niedziela, 12 czerwca 2016

Kliczków i Kwisa ) - czyli jedna wycieczka,a cztery miejsca :)

"Wycieczka autokarowa Kliczków - Iłowa - 12.06.2016 XLVI Rajd na Raty
PTTK Oddział „Sudety Zachodnie” Jelenia Góra
Wyjazd z Jeleniej Góry, ul. Teatralna, godz. 8.00
Powrót do Jeleniej Góry około godz. 20

Program wycieczki:
Trasa przejazdu: Jelenia Góra – Kliczków - Iłowa – Jelenia Góra
Kliczków: zwiedzamy tu zamek o średniowiecznym rodowodzie, przebudowany w XIX w. na imponujące założenie nawiązujące w formie do słynnych zamków nad Loarą. Oglądamy pięknie odrestaurowane pomieszczenia m.in. Bibliotekę, Salę Dworską, Kominkową i Salę Teatralną z okazałą polichromią. Następnie idziemy na spacer nad Kwisą podziwiając malownicze wychodnie skalne o nazwach Dzban i Słonica.
Iłowa – atrakcją tej miejscowości jest Park Dworski, jeden z najpiękniejszych parków w Polsce. Oglądamy imponujący gaj różaneczników, aleję dębowo-grabową, okazałe lipy, klony, olsze i cisy, krzewy z wielobarwnymi kwiatami. Szczególną wartość ma ogród japoński z herbaciarnią, kamiennymi latarniami, mostkami – pierwszy japoński ogród w Europie.
W drodze powrotnej zobaczymy w Henrykowie Lubańskim najstarsze drzewo w Polsce, liczącego ponad 1200 lat cisa.
Koszt wycieczki: 60 zł
Świadczenia: autokar, obsługa przewodnicka, ubezpieczenie NNW, na wstępy potrzeba 15 zł.
Zapisy wraz z wpłatą przyjmowane są w Oddziale PTTK „Sudety Zachodnie”
Jelenia Góra ul. 1-go Maja 86, tel. 75 7525851, email: pttk@pttk-jg.pl"

Do Kliczkowa dojeżdżamy szybko i bezproblemowo.Autokar wjeżdża na parking.Przed pójściem do zamku,trzeba dopełnić formalności,czyli zebrać pieniądze za wstęp.Wiktor załatwia to bardzo sprawnie.I po dopełnieniu formalności idziemy wszyscy w kierunku zamku.

"Historia pięknego zamku w Kliczkowie na Dolnym Śląsku sięga końca XIII stulecia do czasów, kiedy państewkiem świdnicko-jaworskim rządził piastowski książę Bolko I Surowy. Prawdopodobnie to z jego inicjatywy powstało w tym miejscu założenie obronne, stanowiące jedno z ogniw ufortyfikowanego łańcucha warowni granicznych ochraniających księstwo przed najazdem czeskim. Pierwsza wzmianka o Castrum Clieczchdorf pochodzi z roku 1297 i zapewne odnosi się do zamku jako drewniano-murowanej strażnicy o niewielkich jeszcze walorach rezydencjalnych. Po śmierci księcia Bolka I Kliczków przeszedł na własność jego syna Henryka I Jaworskiego, później w drodze sukcesji - na ręce księcia świdnicko-jaworskiego Bolka II, następnie jego bratanicy Anny, żony króla czeskiego Karola, w której interesie od 1353 roku władzę w nim sprawował burgrabia Cuneman Sydlicz. Pod koniec wieku XIV wraz z przejęciem księstwa świdnicko-jaworskiego przez królestwo Czech obiekt utracił znaczenie strategiczne, przekształcając się z czasem w założenie zamkowo-folwarczne zarządzane przez lenników królewskich: w latach 80-ych XIV stulecia stanowił własność rodu rycerskiego von Kittlitz, a w okresie 1387-91 siedzieli tu von Zedlitzowie.
W 1391 majątek w Kliczkowie zakupił Henryk von Rechenberg. Ród Rechenbergów jako pierwszy na trwałe wpisał się w losy zamku, zarządzając nim przez blisko ćwierć tysiąclecia. W tym okresie szczególnie zasłużyli się dla tego miejsca Kacprowie: ojciec zwany Kacprem Średnim, który w drugiej połowie XVI wieku rozpoczął renesansową rozbudowę założenia, oraz syn zwany Kacprem Młodszym, który ją ukończył. Kacper von Rechenberg Młodszy, choć był dopiero 10 dzieckiem w licznej rodzinie, należał do elity najbogatszych i najlepiej wykształconych dziedziców na Dolnym Śląsku. Pełnił między innymi godność radcy cesarskiego i szambelana z tytułem barona, jemu też Kliczków zawdzięcza otrzymane w 1610 prawa miejskie oraz przywilej targowy. O pozycji właściciela świadczy wizyta na zamku króla Macieja Korwina w roku 1611. Gmach był już wtedy po rozbudowie, miał dwie sale balowe, kaplicę, dwadzieścia pięknych komnat, a także salę dworską, którą zbudowano na najwyższej kondygnacji, czym nawiązano do dawnych tradycji warowni książęcych. Charakterystyczne były dwa dziedzińce i szereg wkomponowanych w zespół dworski zabudowań pomocniczych, wśród nich stajnie, słodownia i browar.
W 1747 zamek po raz kolejny zmienił gospodarza. Kupił go Seyfried von Promnitz, właściciel rozległych majątków m.in. w Pszczynie, Żarach, Borowej i Nowogrodźcu. Dwadzieścia lat później wdowa po Promnitzu wyszła ponownie za mąż, tym razem za hrabiego Christiana zu Solms-Barutz, dobra kliczkowskie wnosząc w posagu małżeńskim - odtąd aż do roku 1945 należały one do rodziny Solm-Tecklenburg. Na początku XIX stulecia jeden z jej przedstawicieli podjął się przebudowy renesansowego dworu wzbogacając jego bryłę o neogotycką wieżę i nową ujeżdżalnię, a także częściowo zmieniając wystrój wnętrz. Dzisiejszy wygląd pałac zawdzięcza hrabiemu Fryderykowi zu Solms-Baruth, honorującemu się od 1906 roku tytułem książęcym, zwanemu przez współczesnych mu starym księciem z uwagi na długi, ponad 40-letni okres sprawowania rządów na Kliczkowie. Hrabia ów w 1887 otrzymał majątek na mocy testamentu rodzinnego i kilka lat później ożenił się z Luizą von Hochberg z Książa, jedyną córką księcia pszczyńskiego, otwierając sobie drogę do tytułów książęcych. W tym samym roku zlecił on przebudowę zamku dwóm berlińskim architektom: Heinrichowi Kayserowi oraz Karlowi von Grossheim. W efekcie prowadzonych przez trzy kolejne lata prac powstało imponujące założenie nawiązujące w formie do słynnych zamków nad Loarą. Zakres przeprowadzonych zmian polegał m.in. na dostawieniu nowych wież i szczytów, wzbogaceniu elewacji o stylowe portale, ułożeniu galerii komunikacyjnych i niemal całkowitej modyfikacji wystroju wnętrz. Otoczenie pałacu zaprojektował od nowa Edward Petzold, który założył 80-hektarowy park w stylu angielskim, rodowym mauzoleum i cmentarzem dla ulubionych koni księcia.
Po śmierci Fryderyka majątek przeszedł na własność jego najstarszego syna Henryka Christiana zu Solms-Baruth. Na początku XX wieku stanowił popularne miejsce spotkań i rozrywek elity arystokracji niemieckiej - na organizowane przez księcia polowania wielokrotnie przyjeżdżali tutaj członkowie dworu, wśród nich sam cesarz Wilhelm II i pruski następca tronu. Sytuacja zmieniła się podczas II wojny światowej, szczególnie dramatycznie po nieudanym zamachu na Hitlera w 1944, gdy członków rodziny aresztowało gestapo, a sam zamek skonfiskowano, wywożąc jego najcenniejsze dobra. Po tak zwanym wyzwoleniu resztki wyposażenia rozszabrowali żołnierze sowieccy i napływający ze wschodu Polacy. Potem było już tylko gorzej - kolejni użytkownicy: Nadleśnictwo oraz Ludowe Wojsko Polskie zupełnie nie dbali o zabytkowy obiekt, który niszczał w zastraszającym tempie - zapadły się dachy, wilgoć nadwerężyła mury, uszkodziła posadzki i malowidła, zawaliła się Galeria Oficjalistów, a także częściowo Ujeżdżalnia. Próbę ratowania zamku podjęła w latach 70. Politechnika Wrocławska - z mizernym skutkiem. Przełom nastąpił w 1999, gdy nowy właściciel pałacu - wrocławska firma Integer S.A. - podjęła starania w celu całkowitej odbudowy założenia z przeznaczeniem na hotel. Kilkanaście miesięcy później zamek gotowy był na przyjęcie pierwszych gości.
Rezydencja w Kliczkowie pod względem kubatury należy do największych budowli tego typu na całym Dolnym Śląsku. Stanowi ona obecnie malowniczy zespół składający się z dwóch dziedzińców otoczonych skrzydłami o formach neorenesansowych i neogotyckich, przy czym najstarszy średniowieczny fragment zamku ukryty został w skrzydle południowo-zachodnim. Zabytek pełni dziś funkcję ośrodka szkoleniowo-wypoczynkowego z luksusowym hotelem i pełnym zapleczem rekreacyjno-gastronomicznym. W jego wnętrzach zachowały się pięknie odrestaurowane pomieszczenia, m.in. dawna Biblioteka, Sala Dworska zwana niegdyś Białą, Sala Kominkowa ze wspartym na sześciu nóżkach piecem i eklektyczna Sala Teatralna, której centralną ozdobę stanowi okazała polichromia z motywem myśliwskim.
Najsłynniejszym zakątkiem związanym z Kliczkowem, o którym wspominają niemal wszystkie przewodniki, jest dawny cmentarz dla koni, zapewne jedyny taki w Polsce. Jeszcze w latach 50-ych XX wieku stało tu kilkanaście nagrobków, dziś pozostały zaledwie dwa - podobno resztę użyto do budowy okolicznych domostw. Te dwie ocalałe płyty nagrobne są już dziś bardzo zniszczone, choć na jednej z nich wciąż widoczna jest inskrypcja z imieniem konia i datą jego śmierci: Juno, 1938. Poniżej wyżłobiono cztery imiona: Johann, Friedrich, Georg i Hermann - których znaczenia dziś już nie znamy. Przed laty w tym miejscu grzebano również ulubione psy księcia - na Dolnym Śląsku tego typu psie cmentarze znajdowały się również w Laskowicach i Bożkowie."-tekst ze strony http://www.zamkipolskie.com/kliczkow/kliczkow.html
















































O 15-tej jesteśmy umówieni z Przewodnikiem,Mamy więc sporo czasu wolnego.Każdy spędza go jak chce.My postanowiliśmy napić się piwa,siedząc na zamkowym dziedzińcu.W Kliczkowie mieliśmy okazję być już kiedyś.Spacerowaliśmy po parku i dookoła Zamku,więc dziś sobie odpuszczamy.A jaka to była nasza wycieczka to można zobaczyć tu: http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/06/dwie-poowki-jak-jeden-dzien.html




































Po 14-tej grupa zaczyna się powoli zbierać na dziedzińcu.I kiedy są już wszyscy idziemy w kieunku cmetarza koni.Opuszczając zamek,mamy okazję obejrzeć stare wojskowe samochody,bo akurat do Kliczkowa przyjechał "Szwadron Skorpion" z Opola.Byli zobaczyć Zamek,a teraz właśnie ruszają dalej.Jadą do Mělníka w Czechach,gdzie kończą rajd szlakiem żołnierzy II Armii Wojska Polskiego,zorganizowany przez Stowarzyszenie "Pancerny Skorpion" z Opola.My oczywiście korzystamy z okazji i robimy sporo zdjęć,bo nie wiadomo kiedy znów będziemy mieli taką okazję.









































































Po tak niespodziewanej i długiej sesji zdjęciowej,spacerkiem wędrujemy na cmentarz koni.Mijamy kościół,który oczywiście można obejrzeć z zewnątrz,natomiast wnętrze przez kraty,ale dobre i to.Przechodzimy obok dawnych zabudowań gospodarczych,należących kiedyś do Zamku.Niektóre są odrestaurowane,inne niestety nie,chociaż nadal pięknie się prezentują.Przystaję przed ogłowionym drzewem,jest to lipa "Anna",która kiedy wieszano na niej tabliczkę,miała 250 lat.Przykry to widok...
Kiedy docieramy na cmentarz koni,wszyscy tam już są,Słuchają opowiadania Wiktora,a ja oczywiście "poluję" na motyle...














































Gdy zbliża się 15-ta,powoli wracamy do Zamku.Udaje nam się wejść bocznym wejściem-brama jest otwarta.Przechodzimy przez restaurację i wychodzimy na dziedziniec,gdzie czeka już na nas,nasz Przewodnik,ubrany w strój historyczny.Rozmawia z Katem,czyżby już się naradzali,kto z nas pójdzie pod topór....???


















































Kiedy już zeszła się cała grupa,zostajemy oficjalnie powitani przez Pana,który poprowadzi nas korytarzami Zamku i opowie nam jego historię.No to ruszamy.
Zaczynamy od dawnej powozowni....
]























































































































































































































.....i tak wedrujemy za naszym Przewodnikiem.Przechodzimy przez kawiarenkę-tu kiedyś były stajnie zamkowe.Zaglądamy do dawnej ujeżdżalni,dziś jest tu basen z widokiem na park.Idziemy przez dziedziniec i wchodzimy przez niewielkie drzwi do Skrzydła Oficjalistów.Tu schodami i korytarzami przemieszczamy się do Skrzydła Rezydentów.Zaglądamy do apartamentu Cesarskiego.Idziemy korytarzem do wąskich,krętych schodów,którymi docieramy do Sali Dworskiej,a z niej wychodzimy innym wyjściem do wielkiej,pięknej klatki schodowej i schodzimy do sal wystawowych,a później wchodzimy do piwnic i najstarszej części Zamku.I tak przechodzimy dalej przez salę bilardową,aż znów znajdujemy się na korytarzu z wielką,piękną,reprezentacyjną klatką schodową.Jeszcze oglądamy galerię starych zdjęć i powoli zmierzamydo głównego wejścia z napisami po dawnym ustroju....
Tu żegnamy się z naszym Panem oprowadzającym,dziękując Mu za pokazanie tych wszystkich miejsc i opowiedzeniu o historii Zamku.
Wychodzimy na dziedziniec,a tam już czeka na nas Kat."Ścięcie" głowy toporem lub mieczem kosztuje tylko 5 zł....więc każda chętna osoba,która chce się pozbyć bólu głowy,jest bardzo mile widziana....
Oczywiście chętnych jest sporo,więc sesje zdjęciowe trwają i trwają....a ile jest przy tym radości !!!





























































































































W końcu,kiedy kilka głów "ściętych" zostało,możemy pożegnać gościnne mury Zamku Kliczków.Żegnamy Kata,robimy jeszcze całkiem sporo zdjęć różanych i wędrujemy do naszego ostatniego dziś celu.Mijamy parking,gdzie stoi nasz autobus-kilka osób postanowiło zostać w autokarze.No cóż,Ich wybór.
Większość z naszej grupy jednak idzie na spacer.Przechodzimy mostem nad Kwisą,skręcamy w leśną drogę i wędrujemy wzdłuż niej.Rzeka górska,płynie tu spokojnie,tafla wody jest niemal idealna jak lustro.

"Kwisa (niem. Queis) – rzeka w południowo-zachodniej Polsce, płynie przez województwo dolnośląskie i lubuskie, lewy (najdłuższy) dopływ Bobru, długość 126,8 km, powierzchnia zlewni 1026 km² (z czego na terenie kraju 994,9 km²), źródła na wysokości ok. 1020 m n.p.m., ujście – ok. 110 m n.p.m.
Płynie przez Pogórze Izerskie i kompleks leśny Borów Dolnośląskich. Zasila Bóbr w okolicach Żagania.
Wypływa z północnych zboczy Izerskich Garbów (Wysoki Grzbiet Gór Izerskich). Płynie głęboko wciętą doliną pomiędzy Wysokim Grzbietem a Grzbietem Kamienickim na północny zachód. W Świeradowie skręca na północny wschód (NNE). W Krobicy - Orłowicach opuszcza Góry Izerskie, nie zmieniając kierunku. Płynie przez Pogórze Izerskie. W Gryfowie Śląskim skręca na zachód, a w Leśnej na północ z lekkim odchyleniem ku wschodowi (NNE). W głębokiej, wąskiej i krętej dolinie między Gryfowem a Leśną wybudowano dwie zapory i utworzono malownicze jeziora. Za Nowogrodźcem skręca na północ i wpływa na Nizinę Śląsko-Łużycką. W jej obrębie płynie przez Bory Dolnośląskie, a następnie przez Równinę Szprotawską. w obrębie której wpada do Bobru.
Najważniejsze dopływy to:
-Siniec (lewy)
-Struga (prawy)
-Płoka (prawy)
-Wodopój (lewy)
-Jastrząbek (prawy)
-Czerwony Potok (lewy)
-Pluskotnik (lewy)
-Bystrzyk (prawy)
-Mokrzyca (lewy)
-Świeradówka (lewy)
-Krobicki Potok (prawy)
-Dzieża (prawy)
-Długi Potok (prawy)
-Czarny Potok (lewy)
-Bruśnik (lewy)
-Czarny Strumień (lewy)
-Młyńska Struga (prawy)
-Oldza (prawy)
-Grabiszówka (lewy)
-Dolna (lewy)
-Gliniec (prawy)
-Olszówka (prawy)
-Luciąża (prawy)
-Siekierka (lewy)
-Łazek (lewy)
-Złoty Stok
-Iwnica (prawy)
-Polanka (prawy)
Ważniejsze miejscowości leżące nad Kwisą to Świeradów-Zdrój, Mirsk, Gryfów Śląski, Leśna, Lubań i Nowogrodziec.
Od połowy XIII wieku (1241), po klęsce Polaków z Tatarami w bitwie pod Legnicą, stanowi historyczną, zachodnią granicę Dolnego Śląska, a dawniej również Polski. Wówczas granica Milska przesunięta została z zachodniego wododziału Nysy Łużyckiej na zachodni wododział Kwisy lub na samą Kwisę. Błędnie na mapach Polski z czasów Mieszka I granica Milska rysowana jest na Kwisie. Wówczas granica wschodnia Milska przebiegała zachodnim wododziałem Nysy Łużyckiej. Przyjmuje się, że leżące na zachód od Kwisy tereny aktualnie należą już do Łużyc Górnych. Jeszcze w pierwszej połowie XX w. w rzece żyły małże perłoródki, z których pozyskiwano perły. Muszle wykorzystywano do przyrządzania leczniczego proszku. Z uwagi na zanieczyszczenia po 1945 roku małże były spotykane coraz rzadziej, wreszcie wymarły.
Po włączeniu rzeki w granice Polski w 1945 przez krótki czas używano równolegle nazwy "Gwizd".
W początkach XX w. powstały na niej dwa sztuczne zbiorniki retencyjne: Jezioro Złotnickie i Jezioro Leśniańskie.
Nad rzeką (jako nad jedną z niewielu rzek w kraju) poprowadzą dwie autostrady: A4 i A18."-Wikipedia.














Spokojnym,prawie leniwym spacerkiem docieramy do niewielkiej elektrowni wodnej na Kwisie.Chwilkę odpoczywamy,spoglądając na wody rzeki,które tworzą tu jezioro.Trzeba powiedzieć że piękny jest to widok.Spokój tego miejsca,koi smutki.....
Powolutku idziemy dalej,docierając do dwóch skał-Dupy Słonicy i Dzbanu.






















Zatrzymujemy się na dłużej przy skałach.Jedna wygląda jak tyłek słonicy,a druga jak dzban.Tu mamy długą sesję zdjęciową.Wiktor opowiada o twórcy wczesnej nazwy geologii-geognozji-Abrahama Gottloba Wernera,który urodził się w Osiecznicy.
Po sesji zdjęciowej z malowniczymi skałami,powolutku idziemy dalej i stajemy pomoście widokowym.Tu spoglądamy na tablice informacyjne o ptakach.Znów sesje zdjęciowe i podziwianie spokojnego jeziora.Po drugiej stronie jest postawiona wieża widokowo-obserwacyjna.Kiedyś zastanawialiśmy się w którym miejscu ją postawiono,a dziś mamy okazję na nią patrzeć-niestety,nie jest w naszym zasięgu....
Po zdjęciach,powolutku idziemy dalej,docierając do domu,w którym urodził się Abraham Gottlob Werner.
















































"Abraham Gottlob Werner, (ur. 25 września 1749 w Osiecznicy, zm. 30 czerwca 1817 w Dreźnie). Stworzył wczesną nazwę geologii - geognozję. Naukę tę wykładał na Akademii we Freibergu. Jest autorem teorii neptunizmu, jednego z dawnych kierunków w geologii, funkcjonującego na przełomie XVIII i XIX wieku, będącego w opozycji do plutonizmu. Nazwa wywodzi się od rzymskiego boga mórz - Neptuna. Teoria ta zakłada, że wszystkie skały powstały poprzez krystalizację lub osadzanie ze środowiska wodnego. Koncepcja ta okazała się słuszna jedynie w odniesieniu do niektórych skał osadowych. Przedstawicielem neptunizmu był też Jean Baptiste Lamarck."-tekst ze strony http://www.osiecznica.pl/index.php?menu=10&a=2

Przy budynku gdzie urodził się Abraham Gottlob Werner,stoimy dłuższą chwilę.Najpierw zdjęcia i czytanie tekstu z tablicy informacyjnej,później wysłuchanie opowiadania Wiktora,a dopiero po tym powolutku wędrujemy do miejsca,gdzie ma przyjechać nasz autobus.






















Oczekując na przyjazd autokaru,wycieczkowicze rozsiadają się na murku,w centrum miejscowości.Dookoła słychać gwar i śmiech,zadowolonych współtowarzyszy dzisiejszej wycieczki.My również cieszymy się z dzisiejszego dnia.Było ciekawie i pięknie :)
Kiedy przyjeżdża nasz autobus,wsiadamy wszyscy do niego i wracamy do domu,kończąc dzisiejszą wycieczkę :)
Jest jeszcze dość wcześnie,więc mamy szansę obejrzeć trochę meczu Polski z Irlandią Północną.
Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.W domku oglądamy mecz i cieszymy się,że Polacy zwyciężyli.

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury.
Do zobaczenia już niebawem :)

Danusia i Radek :)

6 komentarzy: