niedziela, 31 lipca 2016

Kuszenie rysia-czyli Bischofswerda :)

Wczoraj,po rozmowie z Wiktorem,zdecydowaliśmy,że pojedziemy do Niemiec.Z Jeleniej Góry wyjedziemy z rajdowiczami,ale z Nimi nie powędrujemy.Radek wymyślił dla nas inną wędrówkę.
Wstajemy więc bardzo wcześnie.Śniadanie,kawa,robienie kanapek,pakowanie plecaków i kiedy jesteśmy wszyscy gotowi-mamy gościa,Wiktora-powoli ruszamy w kierunku dworca kolejowego.Po dotarciu do stacji,witamy się ze znajomymi i idziemy kupić bilety Euroregionu Nysa.Kiedy już je kupimy,wędrujemy na peron gdzie stoi nasz szynobus.Wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca i o 05:52 ruszamy ku nowej przygodzie.










Droga do Görlitz mija nam szybko i bezproblemowo-ja ją praktycznie przesypiam,ale nie ma co się dziwić,wczoraj intensywna wędrówka po Karkonoszach,( http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2016/07/gory-z-sylwia.html ),późny powrót do domu,jeszcze późniejsze położenie się spać i niesamowicie wczesna pobudka,sprawiają,że sen sam skleja powieki...
Na stacji w Görlitz mamy przesiadkę.Kiedy wysiadamy z pociągu,dostrzegamy znajome postacie czekające na peronie.Idziemy więc się przywitać.Po powitaniach i chwilce czekania,z zapowiedzi przez megafon dowiadujemy się,że pociąg jadący do Drezna wjedzie na inny peron.Trzeba więc znów się przemieścić.Dość sprawnie udaje nam się wszystkim przejść na inny peron i kiedy przyjeżdża nasz pociąg,cała grupa wsiada do niego i rozsiada się wygodnie.Do Zoblitz jedziemy razem.Podróż mija nam niesamowicie przyjemnie,radośnie i szybko.W Zoblitz rajdowicze wysiadają,a my jedziemy dalej.
Mieciu :)

Janeczka i Bolek :)



Krzysiek,Ela i Andrzej :)

Andrzej :)







Nasza podróż kończy się w Bischofswerdzie-to właśnie na tej stacji wysiadamy.Zanim ruszymy na szlak,sprawdzamy jeszcze rozkład odjazdów pociągów.Kiedy już wiemy o której musimy być na stacji,idziemy obejrzeć miasto.Wieża widokowa,na którą chcemy wejść,otwierana jest o godzinie 11:00.Mamy więc sporo czasu.Postanawiamy więc najpierw przejść się uliczkami miasta i zajrzeć do "Tierparku".

"Bischofswerda (górnołuż. Biskopicy; pol. hist. Biskupice) - miasto w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia, w okręgu administracyjnym Drezno, w powiecie Budziszyn na Górnych Łużycach nad rzeką Wesenitz (górnołuż. Wjazońca), położone ok. 33 km na wschód od Drezna i ok. 18 km na zachód od Budziszyna. Siedziba wspólnoty administracyjnej Bischofswerda. W 2013 r. miało 11 605 mieszkańców.
Biskupice powstały w końcu XI wieku i swój początek zawdzięczają biskupowi Benonowi z Miśni i prowadzonej przez niego akcji misyjnej. Stąd też wywodzi się i sama nazwa miejscowości. Miastem Biskupice były już w 1227 r. W Biskupicach zachowały się fragmenty średniowiecznych murów obronnych z basztami. W latach 1429, 1469, 1528 miasto ucierpiało z powodu pożarów. W 1559 Biskupice przeszły z rąk diecezji miśnieńskiej pod panowanie Elektoratu Saksonii. W latach 1697-1706 i 1709-1763 miasto leżało w granicach unijnego państwa polsko-saskiego. Pamiątką z tego okresu jest słup dystansowy poczty polsko-saskiej z herbami Polski i Saksonii z 1724 roku. Od 1806 część Królestwa Saksonii, połączonego w latach 1807-1815 unią z Księstwem Warszawskim. W 1813 r. wielki pożar, wywołany podczas bitwy wojsk rosyjsko-pruskich z Napoleonem, strawił niemal całe miasteczko wraz z jego cennymi archiwami. Obecna zabudowa pochodzi z XIX i XX wieku. W 1871 miasto znalazło się w granicach Niemiec. W kwietniu 1945 r. miasto zostało opanowane przez 2 Armię Wojska Polskiego. W latach 1949-1990 część NRD. Od 1990 w granicach odtworzonego Wolnego Kraju Saksonia Republiki Federalnej Niemiec.
Wśród bardziej interesujących budynków są kościół i ratusz zbudowane wg projektu Gottloba Friedricha Thormeyera."-Wikipedia.






















































Niespiesznie wędrujemy cichymi i pustymi uliczkami.Mijamy słup dystansowy poczty polsko-saskiej.Krótka sesja zdjęciowa i zmierzamy w kierunku kościoła.Oczywiście jesteśmy za wcześnie o świątynia jest zamknięta.Nie zraża nas to,robimy kilka zdjęć i idziemy do centralnej części miasta,do Rynku.Tu spędzamy więcej czasu.Przechadzamy się bez pośpiechu,oglądamy wszystko,robimy zdjęcia,przysiadamy na ławkach i cieszymy się ciszą,która akurat teraz tu panuje.


































Kuszący kot!!!

Po rynkowej sesji zdjęciowej i odpoczynku w ciszy miasta,powolutku kierujemy się do "Tierparku".Po drodze zastanawiamy się czy mini Zoo jest już otwarte.Okazuje się na miejscu,że już można wejść.Kupujemy więc bilety wstępu i wchodzimy do mini Zoo,a razem z nami wchodzi-nie płacąc za wejście-kolorowy kot.Łasi się,mruczy,podstawia łepek do głaskania,istna przylepa.Chodzi z nami,zagląda do klatek z małymi gryzoniami-ciekawski i zawadiacki.I tak,wpólnie z kolorowym kotem zaczynamy spacer między zagrodami ze zwierzakami.














































































"Mini-Zoo i Park Kultury w Bischofswerdzie to mały malowniczo położony zespół parkowy z pięknym, starym drzewostanem i wieloma miejscami do wypoczynku. Wierni naszej maksymie prezentujemy zwierzęta w 3 blokach tematycznych: niedźwiedzie – ich naturalne środowisko i współmieszkańcy, zagrożone rodzime gatunki oraz zwierzęta domowe w bliskim kontakcie z człowiekiem. Zwiedzający mogą odkryć w naszym parku ok. 200 zwierząt - przedstawicieli 60 różnych gatunków i odbierać wrażenia „wszystkimi zmysłami“. Nasi pracownicy opiekujący się wycieczkami szkolnymi mają w zanadrzu oferty i projekty dla wszystkich grup wiekowych. U nas można wiele odkryć. Dostępne tu są wypożyczalnia rowerów, otwarty wybieg, na którym można głaskać zwierzęta, zjeżdżalnia dla małych dzieci, skrzynki, w których za pomocą dotyku trzeba odgadnąć właściwą karmę, ścieżkę, na której gołą stopą należy wyczuć rodzaj rozsypanego na niej materiału. Istnieje też wiele możliwości uzyskania wiedzy na temat naszych zwierząt. Z kawiarni „Bären-Café“ jest wspaniały widok na nasze szopy pracze, kaczki i osły. Scena z podziemnym labiryntem jest ulubionym miejscem nie tylko dzieci. Zapraszamy do odwiedzenia jednej z naszych wielu imprez, a my zagwarantujemy wspaniały odpoczynek, spędzony pośród wielu interesujących zwierząt."-tekst ze strony http://www.freizeitknueller.de/tierpark.aspx?lang=pl

Po zajrzeniu do małych gryzoni,idziemy do alpak i osiołków.Zajęte są śniadaniem,więc nie zwracają na nas uwagi.Ozdobne gołębie,kurki,koguciki,kaczki i łabędzie pozują nam za to do woli.Po sesji zdjęciowej przechodizmy dalej.Chcemy zobaczyć niedźwiedzie.Podchodzimy więc do oszklonego wybiegu,zaglądamy za misiami i nigdzie ich nie dostrzegamy.Nie ma niedźwiedzi :( Schowały się przed ludźmi i za nic nie chcą się pokazać.Trudno...Lekko zawiedzeni idziemy dalej.Przystajemy przy gablotach z kawałkami skór,których dotykam i usiłuję odgadnąć którego zwierzęcia są.Muszę przyznać,że wcale nie jest to takie proste.No cóż,cały czas się czegoś uczymy....
Przechodzimy koło szklanych klatek z mnóstwem małych gryzoni-mysz,sczurów itp...Przystajemy na dłużej przy wybiegu z kozami i świniami,ale najdłużej stoimy przed ogromną oszkloną klatką z ostronosami rudymi.Przyglądamy się im,robimy zdjęcia,a one w zamian,zaczęły wychodzić z oszklonej klatki na zewnątrz po linach.Niesamowicie to wygląda.Stajemy i patrzymy na te zwierzaki zachwyceni.Popisują się przed nami,a nam to się podoba :) Oj bardzo nam się podoba :) Sesja zdjęciowa jest tu niesamowicie długa.Po zdjęciach ostronosów,zaglądamy do kóz i świń,przechodzimy obok małp i leniwie wylegujących się szopów praczy.Piękne są :) Po szopach praczach zaglądamy do klatki z rysiami.Są dwa,ale ani jednego nie widać.Kiedy mamy już pójść dalej,nagle pojawia się kolorowy kot,podchodzi do ogrodzenia z rysiami i staje się cud-na wprost niego wybiega ryś.Patrzą na siebie przez moment w skupieniu,a po chwili kot zawadiacko zaczyna się przechadzać koło klatki,kusząc rysia....i kusi go tak skutecznie,że my dzięki niemu mamy bardzo długą sesję zdjęciową :)
Oj długo stoimy przy klatce z rysiami,oj długo....:)











































































































































































































Niestety śnieżnych lisków nie było....













Po rysiowej sesji zdjęciowej,powoli idziemy dalej.Zaglądamy do arktycznych lisków-niestety schowały się tak,że za nic nie można ich dojrzeć.Za to śnieżne sowy i małpki w żółtych "podkolanówkach" Radkowi pozują do woli....Jeżozwierze natomiast ułożyły się wygodnie w swojej zagrodzie i za nic nie chciały wyjść na zewnątrz.....My spokojnie zaglądamy wszędzie.Podziwiamy,oglądamy i robimy zdjęcia.Kiedy już obeszliśmy całe mini zoo,postanawiamy wrócić do niedźwiedzi-mamy cały czas nadzieję,że jednak się pokażą....

















































Mijamy alpaki,osiołki,gołębię,ozdobne kurki,kaczki,łabędzie i stajemy przed oszklonym wybiegiem dla niedźwiedzi.I co? Są dwa misie!!! Wprawdzie jeden z misiów położył się we wnęce z zamkniętymi drzwiami,za którymi jest ich azyl ciszy i spokoju,a drugi zaczepia pierwszego-to my stajemy zauroczeni przedstawieniem,które rozgrywa się na naszych oczach.Uświadamiamy sobie,że niedźwiadki zostały wypchnięte z bezpiecznego azylu,by zadowolić ludzi....a w mini zoo jest już spory tłumek z dziećmi,....
Misie,aczkolwiek niechętnie,ale musiały się pogodzić z "wygnaniem" i niespiesznym krokiem w końcu zaczeły przemierzać swoje terytorium,pokazując się przy okazji ludziom.




I co??,Zamknięte???,U mnie niestety tez.....


























My po "misiowej" sesji zdjęciowej,opuszczamy Tierpark.Jesteśmy zachwyceni tym co widzieliśmy,więc teraz pora ruszyć na szlak.Przed nami Butterberg-Maslana Góra.Wychodząc z mini zoo,od razu wkraczamy na szlak i nim wędrujemy.Przechodzimy obok parku i gubimy pieszy szlak :( Ot tak zwyczajnie gubimy pieszy,za to wkraczamy na rowerowy biegnący do Ramennau.Postanawiamy nim powędrować,a stamtąd pójść na Maślaną Górę.



































"Rammenau to niewielkie miasteczko we wschodnich Niemczech, położone na terenie Łużyc (Saksonia) na trasie łączącej Drezno z Budziszynem. Główną atrakcją turystyczna jest tu usytuowany na obrzeżach miasta barokowy zamek. W swoim obecnym kształcie rezydencja ta powstała w latach 1721-1739 z inicjatywy ówczesnego szambelana Augusta Mocnego - Ernsta Ferdinanda von Knocha. Głównym projektantem budowli został niemiecki architekt (czołowy przedstawiciel saskiego rokoka) Johann Christoph Knöffel. Całość otoczona została malowniczym angielskim parkiem krajobrazowym z licznymi romantycznymi stawami. Na przestrzeni wieków rezydencja wielokrotnie zmieniała swoich właścicieli. Obecnie Zamek Rammenau to jedna z najlepiej zachowanych barokowych rezydencji na terenie całej Saksonii. Stanowi on własność państwową i udostępniony jest dla zwiedzających. W jego pełnych przepychu wnętrzach urządzone zostało muzeum oraz restauracja. W sezonie letnim na zamku organizowane są często różnego rodzaju okolicznościowe imprezy czy wydarzenia kulturalne. Odwiedzając Rammenau warto także zobaczyć malowniczy wiejski kościółek, pasiekę oraz starą kuźnię."-tekst ze strony http://navtur.pl/place/show/2258,zamek-rammenau

Wędrujemy więc niespiesznie ścieżką rowerowo-pieszą.Podziwiamy widoki,wsłuchujemy się w ciszę dookoła nas panującą i cieszymy się swoim towarzystwem :) I tak niespiesznie docieramy do Ramennau.I znów gubimy szlak-tym razem rowerowy-idziemy więc główną ulicą,podziwiamy piękne,stare,odnowione domy i niespiesznie docieramy do  zabytkowej,starej kuźni.Tu mamy ciut dłuższą sesję zdjęciową,a po niej ruszamy już w kierunku pałacu.




























































































Mijamy kościół,starą niewielką szkołę,stawy z wielkimi łabędziami do pływania,restaurację i stajemy przed pałacem.Kilka zdjęć na zewnątrz i wchodzimy do pomieszczenia gdzie znajduje się kasa i niewielki sklepik z pamiątkami.Z trudem udaje nam się kupić vizytki turystyczne,niestety nie ma pieczątki-przynajmniej dla nas....Nie zraża nas to,postanawiamy tu wrócić z Rajdem na Raty.Teraz robimy kilka zdjęć i idziemy nad staw zjeść drugie śnaidanie i napić się piwa :)










Przy stawie,niedaleko pałacu rozsiadamy się wygodnie na ławkach,wyjmujemy kanapki,ogórki,pomidory,nasze polskie piwo i zaczynamy biesiadę :) Towarzyszą nam kaczki,które nie wiadomo kiedy i skąd,nagle znalazły się koło nas.Spryciule !!!!
Spokojnie zjadamy kanapki,wypijamy piwo,karmimy dodatkowo kaczuchy i rozkoszujemy się ciszą :) Odpoczywamy :)
Dopiero po odpoczynku,powoli ruszamy w drogę powrotną,a za razem ku naszemu celowi,ku Maślanej Górze.
Postanawiamy trzymać się szlaku i go nie zgubić...










....do budynku dawnej szkoły udaje nam się iść szlakowo-zatrzymujemy się tu na dłużej.Wchodzimy do starego,niewielkiedo domu i zaczynamy go zwiedzać.




























































I tak,w niewielkim budynku dawnej szkoły,mamy okazję obejrzeć tu zgromadzone przedmioty szkolne i stary sprzęt gospodarstwa domowego.Oglądamy,robimy zdjęcia i podziwiamy kunszt dawnych rzemieślników.Po sesji zdjęciowej,powoli idziemy dalej.
Zatrzymujemy się przy budynku informacji turystycznej.Niestety jeszcze jest zamknięta-30 minut musielibyśmy tu poczekać....ale 30 minut to 2,5 do 3 km,więc szkoda czekać....Robimy kilka zdjęć i idziemy dalej,przed nami Butterberg.




















\









\

\













I tak wędrujemy ścieżkami rowerowymi,miedzy polami ze zbożem.Jest strasznie parno,nie ma żadnego wiatru,ani cienia,strasznie się idzie.Ulgę w wędrowaniu przynosi wejście do lasu.Idziemy teraz leśnym duktem i nim docieramy do asfaltowej drogi,którą dochodzimy do naszego celu,do Butterbergu.
Według legendy,nazwa "Maślana Góra" pochodzi z czasów epidemii dżumy.W latach 1577-1586 zaraza szalała w Bischofswerdzie.Miasto umierało.Nikt z okolicznych wiosek nie odważył się wejść do miasta,dlatego,gospodarze przywozili swoje produkty-zboża,makę,jajka,mleko,śmietanę i masło-na szczyt górujący nad miastem.Tam,by nikt nie ucierpiał od szalejącej zarazy,wkładano produkty do armat jako kule i strzelano nimi w kierunku Bischofswerdy,dostarczając w ten spposób pożywienie mieszkańcom.Kupcy natomiast,aby uchronić się przed zarazą,pieniądze dostawali w garnakach z wodą.Sięgając po zapłatę,myli ręce i monety....nie było więc kontaktu z zarazą...-tak mówi oczywiście legenda.
Kronikarz Karl Wilhelm przypisuje nazwę od łużyckiego pochodzenia. Nazwa pochodzi od boga słońca "Jutrow". Z "Jutrowberg",po serbołużyczańsku będzie "Butrow-", a po niemiecku"góra masła".
Na szczycie jest restauracja i wieża widokowa.My najpierw postanawiamy wejść na wieżę widokową i to tam kierujemy swoje kroki.Na zewnątrz są kamienne schody.Wchodzimy nimi.Wiodą one do wnętrza murowanej wieży.W środku znajdują się drewniane schody,nimi pniemy się na samą górę,na taras widokowy.Oczywiście,liczę schody i jest ich 103 (20 kamiennych i 83 drewnianych).Stajemy lekko zasapani na tarasie widokowym i po krótkim odpoczynku zaczynamy podziwiać rozpościerające się dookoła widoki.Oczywiście większość jest zasłonięta wyrośniętymi drzewami,ale nam to zbytnio nie przeszkadza :)
















































Po nasyceniu oczu i aparatów widokami,powoli schodzimy.Na dole,zanim wyjdziemy na zewnątrz,wrzucamy pieniądze za wstęp do skrzynki postawionej na parapecie okniennym i wychodzimy na zewnątrz.
Z góry wypatrzyliśmy,że tuż za wieżą jest zrobine mini Zoo,idziemy więc je zobaczyć.












W ogrodzonych zagrodach znajdują się ozdobne kurki,małe świnki,kozy,króliki.Bez pośpiechu przechadzamy się i oglądamy wszystko,robimy zdjęcia i stajemy przed klatką,w której wiewiórka "produkuje" prąd.Ot ma zwierzątko zajęcie,a przy okzaji jest gwiazdą mini Zoo.Ludzie stają dookoła klatki i podziwiają wiewiórkę,a jej się to najwyraźniej podoba,bo co rusz wskakuje do koła i w nim biega....My też sporo czasu spędziliśmy przy tej klatce.Po długiej sesji zdjęciowej z wiewiórką w roli głównej,powoli idziemy dalej.Zaglądamy jeszcze do woliery z małymi ptaszkami i podchodzimy do niewielkiego stawku.Tu mamy ciut dłuższą sesję zdjęciową.


























Wyindywidualizowana koza...









Produkcja prądu :)















































Stajemy na wiszącym mostku.Bujamy się,ciesząc się przy tym jak dzieci.Robimy zdjęcia i powoli ruszamy w drogę powrotną.Nie chce się nam,bo to miejsce ma niesamowitą atmosferę,ale trzeba wracać.....


































Droga do Bischofswerdy mija nam dość szybko.Na stacji kolejowej jesteśmy z zapasem czasowym.Wykorzystujemy go na zjedzenie owoców.Kiedy przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego i jedziemy.W Löbau wsiadają rajdowicze i już razem jedziemy do Görlitz.Tu mamy przesiadkę i godzinę czekania na pociąg do Polski.Rajdowicze idą z Wiktorem na spacer po mieście,a my kierujemy się ku granicy.Wymyśleliśmy sobie,że pójdziemy do Zgorzelca i tam wsiądziemy do naszego pociągu,nim wrócimy do Görlitz i wspólnie ze wszystkimi pojedziemy już do Jeleniej Góry.Tak też robimy.Spacer przez Görlitz,przejście Mostem Staromiejskim nad Nysą Łużycką do Zgorzelca i niespiesznie wędrujemy uliczkami miasta,kierując się ku stacji Zgorzelec Miasto.Po drodze kupujemy sobie lody karmelowe z solą-pyszne,przysiadamy na chwilę na ławce w parku,gdzie postawiono pomnik upamiętniający przybycie IV Korpusu Armii Greckiej do Görlitz i ich pobyt na tym terenie w latach 1916-1919.Po odpoczynku powoli zmierzamy już w kierunku stacji kolejowej.






































Na stacji jesteśmy z niewielkim zapasem czasowym.Kiedy przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego,zajmujemy dwa dodatkowe miejsca i jedziemy do Görlitz,gdzie wsiada cała grupa rajdowiczów.I tak w komplecie jedziemy już do Jeleniej Góry.Podróż mija nam dość szybko i bezproblemowo.Jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z dzisiejszej wycieczki :) Pora na kolejną,która już wkrótce:)
Do zobaczenia więc niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)