niedziela, 31 stycznia 2016

Późnonocny,styczniowy,podziękowaniowy post :)

Krótko :)

Dziękujemy wszystkim,którzy łączyli się z nami w smutku,po odejściu Tatki.
Za ciepłe myśli i dobre słowa.
Za wszystkie uściski dłoni,telefony,smsy i mejle.
Dziękujemy,że byliście z nami.



Radek i Danusia.

sobota, 30 stycznia 2016

Oczy Chojnika :)

I nastał kolejny dzień bez Tatki.
Ciągle się łapię na tym,że wstając rano,zaglądam do pokoju,by przywitać z Tatką....
Mi jest ciężko,a co dopiero Radkowi???

Dość późno wstajemy.Mniej więcej mamy zaplanowany dzisiejszy dzień,ale wszystko zależy od Kubutka-papużki Tatki.Ostatnio naoglądał się-zastrzyki,plasterki,tabletki itp...Zestresowany ptaszek jest,przestał latać,przycichł.Zdecydowaliśmy więc,że nie powinniśmy zostawiać go samego,bo wpadnie w depresję.
Po śniadaniu i kawie,idziemy do sklepu zoologicznego po samiczkę dla naszego Kubutka.
W dwóch dużych klatkach panuje rejwach.Papużki przeskakują,świergolą,trzepoczą skrzydełkami,skubią się-totalne szaleństwo.I jak tu wybrać tą jedyną???
Długo przyglądamy się wszystkim papużkom,oj długo.I kiedy już napatrzymy się na piękne ptaszynki,oboje decydujemy się na żółto-zieloną piękność,która odrzuciła zaloty zielonego samczyka i zawisła pod "sufitem" klatki.Płacimy więc za papużkę i wracamy do domu.Ciekawi nas reakcja Kubutka.
I stało się!!!
Wpuszczamy naszą piękność do klatki,którą zamykamy (Kubutek miał ją cały czas otwartą ), siadamy na wersalce i czekamy.
Ptaszki patrzą na siebie i nic się nie odzywają.Szok dla obojga.Najważniejsze,że się nie dziobią-jest nadzieja,że się zaakceptują.Czyli możemy wprowadzić nasz plan na dziś w życie.Dzwonię do Sofijki z pytaniem,czy będzie w domu,bo moglibyśmy załatwić sprawę słoików i ewentualnie wspólnie wybrać się na Zamek Chojnik???
Potrzeba nam nabrać oddechu,odstresowania i odpoczynku.
Zosia ucieszyła się z telefonu i z propozycji wspólnej wędrówki.
Przyglądamy się jeszcze chwilkę papużkom i stwierdzamy,że dadzą sobie radę.Pakujemy się,wsiadamy do autka i jedziemy do Cieplic.
U Zosi,dzwoni Radka telefon.Okazuje się,że Radek musi wrócić,bo zapomniał zapłacić za kwiaty.Ot tak zwyczajnie!!! Po tym całym zamieszaniu i załatwianiu wszystkiego,zwyczajnie zapomniał....Postanawiamy,że ja zostanę u Zosi,a Radek pojedzie zapłacić i do nas wróci.














Kiedy Radek wszystko załatwił i wrócił do nas,wsiadamy do samochodu i jedziemy do Sobieszowa,bo to właśnie stąd ruszymy do Zamku Chojnik.Zostawiamy autko na niewielkim,bezpłatnym parkingu,bierzemy plecaki i aparaty i ruszamy na szlak.
Idziemy uliczkami Sobieszowa,kierując się ku górze Chojnik.
Radek gdzieś wyczytał,że zamontowano nowe barierki na punktach widokowych przy zielonym szlaku,więc chcemy zobaczyć jak to wygląda w rzeczywistości.
Mijamy budkę z kasą i wchodzimy na teren Karkonoskiego Parku Narodowego.Idziemy bez pośpiechu do krzyżówki szlaków.Tu przystajemy na chwilkę,by zdecydować się,którym szlakiem mamy pójść.










Po chwili zastanowienia,wybieramy czarny szlak,wiodący przez Zbójeckie Skały.Oj dawno tędy nie szłam,oj dawno....Teraz szlak jest wyremontowany i uprzątnięty,co dostrzega się od razu,wkraczając nań.
My ostatnim razem do zamku szliśmy szlakiem czerwonym,a było to tak:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2014/10/na-chojniku-pani-jesien-jest-ruda.html










Wędrujemy ku Zbójeckim Skałom.Zosia z Radkiem idą przede mną,cały czas rozmawiają,a ja co jakiś czas przystaję,robię zdjęcia,rozglądam się dookoła i wsłuchuję się w szalejący w koronach drzew,wiatr.Przez moment przychodzi mi myśl,że tak silna wichura,łamie drzewa.Nadsłuchuję więc uważnie i idę w kierunku Radka i Sofii,którzy są już przy Zbójeckich Skałach,obok strzałki wskazującej kierunek do Dziurawego Kamienia.Radek zostawia plecak i wędruje po kamiennych i korzeniowych schodach,w poszukiwaniu Dziurawego Kamienia.Idę za Nim tylko kawałek,bo Radek już schodzi,więc i ja wracam do Zosi.













































Przechodzimy przez Zbójeckie Skały,na drugą stronę i wędrujemy szlakiem do góry,do miejsca gdzie czarny szlak łączy się z czerwonym.Tu wchodzimy na szeroką,wybrukowaną drogę i nagle stajemy."Wbija" nas w ziemię trzask łamiącego się drzewa.Niesamowity odgłos.Szukamy wzrokiem i po chwili odnajdujemy walące się drzewa-dwa.Całe szczęście,że runęły one w głębi lasu,a nie obok drogi.Mijamy Skalnego Grzyba,charakterystycznej skały,usadowionej przy drodze.Robimy sobie sesję zdjęciową z ułożonymi wzdłuż drogi,starymi,powalonymi lub ściętymi drzewami i docieramy do punktu widokowego.




















Skalny Grzyb:)















Stajemy nieco zaskoczeni.Zamontowano barierki,zmniejszając przez to punkt widokowy,ale i tak jest na co patrzeć.Pomiędzy nagimi drzewami rozpościera się piękna panorama.Robimy sobie tu dłuższą sesję zdjęciową i dopiero po niej idziemy dalej.Kiedy jesteśmy na wprost Zamku,u jego podnóża,Radek schodzi z drogi i wchodzi między drzewa.Podnosi z ziemi szkło,które zbieramy i wychodząc tuż przy zamkowych murach pokazuje nam banknot 10-cio złotowy,który przy okazji znalazł.Śmiejemy się,że za "sprzątanie" dostał zapłatę :)






















Wchodzimy wejściem bramnym za mur obronny,okalający zamek.My dziś nie mamy w planie zwiedzać zamku,więc nie kupujemy biletów,za to idziemy do schroniska po pieczątkę.W środku tłoczno i gwarno.Pogoda sprzyja spacerom i wędrówkom,więc nie dziwi tłum ludzi.Stemplujemy nasze kajety,chwilkę siedzimy w ciepłym pomieszczeniu namyślając się nad drogą powrotną.I kiedy decyzja zapadła,opuszczamy schronisko.Na zewnątrz wieje,ale mimo to idziemy spojrzeć na Zamek od dołu.Tu właśnie widać jak wykorzystano skały,sadowiąc budowlę,a poza tym roztacza się stąd przepiękna panorama na Karkonosze-dziś otulone niestety chmurami.Podziwiamy to wszystko,otulając głowy szczelnie kapturami,bo wieje strasznie....W jednym miejscu,w skale znajdują się dwa kociołki wietrzeniowe,które nazywają odbitymi pośladkami spadającej Kunegundy.Nam raczej przypominają odbite piersi....












Mówią,że to odbity tyłek spadającej Kunegundy,
ale nam to raczej przypomina odbite piersi owej księżniczki...









Radeczku,nie dasz rady się wspiąć....







Najbliżej przez Zamek Chojnik!!!



Po sesji zdjęciowej opuszczamy mury zamkowe i skręcamy w prawo,do żółtego szlaku,bo to nim dojdziemy do zielonego,którym wrócimy do Sobieszowa.Najpierw schodzimy kamiennymi schodami-pamiętam je z czasów szkolnych.Z tamtej wycieczki we wspomnieniach pozostały mi właśnie schody i pręgierz na dziedzińcu zamkowym.





















Szlak jest odnowiony,już nim szliśmy dwa lata temu.Wtedy było rudo od leżących na ziemi liści i zielono,bo drzewa miały ich jeszcze sporo.Dziś wprawdzie nie ma tych kolorów,ale za to mamy przepiękny widok na górujący nad nami zamek.Powoli wędrujemy między skałami,od czasu,do czasu,zadzierając głowy i fotografując.Radek z Zosią są z przodu,zajęci rozmową,a ja mam swoje chwile na zdjęcia.Oczywiście doganiam Ich niedaleko Źródełka Kunegundy i stamtąd idziemy już razem.
I kiedy tak sobie spokojnie wędrujemy i rozmawiamy,ja w oddali,przed nami dostrzegam znajomą sylwetkę.Nie dowierzam,więc by się upewnić idę ciut szybciej,zaglądając w kierunku drugiej postaci.I już jestem pewna.Oczy mnie nie myliły,w naszym kierunku zmierza Bożenka i Jurek.Schodzę jeszcze szybciej,prawie podbiegam do Nich i witam się z Nimi.Radość miesza się ze łzami i smutkiem.Dochodzą do nas Zosia i Radek i znów powitania,radość zmieszana ze smutkiem,ot zwyczajność....


Te wgłębienia bardziej przypominają odbite pośladki Kunegundy.






























Stoimy i rozmawiamy.Tyle byśmy chcieli sobie nawzajem powiedzieć,czasu jednak mało.Bożenka z Jurkiem idą na Zamek,a później są umówieni z Włodkiem.Żegnamy się,życząc sobie kolejnych,miłych i radosnych spotkań :)
I tak nasze drogi się rozeszły.










Wsiadamy do samochodu i jedziemy najpierw do Cieplic,odwieźć Zosię,a później wracamy do domu.
Kończy się nasza wycieczka,ale kolejna już niebawem,więc do zobaczenia :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)

Zdjęcia tu dodane są Sofijki,Radka i moje.