sobota, 18 czerwca 2016

"....pociąg wjedzie na tor przy peronie drugim...."

Na dziś mieliśmy sporo różnych planów,ale zapowiedzi pogodowe skutecznie je zweryfikowały.Poza tym,po wczorajszym bezowocnym poszukiwaniu kwiatów do posadzenia na cmentarzu,postanowiliśmy,że z samego rana pojedziemy na ryneczek i tam je kupimy.
Wstajemy dość wcześnie,zjadamy śniadanie,pijemy kawę,wsiadamy do autka i ruszamy po kwiaty.
Na ryneczku,bez problemu kupujemy piękne aksamitki i znicze.Zostało nam jeszcze kupić jajka.Tatko kupował je w jednym miejscu,a my nie bardzo wiemy jak tam pójść....Domyślamy się,że Pani,która tam sprzedaje nie wie,że Tatko nie żyje...I tak właśnie jest!!! Kiedy stajemy by kupić jajka,Pani od razu pyta o Tatkę.Mówimy,że Go już nie ma,że w styczniu odszedł...Zaczynamy wspominać,opowiadać,a łzy same płyną z oczu...
Mówimy,że przyjechaliśmy po kwiaty,by posadzić je na cmentarzu,że wczoraj miałby urodziny,a już prawie pięć miesięcy nie żyje....
Żegnamy się z Panią,wsiadamy do autka i w ciszy jedziemy na cmentarz,ale najpierw do Ściegien.Nie mogliśmy być na pogrzebie Roberta-"Sokratesa",więc dziś chcemy choć zapalić znicz i pomodlić się za Niego.Bezproblemowo dojeżdżamy do Ściegien.Parkujemy tuż przy bramie wiodącej na cmentarz,bieżemy znicz i idziemy poszukać grobu.Odnajdujemy go dość szybko.Nie da się go nie zauważyć.Przystajemy nad grobem,zapalamy znicze i każde pogrąża się w zadumie i modlitwie.Niełatwo pogodzić się ze śmiercią....Oj niełatwo....
Zamyśleni,powoli wracamy do samochodu,wsiadamy do niego i jedziemy do Tatki.Tu wstawiamy róże do wazonów,sprzątamy,sadzimy aksamitki,zapalamy znicze,chwila modlitwy i zadumy i jedziemy na jeszcze jeden cmentarz,na stary cmentarz.
Autko zoastawiamy na parkingu,bierzemy kwiaty i znicze i idziemy w kierunku nekropolii.Radek przeszedł przez bramę,a ja stanęłam,by przepuścić wychodzące osoby i nagle słyszę: "Dzień dobry pani Danusiu.Pani mnie nie zna,ale ja panią znam.Jestem Mamą Roberta i czytam pani bloga."-jestem zaskoczona.Nie wiem co powiedzieć,ściskam Mamę Roberta,a łzy same płyną mi po policzkach."My właśnie idziemy najpierw do Andrzeja,później do Radka brata-Dareczka i do Roberta"-mówię Mamie Roberta.Chwilkę rozmawiamy-jest mi szalenie miło,że poznałam Mamę naszego Roberta :)
Dziękuję za miłe słowa,żegnamy się,życząc sobie nawzajem wszystkiego dobrego i rozchodzimy się.Podchodzę do Radka i opowiadam Mu o spotkaniu,o niespodziewanym i miłym spotkaniu :) Radek uśmiecha się do mnie i już razem idziemy dalej.
Zapalamy znicz u Anrdzeja,zatapiamy się w zadumie i modlitwie na chwilkę,a po niej,alejkami docieramy do grobku brata Radka.U Dareczka sprzątamy,sadzimy aksamitki,zapalamy znicz i przystajemy zadumani w modlitwie na jakiś czas.Kiedy już pomodlimy się,znów wędrujemy alejkami,kierując się ku miejscu gdzie pochowany został Robert.Idąc tak,przyglądamy się starym grobom-dużym,małym,zadbanym i zapomnianym,dostrzegamy,że ktoś do nas macha.To nasz znajomy Rajdowicz.Witamy się mówiąc wzajemnie "dzień dobry" i pada pytanie:To dzis nie na szlaku,tylko tu? Odpowiadamy,że i tak musi czasem być....Odnajdujemy grób Roberta,zatrzymujemy się w zadumie na chwilę modlitwy,a po niej spokojnie,bez pośpiechu przemierzamy alejki nekropolii,kierując się ku wyjściu.Wsiadamy do samochodu i wracamy do domu.
Aby obejrzeć filmik trzeba wejść tu:
https://picasaweb.google.com/104452894196676741932/6297582331003912257?authkey=Gv1sRgCKzm7KLBmI3bWA#6297589856647272690

























W domku,zjadamy małe co nieco,sprawdzamy rozkład jazdy,szykujemy owoce i picie i postanawiamy pojechać do Ciechanowic,obejrzeć przypałacowy park.O 11:46 odjeżdżamy pociągiem do Ciechanowic.Podróż mija nam szybko.Wysiadamy na stacji i idziemy w kierunku pałacu.









Stajemy przed bramą wjazdową,robimy kilka zdjęć i zastanawiamy się jak mamy wejść by obejrzeć park,jeśli wszystko jest pozamykane,a dookoła nikogo nie widać???
Reklamują się,że jeszcze nie można zwiedzać pałacu,ale park przypałacowy jak najbardziej i co???? Nic!!! Oglądamy fragment parku przez kratę bramy wjazdowej,robimy kilka zdjęć i postanawiamy spróbować od strony rzeki.Idziemy więc ku tamtej bramie.I niestety znów jesteśmy rozczarowani-wszystko zamknięte na głucho.Mur wysoki,więc nawet Radkowi trudno zrobić jakieś ładne zdjęcie.Przez szpary pomiędzy bramą,a murem i przy drzewie,jest możliwość spojrzenia na pałac i fragment terenu dookoła niego.Wykorzystujemy ten fakt na króciutką sesję zdjęciową.
W Ciechanowicach byliśmy kilka razy,a relację z jednej np. można oberzeć i przeczytać tu:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/08/na-drodze-wojennej.html






















Lekko zawiedzeni,postanawiamy iść dalej,do Miedzianki.Wybieramy sobie wędrówkę przez łąkę pełną kwiecia,robaków,motyli,pachnącą trawą i zieleskiem :) Bez pośpiechu,co chwila przystając i oglądjąc się za siebie,podziwiamy piękną panoramę Gór Ółowianych i Ciechanowic.Poza tym krótki odcienek łąkowej drogi obwituje w motyle,robaki i kwiaty,więc trzeba zatrzymać się i zrobić zdjęcie,a to trwa i trwa i trwa.....Zatracamy się oboje w łąkowym kwieciu i robalkach,a czas płynie sobie obok nas....
Fajnie jest tak zatracić się,zapomnieć o wszystkim,oderwać od rzeczywistości choć na chwilkę....














































Przeplatka atalia :)























Radek jest gdzieś przede mną.Przyglądam się Mu jak robi zdjęcia.Zgaduję,że "upolował" jakiegoś motyla,bo dość długo jest w jednym miejscu.Kiedy ja idę w Jego stronę,to On kończy swoją sesję zdjęciową i powoli zmierza ku drodze asfaltowej.Idę powolutku,rozglądam się dookoła,przystaję przy kwiatku na którym siedzi kraśnik-lśniak pospolity.Mieni się w słońcu swymi niebieskimi,metaliczno lśniącymi kolorami.Kusi by przystanąć przy nim,a ja daję się skusić i dzięki temu mam długą sesję zdjęciową.
Kiedy już zrobię zdjęcia,powolutku idę w kierunku Radka.


































Opuszczamy łąkę i wchodzimy na asfalt.Skrajem drogi zmierzamy do Miedzianki.Powoli,niespiesznie sobie wędrujemy,co jakiś czas podziwiamy piękną panoramę Gór Ołowianych i Ciechanowic,robimy zdjęcia i niespiesznie docieramy do Miedzianki.Wchodzimy do wsi i idziemy w kierunku kościoła.Mijamy go i podążamy do browaru.Marzy nam się chłodne,lane piwo :)

W browarze Miedzianka byliśmy na otwarciu,a było to tak:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/05/majowe-piwo-ma-trzy-kolory.html






















Kiedy docieramy do browaru,zastanawiamy się czy znajdziemy jakieś miejsce na tarasie,bo na parkingu stoi dość sporo samochodów.Wchodzimy do budynku.W restauracji pusto,na tarasie zato spory tłum,ale akurat mamy szczęście,bo zwolnił się stolik.Siadamy,zamawiamy dwa piwa "Wołek",przeglądamy menu,zastanawiając się czy coś zjeść.Najpierw jednak powolutku rozkoszujemy się zimnym piwkiem.Smakuje rewelacyjnie :) Podziwiamy widoki,rozmawiamy,odpoczywamy i robimy zdjęcia.Kiedy już wypijamy nasze piwa,kupujemy jeszcze vizytki turystyczne i stemplujemy nasze kajety.Po dopełnieniu formalności,powolutku opuszczamy browar.






















Idziemy zarośniętą drogą do krzyża pokutnego.Wysokie trawy skutecznie go zasłaniają.Odnajdujemy go i robimy sobie z nim sesję zdjęciową.Kieyd już mamy sporo zdjęć,wracamy do szosy,a nią powoli idziemy do Janowic Wielkich.


























































Droga mija nam dość szybko.Na dworcu jesteśmy z dość sporym zapasem czasowym.Postanawiamy więc iść do sklepu i kupić lody.Oczywiście wybieramy nasze ulubione koktajlowe.Powoli rozkoszujemy się ich smakiem i niespiesznie docieramy do stacji kolejowej.Chwilkę czekamy.Przez megafon słyszymy zapowiedź,że nasz pociąg wjedzie na tor przy peronie drugim.No ładnie,a my stoimy na peronie pierwszym.Prawie biegniemy na peron drugi,przechodzimy pod zamkniętymi szlabanami-niestety-i kiedy tam już jesteśmy,nasz pociąg wjechał na tor przy peronie pierwszym-fajnie,co nie??? I co robić??? Biec nie ma sensu,pociąg i tak odjedzie bez nas,więc decydujemy się pójść na przystanek i pojechać busem.I tak jak się spodziewaliśmy,kiedy przechodzimy przez tory-szlabany są podniesione-pociąg właśnie sobie odjeżdża.Nie martwi nas to,bo akurat przyjechał bus,wsiadamy do niego i wracamy do domu.

Tak oto kończy się nasza dzisiejsza wycieczka,pora więc na kolejną,która już niebawem :)

Do zobaczenia :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek:)




3 komentarze:

  1. Dzięki za możliwość odbycia kolejnej wycieczki. Z zainteresowaniem poczytałam o Ciechanowicach. Chciałam właśnie wybrać się tam. Widzę, że nie ma po co. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu,park w Ciechanowicach można oglądać-podobno,ale trzeba trafić na właściciela,albo na kogoś kto otworzy bramę....My nie mieliśmy tyle szczęścia,więc zajrzeliśmy tylko przez płot i wysoki mur.Niestety niewiele widać,ale i to robi wrażenie.
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń