niedziela, 25 marca 2012

Wiosna w zimowej bieliźnie,żabi staw czyli pierwsza wiosenna niedziela :))

Pierwszą,wiosenną niedzielę postanowiliśmy spędzić w Czechach,razem z tatą Radka.Ostatnio rzadko poświęcaliśmy Mu czas,więc była okazja by to nadrobić.Wymyśliliśmy sobie,że odwiedzimy miejsca w których już byliśmy w zeszłym roku.Oczywiście nie wszystkie,bo było ich nie mało.
Nie musimy się spieszyć,więc na spokojnie jemy śniadanie,pijemy kawę,pakujemy to co potrzebne do plecaka-dziś zabieramy tylko jeden - i ruszamy do samochodu.Najpierw jedziemy pod Teatr,tam jesteśmy umówieni z Jurkiem.Troszeczkę się spóźniliśmy,za co Jurka przepraszamy.Robimy zamianę,ja daję Mu miód,a On daje mi mapy i przewodnik po Pirnie i Pillnitz.Teraz już jedziemy,najpierw jednak kierujemy się do Sosnówki.Chcemy zobaczyć przy tak pięknej pogodzie jak wygląda zbiornik "Sosnówka" na tle gór. Robimy sobie krótką przerwę na sesję zdjęciową.Widoki amy przed sobą cudowne.Karkonosze pokryte są śniegiem,a na dole wiosna i na dodatek oszałamiający błękit nieba i wody w zbiorniku "Sosnówka". Kontrast robi wrażenie.
Po sesji zdjęciowej ruszamy już ku granicy państwa.Przejeżdżamy przez Szklarską Porębę i Jakuszyce.Wjechaliśmy w śnieżną krainę.Tu ciągle panuje Królowa Zima,jest sporo śniegu i mnóstwo narciarzy.Po czeskiej stronie zdecydowanie śniegu jest więcej niż u nas.Hałdy starego,brudnego śniegu towarzyszą nam po drodze.Dochodzimy do wniosku,że w Czechach tej zimy było go dużo więcej niż u nas.Mijamy Harrachov i  w Tanvaldzie trzymamy się drogowskazów,chcąc dotrzeć do jednego z naszych dzisiejszych celów,a jest nim "DETOA" w Albrechticach.
To tu,od ponad 100 lat działa fabryka zabawek,korali i biżuterii z drewna.Mieści się tu również muzeum i sklep firmowy.My dziś jednak nie będziemy zwiedzać,mamy trochę inne plany,wchodzimy więc do sklepiku.Jest tu mnóstwo różnych zabawek.Począwszy od znanego wszystkim "Krecika" i jego przyjaciół,a skończywszy na bardziej współczesnych postaciach.Są gry,korale,kolejki,wszystko zrobione z drewna,piękne i kolorowe.Nie możemy się napatrzeć.Wszędzie zaglądamy i szukamy czegoś dla siebie na pamiątkę.Oczywiście "Krecik" musi być obowiązkowo.Radek już sobie go wypatrzył,do tego słonik,aniołek i mamut.Wszystko z drewna :)
Ale nie tylko na zakupy weszliśmy do sklepiku.Mają tu też wizytki,kolejne do naszych dzienniczków turystycznych.Obowiązkowo pieczątka i pora ruszać dalej.
Kolejny nasz cel to zbiornik wodny Josefuv Dul.Najpierw jednak zaglądamy do miasteczka.Radkowi przypomniało się,że w sklepiku są wizytki,których nam brakuje.Oczywiście miał rację i w małej "Trafice" kupujemy wizytki i dzwoneczek dla mnie,kolejny do kolekcji.Teraz możemy jechać zobaczyć i pokazać tacie Radka zbiornik wodny w Josefovym Dulu.
Dojeżdżamy do Hrabetic.Plan jest taki by oszczędzić korony i postawić auto gdzieś obok,skąd moglibyśmy dojść do zapory.Nie zawsze warto tak kombinować.Wkrótce po tym jak rezygnujemy z tego pomysłu nagle z różnych kierunków pojawiają się dwa auta policyjne i po wymianie informacji,jeden z nich ogląda jak parkujemy na legalnym parkingu.Obeszło się bez pokuty,40 koron to nie 2000 ;). Jesteśmy zaskoczeni ilością śniegu.Miejscami jest go tu ponad metr.W pełni trwa tu sezon narciarski.
Zapora Józefa jest największa i najmłodsza w mikroregionie Tanvalsko.
"Budowla pochodzi z lat 1976 - 1982. Jest to największa budowla spiętrzająca wodę w Górach Izerskich. Ma dwie zapory narzutowe, czołową (długości 720 m, wysokości 43 m) oraz boczną, zatrzymującą 23 milionów m3 wody. Zapora służy jako zbiornik wody pitnej dla miasta Jablonec, Liberec i regionu Českolipsko. Woda przepływa sztolnią do uzdatniania w Bedřichovie.
Maksymalna zatopiona powierzchnia wynosi 138 ha"-znalezione w internecie.
Spacer i sesja zdjęciowa wzmogła w nas apetyt na ciasto i kawę.Usiedliśmy sobie na ławce i w towarzystwie psa,który nas bacznie obserwował,napiliśmy się kawy z termosu i zjedliśmy po słusznym kawałku ciasta.Smakowało wybornie:)
Po obejrzeniu zapory,sesji zdjęciowej i napatrzeniu się na śniegową krainę,wróciliśmy do Hrabetic,wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Tanvaldu.Po drodze urzekł nas widok kościoła w Albrechticach z Tanvaldskym Spicakiem górującym nad nim.Zauważyliśmy,że w kościele otwarte są drzwi,więc zjechaliśmy na parking i poszliśmy zobaczyć kościół.Okazało się,że drzwi są otwarte,ale dostępu bronią kraty,a kościół się wietrzy.Po sesji zdjęciowej wróciliśmy na parking i tu czekała nas niespodzianka.Przy parkingu,na skarpie nad strumykiem rosło pełno lepiężników różowych.Wokół latało pełno trzmieli i motyli.Pięknie to wyglądało,prawie na kolanach ale udało nam się sfotografować to piękno :))
Po sesji z lepiężnikami jedziemy ku granicy.Po drodze mamy przystanek w Korenovie.Malowniczy kościółek na wzgórzu przyciąga nas jak magnes.Prawie zawsze robimy sobie tutaj przystanek i sesję zdjęciową.Miejsce jest piękne,że nie sposób je ominąć,nie zatrzymując się choć na chwilę.Po spacerze i zdjęciach ruszamy już do Polski.Chcemy jeszcze zobaczyć czy da radę zrobić zdjęcie restauracji z odbiciem w stawie,więc zatrzymujemy się w Szklarskiej Porębie.Idziemy nad stawek i niestety,wiatr marszczy wodę,do tego słońce jest nie z tej strony co trzeba,za to są żaby.Całe mnóstwo żab.Są na łące i w stawie.Pozują do zdjęć bez próśb.

Kończymy sesję zdjęciową i wracamy do domu.Trzeba wkleić wizytki do dzienniczków,sfotografować nasze "skarby",zjeść małe co nieco....
I tak oto kończy się nasza wędrówka i kolejna "karteczka" została zapisana.



Pozdrawiamy wszystkich serdecznie,życząc miłej lektury.

Do zobaczenia :))

Danusia i Radek :))


1 komentarz: