sobota, 23 lipca 2016

Admirał na asfalcie :)

 Poranek budzi nas błękitnym niebem,motywując nas do wstania.Wczoraj uzgodniliśmy,że dziś ruszymy w Góry.
Śniadanie,kawa,kanapki i pakowanie plecaków.Kiedy jesteśmy gotowi,idziemy na przystanek autobusowy,gdzie czekamy chwilkę na busa,a gdy przyjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy do Kowar.Tu chwila oczekiwania na autobus jadący do Pecu pod Sněžkou.Zastanawiamy się,czy będą w nim jeszcze wolne miejsca,jeśli nie,to wprowadzimy plan awaryjny....Czekamy,a z nami na przystanku jest coraz więcej osób.No cóż,cały czas liczymy na to,że uda nam się jednak pojechać do Pecu pod Sněžkou.
Kiedy w końcu przyjeżdża autobus,okazuje się,że są w nim ledwie dwa wolne miejsca,ale Pan Kierowca,mówi nam byśmy chwilkę poczekali,bo być może w drugim autobusie są jeszcze wolne miejsca.Dzwoni więc do Kierowcy i po krótkiej rozmowie,dowiadujemy się,że jednak pojedziemy.Kupujemy bilety-dziś są tańsze,niż ostatnio,czym jesteśmy mile zaskoczeni i zostajemy na przystanku w Kowarach,by zaczekać na drugi autobus.Kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,pokazujemy bilety i jedziemy do Czech.
Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Ku naszej radości,autobus w Pecu pod Sněžkou zatrzymał się nie na dworcu autobusowym,a na parkingu niedaleko kolejki gondolowej.Stąd mamy bliżej :)




















Rusałka osetnik

Przechodzimy obok kapliczki Panny Marii.Oczywiście zaglądamy do wnętrza,robiąc też kilka zdjęć.Tuż za kapliczką znajduje się szereg nietypowych ławek.Tu mamy ciut dłuższą sesję zdjęciową,ale czy można przejść obojętnie obok ławki w kształcie zgniecionej puszki,albo przewróconej filiżanki itp...???Po serii zdjęć powoli wędrujemy dalej i wkraczamy na szlak.Tu pytam Radka,czy jeśli będą jakieś motyle i robaki,to będę mogła się zatracać?Odpowiedź jest dla mnie pozytywna,więc od razu zaczynam sesję zdjęciową....Nie są to tylko motyle,bo tu też zaczyna się interaktywna ścieżka edukacyjna.Świetna zabawa dla dzieci,ale i dorosłych,którzy nadal mają w sobie coś z dziecka.Przystajemy więc na chwilkę,odpowiadamy na pytania,układamy wyrazy,liczby,obrazki itp....i niesamowicie wolno idziemy dalej,niespiesznie docierając do budynku dolnej stacji kolejki gondolowej na Śnieżkę.Tłum ustawiony gęsiego robi wrażenie.My jednak nie mamy w planach wjazdu na Śnieżkę,wię cieszymy się,że nie musimy stać w tej kolejce,robimy tylko kilka zdjęć i wędrujemy dalej.










































Rusałka pawik





Bielinek kapustnik

Cytrynek listkowiec

Osadnik kostrzewiec











 Fotografując motyle,powoli docieramy do Chaty Betyna.Tu ustawiono bramę z elektronicznym licznikiem.Każde przejście to 5 koron dla niepełnosprawnych,którzy stracili swą sprawność w wyniku wypadku,spowodowanego przez pijanego kierowcę.My zanim przejdziemy przez tą bramę,wchodzimy najpierw do Chaty Betyna po vizytki i pieczątkę.Kiedy już dopełnimy formalności,ruszamy na szlak.




































Czerwończyk dukacik.

















Piórolotek zwyczajny









































Błyszczka jarzynówka.























 Droga do Boudy w Obřím Dolu trwa znacznie dłużej niż jest wskazany czas na drogowskazach,a poza tym żadne z nas nie pamięta jej,a przecież kiedyś tędy szliśmy.Jak to możliwe?Minęło kilka lat,a szlak się zmienił niesamowicie.....
Kiedy docieramy do Boudy w Obřím Dolu,mamy jeszcze dłuższą sesję zdjęciową z krzesłem.Dziwne,prawda???Nic w tym jednak dziwnego,bo krzesło,które stoi na łące za schroniskiem jest olbrzymie,jakby stworzone dla Golema....Korzystamy z okazji,że nikogo przy nim nie ma i idziemyw tamtym kierunku.Zostawiamy plecaki na ławce i zaczynamy sesję zdjęciową.Radek zawziął się i mimo trudności,jakie sprawia linkowa drabinka,wszedł na siedzenie krzesła.Jestem zachwycona.Radek jest maleńki,kiedy siada i majta nogami :) Stoję,robię zdjęcia i cieszę się jak małe dziecko :) Jak niewiele trzeba by radość nas ogarniała :)






































Kiedy już zrobię całe mnóstwo zdjęć,idziemy do okienka barowego,by kupić vizytki.Niestety nie ma :( Będą w poniedziałek,ale nas tu nie będzie :( Nic to!,bierzemy pieczątkę,stemplujemy wszystkie kajety i idziemy dalej.












Rusałka admirał.











Droga do Boudy Pod Sněžkou wyjątkowo szybko nam mija.Jedynie rusałka admirał odpoczywająca na asfalcie zatrzymuje nas i ludzi idących za nami na dłuższą chwilę.Dopiero po zrobieniu kilku zdjęć przeze mnie i odleceniu motyla,wszyscy idą dalej.
Przed schroniskiem jest mały bufet z piwem,kofolą i lodami.Zastanawiamy się tylko chwilkę co wybrać-decyzja jest jedna-piwo.Radek zamawia a ja zajmuję stolik i korzystam z okazji fotografując muchy siedzące w kwiatku gerbery.Kiedy piwo jest już nalane,idę po nie i razem z Radkiem rozsiadamy się wygodnie na krzesłach,rozkoszując się cudownym chłodem i smakiem piwa :) Po wypiciu złotego płynu,idziemy do schroniska po pieczątkę-vizytki mamy,więc stemplujemy wszystkie nasze kajety,a po dopełnieniu formalności wychodzimy na zewnątrz,gdzie mamy długą sesję zdjęciową z alpakami i kozami.


























































I znów długo idziemy,ale żadne z nas nie potrafi się oprzeć robieniu zdjęć.Powoli jednak docieramy do polany z kamienną kapliczką.Tu kończy się droga asfaltowa,a zaczyna się kamienista.Poza tym,to własnie tu zaczyna się  ścisły rezerwat przyrody.Zejście do kotła polodowcowego jest zabronione.Zatrzymujemy się na chwilkę przy kamiennej kapliczce.Robimy zdjęcia i zaglądmy do środka.Kapliczka upamiętnia lawinę błotno-kamienną,która po ulewnych deszczach,w lipcu 1897 roku zeszła do Obří Dolu,zabijając 7 osób.Po zdjęciach wracamy na szlak,który stąd zaczyna się piąć w górę.




































I tak docieramy do Kovarny.To właśnie dotąd kiedyś doszliśmy,rezygnując z dalszego wejścia z powodu pogody...Kovarna,to po naszemu kuźnia.To dawny,XVI-wieczny obszar górniczy,gdzie wydobywano głównie żelazo,ale także miedź i arsen.Nic dziwnego,że tę część Olbrzymiej Doliny nazwano "Na Dołach". Na XVI-wiecznej mapie zanotowano także nazwy poszczególnych "dołów"-Boża Pomoc,Obfita Nadzieja,Wielka Żyła,Wielka Ruda.Zachowały się sztolnie kopalni Kovarna o głębokości 140 metrów,które można odwiedzić po uprzednim umówieniu się z przewodnikiem.Na miejscu trzeba być 15 minut przed rozpoczęciem zejścia do kopalni.My dziś nie mamy w planie zejścia w głąb Śnieżki,wolimy wędrować jej zboczami,podziwiając cudne widoki.














































 A jest na co patrzeć.Cała Studniční hora jest naprzeciwko.Towarzyszy nam w naszej wędrówce,ukazując swe piękno.Przystajemy co jakiś czas,robimy zdjęcia,podziwiamy i pozujemy z cudowną górą,pokrytą grzebieniem skał i wyrytymi między nimi korytami wodospadów.Cały czas wędrujemy do góry,wciąż pnąc się wyżej i wyżej.Oj strasznie mozolna jest ta wędrówka...
Upał daje się we znaki,pot zalewa twarz,ale widoki rekompensują wszelkie niedogodności.Powoli,bardzo powoli docieramy do ujęcia wody pod Śnieżką.






















 Oczywiście Radek jest przede mną i czeka,aż ja dotrę.I kiedy w końcu docieram,jest tam taki tłum ludzi,że muszę swoje odczekać,aby wejść do środka-Vodárna Trkač,dawny wodociąg podający na szczyt Śnieżki od 2 do 4 tys. litrów wody dziennie.Kiedy udaje mi się wejść do środka,oglądam wszytsko i robię zdjęcia,a po wyjściu zastaję Radka w wodzie płynącego ze zbocza Rudnego Potoku.Oczywiście nie tylko On w nim jest.Cała czeska rodzinka zajęla część zbocza,oblewając się,dosłownie spływającą z góry wodą.Po jakimś czasie,kiedy rodzinka poszła w końcu do góry,wiele osób stojących z boku,zwyczajnie zaczęło nabierać do butelek wody i ja pić.Radek wyjął z kieszonki plecaka pomarańczowy,składany kubeczek i napełnił go wodą,którą wypił,a po chwili napełnil znowu dla mnie.Zimna i pyszna woda z górskiego potoku,smakuje niebiańsko.Rozkoszuję się jej chłodem i smakiem i dopiero po jej wypiciu,pniemy się znów ku górze.














































































































I tak pnąc się cały czas w górę,nie wiedzieć kiedy docieramy do granicy czesko-polskiej.Z prawej strony mamy "naszą" polską Śnieżkę,a na wprost Dom Śląski i niesamowity tłum ludzi....
Nie zatrzymujemy się ani na chwilę,od razu podejmujemy decyzję-schodzimy czarnym szlakiem przez Biały Jar do Karpacza.


































 Łudzimy się,że niewiele osób będzie tędy szło.Oj złudna jest ta nasza nadzieja,oj strasznie złudna....Tłum-ciut mniejszy niż przy Domu Śląskim,ale tłum cały czas towarzyszy nam w drodze do Karpacza.Nawet nie ma jak zejść na sikundę,bo cały czas jest pełno ludzi...






Górówka boruta.



 Docieramy do Karpacza.Na przystanku Biały Jar,czekamy tylko chwilę na autobus.Kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i wracamy do domu,do Jeleniej Góry :)
Tak oto kończy się nasza przepiękna wędrówka po czeskich i polskich Karkonoszach :) Następna już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


Link do filmiku tu:
https://picasaweb.google.com/104452894196676741932/6311161733190710881?authkey=Gv1sRgCOOKiuqzpJCoQA#6311196157600198498


2 komentarze:

  1. Wspaniała wycieczka, a ilość motyli, co jeden ładniejszy imponująca. Letnie miesiące i te tabuny turystów są porażające. Poczekam na wrzesień. i może wybiorę się w góry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu motyli było całe mnóstwo...i ludzi było też całe mnóstwo-niestety latem tak już jest...
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń