
Zacznę od tego,że na tę wycieczkę ostrzyłem sobie zęby od dłuższego
czasu.Już w zeszłym roku bardzo chciałem tam pojechać,ale się nie
udało.Teraz wszystko wskazywało na to,że się uda.Wskazywało,bo jeśli
chodzi o jednodniówki to sprawa nie jest taka prosta.Nie wystarczy
zapłacić by pojechać,trzeba jeszcze liczyć,że zbierze się odpowiednia
ilość chętnych i wycieczka nie zostanie odwołana.Tej nie odwołano.I całe
szczęście,bo straciłbym wiele nie będąc w Spreewaldzie.Powiem tak,nie
dana mi jest sztuka pływania i być może z tego powodu bardzo,ale to
bardzo lubię korzystać z wszelkiego rodzaju łódek,statków,kajaków..To
zawsze dla mnie jakaś dodatkowa mała dawka adrenaliny.W niedzielny
poranek więc,gdy większość rodaków jeszcze smacznie śpi my spod teatru
ruszamy do Niemiec.Jedziemy zupełnie nową trasą jak na podróż do
Niemiec,bo najpierw kierujemy się na Bolesławiec,potem na autostradę do
Wrocławia i wreszcie niedoszłą autostradą do Berlina na przejście
graniczne Olszyna/Forst.Autostrada jest niedoszła bo z olbrzymim
rozmachem na EURO 2012 zrobiono pas w kierunku Niemiec.Gdy okazało
się,że nie uda zrobić wszystkich dróg na EURO wszystkie środki rzucono
na A4 a drugi pas w odwrotnym kierunku pozostaje betonową płytoteką
:).Może właśnie ta stukająca melodia sprawiła,że kierowca wiozący sprzęt
AGD wylądował centralnie na drzewie.Widok porozrzucanego sprzętu i
drzewa w środku kabiny robił wrażenie.Po przekroczeniu granicy mijamy
Forst,następnie Cottbus.To już Spreewald i powoli zbliżamy się do
celu.Wjeżdżamy na parking w Lubennau.Gdy wysiedliśmy widać,że jesteśmy w
ogórkowym raju.W przyparkingowym sklepiku można je kupić we wszelakiej
postaci.
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|

Idziemy do portu,tu stoi mnóstwo łódek szykujących się do
odpłynięcia.Niektóre są bardzo szykowne,ze stolikami przybranymi
obrusami.My jak się okazuje,popłyniemy wersją prostszą,bez stolików,za
to z flisakiem mówiącym po polsku.Łódka nazywa się Mirek III,jak nam
tłumaczy nasz wodniak sprawa nazewnictwa jest prosta,Mirek bo on jest
Mirek a III,bo to trzecia jego łódka.
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|


Płynąc powoli zagłębiamy się dzięki niemu w tajemnicach tej krainy i
tego zawodu.Dowiadujemy się,że dla turystów promuje się oryginalność
Spreewaldu.Płaci się np. za składowanie siana w specyficznych kopcach z
tyczką,co by było ładniej i inaczej.Mirek tłumaczy nam inne zastosowanie
takich kopców,mianowicie do towarzyskich spotkań
męsko-damskich.Niepisana zasada głosi,że jeśli tyczka się trzęsie,to
taki snopek jest zajęty i jeśli jakaś para ma ochotę na takie spotkanie
musi wybrać inny snopek lub poczekać na swoją kolej :).Wracając do
tematu ogórków przed wyruszeniem z portu,każdy z uczestników otrzymuje
tackę z mnóstwem kawałków w ogórków w różnych smakach.Gdyby
podróżujących naszła dodatkowa chętka na kolejne ogórkowe
degustacje,płynąc kanałami co chwilę mija się mini restauracje,które
serwują je w dowolnych ilościach,wystarczy zgłosić flisakowi i ten
przybije do brzegu.Wystarczy też zgłosić,że ma się ochotę na coś pod
ogórka.Każdy z wodniaków ma minibarek ze sobą i cały worek typowych
niemieckich szczeniaczków :).Jak duże mają powodzenie można zobaczyć w
kolejnych portach,gdzie w większości łódek na stołach królują puste
buteleczki.Dzięki Mirkowi dowiadujemy się o życiu w krainie
Spreewaldu.Okazuje się,że niektóre domu są pozbawione dróg dojazdowych
do domu.Mają swoje prywatne kahny i swoje prywatne przydomowe
kanały.Taki domek można też sobie wynająć,oczywiście łącznie z łódkami
by się do niego dostać.Tu ruch motorowodny nie jest dozwolony.Kahnami
dowozi się pocztę,a nawet,choć oczywiście w tych o specjalnych
konstrukcjach,krowę na łąkę.Istnieje również system kanałowych taksówek a
nawet kanałowa straż pożarna.Bardzo ciekawie Mirek opowiada,dobrze się
tego słucha i przyjemnie płynie.Ja jednak oglądając piękno tego miejsca i
oznaczenia szlakowe kanałów z zazdrością patrzę na mijające nas
kajaki.Chętnie indywidualnie pozgłębiałbym kanały Spreewaldu,zatrzymując
się tam gdzie miałbym ochotę.Okazuje się,że jest to możliwe,wcześniej
jednak przed wypożyczeniem kajaka trzeba obowiązkowo przejść szkolenie z
zasad pływania kanałami.Wracając do podróży,nasz flisak z polskimi
korzeniami dowozi nas do portu w Lebe.To miejsce oszałamia.Liczne kanały
piesi mogą pokonywać niezliczoną ilością mostków.Turystom wystarczają
restaurację.my chcemy zobaczyć jak najwięcej,mamy tutaj godzinkę
postoju.Pokonujemy więc kilka mostków i docieramy do muzeum
ogórków.Kosztujemy na ciemnym chlebie różne rodzaje musztard tutejszej
produkcji,wybór pada na gruszkową,smakuje tak wybornie,że nie możemy się
oprzeć.
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|
 |
|

 |
|
 |
|
 |
|
 |
|

Wracamy do portu i przy korzystaniu z toalety i tu trafiamy na
rodaczkę.Nasuwa się refleksja o naszych emigrantach zarobkowych,pewnie
nie tak wyobrażała sobie pracę w obcym kraju.Trochę z żalem opuszczamy
to miejsce.Przydałoby się więcej czasu na obejrzenie okolic.Przewodnik
nas dodatkowo podkręca opowiadając,że w pobliskim Leben wpływa się kaną
na rynek miasta.Oj chciałoby się.Wracamy skrótem i w przeciągu
kilkunastu minut osiągamy port startowy.Tu mamy pół godzinki na
obejrzenie Lubennau.Gonimy do punktu informacji,wracając oglądamy rynek z
fontanną w formie teatru lalek i zamek,który obecnie spełnia rolę
hotelu.W drodze powrotnej do autokaru kupujemy ogórkową nalewkę i
piwo..oczywiście również ogórkowe,jakżeby inaczej :).nie zdziwiłbym się
gdyby była i czekolada nadziewana ogórkowym nadzieniem i ogórkowe lody
:).W autokarze jadąc do Bad Muskau kosztujemy oryginalnych trunków
rozmawiając,że fajnie byłoby tu jeszcze wrócić i pogłębić to dzisiejsze
zwiedzanie.

Jedziemy do kolejnego pięknego miejsca,pałac i założenie parkowe zawsze
robią na nas olbrzymie wrażenie,ale dziś w obliczu widzianej wcześniej
niemieckiej wenecji,to wszystko blaknie.Może dlatego,że byliśmy tu już
kilka razy.Park pięknieje,pałac odzyskuje blask po powodzi.Na pewno mimo
wszystko będziemy tu jeszcze nie raz.Wycieczka dostarczyła kolejnych
niezapomnianych wrażeń i nawet jeśli ogórkowe piwo nie powala smakiem to
z powodów wizualnych na pewno tu kiedyś wrócimy :)
 |
Bad Muskau :) |
 |
Sprewaldzkie przysmaki :) |
I znów kolejna wędrówka dobiegła końca,pora na nastepną.
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie,życząc miłej lektury :)
Do zobaczenia.
Danusia i Radek :)
Szanowni Państwo!
OdpowiedzUsuńMuszę napisać, że bardzo ciekawy blog zachęcający do odwiedzenia Spreewaldu/ Błot. Proszę się nie gniewać, bo nie chcę się wymądrzać, ale widzę, że nie zaintrygowała państwa dwujęzyczna tablica Lehde/Ledy, która znalazła się na jednym z Państwa zdjęć. Na tej tablicy znajduje się nazwa miejscowości w języku niemieckim i łużyckim (język słowiańskich Łużyczan, bardzo blisko spokrewnionych z Polakami). Więc, żeby Państwa nie zanudzać moimi opisami i wywodami na temat Łużyczan proszę zajrzeć do poniższych linków:
1/ www.luzyca.cba.pl
2/ http://luzice2.euweb.cz/wucbnica/wucbnica_zmenjona_cescina.pdf
3/ http://www.prolusatia.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=264:popy-con-w-uycach&catid=6:prasa
Serdecznie pozdrawiam!/ Z hutschobnym postrowom!
Tomasz Olgierd Major
z Maszewa k/ Goleniowa (woj. zachodniopomorskie)
Mój e-mail: tomasz_major70@op.pl
Witam, Państwa blog jest bardzo inspirujący :) Miałabym kilka pytań krajoznawczych, ale nie mogę znaleźć żadnego adresu mailowego, na które mogłabym je skierować... Będę bardzo wdzięczna za jego podanie lub kontakt na katarzyna.klejber@gmail.com
OdpowiedzUsuńZ góry dziękuję i pozdrawiam!
Czy Pan Mirek przewozi z Lehde? Jak sie zamawia lodke? Wybieram sie tam 15/16 maja. Ile kosztuje rejs?
OdpowiedzUsuńWtedy przewoził nas Pan Mirek,a czy robi to dalej,to tego nie wiem.Poza tym,to była wycieczka komercyjna,więc trzeba było najpierw zapłacić całość,a później tylko pojechać...
UsuńZ jakiej agencji turystycznej usług Państwo korzystali?
OdpowiedzUsuńanna.balcerak@gmail.com