niedziela, 25 sierpnia 2013

Bez kwiatków i motyli :)

Na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy sobie Czechy,a właściwie to jedno miejsce,gdzie powinniśmy dostać kilka vizytek turystycznych,a przy okazji jeszcze coś nowego dla nas zobaczyć.
Odpowiednio wcześnie wstajemy,śniadanie,kawa i pakowanie plecaków-to już tradycja :) 

Wsiadamy do autka i jedziemy na dworzec kolejowy kupić bilety ZVON.
I cóż się okazuje? 

KASA ZAMKNIĘTA!!!!
Od 7:40 do 8:10 - PRZERWA.
I jak tu cokolwiek wymyślić???
Szybka decyzja-nie czekamy na otwarcie kasy,tylko jedziemy na dworzec autobusowy,jest nadzieja,że tu nam się uda kupić bilety.
Wysiadam szybko z samochodu i biegnę do kasy,modląc się w duchu,by tu było lepiej.Udało się,jest otwarta,ale jak się okazuje,nie ma w niej nikogo:( Głośno mówię "Dzień dobry" i nic.Dopiero po drugim,ciut głośniejszym powiedzeniu "Dzień dobry",pojawił się Pan,który przepraszając wyjaśnia,że musiał iść rozmienić pieniążki.Kupuję dwa bilety ZVON i szczęśliwa,że je mam,biegnę do samochodu.Zostało mało czasu na dojazd do Szklarskiej Poręby.Musimy zdążyć przed zamknięciem dróg(trwają Górskie Szosowe Mistrzostwa Polski),a poza tym "motoraczek" na nas nie będzie czekał...
Droga mija nam bez problemów i szybko,parkujemy autko koło dworca kolejowego i idziemy za budynek.Tu na peronie tymczasowym(a była kartka "peron letni") jest już podstawiony nasz "motoraczek". Wsiadamy do niego i jedziemy ku naszemu celowi :)
W pociągu jest wielu turystów,podobnych nam,ale z tego co zauważamy,to tylko my podróżujemy na bilety ZVON,wszyscy inni kupują u Pani konduktor i dzięki temu przepłacają...Niestety tak to już jest,gdy się nic nie wie o takich promocjach....
"Motoraczkiem" dojeżdżamy do
Kořenova-tu mamy przesiadkę.Teraz kontynuujemy naszą podróż niebieskim szynobusem.Siedząc już w środku,zmieniamy trochę plan.W pierwszym założeniu,mieliśmy wysiąść w Jabloncu nad Nisou i stąd jechać dalej autobusem,ale stwierdzamy,że możemy mieć za mało czasu na przejście do dworca autobusowego,więc decydujemy się,że jedziemy do Liberca i stamtąd zaczniemy naszą wędrówkę.Tuż po komunikacie: "Příští stanice Tanvald",zostaje podany następny o komunikacji zastępczej od Tanvaldu do Smržovki.Jesteśmy ciut zaskoczeni,ale tak jak i inni pasażerowie przesiadamy się z pociągu do autobusu.I jadąc już autobusem,stwierdzamy,że Czesi mają dobrze zorganizowane przejazdy komunikacją zastępczą.Dzisiejszy przykład: W Tanvaldzie zostały podstawione dwa autobusy,po to by wszystkich pasażerów zabrać-to raz!
Dwa-to,że autobusy nie zajeżdżają na dworce kolejowe po pasażerów,a odbierają ich na przystankach autobusowych,gdzie są umieszczone tablice informujące,że przystanek,jest też stacją kolejową.
Brawa dla Czechów!!!!
Dlaczego?Już wyjaśniam.
W ubiegłym roku,po powodzi,gdy zostały podmyte tory kolejowe w Uboczu,też została uruchomiona komunikacja zastępcza i jeździł bus,mieszczący 20 osób.A reszta pasażerów???To raz!!!
Dwa-komunikacja jeździ od dworca kolejowego do dworca i tu często zdarza się,że kierowca autobusowy nie wie jak dojechać do stacji,a jeśli uda się jakoś dojechać to problem jest z nawróceniem i itp...
Przykład:
Komunikacja zastępcza Szklarska Poręba-Jelenia Góra.Mieliśmy okazję jechać nią kilka razy.Autobus wyjeżdża spod stacji Szklarska Poręba Górna i kierowca nie wie jak dojechać do kolejnych stacji-Szklarska Poręba Średnia,Dolna,Górzyniec itd....Często jest tak,że pasażerowie wskazują dalszy kierunek jazdy,ale jest i tak,że po kilku próbach dojechania do jakiejś stacji,kierowca odpuszcza i jedzie prosto do Jeleniej Góry,skąd pasażerowie powinni odjechać punktualnie już pociągiem.
Czesi rozwiązali ten problem idealnie i za to należą Im się BRAWA!!!!
Dojeżdżamy do Smržovki,przesiadamy się do pociągu i bez opóźnienia dojeżdżamy do Liberca.












To się nazywa wygrana!!!





Wychodzimy z dworca kolejowego i idziemy na przystanek tramwajowy,tu wsiadamy do "3",która akurat podjeżdża i nią jedziemy do końcowego przystanku "Lidové Sady". Stąd ruszymy dalej.Najpierw jednak idziemy kupić Turistickou známku z wieżą widokową.Dziś nie wchodzimy na wieżę,byliśmy tu z Rajdem na Raty kilka lat temu,a na dziś mamy inny cel.
Po dokonaniu formalności ruszamy na szlak.


Zaproszenie..

:)

:)

To jeden z naszych celów.





Idziemy czerwonym i zółtym szlakiem,kierując się na Rudolfov.Mijamy polankę odpoczynkową,gdzie szlaki się rozchodzą.My podążamy cały czas czerwonym.Dochodzimy nim do krzyżówki "Strážní buk" i stwierdzamy,że musimy wrócić do żółtego szlaku i nim dojść do  Libereckiej výšiny.Wracamy.0,5 km mija nam to niesamowicie szybko i naszym oczom ukazała się wieża widokowa z hotelem i restauracją.Jesteśmy zaskoczeni tym widokiem,bo ledwie kilka lat minęło od naszej tu bytności,a tu taka zmiana.Wtedy to miejsce straszyło ruiną,a dziś cieszy oczy :)
Oczywiście najpierw robimy zdjęcia.Wykorzystujemy moment,że nie ma obok ludzi.Po sesji idziemy przez drewniany most,przechodzimy przez dziedziniec,później przez taras i wchodzimy do restauracji.Tu kupujemy vizytki,znaczek turystyczny i bilety wstępu i idziemy na wieżę.











































Oczywiście idąc do góry liczę schody i wyszło mi,że jest ich 106.Po ich pokonaniu wychodzimy na osłonięty taras widokowy.Podziwiamy krajobraz rozpościerający się z okien i okienek,które można otworzyć,robimy zdjęcia i schodzimy.I znów liczę schody i tak jak wcześniej naliczyłam ich 106.Warto było je pokonać,bo widoki zrekompensowały trud wchodzenia.
Na dole,po chwili namysłu,decydujemy się na małe piwko.Chcemy spróbować Žateckého piwa.Jednak by się go napić,musimy trochę poczekać.Beczka się skończyła i po zamontowaniu nowej,trudno nalać piwo,ale w końcu dostajemy nasze pivećka jak mówi pani które je nalewa :).Wychodzimy na zewnątrz i siadamy przy kamiennym stoliku.Powoli delektując się zimnym piwkiem,odpoczywamy i stwierdzamy,że to miejsce bardzo nam się podoba.Ma swój klimat :)





















































Po wypiciu piwka i sesji zdjęciowej ruszamy dalej.I znów dochodzimy do krzyżówki "Strážní buk".W przewodniku wyczytujemy,że jest to buk warowny.W dawnych czasach,stawał tu patrol podczas strzelania w harcovskiej strzelnicy.
Tu po sesji zdjęciowej zaczynamy powoli piąć się do góry czerwonym szlakiem.Idziemy leśną drogą,w środku której spływająca woda wyżłobiła sobie koryto.Musiał tędy płynąc rwący potoczek,bo rów miejscami jest dość głęboki.
Wędrówkę umilamy sobie rozmową i czytaniem na głos przewodnika i to właśnie z niego dowiadujemy się,że z lewej strony będą Kamienie Jezusowe z kociołkami wietrzeniowymi.
I gdy uszliśmy kawałek drogi na takie skałki natrafiamy.Schodzimy więc ze szlaku,by je obejrzeć.





Szałasik:)





Widok ze skałek jest ograniczony przez wysokie drzewa,ale Ještěd widać stąd cudnie.
Robimy sobie zdjęcia i przy okazji znajdujemy jeden,dość spory kociołek wietrzeniowy,który wykorzystywany jest jako miejsce na ognisko.Dla mnie to dziwne....














Po sesji zdjęciowej wracamy na szlak i znów wędrujemy drogą,w której rwąca woda wyżłobiła sobie koryto,wymywając nawet skałę.Mijamy kamień z wyrytą datą i dochodzimy do Rudolfova.Przechodzimy obok "Českéj Chalupy" i najpierw kawałek idziemy asfaltem,a później wchodzimy na leśną ścieżkę,która po chwili zmienia się w leśną drogę.I tu znów mamy okazję zobaczyć jak rwąca woda wyżłobiła sobie koryto w ubitym,odnowionym szlaku.Po drodze mija nas sporo rowerzystów i właściwie dopiero tutaj mamy okazję spotkać ludzi na szlaku.





























Rowerzystów spotykamy ponownie na Przełęczy Malinik.Tu chwila zastanowienia i decydujemy się zejść drogą asfaltową do Bedřichova.Tu najpierw idziemy do punktu informacji turystycznej,gdzie kupujemy vizytki turystyczne,dzwoneczek i stemplujemy nasze dzienniczki.Bierzemy mapkę miejscowości i według niej decydujemy się iść najpierw do kościoła.













Oglądamy kościół z zewnątrz,robimy zdjęcia i dopiero po sesji zdjęciowej zaglądamy,przez kraty do skromnie urządzonego wnętrza.
Po obejrzeniu i zdjęciach schodzimy na szlak niebieski i czerwony i nim wędrujemy dalej,to wspinając się,to znów schodząc w dół.Mijamy ławeczki ustawione w miejscach,skąd rozpościerają się cudne widoki.Na polach pasą się rude,kudłate z wielkimi rogami krowy.Trzeba przyznać,że są ładne :)


























Idziemy sobie powoli,bo już wiemy,że dziś nie pójdziemy dalej.Musielibyśmy mieć trochę więcej czasu,bo przecież dojść i od razu wrócić,nie mając czasu na obejrzenie torfowisk-bo tam mieliśmy dojść-to żadna frajda.Spacerkiem chodzimy więc po Bedřichovie.Oglądamy pozostałości,po jednej z najstarszych i najdłużej funkcjonującej hucie szkła.Niewiele z niej zostało.Schodzimy do stawu i tu rozsiadamy się na ławce i zaraz obok nas pojawia się stadko kaczek,patrzących nam na ręce.Wyjmujemy więc kanapki i dzielimy się nimi z kaczkami.























Po podzieleniu się posiłkiem z pociesznym ptactem i odpoczynku idziemy na przystanek autobusowy.Sprawdzając godzinę odjazdu autobusu stwierdzamy,że mamy jeszcze chwilkę na sesję zdjęciową w "Letnim Kinie". Na dużym parkingu,poustawiane w rzędach są krzesła.Na wprost nich stoi stelaż,na którym będzie rozwieszony ekran.Z megafonu słyszymy zaproszenie na wieczorny seans do kina.
Przykre jest to,że u nas nic takiego nie istnieje :(
I jeszcze coś! Na rozkładzie jazdy autobusów,znaleźliśmy odjazd ostatniego autobusu o godzinie 23:14.U nas jeśli w jakimś mieście jest organizowana impreza plenerowa,to trzeba na nią przyjechać swoim autem,albo mieć załatwiony nocleg,bo inaczej się nie wydostanie....
























Odjeżdżamy z Bedřichova autobusem do Jablonca nad Nisou.
W Jabloncu,obok dworca autobusowego znajdujemy figurę św.Jana Nepomucena.Robimy sobie z nią zdjęcia i idziemy na dworzec kolejowy.Przychodzimy na niego dwie minuty przed odjazdem pociągu-na styk.To jest prawdziwa szkoła Wiktora :).I wracamy tą samą trasą do Polski.Przesiadka w Smržovce na komunikację zastępczą,którą dojeżdżamy do Tanvaldu.Tu mamy trochę więcej niż pół godziny do następnego pociągu,idziemy więc na lody. W kultowej już hospudce dziś w menu znów nie ma predlaćki :(
























Zjedliśmy lody i wsiadamy do naszego pociągu,który zawozi nas do Kořenova,gdzie wsiadamy do czerwonego "motoraczka" i już nim wjeżdżamy do Polski.




Peron tymczasowy.





W Szklarskiej mamy ostatnią przesiadkę,do samochodu,którym jedziemy do domu.

Tak oto zakończyła się kolejna wędrówka,która znów przyniosła nam wiele niespodzianek i wspomnień.Pora więc na następną.

Do zobaczenia niebawem>


Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz