niedziela, 26 września 2021

Chwilo trwaj....- czyli jak złapać oddech nad pivomatem w Karkonoszach :)

Niedzielny ranek budzi nas błękitnym niebem i słoneczkiem, które nieśmiało zagląda w okna. Wstajemy niezbyt wcześnie. Wczoraj ustaliliśmy że z braku dojazdu autobusowego, do Kowar podjedziemy samochodem.
Śniadanie, kawa, pakowanie plecaków i idziemy do autka. Wsiadamy do niego i jedziemy okrężną bo trwają "Jelenia Góra Trophy Race". Zmagania najlepszych zawodników świata na widowiskowej, bardzo wymagającej trasie w okolicach Pałacu Paulinum – tylko 1km od centrum miasta Jelenia Góra.
"Maja Włoszczowska, medalistka olimpijska i mistrzyni świata w kolarstwie górskim już po raz dziesiąty zaprasza największe gwiazdy światowego kolarstwa do Jelenia Góry
Trasa wyścigu, zlokalizowana jest w Parku Paulinum, przy ul. Nowowiejskiej w Jeleniej Górze, należy do najtrudniejszych technicznie i najbardziej widowiskowych w Polsce i Europie. Zagraniczni zawodnicy doceniają ją również za naturalną konfigurację terenu – choć organizatorzy co roku dokładają „swoje” sztuczne utrudnienia – progi, uskoki, a nawet schody!."-tekst ze strony: https://mtbjelenia.pl/

W Kowarach jesteśmy z dużym zapasem czasowym. Zostawiamy samochód na parkingu, bierzemy plecaki, kijki i idziemy na przystanek autobusowy, gdzie czekamy na autokar jadący do Pecu pod Sněžkou. Czas oczekiwania umilamy sobie rozmową i podziwianiem Królowej Karkonoszy.
Kiedy tak rokoszujemy nasze zmysły pięknem nas otaczającym, podchodzi do nas, nasza znajoma Rajdowiczka Beata i wita się z nami. Rozmawiamy z Nią i Jej Tatą, umilając sobie w ten sposób czas oczekiwania na busa. Kiedy tak sobie wspólnie gawędzimy, dostrzegamy że bus jadący do Pecu pod Sněžkou pojechał prosto, omijając przystanek w Kowarach. Jesteśmy zdezorientowani, ale wciąż mając nadzieję że będzie jechał drugi, czekamy cierpliwie. Jednak kiedy mijają kolejne minuty i nic od Karpacza nie jedzie, szukam w internecie numeru telefonu by dowiedzieć się czy będzie drugi bus. Niestety gdy dzwonię pod znaleziony numer, nikt się nie zgłasza. Gdy mówię o tym Radkowi i Beacie, na przystanek po drugiej stronie ulicy podjeżdża autobus jadący do Karpacza. Beata, Jej Tato i kilkoro innych osób zmienia plany, przechodzą na drugą stronę szosy i wsiadają do autokaru. My po chwili namysłu, decydujemy się podjechać autem na Przełęcz Okraj i stamtąd czeskim autobusem pojechać dalej. Niestety, bałagan w samochodzie nie pozwala nam zaprosić na podwiezienie Beaty i Jej Taty. Przykro nam z tego powodu....Machamy na pożegnanie znajomym, wsiadamy do auta i ruszamy w kierunku granicy. Podróż nam mija bezproblemowo i dość szybko. Oboje stwierdzamy że droga na Przełęcz Okraj jest nowiutka, gładziutka, bez dziur, wręcz idealna - wychodzi na to że pandemia ma też swoje plusy....
Przejeżdżamy przez Przełęcz Okraj i wjeżdżamy do Malej Úpy. Znajdujemy miejsce na parkingu, parkujemy, ale po wielu próbach nie udaje nam się wykupić miejsca parkingowego. Wsiadamy do samochodu i jedziemy na parking po polskiej stroni. Tu bez problemu płacimy za postój. Wysiadamy z samochodu i idziemy na przystanek autobusowy. Wiemy już że jeden autobus już pojechał, ale mamy nadzieję że za niedługo przyjedzie kolejny. 
Na przystanku Radek sprawdza papierowe rozkłady jazdy, a ja w telefonie. Po wpisaniu w Googlach "jízdní řády" - czyli rozkład jazdy - wpisuję Malá Úpa Pomezní Boudy - Pec pod Sněžkou wyświetlają mi się połączenia. Okazuje się że mamy połączenie, ale z przesiadką w miejscowości Horní Maršov, Temný Důl, odb.Malá Úpa. Czekamy kilkanaście minut na nasz transport, a kiedy podjeżdża, zakładamy maseczki, ustawiamy się w kolejce i wsiadamy do autobusu. Radek kupuje dla nas bilety i chwilę rozmawia z Kierowcą.
-Horní Maršov, Temný Důl, dvakrát - mówi Radek.
-Horní Maršov, Temný Důl, odb.Malá Úpa?- pyta Kierowca.
-Ano-mówi Radek.
I dzięki takiej precyzji wiemy że w odpowiednim miejscu się przesiądziemy. 
Kiedy wszyscy wsiądą i drzwi się zamkną, ruszamy. 
Jedziemy ku nowej przygodzie.
Podziwiamy widoki dawno nie oglądane, radujemy nasze oczy pięknem rozpościerającym się dookoła i cieszymy się że razem możemy to piękno podziwiać :)
Na ekranie monitora, oprócz przystanków, na których wsiadają pasażerowie, wyświetla się przystanek Horní Maršov, Temný Důl, odb.Malá Úpa jako pierwszy na którym ktoś będzie wysiadał. Cieszy nas to ogromnie. 
Podróż mija nam szybko i bezproblemowo. Autobus zatrzymuje się na odpowiednim przystanku, wysiadamy z niego, przechodzimy na drugą stronę szosy i czekamy kilka minut na nasz kolejny transport. Kiedy przyjeżdża, wsiadamy do niego, kupujemy bilety i stajemy w przejściu, tuż za Kierowcą-tyle jest ludzi-i jedziemy do Pecu pod Sněžkou. Podróż mimo niewygody jest przyjemnością. Pan Kierowca umila ją opowiadaniem o mijanych miejscach, dzięki temu dowiadujemy się, że gdy skończą budować ogromny parking, na rogatkach to do Pecu pod Sněžkou będą mogły wjechać tylko elektryczne samochody i busy. Przy okazji nie ma żadnych problemów gdy ktoś chce wysiąść w innym miejscu niż przystanek. U nas od razu padło by pytanie: -Czy Pan/Pani wie ile kosztuje taki przystanek???
Całe szczęście dziś jesteśmy w normalniejszym kraju :)
 Do Pecu pod Sněžkou docieramy bezpiecznie. Wysiadamy z autobusu i ruszamy w górę. Mijamy znane nam budynki, ale przy okazji stwierdzamy że sporo się pobudowało nowych, ale idealnie wkomponowanych w krajobraz. Zaglądamy do punktu informacji turystycznej, stemplujemy kajety i stwierdzamy że jak będziemy wracać to kupimy piwo i weźmiemy folderki.

"Pec pod Sněžkou (niem. Petzer) – miasto w Czechach, w kraju hradeckim.
Według danych z 31 grudnia 2003 powierzchnia miasta wynosiła 5214 ha, a liczba jego mieszkańców 608 osób. Pod względem administracyjnym do Peca należy czeska część Śnieżki oraz Równi pod Śnieżką, łącznie ze schroniskiem Luční bouda.
Miejscowość posiada połączenia autobusowe z Trutnovem, Pragą, Malą Upą (nieliczne), a w sezonie letnim również z Harrachovem przez Vrchlabí. Od maja 2016 miejscowość posiada bezpośrednie połączenie z Karpaczem przez Kowary.


Pec powstał jako wyodrębniona część Velkej Upy (która jest dzisiaj częścią miasta). Dodatek „pod Sněžkou” Pec otrzymał dopiero po II wojnie światowej. Wcześniejsza nazwa brzmiała Velká Úpa III.
Pec pod Sněžkou leży w środkowej części Karkonoszy, w dolinie Úpy i Zelenego potoku.
Na północ od centrum znajduje się dolna stacja kolejki linowej Pec – Śnieżka. W maju 2012 wyłączono z użytkowania jej górny odcinek (Růžová hora – Śnieżka), a 2 września 2012 po godzinie 19.00 odcinek dolny, po czym przystąpiono do rozbiórki jej infrastruktury. W miejscu dotychczasowego wyciągu krzesełkowego z 1949 powstała kolej kabinowa (kabiny dla 4 osób) o przepustowości 250 osób/h (a więc identycznej jak do tej pory), którą oddano do użytku w dwóch etapach: odcinek dolny – grudzień 2013, odcinek górny – 22 lutego 2014r.
Zabytki:
    -Drewniany zrębowy budynek gościńca „Hospoda Na Peci” z 1793 r. Pierwsza karczma stała w tym miejscu już w 1644.
    -Kamienna kapliczka Panny Marii z 1888 r., z napisem Durch Wohlthäter erbaut im Jahre des Heils 1888.
    -Zabytkowy układ osady w Wielkiej Upie z byłą plebanią, gościńcem, szkołą oraz zbudowanym z inicjatywy cesarza Józefa II kościołem Najświętszej Trójcy.
     -Kapliczka w Obřím důle z 1873 r., będąca obecnie miejscem pamięci po ofiarach powodzi i lawiny błotnej z lipca 1897 r. Na północ od niej – na zboczach Śnieżki – znajdują się udostępnione do zwiedzania na długości 250 m sztolnie dawnej kopalni żelaza, arsenu i miedzi Kovarna, o tradycjach sięgających 1511 roku, oraz stacja pomp wodnych z turbiną Peltona, funkcjonująca w latach 1912–1956.
    -Betonowy bunkier z lat 30. XX wieku w Obřím důle
    -Kapliczka w Chaloupkach z 1834 r., dla podparcia której w 2004 postawiono współczesną rzeźbę pielgrzyma.
    -Kaplica Wszystkich Świętych z 1890 r. na Vysokim Svahu.
    -Kaplica św. Barbary na Hnedym Vrchu, fundacji Johanna Dixa, wewnątrz freski ze scenami z życia patronki górników
    -Zabytkowe zespoły chałup w Modrym Dole na zboczach Studniční hory oraz w Velkich Tippeltovych Boudach w Wielkiej Upie."-Wikipedia.

Wędrujemy niebieskim szlakiem, wzdłuż ulicy, cały czas pnąc się ku górze. Najpierw delikatnie, ale po minięciu dwóch parkingów, skręcamy w lewo i zaczynamy dość ostro piąć się w górę. 

















Początkowo wędrujemy przez las, ale gdy szosa wyprowadza nas wyżej, naszym oczom ukazują się przecudne widoki. Co chwilkę zatrzymujemy się i rozglądamy dookoła. Za naszymi plecami nieśmiało wyłania się szczyt Śnieżki. Robimy zdjęcia, chłoniemy całymi sobą piękno, które nas otacza i niespiesznie idziemy dalej.





















I tak co chwilę oglądając się za siebie i podziwiając widoki docieramy do naszego celu, do samoobsługowego baru piwnego. Ostatnio wszędzie w mediach jest o nim głośno, a czemu? To proste. W naszym kraju taki samoobsługowy bar piwny nie miałby racji bytu. Wstyd to przyznać, ale wielu naszych rodaków nalałoby by sobie piwa bez płacenia, albo płacąc raz nalewało by wiele razy. Po czeskiej stronie takie samoobsługowe bary powstały w wielu miejscach i my mieliśmy okazję z nich korzystać. Wszystko działa na zasadzie uczciwości i zaufania do ludzi.
Chwilkę czekamy aż turyści, którzy przyszli przed nami naleją sobie piwa i zrobią zdjęcia i dopiero po Nich my wrzucamy pieniądze do otworu w pivomacie i powoli nalewamy do plastikowego kubka piwo. Ściągamy plecaki i rozsiadamy się na ławce z przepięknym widokiem na Karkonosze.





















Dość długo rozkoszujemy się pięknem, które nas otacza, ciesząc się że dane nam jest tu być razem. Piję niespiesznie piwo, Radek musi się obejść smakiem-taki los kierowcy-z piwem pozuje tylko do zdjęć-nadrobi po przyjeździe do domu. 
Kiedy już nasze zmysły wzroku nasyciły się pięknem, a piwo zostało wypite, powoli, aczkolwiek niechętnie wstajemy z ławki, zakładamy plecaki i niespiesznie ruszamy w drogę powrotną. 
-Radeczku czy wiesz co jest za tym wzniesieniem?-pytam.
-Nie wiem.
-A może podejdziemy i zobaczymy?
-Czemu nie, nic nas nie goni.
I tak zamiast schodzić w dół, my  wędrujemy przez łąkę w górę. Mijamy po drodze piękne, stare drewniane chaty. Przystajemy na sfotografowanie ich i dostrzegamy w oddali nazwę Hotelu "Oddech".
-Może czas złapać oddech?-pyta Radek.
Uśmiecham się i mówię:
-Jestem na tak. Z Tobą z przyjemnością złapię oddech.



Idziemy więc w kierunku Oddechu. Przyglądamy się pasącej się za ogrodzeniem lamie, robimy kilka zdjęć i wchodzimy na taras znajdujący się z tyłu budynku. Siadamy przy wolnym stoliku i kiedy podchodzi do nas Pani Kelnerka zamawiamy dwie kofole i dwie kulajdy.
Czekając na nasze zamówienie, przyglądamy się jak lama gania owce po łące, a widok ten wywołuje  uśmiechy na naszych twarzach. Pani przynosi nam kofolę, a lama po rozgonieniu owiec, kładzie się na trawie i na wprost Radka. Śmiejemy się że czaruje Go, ale po pewnym czasie, lekko znudzona wstaje i idzie sobie w głąb łąki. My dostajemy zamówione zupy i niespiesznie, rozkoszując się ich smakiem, posilamy się :) Oboje stwierdzamy że do tej pory nie jedliśmy tak dobrej kulajdy. Ta dzisiejsza jest obłędna. Słodko kwaśna, z roztrzepanym jajkiem i marynowanymi grzybkami, sprawia nam rozkosz na podniebieniach :) 

"Kulajda - gęsta i pożywna zupa kuchni czeskiej, składająca się z wody, śmietany, grzybów, jajek, ziemniaków i przypraw. Popularna w południowych Czechach, charakteryzuje się specyficznym smakiem nadawanym jej przez grzyby. Istnieje wiele różnych wersji przepisów na kulajdę."-Wikipedia.

Najedzeni i dopieszczeni, płacimy i niechętnie opuszczamy Oddech. Znów poczuliśmy się tak, jakbyśmy byli na urlopie...



Spacerowym krokiem idziemy w kierunku białej, murowanej kaplicy p. w. św. Krzysztofa. Focimy ją z zewnątrz, ale też zaglądamy do środka. Po zrobieniu kilku zdjęć idziemy dalej. 
















Przechodzimy obok Pražskej Boudy, zatrzymujemy się przy kamiennym drogowskazie, robimy zdjęcia i ruszamy w drogę powrotną. Wędrujemy przez łąki, mijamy pivomat przy Husovej Boudzie i idziemy szosą w dół. Zatrzymujemy się na chwilę przy Hotelu Žižkova Bouda, gdzie stemplujemy kajety i załatwiamy sikundę, a po dopełnieniu formalności idziemy już w dół, do Pecu pod Sněžkou. 

W dość dobrym tempie docieramy do punktu informacji turystycznej, gdzie kupujemy piwo do domu i podbijamy nasze wszystkie zeszyty i wychodzimy na zewnątrz, skąd mamy tylko kawałek na dworzec autobusowy. Nigdzie nie dostrzegamy autobusu jadącego do Malej Úpy. Zaczynamy więc sprawdzać rozkład jazdy. Radek sprawdza papierowy, a ja internetowy i u mnie wyszło że autobus po Malej Úpy Pomezni Boudy jest opóźniony o 12 minut. Pokazuję informację w telefonie Radkowi i od razu buzie nam się uśmiechają. To myśmy się spóźnili, ale dzięki opóźnieniu, które ma autobus zdążymy na ten kurs. Kiedy uradowani mijamy stojące autobusy i wychodzimy na główną ulicę Pecu pod Sněžkou, dostrzegamy jadący autokar, nasz autokar. Podchodzimy na przystanek, na który podjeżdża i stajemy w kolejce, by do niego wsiąść. Wszystko odbywa się idealnie. Środkowymi drzwiami pasażerowie wysiadają, a przednimi wsiadają. Nikt się nie pcha, wszystko na spokojnie. Radek kupuje bilety, a po ich zakupie znajdujemy wygodne miejsca, rozsiadamy się i jedziemy ku  granicy. Podróż mija nam bezproblemowo i szybko. W Malej Úpie Pomezni Boudy wysiadamy szczęśliwi i radośni, bo dzień udał nam się cudnie. Idziemy w kierunku Przełęczy Okraj, gdzie mamy zaparkowany samochód. Wsiadamy do niego i jedziemy w kierunku domu. 
Jesteśmy bardzo zadowoleni i szczęśliwi. Udało nam się być w Karkonoszach, spróbować piwa z Pivomatu, nasycić się cudownymi widokami, zjeść obłędną kulajdę i złapać oddech w Oddechu :) Każdemu życzymy takich dni :)
Pozdrawiamy serdecznie i cieplutko, życząc miłej lektury i zdrówka :)

Danusia i Radek :)