiekty pogórnicze,w tym przede wszystkim: relikty wyrobisk udostępniających – szybów i sztolni w różnym stanie zachowania,relikty wyrobisk eksploatacyjnych – odkrywkowych i podziemnych,hałdy skały płonnej,pozostałości spiętrzeń wód i kanałów doprowadzających wodę do urządzeń kopalnianych,wreszcie ruiny zabudowań kopalnianych z lat 40  i 50 XX wieku.
W ramach prowadzonych w Instytucie Górnictwa Politechniki Wrocławskiej prac badawczo–inwentaryzacyjnych badano historyczne stanowiska górnicze w rejonie Gierczyna i Przecznicy.Podczas ww. prac odnaleziono i zidentyfikowano znajdujące się w różnym stanie zachowania zespoły wyrobisk i pozostałości infrastruktury powierzchniowej znanych z materiałów archiwalnych,czynnych niegdyś na tym obszarze kopalń:
-„St. Maria – Anna”,„Drei Brüder” i „Friedrich Wilhelm” w Przecznicy;
- „Morgenröthe” („Süzette”),„Kupfer Zeche” i „Reicher Trost” w Gierczynie,
-„St. Carl” i „Hundsrücken” w Kotlinie,
- „St. Johannes” i „St. Leopold” w Krobicy.
Obok pozostałości wyrobisk związanych z eksploatacją górniczą prowadzoną w okresie XVI – XIX wieku natrafiono na ślady intensywnych robót poszukiwawczych prowadzonych po 1945 roku,w postaci pozostałości szybików i rowów poszukiwawczych oraz otworów wiertniczych.
Rezultaty prowadzonych prac wzbudziły zainteresowanie władz Gminy Mirsk,na której terenie zlokalizowano szereg interesujących reliktów dawnych robót górniczych z okresu XVI wieku – 1 połowie XX wieku.W oparciu o doświadczenia płynące z funkcjonowania podobnych historycznych obiektów górniczych w Polsce i Europie stwierdzono,że pozostałości te,zamiast stwarzać poważne zagrożenie dla środowiska (ze względu na składowane nielegalnie w wyrobiskach odpady) oraz niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub nawet życia ludzi i zwierząt,po odpowiednim przygotowaniu,mogą istotnie wpłynąć na zwiększenie turystycznej atrakcyjności Gminy Mirsk, przynosząc wymierne korzyści gospodarcze i społeczne jej mieszkańcom.
Obecnie
W wyniku działań podjętych przez władze Gminy Mirsk we współpracy z KGHM CUPRUM Sp. z o.o. – CBR doszło do przygotowania i rozpoczęcia w 2010 roku realizacji projektu pn. „Rekultywacja obszarów zdegradowanych działalnością górniczą na terenie Gminy Mirsk,z utworzeniem ścieżki turystycznej: Śladami dawnego górnictwa kruszców”.Projekt w swoich założeniach programowych posiada wartości,które kwalifikują go do kategorii projektów pro-środowiskowych i pro-społecznych.W ramach realizacji ww. projektu prowadzone są prace
archeologiczne oraz kompleksowa rekultywacja (w kierunku leśno–turystycznym) stanowisk dawnego górnictwa w rejonie miejscowości Krobica – Gierczyn – Przecznica.Przygotowywana jest także ścieżka turystyczno-dydaktyczna prezentująca historię i pozostałości dawnego górnictwa rud cyny i kobaltu na tym obszarze."-tekst ze strony
 http://www.cuprum.wroc.pl/upfiles/pliki/konferencje/Ulotka%20informacyjna%20-%20Mirsk.pdf

Po opowiedzeniu nam o historii kopalni św.Jan i uprzedzeniu nas,że wyrobiska kopalniane nie mają więcej jak 60 cm szerokości,a wysokość praktycznie nie przekracza 160 cm i w zależności od ułożenia łupka,korytarze są wydrążone pod skosem i nachylają się raz w prawo,to znów w lewo.Poza tym mamy uważać by nie obcierać się o ściany,bo zniszczymy sobie ubrania.Wchodzimy więc do środka.






























































































































Wędrujemy więc wąskim,oświetlonym korytarzem,który w początkowej części jest obetonowany lub odeskowany.Chodniki są wyłożone drewnianymi podestami,które pod wpływem panującej tu wilgotności nabrały rdzawego koloru.Wszak i ściany mienią się rudościami i nie tylko.Przyzwyczajeni jesteśmy,że wnętrze kopalni jest zwykle czarne,szare i brudne,to tu te kolory,które nas otaczają-oszałamiają.A na dodatek podświetlona latarką ściana ukazuje miejsca z kwarcem,cyną i granatami.Magia ukrytych skarbów w skałach działa na człowieka i dziś.
Powoli dochodzimy do szybu wentylacyjnego-jest to szyb św.Jan.Są tu kręte,metalowe,śliskie schody,łączące sztolnię św.Leopold z późniejszą,młodszą sztolnią św.Jan.To właśnie tym szybem wentylacyjnym wlatują tu nietoperze,by w spokoju "przespać" zimę.Idziemy schodami do góry-oczywiście liczę je i jest ich 53.Stajemy na chwilkę na szczycie schodów,tu Pan oprowadzający opowiada nam legendę. "Pewien gwarek,który chcąc dorobić sobie,by zgodnie ze zwyczajem,nabyć dom dla swojej przyszłej żony,pracował po godzinach na dzikim wyrobisku.Pewnego razu,Jego ukochana poprosiła Go by nie szedł dziś do kopalni.On jednak poszedł i niestety nastąpiło tąpnięcie i szyb został zasypany.Przez wiele dni,inni gwarkowie usiłowali usunąć zawał i dostać się do uwięzionego gwarka.Jednak akcja ratunkowa nie przyniosła rezultatu i przerwano ją.Dziewczyna codziennie przychodziła w rejon zawału,twierdząc,że Jej ukochany żyje i że słyszy Jego nawoływania.Po tygodniu dziewczyna zmarła ze zgryzoty.Po kilkudziesięciu latach,nadzór górniczy postanowił sprawdzić jak duży był zawał.Dokopano się do niszy,w której znaleziono szkielet ludzki i wyryty w skale napis; "Nic nie doskwierało mi tak,jak pragnienie." I jak się okazuje,ukochana gwarka miała rację-przeżył On zawał,a zmarł z wycieńczenia i pragnienia."
"Jest też historia ukrytych skarbów.Podczas wojny trzydziestoletniej,wszyscy mieszkańcy z okolicy ukryli kosztowności w kopalni.Zostały one zapakowane w skrzynie i odpowiednio opisane.Szwedzi gdy się o tym dowiedzieli,wyznaczyli wysoką nagrodę dla osoby,która wyjawi miejsce ukrycia kosztowności.I jak to bywa,znalazła się osoba,którą skusiła nagroda.I na nic się zdało wyznaczenie nagrody za zdrajcę,rozpłynął się on wraz z odejściem Szwedów."
Tu w niektórych miejscach korytarze są wyższe i nawet dwupoziomowe,ale tak samo jak w św.Leopoldzie,ściany są tu też nachylone pod skosem i mienią się kolorami.Wędrujemy korytarzem,przechylając się raz w lewo,to znów w prawo.Oglądamy miejsca gdzie widać piryt-zwany złotem głupców.Kawałek dalej w ścianie znajduje się wyraźny znak pozostawiony przez gwarka.A największą ciekawostką,którą mogliśmy obejrzeć,to połączenie dwóch uskoków tektonicznych widzianych od środka.I wyjaśniło się dlaczego raz szliśmy pochyleni w prawo,by po jakimś czasie pochylać się w lewo.










Kończy się nasza wędrówka wąskimi korytarzami.Opuszczamy sztolnię św,Jan i stajemy tuż przy Krobickim Potoku.Tu nasz Pan Przewodnik,żegna się z nami,a my dziękujemy Mu za ciekawą wędrówkę po sztolniach.
Schodzimy do parkingu,gdzie stoi nasz samochód,wsiadamy do niego i jedziemy najpierw kupić vizytki i picie,a później do Rząsin.










"Rząsiny
Stara wieś łańcuchowa ciągnąca się przez 4 km w górnej części doliny Wilki we Wzgórzach Radomickich na wysokości 280-420 m n.p.m. w odległości ok. 7 km na północ od Gryfowa Śl. Grunty należące do Rząsin zajmują powierzchnię 2.042 ha (prawie połowa przypada na lasy). Liczba ludności wsi wynosiła na koniec czerwca 2008 r. - 556 osób. Do Rząsin należą przysiółki Pusta w dolnej części wsi oraz Tłoki znajdujące się w jej górnej części przy drodze z Gryfowa Śl. do Lwówka Śl.
Najstarsza wzmianka dotycząca Rząsin pochodzi z ok. 1305 r. Ówczesne formy zapisu nazwy wsi: villa Wolfkeri (1325), Wolfkersdorf, Wolkersdorf (wieś [założona przez] Wolfgera, Wolfkera). Ostatecznie utrwaliła się nazwa Welkersdorf. Powstanie wsi związane jest zapewne z górującym nad nią zamkiem Podskale (niem. Talkenstein, został on opisany w rozdziale: Szlakiem zamków i pałaców), którego początków niektórzy szukają nawet na początku XIII w. Od 1360 r. pozostawał on w rękach rodu von Talkenberg. Zamek został zniszczony przez mieszkańców okolicznych miast (Jeleniej Góry, Kowar, Lwówka Śl. i Sześciu Miast Łużyckich) w 1479 r. Przez wiele lat stanowił on bowiem siedzibę rycerzy - rabusiów napadających na kupców. Po zburzeniu zamku, ok. 1500 r. Talkenbergowie wznoszą w Rząsinach pałac. Sto lat później rząsiński majątek przechodzi w ręce Hohbergów. W czasie wojen napoleońskich w pobliżu Rząsin obozowały wojska francuskie. W XIX w. miały miejsce częste zmiany właścicieli majątku. Przez pewien czas ich właścicielem był znany w Polsce z tłumienia powstania listopadowego rosyjski feldmarszałek, ks. Iwan Dybicz Zabałkańśki (właściwie Hans Karl Friedrich Anton von Diebitsch). Przebudował on dwór i otaczający go park a także zabezpieczył ruiny zamku Podskale. W XIX w. Rząsiny były dużą wsią liczącą blisko 250 domów. Mieszkańcy wsi zajmowali się prócz rolnictwa tkactwem chałupniczym. Pracowały tu dwa młyny wodne i jeden do mielenia kory dębowej, kamieniołom wapieni i wapiennik, browar, wiatrak i aż 9 gospód. Wraz z upadkiem tkactwa wieś trochę się wyludniła.
W 1931 r. Rząsiny liczyły 218 domów mieszkalnych i blisko 1100 mieszkańców. W latach 1945-47 r. wieś nosiła nazwę Wilcza Góra. Istniał tu PGR a w dawnym dworze ośrodek kolonijny. We wsi zachowało się wiele starych budynków mieszkalnych o konstrukcji szachulcowej pochodzących przeważnie z XIX w. Najstarsze z nich wzniesiono w II połowie wieku XVIII. Ciekawostką jest, że tutejsza szkoła podstawowa od 2005 r. nosi imię Alojsa Andrickiego, serbołużyckiego księdza katolickiego zamordowanego przez Niemców w obozie koncentracyjnym w Dachau.
Najcenniejszą budowlą Rząsin jest kościół parafialny MB Ostrobramskiej. Wybudowano go w latach 1751-53 w stylu barokowym jako zbór ewangelicki, restaurowano w XIX w. Budowla założona jest na czworoboku o ściętych narożach. Nakrywa ją mansardowy dach. Jego architektura nie wyróżnia się na tle innych świątyń protestanckich powstałych w tej części Śląska w II połowie XVIII w. Natomiast wnętrze prócz wzniesionych tu pierwotnie jednopiętrowych empor skrywa przeniesione ze spalonego, dawnego kościoła katolickiego 3 rzeźbione tryptyki z XV i początku XVI w. Powstały one na przestrzeni ok. 100, co uwidacznia się różnym charakterze zdobiących je późnogotyckich rzeźb. Najstarszy z nich o rzeźbionych skrzydłach otwarcia powstał około 1410 roku. Swoją strukturą nawiązuje on do ołtarzy typu Czterech Świętych Dziewic. W szafie środkowej znajduje się duża figura Madonny z Dzieciątkiem, po bokach której, w narożach rozmieszczono małe figurki św. Doroty, św. Elżbiety, św. Barbary i św. Katarzyny. Na skrzydłach występują rzeźbione figury Apostołów. Drugi tryptyk, powstały około 1470 roku, zawierał w szafie środkowej pięknie rzeźbione figury Marii z Dzieciątkiem, św. Katarzyny i św. Barbary. Niestety, w grudniu 1999 roku te trzy figury padły łupem złodziei. Skrzydła ograbionego tryptyku zawierają malowidła ze scenami Zwiastowania, Nawiedzenia, Narodzenia i Pokłonu Trzech Króli. Trzeci tryptyk z przedstawieniem Świętej Rodziny w szafie środkowej powstał pomiędzy rokiem 1500 a 1510. Przypuszczalnie wykonano go w jednej z pracowni lwóweckich. Prócz tryptyków w kościele znajduje się ambona z 1584 r. oraz chrzcielnica z XVI w. i epitafia z XVI- XVII w.
We wsi znajdują się jeszcze ruiny dawnego kościoła katolickiego. Najstarsza zachowana wzmianka o nim pochodzi z 1305 r. W obecnej późnogotycko - renesansowej formie wzniesiony on został w I połowie XVI w. (niektóre źródła podają nawet wiek XIV). Od roku 1530 stał się kościołem protestanckim. Zabrany protestantom w 1654 r. restaurowany w 1832 r., spalony w 1972 r. Część uratowanego wyposażenia przeniesiono do dawnego kościoła protestanckiego. Jest to budowla orientowana, murowana z kamienia, jednonawowa z poligonalnie zakończonym prezbiterium. Obecnie zabezpieczona jako pozbawiona dachu ruina.
We wsi zachował się renesansowy dwór wzniesiony w XVI w. W obecnej, klasycystycznej formie pochodzi on z I połowy XIX w. Jest to założenie prostokątne, trzykondygnacjowe z ryzalitem na osi, nakryte czterospadowym dachem. Do naszych czasów przetrwał szereg sklepionych sal parteru oraz renesansowe obramienia okien. Stanowiący dziś własność prywatną dwór otoczony jest pozostałościami dużego parku krajobrazowego w wieloma wiekowymi drzewami. Został on założony w XVIII w. Poniżej dworu wznoszą się opuszczone, dawne zabudowania gospodarcze."-tekst ze strony http://www.gryfow.pl/proszowka,d78.html

Radek w ten sposób zaplanował dzisiejszą trasę.W Rząsinach mamy do obejrzenia Zamek Podskale.-to nasza taka mała zaległość.
Droga mija nam szybko i bezproblemowo.Trzymając się drogowskazów,docieramy do Rząsin.Zjeżdżamy w boczną,wąską drogę i zatrzymujemy się zdezorientowani przed czyimś gospodarstwem.Przed nami droga,tak nam się wydaje główna,skręca w lewo,a jej odnoga wiedzie przez podwórko.I mamy dylemat.Co teraz?,którędy? Wracamy do głównej szosy,na sporym poboczu zostawiamy samochód,bierzemy aparaty i plecak i idziemy w kierunku wskazywanym drogowskazem.Najpierw jednak króciutka sesja z krówką na tablicy i zapachem gnojówki otaczającym nas z każdej strony.Po zdjęciach idziemy w kierunku gospodarstwa,spod którego zawróciliśmy.Na skrzyżowaniu stajemy,nie wiedząc w którą stronę pójść.I cóż się dzieje??? Idący z naprzeciwka młody mężczyzna mówi nam,że mamy iść prosto drogą i za kolejnym budynkiem znajdziemy Zamek.Dziękujemy i tak właśnie idziemy.Okazuje się,że droga,o której myśleliśmy,że wiedzie na czyjeś podwórko,jest zwyczajną,publiczną drogą.Mijamy drugi budynek i stajemy przed łąką.Opalikowaną łąką.Zamek Podskale jest na wprost nas,ale my mamy znów dylemat,którędy do niego podejść? Próbujemy obejść łąkę,z nadzieją,że za palikami z pastuchem będzie jakaś ścieżka.I cóż??? Nic z tego!!! Nie ma żadnej ścieżki.Wracamy do miejsca,skąd patrzeliśmy na Zamek i po krótkim namyśle wchodzimy na łąkę.Przechodzimy przez nią i znów idziemy przy palikach z pastuchem.Cała skała jest tak otoczona-dobrze że w niektórych miejscach pastuch jest ściągnięty.Dostrzegamy wydeptaną ścieżkę pnącą się w górę.






















Wchodzimy ścieżką na górę.Stajemy na porośniętym trawą i drzewkami dziedzińcu.Rozglądamy się dookoła i dostrzegamy nikłe ślady po dawnej budowli.Kilka zdjęć i pniemy się wyżej.Na górze znajduje się korytarz,którym dochodzimy do dziedzińca,albo pozostałości po dawnych pomieszczeniach.Nam to trudno stwierdzić.Widać,że to miejsce jest często odwiedzane.Pozostałości po ognisku i śmieci o tym świadczą.Obchodzimy cały teren,podziwiamy widoki,które się stąd rozpościerają i robimy zdjęcia.

" Istnieje kilka różnych hipotez dotyczących powstania tajemniczego zamku Podskale. Według jednej z nich wybudowany on został z przeznaczeniem na gniazdo zbójeckie przez bliżej nieokreślonych rycerzy raubritterów. Inna teoria przypisuje fundację warowni śląskiej rodzinie Talkenbergów. Jeszcze inna z kolei za fundatora twierdzy podaje Henryka Brodatego, który miał postawić ją w pierwszej dekadzie XIII stulecia celem zabezpieczenia południowej granicy księstwa przed najazdem braci Czechów. Prawdopodobnie przed 1368, czyli przed przyłączeniem lokalnych ziem do Królestwa Czech, założenie zamkowe przeszło w ręce rodu Dalachow-Talkenberg. Jeden z jego reprezentantów Bernard Talkenberg trudnił się rozbojem, z tego też powodu warownię oblegały i zdobyły w 1476 sprzymierzone oddziały mieszczan lwówieckich oraz dowodzonych przez Jerzego Steina wojsk króla Czech i Węgier Macieja Korwina. Aby uniknąć w przyszłości przypadków lokalnego raubritterstwa górnicy z Kowar wkrótce wysadzili ją w powietrze. Zniszczoną twierdzę po części odbudował i zasiedlił u schyłku XV wieku Krzysztof Talkenberg, ale już jego syn Ramphold opuścił ją ostatecznie około 1530, przenosząc się do nowo wybudowanego renesansowego pałacu w Płakowicach. Odtąd nieużytkowany zamek sukcesywnie niszczał. Na przestrzeni kolejnych wieków należał on między innymi do rodów von Lest, von Poser i von Schmettau, by (zapewne) za sprawą przedstawicieli ostatniej z wymienionych rodzin zostać ok. 1818 roku częściowo rozebrany. W 1830 ruinę kupił marszałek polny Iwan Diebitsch-Sabalkański, który zabezpieczył i uporządkował historyczne mury. W okresie późniejszym relikty zamku znajdowały się w rękach Augusta von Braufe, następnie Elli Pritwitz und Gaffron, zaś ostatnim ich przedwojennym właścicielem był Hintz aus dem Winckel.
LEGENDA
Na zamku Podskale koło Lwówka Śląskiego mieszkał niegdyś podły rycerz Bernard von Talkenberg. Słynący z psychopatycznego wręcz zamiłowania do tortur zbójcerz sposób na życie znalazł w napadaniu na podążających pobliskim traktem handlowym kupców; ale nie tylko, bowiem nie oszczędzał on również mieszkańców okolicznych wiosek, którzy niejednokrotnie stawiani byli w roli bezsilnych ofiar przemocy, pożarów i mordów z jego strony. Nadzieją dla wszystkich uciśnionych była jednak wróżba, głosząca, że "ogień, pełnia księżyca i dzwon na jutrznię będą zwiastunami zagłady zamku Podskale".
Wiosną roku pańskiego 1476 szczęśliwy kowal Adam Wiecha z Rząsin pojął za żonę niebrzydką i majętną pannę z Gradówka, Dorotę Stelmach. Po kościelnej ceremonii młoda para wraz z weselnym orszakiem udała się na ucztę do Rząsin. Droga wiodła leśnym wąwozem, w którym rozlegały się beztroskie rozmowy i śmiechy nie spodziewających się zasadzki weselników. Nagle, wydając dzikie okrzyki, wypadła zza kępy drzew grupa uzbrojonych mężczyzn z Talkenbergiem na czele. Obrabowano gości, a próbujących się bronić zabito. Piękną Dorotę zawleczono na zamek, spodziewając się otrzymać od jej rodziny bogaty okup. Pan młody uszedł z życiem i w poszukiwaniu sprawiedliwości zwrócił się ze skargą na okrutnego pana do panującego wówczas na Śląsku króla Macieja Korwina. Król przyjął zarzut i rozkazał zorganizować wyprawę, zdobyć zamek, zrównać go z ziemią, a rozbójnika wziąć żywcem.
Nadszedł wieczór 1 maja 1476 roku. Zapłonęły żołnierskie pochodnie i królewska wyprawa, wzmocniona lwóweckimi mieszczanami i kowarskimi górnikami, rozpoczęła szturm na zamek. Pierwsze uderzenie zostało odparte. Nagle w ciszy poranka rozległ się dźwięk dzwonu na jutrznię, co było sygnałem do kolejnego ataku. Kiedy i ten okazał się nieskuteczny, nieoczekiwanie powietrzem wstrząsnął olbrzymi huk, a ziemia zadrżała. To górnicy z Kowar wysadzili w powietrze wieżę bramną z częścią murów. Zbójecka warownia została zdobyta, a piękna Dorota uratowana przez jej męża. Zapanowała wielka radość, z przepastnej piwniczki wytłoczono beczki ze smakowitymi trunkami i na chwałę zwycięstwa bawiono się i pito do późnego wieczora. Przegrany Talkenberg wylądował w lochu, by wkrótce za popełnione zbrodnie trafić pod topór kata.
Na pamiątkę zdobycia zamku pierwszego maja każdego roku, wcześnie rano na jutrznię, z wieży kościoła w Rząsinach dobiegał mieszkańców okolicy radosny dźwięk dzwonów.
-na podstawie książki: Z.Jędrasiak, E.Olszewska, A.Wiącek Lwóweckie legendy i opowieści."-tekst ze strony http://www.zamkipolskie.com/rzasiny/rzasiny.html




























































Kiedy już nasycimy oczy i aparaty widokami i zrobimy sporo zdjęć,zaczynamy powoli schodzić.Najpierw na niższy dziedziniec,a później ze skały.Idziemy troszkę inaczej niż weszliśmy i tak docieramy do niewielkiego stawku.Kilka zdjęć i wracamy do opalikowanej łąki,przechodzimy przez nią i docieramy do drogi,którą idziemy do samochodu.Znów otacza nas zapach gnojówki.....
Wsiadamy do autka i jedziemy dalej.










Przed nami Pławna Dolna.
Zostawiamy samochód na niewielkim parkingu,bierzemy plecak i aparaty i ruszamy obejrzeć Drogę Krzyżową.

"Pławna Dolna (niem. Schmottseifen) – wieś w Polsce położona w województwie dolnośląskim, w powiecie lwóweckim, w gminie Lubomierz.
W latach 1945-1954 siedziba gminy Pławna. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa jeleniogórskiego.
W kronice łacińskiej Liber fundationis episcopatus Vratislaviensis (pol. Księga uposażeń biskupstwa wrocławskiego) spisanej za czasów biskupa Henryka z Wierzbna w latach 1295–1305 miejscowość wymieniona jest w zlatynizowanej formie Smutesiphin.
Początki wsi sięgają XII wieku, kiedy to Henryk I rozdawał te ziemie górnikom przybyłym z Frankonii, Turyngii i Nadrenii, poszukującym tu cennych minerałów (przede wszystkim złota), jeszcze nawet w 1519 r.
Pierwszy dokument informujący o istnieniu Pławnej to wiadomość, jaką zostawił 12 marca 1241Henryk Pobożny, który pisał o ufundowaniu tu kościoła św. Bartłomieja. Następnie miejscowość pojawia się w XVI-wiecznych dokumentach wrocławskiego biskupa Henryka von Wurben.
Nazwa wsi związana jest z płukaniem, co wskazuje na górniczą genezę miejscowości. W XIV wieku Pławna była największą i najdłuższą wsią należącą do lubomierskiego klasztoru. W maju 1613 zaraza pochłonęła 399 jej mieszkańców. Na pamiątkę tego wydarzenia wzniesiono kolumnę morową. W czerwcu 1759 w Pławnej znajdowała się główna kwatera wojenna Fryderyka II. W 1807 r. do Pławnej zawitał cesarz francuski Napoleon, a w 1813 r. między Mojeszem, Płuczkami, a Pławną marszałek Francji Jacques Alexandre Macdonald zorganizował obóz wojskowy.
W latach 1880–1885 wybudowano linię kolejową. W 1983 r. przestały nią kursować pociągi. W 1925 r. we wsi mieszkało 1726 osób (w tym 7% ewangelików). Obecnie (III 2011 r.), według Narodowego Spisu Powszechnego mieszka tu 414 osób, które zajmują się przede wszystkim rolnictwem.
Według rejestru Narodowego Instytutu Dziedzictwa na listę zabytków wpisane są:
-zespół kościoła parafialnego pw. św. Tekli
   -kościół św. Tekli, z 1680 r., 1780 r.; pierwszy kościół istniał prawdopodobnie w 1318 r., bowiem z tego roku pochodzi wzmianka o proboszczu. W późniejszym okresie kościół rozbudowano, a najstarsze jego fragmenty znajdują się przy chórze i w północnej części nawy, przykrytej drewnianym stropem z 1774 r. z polichromią o motywach florystycznych. Prezbiterium, zakończone poligonalnie, powstało na przełomie XV/XVI wieku, a wieża o wysokości 45 m, została zbudowana w 1680 r. Okna są zakończone ostrołukowo lub półkoliście. Obecny kształt świątynia uzyskała w latach 1778–1781. W kościele znajduje się szereg zabytków. W głównym ołtarzu drewnianym umieszczono barokowy obraz św. Tekli namalowany przez Bernarda Krauze. Z prawej strony ołtarza znajduje się chrzcielnica składająca się z części barokowej kamiennej, wykonanej w piaskowcu w XVII w. oraz z części drewnianej XIX-wiecznej. Prospekt organowy trójdzielny wykonany jest z drewna rzeźbionego w stylu neorenesansowym
   -cmentarz, razem z kościołem otoczony jest niskim murem
   -budynek bramny; brama z niewielkim pomieszczeniem nad wejściem - małe samborze, szachulcowy, z drugiej połowy XVIII wieku
-dawny dom pastora (dziś szkoła) z 1753 r. w pobliżu kościoła. Został on przebudowany na początku XX wieku
-stary spichlerz z 1688 r., przebudowany w 1710 r.; obok domu pastora
-budynek plebanii
-kalwaria; rozpoczyna się w centrum wsi obok kapliczki i prowadzi krętą drogą na szczyt góry Kalwaria (322 m n.p.m.). W 1993 r. potomek fundatora kalwarii, Johannes Hoferichter odnowił drogę krzyżową, a w 1994 r. biskupi Tadeusz Rybak i Rudolf Miller poświęcili ją
-krzyż, możliwe, że jest to tzw. krzyż pojednania (nazywany też częściej pokutnym) – znajduje się obok głównej drogi do kościoła. Wykonany jest z piaskowca, na nim wyryty wypukły nóż (jako narzędzie zbrodni)
-kapliczki; największa znajduje się obok gospodarstwa nr 171 i jest ku czci Trójcy św. Druga kaplica (wybudowana w XVIII wieku) z obrazem Matki Bożej Dobrej Rady – stoi obok poczekalni dworcowej. Na górze kościelnej jest kaplica św. Barbary wybudowana w 1762 r. przez księdza Józefa Naternusa Kőrnera. Należy jeszcze wspomnieć o pomniku poświęconym 61 mieszkańcom wsi poległym w czasie I wojny światowej. Matka Boska z Jezusem ustawiona jest na pięciometrowej kolumnie
-wapiennik; znajduje się przy dawnej stacji kolejowej Pławna Górna. Zachował się w bardzo dobrym stanie piec do wypalania wapna. W bezpośrednim otoczeniu pieca znajduje się wyrobisko podziemne, z którego pozyskiwano surowiec do produkcji wapna
-wiele chat o konstrukcji szachulcowej, rzadziej przysłupowej zachowanych we wsi. Niektóre z nich posiadają jeszcze niewielkie balkoniki pod okapem dachu."-Wikipedia.

"W 1854 r. na górującym nad centrum Pławnej wzniesieniu o nazwie Kalwaria mieszkaniec wsi Karl Hoferichter ufundował budowę Drogi Krzyżowej. Stacje mają postać kamiennych stelli z wnękami, w których umieszczono malowane na blasze sceny Męki Pańskiej. Ostatnia, przedstawiająca Ukrzyżowanie, ma kształt małej groty z widokiem Jerozolimy w tle. W latach 1992-1994 przeprowadzono renowację wszystkich obiektów, którą sfinansował prawnuk fundatora, Johannes Hoferichter. Początek drogi wyznacza kapliczka domkowa, stojąca przy głównej drodze tuż obok zakładu betoniarskiego. Warto wybrać się na ten krótki spacer, choćby po to, by nacieszyć się widokiem okolicy."-tekst ze strony http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/6261,plawna-gorna-kalwaryjska-sciezka.html

Nie idziemy główną drogą,schodzimy na ścieżkę rowerową i nią powoli,niespiesznie wędrujemy do miejsca gdzie zaczyna się Droga Krzyżowa.Stajemy na chwilkę,zastanawiając się którędy pójść-ścieżka wspinająca się serpentynami w górę?,czy schody-sporo schodów pnących się dość ostro do góry?
Radek podejmuje decyzję-idziemy serpentynami.Wkraczamy więc na wąską ścieżkę z ustawionymi wzdłuż niej kolejnymi stacjami Dogi Krzyżowej.I tak,kolejno mijamy wszystkie,a przy okazji oglądamy każdą stację Drogi Krzyżowej,robimy zdjęcia i wspinamy się coraz wyżej i wyżej...




























































.....aż stajemy na szczycie.Rozglądamy się,podziwiamy widoki,robimy zdjęcia i powoli schodzimy kamiennymi schodami.Oczywiście liczę je i kiedy staję na dole wyszło mi,że jest ich 121.
Nie wracamy od razu do autka.Idziemy w kierunku ogromnego jelenia.Chcemy zrobić sobie z nim zdjęcia.
Podchodzimy więc pod olbrzymią figurę i robimy sobie dość długą sesję zdjęciową.

































Kiedy już fotek mamy całkiem sporo,postanawiamy przejść się kawałek w kierunku bramy,robiąc przy okazji zdjęcia.I cóż się dzieje??? Zza drogi,jakaś młoda kobieta krzyczy coś do nas.Okazuje się,że mimowolnie weszliśmy na teren,który jest biletowany i musimy przejść na drugą stronę jezdni do kasy,kupić bilety.
Idziemy więc do kasy-chociaż,gdybyśmy byli nieuczciwi,to zwyczajnie moglibyśmy pójść w stronę auta-my jednak tego nie robimy.W kasie,młoda kobieta,mówi nam,że niestety musimy zapłacić za wstęp,ale mamy do wyboru wejście do: Zamku Śląskich Legend,Grodu Piastowskiego i Arki Noego.W Zamku Śląskich Legend byliśmy,do Grodu nam niespieszno,za to Arka Noego kusi.Kupujemy więc dwa bilety do Arki i ruszamy w kierunku kościoła,bo to właśnie tuż obok świątyni znajduje się Arka Noego.


























Teren na którym stoi Arka,jest ogrodzony dość wysokim,drewnianym płotem,więc niewiele widać z zewnątrz.Przechodzimy przez otwartą furtkę,pokazujemy nasze bilety i stajemy przed grupą drewnianych figur.Kapliczki,krzyże,święci poustawiani w rzędzie wzdłuż płotu,robią niesamowite wrażenie.Kilka zdjęć i zmierzamy ku Arce.
Olbrzymia,drewniana łódź góruje nad całym ogrodzonym terenem.Tuż przy jej wejściu dostrzegamy figury zwierząt.Zastanawiające jest to,że zwierzaki nie są skierowane do Arki,tylko stoją do niej tyłem.






O biblijnej Arce można np.przeczytać tu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Arka_Noego

Arki Pana Dariusza Milińskiego strzegą ogromne,drewniane łyżki.Ustawiono je pod ścianą,tuż przy drzwiach wiodących do wnętrza.










Robimy kilka zdjęć na zewnątrz i wchodzimy do środka.
Wnętrze zaskakuje nas niesamowicie.Bardziej spodziewaliśmy się,że znajdziemy w środku zwierzęta-mnóstwo zwierząt,a tu jest ich zaledwie kilka.Dookoła i na środku ustawiono oszklone gabloty,w których umieszczono dzieła sztuki sakralnej,relikwie i artefakty z różnych zakątków świata.Małe muzeum.Przechadzamy się powolutku,oglądając wszystko i robiąc mnóstwo zdjęć,a z głośników płynie religijna muzyka.














































































































































































Oj sporo czasu spędziliśmy w Arce,ale jest co tam oglądać.Zaskoczyło nas to miejsce,oj zaskoczyło.
Kiedy już wszystko obejrzeliśmy i zrobiliśmy całe mnóstwo zdjęć,powoli wychodzimy na zewnątrz i wracamy do samochodu.Wsiadamy i jedziemy do Wlenia,a właściwie do Łupek.Zamierzamy odwiedzić Pałac Lenno,bo właśnie tam są jedne z nowszych vizytek.Wjeżdżamy więc na górę i na poboczu,niedaleko pałacu zostawiamy samochód.Bierzemy plecak i aparaty i idziemy do pałacu.W pałacowej kawiarni kupujemy vizytki,robimy kilka zdjęć i postanawiamy iść do zamku.






































Opuszczamy teren pałacowy i wybrukowaną drogą idziemy w kierunku kościółka.Zanim tam dotrzemy,otacza nas zapach czosnku niedźwiedziego.Im jesteśmy bliżej,tym jest intensywniejszy.Kiedy jesteśmy przy murze okalającym świątynię,stajemy zachwyceni.Czosnek niedźwiedzi już kwitnie-jeszcze nie wszystek,ale i tak widok jest cudny.Bardzo powoli idziemy w kierunku zamku.

"W wyścigu o zaszczytny tytuł najstarszego zamku na współczesnych ziemiach polskich od lat konkurują ze sobą dwie dolnośląskie warownie: Legnica i Wleński Gródek. Według odważnych hipotez niektórych z badaczy starszy jest Wleń, którego początki łączyć można z przybyciem wojsk cesarskich wspierających synów Władysława Wygnańca, książąt Bolesława Wysokiego i Mieszka Plątonogiego, w odzyskiwaniu utraconych przez ojca dziedzicznych ziem. Przyjęcie powyższej tezy skłania do datowania okresu powstania zamku na drugą połowę XII wieku. Według innej teorii warownię wzniósł rezydujący tutaj po 1201 książę Henryk Brodaty i nawet taka późniejsza metryka wskazuje, że jest to obiekt bardzo stary, może współczesny bądź starszy od wspomnianej wyżej Legnicy. Początki osadnictwa na zamkowym wzgórzu sięgają jeszcze dalej, bowiem pierwszy obronny gród powstał tutaj prawdopodobnie już w X wieku za panowania Bolesława Chrobrego. Drewniana konstrukcja, stanowiąca sztandarowe ogniwo w rozbudowanym systemie warowni na pograniczu polsko-czeskim, w 1108 podniesiona została przez Bolesława III Krzywoustego do rangi kasztelanii i określana była odtąd jako Castrum Valan. Po 1163 za czasów Bolesława Wysokiego lub po 1201 podczas panowania Henryka Brodatego rozpoczęto murowanie zamku, kontynuowane później przez poległego w bitwie pod Legnicą (1241) Henryka Pobożnego, a potem przez jego syna, awanturniczego księcia Bolesława II Rogatkę. Za piastowskich władców zamek wykorzystywany był jako więzienie dla ich przeciwników politycznych, np. Rogatka niewolił tutaj biskupa wrocławskiego Tomasza, od którego żądał zamiany otrzymywanej dziesięciny w naturze na pieniężną; w późniejszym okresie podobnie potraktował też własnego bratanka Henryka IV Probusa, chcąc w ten sposób zmusić go do odstąpienia części swego majątku.
Po śmierci okrutnego Bolesława zamek otrzymał książę świdnicko-jaworski Bolko II, zwany Małym, a gdy ten w 1368 roku wyzionął ducha, wdowa księżna Agnieszka oddała warownię w lenno reprezentantom rycerskiego rodu von Zedlitz. Nowi dzierżawcy wkrótce się jej jednak pozbyli, przekazując Wleński Gródek w 1377 rycerzowi Tymo von Klodnitz, który dokonał dalszej rozbudowy i modernizacji zamkowych umocnień. Podczas toczonych w okresie 1419-34 wojen husyckich zamek był oblegany kilkakrotnie, ale ani razu skutecznie. W następnych latach często zmieniał on gospodarzy, wśród których znajdowali się przedstawiciele rodów Zedlitz, Reder, Hochberg oraz Schaffgotsch. W roku 1465 za sumę 1906 guldenów węgierskich nabył go stronnik króla czeskiego Jerzego z Podiebradów zbójcerz Hans von Zedlitz zw. Rochlitz, który fatalną opinię zyskał nie tylko dlatego, że napadał na podróżnych i kupców, bez skrupułów łupił on bowiem też mieszkańców miasta i okolicznych wieśniaków. Sto lat po tych wydarzeniach właścicielem twierdzy Lenno został jeden z krewnych okrutnego Hansa, Sebastian von Zedlitz-Neukirch. W latach 1567-74 przebudował on rodową siedzibę, wzmacniając jej obronność poprzez podwyższenie murów oraz wieży; skonstruowany wtedy został też drewniany, liczący ponad 2 kilometry długości wodociąg, doprowadzający czystą wodę do zamku z sąsiedniego wzgórza Wietrznicy. Źródła podają, że 4.05.1574 na zamku Wleński Gródek odbyła się dysputa religijna, w której udział wzięli: pastor Jacob Colerus, teolog dr Flacius Illyricus oraz rektor Schilling; dysputa trwała długo i była kontynuowana u barona von Schaffgotsch w Czernicy. W 1581 majątek zakupił Sebastian von Schaffgotsch, a w 1605 Konrad von Zedlitz - kolejny rodowy bandyta gnębiący okoliczną ludność i trudniący się rozbojem.
Śmierć warowni przyniosła wojna trzydziestoletnia. Zamek był wówczas kilkakrotnie oblegany i zdobywany przez wojska szwedzkie, cesarskie oraz oddziały zmieszanego z błotem w sienkiewiczowskim "Potopie" Janusza Radziwiłła. Finał nastąpił w roku 1646, gdy na polecenie cesarskiego generała Montecuculi wysadzono w powietrze człony kamiennych umocnień. Po wojnie zniszczoną twierdzę nabył pułkownik króla francuskiego Ludwika XIII Adam von Kaulhaus. Nowy gospodarz nie był jednak zainteresowany odbudową starych murów, dla własnych celów u podnóża góry wzniósł natomiast wygodny barokowy pałacyk oraz nowy kościół pod wezwaniem św. Jadwigi. Zaniedbany obiekt coraz bardziej niszczał, degradując z czasem do mało zaszczytnej funkcji darmowego składu obrobionego materiału budowlanego, służącego lokalnej społeczności. W XVIII wieku ruinę nabył hr. Grunfeld, a po jego śmierci w 1804 wzgórze zamkowe wraz z pałacem przeszło na własność rodziny von Haugwitz, w której rękach pozostało do roku 1945.
Zamek wybudowano na szczycie wysokiej bazaltowej góry, nadsypując niższe partie terenu rumoszem kamiennym. Na tak przygotowanym podłożu rozpoczęto budowę: usytuowanej przy zachodniej kurtynie dziedzińca kaplicy romańskiej, stojącej na północ od niej wieży mieszkalnej, umieszczonej na południowym skraju zespołu sześciobocznej wieży ostatniej nadziei (tzw. bergfried) i murów obwodowych. Wieża mieszkalna posiadała plan zbliżony do równoległoboku o wymiarach 10,5x7 m i zbudowana była z kamiennych ciosów z różowego piaskowca. Rezydencja Jadwigi Śląskiej wyposażona była w okienka szczelinowe w rozpiętej między dwoma wyniesieniami skalnymi i grubej na 1,5 m ścianie zachodniej oraz szerokie na 1,6 m drzwi wejściowe w kurtynie wschodniej. O reprezentacyjnym charakterze wieży świadczą znalezione podczas odkrywki relikty pieca hypokaustum, ogrzewającego jej pierwszą kondygnację. Kaplica składała się z kwadratowej nawy, maleńkiego prezbiterium i półkolistej absydy. Mury kaplicy wybudowane zostały z łamanego piaskowca zamkniętego narożnikami z kamiennych ciosów; podobną techniką wystawiono wieżę sześcioboczną, którą u schyłku XIII stulecia zastąpił przesunięty o kilka metrów wewnątrz dziedzińca stołp o wysokości 12 i grubości murów dochodzących do 3 metrów. Konstrukcję tą, podobnie jak wszystkie późniejsze zabudowania, murowano z kamienia łamanego, wtedy też powstał przy kurtynie wschodniej obszerny dwukondygnacyjny dom mieszkalny - palatium. W późnym średniowieczu zabudowano istniejący, bądź dopiero założono zamek średni i dolny."-fragment tekstu ze strony http://www.zamkipolskie.com/wlen/wlen.html












Wydeptanymi ścieżkami i resztkami kamiennych schodów docieramy do zamku.Wchodzimy na dziedziniec,rozglądamy się,robimy zdjęcia i idziemy do wieży.Wchodzimy krętymi schodami na samą górę.Stajemy na tarasie widokowym i podziwiamy przepiękną panoramę rozpościerającą się dookoła.I znów mamy długą sesję zdjęciową.Kiedy już nasycimy oczy i aparaty widokami,powoli schodzimy na dziedziniec (schodów jest 87 ).Tu krótka sesja zdjęciowa i wracamy do samochodu i ruszamy w drogę powrotną,do domu :)







































































Droga mija nam szybko i bezproblemowo,a w domku czeka nas niespodzianka.Pan pustułek przyleciał z kolacją,a następnie pani pustułka zaczęła pozować do zdjęć :)


Skończyła się nasza wycieczka,następna już wkrótce,więc do zobaczenia niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)






2 komentarze:

  1. Danusiu, mimo złego samopoczucia jesteś pełna sił witalnych. Taką długą wycieczkę zaliczając. Ta Pławna to dziwną wioską się staje. Chyba już trochę za dużo tych eksponatów tak bez ładu i składu, mam wrażenie. Tym niemniej ciekawa. Interesująco wygląda Droga Krzyżowa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu,Pławna wydaje się dziwna,ale każdy tu znajdzie coś dla siebie.Przyznam,że za jednym zamachem nie dałabym rady obejrzeć wszystkiego-zbyt wiele różności....
      Droga Krzyżowa była naszym celem,zawsze gdy przejeżdżaliśmy przez Pławną,chcieliśmy ją zobaczyć i przejść i się udało :)
      Pozdrawiam cieplutko :)
      Dziękuję Olu-już ze mną lepiej :)

      Usuń