niedziela, 30 lipca 2017

"Niebieski Cud" i "Najpiękniejsza mleczarnia świata"-czyli Drezno niekomercyjne :)

" Wycieczka nr 26 - 30.07.2017
Zarząd Oddziału PTTK „Sudety Zachodnie” wraz z redakcją „Nowin Jeleniogórskich” zapraszają w dniu 30 lipca 2017 r. na wycieczkę nr 26 w ramach tegorocznego Rajdu na Raty. W kasie PKP w Jeleniej Górze kupujemy bilet euroregionalny na przejazdy w Polsce i w Niemczech na Górnych Łużycach. O godzinie 5.50 wyjeżdżamy z Jeleniej Góry do Görlitz, gdzie przesiadamy się na pociąg do Drezna. W pociągu Görlitz - Drezno kupujemy bilet regionalny VVO na przejazd do Drezna i komunikacje miejską w Dreźnie (cena 8.5 euro). Z pociągu wysiadamy na stacji Dresden Industriegelände i tramwajem dojeżdżamy do Muzeum Wojskowo – Historycznego Bundeswehry. Wystawa prezentuje niemiecką historię wojskowości, a gmach muzeum fascynuje niezwykłą architekturą, której autorem jest znany amerykański architekt Daniel Libeskind. W dzielnicy Loschwitz oglądamy most „Blaues Wunder” – „Niebieski Cud”, wybudowany pod koniec XIX wieku był wówczas techniczną sensacją. W Loschwitz znajdują się dwie kolejki górskie: linowo – terenowa i wisząca, z górnych stacji rozpościera się fascynująca panorama miasta i okolic (bilety po 3 euro). Przy ulicy Budziszyńskiej zobaczymy najpiękniejszy sklep nabiałowy świata – Pfunds Molkerei z oryginalnym wnętrzem udekorowanym mozaiką z kafelków. Wycieczkę zakończymy spacerem po Nowym Mieście, o godz. 16.15 odjedziemy z dworca Dresden Neustadt pociągiem do Jeleniej Góry (z przesiadką w Görlitz). Wycieczkę prowadzi Wiktor Gumprecht z Mysłakowic. Uczestnicy we własnym zakresie ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków, członkowie PTTK z opłaconą składką objęci są ubezpieczeniem zbiorowym."

Drezno zobaczyć inaczej niż na komercyjnej wycieczce to kusząca propozycja,bardzo kusząca,a poza tym mój aparat przejdzie test po naprawie-niestety zdarzył mu się upadek z kredensu na podłogę w kuchni i przestał funkcjonować :(
Tak to jest gdy się podgląda pustułki....
W Dreźnie byliśmy w ubiegłym roku.Było pięknie i ciut inaczej.Album ze zdjęciami jest tu:
https://photos.google.com/share/AF1QipP6x0ENnR8HwafxcV8bJXxM0CD6KYPqJvefmusN6a-IPuYcnVtRSvofs-9qsQpdKQ?key=cEZyZ1F1TUpkNTk5LThJVXJSTkNDcDQ1bWQ2SzVB
Wstajemy bardzo wcześnie,jemy śniadanie,pijemy kawę,pakujemy plecaki i idziemy w kierunku dworca kolejowego.Bilet grupowy ZVON mamy,bo Radek go wczoraj kupił,więc od razu zmierzamy na peron,gdzie stoi już nasz szynobus.Wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca i czekamy na rajdowiczów.Powoli szynobus się zapełnia.Robi się gwarno i tłoczno.Sporo nas dziś będzie.O 5:53 ruszamy ku nowej przygodzie.
Jedziemy do Görlitz,gdzie mamy przesiadkę.Podróż mija nam szybko,ale nie dziwi to,bo w miłym towarzystwie to normalne.W Görlitz,na stacji Wiktor przedstawia plan dalszej jazdy,przy okazji przypominając wszystkim by pilnowali swoich grupowych piątek.Gdy zbliża się pora przyjazdu naszego pociągu,idziemy na peron.Chwilkę czekamy,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,rozsiadamy się wygodnie i jedziemy.












Podróż umilamy sobie rozmowami.Kiedy przychodzi Pani Konduktor sprawdzić bilety,robi się problem.Pani nie może sprzedać nam biletów VVO.Nie rozumiemy dlaczego,ale kiedy Ela przyprowadza Alinę,która płynnie mówi po niemiecku i rozumie ten język,wszystko się wyjaśnia.Żeby nam sprzedać bilety VVO,najpierw musimy kupić bilety przejściowe,obowiązujące między strefami ZVON,a VVO.Trochę trwa rozmowa i wybór najlepszego rozwiązania.W końcu Pani Konduktor znalazła bilet dla całej grupy za 2,80 euro od osoby i dopiero po jego sprzedaniu kupujemy grupowe bilety VVO (4,20 euro od osoby).Podczas zbiórki pieniędzy na bilet przejściowy,okazuje się,że my nie mamy pieniędzy.Radek zamiast euro włożył do portfela ukraińskie hrywny.Ależ jesteśmy zaskoczeni,a najbardziej zdziwioną minę ma Alina....
No cóż,czasem tak jakoś się dzieje....
Pożyczamy od Jarka trochę euro i już bez żadnych przygód jedziemy dalej.
Wysiadamy na stacji Industriegelände.Tu Wiktor wita wszystkich oficjalnie i przedstawia plan dzisiejszej wycieczki.Po omówieniu ruszamy po schodach na kładkę nad torami.Idziemy nią w kierunku przystanku tramwajowego.Czekamy chwilkę na tramwaj,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy.Podróż jest dość krótka,bo już na drugim przystanku wysiadamy.


































Po opuszczeniu tramwaju,przechodzimy przez ulicę i stajemy w cieniu parkowych drzew.Już jest gorąco,a co będzie za kilka godzin??? Strach pomyśleć....
Słuchamy Wiktora,który mówi nam ile mamy czasu na zwiedzanie i wędrujemy w kierunku Muzeum.

"Muzeum Wojskowo-Historyczne Bundeswehry (niem. Militärhistorisches Museum der Bundeswehr) – muzeum poświęcone historii wojskowości, w szczególności dotyczące armii niemieckiej, zlokalizowane w Dreźnie w Niemczech, przy Olbrichtplatz 2.
Muzeum mieści się w arsenale i jego początki sięgają lat 1873–1877. Po II wojnie światowej ponownie otwarte jako muzeum armii NRD, w 1990 przemianowane na Muzeum Wojskowo-Historyczne. Prace przy przebudowie arsenału według projektu Daniela Libeskinda zakończono 15 października 2011 roku.
Ważniejsze eksponaty:
-Brandtaucher – niemiecka łódź podwodna zwodowana w 1850 w Kilonii
-kapsuła statku Sojuz 29 (obecnie poza ekspozycją)."-Wikipedia.

Oczywiście musimy chwilę poczekać,bo jesteśmy przed czasem.Stajemy więc w cieniu budynku i słuchamy historii tego miejsca opowiadanej przez Wiktora.Po opowiadaniu,wędrujemy w kierunku budynku,gdzie najpierw robimy sobie sesje zdjęciowe indywidualne,a po nich zdjęcia grupowe.Gdy już fotografowie się zmęczą,idziemy na plac obok budynku.Tu znajdują się wozy pancerne i czołgi.Chodzimy między nimi,oglądamy i robimy zdjęcia.








































































































































































Po bardzo długiej sesji zdjęciowej na zewnątrz,wchodzimy do budynku.Tu większość rajdowiczów decyduje się na obejrzenie zbiorów muzealnych.Alina w kasie uzgadnia,że wejdziemy jako grupa,ale każdy zapłaci sam za bilet,dzięki czemu płacimy po 4,a nie po 5 euro.Dla nas to ważne,bo mamy dziś niewiele funduszy....
Gdy mamy już bilety,idziemy w kierunku szatni,gdzie zostawiamy plecaki.Bez obciążenia zaczynamy zwiedzanie.Mamy póltora godziny-niewiele czasu na tak wielkie Muzeum.No cóż co zobaczymy to nasze.Zaczynamy od parteru,czyli od 1300 do 1914 roku.
Od razu się rozdzielamy,każde z nas co innego dostrzega i fotografuje.Oczywiście spotykamy się gdzieś między gablotami,ale tylko na chwilę i znów się rozdzielamy....

















































































































































































































Kiedy obejrzymy jedną część eksponatów na parterze,przechodzimy dalej.Przy windzie spotykamy kilka osób i postanawiamy tak jak Oni wjechać na 4 piętro i schodząc w dół po kolei oglądać zgromadzone tu eksponaty.Niestety,nikt z nas nie ma pojęcia jak ściągnąć windę na dół.Brak jakichkolwiek guziczków sprawia że się gubimy.Prosimy Pana,który jest pracownikiem Muzeum o sprowadzenie windy na dół.Cóż się okazuje,wystarczy nacisnąć malutki przycisk nad koszem na śmieci i jedna z dwóch wind zjeżdża na parter.Wchodzimy do środka i znów problem,bo opierając się o ściany nie dostrzegamy przycisków znajdujących się na poręczy w szybie....Ot gapy z nas....
W końcu odnajdujemy je i jedziemy na samą górę.Tu od razu zmierzamy na punkt widokowy.Stajemy na ażurowej podłodze,podchodzimy do ogromnego,siatkowego okna i spoglądamy na Drezno.Robimy zdjęcia i podziwiamy panoramę miasta  :)
































Po sesji zdjęciowej na punkcie widokowym,idziemy na dalsze zwiedzanie,powoli schodząc w dół.





























































































































































































































































Wedrujemy przez sale pełne oszklonych gablot.Oglądamy i podziwiamy zgromadzone w Muzeum eksponaty,powoli zmierzając ku parterowi.Najdłużej jednak zatrzymujemy się na pierwszym piętrze.Tu w jednej z sal znajduje się model żaglowca postawiony na oszklonej gablocie w kształcie kadłubu statku.Co jakiś czas do naszych uszu dochodzi dźwięk włączającego się alarmu.Jesteśmy ciutkętym zdziwieni,ale kiedy Radek usiłuje zrobić zdjęcie maleńkiej części wyposażenia masztowca,wszystko staje się jasne-alarm włącza się przy każdym zbliżeniu do żaglowca.I nic w tym dziwnego,model statku jest piękny i gdyby tak każdy zaczął go dotykać,to pewnie nic by z niego nie zostało.....
Tu na pierwszym piętrze dopiero dostrzegamy ogrom zła wojennego.....






























































































































































































































































































































































Pierwsze piętro Muzeum działa na nas niesamowicie.Każda gablota,eksponat pokazuje okrutne oblicze wojny....
Tu każde z nas ogląda wszystko osobno,jedynie gdzieś tam się spotykając na momencik,na krótką chwilę....
Muzeum jest ogromne,więc nie dziwi że mijamy się nawzajem nie widząc.Zostawiam Radka na piętrze,a sama schodzę na parter.Tu zaglądam do sal których nie widziałam wcześniej.Robię zdjęcia,oglądam zgromadzone tu eksponaty i powoli kieruję się ku szatni,skąd odbieram nasze plecaki i czekam na Radka.Dość długo czekam na Niego.Wszyscy już wyszli z Muzeum,a Radek mi tylko mignął gdzieś na parterze i zniknął...
Po jakimś czasie w końcu i Radek się pojawia,wspólnie opuszczamy Muzeum.Oczywiście nie daliśmy rady zobaczyć wszystkiego,ale przy tak ograniczonym czasie zwyczajnie się nie da....
Opuszczamy budynek Muzeum jako jedni z ostatnich rajdowiczów.Dość szybkim krokiem docieramy na miejsce zbiórki.Tu słuchamy Wiktora,który tłumaczy nam dokąd i którym tramwajem teraz pojedziemy.Przechodzimy przez ulicę i stajemy na przystanku tramwajowym,gdzie chwilę czekamy na nasz transport.






































































Kiedy przyjeżdża nasz tramwaj,wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca i jedziemy nim kilka przystanków.Podróż umilamy sobie rozmowami więc dość szybko nam mija.Wysiadamy i idziemy na inny przystanek tramwajowy.Czekamy kilka minut,chowając się przed słońcem w cieniu.Kiedy przyjeżdża nasz tramwaj,wsiadamy do niego i jedziemy nim ku kolejnemu dzisiejszemu celowi.Przed nami "Niebieski Cud".:)

























































Od przystanku tramwajowego idziemy kawałek,kierując się ku widocznemu w oddali mostowi.To właśnie nasz cel.Zatrzymujemy się niedaleko mostu.Wiktor opowiada historię "Nienieskiego Cudu".

Most został zbudowany w latach 1891-1893 na wschodzie Drezna nad rzeką Łabą.Łączy dzielnice Loschwitz i Blasewitz.Zbudowali go architekci Claus Köpcke i Hans Manfred Krüger.Ma 296 m długości,jego stalowa konstrukcja waży 3800 ton.Wmomencie otwarcia był najdłuższym mostem na świecie,którego nie podpierały filary.Most jest często nazywany "Blaues Wunder","Niebieski Cud" i "Blue Wonder".Legenda głosi,że most pierwotnie został pomalowany na zielono i nagle zaczął zmieniać kolor na niebieski.Oczywiście zmiana koloru wystąpiła na skutek związku z czynnikami  atmosfrerycznymi.Jest jednym z nielicznych mostów w Niemczech,które nie zostały zniszczone w czasie drugiej wojny światowej.Przez most przejeżdżają samochody,są tu również chodniki dla pieszych i cały czas jest użytkowany.

Obecnie część jest remontowana,przechodzimy więc na drugą stronę ulicy i chodnikiem wedrujemy w kierunku mostu.Przystajemy na kilka zdjęć,a po ich zrobiemiu wędrujemy na drugi brzeg.Po drodze,prawie na środku mostu spotykamy Pawła ze znajomymi.Razem wędrujemy ku kolejnemu celowi.
































Przed nami najstarsza podwieszaną kolej,czyli Schwebebahn.Została otwarta w 1901 roku,a pierwszy kurs z pasażerami odbył się 6 maja 1901 roku.Pomysłodawcą i autorem projektu podwieszanej kolei linowej był inż.Langen z Kolonii.Wagony podwieszone są pod szyną,przytrzymywaną przez 33 słupy.Trasa łącząca Loschwitz z Oberloschwitz ma długość jedynie 274 metrów,różnica wysokości to 84 metry,a najwyższe nachylenie wynosi 39,9%.Podróż trwa tylko pięć minut,ale po jej zakończeniu,z górnej stacji można obejrzeć widok na dolinę Łaby oraz dzielnicę Blasewitz.Jako pierwsi kupujemy bilety w automacie-dzięki biletom VVO mamy zniżkę-przechodzimy przez bramkę i czekamy chwilkę aż wagonik zjedzie na dół.Kiedy już wszyscy z niego wysiądą,powoli do środka wsiada część rajdowiczów.Rozsiadamy się wygodnie,o określonej porze drzwi zamykają się automatycznie i niesamowicie powolutku jedziemy w górę.














































Po kilku minutach jazdy w zamkniętym wagoniku,oddychamy z ulgą gdy docieramy na górę.Gorąc daje się nam niesamowicie we znaki.Całe szczęście że podróż trwała tylko kilka minut.Gdy drzwi wagonika się otworzyły,ktoś z naszej grupy zażartował sobie stwierdzając że "całe szczęście że wagonik wyhamował,bo przy takiej prędkości moglibyśmy nie zdążyć wysiąść...."...Oczywiście wszyscy zaczęli się śmiać,dzięki czemu nikt nie marudził o duchocie panującej we wnętrzu.
Po opuszczeniu wagonika dziemy na tarasy widokowe-jest tu ich kilka,więc każdy znalazł coś dla siebie.Podziwiamy piękną panoramę Drezna,robimy zdjęcia i schodzimy na dół,kryjąc się w cieniu.Tu posilamy się kanapkami i odpoczywamy,czekając na resztę grupy.
Kiedy już wszyscy wjadą na górę i obejrzą widoki,Wiktor zarządza zmianę planu.Nie idziemy do drugiej kolejki,ale zjeżdżamy tą samą na dół.Mamy mało czasu,a przecież jeszcze przed nami "Najpiękniejsza mleczarnia na świecie".






























































































































Kiedy już wszyscy zjechali na dół,Wiktor omawia dalszy plan dzisiejszej wycieczki,a po jego omówieniu ruszamy w kierunku "Niebieskiego Cudu".Przechodzimy przez most na drugi brzeg Łaby i wędrujemy w kierunku przystanku tramwajowego.Docieramy tam ciut przed przyjazdem naszego tramwaju.Chwilę czekamy i rozmawiamy.Kiedy przyjeżdża nasz transport,wsiadamy do niego i jedziemy kilkanaście przystanków.



































Wysiadamy z tramwaju na Albertplatz i stąd idziemy w kierunku "Najpiękniejszej mleczarni świata".
W niepozornej,zwykłej kamienicy  przy ulicy Bautzner Strasse 79/81 znajduje się "Dresdner Molkerei Gebrüder Pfund".

"Dresdner Molkerei Gebrüder Pfund – to sklepik z wyrobami mlecznymi założony, bagatela, w 1880 roku przez pomysłodawcę  Paula Gustava Pfund Leandera (1849-1923) – rolnika z Reinholdshain.
Przywędrował do Drezna z żoną Matyldą. Przywiedli ze sobą sześć krów, kilka świń i pomysł, żeby mieszkańcom sprzedawać świeże mleko. Przedsiębiorczość Paula Pfunda, dalekowzroczna strategia biznesowa i wyczucie rynku pozwoliły szybko zdobyć popularność i klientelę. Posiadając krowy na miejscu uniknęli konieczności transportowania mleka z odległych farm, w mało higienicznych warunkach, co praktykowali inni dostawcy – mleko wożone było w otwartych samochodach, bez chłodzenia.  Klienci Pfunda mogli obserwować na miejscu proces dojenia, cedzenia i studzenia.
Paul Pfund, do którego dołączył też brat Friedrich Pfund i później (po śmierci Friedricha) jego synowie, zbudowali prawdziwe mleczne imperium. Otwarty na nowinki techniczne Paul oprócz obiektów hodowli zwierząt zakładał laboratoria, fabrykę tektury, uruchomił drukowanie etykiet w wielu językach. Posiadał sale balowe, lakiernie, pracownie krawieckie. Przedsiębiorstwo było samowystarczalne.  Od warsztatów samochodowych przez pralnię parową po przedszkola dla dzieci pracowników. W roku 1891 firma zajęła większy budynek przy Bautzner Strasse 79.
Ze  150 litrów mleka dziennie, w początkowym okresie działania mleczarni, produkcja wzrosła do 60 tys. litrów na dobę w latach 30. Mikrobiolog Wallter Hesse zainicjował wprowadzenie pasteryzacji. Jako pierwsi w Niemczech wprowadzili mleko skondensowane, które znalazło kupców także za granicą.
W latach rządów NRD sklep zamknięto. Ożywienie tradycji sklepu było możliwe dopiero po roku 1990. Spadkobiercy braci Pfund eksportują mleczne wyroby, szczególnie sery z krowiego, koziego i owczego mleka, na cały świat a także podejmują koktajlami mlecznymi licznie zaglądających do mleczarni turystów.
Turyści odwiedzają mleczarnię nie tylko z powodu oferowanych tu produktów, ale także dla wystroju, który czyni wnętrze unikalnym na skalę światową.  Ozdobne, ręcznie malowane kafle Villeroy & Boch (marka istnieje od 1748 roku do dzisiaj!), pokrywają ściany, podłogi i sufity. Dekoracyjny efekt potęgują potężne lustra. Spotkamy tu motywy roślinne, maszkarony i malarskie scenki z wiejskiego życia, przywodzące na myśl obrazy Chełmońskiego.
Drezdeńska mleczarnia to prawdziwa perełka.  Zdumiewający przykład tego, jak kiedyś przykładano wagę do wyglądu miejsca, w którym się pracuje i obsługuje kupujących.  Nic dziwnego, że w roku 1998 sklep został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa w kategorii „najpiękniejsza mleczarnia świata”."-tekst ze strony http://fotoreporter24.pl/2011/10/08/najpiekniejsza-mleczarnia-swiata/

Wchodzimy do środka "Najpiękniejszej mlecarni świata" i od razu dostajemy oczopląsu.Oglądamy przepiękne wnętrza,zachwycając się niesamowitym pięknem i bogactwem ręcznie malowanych kafli.
Perełka!!!!
Szkoda że nie wolno robić zdjęć.
Powoli sycimy oczy pięknem i wychodzimy na zewnątrz.Czekamy na rajdowiczów którzy delektują się maślanką i kwaśnym mlekiem.Kiedy jesteśmy już w komplecie idziemy w kierunku przystanku tramwajowego,gdzie Wiktor informuje rajdowiczów,że mogą tym tramwajem dojechać już do stacji kolejowej,albo wysiąść wcześniej i pospacerować jeszcze ulicami Drezna.My oczywiście wybieramy spacer.


























Przechodzimy między dwiema przepięknymi fontannami.Radek od razu "pobiegł" zrobić zdjęcia-mi się już nie chce.Wolnym krokiem wędruję za Wiktorem i grupą rajdowiczów.Zatrzymujemy się przed odbudowanym dopiero w 1991 roku Kościele Trzech Króli.W latach trzydziestych XVIII wieku kościół zaprojektował Matthäus Daniel Pöppelmann.Słuchamy opowiadanej przez Wiktora historii,a po jej wysłuchaniu powoli zmierzamy ku Złotemu Jeźdźcowi.

"Złoty Jeździec (niem. Goldener Reiter) – pomnik konny na Rynku Nowomiejskim w Dreźnie odsłonięty 26 listopada 1736.
Przedstawia elektora Saksonii, króla Polski i wielkiego księcia litewskiego Augusta II Mocnego jako rzymskiego Cezara w zbroi łuskowej siedzącego na koniu lipicańskim. Cokół jest ozdobiony herbem Polski z okresu panowania Wettynów, monogramem króla oraz inskrypcjami w łacinie."-Wikipedia.

Postanawiamy sobie zrobić przy nim grupowe zdjęcie.Ustawiamy się więc przed pomnikiem i po kilku fotkach powoli wędrujemy dalej,zmierzając już ku stacji kolejowej.






































































































Spacerowym krokiem docieramy do stacji kolejowej.Ucieszył nas widok marketu znajdującego się w budynku dworcowym,a że mamy trochę czasu,to korzystamy z okazji i idziemy na niewielkie zakupy.Przede wszystkim picie nam jest potrzebne.Po zaopatrzeniu się w napoje,idziemy na peron.Tu czekamy chwilę na nasz pociąg.Kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy do Görlitz.Podróż mija nam w wyśmienitych humorach.W Görlitz mamy przesiadkę na pociąg jadący do Jeleniej Góry.Gdy przyjeżdża wsiadamy do niego i zajmujemy miejsca,bo nie uśmiecha nam się stać ponad godzinę.Wracamy do domu.Podróż mija nam bezproblemowo.
















Tak kończy się piękna,drezdeńska rajdowa wycieczka.
Kolejna już niebawem.
Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)

P.S.
Zdjęcia tu dodadne są Henia,Radka i moje.