niedziela, 29 grudnia 2019

Zimowy motyl :) - czyli Boże Ukarz Anglię !!! :)

Od jakiegoś czasu Radka kusi odnalezienie skał z rytami.I na dziś sobie wymyślił Rudawy Janowickie.Wstajemy dość wcześnie.Na spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę i pakujemy plecaki.Ubieramy się i wychodzimy z domu,zmierzając w kierunku przystanku autobusowego.Tu chwilę czekamy na busa,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,kupujemy bilety i rozsiadamy się wygodnie.Podróż do Kowar umilamy sobie rozmową,więc mija nam bezproblemowo i szybko.Wysiadamy na przystanku usytuowanym przy dawnej stacji kolejowej i od razu ruszamy na szlak.Przystajemy co jakiś czas na podziwianie widoków i zrobienie kilku zdjęć.Jest nawet dość mroźno,więc wędrujemy szybkim krokiem,zmierzając w kierunku Leśniczówki.














































Śnieg skrzypi przy każdym stawianym kroku i powiem że miły i dawno niesłyszany to odgłos.Zatrzymujemy się przed drogą szybkiego ruchu,aby ją bezpiecznie przejść czekamy aż przejedzie sznur samochodów.Widzimy jak białe BMW wyprzedza pięć innych aut i gdyby nie samochód jadący z naprzeciwka,to pewnie wyprzedził by o wiele więcej.Brawura kierowców nie zna granic...
Kiedy w końcu udaje nam się przejść na drugą stronę szosy,oddychamy z ulgą.Idziemy szlakiem wiodącym w kierunku Skalnika.I kiedy zatrzymuję się przy mygłach ze ściętym drewnem,gdzie znajduję motyla zamkniętego w drewnie,Radek mówi do mnie:
-Zejdź z drogi Danusiu,jedzie w górę białe BMW,podobne do tego co wyprzedzało tyle samochodów na raz.
Schodzę na skraj drogi,aby auto mogło spokojnie i bezproblemowo jechać w górę.
-Dokąd jedzie?-pytam Radka.
-Nie wiem.-wzrusza ramionami Radek.
-Może jacyś goście jadą do Leśniczówki?
-Może...-pogadaliśmy oboje i idziemy dalej.
Po niedługim czasie do naszych uszu dociera szum jadącego samochodu.Znów schodzimy na skraj drogi i czekamy aż auto,które niedawno gnało do góry,zjedzie w dół.Patrzymy na siebie lekko zaskoczeni,ale oboje stwierdzamy że nawigacja pewnie błędnie pokierowała kierowcę.Samochód nas minął,więc idziemy dalej,pnąc się niespiesznie ku górze.
Motyl :)











Kiedy docieramy do Leśniczówki,chwilkę odsapujemy.Spoglądamy na mapy-papierową i w telefonie i stwierdzamy że chcąc dojść do skał z rytami,to musimy wejść na drogę z lewej strony Leśniczówki,co też oczywiście czynimy.Wędrujemy leśnym duktem,schodząc delikatnie w dół.Według mapy papierowej powinniśmy wejść w drugą drogę z prawej strony.I kiedy ją dostrzegamy,od razu w nią skręcamy i wędrujemy,pnąc się ku górze.Idziemy po czyichś śladach wydeptanych w śniegu i podczas rozmowy zastanawiamy się czy osoba,która szła przed nami,również poszukiwała skał z rytami.


Las w miniaturce :)

























Wędrujemy leśną drogą w śniegu cały czas pnąc się ku górze.Im jesteśmy wyżej,tym zima dookoła nas staje się piękniejsza,taka wręcz bajkowa.Gałęzie drzew oblepione są śniegiem i szadzią,uginają się pod ich ciężarem.Nad nimi wysoko pokazało się błękitne niebo,więc świat dookoła nabrał kolorów.Cieszymy się tym,co widzimy.Przystajemy co chwilkę by zrobić zdjęcia,zachłannie chłonąc piękno,które nas otacza.Idziemy wciąż w górę,niespiesznie,by sycić się i rozkoszować tą cudownością.Po jakimś czasie stwierdzamy że droga,którą szliśmy po prostu się skończyła.Przez jakiś czas wędrujemy po śladach saren,ale powoli dociera do nas że takie szwędanie w śniegu na przełaj po wystających skałach może grozić kontuzją.Zatrzymujemy się przy dość sporej grupie skalnej i chwilę dyskutujemy.Mapa w telefonie pokazuje że jesteśmy niedaleko Kamiennej Ławki,ale musielibyśmy wciąż iść na szagę.Rezygnujemy z tego i postanawiamy dojść do drogi,co według mapy jest blisko.I tak nawigując docieramy do zaśnieżonego,ale i mokrego duktu leśnego.Udaje nam się obejść kałuże i kiedy znów się zastanawiamy jak dalej iść,Radek z lewej strony dostrzega ludzi idących drogą.I znów na szagę wędrujemy,ale dzięki temu po chwili marszu stajemy na wydeptanej leśnej drodze.Nią zmierzamy już do Kamiennej Ławki.Na miejsce docieramy dość szybko.





























































































































Zatrzymujemy się przy Kamiennej Ławce na ciut dłużej.Robimy kilka zdjęć i decydujemy się wejść w pierwszą zaśnieżoną drogę z prawej strony.Nikt nią nie szedł,co widać na gładziuteńkim,pokrywającym całą szerokość śniegu.Idziemy więc tą drogą i tuż za zakrętem znajdujemy to czego szukaliśmy-kamień z koroną nad dwiema pięknymi literami "F",wyrytymi w lustrzanym odbiciu,tworząc w ten sposób literę "H".Tu mamy dłuższą sesję zdjęciową,nie tylko z owym pięknym kamieniem,bowiem widać stąd punkt widokowy na Ostrej Małej.Przez wizjer w aparacie,na dużym zoomie przyglądamy się ludziom,którzy pozują do zdjęć,stając poza barierkami punktu widokowego.Rozmawiamy o tym i stwierdzamy że głupota ludzka nie zna granic...
























































































 "Heinrich XXX Prinz Reuß 25.11.1926"






Po bardzo długiej sesji zdjęciowej z kamieniem z odwróconymi literami "F",chwilę się zastanawiamy czy iść dalej na poszukiwanie kolejnego kamienia z rytami,czy wracać.I po krótkiej rozmowie,postanawiamy wrócić do Kamiennej Ławki.Kiedy docieramy na miejsce,nie ma tu nikogo.Korzystamy więc z okazji i rozgaszczamy się w wiacie,wyjmując z plecaków kanapki i grzane wino w termosie.Posilamy się,przeglądamy mapy,podziwiamy przepięknie oblepione szadzią i śniegiem drzewa,chłoniemy całymi sobą piękno,które nas otacza i odpoczywamy,robiąc przy okazji trochę zdjęć.
Po posileniu się i odpoczynku,niespiesznie ruszamy dalej,ku kolejnym naszym celom,które trzeba znaleźć.Zatrzymujemy się przy kamiennym drogowskazie,który był cały w śniegu gdy szliśmy w kierunku kamienia z podwójną literą "F",a teraz jest oczyszczony z białego puchu,ale dzięki temu litery się uwidoczniły.Radek śniegiem jeszcze napis poprawił i mamy dzięki temu sesję zdjęciową.Po niej wędrujemy niespiesznie dalej,ciesząc się z dzisiejszej wycieczki.
























Idąc w dół bielutką od śniegu drogą,mijamy kolejne kamienne drogowskazy,a właściwie wykute w przydrożnym kamieniu nazwy dróg i urokliwych miejsc,w ten sposób właściciel tych ziem Książę Heinrich XXX von Reuss upiększał swoje leśne posiadłości.My napotykane po drodze kamienie czyścimy ze śniegu,tak by biały puch został tylko w wykutych literach,przez co stają się czytelnymi napisami.Wędrujemy w dół,rozglądając się za kolejnymi kamieniami z wyrytymi napisami i tak docieramy do skrzyżowania dwóch dróg.




























































Stajemy na rozwidleniu dróg tylko na chwilę,by zrobić zdjęcia i kolejny napis na kamieniu lekko zaśnieżyć.Kiedy już to zrobimy,skręcamy w lewo,ale nie wchodzimy na leśny dukt,a kawałek się cofamy.Wędrujemy ku widocznym w oddali skałom.Radek oczywiście idzie pierwszy,więc kiedy odnajduje poszukiwane przez nas skałki,cieszy się przy tym ogromnie.Podchodzę do Niego i moim oczom ukazuje się wyryty w skale napis "Gott strafe England ! 1914".Od razu nasuwa się pytanie cóż tak strasznego się stało by wyryć na skale takie wezwanie?
I tu kłania się historia,ta europejska i ta nam bliższa,regionalna.

"(....)Czy można tak bardzo zawieść się na innym kraju, jego rządzie, monarchii, wojsku i mieszkańcach, by to gorzkie uczucie zamieniło się w narodowe przekleństwo? Tak się złożyło, że okrzyk "Gott strafe England!" (Niech Bóg ukarze Anglię!) stał się niezwykle popularny w wilhelmiańskich Niemczech, zaraz po przystąpieniu Wielkiej Brytanii do pierwszej wojny światowej w roku 1914. Widać wyraźnie jak bardzo Cesarstwo Wilhelma II poczuło się przez anglików zdradzone, a nawet upokorzone...
Ponad dwadzieścia lat później to ogólnoniemieckie zjawisko tak opisywali polscy dziennikarze ówczesnego "Nowego głosu": "...Ten hymn nienawiści, zaczynający się od słów „Gott strafe England” śpiewały w latach 1914 - 1918 wszystkie pułki niemieckiego cesarstwa, wszystkie pułki austriacko - węgierskiej monarchii, uczniowie szkół powszechnych i gimnazjów, śpiewali poważni, siwi panowie, śpiewały pensjonarki i dostojne matrony. Pierwsze słowa hymnu „Gott strafe England”- czytało się na wszystkich kartkach pocztowych, na wszystkich wystawach sklepowych, w tramwajach i przedziałach kolejowych, w kinach, restauracjach. Obywatele cesarstwa i monarchii przy powitaniu mówili: Gott strafe England! Obywatele cesarstwa i monarchii przy pożegnaniu mówili: Gott strafe England!". Jak widać fakt wypowiedzenia Niemcom wojny przez Wielką Brytanię....nie mieścił się im wtedy w głowie!!!
A gdzie tu wątek kowarski? Odnaleźć go można w lesie przy szlaku prowadzącym do kamiennej ławki księcia Henryka. To właśnie tam uważny poszukiwacz natknąć się może na bezimienne niezbyt wysokie skałki z wyrytym napisem "Gott strafe England ! 1914", który zapewne nie mógł powstać w tym miejscu bez osobistej zgody samego księcia. Dlaczego ten slogan znalazł się na skale akurat w kowarskim lesie? Otóż musimy pamiętać, że las ten stanowił wówczas dobra rodziny Reuss, zamieszkującej pałac Nowy Dwór w Kowarach. Akurat pod koniec 1913 roku (a zatem w przededniu wybuchu I wojny św.) właściciel zarówno pałacu, jak i lasu Henryk XXX von Reuss wraz ze swoją małżonką Feodorą zamieszkał w swojej kowarskiej skrzętnie odnowionej rezydencji. Henryk XXX był pruskim oficerem, a zatem podczas I wojny światowej służyć musiał w niemieckim wojsku. Trafił na Front Zachodni, gdzie awansował nawet do rangi generała. Natomiast nasza księżna Feodora (urodzona jako dziecko Bernharda II - Księcia Sachsen-Meiningen i jego małżonki Księżniczki Charlotty Pruskiej) wywodziła się z wyjątkowo zacnej rodziny, czego dowodem jest to, że była zarazem wnuczką Fryderyka III - Cesarza Niemiec, jak i najstarszą prawnuczką Wiktorii - Królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii. Fakt ten pokazuje jak niemiecka i brytyjska monarsza rodzina była ze sobą mocno skoligacona. Feodora lubiła Anglię, doskonale znała język angielski i często w dzieciństwie bywała na królewskim dworze u swojej prababci Królowej Wiktorii. A zatem wypowiedzenie wojny przez Wielką Brytanię Cesarstwu Niemieckiemu musiało ją wyjątkowo osobiście zaboleć. W Berlinie, Schmiedebergu i wszystkich innych niemieckich miastach i miasteczkach ten niegodny brytyjski czyn uznano jako wyjątkową zdradę... i to dokonaną przez Wielką Brytanię - najbliższego członka monarszej rodziny... dlatego tak ta zdrada bolała, szczególnie Feodorę i jej męża...."-fragment tekstu ze strony: https://www.facebook.com/dolinapalacow/posts/978929768850030/































































Po zrobieniu mnóstwa zdjęć przy odnalezionej skale,Radek ruszył na poszukiwanie drugiej formacji skalnej z niewielką jaskinią.Po niedługim czasie słyszę jak mnie woła i macha ręką bym do Niego przyszła.Idę więc ku Niemu i po niedługim marszu staję przed skałami z napisem "Marie Antoninestein" 28.IX.1929. Radek obsypuje śniegiem litery,by były widoczniejsze niż są obecnie.Stoję i patrzę,robiąc przy okazji zdjęcia i czekając na efekt końcowy.
















































































Po bardzo długich sesjach zdjęciowych,zakładamy plecaki i niespiesznie ruszamy dalej.Nie idziemy szlakiem,a wędrujemy drogą,którą już mieliśmy okazję iść.Dukt leśny wiedzie przez Wojenne Zbocze,tu znajduje się grupa skalna o nazwie Skarbczyk.Ciekawi nas jak wygląda w zimowej odsłonie,a poza tym kuszą nas bieluteńkie,ośnieżone drzewa,bajkowo wręcz wyglądające.
















Skarbczyk :)


















































Leśny dukt doprowadza nas do skrzyżowania z kamiennym oznaczeniem dróg.Przystajemy przy nim,Radek wciera śnieg w litery,a ja robię zdjęcia.Po nich idziemy dalej,cały czas schodząc niżej i niżej,mijając po drodze kolejne kamienie z wyrytymi nazwami dróg.














































Radośni i zachwyceni dzisiejszym wędrowaniem i odkrywaniem,docieramy do Przełęczy pod Średnicą.Tu zatrzymujemy się na chwilkę by oprószyć wykute w kamieniu litery śniegiem.Przy okazji podziwiamy piękne widoki i robimy zdjęcia.

























Od Przełęczy pod Średnicą idziemy skrajem szosy,ale kiedy docieramy do zakrętu,dostrzegamy leśną drogę wiodącą w dół,po przekątnej.Postanawiamy skorzystać z okazji i wędrujemy na skróty.Droga doprowadza nas do pomnika przyrody-świerka pospolitego "Maćka'.Stąd wędrujemy już uliczkami Kowar,zmierzając ku dawnej stacji kolejowej.
























Idziemy,rozmawiamy i cieszymy się z pięknej,bajkowej,zimowej krainy,którą mieliśmy okazję dziś zobaczyć i kiedy jesteśmy nieopodal wzgórza na którym są grobowce rodziny von Reuss,mówię do Radka byśmy tam poszli.To będzie takie swoiste zakończenie naszego wędrowania Ich drogami.I cóż Radek miał powiedzieć? Zgodził się.Oboje więc przechodzimy przez szosę i wkraczamy między drzewa,wędrując ku pierwszemu grobowi,gdzie spoczywa Maria Klementyna Emma Jenny-hrabina Witzleben-Doerern urodzona jako księżniczka Reuss (starsza siostra Henryka XXX).Jej grobowiec wyróżnia się piękną liliową dekoracją ozdabiającą wysoki kamienny krzyż.Maria Klementyna,urodzona w Nowym Dworze,wyjechała z Kowar,gdy wyszła za Henryka von Witzleben.Zmarła w 1914 roku w Dreźnie,ale bardzo chciała być pochowana koło rodzinnego domu.Jej życzenie zostało spełnione.




Od grobu Marii Klementyny trzeba przejść kawałek dalej,by między skałami,na niewielkim wzgórzu odnaleźć grobowce Henryka XXX Reuss i jego małżonki Feodory.

"Księżniczka Feodora Wiktoria Augusta Maria Marianna von Sachsen-Meiningen – zwana pieszczotliwie „Feo” lub z j. angielskiego „Babes” – urodziła się 12 maja 1879 r. w Poczdamie jako jedyne dziecko Bernharda II – Księcia Sachsen-Meiningen i jego małżonki Księżniczki Charlotty Pruskiej. Wywodziła się z wyjątkowo zacnej rodziny, czego dowodem jest fakt, że Feo była zarazem wnuczką Fryderyka III – Cesarza Niemiec, jak i najstarszą prawnuczką Wiktorii – Królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii. Natomiast Książę Henryk XXX Reuß zu Köstritz – noszący przydomek „Haz”– aż tak dobrze urodzony nie był. Przyszedł na świat 25 listopada 1864 r. jako syn Henryka lX Reuß zu Köstriz i Anny Marii von Zedlitz. W tym czasie rodzina von Reuß była właścicielem kilku majątków w środkowych Niemczech (dzisiejsza Turyngia) oraz właśnie w Karkonoszach. Gdzie się „Feo” i „Haz” po raz pierwszy spotkali tego nie wiemy, ale bliskość rodzinnego Księstwa Saksonii-Meiningen oraz Księstwa Reuß-Gera pewnie miało na to wpływ. Być może było to podczas balu karnawałowego, a może innej uroczystości. W każdym razie młody Henryk i Feodora zakochali się w sobie i już na początku października 1897 r. stali się narzeczeństwem. Ślub młoda para wzięła 26 września 1898 r. we Wrocławiu. On miał wówczas 34 lata, ona lat 19. Rodzina panny młodej uznała jednak ten związek za wyjątkowy mezalians. Kilka chwil wcześniej, gdy o rękę Feodory prosił inny adorator – przyszły władca Królestwa Serbii – usłyszał od jej rodziców, że „dla takiego tronu pochodzenie „Feo” jest zbyt dobre”. A Henryk XXX był ledwie pruskim oficerem, do tego, jak na arystokratę, niespecjalnie zamożnym. Na ocenę nowego zięcia niewątpliwie wpłynął również fakt, że Feodora, już od wczesnego dzieciństwa, miała niezwykle skomplikowane relacje z matką. Po prostu paniom nie układało się dobrze. Ślub z Henrykiem wcale tych rodzinnych stosunków nie polepszył. Obie, matka i córka, często się kłóciły, wzajemnie oskarżały i plotkowały na swój temat. Mówiąc krótko, zakochanym z taką rodziną łatwo wcale nie było…
Po ślubie młoda para osiedliła się we Frankfurcie nad Odrą. Żyli tam raczej spokojnie. Henryka pochłaniały obowiązki pułkownika, a „Feo” w tym czasie uczestniczyła w kółku czytelniczym, odwiedzała również operę i teatr w Berlinie. Trochę też podróżowała. W 1900 r. złożyła w Kronenbergu długą wizytę swojej babce Vicky – wdowie – byłej „Jej Cesarskiej i Królewskiej Mości Cesarzowej Niemiec”, a następnie odwiedziła w Windsorze prababkę brytyjską Królową Wiktorię. Pod koniec 1903 r. mąż Feodory został przeniesiony do Flensburgu, blisko granicy z Danią. Znaleźli tam uroczy mały domek z ogrodem, który „Feo” lubiła pielęgnować. W 1912 roku Reuß znów został przeniesiony, tym razem do do miasta Kassel.
Życie ich, pomimo przeprowadzek, byłoby pewnie jedną wielką miłosną sielanką, gdyby nie dziwne przypadłości Księżnej Feodory, z którymi zmagała się niemal przez całe życie. Tą tajemniczą chorobą była porfiria – nieznana w tamtych czasach dolegliwość. Pierwsze objawy u „Feo” pojawiły się około 10 roku życia. Co jakiś czas narzekała na potworne bóle głowy, pleców i kończyn, miała często również ataki z drgawkami. Feodora poddawana była licznym operacjom, które jednak nie dawały pożądanego rezultatu. Leczono ją również alternatywnie: zastrzykami z arszeniku i toru, kąpielami kwasowęglowymi i elektrycznymi oraz elektroterapią. W końcu lekarze doszli do wniosku, że przyczyny dolegliwości mają podłoże psychosomatyczne nazywając je po prostu „rozstrojem emocjonalnym”. „Feo” leczyła się m.in. w klinice w Köstriz, sanatorium w Langenschwalbach, w Berchtesgaden Alpach Bawarskich, w prywatnej klinice w Monachium, w Fasano nad Jeziorem Garda, klinice w Dreźnie. Szanowani powszechnie lekarze oraz przeróżni medyczni szarlatani próbowali wyjaśnić zdrowotne problemy Feodory w rozmaity sposób, oczywiście zgodnie z ówczesną medyczną wiedzą. Podejrzewano m.in,: migrenę, grypę, malarię, chorobę weneryczną, anemię, zapalenie wyrostka robaczkowego, chorobę serca, lumbago, kolkę maciczną, zatrucie miedzią, hipernerwowe usposobienie, załamanie nerwowe czy po prostu hipochondrię. Problemem dla naszej Księżnej było również niemożność zajścia przez nią w ciążę. Wywoływało to u niej wielki smutek i liczne okresy depresji.
Po latach lekarze zauważyli, że Feodorze wyjątkowo pomaga górskie powietrze i spokój oraz cisza. Te cechy spełniały podkarkonoskie sanatoria „Wysoka łąka” i „Bukowiec” położone tuż przy dobrach rodzinnych Reuß`ów w bezpośrednim sąsiedztwie ówczesnych Kowar. W dniu 19 maja 1913 roku przeniosła się do małej willi na terenie sanatorium „Wysoka Łąka”, gdzie miała nadzieję całkowicie wypocząć. Powrót „Feo” do zdrowia w Karkonoszach był jednak bolesny i powolny. Po koniec 1913 roku przeniosła się z mężem do skrzętnie przez niego odnowionego pobliskiego Pałacu „Nowy Dwór” leżącego dziś przy ulicy Zamkowej w Kowarach. Wkrótce wybuchł ogólnoeuropejski konflikt militarny. Podczas I wojny światowej Henryk XXX służył w niemieckim wojsku na Froncie Zachodnim, gdzie awansował nawet do rangi generała. W tym czasie „Feo” pozostawała sama w „Nowym Dworze”. Wkrótce stworzyła ona w pałacu lazaret dla rannych żołnierzy. Był to sposób na samotność, na czucie się wreszcie potrzebnym. Mąż nie podzielał jednak jej chęci pomagania, uznając, że najpierw powinna raczej pomóc samej sobie. Twierdził, że dla Feodory jest to tylko sposób ucieczki od nudy i że dzięki utworzeniu szpitala może ona nareszcie ubierać się w atrakcyjny strój siostry przełożonej. Henryk tolerował jednak tę jej fanaberię. Od pałacowej służby wiedział również, że gdy tylko pojawiały w życiu małżonki jakieś problemy od razu sama robiła się chora i kładła się do łóżka. Szpital ten funkcjonował jednak aż do końca wojny, do roku 1918. Po wojnie Henryk wrócił do ukochanej do „Nowego Dworu”. Małżeństwo wiodło w miarę spokojne życie do roku 1939, w którym niestety Książę Henryk XXX zmarł w słusznym wieku 75 lat. Tym czasem nastała II wojna światowa. Księżna Feodora przeżyła jakoś tę zawieruchę wojenną w swoim kowarskim pałacu. Z racji tego, że była tak blisko spokrewniona z hanowerską dynastią królewską istniała tuż przed końcem wojny realna możliwość, by zorganizować wyjazd Feodory do Wielkiej Brytanii, do jej bliższej i dalszej rodziny. Planowano to jeszcze przed zalaniem Dolnego Śląska żołnierzami Armii Czerwonej. „Feo” wolała jednak pozostać do końca w swoim pałacu. Nie specjalnie mogła jednak pogodzić się z nową zastaną rzeczywistością. Zmarła śmiercią samobójczą 26 sierpnia 1945 r. w sanatorium „Wysoka łąka”, włożywszy głowę do piecyka zatruła się gazem świetlnym. Miała wówczas 66 lat. Wkrótce, zgodnie ze swoją wolą, została pochowana obok męża w grobowcu na nieodległym wzgórzu, w pobliżu swojego „Nowego Dworu”. Ich szczątki spoczywają tam do dziś.
Lata współczesne dopisały kolejną kartę w dziejach dawnych właścicieli kowarskiego majątku „Nowy Dwór”. Otóż w 1996 r. profesor John Rohl z Uniwersytetu Sussex w Wielkiej Brytanii zwrócił się z prośbą do władz Kowar o ustalenie miejsca pochówku książęcej pary. Jego celem było zbadanie porfirii, dziedzicznej choroby, na którą cierpiały kolejne pokolenia brytyjskiej rodziny królewskiej. Jeszcze w tym samym roku dokonano w Kowarach ekshumacji, a szczątki przewieziono do wrocławskiego zakładu medycyny sądowej. Po wykonaniu badań powróciły one do Kowar gdzie przeleżały 8 lat w piwnicy kowarskiego ratusza. Dopiero 10 września 2004 r. powtórnie złożono je, podczas uroczystości pogrzebowej, w grobowcu na wzgórzu. Mamy nadzieję, że nic już nie zakłóci spokoju doczesnym szczątkom księżnej Feodory i księcia Heinricha XXX.
Na koniec informacja dla potencjalnych poszukiwaczy skarbów. Kowarskie grobowce po wojnie były wielokrotnie plądrowane przez szabrowników, więc szanse, że jeszcze znajdziemy tam coś cennego, prócz szczątków Feodory i Henryka, są bliskie zeru. A zatem pochylmy czasem głowy nad bezimiennymi grobowcami i pomyślmy w zadumie nad burzliwym życiem naszych arystokratycznych bohaterów. Źródło: Cykl artykułów redagowanych przez Krzysztofa Sawickiego publikowanych w Kurierze Kowarskim w latach 2000-2001 pt. „Ślady Purpurowej Tajemnicy prowadzą do Kowar…” oraz „Feodora. Nasza ostatnia Księżniczka”."-tekst ze strony:
https://turysta.kowary.pl/atrakcje_turystyczne/grobowiec-rodziny-von-reuss/
Po obejrzeniu grobowców i przeczytaniu historii umieszczonej na tablicy informacyjnej,wędrujemy już ku przystankowi autobusowemu.Po drodze spoglądając na Karkonosze,zatrzymujemy się by zrobić kilka zdjęć i chłonąć piękno,które nas otacza.






Rudnik :)















Kiedy docieramy do przystanku,okazuje się że mamy zapas czasowy,wykorzystujemy go na podziwianie zachodu słońca nad Karkonoszami i zrobieniu zdjęć.Gdy przyjeżdża nasz bus,wsiadamy do niego,kupujemy bilety,siadamy wygodnie i jedziemy do Jeleniej Góry.Podróż mija nam bezpiecznie i szybko.Szczęśliwi i radośni wracamy do domu.Tak kończy się nasza cudowna,zimowa,bajkowa wędrówka,pora na kolejną,a ta już niedługo :)

Do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)