sobota, 3 lipca 2021

Nie samym Kapiasem Goczałkowice słyną - czyli Beskidy dzień szósty, dzień ostatni :)

"LI Rajd na Raty
Wycieczka autokarowo – piesza
„Beskid Śląski i Żywiecki”
28.06 – 03.07.2021 r.
Organizator: Oddział PTTK „Sudety Zachodnie’ w Jeleniej Górze
Opracowanie trasy, pilotaż, obsługa przewodnicka: Wiktor Gumprecht
W czasie wycieczki odwiedzimy interesujące, godne poznania miejsca w Beskidach Zachodnich, dwa dni spędzimy na wędrówkach górskich w Beskidzie Śląskim, trzy dni w Beskidzie Żywieckim. Ze względu na górski charakter wycieczka zalecana jest dla wprawionych turystów (należy zabrać odpowiednie buty i kijki). Noclegi wraz z wyżywieniem zarezerwowane zostały w pensjonacie „Willa nad rzeką” w miejscowości Szare w gminie Milówka, w Dolinie Soły będącej granicą pomiędzy Beskidem Śląskim a Beskidem Żywieckim. 
03.07.2021 r. – sobota
Przejazd: Milówka – Goczałkowice-Zdrój - Sosnowiec – Jelenia Góra
Goczałkowice-Zdrój:  zwiedzamy tu Ogrody Kapias, jedne z najpiękniejszych nie tylko na Śląsku, ale i w Polsce. Jest to bajkowe miejsce pełne kwitnących kwiatów, krzewów, intensywnych kolorów oraz ogrodów zaaranżowanych tematycznie. 
Sosnowiec: na granicy Sosnowca i Mysłowic odwiedzimy, położony w miejscu gdzie Biała Przemsza łączy się z Czarną Przemszą, Trójkąt Trzech Cesarzy. Tu w latach 1846 – 1915 zbiegały się granice trzech europejskich mocarstw: Austrii, Niemiec i Rosji."
Ostatni poranek w Beskidach budzi nas wyglądającym zza chmur błękitem nieba i nieśmiało spoglądającym na świat słoneczkiem. Wstajemy dość wcześnie. Tradycyjnie chcemy zrobić sobie kawę i wychodząc na korytarz by włączyć czajnik, Radek chwyta za klamkę wysmarowaną kremem. Puka do Gabrysi by Ją zaprosić na coranną małą czarną do nas i oboje śmieją się z młodzieżowego żartu :) Wszystkie klamki na naszym piętrze są wysmarowane kremem :) Kiedy kawa jest już zrobiona, po raz ostatni wychodzimy z kubkami aromatycznego napoju na balkon, rozsiadamy się wygodnie i rozkoszujemy się jego smakiem, delikatnym chłodem poranka i widokami :)
Jak było w Beskidach można zobaczyć tu: https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2021/06/zmierzajac-ku-beskidzkiej-przygodzie.html
Po porannych kawowo-widokowych rozkoszach, schodzimy na dół na śniadanie.














Po posiłku na krótki spacer dookoła naszego pensjonatu, a po spacerze wracamy do pokoju. Przebieramy się w koszulki DTMZ i zabieram nasze audio guide,  mówiąc Radkowi że pójdę oddać je Wiktorowi, zawsze to już będzie miał mniej do zebrania. Wychodzę z pokoju i wędruję korytarzem do pokoju, w którym mieszka Majka z Wiktorem. Pukam do drzwi i wchodzę do środka.
-Oddaje na audio guidy.
-Super, będę miał mniej zbierania w autobusie.-stwierdza Wiktor.
-To może przejdę się po pokojach na naszym piętrze i zbiorę resztę?
-A chce Ci się??
-Mam czas, więc co mi zależy...-odpowiadam i wychodzę na korytarz. Pukam do pierwszych drzwi, nikt nie odpowiada, klamka nadal cała wysmarowana kremem, więc delikatnie ją naciskam i otwieram drzwi, atu moim oczom ukazuje się pokój niespodzianka :) 
-Gabrysia by się ucieszyła-stwierdzam i zamykam drzwi za sobą.
Po kolei pukam do drzwi, mówię że przyszłam po audio guidy, odbieram je i kiedy całe piętro je oddało, zanoszę je do pokoju Wiktora i postanawiam pójść na drugie i trzecie piętro i też tam pozbierać "gadacze". Kiedy wychodzę od Wiktora, napotykam Gabrysię. Mówię Jej audio guidach i we dwie wędrujemy na drugie i trzecie piętro, pukając i odbierając audio guidy. Zanosimy je Wiktorowi i wychodzimy na korytarz.
-Chcesz coś zobaczyć?-pytam Gabrysię.
-Chcę.
Naciskam nasmarowaną kremem klamkę i otwieram drzwi na całą szerokość, mówiąc:
-Niespodzianka !!!
Gabrysia robi wielkie oczy i mówi:
-Teraz, teraz mi to pokazujesz? Nie można było wcześniej? Teraz kiedy wyjeżdżamy? 
Biegnie po Radka i oboje zaczynają grać w cymbergaja.  
Robię Im zdjęcia, nagrywam filmik (można go obejrzeć tu: 
https://photos.google.com/share/AF1QipP2Z8aeVxMB4gDnSVaP2ZNsErJbDF3vX8Aupo3XkOLUujxlBbY1J5L0_YeGTAjhZA/photo/AF1QipNOWkG33bgS6mZCj6Ax7K7OSd3pwhckEABVUfyf?key=emtJUjVLNjdHd2V3ejlBM3U3YmpIRVoxUFdkQnJB ), by uwiecznić radość z tak niewielkiej rzeczy, którą odkryłam dzisiaj zbierając audio guidy.
Pokój gier nas ominął, a mogliśmy tu szaleć, oj mogliśmy....






Po jednej rundzie "dorosłe dzieci" opuszczają salę gier mając wielki niedosyt, wszak gdybyśmy wiedzieli o tym pokoju wcześniej to wiele rozgrywek by się tu odbyło....
Wracamy do pokojów kończyć pakowanie. Nie mam pojęcia jak myśmy się pakowali wyjeżdżając z domu, wtedy wszystko się mieściło i jeszcze wolne miejsce było. Teraz nawet po wyrzuceniu moich rozwalonych butów do kosza, brakuje miejsca. W końcu udaje nam się spakować, sprawdzamy jeszcze czy wszystko zabraliśmy i z bagażami opuszczamy pokój. Schodzimy na dół, wychodzimy na zewnątrz i idziemy do autokaru. Plecaki i torba lądują w luku bagażowym, a to co będzie nam jeszcze dziś potrzebne zostawiamy na siedzeniach i wychodzimy na zewnątrz, gdzie trwa naprędce zorganizowana gimnastyka....Śmiechu i radości mamy przy okazji co niemiara :)




Browar widziany z jadącego autokaru....

Po gimnastyce i skompletowaniu Rajdowiczów, wsiadamy do autobusu i ruszamy w drogę do domu. Zanim jednak tam dotrzemy, w planie są dwa miejsca, które odwiedzimy. Pierwsze już przed nami.
Trochę ponad godzinna jazda mija nam niespodziewanie szybko. Poprosiłam Pana Kierowcę i Wiktora by się zatrzymał i nas wysadził w Goczałkowicach-Zdrój, a my po zwiedzeniu uzdrowiska dotrzemy do Ogrodów Kapias-bo to właśnie nasz pierwszy cel. W Ogrodach-Kapias byliśmy w ubiegłym roku, a uzdrowiska nie widzieliśmy, więc wymyśliliśmy sobie, że warto by było zobaczyć coś innego.
Autokar wjeżdża do Goczałkowic i staje za innymi samochodami, które w dalszym poruszaniu się wstrzymał zamknięty szlaban kolejowy. Wykorzystujemy sytuację i wysiadamy z autobusu, machamy rękoma Rajdowiczom i ruszamy w przeciwną stronę.



Wędrujemy uliczkami miejscowości, zatrzymujemy się tylko by zrobić kilka zdjęć. Przechodzimy obok rabaty kwiatowej z koszem pełnym kwitnących kwiatów, Urzędu Gminy, OSP i kilka starych, pięknych budynków i docieramy do centrum uzdrowiska.

"Historia Goczałkowickiego Uzdrowiska sięga 1856 r. Władze pruskie poszukując na terenie miejscowości pokładów soli, przypadkowo odkryły bogate złoża solanki. Cztery lata później fakt ten wykorzystali czterej założyciele uzdrowiska:
 -pszczyński lekarz – A. Babel;
 -budowniczy – W. Czech;
 -dwaj kupcy – H. Schiller oraz J. Lustig.
W latach 1860–1862 powstały pierwsze obiekty zdrojowe: dwupiętrowy, tzw. Stary Dom Zdrojowy, małe łazienki, pijalnię wód leczniczych (dziś kawiarenka naprzeciw restauracji uzdrowiskowej) oraz pensjonat.
Końcem XIX w. wybudowano Nowy Dom Zdrojowy, który obecnie służy przebywającym na leczeniu kuracjuszom, mieszcząc w swych murach siedzibę szpitala Rehabilitacyjno-Reumatologicznego. Na skutek pożaru w 1937 r. zniszczeniu uległ secesyjny dach, który zajął się ogniem od znajdującego się w niewielkiej odległości szybu pompującego solankę. Nigdy nie został odbudowany, lecz został zrzucony – co zmieniło formę budynku na tą, którą możemy oglądać współcześnie. Tylko częściowo zrekonstruowano deptak, łączący dawniej Dom Zdrojowy z budynkiem pijalni.
„Starym Dom”, po wielu latach użytkowania został rozebrany wraz z zakończeniem II wojny światowej. Jego konstrukcja została poważnie uszkodzona na skutek bombardowania, a o miejscu jego usytuowania mówi pas zieleni, pomiędzy Sanatorium GWAREK, a szpitalem.
W 1880 r. goczałkowickie uzdrowisko wzbogaciło się o neobarokowy hotel „Prezydent”, zwany również „Cesarskim”, który stanął w sąsiedztwie pawilonu „Wrzos” z 1874 r. (pierwotnie Kurthotel). Z II połową XIX w. powstały także nieistniejące już budynki: sanatorium dr Laskera, Dom Emerytów Wojskowych Kriegerheim, pensjonat Heinrichshof i Florianssheim oraz gmach dziecięcego sanatorium „Bethazda”, ufundowany przez pruską cesarzową Agustę Wiktorię – żonę Wilhelma II.
„Złoty okres” w historii goczałkowickiego uzdrowiska zakończył się wraz z wybuchem II wojny światowej. Działania zbrojne nie oszczędziły miejscowej bazy leczniczo-zabiegowej. Zniszczeniu uległo szereg zabytkowych obiektów i większość medycznego sprzętu, a los samego uzdrowiska stanął pod znakiem zapytania. W sytuacji odzyskania na Dolnym Śląsku większych i znanych kurortów Zjednoczenie – Polskie Uzdrowiska w 1953 r. podjęło decyzję o likwidacji zdroju.
Ratunkiem dla Goczałkowickiego uzdrowiska okazała się decyzja Wydziału Zdrowia Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach, która w 1953 r. powołała do życia Wojewódzki Szpital Przeciwreumatyczny dla pobliskiego okręgu przemysłowego. Placówka rozpoczęła swą pracę rok później. Kilka lat wcześniej w związku z szerzącą się chorobą Heine-Medina, udało się na nowo reaktywować dawne sanatorium dziecięce, które początkiem lat 50-tych zaczęło przyjmować na rekonwalescencję małych pacjentów.
Na dzień dzisiejszy goczałkowickie sanatorium słynie z doskonałej renomy. Uzdrowisko specjalizuje się w leczeniu: chorób narządu ruchu (ze szczególnym uwzględnieniem reumatologicznych i ortopedycznych), chorób naczyń obwodowych, chorób laryngologicznych oraz rehabilitacją osób z cukrzycą. Ponadto w jego ofercie znajdują się wprowadzone, jako jedne z pierwszych w Polsce zabiegi z dziedziny krioterapii. O niewątpliwych walorach Goczałkowic-Zdroju, świadczy liczba odwiedzających go kuracjuszy. Co roku przebywa w nim ponad 10 000 pacjentów, korzystających z naturalnych bogactw miejscowości.
Założyciele Uzdrowiska:
  -Babel Adolph (Adolf) (27 X 1820 – 26 XI 1891), lekarz, współzałożyciel uzdrowiska w Goczałkowicach. Urodził się w Rudach Raciborskich, w rodzinie urzędnika Ernesta i Fryderyki (z d. Fuks). Gimnazjum ukończył w Gliwicach, zaś studia medyczne – na Uniwersytecie we Wrocławiu i w Greifswaldzie uzyskując lekarski dyplom w roku 1842. Praktykę lekarską rozpoczął w Wodzisławiu. Po zdaniu dodatkowych egzaminów państwowych otrzymał 9 VI 1844 r. tytuł specjalisty z zakresu położnictwa. W roku 1846 przeprowadził się do Pszczyny objętej wtedy epidemią tyfusu głodowego. Udzielając pomocy chorym – sam zachorował na tyfus. W latach pięćdziesiątych zatrudniony był w sierocińcach w Rudołtowicach i w Ćwiklicach. Po odkryciu źródeł solanki w Goczałkowicach Dolnych (w roku 1856) i związaniu się w 1860 r. spółki akcyjnej ( Wilhelm Czech, Heinrich Schiller), położył ogromne zasługi w założeniu i rozwoju młodego uzdrowiska. Pełniąc (od roku 1862) funkcję jego pierwszego lekarza zaangażował się w rozsławienie tego nowego kurortu. Już w 1863 roku, pszczyńska drukarnia Augusta Brummera opublikowała pracę Babela pt.: Goczałkowitz Und Seine jod- Und bromhaltige Soolquelle, w której omówił fizykalne i chemiczne właściwości odkrytego tu źródła oraz lecznicze właściwości solanki zawierającej jod i brom. 
Od 1864 roku opracowywał, ukazujące się drukiem sprawozdania z kolejnych sezonów w kurorcie goczałkowickim. Przedstawiał analizy na temat skuteczności leczenia różnych schorzeń, m.in. krzywicy, reumatyzmu, artretyzmu, nerwic i anemii. Wskazywał na fakt stwarzania kuracjuszom coraz lepszych warunków pobytu dzięki budowie: hoteli, domu zdrojowego, pijalni, łaźni parowej, pensjonatu dla dzieci, parku zdrojowego, a także pawilonu muzycznego i kręgielni. Jego wielkie zaangażowanie w rozsławianie Goczałkowic sprawiło, że liczba kuracjuszy systematyczni zwiększała się (np. w 1863 roku – leczyło tu się 262 osób, zaś w 1895 roku – korzystało z kurortu już 1841 osób). W 1867 roku został radcą sanitarnym w nowo powstałym Szpitalu Zakonu Joanitów w Pszczynie. W latach 1870–1891 sprawował obowiązki lekarza powiatowego przy urzędzie starosty, pełniąc tym samym państwowy nadzór nad służbą zdrowia całego powiatu pszczyńskiego. Żonaty z Luise (z d. Urban – córka radcy książęcej kamery Augusta Urbana); bezdzietny.
Odznaczony orderem „Krönen Order 4 Kl.”
W 1891 roku poważnie zachorował i wyjechał na leczenie do Obornik Śląskich, gdzie zmarł. Pochowany został w Pszczynie; kondukt żałobny przeszedł z dworca kolejowego przez całe miasto na cmentarz przy kościele św. Jadwigi. Jego nazwisko figuruje na kamieniu w Goczałkowicach-Zdroju upamiętniającym założyciela uzdrowiska.
  -Schiller Heinrich (18 I 1826 – 5 III 1875), kupiec, współzałożyciel goczałkowickiego uzdrowiska. Urodził się w Pszczynie, w żydowskiej rodzinie kupca Ludwiga (zwanego też Lazarusem) i Rozalii (z d. Schaeffer) jako jedyny syn z czworga dzieci tego małżeństwa. 
Ojciec jego trudnił się handlem odzieżą męską, prowadził magazyn cygar, loterię oraz był przedstawicielem niemieckiego towarzystwa ubezpieczeniowego od gradobicia. Będąc członkiem pszczyńskiego bractwa strzeleckiego zdobył w 1830 roku – tytuł „króla kurkowego”. Jego syn Heinrich, któremu ojciec przepisał w testamencie 500 talarów w gotówce, kontynuował tradycje kupieckie jako właściciel sklepu z artykułami spożywczymi. W 1854 roku nabył kamienicę od Adolphine Fiedler (wdowy po kapitanie i powiatowym poborcy podatków). W 1861 roku wszedł z budowniczym Wilhelmem Czechem w spółkę akcyjną, zakładającą uzdrowisko na terenie Goczałkowic Dolnych, w której, w 1862 roku figurował jako członek rady nadzorczej. W 1870 roku wydzierżawił murowany budynek o powierzchni 93 m kw., stanowiący wcześniej w latach epidemii tyfusu głodowego, własność państwa pruskiego z przeznaczeniem na punkt dla dozoru kwarantanny dla zwierząt. Wydzierżawił tez około 3 ha książęcego areału. Dzięki systematycznemu inwestowaniu w obiekty uzdrowiska, w 1895 roku roczną wartość użytkową, kilkunastu już urządzeń leczniczych obliczono na ponad 10 000 marek.
Żonaty z Berthą (z d. Jaschkowitz –córką kupca z Gliwic). Miał dwoje dzieci: córkę Hedwig i syna Ludwiga.
Zmarł w Pszczynie i tu został pochowany. Na tutejszym cmentarzu zachowały się macewy jego rodziców. Jego nazwisko umieszczone jest na pamiątkowym głazie w Goczałkowicach. Po śmierci H. Schillera, spółkę uzdrowiskową reprezentowała wdowa Berta, a później syn Ludwig (który w roku 1895 przeprowadził się do Wrocławia).
  -Czech Wilhelm (1827 – 15 V 1891), mistrz murarski, współzałożyciel uzdrowiska Goczałkowice. Urodził się w Opolu jako syn podmajstra murarskiego Christiana Czecha i Agnes (z d. Poser). Był budowniczym, projektantem i wykonawcą wielu obiektów. Był autorem planu sytuacyjnego, przedstawiającego prace wiertnicze w poszukiwaniu pokładów soli na państwowych gruntach w Goczałkowicach. W 1861 r. zakupił od rządu pruskiego za 8500 talarów, źródło solanki z przylegającym terenem w Goczałkowicach Dolnych. Zawarł z pszczyńskim kupcem Heinrichem Schillerem spółkę akcyjną, która później została przemianowana na towarzystwo handlowe z zamiarem utworzenia uzdrowiska. Po wydzierżawieniu kilku hektarów ziemi od księcia pszczyńskiego, już w 1862 r. otwarto pierwszy sezon kuracyjny. W oddawanych kolejno do użytku obiektach, była willa Czecha z sanatorium, po pewnym czasie nazwana „Willą Maria”. W 1880 r. zaprojektował hale inhalacyjną, a w 1889 r. pensjonat dla tutejszego uzdrowiska. Ponadto, w Pszczynie w latach 1865 – 1866 sporządził dokumentacje techniczna przebudowy lub rozbudowy kilku kamienic. Nadzorował prace remontowe w kościele parafialnym pw. Wszystkich Świętych w Pszczynie. Wykonał grobowiec i zamontował pomnik na cmentarzu św. Jadwigi dla zmarłego w Pszczynie biskupa sufragana wrocławskiego – Bernarda Bogedaina.
Czech działał w pszczyńskim bractwie strzeleckim. W 1860 r. uzyskał tytuł króla kurkowego i premię (w wysokości 5 talarów) przyznaną przez pszczyński Magistrat.
Jego nazwisko widnieje na kamieniu w Goczałkowicach-Zdroju, upamiętniającym założycieli uzdrowiska. Żonaty z Marią (z d. Razim; Rasin); miał siedmioro dzieci: córki: Hedwig, Idę, Agnes oraz synów: Wilhelma, Hansa, Emila i Juliusa. Drugi związek małżeński, zawarł z Auguste Czekall. W latach 70. XIX w. Czech przeprowadził się do Raciborza, gdzie zmarł."-tekst ze strony: https://www.gozdroj.pl/historia/








Na dłużej zatrzymujemy  się przed budynkiem Starej Pijalni. Przepiękny budynek robi wrażenie i przyciąga wzrok. 

"Hala picia solanki (1862).
Ponad półtora wieku temu, w roku 1856 odkryto na terenie Goczałkowic bogate złoża solanki. Niedługo potem zrodził się pomysł, by jej lecznicze właściwości oraz walory tutejszego łagodnego klimatu spożytkować dla poprawy zdrowia mieszkańców. Niespełna cztery lata później przystąpiono do budowy pierwszych obiektów uzdrowiska. Powstały wówczas niezwykłej urody: łazienki, dom zdrojowy, pijalnia solanki i pensjonat. Do dnia dzisiejszego, zachowały się zaledwie nieliczne elementy ówczesnej architektury zdroju.
Perełką wśród nich jest na pewno budynek starej pijalni, wzniesiony w 1862 roku; zwany wcześniej: "Halą Picia Solanki" i "Maria Quelle" - od nazwy leczniczego źródła. Obiekt tworzy drewniana konstrukcja ramowa, charakterystyczna dla XIX wiecznych budowli pruskich. Elewacje ozdobione są dużymi wielobocznymi oknami, które projektant zmyślnie poprzecinał szprosami na kształt pajęczyny. Natomiast piękny, czterospadowy dach z wygiętymi połaciami, zdobi niewielka półowalna lukarna.
Niegdyś budynek pijalni był cały czas z drewna. Zdobiły go perłowe inkrustacje, zaś wewnątrz mieścił się osadzony na kamiennych postumentach marmurowy basen, do którego efektownymi przewodami wpływała solanka.(....)"-fragment tekstu z tablicy informacyjnej.

Fotografujemy się na tle przepięknego, starego budyneczku, a po zdjęciach przechodzimy na drugą stronę ulicy i znów się zatrzymujemy na dłużej. Przepiękny budynek administracji uzdrowiskowej przyciąga wzrok. Dawniej w tym budynku z 1880 roku mieścił się Hotel Prezydent zwany również Cesarskim. Przed budowlą utworzono miejsce spacerowo-relaksowe. Fontanna z rybami i kwiaty dodają temu miejscu uroku. Tu też mamy dłuższą sesję zdjęciową.






Po zdjęciach wędrujemy dalej. Mijamy budynek o drewnianej konstrukcji muru pruskiego. Jest to pawilon zdrojowy Wrzos z 1874 roku. Kilka fotek i wchodzimy do parku zdrojowego, gdzie od razu dostrzegamy altanki z ławeczkami i mnóstwem kwiatów. Oczywiście wchodzimy do nich, przysiadamy na ławkach i focimy się z otaczającym kwieciem. Przy okazji dostrzegamy afisz że dziś i jutro odbywa się Goczałkowski Festiwal Róż w parku zdrojowym i w Starym Dworcu. Aż nam się oczy i buzie uśmiechnęły. Znów coś nowego zobaczymy, ot tak, przy okazji :) 






Po sesji zdjęciowej zmierzamy w kierunku Starego Dworca kolejowego. Najpierw kilka zdjęć na zewnątrz, a po nich przychodzi czas na wejście do środka. Zakładamy maseczki i rozpoczynamy niespieszną przechadzkę wśród ogromnych, różnokolorowych bukietów róż. 


































Po rozkoszach wzrokowych i zapachowych wychodzimy na zewnątrz zobaczyć budynek Starego Dworca. 

"Goczałkowice Zdrój – przystanek kolejowy w Goczałkowicach-Zdroju, w województwie śląskim, w Polsce. Stacja obsługuje ruch lokalny Katowice - Bielsko-Biała.
W roku 2017 przystanek obsługiwał 200–299 pasażerów na dobę.
Most kolejowy oraz dworzec wybudowano w latach 70. XIX wieku. Dworzec położony był na trasie kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, a pierwszy pociąg przejechał przez Goczałkowice 24 czerwca 1870 roku.
Budynek spełniał swoją rolę do początku XXI wieku, gdy zamknięto kasy i poczekalnie ze względu na coraz większą ilość bezdomnych. W 2013 zabytkowy dworzec trafił do gminy Goczałkowice-Zdrój. W połowie 2015 roku zakończono remont budynku. Otwarto w nim Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego. W listopadzie 2020 dworzec otrzymał tytuł Dworca Roku 2020."-Wikipedia.

Oglądamy pięknie odremontowany budynek, robimy zdjęcia i wracamy do punktu informacji turystycznej po pieczątkę i jeszcze raz spojrzeć na piękne, kwiaty :)












Po dopełnieniu formalności opuszczamy Stary Dworzec i wsiadamy do meleksa-dziś w ramach Festiwalu Róż, kwiatowy meleks wozi wszystkich chętnych alejkami parku zdrojowego za darmo  i my ruszamy pierwszym takim kursem. Jak wyglądała nasza jazda meleksem można obejrzeć tu: 
https://photos.google.com/share/AF1QipP2Z8aeVxMB4gDnSVaP2ZNsErJbDF3vX8Aupo3XkOLUujxlBbY1J5L0_YeGTAjhZA/photo/AF1QipPWs9DCIGIbiW6PI84894_H0LLKnUtpYzkEy7TE?key=emtJUjVLNjdHd2V3ejlBM3U3YmpIRVoxUFdkQnJB
tu: 
i tu: 

Kiedy już przejedziemy meleksem dość spory kawał alejkami parku zdrojowego, wysiadamy z niego, dziękujemy za przemiłą jazdę i spacerowym krokiem idziemy w kierunku centrum Uzdrowiska. Pora coś zjeść. Wędrujemy alejkami niespiesznie, oglądamy wszystko, robimy zdjęcia, przysiadamy na ławkach i cieszymy się wszystkim co nas otacza.







I tak docieramy do niewielkiego placu, przy którym rozkładają się kramy z miodami, kwietnymi wiankami i różnymi innymi pierdołami. Nie to nas jednak zaciekawiło, nasze zainteresowanie wzbudził zegar słoneczny.

"Zegar analematyczny jest bardziej zaawansowaną odmianą azymutalnego zegara słonecznego. W zegarze tym błąd wynikający z równania czasu został skorygowany bezpośrednio w konstrukcji tego zegara, dzięki czemu wskazuje on od razu średni (lokalny) czas słoneczny. W analemmatycznych zegarach wertykalnych najczęściej stosuje się wykreślenie pofalowanych linii godzinowych (zamiast linii prostych, które występują w klasycznym zegarze). W takim przypadku konieczne jest jeszcze określenie, jakie fragmenty krzywych linii godzinowych brać pod uwagę przy odczycie czasu. Można w tym celu zaznaczyć podziałkę dat na tarczy zegara lub wykorzystać kalendarzową funkcję nodusa do bezpośredniego wskazania właściwego miejsca odczytu godziny. Innym rozwiązaniem, stosowanym w przypadku mniejszych (horyzontalnych i równikowych), wolnostojących analemmatycznych zegarów słonecznych jest wprowadzenie regulowanej (obrotowej) tarczy cyferblatu, w ten sposób, że skala godzinowa zostaje ustawiana adekwatnie do bieżącej daty kalendarzowej. Można również wykonać zegar w którym zmienne będzie położenie gnomona, tak jak to ma miejsce w zegarach interaktywnych."-Wikipedia.

Mamy zbyt mało czasu by "pobawić" się zegarem, a poza tym dość często słoneczko chowa się za chmury. Robimy więc kilka zdjęć i ruszamy dalej.



No i nie ma słońca....




I znów przechodzimy obok dawnego Hotelu Prezydent i docieramy do Starej Pijalni Solanki. Radek wypatrzył że w dawnym budynku Hali Picia Solanki, mieści się obecnie bałkańska naleśnikarnia Palačinak. 
-Danusiu, a może naleśniki bałkańskie?
-Brzmi nieźle, można spróbować-odpowiadam.
-To co? Próbujemy?
-Oczywiście :)
Wchodzimy do starego budyneczku, Radek zamawia dwa piwa i dwa naleśniki-oczywiście różne, wszak trzeba spróbować czegoś więcej. I cóż się okazuje?-nie można płacić kartą, a piwo już otwarte. Ja nie mam gotówki i zrobił się problem, co robić?
-Jest tu gdzieś bankomat-pyta Radek.
-Jest. Trzeba wrócić gdzieś 600 m i przy budynku Gminy można wypłacić pieniądze-mówi Pani z naleśnikarni.
Spoglądamy na siebie lekko zawiedzeni. 
-Trochę za daleko-stwierdzamy jednomyślnie.
-Chwilka. Jest jeszcze jedna możliwość. Trzeba podejść do restauracji Kogut i Kurka i tam jest możliwość wypłacenia pieniędzy, jeśli się zrobi zakupy-mówi Pani.
No i Radek poszedł, a ja biorę otwarte piwo, wychodzę na zewnątrz i wygodnie rozsiadam się przy stoliku, gdzie grzecznie czekam na Jego powrót.







Kiedy do mnie dociera, od razu buzia mi się uśmiecha :) Piwo zostaje zapłacone i naleśniki mogą się smażyć. Oboje oddychamy z ulgą i już na spokojnie rokoszujemy się zamówionym piwem. Siedzący przy stoliku obok Pan, skończył rozmawiać przez telefon i zainteresował się nami.
-O, widzę że przewodnicy jacyś ??
-Nie, nie jesteśmy przewodnikami-odpowiadamy.
-O to przepraszam, zmyliły mnie okrągłe naszywki na koszulkach-mówi Pan.
I tak zaczynamy rozmawiać o tym skąd pochodzimy, gdzie byliśmy i dokąd jedziemy. Podczas tej rozmowy okazuje się że w wielu miejscach mieliśmy okazję być. I tak upływa nam czas oczekiwania na naleśniki bałkańskie. Kiedy je nam Pani przynosi, nie możemy się oprzeć by ich nie sfocić. Wyglądają obłędnie i pewnie tak smakują, więc nie namyślając się zbyt długo, zaczynamy je jeść. Każdy kęs to rozkosz dla podniebienia i radość że znów czegoś innego mamy okazję spróbować. Na spokojnie, z ogromną przyjemnością zjadamy nasze naleśniki, wypijamy piwo. Biorę talerze i szklanki i zanoszę do środka zabytkowego budyneczku. I tu staje się rzecz dziwna, a może nie dziwna, a spontaniczna....na mój widok, do kontuaru podchodzi młody mężczyzna i pyta:
-A Państwo to skąd są ?? 
-Z Dolnego Śląska-odpowiadam.
-Tyle to wyczytaliśmy z Waszych koszulek. Co to za grupa?? 
-Dolnośląskie Towarzystwo Miłośników Zabytków, grupa faceookowa, której założycielem jest Robert z Wałbrzycha, a my jesteśmy członkami tej grupy. Do grupy należą wszyscy, którzy kochają zabytki i historię, a nasz Dolny Śląsk obfituje i w historię i z zabytki.
-I co by Państwo polecili zobaczyć u siebie ??
-No cóż, ja jestem z Lubania, z Górnych Łużyc, Radek jest z Jeleniej Góry. Miejsc do obejrzenia, zwiedzenia jest u nas mnóstwo. Zamek Czocha na przykład.
-Byłem. Piękne miejsce.
-Zamki Bolków, Bolczów, Chojnik, Grodziec. Jest tego mnóstwo-mówię-Karkonosze, Góry Izerskie, Rudawy Janowickie, trudno coś ot tak polecić.
-Ja jestem Serbem, ale mieszkam tu od kilku lat i ciekawi mnie każdy region Polski, a Dolny Śląsk chciałbym w najbliższym czasie zwiedzić :)
-Super-ucieszyłam się-zapraszam na Dolny Śląsk :)
Kiedy ja sobie rozmawiam z Panem Darko Krsmanovic, Radek zaczyna się denerwować. Gdy dostrzegam Go w drzwiach, wiem że muszę już wychodzić. Żegnam się serdecznie z przemiłymi Gospodarzami i wychodzę na zewnątrz. Przy okazji serdecznie pozdrawiamy Pana Darko Krsmanovica i Panią Monikę :) 








Po pożegnaniu się z sympatycznymi Gospodarzami bałkańskiej naleśnikarni, ruszamy już w kierunku Ogrodów Kapias, gdzie są nasi Rajdowicze. 
-Nasze koszulki przyciągają wzrok, ale i ludzi ciekawych innych miejsc w Polsce-mówię do Radka, a On uśmiecha się do mnie i stwierdza:
-Wiem o tym Danusiu :)
Kiedy tak sobie wędrujemy do miejsca zbiórki, to po drodze co jakiś czas zatrzymujemy się by zrobić zdjęcia :)











Przechodzimy obok starych, pięknych budynków, nowej stacji kolejowej (wygląda gorzej niż stara stacja), kapliczki, cmentarza i kościoła-tu zatrzymujemy się na ciut dłużej.

"Początki Goczałkowic i dane o pierwszym tutejszym kościele niestety giną w mrokach historii. Wiadomo, że wieś Goczałkowice początkowo należała do parafii w Pszczynie. Dekanat pszczyński powstały około 1350 roku z kolei należał aż do roku 1821 do diecezji krakowskiej. Parafia utworzona została 1444 roku i prawdopodobnie istniał tu wtedy kościółek pod wezwaniem św. Wojciecha.
Kolejny kościół zbudowano prawdopodobnie ok. 1534 roku i nosił już podwójne wezwanie św. Wojciecha i św. Jerzego. Był to kościół drewniany, kryty gontem z dzwonnicą (wolno stojącą) i dwoma dzwonami; wewnątrz ozdobiony obrazami patronów i Św. Trójcy; wyposażony też został w późniejszym okresie w organy siedmiogłosowe.
W 1569 roku baron Karol von Promnitz, pan na Pszczynie ogłosił przejście całego państwa pszczyńskiego na luteranizm - w parafiach usuwano duchownych katolickich i osadzano protestanckich. W tym też roku kościół goczałkowicki z samodzielnej parafii został przekształcony w kościół filialny parafii w Pszczynie. Aż do XVIII w. Goczałkowice pozostawały pod zarządem protestanckim.
Katolicy z Goczałkowic już w XVII w. czynili starania o ponowne utworzenie parafii. Jednak kościół pozostawał filią parafii pszczyńskiej aż do 1797 roku, kiedy to na powrót uzyskał status samodzielnej placówki duszpasterskiej. Pierwszym jej proboszczem był ks. Fryderyk Borówka.
Drewniany kościół niestety spłonął 7 września 1908 r. W latach 1909-1910 wybudowano nowy murowany kościół w stylu barokowym wg projektu Ludwika Szneidera. Konstruktorem był Paweł Swoboda, a wyposażenie wnętrza zaprojektował Folka z Pawłowic. Poświęcono go 15 grudnia 1910 r., a konsekrowany był 10 września 1929 r. W latach 2012-2013 przeprowadzono remont kościoła parafialnego. Założono ogrzewanie podłogowe, przebudowano prezbiterium, zrekonstruowano od podstaw, ze zdjęcia, nastawę ołtarza głównego oraz pomalowano cały kościół, bogato ozdobiono prezbiterium, kasetony sufitowe i łuki. Prace zaprojektował i nadzorował Główny Konserwator Muzeum Zamkowego w Pszczynie, Pan mgr Jan Gałaszek.
W 1866 została zbudowana kaplica Matki Boskiej Uzdrowienia Chorych. W 1883 r. postawiono murowany kościółek pw. św. Anny w miejsce starego, drewnianego. W 1935 r. powstał kolejny obiekt sakralny: klasztor i kaplica Sióstr Salwatorianek, które do dziś związane są z goczałkowicką parafią.
Księgi metrykalne: chrztów od 1797, małżeństw od 1834, zmarłych od 1829. Kronika parafialna opracowana przez Ks. Franciszka Maronia. Liczba mieszkańców: 5081, katolików: 5004."-tekst ze strony: https://www.goczalkowice.wiara.org.pl/historia,i2.html




Od świątyni mamy niewielki odcinek do przejścia by znaleźć się w Ogrodach Kapias. 

"W 1979r. właś­ci­ciel obiektu Bro­nisław Kapias postanowił podzielić się swoją pasją z innymi. Na niewielkim niegdyś skrawku ziemi zaczął sadzić rośliny, wprowadzał stop­niowo architek­turę ogrodową, stwarza­jąc coraz to nowsze zielone zakątki.
I tak najs­tarsze założe­nie nazwal­iśmy Starymi Ogro­dami (przy ul. Św.Anny 4). Prawie wszys­tkie okazy bogatej kolekcji roślin­nej Starego Ogrodu posi­adają tabliczkę z nazwą łacińską i polską.
Ta część ogrodów to już his­to­ria – W marcu 2019 roku Stary Ogród został zniszc­zony przez nawałnicę i nie będzie już odbu­dowany. Prace kon­tynu­u­jemy na tere­nie Nowych Ogrodów."-tekst ze strony: https://www.kapias.pl/pl/ogrody/620/stare-ogrody-1

"W 2008 r. na powierzchni 4 ha w sąsiedztwie Starych Ogrodów rozpoczęliśmy budowę Nowych Ogrodów (przy ul. Zimowej 24), do których przylega Restau­racja KAPIAS i Cen­trum Ogrod­nicze.
W Ogro­dach do Zwiedza­nia zna­j­dują się liczne ławeczki, altanki, zaciszne miejsca, zacienione kąciki na upalne dni. Całość założe­nia jest przys­tosowana do swo­bod­nego porusza­nia się osób niepełnosprawnych i rodz­iców z wózkami dziecięcymi.
Ogrody posi­adają trzy punkty WC. Prowadz­imy ścieżkę eduka­cyjną, zwiedzanie Ogrodów dla grup wycieczkowych z prze­wod­nikiem. W Ogro­dach może­cie Państwo spędzić cały dzień mając co robić o każdej porze roku. Dla Państwa zbu­dowal­iśmy Restau­rację KAPIAS, w której może­cie Państwo zro­bić sobie prz­erwę w zwiedza­niu obiektu przy kawie, deserze, domowym lub obiedzie. W między­cza­sie zachę­camy do odwiedzenia naszego Cen­trum Ogrod­niczego – dla każdego mamy coś „miłego”.
W maju – bardzo kolorowym miesiącu – zapraszamy Państwa na Zapachy Wiosny. We wrześniu orga­nizu­jemy Kolory Wrześ­nia – ogród obfi­tuje w jesi­enne deko­racje, Restau­racja KAPIAS ofer­uje potrawy z dyni, a w Cen­trum Ogrod­niczym witają nas jesi­enne kolory roślin, ozdób ogrodowych i domowych.
Od połowy listopada aż do Bożego Nar­o­dzenia na tere­nie Ogrodów przyle­ga­ją­cych do Restau­racji, w Restau­racji oraz w Cen­trum Ogrod­niczym pokazu­jemy aranżacje bożonar­o­dzeniowe, a przy wejś­ciu stoi pokaźnych rozmi­arów szopka bożonarodzeniowa."-tekst ze strony: https://www.kapias.pl/pl/ogrody/621/nowe-ogrody



Do Ogrodów Kapias docieramy z dość sporym zapasem czasowym. Wykorzystujemy ten czas na sikundę, kilka zdjęć i rozmowy z Rajdowiczami. Kiedy zbliża się pora odjazdu, wszyscy idziemy w kierunku autokaru, wsiadamy do niego i jedziemy do kolejnego celu. 





Autokar wjeżdża do Sosnowca i zatrzymuje się na parkingu. Wysiadamy z niego, podchodzimy do tablicy informacyjnej, czytamy tekst znajdujący się na niej, robimy zdjęcia i kiedy jesteśmy w komplecie ruszamy do Trójkąta Trzech Cesarzy. Przechodzimy przez ruchliwą ulicę, wędrujemy między budynkami i docieramy do ogródków działkowych. Idziemy wzdłuż nich i docieramy do niewielkiej polany, gdzie znajduje się tablica informacyjna i schody. Wchodzimy po nich do góry na wał, a z niego schodzimy kolejnymi schodami w dół na zieloną polanę, otoczoną z dwóch stron dwiema rzekami, Czarną i Białą Przemszą, z kamiennym obeliskiem i wiszącym za nim wiaduktem kolejowym :)





"Trójkąt Trzech Cesarzy (niem. Dreikaisereck, ros. Угол трёх императоров) – określenie miejsca, gdzie w latach 1846–1915 zbiegały się granice trzech europejskich mocarstw biorących udział w rozbiorze Polski: Prus (później Niemiec), Austrii (później Austro-Węgier) i Rosji. Ten punkt na mapie to w zasadzie trójstyk trzech cesarstw.
Pierwsze ważniejsze zmiany graniczne w tym obszarze pojawiły się już w 1742 roku, gdy w wyniku wojny prusko-austriackiej spora część Śląska z rąk Austrii przeszła na rzecz Prus. Wtedy to Czarna Przemsza stała się granicą oddzielającą Prusy od Księstwa Siewierskiego, które było lennem Polski. Od roku 1790, po połączeniu księstwa z ziemiami polskimi, była to granica z Rzecząpospolitą. Modyfikacja tego stanu rzeczy nastąpiła podczas III rozbioru Polski, gdzie cały ten teren znalazł się w obszarze Prus, a granice trzech mocarstw w latach 1795–1807, czyli od III rozbioru Polski do powstania Księstwa Warszawskiego, zbiegały się w rejonie miasta Niemirów by ukształtować się ostatecznie na Czarnej Przemszy w 1807 podczas pokoju w Tylży.
W latach 1815–1831, po Kongresie Wiedeńskim, zbiegały się tam rubieże: Królestwa Kongresowego, Prus oraz Rzeczypospolitej Krakowskiej pod protektoratem trzech zaborców. W latach 1831–1846 po włączeniu Królestwa Polskiego do Rosji jako autonomicznej prowincji, był to trójstyk granic Rosji, Prus i Rzeczypospolitej Krakowskiej. Następnie, po włączeniu tej ostatniej do Cesarstwa Austriackiego, w latach 1846–1871 zbiegały się tam granice pomiędzy Królestwem Prus, Cesarstwem Austriackim (od 1867 r. Austro-Węgrami) i Imperium Rosyjskim.
Nazwa Trójkąt Trzech Cesarzy powstała po 1871 r. gdy doszło do zjednoczenia Niemiec i miejsce to, pozostając nadal na granicy Królestwa Prus, stało się jednocześnie punktem granicznym Cesarstwa Niemiec. Linie graniczne biegły rzekami: Białą Przemszą, Czarną Przemszą oraz Przemszą.
Granica przestała istnieć faktycznie w tym miejscu w 1915 r. po zajęciu Królestwa Kongresowego przez Niemcy i Austro-Węgry. Formalnie Trójkąt Trzech Cesarzy zniknął w 1918 r. Jednak jeszcze w latach 1922–1939 spotykały się tu granice trzech województw: śląskiego, krakowskiego i kieleckiego.
Obecnie są to tereny miast: Mysłowice (dzielnice Brzęczkowice i Słupna) oraz Sosnowiec (dzielnice Modrzejów, Niwka i Jęzor). Gdyby zaś spojrzeć na okres, kiedy określenie to miało zastosowanie, to ze strony pruskiej miejscowościami granicznymi były: Brzęczkowice/Słupna, ze strony rosyjskiej Modrzejów, Niwka ,a ze strony austriackiej Jęzor (wtedy jeszcze osiedle należące do miasta Jaworzno). 
Ten ostatni wchodził w skład Wielkiego Księstwa Krakowskiego, wcześniej był wsią należącą do Rzeczypospolitej Krakowskiej, do dystryktu jaworznickiego, później powiatu chrzanowskiego. W 1953 r. Jęzor przeniesiono administracyjnie do Sosnowca. Stąd też tereny dawnego styku trzech imperiów leżą dziś w granicach zaledwie dwóch miast.
Często błędnie z Trójkątem Trzech Cesarzy utożsamiany jest teren, którego południowy wierzchołek znajduje się obecnie w granicach Sosnowca (wówczas Modrzejowa) o kształcie trójkąta.
Nazwa Trójkąt jest błędną kalką językową z języka niemieckiego, gdzie pełna nazwa brzmiała Drei Kaiser Ecke, co w tłumaczeniu oznacza Kąt Trzech Cesarzy, gdy stosowana w formie skróconej DreiEcke / Dreieck w języku niemieckim oznacza trójkąt. Została przyjęta od podziału terenu, gdzie widły utworzone przez rzeki dzielą tereny na trzy części. Oznaczała więc punkt zbiegania się rzek, w którym Biała Przemsza łączy się z Czarną Przemszą (od tego miejsca rzeka przybiera po prostu nazwę Przemsza) i tym samym zbiegały się granice trzech imperiów. Nazwa ta przyjęła się po 1873 roku, po spotkaniu i konwencji cesarza Austrii Franciszka Józefa I z carem Rosji Aleksandrem II do której dołączył cesarz Niemiec Wilhelm I. Porozumienie tam zawarte stąło się podstawą do utworzenia Związku Trzech Cesarzy co przełożyło się na nazwę Trójkąta.
Przed tą datą miejsce nazywano Drei Lander Ecke co w tłumaczeniu z niemieckiego oznacza Kąt Trzech Krajów. Ponadto w języku niemieckim słowo Dreiländereck oznacza trójstyk.
Wiadomo, że popularne były wycieczki z terenów niemieckich w to miejsce, istniały foldery przedstawiające faktycznie teren zaboru rosyjskiego.
Do czasu zakończenia I wojny światowej miejsce to było znane niemal w całej Europie. Jak pisały ówczesne gazety, tygodniowo odwiedzało je od 3 do 8 tysięcy turystów. Po rzece pływały dwa niewielkie parostatki wycieczkowe, można było podziwiać widoki z wieży Bismarcka znajdującej się w Mysłowicach Słupeckiej Górce (wybudowanej w 1907 r., zburzonej ostatecznie w 1937 r. na podstawie decyzji wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego), a nawet zrobić zakupy w przygranicznych kramach. Szczególną atrakcją była wyprawa przez mosty graniczne. Miejsce to zyskało popularność dzięki różnicom kulturowym i gospodarczym, widocznym tuż po przekroczeniu granic.
Od końca II wojny światowej miejsce zaczęło popadać w zapomnienie. W dzień po wejściu Polski do Unii Europejskiej 2 maja 2004 r. odbyło się na terenie Trójkąta spotkanie prezydentów: Jaworzna, Sosnowca i Mysłowic. W tym dniu po mysłowickiej stronie Trójkąta zamontowano tablice z napisem:
     "W miejscu, w którym niegdyś stykały się granice trzech zaborów dzisiaj świętujemy wstąpienie Polski do Unii Europejskiej i jesteśmy dumni, że wspólnie budujemy Europę bez granic."
30 kwietnia 2013 r. w tzw. Trójkącie Trzech Cesarzy w Mysłowicach z inicjatywy i środków stowarzyszenia Ślōnskij Ferajny zmieniono płytę z napisem informującym, że w tym miejscu stykały się dawniej „granice trzech państw”. W poprzednim napisie było: „granice trzech zaborów”. Płytę zmieniono ze względu na status Śląska w trakcie zaborów, kiedy to wchodził w skład państwa pruskiego.
9 listopada 2007 r., z okazji zbliżającego się Święta Niepodległości, został odsłonięty pamiątkowy obelisk na terenie Sosnowieckiej części trójkąta. Powstał przy współpracy władz Sosnowca oraz PTTK. Znajduje się na nim inskrypcja: "Obelisk Pamięci o dawnym podziale Europy i jej zjednoczeniu."
Wtedy też powstały pierwsze plany rewitalizacji i upamiętnienia Trójkąta Trzech Cesarzy, przygotowane przez PTTK Oddział w Sosnowcu. W 2017 roku na terenie Trójkąta od strony Sosnowca powstała niewielka infrastruktura turystyczna: altana, stojaki na rowery, ławki, kosze, palenisko. Został poprowadzony do tego miejsca Szlak Rowerowy Dawnego Pogranicza, którym można dotrzeć od Parku Tysiąclecia, Stawików czy graniczącego z centrum osiedla Naftowa. Na Trójkącie wyznaczono także początek innej trasy: Szlaku Rowerowego Czarnego Morza. Do końca 2018 roku od ul. Żeglarskiej do Trójkąta planowane jest utworzenie drogi asfaltowej w formie ciągu pieszo-jezdnego i wykonanie oświetlenia w standardzie LED.
Z Jaworzna poprowadzono w to miejsce trasę rowerową nr 476 (żółta).
Obecnie UM Mysłowice wraz z władzami Muzeum Miasta Mysłowice przygotowują program rewitalizacji Trójkąta. Na starym nieczynnym moście kolejowym powstać ma platforma widokowa, a dookoła całego terenu ścieżki rowerowe. Wybudowane zostanie też centrum historyczne upamiętniające historię tegoż miejsca.
W pierwszej edycji Budżetu Obywatelskiego miasta Mysłowice w 2016 zwyciężył projekt rewitalizacji Trójkąta.
Ciekawostki:
   -Symbol styku trzech rzek czy też Trójkąta Trzech Cesarzy występuje zarówno we fladze Sosnowca, jak i herbie tego miasta;
   -W Mysłowicach można nabyć znaczek turystyczny No. 594 Mysłowice – Trójkąt Trzech Cesarzy;
    -Trójkąt Trzech Cesarzy ma bogatą dokumentację pocztówkową, co świadczy o dużym zainteresowaniu tym terenem;
    -Do budowy pamiątkowego obelisku użyto jedną z granitowych płyt dawnego pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej z Sosnowca."-Wikipedia.

Kiedy wszyscy docierają na miejsce, proponuję zrobić tu grupowe zdjęcie. Oczywiście kto chce ustawia się na tle pomnika, a ja robię kilka fotek. Po nich fotografujemy się w niewielkich grupkach i indywidualnie, a po zdjęciach niespiesznie ruszamy w drogę powrotną do autobusu.









Kiedy wszyscy docieramy do parkingu, wsiadamy do autokaru i ruszamy w drogę do domu, kończąc w ten sposób tygodniową wycieczkę w Beskidy.
Podróż do Jeleniej Góry mija nam dość szybko i bezproblemowo. Szczęśliwi i radośni, żegnamy się z Rajdowiczami, zabieramy bagaże i wracamy do domu.

Tak kończy się nasza przygoda z Beskidem Śląskim i Żywieckim, pora na kolejną wycieczkę, a ta pewnie już wkrótce :) 

Do zobaczenia niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko, życząc miłej lektury i zdrówka :)

Danusia i Radek :)