niedziela, 31 lipca 2016

Kuszenie rysia-czyli Bischofswerda :)


Wczoraj,po rozmowie z Wiktorem,zdecydowaliśmy,że pojedziemy do Niemiec.Z Jeleniej Góry wyjedziemy z rajdowiczami,ale z Nimi nie powędrujemy.Radek wymyślił dla nas inną wędrówkę.
Wstajemy więc bardzo wcześnie.Śniadanie,kawa,robienie kanapek,pakowanie plecaków i kiedy jesteśmy wszyscy gotowi-mamy gościa,Wiktora-powoli ruszamy w kierunku dworca kolejowego.Po dotarciu do stacji,witamy się ze znajomymi i idziemy kupić bilety Euroregionu Nysa.Kiedy już je kupimy,wędrujemy na peron gdzie stoi nasz szynobus.Wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca i o 05:52 ruszamy ku nowej przygodzie.
Droga do Görlitz mija nam szybko i bezproblemowo-ja ją praktycznie przesypiam,ale nie ma co się dziwić,wczoraj intensywna wędrówka po Karkonoszach,( http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2016/07/gory-z-sylwia.html ),późny powrót do domu,jeszcze późniejsze położenie się spać i niesamowicie wczesna pobudka,sprawiają,że sen sam skleja powieki...
Na stacji w Görlitz mamy przesiadkę.Kiedy wysiadamy z pociągu,dostrzegamy znajome postacie czekające na peronie.Idziemy więc się przywitać.Po powitaniach i chwilce czekania,z zapowiedzi przez megafon dowiadujemy się,że pociąg jadący do Drezna wjedzie na inny peron.Trzeba więc znów się przemieścić.Dość sprawnie udaje nam się wszystkim przejść na inny peron i kiedy przyjeżdża nasz pociąg,cała grupa wsiada do niego i rozsiada się wygodnie.Do Zoblitz jedziemy razem.Podróż mija nam niesamowicie przyjemnie,radośnie i szybko.W Zoblitz rajdowicze wysiadają,a my jedziemy dalej.

Nasza podróż kończy się w Bischofswerdzie-to właśnie na tej stacji wysiadamy.Zanim ruszymy na szlak,sprawdzamy jeszcze rozkład odjazdów pociągów.Kiedy już wiemy o której musimy być na stacji,idziemy obejrzeć miasto.Wieża widokowa,na którą chcemy wejść,otwierana jest o godzinie 11:00.Mamy więc sporo czasu.Postanawiamy więc najpierw przejść się uliczkami miasta i zajrzeć do "Tierparku".

"Bischofswerda (górnołuż. Biskopicy; pol. hist. Biskupice) - miasto w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia, w okręgu administracyjnym Drezno, w powiecie Budziszyn na Górnych Łużycach nad rzeką Wesenitz (górnołuż. Wjazońca), położone ok. 33 km na wschód od Drezna i ok. 18 km na zachód od Budziszyna. Siedziba wspólnoty administracyjnej Bischofswerda. W 2013 r. miało 11 605 mieszkańców.
Biskupice powstały w końcu XI wieku i swój początek zawdzięczają biskupowi Benonowi z Miśni i prowadzonej przez niego akcji misyjnej. Stąd też wywodzi się i sama nazwa miejscowości. Miastem Biskupice były już w 1227 r. W Biskupicach zachowały się fragmenty średniowiecznych murów obronnych z basztami. W latach 1429, 1469, 1528 miasto ucierpiało z powodu pożarów. W 1559 Biskupice przeszły z rąk diecezji miśnieńskiej pod panowanie Elektoratu Saksonii. W latach 1697-1706 i 1709-1763 miasto leżało w granicach unijnego państwa polsko-saskiego. Pamiątką z tego okresu jest słup dystansowy poczty polsko-saskiej z herbami Polski i Saksonii z 1724 roku. Od 1806 część Królestwa Saksonii, połączonego w latach 1807-1815 unią z Księstwem Warszawskim. W 1813 r. wielki pożar, wywołany podczas bitwy wojsk rosyjsko-pruskich z Napoleonem, strawił niemal całe miasteczko wraz z jego cennymi archiwami. Obecna zabudowa pochodzi z XIX i XX wieku. W 1871 miasto znalazło się w granicach Niemiec. W kwietniu 1945 r. miasto zostało opanowane przez 2 Armię Wojska Polskiego. W latach 1949-1990 część NRD. Od 1990 w granicach odtworzonego Wolnego Kraju Saksonia Republiki Federalnej Niemiec.
Wśród bardziej interesujących budynków są kościół i ratusz zbudowane wg projektu Gottloba Friedricha Thormeyera."-Wikipedia.

Niespiesznie wędrujemy cichymi i pustymi uliczkami.Mijamy słup dystansowy poczty polsko-saskiej.Krótka sesja zdjęciowa i zmierzamy w kierunku kościoła.Oczywiście jesteśmy za wcześnie o świątynia jest zamknięta.Nie zraża nas to,robimy kilka zdjęć i idziemy do centralnej części miasta,do Rynku.Tu spędzamy więcej czasu.Przechadzamy się bez pośpiechu,oglądamy wszystko,robimy zdjęcia,przysiadamy na ławkach i cieszymy się ciszą,która akurat teraz tu panuje.

Po rynkowej sesji zdjęciowej i odpoczynku w ciszy miasta,powolutku kierujemy się do "Tierparku".Po drodze zastanawiamy się czy mini Zoo jest już otwarte.Okazuje się na miejscu,że już można wejść.Kupujemy więc bilety wstępu i wchodzimy do mini Zoo,a razem z nami wchodzi-nie płacąc za wejście-kolorowy kot.Łasi się,mruczy,podstawia łepek do głaskania,istna przylepa.Chodzi z nami,zagląda do klatek z małymi gryzoniami-ciekawski i zawadiacki.I tak,wpólnie z kolorowym kotem zaczynamy spacer między zagrodami ze zwierzakami.

"Mini-Zoo i Park Kultury w Bischofswerdzie to mały malowniczo położony zespół parkowy z pięknym, starym drzewostanem i wieloma miejscami do wypoczynku. Wierni naszej maksymie prezentujemy zwierzęta w 3 blokach tematycznych: niedźwiedzie – ich naturalne środowisko i współmieszkańcy, zagrożone rodzime gatunki oraz zwierzęta domowe w bliskim kontakcie z człowiekiem. Zwiedzający mogą odkryć w naszym parku ok. 200 zwierząt - przedstawicieli 60 różnych gatunków i odbierać wrażenia „wszystkimi zmysłami“. Nasi pracownicy opiekujący się wycieczkami szkolnymi mają w zanadrzu oferty i projekty dla wszystkich grup wiekowych. U nas można wiele odkryć. Dostępne tu są wypożyczalnia rowerów, otwarty wybieg, na którym można głaskać zwierzęta, zjeżdżalnia dla małych dzieci, skrzynki, w których za pomocą dotyku trzeba odgadnąć właściwą karmę, ścieżkę, na której gołą stopą należy wyczuć rodzaj rozsypanego na niej materiału. Istnieje też wiele możliwości uzyskania wiedzy na temat naszych zwierząt. Z kawiarni „Bären-Café“ jest wspaniały widok na nasze szopy pracze, kaczki i osły. Scena z podziemnym labiryntem jest ulubionym miejscem nie tylko dzieci. Zapraszamy do odwiedzenia jednej z naszych wielu imprez, a my zagwarantujemy wspaniały odpoczynek, spędzony pośród wielu interesujących zwierząt."-tekst ze strony http://www.freizeitknueller.de/tierpark.aspx?lang=pl

Po zajrzeniu do małych gryzoni,idziemy do alpak i osiołków.Zajęte są śniadaniem,więc nie zwracają na nas uwagi.Ozdobne gołębie,kurki,koguciki,kaczki i łabędzie pozują nam za to do woli.Po sesji zdjęciowej przechodizmy dalej.Chcemy zobaczyć niedźwiedzie.Podchodzimy więc do oszklonego wybiegu,zaglądamy za misiami i nigdzie ich nie dostrzegamy.Nie ma niedźwiedzi :( Schowały się przed ludźmi i za nic nie chcą się pokazać.Trudno...Lekko zawiedzeni idziemy dalej.Przystajemy przy gablotach z kawałkami skór,których dotykam i usiłuję odgadnąć którego zwierzęcia są.Muszę przyznać,że wcale nie jest to takie proste.No cóż,cały czas się czegoś uczymy....
Przechodzimy koło szklanych klatek z mnóstwem małych gryzoni-mysz,sczurów itp...Przystajemy na dłużej przy wybiegu z kozami i świniami,ale najdłużej stoimy przed ogromną oszkloną klatką z ostronosami rudymi.Przyglądamy się im,robimy zdjęcia,a one w zamian,zaczęły wychodzić z oszklonej klatki na zewnątrz po linach.Niesamowicie to wygląda.Stajemy i patrzymy na te zwierzaki zachwyceni.Popisują się przed nami,a nam to się podoba :) Oj bardzo nam się podoba :) Sesja zdjęciowa jest tu niesamowicie długa.Po zdjęciach ostronosów,zaglądamy do kóz i świń,przechodzimy obok małp i leniwie wylegujących się szopów praczy.Piękne są :) Po szopach praczach zaglądamy do klatki z rysiami.Są dwa,ale ani jednego nie widać.Kiedy mamy już pójść dalej,nagle pojawia się kolorowy kot,podchodzi do ogrodzenia z rysiami i staje się cud-na wprost niego wybiega ryś.Patrzą na siebie przez moment w skupieniu,a po chwili kot zawadiacko zaczyna się przechadzać koło klatki,kusząc rysia....i kusi go tak skutecznie,że my dzięki niemu mamy bardzo długą sesję zdjęciową :)
Oj długo stoimy przy klatce z rysiami,oj długo....:)

Po rysiowej sesji zdjęciowej,powoli idziemy dalej.Zaglądamy do arktycznych lisków-niestety schowały się tak,że za nic nie można ich dojrzeć.Za to śnieżne sowy i małpki w żółtych "podkolanówkach" Radkowi pozują do woli....Jeżozwierze natomiast ułożyły się wygodnie w swojej zagrodzie i za nic nie chciały wyjść na zewnątrz.....My spokojnie zaglądamy wszędzie.Podziwiamy,oglądamy i robimy zdjęcia.Kiedy już obeszliśmy całe mini zoo,postanawiamy wrócić do niedźwiedzi-mamy cały czas nadzieję,że jednak się pokażą....


Mijamy alpaki,osiołki,gołębię,ozdobne kurki,kaczki,łabędzie i stajemy przed oszklonym wybiegiem dla niedźwiedzi.I co? Są dwa misie!!! Wprawdzie jeden z misiów położył się we wnęce z zamkniętymi drzwiami,za którymi jest ich azyl ciszy i spokoju,a drugi zaczepia pierwszego-to my stajemy zauroczeni przedstawieniem,które rozgrywa się na naszych oczach.Uświadamiamy sobie,że niedźwiadki zostały wypchnięte z bezpiecznego azylu,by zadowolić ludzi....a w mini zoo jest już spory tłumek z dziećmi,....
Misie,aczkolwiek niechętnie,ale musiały się pogodzić z "wygnaniem" i niespiesznym krokiem w końcu zaczeły przemierzać swoje terytorium,pokazując się przy okazji ludziom.
My po "misiowej" sesji zdjęciowej,opuszczamy Tierpark.Jesteśmy zachwyceni tym co widzieliśmy,więc teraz pora ruszyć na szlak.Przed nami Butterberg-Maslana Góra.Wychodząc z mini zoo,od razu wkraczamy na szlak i nim wędrujemy.Przechodzimy obok parku i gubimy pieszy szlak :( Ot tak zwyczajnie gubimy pieszy,za to wkraczamy na rowerowy biegnący do Ramennau.Postanawiamy nim powędrować,a stamtąd pójść na Maślaną Górę.

"Rammenau to niewielkie miasteczko we wschodnich Niemczech, położone na terenie Łużyc (Saksonia) na trasie łączącej Drezno z Budziszynem. Główną atrakcją turystyczna jest tu usytuowany na obrzeżach miasta barokowy zamek. W swoim obecnym kształcie rezydencja ta powstała w latach 1721-1739 z inicjatywy ówczesnego szambelana Augusta Mocnego - Ernsta Ferdinanda von Knocha. Głównym projektantem budowli został niemiecki architekt (czołowy przedstawiciel saskiego rokoka) Johann Christoph Knöffel. Całość otoczona została malowniczym angielskim parkiem krajobrazowym z licznymi romantycznymi stawami. Na przestrzeni wieków rezydencja wielokrotnie zmieniała swoich właścicieli. Obecnie Zamek Rammenau to jedna z najlepiej zachowanych barokowych rezydencji na terenie całej Saksonii. Stanowi on własność państwową i udostępniony jest dla zwiedzających. W jego pełnych przepychu wnętrzach urządzone zostało muzeum oraz restauracja. W sezonie letnim na zamku organizowane są często różnego rodzaju okolicznościowe imprezy czy wydarzenia kulturalne. Odwiedzając Rammenau warto także zobaczyć malowniczy wiejski kościółek, pasiekę oraz starą kuźnię."-tekst ze strony http://navtur.pl/place/show/2258,zamek-rammenau

Wędrujemy więc niespiesznie ścieżką rowerowo-pieszą.Podziwiamy widoki,wsłuchujemy się w ciszę dookoła nas panującą i cieszymy się swoim towarzystwem :) I tak niespiesznie docieramy do Ramennau.I znów gubimy szlak-tym razem rowerowy-idziemy więc główną ulicą,podziwiamy piękne,stare,odnowione domy i niespiesznie docieramy do  zabytkowej,starej kuźni.Tu mamy ciut dłuższą sesję zdjęciową,a po niej ruszamy już w kierunku pałacu.

Mijamy kościół,starą niewielką szkołę,stawy z wielkimi łabędziami do pływania,restaurację i stajemy przed pałacem.Kilka zdjęć na zewnątrz i wchodzimy do pomieszczenia gdzie znajduje się kasa i niewielki sklepik z pamiątkami.Z trudem udaje nam się kupić vizytki turystyczne,niestety nie ma pieczątki-przynajmniej dla nas....Nie zraża nas to,postanawiamy tu wrócić z Rajdem na Raty.Teraz robimy kilka zdjęć i idziemy nad staw zjeść drugie śnaidanie i napić się piwa :

Przy stawie,niedaleko pałacu rozsiadamy się wygodnie na ławkach,wyjmujemy kanapki,ogórki,pomidory,nasze polskie piwo i zaczynamy biesiadę :) Towarzyszą nam kaczki,które nie wiadomo kiedy i skąd,nagle znalazły się koło nas.Spryciule !!!!
Spokojnie zjadamy kanapki,wypijamy piwo,karmimy dodatkowo kaczuchy i rozkoszujemy się ciszą :) Odpoczywamy :)
Dopiero po odpoczynku,powoli ruszamy w drogę powrotną,a za razem ku naszemu celowi,ku Maślanej Górze.
Postanawiamy trzymać się szlaku i go nie zgubić..
....do budynku dawnej szkoły udaje nam się iść szlakowo-zatrzymujemy się tu na dłużej.Wchodzimy do starego,niewielkiedo domu i zaczynamy go zwiedzać.

I tak,w niewielkim budynku dawnej szkoły,mamy okazję obejrzeć tu zgromadzone przedmioty szkolne i stary sprzęt gospodarstwa domowego.Oglądamy,robimy zdjęcia i podziwiamy kunszt dawnych rzemieślników.Po sesji zdjęciowej,powoli idziemy dalej.
Zatrzymujemy się przy budynku informacji turystycznej.Niestety jeszcze jest zamknięta-30 minut musielibyśmy tu poczekać....ale 30 minut to 2,5 do 3 km,więc szkoda czekać....Robimy kilka zdjęć i idziemy dalej,przed nami Butterberg.
I tak wędrujemy ścieżkami rowerowymi,miedzy polami ze zbożem.Jest strasznie parno,nie ma żadnego wiatru,ani cienia,strasznie się idzie.Ulgę w wędrowaniu przynosi wejście do lasu.Idziemy teraz leśnym duktem i nim docieramy do asfaltowej drogi,którą dochodzimy do naszego celu,do Butterbergu.
Według legendy,nazwa "Maślana Góra" pochodzi z czasów epidemii dżumy.W latach 1577-1586 zaraza szalała w Bischofswerdzie.Miasto umierało.Nikt z okolicznych wiosek nie odważył się wejść do miasta,dlatego,gospodarze przywozili swoje produkty-zboża,makę,jajka,mleko,śmietanę i masło-na szczyt górujący nad miastem.Tam,by nikt nie ucierpiał od szalejącej zarazy,wkładano produkty do armat jako kule i strzelano nimi w kierunku Bischofswerdy,dostarczając w ten spposób pożywienie mieszkańcom.Kupcy natomiast,aby uchronić się przed zarazą,pieniądze dostawali w garnakach z wodą.Sięgając po zapłatę,myli ręce i monety....nie było więc kontaktu z zarazą...-tak mówi oczywiście legenda.
Kronikarz Karl Wilhelm przypisuje nazwę od łużyckiego pochodzenia. Nazwa pochodzi od boga słońca "Jutrow". Z "Jutrowberg",po serbołużyczańsku będzie "Butrow-", a po niemiecku"góra masła".
Na szczycie jest restauracja i wieża widokowa.My najpierw postanawiamy wejść na wieżę widokową i to tam kierujemy swoje kroki.Na zewnątrz są kamienne schody.Wchodzimy nimi.Wiodą one do wnętrza murowanej wieży.W środku znajdują się drewniane schody,nimi pniemy się na samą górę,na taras widokowy.Oczywiście,liczę schody i jest ich 103 (20 kamiennych i 83 drewnianych).Stajemy lekko zasapani na tarasie widokowym i po krótkim odpoczynku zaczynamy podziwiać rozpościerające się dookoła widoki.Oczywiście większość jest zasłonięta wyrośniętymi drzewami,ale nam to zbytnio nie przeszkadza :)
Po nasyceniu oczu i aparatów widokami,powoli schodzimy.Na dole,zanim wyjdziemy na zewnątrz,wrzucamy pieniądze za wstęp do skrzynki postawionej na parapecie okniennym i wychodzimy na zewnątrz.
Z góry wypatrzyliśmy,że tuż za wieżą jest zrobine mini Zoo,idziemy więc je zobaczyć.

W ogrodzonych zagrodach znajdują się ozdobne kurki,małe świnki,kozy,króliki.Bez pośpiechu przechadzamy się i oglądamy wszystko,robimy zdjęcia i stajemy przed klatką,w której wiewiórka "produkuje" prąd.Ot ma zwierzątko zajęcie,a przy okzaji jest gwiazdą mini Zoo.Ludzie stają dookoła klatki i podziwiają wiewiórkę,a jej się to najwyraźniej podoba,bo co rusz wskakuje do koła i w nim biega....My też sporo czasu spędziliśmy przy tej klatce.Po długiej sesji zdjęciowej z wiewiórką w roli głównej,powoli idziemy dalej.Zaglądamy jeszcze do woliery z małymi ptaszkami i podchodzimy do niewielkiego stawku.Tu mamy ciut dłuższą sesję zdjęciową.
Produkcja prądu :)














Stajemy na wiszącym mostku.Bujamy się,ciesząc się przy tym jak dzieci.Robimy zdjęcia i powoli ruszamy w drogę powrotną.Nie chce się nam,bo to miejsce ma niesamowitą atmosferę,ale trzeba wracać.....

Droga do Bischofswerdy mija nam dość szybko.Na stacji kolejowej jesteśmy z zapasem czasowym.Wykorzystujemy go na zjedzenie owoców.Kiedy przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego i jedziemy.W Löbau wsiadają rajdowicze i już razem jedziemy do Görlitz.Tu mamy przesiadkę i godzinę czekania na pociąg do Polski.Rajdowicze idą z Wiktorem na spacer po mieście,a my kierujemy się ku granicy.Wymyśleliśmy sobie,że pójdziemy do Zgorzelca i tam wsiądziemy do naszego pociągu,nim wrócimy do Görlitz i wspólnie ze wszystkimi pojedziemy już do Jeleniej Góry.Tak też robimy.Spacer przez Görlitz,przejście Mostem Staromiejskim nad Nysą Łużycką do Zgorzelca i niespiesznie wędrujemy uliczkami miasta,kierując się ku stacji Zgorzelec Miasto.Po drodze kupujemy sobie lody karmelowe z solą-pyszne,przysiadamy na chwilę na ławce w parku,gdzie postawiono pomnik upamiętniający przybycie IV Korpusu Armii Greckiej do Görlitz i ich pobyt na tym terenie w latach 1916-1919.Po odpoczynku powoli zmierzamy już w kierunku stacji kolejowej.

Na stacji jesteśmy z niewielkim zapasem czasowym.Kiedy przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego,zajmujemy dwa dodatkowe miejsca i jedziemy do Görlitz,gdzie wsiada cała grupa rajdowiczów.I tak w komplecie jedziemy już do Jeleniej Góry.Podróż mija nam dość szybko i bezproblemowo.Jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z dzisiejszej wycieczki :) Pora na kolejną,która już wkrótce:)
Do zobaczenia więc niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)




sobota, 30 lipca 2016

Góry z Sylwią :)

Na dziś umówiliśmy się z Sylwią.
Zapowiada się piękny dzień,więc chcemy go spędzić wędrując po Karkonoszach.
Wstajemy odpowiednio wcześnie i na spokojnie zjadamy śniadanie,pijemy kawę i pakujemy plecaki.Kiedy jesteśmy gotowi,ruszamy ku stacji kolejowej.Zdecydowaliśmy,że tu wsiądziemy do busa.Dzięki takiemu posunięciu mamy większe szanse na miejsca siedzące.Kiedy jesteśmy już na przystanku,dzwonię do Sylwi,mówiąc Jej żeby się nie martwiła,że nas nie ma przystanku,bo my będziemy w busie wcześniej od Niej i zajmiemy Jej miejsce.Gdy wszystko już zostało ustalone i przyjechał nasz bus,wsiadamy do niego,kupujemy bilety i zajmujemy miejsca,dla Sylwi również :) Na następnym przystanku wsiada Sylwia i już razem jedziemy do Kowar.Podróż mija nam niesmowicie szybko i wybornym nastroju.W Kowarach mamy kilkanaście minut na przesiadkę.Czas oczekiwania umilamy sobie rozmowami i podziwianiem Śnieżki.Gdy przyjeżdża nasz autobus,wsiadamy do niego,kupujemy bilety i rozsiadamy się wygodnie.
Kiedy przejeżdżamy przez Mysłakowice,Sylwia dostrzega Wiktora stojącego na przystanku.Dzwonię do Niego.Rozmawiamy chwilę i dzięki temu,dowiaduję się,że Wiktor przyjedzie do nas później,niż myślał.Mamy więc więcej czasu na wędrowanie.
Resztę drogi do Pecu pod Sněžkou umilamy sobie rozmowami i podziwianiem widoków.Cieszymy się ze spotkania i że wpólnie będziemy wędrować :)
W Pecu pod Sněžkou wysiadamy na parkingu niedaleko kapliczki.Od razu ruszamy ku informacji turystycznej,gdzie Radek kupuje piwo z Pivovaru Trautenberk z miejscowości Malá Úpa.Co jest zaskakujące,to cena-jest taka sama.U nas byłby pewnie szok cenowy....
Po zakupieniu piwa i wzięciu folderków,powoli ruszamy na szlak.I znów nie mamy mapy....i znów pytam Radka,czy gdyby były motyle i inne robale,to będę mogła się zatracać?....
W odpowiedzi usłyszałam,że nie bardzo,tylko w granicach rozsądku....
Zaczynamy od dużego parkingu.Tu wchodzimy na zielony szlak i nim docieramy do asfaltowej drogi.
Zatrzymujemy się na chwilę.Na drogowskazach nie ma nazwy boudy,do której zmierzamy.Zastanawiamy się nad dalszą wędrówką.Gdybyśmy poszli zielonym szlakiem,to musielibyśmy przejść obok "storczykowej łąki",a tu mogłabym się zagubić-zbyt wielkie ryzyko-,a poza tym musielibyśmy później wchodzić trasą zjazdową-a tego chcemy uniknąć.Już kiedyś tak właśnie wchodziliśmy,a było to tak: http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/06/storczykowa-krainasniezka-widziana.html

Dziś chcemy też wejść na wieżę widokową Hnědý vrch,ale jeszcze mamy zamiar odwiedzić dwa vizytkove miejsca,dlatego postanawiamy jednak zejść asfaltową drogą i poszukać żółtego szlaku.Oczywiście przy pierwszym skrzyżowaniu,zmieniamy lekko plan i idziemy w kierunku chaty Smetánka.Kiedy tam docieramy,robimy kilka zdjęć i spoglądamy na wydeptaną ścieżkę pod wyciągiem-strome podejście....No cóż,rezygnujemy z niego i schodzimy na skróty,czyli przez łąkę,kierując się ku dolnej stacji kolejki.Mijamy ją i wychodzimy na asfaltową drogę i na żółty szlak.
Niestety szlak wiedzie asfaltem,ale nie ma rady,trzeba nim pójść.Wędrujemy więc skrajem asfaltowej drogi,pnąc się wyżej i wyżej i tak docieramy do Lesni Boudy.Kusi nas by zatrzymać się na chwilę i wypić piwo,ale tłum jaki tu jest,skutecznie odstrasza.Wchodzimy więc do środka tylko po vizytki i pieczątkę,a po dopełnieniu formalności idziemy dalej.Przed nami wieża widokowa Hnědý vrch.Wiedzie do niej wygodna,szutrowa droga,a po jej obu stronach ciągną się karkonoskie łąki,pełne kwitnącego ziela i motyli....i jak tu się powstrzymać od zatracenia???-nie ma szans.Przystaję więc co kawałek,robię zdjęcia i niesamowicie powoli idę dalej.I tak docieramy do wieży widokowej Hnědý vrch.





Najpierw mamy sesję zdjęciową z wieżą widokową.Kiedy już zrobimy całe mnóstwo zdjęć,postanawiamy wejść na samą górę,by móc podziwiać rozpościerające się z tarasu widoki.I tak krętymi,ażurowymi schodami wchodzimy na samą górę.Oczywiście liczę schody i kiedy jestem na ostatnim tarasie widokowym,mówię,że jest ich 138.Radek też liczył i wyszło Mu tyle samo.Stajemy na tarasie widokowym,podziwiamy cudowną panoramę,robimy zdjęcia i cieszymy się,że mamy możliwość tu być :)
Po nasyceniu oczu i aparatów widokami,powoli schodzimy z wieży widokowej.
Rozsiadamy się wygodnie na ławkach tuż przy górnej stacji kolejki.Wyjmujemy kanapki z plecaków i zjadamy je bez pośpiechu,rozkoszując się widokami,które nas otaczają.Po zjedzeniu kanapek,Radek wyjmuje z plecaka piwo kupione w Pecu,pora je spróbować.Pijemy więc po słusznym kubeczku,rozkoszując się smakiem piwa.Kiedy już nasycimy swoje zołoądki i podniebienia,pakujemy się i powoli ruszamy dalej.
Wracamy szutrową drogą.I znów wędrujemy między łąkami,pełnymi kwitnącego ziela i motyli.Idziemy niespiesznie i dzięki temu mamy możliwość dostrzec zielone gąsienice wędrujące przez drogę.Ja i Sylwia oczywiście pomagamy im w przejściu na drugą stronę drogi.Radkowi na ten widok buzia się uśmiechnęła szeroko:)
Kiedy gąsienice-kilka z nich,bo na wszystkie zabrakłoby nam dnia-lądują bezpiecznie w trawie,my powoli wędrujemy dalej.Przed nami Lyžařská bouda.Docieramy do niej wykoszonym pasem między łąkami.Wchodzimy do środka po vizytki i pieczątkę,a po dopełnieniu formalności wychodzimy na zewnątrz,gdzie odpoczywamy polegując na olbrzymich poduchach.
Po odpoczynku i nasyceniu oczu cudnymi widokami,bardzo powoli ruszamy dalej.Zaczynamy się piąć w górę.Co jakiś czas spogladamy za siebie i podziwiamy widoki,przepiękne widoki :) Im jesteśmy wyżej,tym panorama za nami jest szersza i piękniejsza.Podziwiamy ją i niespiesznie docieramy do punktu widokowego.Śnieżka prezentuje się stąd cudownie i inaczej niż z polskiej strony.











Kiedy już napatrzymy się na naszą "Królewnę" i zrobimy zdjęcia,ruszamy dalej,dochodząc Chalupy na Rozcestí.Dziś jest tu tłum,więc nie zatrzymujemy się tylko wędrujemy dalej.Postanawiamy,że dłuższy postój zrobimy sobie na punkcie widkowym.Mijamy więc Chatě Výrovke i docieramy do miejsca odpoczynkowego z cudownym widokiem.Cieszymy się,bo akurat nie ma tu nikogo.Rozsiadamy się wygodnie na ławkach,napawamy oczy,aparaty i serca pięknem,zjadamy małe co nieco,pijemy piwo i odpoczywamy.
Błogie lenistwo nas ogarnia.Oj chciałoby się tak polenić jeszcze dłużej,oj chciałoby się....niestety pora iść dalej.Opuszczamy więc punkt widokowy i powoli wędrujemy dalej.Co chwila oglądamy się za siebie,podziwiamy przepiękną panoramę i robimy zdjęcia.Mija nas mnóstwo ludzi idących w dół.Wszyscy są poubierani w kurtki lub bluzy z długimi rękawami,pozapinanymi pod samą brodę.Dziwi nas ten widok,bo przecież jest ciepło.No cóż,zdziwieni wędrujemy dalej.Przechodzimy obok Kapliczki i powoli zaczynamy schodzić w dół ku Luční boudzie.
Wchodzimy do Luční boudy,ale tylko na chwilkę,a po niej ruszamy powoli dalej,zmierzając ku granicy.Po polskiej stronie,decydujemy się iść w kierunku Strzechy Akademickiej.Tłum ludzi na szlaku towarzyszy nam do schroniska,a w Strzesze Akademickiej jest on jeszcze większy.Mimo to,udaje nam się znaleźć wolną ławkę,by usiąść i odpocząć.Zjadamy resztę kanapek i ciasto.Odpoczywamy,rozmawiamy i pijemy piwo,ciesząc się z dzisiejszego wędrowania.Po odpoczynku ruszamy już do Karpacza.Schodzimy żółtym szlakiem.Dawno nim nie szłam,więc zaskakują mnie zmiany.W górnej części szlaku wycięto drzewa,przez co można podziwiać widoki.Nawierzchnię naprawiono i trzeba przyznać,że idzie się lepiej.Na dodatek słoneczko towarzyszy nam przez całą drogę,głaszcząc swymi promieniami nasze twarze.I jak tu się nie cieszyć? Radujemy się niesamowicie z dzisiejszego dnia :) I w takich cudnych nastrojach docieramy do Karpacza.Tu czekamy chwilkę na autobus,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy do Jeleniej Góry.Wracamy do domu :)


Tak oto kończy się nasza cudowna wędrówka.Było pięknie,radośnie i niezapomnianie,ale w tak miłym towarzystwie inaczeć być nie mogło :)

Kolejna wędrówka już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Sylwia,Danusia i Radek :)

Aby obejrzeć filmik trzeba kliknąć tu:
https://get.google.com/albumarchive/104452894196676741932/album/AF1QipOfI8IcSd4aFCWa_ovquedEj9DK-qMKSywryMj0/AF1QipOG8h7UtbKno-ir-q6IRi81rN62cgiJvCwktPlh?authKey=CKqzlvbJ3O6egAE





sobota, 23 lipca 2016

Admirał na asfalcie :)

 Poranek budzi nas błękitnym niebem,motywując nas do wstania.Wczoraj uzgodniliśmy,że dziś ruszymy w Góry.
Śniadanie,kawa,kanapki i pakowanie plecaków.Kiedy jesteśmy gotowi,idziemy na przystanek autobusowy,gdzie czekamy chwilkę na busa,a gdy przyjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy do Kowar.Tu chwila oczekiwania na autobus jadący do Pecu pod Sněžkou.Zastanawiamy się,czy będą w nim jeszcze wolne miejsca,jeśli nie,to wprowadzimy plan awaryjny....Czekamy,a z nami na przystanku jest coraz więcej osób.No cóż,cały czas liczymy na to,że uda nam się jednak pojechać do Pecu pod Sněžkou.
Kiedy w końcu przyjeżdża autobus,okazuje się,że są w nim ledwie dwa wolne miejsca,ale Pan Kierowca,mówi nam byśmy chwilkę poczekali,bo być może w drugim autobusie są jeszcze wolne miejsca.Dzwoni więc do Kierowcy i po krótkiej rozmowie,dowiadujemy się,że jednak pojedziemy.Kupujemy bilety-dziś są tańsze,niż ostatnio,czym jesteśmy mile zaskoczeni i zostajemy na przystanku w Kowarach,by zaczekać na drugi autobus.Kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,pokazujemy bilety i jedziemy do Czech.
Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Ku naszej radości,autobus w Pecu pod Sněžkou zatrzymał się nie na dworcu autobusowym,a na parkingu niedaleko kolejki gondolowej.Stąd mamy bliżej :)




















Rusałka osetnik

Przechodzimy obok kapliczki Panny Marii.Oczywiście zaglądamy do wnętrza,robiąc też kilka zdjęć.Tuż za kapliczką znajduje się szereg nietypowych ławek.Tu mamy ciut dłuższą sesję zdjęciową,ale czy można przejść obojętnie obok ławki w kształcie zgniecionej puszki,albo przewróconej filiżanki itp...???Po serii zdjęć powoli wędrujemy dalej i wkraczamy na szlak.Tu pytam Radka,czy jeśli będą jakieś motyle i robaki,to będę mogła się zatracać?Odpowiedź jest dla mnie pozytywna,więc od razu zaczynam sesję zdjęciową....Nie są to tylko motyle,bo tu też zaczyna się interaktywna ścieżka edukacyjna.Świetna zabawa dla dzieci,ale i dorosłych,którzy nadal mają w sobie coś z dziecka.Przystajemy więc na chwilkę,odpowiadamy na pytania,układamy wyrazy,liczby,obrazki itp....i niesamowicie wolno idziemy dalej,niespiesznie docierając do budynku dolnej stacji kolejki gondolowej na Śnieżkę.Tłum ustawiony gęsiego robi wrażenie.My jednak nie mamy w planach wjazdu na Śnieżkę,wię cieszymy się,że nie musimy stać w tej kolejce,robimy tylko kilka zdjęć i wędrujemy dalej.










































Rusałka pawik





Bielinek kapustnik

Cytrynek listkowiec

Osadnik kostrzewiec











 Fotografując motyle,powoli docieramy do Chaty Betyna.Tu ustawiono bramę z elektronicznym licznikiem.Każde przejście to 5 koron dla niepełnosprawnych,którzy stracili swą sprawność w wyniku wypadku,spowodowanego przez pijanego kierowcę.My zanim przejdziemy przez tą bramę,wchodzimy najpierw do Chaty Betyna po vizytki i pieczątkę.Kiedy już dopełnimy formalności,ruszamy na szlak.




































Czerwończyk dukacik.

















Piórolotek zwyczajny









































Błyszczka jarzynówka.























 Droga do Boudy w Obřím Dolu trwa znacznie dłużej niż jest wskazany czas na drogowskazach,a poza tym żadne z nas nie pamięta jej,a przecież kiedyś tędy szliśmy.Jak to możliwe?Minęło kilka lat,a szlak się zmienił niesamowicie.....
Kiedy docieramy do Boudy w Obřím Dolu,mamy jeszcze dłuższą sesję zdjęciową z krzesłem.Dziwne,prawda???Nic w tym jednak dziwnego,bo krzesło,które stoi na łące za schroniskiem jest olbrzymie,jakby stworzone dla Golema....Korzystamy z okazji,że nikogo przy nim nie ma i idziemyw tamtym kierunku.Zostawiamy plecaki na ławce i zaczynamy sesję zdjęciową.Radek zawziął się i mimo trudności,jakie sprawia linkowa drabinka,wszedł na siedzenie krzesła.Jestem zachwycona.Radek jest maleńki,kiedy siada i majta nogami :) Stoję,robię zdjęcia i cieszę się jak małe dziecko :) Jak niewiele trzeba by radość nas ogarniała :)






































Kiedy już zrobię całe mnóstwo zdjęć,idziemy do okienka barowego,by kupić vizytki.Niestety nie ma :( Będą w poniedziałek,ale nas tu nie będzie :( Nic to!,bierzemy pieczątkę,stemplujemy wszystkie kajety i idziemy dalej.












Rusałka admirał.











Droga do Boudy Pod Sněžkou wyjątkowo szybko nam mija.Jedynie rusałka admirał odpoczywająca na asfalcie zatrzymuje nas i ludzi idących za nami na dłuższą chwilę.Dopiero po zrobieniu kilku zdjęć przeze mnie i odleceniu motyla,wszyscy idą dalej.
Przed schroniskiem jest mały bufet z piwem,kofolą i lodami.Zastanawiamy się tylko chwilkę co wybrać-decyzja jest jedna-piwo.Radek zamawia a ja zajmuję stolik i korzystam z okazji fotografując muchy siedzące w kwiatku gerbery.Kiedy piwo jest już nalane,idę po nie i razem z Radkiem rozsiadamy się wygodnie na krzesłach,rozkoszując się cudownym chłodem i smakiem piwa :) Po wypiciu złotego płynu,idziemy do schroniska po pieczątkę-vizytki mamy,więc stemplujemy wszystkie nasze kajety,a po dopełnieniu formalności wychodzimy na zewnątrz,gdzie mamy długą sesję zdjęciową z alpakami i kozami.


























































I znów długo idziemy,ale żadne z nas nie potrafi się oprzeć robieniu zdjęć.Powoli jednak docieramy do polany z kamienną kapliczką.Tu kończy się droga asfaltowa,a zaczyna się kamienista.Poza tym,to własnie tu zaczyna się  ścisły rezerwat przyrody.Zejście do kotła polodowcowego jest zabronione.Zatrzymujemy się na chwilkę przy kamiennej kapliczce.Robimy zdjęcia i zaglądmy do środka.Kapliczka upamiętnia lawinę błotno-kamienną,która po ulewnych deszczach,w lipcu 1897 roku zeszła do Obří Dolu,zabijając 7 osób.Po zdjęciach wracamy na szlak,który stąd zaczyna się piąć w górę.




































I tak docieramy do Kovarny.To właśnie dotąd kiedyś doszliśmy,rezygnując z dalszego wejścia z powodu pogody...Kovarna,to po naszemu kuźnia.To dawny,XVI-wieczny obszar górniczy,gdzie wydobywano głównie żelazo,ale także miedź i arsen.Nic dziwnego,że tę część Olbrzymiej Doliny nazwano "Na Dołach". Na XVI-wiecznej mapie zanotowano także nazwy poszczególnych "dołów"-Boża Pomoc,Obfita Nadzieja,Wielka Żyła,Wielka Ruda.Zachowały się sztolnie kopalni Kovarna o głębokości 140 metrów,które można odwiedzić po uprzednim umówieniu się z przewodnikiem.Na miejscu trzeba być 15 minut przed rozpoczęciem zejścia do kopalni.My dziś nie mamy w planie zejścia w głąb Śnieżki,wolimy wędrować jej zboczami,podziwiając cudne widoki.














































 A jest na co patrzeć.Cała Studniční hora jest naprzeciwko.Towarzyszy nam w naszej wędrówce,ukazując swe piękno.Przystajemy co jakiś czas,robimy zdjęcia,podziwiamy i pozujemy z cudowną górą,pokrytą grzebieniem skał i wyrytymi między nimi korytami wodospadów.Cały czas wędrujemy do góry,wciąż pnąc się wyżej i wyżej.Oj strasznie mozolna jest ta wędrówka...
Upał daje się we znaki,pot zalewa twarz,ale widoki rekompensują wszelkie niedogodności.Powoli,bardzo powoli docieramy do ujęcia wody pod Śnieżką.






















 Oczywiście Radek jest przede mną i czeka,aż ja dotrę.I kiedy w końcu docieram,jest tam taki tłum ludzi,że muszę swoje odczekać,aby wejść do środka-Vodárna Trkač,dawny wodociąg podający na szczyt Śnieżki od 2 do 4 tys. litrów wody dziennie.Kiedy udaje mi się wejść do środka,oglądam wszytsko i robię zdjęcia,a po wyjściu zastaję Radka w wodzie płynącego ze zbocza Rudnego Potoku.Oczywiście nie tylko On w nim jest.Cała czeska rodzinka zajęla część zbocza,oblewając się,dosłownie spływającą z góry wodą.Po jakimś czasie,kiedy rodzinka poszła w końcu do góry,wiele osób stojących z boku,zwyczajnie zaczęło nabierać do butelek wody i ja pić.Radek wyjął z kieszonki plecaka pomarańczowy,składany kubeczek i napełnił go wodą,którą wypił,a po chwili napełnil znowu dla mnie.Zimna i pyszna woda z górskiego potoku,smakuje niebiańsko.Rozkoszuję się jej chłodem i smakiem i dopiero po jej wypiciu,pniemy się znów ku górze.














































































































I tak pnąc się cały czas w górę,nie wiedzieć kiedy docieramy do granicy czesko-polskiej.Z prawej strony mamy "naszą" polską Śnieżkę,a na wprost Dom Śląski i niesamowity tłum ludzi....
Nie zatrzymujemy się ani na chwilę,od razu podejmujemy decyzję-schodzimy czarnym szlakiem przez Biały Jar do Karpacza.


































 Łudzimy się,że niewiele osób będzie tędy szło.Oj złudna jest ta nasza nadzieja,oj strasznie złudna....Tłum-ciut mniejszy niż przy Domu Śląskim,ale tłum cały czas towarzyszy nam w drodze do Karpacza.Nawet nie ma jak zejść na sikundę,bo cały czas jest pełno ludzi...






Górówka boruta.



 Docieramy do Karpacza.Na przystanku Biały Jar,czekamy tylko chwilę na autobus.Kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i wracamy do domu,do Jeleniej Góry :)
Tak oto kończy się nasza przepiękna wędrówka po czeskich i polskich Karkonoszach :) Następna już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


Link do filmiku tu:
https://picasaweb.google.com/104452894196676741932/6311161733190710881?authkey=Gv1sRgCOOKiuqzpJCoQA#6311196157600198498