niedziela, 5 czerwca 2016

Po obu stronach Karkonoszy :)

Na zadane wczoraj pytanie: "Jutro dokąd?" Radek odpowiedział: "Jest plan,tylko trzeba wcześnie wstać."
Ot  cały mój Radek :)
Rano wstajemy odpowiednio wcześnie i na spokojnie zjadamy śniadanie,pijemy kawę,robimy kanapki i pakujemy plecaki.Kiedy jesteśmy gotowi idziemy na przystanek.Czekamy na busika.Gdy podjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy do Kowar.Tu mamy kilkanaście minut czekania na busa jadącego do Pecu pod Sněžkou.Czas oczekiwania umilamy sobie rozmową i "polowaniem" na motyle.Bus jadący do Pecu przyjeżdża lekko opóźniony,ale nas to nie martwi.Najważniejsze jest to,że jedziemy.






Rusałka osetnik.

















Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Po około godzinnej jeździe,wysiadamy w  Pecu pod Sněžkou.Kierowca busa informuje każdego wysiadającego pasażera,w którą stronę ma iść.Kiedy my wysiadamy i mówimy,że mamy swój plan,uśmiecha się do nas i życzy nam dobrej wedrówki,a my w reważu życzymy Mu dobrego dnia :)
Idziemy najpierw do informacji turystycznej po folderki i pieczątki.Po dopełnieniu formalności,powoli ruszamy na szlak-na zielony szlak :)










W 2012 roku,gdy z Pecu szliśmy na wieżę widokową na Hnedym Vrchu,to Ewa schodziła właśnie zielonym szlakiem.O tym można przeczytać tu:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/06/storczykowa-krainasniezka-widziana.html
Po kilku zdjęciach i krótkim spacerku po Pecu,docieramy do dużego parkingu.Tu wkraczamy na nasz szlak.Wiedzie on przez las.Dość szeroka ścieżka,pełna korzeniowych i kamiennych "schodków",pnie się dość ostro w górę.Im jesteśmy wyżej,tym bardziej się pocimy,ale warto,bo kiedy wychodzimy z lasu i spoglądamy za siebie,to widoki rekompensują wszelki nasz trud.Łapiemy więc chwilę oddechu,upajając się krajobrazami.Robimy kilka zdjęć,przechodzimy przez łąkę i znów wchodzimy do lasu.




































Leśną drogą docieramy do skrzyżowania i idziemy kawałek asfaltem,który dość szybko zamienia się w szutrową drogę.Wiedzie ona wzdłuż storczykowej łąki,na której razem z Heniem mieliśmy bardzo długą sesję zdjęciową.Dziś jednak Radek pilnuje,bym nie zatraciła się w kwieciu.I tak udaje mi się zrobić kilka zdjęć motylom i kwiatkom.A poza tym znalazłam na skraju łąki jednego,małego storczyka,a ile ich musi być na łące? Mówię o tym Radkowi,robiąc przy tym "maślane" oczy,ale niestety Jego argumenty są nie do odparcia.Idziemy więc dalej,wciąż pnąc się do góry.








































Za mną storczykowa łąka,a ja nie mogłam na nią wejść...





I tak docieramy do Severki.Tu nasz szlak skręca w lewo,w las.Wkraczamy więc na dość wygodną,leśną ścieżkę.Idziemy nią,wysłuchując ptasich treli,ciesząc się z braku tłumów.Co jakiś czas,natrafiamy na leśne prześwity,skąd możemy podziwiać cudną panoramę z naszą "królewną".Rozkoszujemy się tymi widokami,robimy zdjęcia i powoli idziemy dalej.




















































































\



























I tak niespiesznie,bez tłumów (na całym szlaku spotkailśmy cztery osoby),docieramy do Chalupy Na Rozcestí.Zaczyna grzmieć i dość mocno się chmurzyć.Zastanawiamy się czy mamy trzymać się twardo planu,czy raczej go lekko skrócić.Postanawiamy to przedyskutować przy piwku.Wchodzimy więc do Chalupy Na Rozcestí,zamawiamy dwa piwa-Rychnovský Kaštan Polotmavý Ležák 11° i rozsiadamy się wygodnie na zewnątrz.Słoneczko grzeje,w oddali słychać głuche dudnienie burzy,a my rozkoszujemy się smakiem piwa,podziwiając przy tym widoki i zastanawiając się czy kusić burzę??? Wprawdzie Dvorská Bouda jest dość blisko,bo co to jest 1 km ?-rzut beretem,ale to właśnie stamtąd idą te burzowe chmury....Po dość długim namyśle,decydujemy się iść dalej,a tam zajrzeć przy innej okazji.Po wypiciu piwa i zjedzeniu kanapek,powoli ruszamy dalej.Przed nami Výrovka.










































Do Výrovki docieramy dość szybko.Kilka zdjęć na zewnątrz i wchodzimy do środka.Mieliśmy tu chwilę odpocząć,ale podbijamy tylko nasze kajety i ruszamy dalej.

Za nami sino-granatowe chmury i głuche odgłosy burzy.Mamy nadzieję,że nas nie dopadnie i do domu dotrzemy spokojnie.










































Zawilec narcyzowy.

Zatrzymujemy się przy punkcie widokowym.Najpierw zdjęcia kwitnących zawilców narcyzowych,a później podziwianie widoków.Upajamy się piękną panoramą i pewnie spędzilibyśmy tu więcej czasu,ale coraz bliższe dudnienie grzmotów zmusza nas do dalszej drogi.Wracamy więc na szlak.






































































Pniemy się asfaltem,dookoła nas krążą sine chmury i co jakiś czas słychać głuche dudnienie.Mijają nas spore grupki wędrowców schodzących ku Výrovce,a my pniemy się na Modré sedlo do Kapliczki-Památník obětem hor (Pomnik ofiar gór).

"Prosty krzyż, będący swoistym „memento mori” wzniesiono na cześć właściciela schroniska Luční bouda, Jakuba Rennera,który w dniu 11 kwietnia 1868 roku,zginął tutaj podczas burzy śnieżnej, znajdując się mniej więcej 500 m od swego domu. Na horyzoncie, na Modré (Luční) przełęczy pomiędzy szczytami Luční hora a Studniční hora, na wysokości 1 510 m nad poziomem morza wyraźnie widać obiekt w kształcie sześcianu. W dawnej kapliczce, upamiętniającej tragiczną śmierć Václava Rennera, który w 1798 roku we mgle i przy złej pogodzie zamarzł w odległości paru metrów od Luční boudy, umieszczony został symboliczny Obelisk ku czci ofi ar gór. Kapliczkę przekształcono w Miejsce Pamięci w1957 roku, po zniszczeniu przez lawinę symbolicznego górskiego cmentarza, który do tejpory znajdował się w pobliżu Dixova křížku w Obřím dole. Na Miejscu Pamięci umieszczone zostały tablice informujące o poszczególnych tragicznych wydarzeniach,zaś imiona i nazwiska niektórych ofiar uwiecznione są wspólnie, na jednej płycie. Warto więc pamiętać o tym, że od 1935 roku w Karkonoszach zginęło już ponad 50 osób. Najczęstszą przyczyną śmierci było zamarznięcie, wiele ofi ar zginęło też wskutek zasypania przez lawinę (w okresie ostatnich 300 lat około 70 osób) lub upadku w przepaść.Na przełęczy Modré, wzdłuż szlaku turystycznego wyraźnie widać formacje glebowe w postaci wielokątów i bruzd,które w środku lata pokrywają się żółtym dywanem jastrzębców, pośród których występują też gatunki endemiczne."-tekst ze strony  http://www.krnap.cz/data/File/letaky_brozury/karkonosze_znane_nieznane.pdf

Mimo zimnego i mocnego wiatru,zatrzymujemy się na ciut dłużej przy Kapliczce.Pełno tu kwitnących zawilców narcyzowych,kuszących by zrobić zdjęcia,a poza tym dookoła otaczają nas przepiękne widoki,więc trzeba nimi nacieszyć oczy i aparaty.






























Kapliczka w środku jest pusta-odrestaurowują ją :)

















Po dość długiej sesji zdjęciowej,powoli schodzimy do Luční boudy.

"Budowla została wzniesiona prawdopodobnie w 1623 roku, jako proste schronienie dla osób podróżujących Śląską Ścieżką, łączącą czeską i niemiecką stronę gór. Jest więc najstarszym schroniskiem na karkonoskich grzbietach.Od swego powstania do roku 1857 była własnością rodziny Renner, dziedzicznych wójtów górskiej części posiadłości przynależących do Vrchlabí. Ciekawostką jest fakt, że mniej więcej w 1830 roku działał tu warsztat fałszerzy pieniędzy. Po 1857 roku właściciele budynku zmieniali się kilkakrotnie, przekształcając go z centrum rolniczej posiadłości na grzbietach wschodnich Karkonoszy,obejmującej 100 hektarów pastwisk i łąk oraz stada bydła i kóz liczące kilkadziesiąt sztuk zwierząt, w centrum ruchu turystycznego. Od 1886 do 1945 roku  schronisko było własnością rodziny Bönsch.Po zawarciu Układu Monachijskiego w 1938 roku budynek spłonął a o jego podpalenie oskarżono wycofującą się armię czechosłowacką.Bracia Bönsch otrzymali odszkodowanie w wysokości 13 milionów czeskich koron i natychmiast przystąpili do odbudowy (zatrudniając do pracy kilkudziesięciu francuskich i rosyjskich robotników), która zakończyła się na Wielkanoc 1940 roku. Podczas wojny schronisko było wykorzystywane jako centrum szkoleniowo-treningowe Wehrmachtu. Po zakończeniu wojny Luční bouda zarządzana była przez wiele różnych podmiotów. W 2004 roku została kupiona przez spółkę AEZZ, która stara się przywrócić jej dawny blask."-tekst ze strony http://www.krnap.cz/data/File/letaky_brozury/karkonosze_znane_nieznane.pdf

W 2012 roku,rozpoczęła się tu produkcja piwa.Tak więc Lučni bouda jest najwyżej położonym browarem w Europie Środkowej.My mieliśmy okazję pić piwo warzone w Lučni boudzie.Dziś jednak wchodzimy do środka po pieczątkę i vizytki.Po dopełnieniu formalności i kilku zdjęciach,opuszczamy Lučni boude i kierujemy się na szlak ku Polsce.


























Idziemy żółtym szlakiem do Równi pod Śnieżką.Lubimy ten odcinek,jest niezwykle malowniczy i daje wytchnienie.Zresztą na granicy robimy sobie dłuższą sesję zdjęciową i odpoczywamy posilając się kanapkami.W tak pięknym otoczeniu nie wolno się spieszyć.I tu pada pytanie: "Dalej idziemy tłumnie,czy widokowo?",odpowiedź jest tylko jedna!!!-WIDOKOWO !!!!
Jakoś ostatnio udaje nam się wędrować karkonoskimi szlakami bez tłumów,co cieszy nas niezmiernie:) Oczywiście nie da się tak całkiem uniknąć ludzi na szlaku,ale są takie miejsca w Karkonoszach,gdzie wędruje się samemu :)
























I tak jak postanowiliśmy,na Równi pod Śnieżką,skręcamy w lewo,na czerwony szlak wiodący nad Małym i Wielkim Stawem.Jest to niezwykle malowniczy,widokowy i piękny szlak.Tu nie można się nie zatrzymać....Widoki zapierają dech w piersiach,więc upływający czas nie ma znaczenia.Patrząc na to piękno,człowiek zatraca się w nim,chłonąc wszystko całym sobą :) I my zatracamy się....przystajemy co chwilkę,podziwiamy widoki,sycimy się nimi,robimy zdjęcia i cieszymy się,że dane nam jest się tym cudem radować i rozkoszować :)


















































































Dość długo idziemy nad Kotłami Małego i Wielkiego Stawu.Powoli jednak dochodzimy do skrzyżowania szlaków.My nie idziemy do Słonecznika,postanowiliśmy zejść zielonym szlakiem do Polany.W górnej części jest on równie malowniczy i widokowy,więc droga w dól trwa dość długo.Nie musimy gonić,mamy sporo czasu,wszak dzień jest dość długi.I znów wędrujemy praktycznie sami.Przed nami idzie para turystów.Dookoła nas słychać świergot ptaków i szum drzew poruszanych przez wiatr.Rozkoszujemy się tym wszystkim i powolutku docieramy do Polany.


































A na Polanie tłum ludzi i zaczyna padać...
Krople deszczu spadają na nasze głowy.Nie ma wyjścia,trzeba iść w deszczu,który na szczęście dość szybko przestał padać.W tłumie ludzkim schodzimy do Świątyni Wang.Nie zatrzymujemy się tu,nie chcemy kusić deszczu.Idziemy na przystanek autobusowy,gdzie czekamy tylko chwilkę na busa.Kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy do Jeleniej Góry,do domu :)

Tak oto kończy się kolejna wędrówka,pora na następną,która już wkrótce,więc do zobaczenia niebawem :)

Pozdrwaiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


Trasa,którą przeszliśmy to: Pec pod Sněžkou-Chata na Rozcestí-Zadní Planina-Výrovka-Luční Bouda 9,4 km
Luční Bouda-Jantárová cesta, granica-Równia pod Śnieżką-Kocioł Wielkiego Stawu-Polana w Karkonoszach-Świątynia Wang 7,3 km.






2 komentarze:

  1. Danusiu, chylę czoła. Macie kondycję gratuluję, młodość to największy skarb. A dzięki Twojej fotorelacji mogłam i ja podziwiać te piękne miejsca. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Olu,to była niesamowicie piękna wędrówka :) Widoki zapierały dech w piersiach i dawały odpoczynek :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń