niedziela, 20 stycznia 2019

Karkonosze we dwoje :)

Budzik zadzwonił dość wcześnie,my jednak nie wstajemy.Lenimy się dość długo,ale słoneczko i błękitne niebo za oknem mobilizują nas do wstania.Kolano nie dokucza,więc trzeba coś zaplanować.Jemy śniadanie,pijemy kawę i sprawdzamy o której mamy autobus do Karpacza,bo mimo późnej pory marzą nam się Góry.Na spokojnie ubieramy się,pakujemy plecaki i gdy jesteśmy gotowi,ruszamy w kierunku stacji kolejowej,stąd o 10:30 odjeżdżamy busem do Karpacza.Podróż mija nam dość szybko.Przejeżdżamy bez problemu przez Kowary,Ścięgny ale kiedy dojeżdżamy do Karpacza,od razu stajemy w korku.Nam się nie spieszy,ale Pan Kierowca dość nerwowo reaguje na całą sytuację.Niesamowicie powoli przejeżdżamy przez Karpacz,ale od przystanku Biały Jar,jedziemy już normalnie.Wysiadamy na przystanku koło Świątyni Wang i od razu ruszamy na szlak.












Powoli wędrujemy sycąc oczy i aparaty przepiękną bielą nas otaczającą.Mija nas mnóstwo młodzieży,która pędzi w górę,a nam się nie spieszy.My cieszymy się odgłosem skrzypiącego przy każdym kroku śniegu,bielą nas otaczającą,skrzącą się w słoneczku.Przystajemy co jakiś czas,robimy zdjęcia i radujemy się pięknem które nas otacza.




















































Przechodzimy niespiesznie przez Polanę,przyglądamy się rozpościerającym się widokom,robimy zdjęcia i zachwyceni chłoniemy piękno całymi sobą.Powolutku wędrujemy w śnieżnej krainie,niespiesznie zbliżając się do "Samotni".Im jesteśmy bliżej tym więcej nas mija ludzi.My jednak najpierw mamy w planie zajrzeć do Domku Myśliwskiego.I tam niespiesznie podążamy.





























































Kiedy docieramy do miejsca gdzie powinniśmy skręcić,naszym oczom pokazała się wąska,wydeptana w śniegu ścieżka.Wiedzie ona do prawie po dach zasypanego Domku Myśliwskiego.Idziemy oczywiście w tamtym kierunku.Radek ma niesamowitą radość z robienia zdjęć śnieżnych czap,przykrywających tablice informacyjne.

"Schronisko na wysokości 1158 m n.p.m., położone w obrębie Karkonoskiego Parku Narodowego, w pobliżu niebieskiego szlaku z Karpacza na Śnieżkę przez Polanę. Domek Myśliwski wzniesiono w 1924 r. dla hrabiego von Schaffgotscha, właściciela Karpacza. Po II wojnie światowej pełnił funkcję gajówki, schroniska młodzieżowego, a także stacji badawczej. Obecnie jest ośrodkiem informacyjno-turystycznym KPN.
W Domku Myśliwskim można obejrzeć filmy przyrodnicze poświęcone Karkonoszom, wysłuchać prelekcji, uczestniczyć w zajęciach edukacyjnych, a także nabyć mapy i przewodniki. W ofercie ośrodka znajdziemy wycieczki tematyczne po najbliższej okolicy (praktyczna nauka korzystania z map, rozpoznawania tropów zwierząt) oraz prezentacje „Karkonosze jako Park Narodowy” i „Laboranci w Parku Karkonoskim” (historia i współczesność KPN). Z oferty edukacyjnej można skorzystać po uprzednim umówieniu się telefonicznym.
W chwili powstania Domek Myśliwski, zgodnie z nazwą, pełnił rolę bazy wypadowej dla uczestników polowań. Najczęściej przywożonymi stąd trofeami były poroża jeleni, które w okolicach domku miały stałe miejsca popasu. Domek nosił wtedy nazwę St. Leonard am Kleine Teich (Św. Leonard nad Małym Stawem). Nad drzwiami wejściowymi jeszcze w II poł. XX w. znajdował się obraz patrona bydła, dobrego porodu, jeńców i więźniów oraz myśliwych."-tekst ze strony: https://tropter.com/pl/polska/karpacz/domek-mysliwski-kpn
























Po sesjach zdjęciowych wchodzimy do Domku Myśliwskiego.Wewnątrz jest ciepło,ściągamy kurtki i polary,witamy się z dwoma Przewodnikami Górskimi,rozmawiamy i rozsiadamy się wygodnie na krzesłach by obejrzeć film o Karkonoszach.














I tak w cieple i miłej atmosferze spędzamy godzinę.Film o Karkonoszach wywołał u nas mnóstwo wspomnień,a dzięki temu i radość.Rozmawiamy jeszcze chwilę z Przewodnikami,stemplujemy nasze wszystkie kajety,a po dopełnieniu formalności,żegnamy się z naszymi Gospodarzami,dziękując Im za gościnę i opuszczamy Domek Myśliwski.Na zewnątrz robimy jeszcze kilka zdjęć,a po nich niespiesznie wędrujemy wąską,wydeptaną w śniegu ścieżką,do drogi.Kiedy tam docieramy zaczepiają nas turyści i pytają czy idziemy szlakiem spod ściany Smogornii,bo Oni widzieli ludzi,którzy schodzili z góry.Odpowiadamy,że my idziemy z Domku Myśliwskiego,a szlak wiodący pod ścianą Smogornii zimą jest zamknięty,więc nie ma tu przejścia.Pytający nas ludzie patrzą na nas z niedowierzaniem,ale odpuszczają i idą w dół.My lekko zdezorientowani spoglądamy na siebie,uśmiechamy się i wędrujemy w kierunku Samotni.
I po przejściu niewielkiego odcinka wszystko się wyjaśnia.Spoglądamy na ścianę Małego Stawu i dostrzegamy na jej zboczu trójkę schodzących ludzi.Patrzymy z niedowierzaniem na zbocze Małego Stawu i robimy zdjęcia.Bardzo długo stoimy i przyglądamy się jak trójka ludzi schodzi w dół.Oboje stwierdzamy że to skrajna głupota.


























Po dość długiej obserwacji trójki ludzi schodzących ze zbocza Małego Stawu,idziemy niespiesznie dalej.Jednak po przejściu niewielkiego odcinka znów się zatrzymujemy.Na zejściu do Samotni stoi spory tłum gapiów,spoglądających na zbocze Małego Stawu.Widowisko trwa.Troje ludzi powoli schodzi ze zbocza,a tłum gapiów Im się przygląda i robi zdjęcia,a my do niech dołączamy i dopiero zrobieniu ogromnej ilości zdjęć schodzimy do Samotni.















































































Kiedy jesteśmy przy schronisku,Radek pyta mnie czy będziemy iść do Strzechy Akademickiej.Mówię że nie,więc zaciąga mnie najpierw na sesję zdjęciową z Samotnią,a dopiero po niej idziemy do schroniska.Wchodzimy do środka i od razu ogłusza nas tłum w środku.Po krótkim poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca,odpuszczamy i wychodzimy na zewnątrz,tu przynajmniej mamy spokój i ciszę.





























Przystajemy w wykopanym w śniegu przejściu,robimy kilka zdjęć,wyjmujemy kanapki i termos z grzanym winem i odpoczywamy,przyglądając się trójce śmiałków,którzy akurat dotarli na skraj Małego Stawu.Oboje stwierdzamy,że to musiało być jakieś szkolenie,bo inaczej już by tu była Straż Parkowa.Wiemy że głupota ludzka nie zna granic,ale wciąż mamy nadzieję że jednak nie był to wybryk głupoty ludzkiej.
Kiedy już się posilimy i napatrzymy,postanawiamy podejść do mężczyzny,który był jedną z tych trzech osób,które schodziły ze ściany Kotła Małego Stawu.Idziemy więc w kierunku Pana,który zmierza do schroniska.Stajemy przed Nim,witamy się i zadajemy pytania,a Pan cierpliwie i spokojnie na wszystkie nam odpowiada.I tak dowiadujemy się że to wejście i zejście to było szkolenie,na które otrzymali pozwolenie z KPN-u.Opowiadamy przy okazji jakie zrobili widowisko i ilu było chętnych by pójść w Ich ślady.Rozmawiamy z Panem dłuższą chwilę,a po rozmowie żegnamy się i ruszamy niespiesznie w drogę powrotną.Po drodze przystajemy na chwilę bym mogła założyć raczki.Po wczorajszym bólu kolana,wolę dmuchać na zimne i bezpiecznie,bez poślizgu zejść z Gór.
















Kiedy mam już na butach raczki idziemy w dół.Mówię do Radka,że w końcu raczki zostaną wypróbowane.Kiedyś ten dzień musiał nastać.Będąc przy Samotni widzieliśmy sporo młodych ludzi zakładających na buty raczki,więc dlaczego my mamy się wstydzić je mieć na nogach? Radek nie zakłada raczków,On dość dobrze czuje się w swoich butach (moje już mają trochę starty protektor,więc trza powoli zacząć rozglądać się za nowymi butami).
I cóż? My wędrujemy normalnym krokiem,a co niektóre mijane przez nas osoby idą tiptopkami,albo się ślizgają.Mamy okazję widzieć w jakim obuwiu ludzie idą zimą w Góry-adidasy,botki na koturnach albo śniegowe filcaki,na dodatek większość z Nich jest ubrana po miejsku.No cóż,po całej tej modowej paradzie,docieramy do tarasu widokowego nad Świątynią Wang.Tu mamy dłuższy postój bo trzeba zrobić kilka zdjęć.Dopiero po nich idziemy w kierunku przystanku autobusowego.














Raczki dopiero ściągam na przystanku autobusowym.Muszę przyznać że zdały egzamin.Dość długo czekamy na nasz transport,w pewnym sensie żałując że nie poszliśmy do Białego Jaru,ale kiedy widzimy jadącego busa do góry,oddychamy z ulgą,bo wiemy że za chwilę będzie wracał.I tak właśnie jest.Kiedy podjeżdża na przystanek,wsiadamy do niego,kupujemy bilety,rozsiadamy się wygodnie i ruszamy w drogę powrotną,do domu.Na kolejnych przystankach wsiadają kolejni pasażerowie,bus "pęka w szwach",a my przestajemy żałować że nie zeszliśmy do Białego Jaru,bo najprawdopodobniej byśmy stali,a tak siedzimy wygodnie.Podróż trwa dość długo,bo Karpacz jest strasznie zakorkowany.Do Jeleniej Góry przyjeżdżamy z godzinnym opóźnieniem,ale jesteśmy szczęśliwi,bo krótka wycieczka była przepiękna :)
Tak kończy się nasza wędrówka,pora na kolejną,więc do zobaczenia niebawem :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)











2 komentarze:

  1. Wspaniała wycieczka. Wspaniałe widoki, te ośnieżone miejsca. Przypomniała mi się podobna przygoda z ludźmi na zamkniętym szlaku z zeszłego roku. Też chciałam robić raban.
    Dobrze, że miałam aparat z dużym zoomem i dopiero przez obiektyw zauważyłam, że to była grupa goprowców na ćwiczeniach..
    Jednak lekkomyślnych "turystów" nie brakuje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu my najpierw myśleliśmy że to jacyś "odważni" po których później Ratownicy muszą przyjeżdżać,ale po dłuższym podglądaniu,stwierdziliśmy że to celowe działania-szkolenie i tak też właśnie było.Niesamowiecie to wszystko wyglądało.
      Pozdrawiam serdecznie Olu :)

      Usuń