Wyjazd z Jeleniej Góry, ul. Teatralna, godz. 7.00 Powrót do Jeleniej Góry około godz. 20
Program wycieczki: Trasa przejazdu: Jelenia Góra – Świdnica - Bardo – Kłodzko
Bardo – z przystani w Ławicy powyżej Barda rozpoczynamy spływ Nysą Kłodzką. Spływ pontonowy Przełomem Bardzkim to fascynująca wyprawa pięcioma meandrami Nysy Kłodzkiej pradawną doliną pomiędzy kolorowymi łąkami i wysokimi skałami. Spływ jest bezpieczny również dla osób bez doświadczenia, obowiązkowe są buty sznurowane lub sandały, w których będziemy ewentualnie brodzili w wodzie.
Kłodzko - największą atrakcją jest górująca nad miastem Twierdza z przełomu XVII i XVIII wieku, jeden z najlepiej zachowanych systemów obronnych w środkowej Europie. Zwiedzany górne bastiony (piękna panorama gór otaczających Kotlinę Kłodzką), oraz system podziemnych chodników minerskich, w trakcie zwiedzania zobaczymy pokaz ładowania i strzału z armaty . Wycieczkę kończymy spacerem po Starym Mieście (Rynek z zabytkowym ratuszem i kamienicami, kościół Wniebowzięcia NMP, gotycki most).
Koszt wycieczki: 68 zł Świadczenia: autokar, obsługa przewodnicka, ubezpieczenie NNW, na wstępy potrzeba 45 zł Zapisy wraz z wpłatą przyjmowane są w Oddziale PTTK „Sudety Zachodnie” Jelenia Góra ul. 1-go Maja 86, tel. 75 7525851, email: pttk@pttk-jg.pl."
Gdy dowiedzieliśmy się o tej wycieczce,od razu postanowiliśmy wziąć w niej udział.
Wstajemy dość wcześnie,by na spokojnie zjeść śniadanie,wypić kawę,zrobić kanapki i spakować plecaki.I kiedy pijąc kawę,nade mną staje Radek,gotowy już do wyjścia,jestem zaskoczona i zdziwiona.Okazało się,że mamy mało czasu.Coś mi się ubzdurało,że wyjazd jest o 7:30,a nie o 7:00.No cóż,nie ma rady,musimy iść na miejsce zbiórki dość szybkim tempem i dzięki temu udaje nam się nie spóźnić.Koło Teatru jesteśmy ciutkę przed wyznaczonym czasem startu.Witamy się ze znajomymi,których jest całkiem spora grupa.Rozmawiamy i cieszymy się,że wspólnie spędzimy dzisiejszy dzień :)
Gdy przyjeżdża autobus,wsiadamy do niego i rozsiadamy się wygodnie.Kiedy już wszyscy są w środku,Wiktor sprawdza obecność i wita całą grupę.Po oficjalnym powitaniu,ruszamy w drogę.
Podróż mija nam szybko,bezproblemowo i w wyśmienitych nastrojach.Zatrzymujemy się na sikundę na stacji paliw w Ząbkowicach.Tu mamy krótką sesję zdjęciową z bizonem-żubrem.Po zdjęciach i załatwieniu swoich potrzeb,wsiadamy do autokaru i jedziemy dalej,do naszego pierwszego celu.
Nasza podróż kończy się we wsi Ławica.Tu wysiadamy z autobusu i idziemy na przystań.
"Spływy pontonowe Bardo to bardzo bezpieczna forma aktywnego wypoczynku. Jeśli szukają Państwo atrakcji w Sudetach, na Dolnym Śląsku lub w innych rejonach Polski, to nasza oferta jest strzałem w dziesiątkę. Trasa spływu pontonem, przebiega przez Przełom Bardzki na Nysie Kłodzkiej, uważany za jedno z najpiękniejszych miejsc w naszym kraju. Każdego sezonu gościmy kilkadziesiąt tysięcy turystów, chętnych na przeżycie niezapomnianej przygody lub po porostu, pragnących odwiedzić Sudety. Atrakcje czekają na wyciągnięcie ręki.
Spływ pontonowy Przełomem Bardzkim, to fascynująca wyprawa pięcioma meandrami Nysy Kłodzkiej. Popłyną Państwo pradawną doliną, pomiędzy kolorowymi łąkami i wysokimi skałami otulonymi rozśpiewanym lasem, od stuleci porastającym zbocza gór Bardzkich. Oprócz zachwycających widoków, uczestnicy spływu będą mieli okazję zrobić zdjęcia fascynującym mieszkańcom tej pięknej okolicy – czaplom, perkozom, sarnom i... dzikom! A jeśli dopisze wam szczęście, może zobaczycie muflona!!
• Wszyscy Uczestnicy otrzymują nowoczesne kapoki, a przed spływem, uczestniczą Państwo w szkoleniu z zakresu pływania pontonami i bezpieczeństwa na rzece. Opisana zostanie również trasa jaką macie do przepłynięcia.
• Posiadane przez nas pontony, są na tyle bezpieczne, by mogły na nich pływać nawet osoby bez doświadczenia na wodzie. Trasa Nysa Kłodzka-Przełom Bardzki, przy odpowiednio niskim stanie wody, jest proponowana nawet dla rodzin z dziećmi, starszych osób oraz ludzi szukających spokoju i relaksu."-tekst ze strony http://www.ski-raft.pl/splywy-pontonowe.html
Wybieramy sobie ponton,wsiadamy do niego,wypychamy na wodę i zaczynamy płynąć.Humory mamy wyśmienite.Płyniemy jako ostatnia załoga pontonowa z naszej grupy.Śpiewamy piosenkę Henryka Warsa z 1938 roku:
"Jak można się nudzić,
Jak można marudzić,
Że świat jest smutny, że jest źle,
Nie rozumiem, nie.
Jak można faktycznie
Na świecie jest ślicznie.
Niech ten co gdera przyjdzie tu,
A ja powiem mu tak:
Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal,
Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal.
Ach, jak przyjemnie, radosny płynie śpiew,
Że szumi, szumi woda i młoda szumi krew.
I tak uroczo, tak ochoczo serce bije w takt,
Gdy jest pogoda, szumi woda, tak nam mało brak do szczęścia!
Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal,
Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal.
Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal,
Gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal.
Ach, jak przyjemnie, radosny płynie śpiew,
Że szumi, szumi woda i młoda szumi krew.
I tak uroczo, tak ochoczo serce bije w takt,
Gdy jest pogoda, szumi woda, tak nam mało brak do szczęścia!
Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal,
Gdy szumi, szumi, szumi, szumi woda i płynie sobie w dal."
Płyniemy,śmiejemy się,stosujemy się do wskazówek Instruktora i nawet nieźle nam idzie.Nie jest lekko,ręce zaczynają boleć,ale nikt nie narzeka.Co jakiś czas robię zdjęcia,a rzeka kręci naszym pontonem bączki,ale dajemy radę.Kiedy zbliżamy się do pierwszego mostu,Gosia z Basią mówią nam,że mają wodę pod stopami.Zdajemy sobie sprawę,że tak nie powinno być,ale płyniemy dalej i po minięciu pierwszego mostu osiadamy na mieliźnie.Radek wysiada z pontonu,odpycha go,wskakuje do środka i płyniemy,ale cały czas słyszymy syk uchodzącego powietrza.Nie wiemy skąd ten odgłos pochodzi,szybko jednak wszystko się wyjaśnia.Uchodzi powietrze z dna pontonu.Zaczynamy się niepokoić tym stanem rzeczy.Wyjmuję telefon i dzwonię na numer podany na pontonie.Mówię Panu w jakiej sytuacji się znajdujemy,że z dna naszego pontonu praktycznie zeszło powietrze,pytam co mamy w tej sytuacji robić?Pan uspokaja mnie,mówiąc,że mamy drugie dno w pontonie i nic nam nie grozi.Pyta przy tym gdzie jesteśmy?Odpowiadam,że minęliśmy pierwszy most,ale jeszcze nie dopłyneliśmy do drugiego.Pan mi odpowiada,że mamy płynąć dalej,ale gdy będziemy dopływać do drugiego mostu i stwierdzimy,że nie damy rady,to mamy tam podpłynąć i zadzwonić,to w ciągu 10-ciu minut ktoś do nas przyjedzie.Koniec rozmowy.
Mówię "załodze",że mamy się nie martwić,bo mamy drugie dno-śmiech nas wszystkich ogarnął,bo nagle osiedliśmy na trzecim dnie,czyli na mieliźnie.Wyskakuje z pontonu Radek,za Nim Basia i Danusia,a ja i Gosia w nim zostajemy.Oni nas lekko pchnęli,a my odpłynęłyśmy...i za nic nie możemy się zatrzymać.Nurt rzeki niesie nas hen przed siebie,a reszta załogi stoi na wysepce....I nagle staje się cud,z pontonu z grupą kilkunastuletnich chłopców,wyskoczył Pan,doszedł do nas wodą i zaczął pchać nasz ponton w kierunku wysepki na której została nasza część załogi.Kiedy Radek,Basia i Danusia wsiadają do pontonu,dziękujemy Panu serdecznie,odstawiamy Go na Jego ponton i płyniemy dalej.Mijamy betonowy most-to ten drugi na trasie-nic złego się nie dzieje,więc postanawiamy płynąć dalej.Nurt rzeki staje się spokojny i leniwy,prawie stoimy w miejscu,by płynąć musimy wiosłować,ale jest też mały plus tej sytuacji,nasze drugie dno nie sięga trzeciego....
Nie robię zdjęć,skupiam się na kontrolowaniu sytuacji przed nami.Panicznie boję się wody i ten strach maleńkimi kroczkami opanowuje mnie całą.Nic nie mówię,bo panika nie pomoże....Płyniemy,płyniemy i płyniemy.Cisza na pokładzie.Wygląda na to,że wszyscy mamy już dość.Zmęczenie daje się we znaki,a i woda w pontonie nie napawa optymizmem Powoli zbliżamy się do jazu w Opolonicy.Tu musimy podpłynąć do przystani,wysiąść z pontonu,przenieść go na dolny poziom rzeki i płynąć dalej.Takie były instrukcje.Podpływamy więc powoli do prawego brzegu.Przed nami jest jeden ponton,który akurat podpłynął do schodów.Czekamy,aż ktoś go wciągnie na brzeg,czekamy,czekamy,czekamy i czekamy...,a nurt zaczyna powoli nas znosić.Wiosłujemy do drugiej części schodów i tu nikt nas nie łapie,a woda zaczyna znosić nas na jaz.Niesmowicie szybko nas znosi.Strach paraliżuje mnie tak bardzo,że nie słysze gdy ktoś z brzegu krzyczy skaczcie do wody.Nic nie słyszę.Paraliż wgniata mnie w ponton.Radek,Gosia i Basia wyskoczyli,a ja z Danusią cały czas jeteśmy w płynącym pontonie.Nagle dostrzegam Radka,który podaje w moją stronę pagaj.Do moich uszu dociera czyjś krzyk:"Niech Pani łapie wiosło".Tuż obok na skraju jazu widzę chłopaka,który przytrzymuje ponton.Nie mam pojęcia skąd On tam się wziął.Łapię podanego pagaja i dzięki temu zostajemy podciągnięte do muru.Powoli,niesamowicie powoli,opuszczamy ponton i skrajem jazu docieramy do muru,gdzie zostajemy wciągnięte na górę.Wszyscy jesteśmy w szoku,trzęsiemy się,nie potrafimy wydusić z siebie ani jednego słowa,dopiero po jakimś czasie odzyskujemy kontrolę nad sobą.Zaczynamy uświadamiać sobie,że nic nam się nie stało,że wszyscy wyszliśmy bez szwanku.Wiem jeszcze jedno,dzięki Radkowi-żyję.Gdyby nie On,to pewnie wylądowałabym na dnie kilkumetrowego jazu połamana....
Straty to: sandał Gosi,który utkął w mule rzeki i mój obdarty o mur łokieć.
Suszymy na trawie pieniądze i rzeczy.
Po jakimś czasie,gdy trochę dochodzę do siebie,dzwonię do Pana w sprawie pontonu-w naszym,jednym dnie nie ma kompletnie powietrza,za to stoi woda....Pan pyta gdzie jesteśmy,więc mówię Mu że przy jazie.W odpowiedzi słyszę,że ktoś do nas przyjedzie.Czekamy więc,odzyskując kontrolę nad swoimi emocjami.Robimy sobie kilka zdjęć,rozmawiamy i decydujemy,że dalej nie płyniemy.Mamy dość!!!
Po jakimś czasie przyjeżdża bus z nowym pontonem.Młody chłopak przychodzi do nas i mówi,że możemy płynąć dalej.Kiedy słyszy,że nie mamy takiego zamiaru,podjeżdża na górę,pakuje nasz nieszczęsny ponton,a my wsiadamy do środka i odjeżdżamy razem z Nim do Barda.
Tak kończy się nasza przygoda z pontonem....przynajmniej moja tak się kończy!!!
Na przystani w Bardzie,Danusia idzie po swojego pstrąga,my kupujemy sobie piwo,siadamy wygodnie i łapiemy oddech !!!
Cieszymy się że żyjemy :)
Analizujemy sytuację i stwierdzamy,że gdyby w miarę szybko został wciągnięty na brzeg ponton,który przypłynął przed nami,to do takiej sytuacji by nie doszło...
Niestety tak miało być-ot taki mały pstryczek od losu...
Po piwie,złapaniu oddechu,przebraniu się,idziemy do autokaru.Żegnamy "Miasto Cudów" i jedziemy do Kłodzka.
"Na dzieje i znaczenie miasta wpłynęło jego położenie w północno-wschodniej części Kotliny Kłodzkiej na pograniczu polsko-czeskim.
W okolicy Kłodzka istniało skupisko starego osadnictwa wczesnośredniowiecznego, a nawet wcześniejszego. Przez miasto przechodziła jedna z odnóg tzw. szlaku bursztynowego. Pod koniec X wieku gród należał do suwerennego państwa libickiego, którego władcą był Sławnik, ojciec św. Wojciecha. Data śmierci Sławnika – 981 zanotowana przez czeskiego kronikarza Kosmasa jest pierwszą wzmianką historyczną o Kłodzku.
Przez cały XI w. Ziemia kłodzka była terenem uporczywych walk między Piastami, a Przemyślidami. W 1003 r. Kłodzko zostało na krótko opanowane przez Bolesława Chrobrego. W 1114 r. gród został zdobyty przez księcia Sobiesława I, który w 1137 r. zawarł z Bolesławem Krzywoustym pokój zielonoświątkowy, potwierdzający przynależność ziemi kłodzkiej do Czech.
W 2 połowie XII w. położone u stóp kasztelańskiego zamku podgrodzie zaczęło przekształcać się w osadę o charakterze rzemieślniczo-targowym, zamieszkiwaną przez ludność słowiańską. Rejon na północ od rynku kolonizowany był przez Niemców. Kolonizacja niemiecka wzmogła się po przybyciu w 1169 r. do Kłodzka joannitów.
Rozwinięta z podgrodzia osada targowa przekształciła się w miasto, zanim nastąpiła oficjalna lokacja. Niestety nie zachował się dokument lokacyjny, ale niektórzy historycy uważają, że mogło to nastąpić już w 1223 r. Natomiast herb przedstawiający lwa z dwoma ogonami został nadany miastu dopiero za panowania Przemysła Ottokara (1253–1278). Pierwsza wzmianka o wójcie kłodzkim pochodzi z 29 marca 1275 r. W miejsce kasztelanów władzę w mieście objęli wójtowie. W zamku wybudowanym po 1129 r. na Górze Zamkowej rezydowali starostowie – namiestnicy królewscy, zarządzający całą ziemią kłodzką.
Na zasadzie dożywotniego lenna ziemią kłodzką władali Piastowie śląscy: Henryk IV Probus (1278–1290), Henryk VI Dobry (1327–1335) i Bolko II ziębicki (1337–1341).
W wyniku lokacji uformował się nowy układ przestrzenny miasta, który z niewielkimi zmianami przetrwał do dzisiaj. W 1324 r. miasto wykupiło wójtostwo. Od 1310 r. joannici prowadzili w mieście szkołę parafialną, której najwybitniejszym uczniem był późniejszy arcybiskup praski Arnoszt z Pardubic. W 1349 do Kłodzka za sprawą Arnoszta przybyli augustianie, którym arcybiskup ufundował klasztor i kolegiatę na Górze Zamkowej. W jego skryptorium powstał najprawdopodobniej Psałterz floriański.
Rozwój Kłodzka został częściowo zahamowany przez wojny husyckie; do ponownego ożywienia doszło dzięki królowi Jerzemu z Podiebradów, który ustanowił miasto w 1458 r. siedzibą hrabstwa. W 1501 r. Kłodzko i całe hrabstwo odkupił od Podiebradów Ulrich von Hardeck. Wiek XVI rozpoczął korzystny okres w dziejach miasta, trwający do wojny trzydziestoletniej.
W 1526 r. Kłodzko wraz ze Śląskiem i Czechami przeszło pod panowanie Habsburgów. Okres ten naznaczony był konfliktami społeczno-religijnymi związanymi z reformacją. W 1562 r. luteranie stanowili większość mieszkańców Kłodzka, przejmując kościół parafialny. Reformacja przyczyniła się również do upadku klasztorów bernardynów i franciszkanów w mieście. budynki klasztorne zamieniono na szpitale, a ogrody na cmentarze dla mieszkańców przedmieść.
Na początku wojny trzydziestoletniej Kłodzko opowiedziało się po stronie Fryderyka V, elektora Palatynatu. W 1622 r. miasto zostało zdobyte przez Austriaków. Zniszczeniu uległ zamek, który Austriacy postanowili zamienić w twierdzę. Pracami fortyfikacyjnymi kierował w latach 1680–1702 Jakob Carova według projektu Saebischa. W czasie I wojny śląskiej Kłodzko na mocy pokoju wrocławskiego (1742 r.) przeszło pod panowanie Prus. Fryderyk II Wielki, doceniając strategiczne położenie miasta, przystąpił do modernizacji fortyfikacji poaustriackich i rozbudowy twierdzy. W czasie wojny siedmioletniej Austriacy zdobyli miasto w 1760 r., ale musieli je zwrócić Prusom na mocy pokoju w Hubertusburgu (1763 r.). Ostatni raz twierdza oblegana była podczas wojen napoleońskich w 1807 r.
W latach 1862–1905 wybudowano linie kolejowe. Kłodzki węzeł kolejowy dawał połączenia z Wrocławiem, Wałbrzychem, Kudową i Stroniem. W latach 1864–1874 w dzielnicy Jurandów wzniesiono nowy, olbrzymi kompleks szpitalny. W 1877 r. zniesiono status twierdzy i zezwolono na swobodną rozbudowę miasta. W latach 1880–1911 nastąpiła rozbiórka bram i większości murów miejskich. Następuje rozbudowa miasta w kierunku południowym, wschodnim i zachodnim.
Na dwudziestolecie międzywojenne przypada dalsza rozbudowa miasta. Powstają nowe osiedla otaczające centrum Kłodzka. Na początku 1939 r. Kłodzko liczyło 22 tys. mieszkańców. W czasie II wojny światowej w twierdzy utworzono obóz jeniecki i filię obozu koncentracyjnego Groß-Rosen (Rogoźnica). W końcu wojny miasto ogłoszono twierdzą (Festung Glatz), która miała bronić się do końca. Ostatecznie zdecydowano o poddaniu się bez walki. 9 maja 1945 r. do Kłodzka wkroczyły wojska radzieckie. Na podstawie ustaleń między aliantami na początku czerwca władzę w mieście objęła administracja polska, mimo motywowanych historycznie roszczeń terytorialnych zgłaszanych przez Czechosłowację; ludność niemiecką przesiedlono do Niemiec.
W lecie 1945 r. dotarły do Kłodzka pierwsze transporty repatriantów z Kresów Wschodnich. Zorganizowano szkolnictwo, instytucje kulturalne. W 1947 r. powstał Kłodzki Oddział Towarzystwa Tatrzańskiego i Towarzystwo Ziemi Kłodzkiej, które od 1948 r. zaczęło wydawać Roczniki Kłodzkie. W Kłodzkim Ośrodku Kultury działalność rozpoczął teatr dramatyczny i orkiestra symfoniczna. Działające po wojnie Muzeum Miejskie zostało w 1963 r. przekształcone w Muzeum Ziemi Kłodzkiej.
W połowie lat 50. XX w. miały miejsce katastrofy budowlane, polegające na usuwaniu się ścian wyrobisk wielokondygnacyjnych piwnic. Stało się to uzasadnieniem dla dokonanej w następnych latach rozbiórki całych kwartałów północnej części Starego Miasta, która przyniosła nieodwracalne straty w zabytkowej strukturze miasta. Chcąc zapobiec dalszemu pogarszaniu się sytuacji, zlecono naukowcom z AGH w Krakowie opracowanie projektu zabezpieczenia kłodzkiej starówki. Prace zabezpieczeniowe wykonało Przedsiębiorstwo Robót Górniczych z Wałbrzycha, które jednocześnie oddało do użytku podziemną trasę turystyczną (600 m długości) w 1976 r. Na początku lat 60. XX w. ruszyło budownictwo mieszkaniowe na obrzeżach miasta. W 1968 r. założono Kłodzkie Przedsiębiorstwo Budowlane, a w kilka lat później Kłodzką Fabrykę Domów. Następnie przystąpiono do budowy największego w mieście zespołu mieszkaniowego – osiedla im. Kruczkowskiego. W połowie lat 80. zmodernizowano układ komunikacyjny w mieście poprzez budowę obwodnicy północnej z estakadą nad Nysa Kłodzką oraz wyprowadzono główny ruch samochodowy z Piasku. Stacjonująca w Kłodzku Sudecka Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza została w 1992 r. zastąpiona przez Straż Graniczną, a pułk zmechanizowany zajmujący koszary przy ul. Walecznych przekształcony w piechotę górską/
W nocy z 7/8 lipca 1997 Kłodzko zostało zalane przez powódź tysiąclecia. Woda podniosła się o 8,71 m ponad zwykły poziom Nysy Kłodzkiej, pustosząc znaczny obszar miasta. Następne lata przyniosły odbudowę zniszczeń powodziowych oraz rewitalizację starówki. W ramach pomocy rządowej i wsparciu gminy Warszawy-Centrum przyznano powodzianom domki czterorodzinne, które ustawiono w rejonie Jurandowa, tworząc osiedle im. Warszawy-Centrum. Kolejne 100 mieszkań wybudowano przy ul. Korytowskiej. Powódź okazała się najbardziej groźna dla starego budownictwa na Piasku.
Następne lata przyniosły odbudowę zniszczeń powodziowych oraz rewitalizację starówki, które wykonano przy wsparciu finansowym Unii Europejskiej. Po 2009 r. wybudowano galerię Twierdza Kłodzko oraz krytą pływalnię przy Szkole Podstawowej nr 3."-Wikipedia.
Droga mija nam bezproblemowo i szybko.Wysiadamy z autokaru na stacji paliw,niedaleko Twierdzy Kłodzkiej.Wiktor mówi nam,że mamy tu być przed 18-tą (my nie wchodzimy do Twierdzy,chcemy spokojnie,tylko w swoim towarzystwie przejść się uliczkami miasta).Z całą grupą idziemy w kierunku Twierdzy,tuż u jej podnóża odlączamy się i wędrujemy do centrum miasta.
Nam zależy na przejściu Podziemną Trasą Turystyczną.Idziemy więc w kierunku kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.U podnóża tej śwątyni znajduje się wejście do podziemi miasta.Kiedy tam docieramy,schodzimy schodami w dół,w kasie kupujemy bilety i ruszamy w podziemną sieć korytarzy.
"Pod kłodzką starówką ciągną się podziemia, udostępniane częściowo do zwiedzania. Podziemne tunele, chodniki i korytarze są efektem pracy mieszczan, którzy już od XIII w. stale powiększali swoje piwnice. Początkowo służyły one jako magazyny, w których handlarze przechowywali i ukrywali swoje towary. W głębokich piwnicach domów przechowywano również sławne kłodzkie piwo. Długi okres jego leżakowania, niekiedy nawet przez rok i dłużej sprawiał, że było ono zawsze doskonałej jakości. Niska i wyrównana temperatura jaka panowała w piwnicach przez wszystkie pory roku powodowała, że można było w nich łatwo przechowywać również duże ilości żywności. Poza tym szczupłość miejsca w obrębie murów obronnych miasta zmuszała mieszkańców do szukania miejsca na składowanie towarów pod ziemią. W ten sposób magazynowane towary były dodatkowo chronione przed grabieżą i zniszczeniem w czasie walk jakie toczyły się w mieście, oraz jakże częstych w średniowieczu pożarów. Z biegiem czasu podziemne piwnice stały się bardzo ważnym czynnikiem zamożności Kłodzka. Tak pisze o znaczeniu piwnic dla mieszkańców miasta Ryszard Kincel: („Marce kłodzkiej tawerny” w: „Zeszyty Muzeum Ziemi Kłodzkiej” nr 5, Kłodzko 1994) „(...) w żadnym innym grodzie Ziemi Kłodzkiej albo śląskiej nie odgrywały one tak wielkiej roli gospodarczej w rzemiośle i handlu. Toteż dbano o nie tak jak o domy. Piwnice kłodzkie bardzo często stanowiły o wartości domostw, więc troszczono się, odprowadzano z nich wody kruszące mury, konserwowano od góry do dołu. Jakość i sława kłodzkich piwnic wynikała przede wszystkim z tego, iż były one przeważnie wykute w litych skałach, co zapewniało niską i stałą temperaturę pomieszczeń. I to właśnie zapewniało długotrwałe przechowywanie artykułów żywnościowych i piwa kłodzkiego. Mieszczanie potrafili to wykorzystać i robić na tym świetne interesy, gdyż na rynkach wielu miast sprzedawali towary świeższe, czyli lepszej jakości niż skądinąd”.
A handlować było z kim ponieważ Kłodzko jako miasto powstało w miejscu prastarego traktu handlowego łączącego Śląsk z Czechami, a będącego jedną z odnóg „szlaku bursztynowego” przez który przemierzała bardzo duża ilość kupców. Było to jednak także bardzo ważne miejsce strategiczne. W związku z tym miasto było ciągle narażone na militarne, lub polityczne pretensje. Dlatego właśnie rozbudowa podziemi łączy się nierozerwalnie, już nie tylko z rozwojem gospodarczym miasta, lecz także z jego systemem obronnym. Podczas licznych walk toczonych w Kłodzku służyły one jako doskonałe schronienie dla jego mieszkańców.
Najwcześniejsze piwnice powstały wokół placu Bolesława Chrobrego i nieco poniżej. W tym właśnie miejscu znajdował się dawny Rynek otoczony mieszczańskimi kamienicami i głównymi miejscami targowymi. Część wyrobisk łączyła się bezpośrednio z budynkiem ratusza, część natomiast biegła kilka metrów, w odległości od jej południowej fasady. Na starych sztychach widać, że dobudowano do Ratusza sklepy, z których były wejścia do podziemnych korytarzy prowadzących bezpośrednio do domostw mieszkalnych handlarzy. W północnym rejonie Placu Bolesława Chrobrego znajdują się później powstałe wyrobiska. Odkryto tam tylko kilka chodników połączonych z Ratuszem. Świadczy to o ich przeznaczeniu obronnym.
Niestety na początku XX w., a zwłaszcza w okresie II wojny światowej i bezpośrednio po niej zapomniano o podziemiach. Nie konserwowano systemu odwadniającego, a spływająca woda zalewała lochy i piwnice. Do tego doszły jeszcze liczne awarie wodociągów i kanalizacji. Na skutki takiego stanu rzeczy nie trzeba było długo czekać. Pod domami i kamienicami zaczęły osiadać fundamenty. W wyniku powstałych zaniedbań rozebrano ok. 60 obiektów nie nadających się już do remontu. Niestety większość z nich to piękne, zabytkowe kamienice przy ul. Czeskiej i Północnej części Rynku. Znaczna część kłodzkiej starówki zagrożona była zawaleniem. Dalszym zniszczeniom zapobiegły prace naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie oraz wałbrzyskim górnikom. Współpracując z nurkami, saperami i architektami sporządzili oni wstępne plany podziemi. W 1966 r. – w 1000-lecie Państwa Polskiego, zespół specjalistów z AGH przygotował projekt i wytyczne dla przebiegu trasy podziemnej. Po dziesięciu latach ciężkiej pracy, zabezpieczaniu każdej piwnicy, wnęki i chodników, stworzono wielopoziomową podziemną trasę wiodącą pod ulicami Kłodzka. 4 grudnia 1976 r. udostępniono zwiedzającym 600-metrowy odcinek trasy. Odcinek ten nazwano Podziemną Trasą Turystyczną im. 1000-lecia Państwa Polskiego.
Wejście do niej znajduje się poniżej kościoła parafialnego Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, wyjście u podnóża twierdzy.
Trasa składa się z ciągu korytarzy, pochylni i komór, Cały jej układ jest dosyć przypadkowy i uzależniony od stanu i możliwości zabezpieczenia korytarzy odkrytych w trakcie prowadzonych prac. Sprawia to jednak, że dobrze obrazuje nam to sposób tworzenia kłodzkich podziemi na przestrzeni wieków. Całość udostępnionej do zwiedzania trasy jest oświetlona. Podziemna Trasa Turystyczna wyposażona została w liczne elementy które wprowadzą zwiedzających w klimat XVI, XVII i XVIII – wiecznego Kłodzka, dość dobrze prosperującego, ale i targanego zbrojnymi konfliktami oraz narażonego na klęski żywiołowe. Są więc eksponaty obrazujące życie dawnych mieszkańców miasta i sposób wykorzystania piwnic pod ich domami. Zwiedzający będą mogli zobaczyć manekiny naturalnej wielkości przedstawiające mieszkańców miasta w epokowych strojach (piekarza, czeladnika, kata, skazańca, praczkę), wyposażenie pralni, piekarni, kantoru kupieckiego, karczmy, katowni, więzienia i składu amunicji. Nie zabraknie również elementów grozy takich jak repliki narzędzi tortur, kajdany, dyby, topór katowski, łańcuchy, a także stylizowane plansze odnoszące się do form kar w XVI i XVIII w. Mieszkańcy Kłodzka wykorzystywali piwnice również jako magazyny żywności oraz schrony podczas działań wojennych. Jedna z komór poświęcona została wojennemu wątkowi w historii miasta. Zobaczymy tu więc skrzynie z zapasami broni, amunicji, beczki z prochem czy też halabardy. Z głośników zwiedzający usłyszą dźwięki dawnego miasta (odgłosy jarmarku, muzyka mieszczańska, odgłosy biesiadników w dawnej karczmie, odgłosy bitwy), a na interaktywnych nośnikach multimedialnych wyświetlane są animacje - na przykład wymodelowane w technologii 3D, animowane szczury, które dynamicznie reagują na ruch przechodzących osób.
Jest to jedna z najciekawszych tras tego typu w Polsce. Miejsce to powinien odwiedzić każdy turysta.
W przeszłości istniała legenda mówiąca o połączeniu wyrobisk pod Starym Miastem z lochami i korytarzami znajdującymi się pod twierdzą Kłodzką. Pomimo licznych poszukiwań do dnia dzisiejszego połączenia takiego nie odnaleziono. Do dzisiaj nie wiemy jednak na pewno czy jest to prawda, czy tylko legenda."-tekst ze strony http://www.podziemia.klodzko.pl/index.php/historia
Idziemy oświetlonymi piwnicznymi korytarzami.Przystajemy przed tablicami,z których dowiadujemy się o publicznych egzekucjach w Kłodzku,o katach i karach,które były stosowane w określonych przewinieniach.
"Egzekucje publiczne w Kłodzku wykonywano od średniowiecza do XIX w. Stała szubienica w mieście była znakiem posiadania przywileju karania śmiercią tych, którzy wystąpili przeciw prawu i zasadom moralnym. Ostatnia egzekucja została tu wykonana w 1850 r. Kat ściął toporem niejakiego Treutlera za morderstwo chłopa z Drogosławia.
Kary wykonywano na szubienicy umiejscowionej za miastem przy drodze do Złotego Stoku oraz przy pręgierzu przed Ratuszem. Pręgierz w źródłach kłodzkich pojawił się w latach 1551-1552. Miał być zwieńczony figurką chłopa z workiem zboża. Obok pręgierza stawiano drewniany szafot, na którym uśmiercano skazanych przez ścięcie mieczem. W aktach miasta Kłodzka zarejestrowano następujące kary: powieszenie, ścięcie, łamanie kołem, wleczenie na miejsce straceń i nabicie na pal, rwanie cęgami i spalenie, położenie na kole, pogrzebanie żywcem, ćwiartowanie, ścięcie i przebicie serca palem.
W XVII w. pod kłodzką katownię podlegało 60 okolicznych miejscowości."-tekst ze strony http://www.podziemia.klodzko.pl/index.php/ciekawostki/publiczne-egzekucje-w-klodzku
"Pojawienie się urzędu kata należy wiązać w wykształcaniem się sądownictwa i pierwszych kodeksów prawa niemieckiego. Pierwsze wzmianki o zawodowych katach pojawiają się w źródłach w XIII w., ale profesjonalizacja fachu katowskiego i regulacje z nim związane ewoluowały powoli.
Obowiązki kata polegające początkowo na wymierzaniu kar cielesnych zostały z czasem poszerzone o wykonywanie tortur i wiele innych „nieczystych” funkcji w mieście. Kat miał dbać o katownie, jej oświetlenie, instrumentarium, stan techniczny urządzeń penitencjarnych na terenie miasta, dozorować miejsca straceń i kaźni, stan ciał wystawionych na widok publiczny po egzekucji, dbać o czystość w więzieniu miejskim, sprzątać nieczystości z ulic miasta, sprawować nadzór nad domem publicznym. Ta ostatnia funkcja z pozoru administracyjna była w istocie usankcjonowanym stręczycielstwem i sutenerstwem.
Profesja katowska
Kat otrzymywał stałą pensję z kasy miejskiej oraz świadczenia w naturze. Nie każde miasto stać było na utrzymywanie własnego kata. Wówczas musiało postarać się o jego wypożyczenie z innego, bardziej zamożnego miasta.
Sprawne wykonanie wyroku w dużej mierze zależało od woli, umiejętności i przychylności miejskiego kata. Aby uzyskać uprawnienia mistrza katowskiego uczeń musiał kształcić się pod okiem samodzielnego i doświadczonego egzekutora. Nauka była wieloletnia, a w przypadku synów kata trwała od najmłodszych lat. Od osób wykonujących ten zawód wymagano głównie perfekcji w zadawaniu śmierci, wymierzaniu chłosty, piętnowaniu skazańców i ucinania im członków ciała, torturowania, ale i późniejszego kurowania obrażeń. Za fuszerkę kat odpowiadał dalszą karierą, czasem zdrowiem lub własnym życiem.
Kat a inni mieszkańcy miasta
Kat był traktowany przez mieszczan z dużym dystansem. „Nieczysty” charakter profesji powodował społeczną alienację. Obecność kata wśród „porządnych obywateli” nie była pożądana, dotyczyło to zarówno miejsca w kościele, jak i karczmie. Dodatkowo kaci dość szybko się bogacili, co jeszcze bardziej potęgowało niechęć w stosunku do nich. Dom kata znajdował się na obrzeżach miasta, często obok miejsc zamieszkania hycla, grabarza czy domów publicznych Społeczny ostracyzm i ograniczenie funkcji społecznych dotykał całą rodzinę kata, co sprawiało, że zawód kata był dziedziczny niejako w skutek tej alienacji. Nawet związki małżeńskie zawierane były w obrębie rodzin katowskich. W ten sposób wykształcały się klany katowskie.
Kaci kłodzcy
Miasto Kłodzko w XVI w. jako jedyne w regionie zatrudniało własnego kata. Pierwszy z znany z imienia i nazwiska Lorenz Volkmann pojawia się w źródłach kłodzkich ok. 1569 r.
Jednym z najbardziej znanych katów kłodzkich był Christopher Kühn, który w połowie XVII w. oprócz katowni w Kłodzku posiadał także Meisterei w Wambierzycach, Radkowie i być może w Otmuchowie, skąd pochodziła jego żona Anna Catharina Hildebrandt, córka kata otmuchowskiego. Kühn według źródeł wszedł na drogę przestępczą i nie przestrzegał nakazów kłodzkich władz miejskich.
Według przekazów w kłodzkich źródłach miejscowi kaci zajmował się również usługami medycznymi, przeciw czemu protestowali miejscowi cyrulicy oskarżając katów o fuszerki. Z tego powodu władze miejskie zwolniły z posad katów: Christophera Kühna i Hansa Gottschalka."-tekst ze strony http://www.podziemia.klodzko.pl/index.php/ciekawostki/kaci-klodzcy
"Od XVI w. przestępstwa karano coraz surowiej i z dużym okrucieństwem. W procesach inkwizycyjnych dopuszczano tortury. Obok coraz popularniejszych w XVI w. procesów inkwizycyjnych za szczególnie szkodliwe społecznie uznane zostały przestępstwa przeciw moralności.
Dopiero na przełomie XVIII/XIX w. kodyfikacje karne zostały zreformowane; wtedy też doszło do likwidacji publicznej formy egzekwowania kar, a z kodeksów karnych bezpowrotnie wycofane zostały tortury. Kat wykonywał karę śmierci już nie publicznie, a w zaciszu więziennego dziedzińca.
Formy kar w XVI w.
W 1532 r. powstał kodeks cesarza Karola V, tzw. Carolina, w którym znalazły się formy wymierzania kar śmierci w miastach lokowanych na prawie niemieckim. Były to:
-łamanie kołem za morderstwo, trucicielstwo,
-ćwiartowanie za zdradę,
-ścięcie za gwałt, rabunek, spędzanie płodu, spowodowanie bezpłodności,
-spalenie za czary, podpalenie, fałszowanie monet, świętokradztwo, sodomię, homoseksualizm,
-powieszenie za kradzież dużą, recydywę kradzieży,
-pogrzebanie żywcem i przebicie palem za dzieciobójstwo popełnione przez matkę.
W przypadku recydywistów jako dodatkowe obostrzenie kary stosowano wleczenie końmi na miejsce straceń oraz rwanie ciała rozpalonymi kleszczami. Wobec kobiet nie zalecano stosowania łamania kołem, ćwiartowania, powieszenia. Stosowano wówczas zamiennie utopienie.
Jako kary okaleczające kodeks Carolina przewidywał:
-odcięcie palców prawej ręki za krzywoprzysięstwo,
-oślepienie za kradzież dużą zamiast kary śmierci,
-wyrwanie języka i uszu.
Formy kar w XVIII w.
Obowiązująca dla terenu Moraw Czech i Śląska od 1711 tzw. Mała Józefina, czyli kodeks karny cesarza Józefa I, czerpała wzorce z XVI wiecznego kodeksu Carolina. Józefina przewidywała następujące formy kar śmierci:
-ścięcie mieczem za zdradę małżeńską, kazirodztwo, trucicielstwo (u kobiet), stręczycielstwo,
-łamanie kołem za gwałt na kobiecie, recydywę nierządu, fałszerstwo, trucicielstwo (u mężczyzn),
-powieszenie za kradzież,
-spalenie za podłożenie ognia, sodomię, homoseksualizm,
-ścięcie mieczem połączone z zakopaniem ciała i przebiciem kołkiem za dzieciobójstwo, spędzanie płodu, ojcobójstwo (w stosunku do kobiet),
-uduszenie.
Stosowano także przebicie serca kołkiem, rozciąganie żywcem na kole i wleczenie końmi.
Ponadto wykonywano kary cielesne przy pręgierzu: piętnowanie i chłosta pękiem rózg za kradzież małą, sutenerstwo, stręczycielstwo i nierząd, obcięcie uszu i nosa, ucięcie języka, ucięcie ręki za fałszerstwo, targanie kleszczami oraz wypalenie piętna."-tekst ze strony http://www.podziemia.klodzko.pl/index.php/ciekawostki/kary
"Skazaniec udawał się na miejsce straceń pieszo w kondukcie, w którym znajdował się również duchowny, kat, jego pomocnicy i gapie, lub był przewożony wozem w asyście kata i jego pomocników. Najpowszechniejszymi formami wykonania kary śmierci były powieszenie, ścięcie mieczem, utopienie bądź zakopanie żywcem w ziemi. Kobiet z reguły nie wieszano, za ten sam charakter przewiny ścinano je mieczem bądź zakopywano żywcem. W stosunku do recydywistów stosowano także okaleczanie przez kata ciała, już po egzekucji.
Powieszenie
Powieszenie miało hańbiący charakter. Z tego powodu z reguły nie wieszano kobiet. Przesłaniem powieszenia miało być zhańbienie wieszanego poprzez publiczne eksponowanie powieszonego ciała po śmierci. Kat w asyście pomocników wprowadzał lub wciągał skazanego na drabinę, zakładał mu stryczek i strącał z niej. W XVIII w. upowszechniło się także zaoczne wieszanie wizerunków skazańców, którym udało się zbiec. Taka sytuacja miała miejsce w Kłodzku, kiedy w XVIII w. zaocznie skazano za ucieczkę z Twierdzy Kłodzkiej skazańców – von Schella i von Trencka.
Ścięcie mieczem
Ten rodzaj kary wymagał wielkiego profesjonalizmu od kata. Musiał on zadać silny cios między trzeci a czwarty krąg szyjny pod odpowiednim kątem skazańcowi siedzącemu lub klęczącemu tak, aby za jednym zamachem oddzielić głowę od tułowia.
Często zdarzały się chybienia. W Kłodzku w 1593 r. podczas egzekucji pewnej kobiety na Rynku kat Georg pierwszym cięciem miecza nie oddzielił głowy od tułowia. Dopiero gdy pomocnik przytrzymał skazaną za włosy, zadał dwa kolejne ciosy, które zakończyły kaźń.
Łamanie kołem
Do kar o wyjątkowo okrutnym charakterze należy zaliczyć łamanie kołem orzekane wobec morderców recydywistów i rozbójników. Polegało ono na łamaniu kości rozciągniętego na ziemi przestępcy przy pomocy koła od wozu zrzucanego z wysokości na kończyny skazańca. Dla zwiększenia skuteczności na obwodzie koła mocowano specjalne nasadki, a pod kończyny skazańca wkładano podkładki. Koło mogło też mieć inne zastosowanie - wplatano w jego szprychy połamane kończyny skazańca, po czym wystawiano zatknięte na pal. Czasem ciało umieszczano na kole, a koło mocowano na wysokim drągu już po wykonaniu egzekucji. W Kłodzku według przekazu z 1608 r. pewnego mordercę najpierw ścięto, a potem dopiero jego ciało było łamane kołem.
Spalenie żywcem
Rezerwowane dla winnych czarów, kontaktów z diabłem, a także dla przestępców dopuszczających się sodomii, rabunku mienia kościelnego oraz podłożenia ognia.
Kat układał stos wokół pala wbitego w ziemię. Skazaniec był przymocowywany do słupa łańcuchem. Następnie kat podkładał ogień. Czasem w akcie łaski kat wcześniej łamał kark skazanemu lub umieszczał woreczek z prochem przy jego głowie, dzięki czemu ten unikał śmierci w męczarniach.
Utopienie i nawleczenie na pal.
Kara utopienia było stosowana głównie w stosunku do dzieciobójczyń, podobnie jak pogrzebanie żywcem. Topienie odbywało się w workach ze skóry lub lnu uwiązanych na linie, której koniec trzymał stojący na moście, na brzegu lub w łodzi miejski kat.
Nawleczenie na pal było formą rzadziej stosowaną. W ten sposób stracony został w 1568 r. Caspar Hofman w Kłodzku. Inny kłodzki skazaniec, który popełnił 15 morderstw, najpierw był wleczony na miejsce stracenia a następnie nabity na pal."-tekst ze strony http://www.podziemia.klodzko.pl/index.php/ciekawostki/jak-wygladalo-stracenie
Po obejrzeniu ekspozycji dotyczącej profesji katowskiej,powoli wędrujemy oświetlonymi korytarzami dalej.Co jakiś czas przystajemy przed kolejnym miejscem obrazującym dawne życie w mieście,ale na dłużej zatrzymują nas szczury.Oczywiście nie są żywe,tylko animowane,ale poruszają się przy każdym kroku....Tu mamy ciut dłuższą sesję zdjęciową.Trzeba przyznać,że efekt jest niesamowity.Po sporej ilości zdjęć powoli idziemy dalej.
Przemierzając oświetlone korytarze,mijamy magazyny żywnościowe,skład broni i amunicji,piec chlebowy,kantor kupiecki i docieramy do dużego pomieszczenia,gdzie urządzono karczmę.
"Piwo od średniowiecza do czasów nowożytnych było podstawowym napojem w miastach dawnego Dolnego Śląska. Woda, często zanieczyszczona, powodowała choroby układu pokarmowego i przenosiła zarazki.
Piwo, dużo słabsze od dzisiejszego, było znacznie bezpieczniejsze. Pili je wszyscy – dorośli i dzieci; podawano je nawet chorym w domach szpitalnych. Spożywanie piwa dozwolone było także w okresach postu. Średnie dzienne spożycie na trunku osobę oblicza się w tym czasie na ok. 2 litry.
Kłodzkie piwo jęczmienne i pszeniczne znane było na Śląsku ze znakomitej jakości, a jego produkcja w Kłodzku, prowadzona przez słodowników i piwowarów, była ważnym i częstym zajęciem mieszczan. Przywilej warzenia piwa był regulowany przez miejscowe prawo.
Już w średniowieczu przywilej ten miało ok. 200 domostw w Kłodzku. W XV w. specjalna rada powołana przez miejskich rajców zajmowała się sprawdzaniem, na jaką skalę przebiega produkcja piwa prowadzona pod kłodzkimi domami i czy jest ona zgodna z ilością zawartą w przywilejach.
Informacja ta jest źródłowym potwierdzeniem zagospodarowywania podziemnych komór nie tylko jako miejsc przechowywania piwa, ale również jako słodowni."-tekst ze strony http://www.podziemia.klodzko.pl/index.php/ciekawostki/klodzkie-piwo
Tu mamy dość długą sesję zdjęciową,a po niej powoli znów wkraczamy w ciąg piwnicznych korytarzy,które dość szybko doprowadzają nas do wyjścia,znajdującego się u podnóża Twierdzy Kłodzkiej.
Opuszczamy podziemne korytarze Kłodzka.W noweczesnym budyneczku urządzono koniec trasy.Tu pytamy o vizytki-niestety nie ma ich-stemplujemy kajety i wychodzimy na zewnątrz.Idziemy do Twierdzy,mamy nadzieję,że w kasie będą mieli vizytki.Kilka zdjęć na zewnątrz i wchodzimy do pomieszczenia z kasą.Pytanie o vizytki i niestety kolejne miejsce,gdzie ich nie ma :( Stemplujemy dzienniczki i opuszczamy Twierdzę.
Idziemy w kieunku kłodzkiego Rynku.Zaglądamy do punktu informacji turystycznej z nadzieją,że może tu kupimy vizytki.Niestety,nic z tego,tu też nie ma :(
Bierzemy kilka folderków i idziemy na spacer uliczkami miasta.
Najpierw kilka zdjęć Wotywnej Kolumny Maryjnej.Jest to grupa rzeźb,której centrum stanowi figura Najświętszej Marii Panny w aureoli.Poniżej stoją archaniołowie i święci.Upamiętnia ona dwa tragiczne wydarzenia z dziejów Kłodzka-ogromny pożar miasta w 1676 roku oraz zarazę szalejącą w 1680 roku.Oglądając kłodzki Ratusz,nie można jej nie zauważyć.Jest piękna :)
Po sesji zdjęciowej idziemy w kierunku kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Do świątyni wchodzimy bocznym wejściem i od razu dostrzegamy kaplicę św.Jakuba.Przystajemy przy niej,spoglądamy na sklepienie z malowidłami,podziwiamy i robimy zdjęcia.
"Kaplica św. Jakuba.
W roku 1500 Podiebradowie - książęta ziębiccy i panowie Kłodzka - zbudowali kaplicę św. Jakuba, zasklepioną w roku 1501 (zwornik z datą), a poświęconą w roku 1503. Kaplica przylega do kościoła od strony południowej. Materiałem budowlanym był piaskowiec z Radkowa. Kaplica jest bez przypór. Na zachodnim jej zewnętrznym narożniku, we wnęce nakrytej fantazyjnym kamiennym daszkiem, stoi posąg pielgrzyma. W lewej ręce trzyma kij pielgrzymi, na prawym ramieniu ma torbę Wędrowcy a na głowie kapelusz z bardzo charakterystyczną ozdoba - muszlą - emblematem tych pielgrzymów, którzy dotarli aż do "końca świata" - czyli do św. Jakuba w Composteli.
Kaplica jest dwupiętrową, późnogotycką budowlą. Wzniesiona przy trzecim przęśle nawy południowej i otwarta do niej wysoką kamienną arkadą. W głębokich wnękach profilowanej arkady znajdują się cztery konsole pod niezachowane figury. Całość była bardzo kolorowa.
Sklepienie kaplicy jest dwuczęściowe: gwiaździste i krzyżowo - żebrowe. Wsparte na wspornikach, których część ma formę muszli św. Jakuba. Na płaskorzeźbionych zwornikach umieszczono herb czeski i herb Podiebradów z datą: 1501. Na pozostałych zwornikach płaskich i mniejszych namalowano elementy tworzące herb fundatorów.
W roku 1974 prowadzący prace konserwatorskie Lech Krzemiński odkrył fragmenty gotyckiego napisu, a później malowidła pokryte w roku 1848 zaprawą wapienną.
Najlepiej zachowały się przedstawienia figuralne na ścianach pod sklepieniem. Patrząc od głównego wejścia, od strony lewej: św. Jakub z Galilei i Jakub syn Kleofasa, 12 apostołów ze św. Piotrem i Pawłem, św. Antonii Pustelnik, święci Hieronim z lwem, święci Sebastian i Florian, św. Grzegorz Wielki, święty Ambroży, św. Augustyn i św. Monika. Sklepienie wypełniono bujną, plastycznie namalowaną roślinnością. Motywy kwiatowe, owoce, pąki, kwiaty. Wszystko na tle zieleni.
U podstawy łuków fryzy inskrypcyjne z imionami świętych. Pod postaciami świętych Sebastianem i Florianem widoczne są pozostałości stygmatyzacji św. Franciszka. Obraz w złym stanie ma 103 cm wysokości i 130 cm szerokości.
Obok głównego wejścia (wewnątrz kaplicy po lewej stronie) postać Najświętszej Marii Panny na tle mandorli promienistej (tzw. Madonna Apokaliptyczna).
Dolne partie ścian, zgodnie ze średniowieczna praktyką, pomalowano jako kotarę. Znajdują się tu również znaki konsekracji kaplicy - tzw. zacheuszki - okrągłe malowidła z motywem lilii. Zachowało się ich 11 w bardzo różnym stanie, są znakiem, że kaplica była konserwowana.
Na łuku tworzącym "futrynę", od strony wewnętrznej kaplicy, umieszczono wizerunek Oblicza Chrystusa - tzw. Chustę Weroniki podtrzymywaną przez dwa anioły.
Wymiary kaplicy św. Jakuba:
Długość - 4 m 11 cm
Szerokość - 3 m 10 cm
Wysokość do stropu - 7 m 35 cm
Wysokość do zwornika - 7 m 10 cm
Szerokość okien - 1 m 28 cm
Wysokość okien w całości - 3 m 94 cm
Po przejęciu kościoła przez protestantów, kaplica św. Jakuba staje się prywatną kaplicą przeora (komtura) joannitów. Od 1591 roku odprawiano w niej katolickie nabożeństwa. Kościół został zwrócony katolikom 13 marca 1623 roku.
Przy kaplicy działało też Bractwo św. Jakuba skupiające tych, którzy odbyli już podróż do Composteli, ale również i tych, którzy o takowej myśleli lub chcieli pomóc innym w zrealizowaniu ich planów.
Zachował się dokument Rady Miasta z 1500 roku o działalności Bractwa.
14 kwietnia 1500 roku w Rzymie wystawiono bullę imieniem papieża Aleksandra VI. Pergamin podpisany przez 14 kardynałów nadających odpusty tym osobom, które w określone dni nawiedzą kaplicę i wspomogą ofiarą pieniężną w jej utrzymaniu.
Opracował: o. Antoni Dudek."-tekst ze strony http://www.dawneklodzko.pl/index.php?kat=klodzkie-zabytki&side=kaplica-sw-jakuba#cnt
We wnętrzu kaplicy umieszczono figurę Madonny z czyżykiem.Wygląda niesamowicie skromnie i pięknie.
"Figura Madonny z czyżykiem-Datowana na rok 1400, z drewna dębowego, wysokość 1,55 m, po gruntownej konserwacji w roku 1970, w czasie której zdjęto wszystkie warstwy przemalowań i dekoracji. Figura pierwotnie znajdująca się w kościele augustiańskim, uratowana w czasie wojny 30-letniej, przechowywana była w Ząbkowicach Śl., skąd trafiła w roku 1625 do obecnego kościoła. Środowiska, które wydało tak wielkiej klasy rzeźbę należy - według najnowszych badań - upatrywać w kręgu sztuki austriackiej. Obecnie pozbawiona barokowych polichromii i dekoracji, przeniesiona została z konsoli w nawie południowej do kaplicy Św. Jakuba."-tekst ze strony http://www.klodzko.jezuici.pl/historia.html
Po obejrzeniu kaplicy,powoli zaczynamy oglądać całe wnętrze kościoła.
"Kościół parafialny pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.Prawdopodobnie już w 1194 roku joannici rozpoczęli na obecnym placu Koscielnym budowę pierwszego w Kłodzku kościoła, brak jednak na to piśmiennych dowodów. Kamień węgielny pod budowę obecnego kościoła parafialnego położony został przez joannitów około 1344 roku z inicjatywy mocno związanego z Kłodzkiem arcybiskupa praskiego Arnošta z Pardubic. Umierając w roku 1364 arcybiskup zapisał na cele budowy kościoła znaczne sumy. Budowa stanęła jednak w miejscu i kontynuowana była dopiero w drugiej połowie XV wieku.
W 1462 roku rozpoczęto budowę południowej wieży, zwanej Białą. Nie wiadomo, dlaczego znajduje się na niej krzyż maltański oraz data 1465, gdyż jej budowę ukończono dopiero w roku 1468. Wieżę północną zwaną Czarną rozpoczęto budować w roku 1487, ukończono ją jednak dopiero na początku XVI wieku, dochodząc jedynie do wysokości przedostatniego gzymsu wieży południowej.
W latach 1487 - 1490 zbudowano sklepienia nad nawami bocznymi, mury nawy głównej podniesiono i przekryto jednak sklepieniem dopiero pomiędzy 1522, a 1525 rokiem. W międzyczasie wzniesiono część kaplic, oraz zawieszono trzy wykonane przez Hieronima i Sebastiana z Brna dzwony o łącznej wadze ok. 5 ton. W drugiej połowie XVI wieku w pierwszym przęśle nawy głównej wykopano i wymurowano kryptę dla zmarłych książąt. Wkrótce kościół przejęli protestanci.
W roku 1624 kościół objęli jezuici i rozpoczęli jego modernizację. Wykonano nową posadzkę oraz więźbę dachową nad nawą główną. W latach 1655 - 1689 powstała dwukondygnacyjna zakrystia połączona z sąsiednim gmachem kolegium jezuitów, a pomiędzy rokiem 1673 i 1728 dobudowano we wnętrzu empory w nawach bocznych. W roku 1683 roku zbudowano od północnej strony kaplicę żałobną, uzyskując w ten sposób bryłę kościoła, która bez większych zmian dotrwała do dnia dzisiejszego.
W wyniku blisko 350 - letnich prac powstała okazała poźnogotycka świątynia o murach z kamienia, o cechach nawiązujących do gotyku praskiego. Budowla jest trójnawową bazyliką o długości blisko 62 metrów i szerokości 44,5 metra. Posiada siedem przęseł i trzy wieloboczne absydy na końcach naw. Po obu stronach frontowego portalu wznoszą się kwadratowe masywne wieże nakryte prostymi czterospadowymi dachami, połączone ze sobą murem kurtynowym. Nawa główna pokryta jest jednolitym sklepieniem siatkowym, na którym oparto dwuspadowy dach. Nad nawami bocznymi sklepienie ma charakter krzyżowo-gwiazdzisty. Okna nawy głównej i naw bocznych są bogato zdobione w ościeżnicach. Bryła kościoła zaakcentowana jest od zewnątrz przez silnie wysunięte skarpy.
Ciekawym elementem kościoła jest portal wejściowy, który jest przesunięty o ponad metr ku południowi od głownej osi kościoła.
Wystrój wnętrz kościoła jest głównie barokowy, choć nie brakuje w nim elementów pochodzących z innych okresów. Duży wkład w jego kształt miał Michał Klahr, który przy wystroju kościoła rozpoczynał swoją karierę rzeźbiarską. Na szczególną uwagę zasługują: bogaty ołtarz główny autorstwa Krzysztofa Tauscha, pochodzący z lat 1727 - 1729, pomnik biskupa Arnošta ustawiony w roku 1864, ufundowana w 1717 roku bogato zdobiona ambona autorstwa Michała Klahra oraz pochodząca z XIV wieku figura "Kłodzkiej Madonny z Czyżykiem".
Kościół otoczony był dawniej murem cmentarnym, jednak został on rozebrany podczas likwidacji cmentarza. Zachowała się jedynie brama od północy, zwana Bramą Czarną- typowa późnobarokowa konstrukcja z trzema figurami świętych.
Naprzeciw portalu wejsciowego znajduje się natomiast posąg św. Jana Nepomucena pochodzący z 1720 roku otoczony kwadratową kamienną balustradą z figurami aniołków ustawionymi na postumentach w narożnikach ogrodzenia.
Opracował: Tomasz Żabski."-tekst ze strony http://www.dawneklodzko.pl/index.php?kat=klodzkie-zabytki&side=kosciol-wnmp#cnt
Po obejrzeniu wnętrza świątyni,zrobieniu sporej ilości zdjęć,wychodzimy na zewnątrz.Tu krótka sesja zdjęciowa z figurą św.Jana Nepomucena,a po niej obchodzimy kościół i niedaleko bocznego wejścia,wysoko na ścianie kościoła dostrzegamy figurę pielgrzyma.I mamy krótką sesję zdjęciową i dopiero po niej idziemy na spacer uliczkami miasta.
Przechodzimy przez Rynek z budynkiem Ratusza.Piękna i ogromna jest to budowla.Bez pośpiechu wędrujemy w kierunku Mostu św.Jana.Po drodze kupujemy sobie lody i kiedy się nimi zajadamy,zaczepia nas Tereska siedząca na ławce.Jest ciutkę zaskoczona,że my też nie poszliśmy do Twierdzy.Mówimy,że dziś chcieliśmy przejść Podziemną Trasę Turystyczną i na spokojnie przejść się uliczkami miasta.Chwilkę rozmawiamy i umawiamy się,że wrócimy razem do autokaru.Tereska zostaje na ławce koło Ratusza,a my idziemy na most.
"Istniejące przekazy i legendy mówiące o moście, często zawierają sprzeczne informacje. Ważna data, umieszczona pod figurą "Chrystus na krzyżu", to "1281" (dzisiaj niewidoczna, a rzekomo miała być wykuta na bocznej ścianie mostu i czytelna jeszcze na początku XIX wieku), nie pokrywa się z datą "1286", którą podaje kronikarz z XVII wieku - Georg Promnitz: "W roku 1286 musiały wszystkie wsie należące do Kłodzka oddawać jaja. Dwóch pachołków miejskich odbierało białka, a dodawało żółtka, sprzedawane później po jednym halerzu za pełną łyżkę. Białka te szły do wapna na budowę mostu".
Dla większego zamieszania w ustaleniu ostatecznej daty postawienia mostu kamiennego (bo powstał prawdopodobnie w miejscu wcześniejszego, drewnianego mostu na odnodze Nysy Kłodzkiej - Młynówce), historycy sztuki wzięli pod uwagę jeszcze jedną datę - 1390 rok, jako termin albo daty ukończenia budowy mostu. Co ciekawsze, pod tą samą datą widnieje jeszcze wspomnienie innego mostu, ale znacznie niżej postawionego, i to nie na Młynówce, a na Nysie. Jednak T. Broniewski uważa, że mimo iż Kłodzko było miastem zasobnym, to na budowę dwóch mostów nie mogło sobie pozwolić.
Most wzniesiony został przy południowo-wschodnim odcinku dawnych murów obronnych, z którymi związany był północnym przyczółkiem. Istniejący do dziś zabytek jest monumentalną budowlą z kamienia, częściowo ciosanego (jedynie w partiach istotnych konstrukcyjnie tj. lodołamy, łuki arkad) oraz barokowej i późniejszej cegły. Jako zaprawę zastosowano prawdopodobnie spoiwo wapienne z dodatkiem kurzych białek. Most spoczywa na dwóch przyczółkach i trzech, pokaźnej wielkości filarach. Dwie skrajne arkady są węższe i ostrołukowe, zaś dwie kolejne, wewnętrzne, szersze i mają linię łuku mocno złagodzoną. Filary są dwukondygnacjowe i mają postać kamiennych izbic.Spośród nich największy jest środkowy, podtrzymywany od zachodu kamiennymi wspornikami, o wielobocznej podstawie, która była początkowo zaprojektowana pod umieszczenie kapliczki mostowej, jednak jej realizacja nie doszła do skutku. Na tym elemencie, po zewnętrznej stronie budowli, odkryto resztki średniowiecznej polichromii. Ponad każdym łukiem przęseł znajdują się kamienne rzygacze odprowadzające wodę z nawierzchni biegu mostowego. Most ma około 52,5 m długości i około 5,70 m szerokości. Po obu stronach most ograniczony jest masywnymi balustradami, które nakrywają kamienne parapety.
W ciągu wielu wieków istnienia, budowla ta była wielokrotnie wzmacniana i przebudowywana, szczególnie podczas wojen husyckich (1428-1434), a także remontowana wiele lat później: 1626, 1701 i 1750, 1889 oraz 1978.
Most posiadał dwie bramy mostowe; udokumentowane są zapiski o ich modyfikacjach z roku 1426, a także 1469 oraz 1508- 1568 i 1626. Przypuszcza się, że tzw. Brama Mostowa Górna, wzniesiona z końcem XIII wieku uległa ulepszeniom równolegle z remontem obwarowań. W roku 1543 Jakub Adler przebudował Bramę Mostową. Nie miała ona prawdopodobnie charakteru wyraźnie obronnego; była raczej rogatką zamykaną na czas nocy. Obie bramy rozebrano po 1870 roku. Od tego czasu rozpoczyna się burzliwy rozwój budownictwa miejskiego, rozbudowa linii komunikacji kolejowej i inne ważne inwestycje miejskie.
Rzeźby, ustawiane na balustradzie w ciągu kilkudziesięciu lat, począwszy od połowy XVII wieku, skończywszy na początku kolejnego wieku, są świadectwem kontrreformacyjnych ruchów Kościoła Katolickiego i ciągłych zmian zachodzących w kulturze europejskiej na przestrzeni wieków. Na całość wystroju rzeźbiarskiego mostu składa się sześć figur wotywnych, fundowanych przez mieszkańców Kłodzka i okoliczną szlachtę; w większości jest to twórczość anonimowa. (...)
W 1655 roku na balustradzie mostu ustawiono pierwszą figurę: była to Pietá, która zapoczątkowała rzeźbiarskie, barokowe dekorowanie mostu."-fragment tekstu ze strony http://www.dawneklodzko.pl/index.php?kat=klodzkie-zabytki&side=most-sw-jana-2#cnt
Przystajemy przy figurze św.Jana Nepomucena,robimy sobie z nią zdjęcia.Gdy tu byliśmy kilka lat temu,to most był w remoncie.Cały czas usuwano skutki powodzi z 1997 roku.Bez pośpiechu wędrujemy na drugą stronę mostu,chcemy zajrzeć do kościoła Matki Bożej Różańcowej.
"Kościół Matki Bożej Różańcowej w Kłodzku – rzymskokatolicki kościół parafialny, położony na Wyspie Piasek w Kłodzku . Obecna budowla powstała na miejscu starszych w latach 1628-1631. Kościół ma układ bazyliki trójnawowej, orientowanej i murowanej z półkoliście zamkniętym prezbiterium wyodrębnionym z jego bryły. Dwie wieże stoją w fasadzie zachodniej. Obiekt uległ znacznym zniszczeniom w trakcie powodzi w lipcu 1997 roku.
Kościół Matki Bożej Różańcowej położony jest w centrum Kłodzka przy placu Franciszkańskim, na Wyspie Piasek, znajdującej się między Młynówką, a Nysą Kłodzką. Stanowi on główny zabytek historycznego przedmieścia Piasek. Plac przy którym znajduje się świątynia jest naturalnym przedłużeniem ulicy Daszyńskiego, od której oddzielony jest słupkami. Do południowej ściany kościoła przylega klasztor Franciszkanów.
Franciszkanie przybyli do Kłodzka około 1250 roku, a dokładna data ich przybycia, jak i budowy kościoła oraz klasztoru nie jest znana. Wiadomo, że w 1257 roku istniała w tym miejscu kaplica, po której odwiedzeniu wierni mogli uzyskać odpust zupełny.
Pierwsza wzmianka dotycząca kościoła pojawia się w dokumencie odpustowym z 1350 roku. Wymienia on świątynie pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny i św. Franciszka.
W czasie wojen husyckich Franciszkanie musieli w 1427 roku opuścić kościół oraz swoje posiadłości na Piasku, co wynikało z tego, iż był to teren niezabezpieczony murami miejskimi. Przenieśli się w obręb murów, gdzie w 1432 roku między ulicą Niską a Łukasińskiego zbudowali niewielki kościół i klasztor. Ten ostatni spłonął w 1463 roku, a świątynia została poważnie uszkodzona. Po tym wydarzeniu przed 1475 rokiem franciszkanie wrócili na Wyspę Piasek.
Nie wiadomo w jakim stanie udało się Franciszkanom odbudować zabudowania kościelno-klasztorne na Piasku, ponieważ na początku XVI wieku wieku zgromadzenie poszło w rozsypkę. Budynki i włości zakonne zostały przejęte przez władze Kłodzka. Po pewnym czasie popadły one w ruinę, w związku z czym rozebrano je pozostawiając wyłącznie prezbiterium kościoła, które służyło jako kaplica pogrzebowa, a ogród przyklasztorny przekształcono w cmentarz.
W 1604 roku teren został zwrócony franciszkanom, którzy zaczęli odbudowę zespołu kościelno-klasztornego. Według pewnych przekazów zbudowali jedynie kościół z „jedną wieżą”. W 1619 roku w czasie wojny trzydziestoletniej obiekty te znowu zostały skonfiskowane przez władze i przeznaczone na drukarnie i niemiecko-ewangelicką szkołę. Oblężenie Kłodzka przez wojska cesarskie dało się silnie we znaki obu budynkom. Po zajęciu miasta przez tą armię, na rozkaz cesarza Ferdynanda II Habsburga zwrócono franciszkanom ich posiadłość.
Obecna budowla powstała na miejscu poprzednich w latach 1628-1631, kiedy oddano ją do użytku w stanie surowym, ale jego wykończenie trwało jeszcze bardzo wiele lat, ze względu na niekorzystne warunki materialne zakonu do 1697 roku.
W 1810 roku zakonników usunięto z klasztoru i kościoła na mocy dekretu o sekularyzacji, a budynki stały puste przez dziesięć lat, kiedy to po nieznalezieniu chętnych na ich kupno, władze urządziły w świątyni katolicki kościół garnizonowy. Sytuacja taka miała miejsce do zakończenia II wojny światowej. W 1945 roku do kościoła wrócili franciszkanie ze śląskiej prowincji św. Jadwigi we Wrocławiu.
W 1964 roku świątynia została wpisana do rejestru zabytków, a w 1972 roku stała się głównym kościołem nowo powstałej parafii.
Kościół odnawiano w latach 1974-1975, oraz w 1993-1994, kiedy to odmalowano jego elewację z zewnątrz i 1998-2010 - wnętrza.
Kościół franciszkanów był wielokrotnie od czasów średniowiecza niszczony przez powodzie. Trzy największe miały miejsce w 1783, 1938 i 1997 roku.
Powódź z 1783 roku zatopiła niższe partie kościoła. Ówczesne kroniki wspominają, że woda podniosła się o około 5 metrów, zaś remont świątyni był kłopotliwy i bardzo kosztowny.
Powódź z 1938 roku podtopiła kościół, w którym było 183 cm wody, jednak nie wyrządziła ona takich zniszczeń jak ta z XVIII wieku.
Powódź tysiąclecia z 1997 roku - woda podniosła się o 8,71 metrów ponad zwykły poziom Nysy Kłodzkiej, co było największą jak na razie katastrofą naturalną tego rodzaju. W jej trakcie zniszczone zostało wyposażenie kościoła, którego renowacja trwała do 2010 roku.
Kościół pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej jest orientowany z lekkim odchyleniem osi ku południowi. Rozmiarami zalicza się do średnich (ok. 30 m długości). Jego układ przestrzenny stoi na pograniczu trójnawowej bazyliki oraz typu jezuickiego. Po obu stronach nawy głównej rozmieszczone są po cztery ośmioboczne kaplice, połączone ze sobą niezbyt szerokimi drzwiami. Świątynia ta od typowych układów jezuickich różni się brakiem nawy poprzecznej i kopuły. Nawę główną sklepiono kolebką z lunetami, a w kaplicach są sklepienia żagielkowe. Wnętrze posiada dobre proporcje. Filary nawy ozdabiają pary pilastrów korynckich. Wszystkie ołtarze, malowidła i całe wyposażenie pochodzą z okresu eklektyzmu z XIX wieku. Dekoracje malarskie wewnątrz kościoła odwołują się do cyklu różańca świętego zawierając jego 15 tajemnic. Spośród ołtarzy należy wymienić:
-ołtarz główny pw. Ukoronowania Najświętszej Maryi Panny – wieńczy cykl tematyczny różańca, którego malowidła występują na ścianach i sklepieniu;
-ołtarz pw. św. Franciszka z Asyżu – pierwszy ołtarz prawy;
-ołtarz pw. św. Antoniego z Padwy – drugi ołtarz prawy;
-ołtarz pw. św. Rodziny – trzeci ołtarz prawy;
-ołtarz pw. św. Jana Nepomucena – czwarty ołtarz prawy;
-ołtarz pw. Matki Bożej Różańcowej – pierwszy ołtarz lewy;
-ołtarz pw. św. Józefa Robotnika – drugi ołtarz lewy;
-ołtarz z Pietą – trzeci ołtarz lewy;
-ołtarz pw. św. Anny – czwarty ołtarz lewy.
Świątynia posiada układ podłużny, który był bardzo rozpowszechniony w architekturze sakralnej Europy środkowej. Budowla posiada malownicze położenie, ponieważ oglądana zarówno z wieży ratuszowej, jak i z ulicy Wita Stwosza, zamyka perspektywę średniowiecznego mostu na Młynówce.
Bryła jest bardzo regularna. Dwie wieże elewacji zachodniej podzielone są na trzy kondygnacje. Narożniki wież ozdabiają pary lizen (w parterze), pilastrów toskańskich (w drugiej kondygnacji) i pilastrów korynckich (w trzeciej kondygnacji). Między wieżami, na wysokości ich drugiej kondygnacji znajduje się szczyt podparty wolutami, zamykający dach nawy. Cebulaste hełmy o jednej kondygnacji przeźroczy wieńczą obie wieże. Z gzymsem wstęgowym pierwszej kondygnacji wiąże się gzyms koronujący szereg kaplic, zaś z gzymsem drugiej, kończy się ściana nawy głównej. Apsyda jest półcylindryczna. Okna zamknięte są łukami koszowymi i mają proste opaski. Między oknami na ścianach zewnętrznych, biegnie po parze gładkich lizen."-Wikipedia.
Kościół jest otwarty,wchodzimy więc do środka.Chwilka modlitwy,zadumy i powoli oglądamy wnętrze i robimy zdjęcia.Po sesji zdjęciowej wychodzimy na zewnątrz,podchodzimy do kamienicy z płaskorzeźbą wilka.
Jest to jedna z najstarszych kamienic na otoczonej wodami Nysy Kłodzkiej i kanału Młynówka,a będącej wówczas podgrodziem Wyspie Piasek.
Powstanie położonego przy ulicy Grottgera 5 budynku datuje się na koniec XVII wieku. W roku 1927 nad portalem przy wejściu do budynku umieszczono płaskorzeźbę wilka. Jej autorem był kłodzki rzeźbiarz Franz Wagner. Z wilkiem tym związana jest przepowiednia żyjącego niegdyś w Starym Waliszowie koło Kłodzka jasnowidza Filipa Fediuka. Jasnowidz ten, zwany Filipkiem wśród lokalnej społeczności, będąc w zakładzie fryzjerskim w Bystrzycy Kłodzkiej, przepowiedział "Kiedy spotkają się trzy siódemki,kataklizm nadejdzie-wówczas i wilk sie wody w Kłodzku napije."I nastała noc z 7 na 8 lipca 1997 roku, a ogromna woda sięgająca do pyska wilka wlała się na ulice Kłodzka.Straszna to była powódź.Ślady po niej bardzo długo były widoczne.Miasto jednak powoli podniosło się i pięknieje.Zaczynamy wracać.Przechodzimy przez gotycki most i docieramy do Rynku.
Razem z Tereską,spacerowym krokiem wędrujemy w kierunku Twierdzy.Mamy jeszcze chwilę,więc postanawiamy napić się zimnego,ciemnego piwa.Siadamy więc pod parasolem u podnóża Twierdzy i rozkoszujemy się smakiem i chłodem ciemnego trunku.Po wypiciu,powoli idziemy na stację paliw,gdzie czekamy chwilkę na autokar,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego i ruszamy w drogę powrotną.
Podróż mija nam bezproblemowo i szybko.
Do Jeleniej Góry docieramy już o zmroku.Niestety dzień jest coraz krótszy...
Wycieczka była udana,chociaż z dramatycznymi sytuacjami.Mimo to cieszymy się,że wzięliśmy w niej udział :)
Pora teraz na następną,więc do zobaczenia już wkrótce :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
Kolejna wspaniała wyprawa w doborowym towarzystwie :)
OdpowiedzUsuńOj dużo emocji ta wycieczka dała...
UsuńWspaniała relacja z miejsc, które co prawda znam ale zawsze chętnie powracam do wspomnień. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam :)
UsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń