Dziś jesteśmy umówieni na wędrówkę Drogą Królewską.
"W ramach projektu realizowanego przez Stowarzyszenie Południowo-Zachodnie Forum Samorządu Terytorialnego „Pogranicze” i Christlich-Soziales Bildungswerk Sachsen pod tytułem “Via Regia: poznać Europę – od historii do przyszłości” uczestnicy pieszych przejść każdego dnia pokonają ok. 25 kilometrów trasą dawnych dróg nawiązujących do Via Regia. W roku 2013 wykorzystano przy tej okazji pątniczy szlak – Droga św. Jakuba. W tegorocznych wędrówkach nie braknie także prób odnalezienia dawnej Via Regia pozbawionej oznakowania. Są to więc swojego rodzaju „ćwiczenie terenowe” w odszukiwaniu traktów.
Przed nami jeszcze trzy wędrówki już na terenie Saksonii:
31.08.2013 Zgorzelec – Löbau Start: 8:00, PKP Zgorzelec Miasto / 8:30, Ratusz, Görlitz
21.09.2013 Löbau – Budziszyn Start: 9:00, dworzec kolejowy, Löbau
19.10.2013 Budziszyn – Bischofswerda Start: 9:30, Reichenturm, Budziszyn
Dnia 31 sierpnia 2013 r. początek wędrówki już o godz. 8:00 przy stacji kolejowej Zgorzelec Miasto (o godz. 7:42 dojeżdża tu pociąg z Jeleniej Góry i Lubania), skąd przechodzimy w kierunku Mostu Staromiejskiego, by o godz. 8:30 pojawić się na Dolnym Rynku w Görlitz i zebrać saksońskich uczestników wędrówki. Obierając kierunek wyznaczony przez Górny Rynek i ulicę Bautzener Strasse szukać będziemy śladów Via Regia i przez Holtendorf oraz Reichenbach kierować się będziemy do Löbau. Dojście planowane jest około godz. 18. Następnie powrót pociągiem do Zgorzelca. O ile wystarczy czasu, podejmiemy próbę zdobycia wzgórz Löbauer Berge, co jednak uzależnione jest od warunków pogodowych i czasowych.
Udział w wędrówkach jest bezpłatny. Uczestnicy we własnym zakresie zabezpieczają prowiant i ubezpieczenie. Organizatorzy zapewniają dojazd z Jeleniej Góry (Koleje Dolnośląskie 5:41) i Lubania (6:55) do Zgorzelca i z Löbau z powrotem na stronę polską. Korzystamy przy tym z transportu kolejowego z wykorzystaniem biletów grupowych ZVON. Dlatego konieczne jest wcześniejsze zgłoszenie, najpóźniej do godziny 12:00 dnia poprzedzającego wędrówkę. W przypadku zaniechania uczestnictwa bez odwołania wcześniejszego zgłoszenia, organizator zastrzega sobie prawo do domagania się zwrotu poniesionych kosztów. Nie jest przewidziany transport bagaży. Wędrówki prowadzi licencjonowany przewodnik sudecki i saksoński oraz tłumacz polsko-niemiecki.
Projekt pt. „Via Regia: poznać Europę – od historii do przyszłości” realizowany jest przy współfinansowaniu ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej EWT Polska – Saksonia 2007 – 2013."
Wyjazd z Jeleniej Góry mamy o 5:41,więc odpowiednio wcześnie wstajemy.Śniadanie,kawa,pakowanie plecaków(kanapki zrobione zostały wczoraj) i nagle,okazuje się,że mamy strasznie mało czasu!!!!
Biegniemy więc na stację i w ostatniej chwili wbiegamy do pociągu....
Niesamowicie zasapani i zmęczeni,witamy się z Emilem,który już za nami niecierpliwie zaglądał.
Na złapanie oddechu,odpoczynek i uspokojenie zmęczonego organizmu,mamy prawie dwie godziny,więc powoli dochodzimy do siebie,a drogę umilamy sobie rozmową.W Gryfowie do pociągu wsiada Aneta i jest nas już czworo.Mijamy kolejne stacje: Olszynę Lubańską,Lubań,Zarębę,Batowice Lubańskie i w Mikułowie wsiada kolejna uczestniczka dzisiejszej wędrówki-Jola.W takim składzie dojeżdżamy do Zgorzelca.Tu na parkingu,obok stacji(gdzie budynek dawnego dworca,nie należy do Kolei),spotykamy się z grupą kolejnych uczestników.Po krótkim powitaniu i słowach wstępu,powoli ruszamy.
Przechodzimy przez park i idziemy spokojnymi uliczkami,szukając śladów Drogi Królewskiej.Powoli kierujemy się do Mostu Staromiejskiego.
Zatrzymujemy się przy dawnym Folwarku Kruczym.Obecnie w jego zabudowaniach mieści się Dom Pomocy Społecznej,ale w dawnych czasach był domem zgorzeleckiego burmistrza.To właśnie w tym folwarku urodził się słynny matematyk,astronom i kartograf Bartłomiej Scultetus.Więcej informacji o wielkim zgorzeleckim uczonym i Kruczym Folwarku znajdziecie tutaj :
http://www.it.zgorzelec.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=84&Itemid=41 My po wysłuchaniu historii tegoż miejsca i sesji zdjęciowej ruszamy dalej.Most Staromiejski przed nami.Przechodzimy przez niego i już znajdujemy się w Niemczech,w
Görlitz :)
Krótki postój tuż za Mostem Staromiejskim,kilka słów o historii
Görlitz i Via Regia i powoli,wąską uliczką zmierzamy do Dolnego Rynku.Znów zatrzymujemy się naprzeciw dwóch budynków.Jeden to najsłynniejszy barokowy dom w Görlitz(Barockhaus). Mieści się w nim Muzeum Miejskie i Górnołużyckie Towarzystwo Naukowe.
Drugim jest Biblijny Dom.Renesansowa kamienica wybudowana w 1570 r. przez Hansa Heinzego, handlarza marzanną barwierską.Całą fasadę tej kamienicy zdobią płaskorzeźby ze scenkami ze Starego i Nowego Testamentu.Za każdym razem,kiedy przechodzę obok,zatrzymuję się,zadzieram głowę do góry i podziwiam piękno tych kamienic.
Po wysłuchaniu historii,dotyczącej obu budynków i zrobieniu zdjęć idziemy kilka kroków dalej i już znajdujemy się na Dolnym Rynku.Tu spotykamy naszych saksońskich wędrowców,którzy będą z nami iść dalej.Po powitaniu,ruszamy dalej.
Kilka informacji dotyczących Dolnego Rynku można znaleźć tu:
http://www.it.zgorzelec.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=97&Itemid=41
Oglądamy przepiękne kamienice,okalające Dolny Rynek.Zatrzymujemy się przy budynku Nowego Ratusza.Na fasadzie są umieszczone herby sześciu miast,należących do "Związku Sześciu Miast".
Jest tu też herb Lubania-mojego rodzinnego miasta.
21 sierpnia 1346 roku,sześć Górnołużyckich miast założyło "Związek Sześciu Miast". W jego skład weszły miasta leżące wzdłuż Via Regia Lusatica (pol.
Królewskiej Drogi Łużyckiej). Bautzen,Kamentz,Görlitz,Löbau,Lubań i Zittau Jego głównym celem była ochrona szlaków handlowych i walka rycerzami-rabusiami.Oprócz tego miał za zadanie,zabezpieczać interesy kupieckie i wzmocnienie sił ekonomicznych i politycznych miast należących do Związku.Umowy o wzajemnej pomocy prawnej i zbrojnej,umocniły pozycję mieszczaństwa i doprowadziły do tego,że Związek stał się największą siłą polityczną na Górnych Łużycach.Miał większą władzę niż szlachta.
W 1547 roku,król Czech i Węgier Ferdynand I,nałożył na miasta Związku,olbrzymią karę,za rzekomą zdradę podczas wojny szmalkaldzkiej w bitwie pod Mühlbergiem,która miała miejsce 24 kwietnia 1547 roku.Owa zdrada polegała na rozpuszczeniu przez miasta swoich wojsk na dzień przed bitwą,bowiem wtedy minął dwumiesięczny termin,na jaki Związek udzielił królowi swoich sił.Sojusz został rozbrojony i ukarany kontrybucją w wysokości aż 100 tys. guldenów,a ponadto podatkiem od piwa,przepadkiem dóbr ziemskich na rzecz korony oraz co najważniejsze-utratą przywilejów.Mimo tego,że miasta Związku podźwignęły się gospodarczo i to już w ciągu następnej dekady,to siła polityczna Związku nie została już nigdy odbudowana. Sojusz został rozwiązany po kongresie wiedeńskim w 1815.
21 lipca 1991 roku,podczas obchodów 770-lecialokacji miasta Löbau,Związek został reaktywowany i doszło do niego jeszcze jedno miasto-Zgorzelec.Obecnie Związek ma za zadanie promować turystycznie region.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W okalających Dolny Rynek budynkach,jest kamienica,której portal nazywany jest "portalem szeptów". Stając na kamiennych podporach,dosięga się łuku portalu-są w nim wnęki sprawiające,że nasze wyszeptane słowa docierają wyraźnie do osoby stojącej z drugiej strony.Ciekawostka architektoniczna.Po sprawdzeniu,czy tak jest,ruszamy dalej.Zatrzymujemy się tuż za Nowym Ratuszem.Tu znajdowała się grodowa siedziba,pogańskiego plemienia Beżuńczan-Bieśnica.Plemię to czciło bożka Flinsa i kiedy ziemie te zajęli chrześcijańscy Niemcy,Bieżuńczanie zostali przepędzeni.Znaleźli schronienie w najbliższych górach.Zabrali ze sobą swego bożka-Flinsa.Legenda mówi,że złoty posąg starca,dzierżącego w dłoni kij,a na plecach niosącego lwa,został ukryty w Górach Izerskich.Wiele za tym przemawia,choćby niemiecka nazwa Świeradowa Zdroju to:
Bad Flinsberg.
Po wysłuchaniu opowieści i zrobieniu zdjęć,ruszamy dalej.Wąską uliczką,dochodzimy do dawnej Drogi Królewskiej i teraz nią przechodzimy przez Görlitz.Mijamy Reichenbacher Turm(Wieżę Reinchenbachską),Kaisertrutz-barbakan-pozostałości po dawnej Wartowni Cesarskiej.Ja oczywiście troszkę się oddalam od całej grupy.Chęć zrobienia zdjęć zegara kwiatowego jest większa,niż słuchanie przewodnika(wybacz Emilu). Oczywiście ceną nie słuchania,jest luka w wiedzy,jaką inni nam przekazują.To jest mój błąd,który bardzo często popełniam....
Powoli idziemy ku granicom miasta.Mijamy wysokie,piękne kamienice.W większości odnowione,ale są też takie,które czekają na renowację i remont.Jedna z nich spodobała mi się,a szczególnie rysunki zegarów na jej elewacji.
Opuszczamy miasto i idziemy uliczką równoległą do głównej ulicy,która prowadzi nas pomiędzy ogrodami działkowymi.Cisza i spokój nas otacza.
Przechodzimy przez Holtendorf i tu robimy sobie postój na odpoczynek i posiłek.W tym miejscu dochodzą do nas dwie osoby i teraz jesteśmy w komplecie.Grupa nasza liczy teraz dwadzieścia jeden osób.
Po posileniu się i odpoczynku,pora iść dalej.Teraz nasza droga to asfaltowy chodnik,ciągnący się wzdłuż ruchliwej drogi.I tu,przy tym chodniku znajdujemy śliwy,uginające się od ciężaru owoców.Mirabelki mają oblepione gałęzie.Żółte i czerwone kuszą nas.I jak się okazuje skutecznie,bo większość grupy objada się pysznymi śliweczkami.Mi osobiście smakują czerwone....mniam,mniam...
Zajadając się pysznymi śliwkami,docieramy do Markersdorfu.Tu schodzimy z głównej drogi i idziemy do "Dorfmuseum"-Muzeum Wsi :)
W 250-letnich zabudowaniach wiejskich z muru pruskiego,utworzono muzeum o charakterze regionalnym i prezentujące życie pracę ludności wiejskiej w XIX i XX wieku.Emil ustala czas,kiedy mamy stąd wyjść i teraz każdy z nas sam chodzi po muzeum.Na samym środku podwórza,poustawiane są narzędzia rolnicze,a w zabudowaniach gospodarczych odnajdujemy dawną pralnię,z suszącymi się na sznurach gatkami....
Stodoła "pęka w szwach" od różnorodności narzędzi i sprzętu rolniczego.Jest drewniany kombajn,wóz drabiniasty,mnóstwo pługów,radeł,sieczkarni,młockarni itd....
Ciężko skupić się na czymś konkretnym,bo wciąż zauważam coś innego,co przykuwa mój wzrok.
W budynku,nad oborą i stajnią,są pomieszczenia gdzie jest umieszczona wystawa poświęcona Napoleonowi.W oszklonych gablotach znajdują się ołowiane żołnierzyki w mundurach napoleońskich,szable,pistolety,kule,działko,czapka wojskowa i wiele innych eksponatów....Tuż za ścianą jest pokój,służący jako mieszkanie parobka.
Na dole zaś w chlewiku znajduję żywą,olbrzymią,z ogromnymi uszami,mnóstwem zmarszczek na pysku i maleńkimi oczami-świnię.Niesamowicie wygląda z tym marszczącym się pyskiem,siedząc na słomie i potrząsając od czasu do czasu głową,wydając przy tym głośne chrząkanie....
Po obejrzeniu wszystkich pomieszczeń gospodarczych idę za budynki.Z tyłu znajduje się kurnik,klatka z królikami,zagroda z owcami,domek,w którym jest studnia.Jest jeszcze pasieka,ale tam nie idę,bo czasu mało,a jeszcze całe mnóstwo do obejrzenia.
Przechadzam się wytyczonymi ścieżkami,zaglądam do budyneczku,w którym znajduje się piec chlebowy.Na półkach pełno różnego rodzaju form i mis,specjalnych szufli,garnuszków,dzbanków i książek kucharskich.Cudnie to wszystko wygląda i w niesamowity sposób pokazuje jak kiedyś wieś funkcjonowała.
No cóż pora iść w stronę budynku mieszkalnego.Idę więc przez ogród,pachnący różnorakim kwieciem.Tętniący życiem,dookoła słychać bzyczenie owadów.Wśród kwiatów znajduję len,kwitnący i już przekwitnięty.I tu,gdzieś za plecami,pada pytanie:cóż to za kwiatki,malutkie,niebieskie???Odpowiadam,że to len.Mówiąc szczerze,nie wiem skąd wiedziałam,że to jest len,wszak do tej pory nie miałam okazji widzieć tej roślinki.
|
|
|
|
|
|
Po przejściu przez ogród,wchodzę do budynku mieszkalnego i tu jestem w szoku.Przepięknie urządzone pokoje,kuchnia,spiżarnia,pokoje dziecinne,dla służby,sypialnie,pokoje gościnne i nie wiem jakie jeszcze pomieszczenia.Pełno w nich mebli,starych sprzętów domowych,zabawek,ubrań itp...Czas goni jak szalony,odczuwam to po nawoływaniu Emila.Biegiem przemieszczam się z pierwszego piętra na strych,gdzie królują kołowrotki,kosze z przędzą,krosna,u sufitu wiszą suszące się pęki ziół,robię zdjęcia i zbiegam na dół,dołączając do grupy.Mamy sobie zrobić grupowe zdjęcie-sama to zaproponowałam,więc trzeba zostawić to piękno zgromadzone w budynku.
Ustawiamy się wszyscy na placu.Najpierw ja robię zdjęcia,więc mnie na nich nie ma,ale po chwili,prosimy przypadkowego Pana,o zrobienie nam zdjęć-i tu już na nich jestem.Dziękujemy i ruszamy dalej,niechętnie opuszczając tak czarowne miejsce.No cóż Droga Królewska wciąż na nas czeka!!!!
Mijamy po drodze Ratusz i dochodzimy do kościoła św.Michała.Przechodzimy obok niego i tuż za nim,naszym oczom ukazał się dla mnie niecodzienny widok-plac pomiędzy kościołem,a murem,gdzie wśród żywopłotu są groby,jest "koszony" przez owce i kozy,które na nasz widok przestały jeść,a zaczęły pozować do zdjęć.
My po sesji zdjęciowej,ruszamy dalej,powoli opuszczając teren kościelny.
I tak dochodzimy do miejsca,gdzie znajdują się dwa pomniki,pamiątkowy kamień i ruina kaplicy św.Barbary.Emil tłumaczy tekst znajdujący się na tablicy informacyjnej,a my robimy zdjęcia :)
Chwilę czekamy,aż nikogo przy kaplicy nie będzie,by zrobić zdjęcia i dlatego znów musimy dość szybko iść,by dogonić grupę i tak dochodzimy do Gersdorfu.Tu pytamy o drogę strażaków i dzięki Nim ruszamy w kierunku stacji.
Tuż przed stacją kolejową,po zapoznaniu się z rozkładem jazdy,decydujemy się na poczekanie na pociąg i przejechanie nim prawie 5km.Fakt,że mielibyśmy iść wzdłuż torów w słońcu nie bardzo nam pasowała, a pociąg miał być za niecałe 35minut.Rozsiadamy się więc,gdzie się da. Odpoczywamy,posilamy się,a ja oczywiście robię też zdjęcia.Tuż obok stacji,znalazłam miejsce,gdzie rosły dynie-było ich sporo-duże i małe :)
Kiedy czas do przyjazdu pociągu zbliżał się ku końcowi,grupa powoli zaczęła się zbierać na stacyjce i gdy podjechał,wszyscy wsiedliśmy do niego,po to by po kilku minutach wysiąść w Reinchenbach.
Po opuszczeniu pociągu,ruszamy w kierunku miasteczka,gdzie w Muzeum czeka już na nas Pani.Dom Via Regia,to miejsce gdzie odbywają się spotkania,odczyty,koncerty,a poza tym są tu też wystawy-jedna z obecnych dotyczy Gerharta Hauptmanna i śląskich Noblistów,druga natomiast Drogi Królewskiej.My po wysłuchaniu i obejrzeniu wystaw idziemy do centrum,napić się kawy.
Miejscowość jakby opustoszała nagle-wszystko pozamykane,nie widać żadnych ludzi,cisza,aż huczy....Trochę zawiedzeni,wracamy z powrotem do stacji kolejowej i na szlak.
Opuszczamy Reichenbach, idziemy wzdłuż szosy, kierując się do Sohland. Po dość długim odcinku wędrowania asfaltem,skręcamy w boczną uliczkę,ciągnącą się wśród pól,na których pełno pasących się koni,owiec i kóz.Kiedy podchodzimy bliżej,one również do nas podchodzą i oczywiście jak tu nie zrobić zdjęć????
Nie da się nie robić!!!!
A jeszcze do tego,przystanek autobusowy cały w pelargoniach :)
I tu w Sohland,kidyś przebiegała granica Górnych Łużyc i Saksonii.Zmienia się powoli architektura domów wiejskich-odnajduję w tej wiosce dom przysłupowy.Trzeba przyznać,że jest piękny.
Przyglądając się wszystkiemu,dochodzimy do kościoła.Idę sprawdzić czy jest otwarty i mam szczęście-jest otwarty-trwają przygotowania do mszy.Kościół jest Ewangelicki,z emporami i niesamowicie skromny.Nie ma tu złoceń,obrazów świętych,za to wszędzie królują zdobienia roślinne.Prostota i piękno!!!
W przedsionku,na balustradzie zauważyłam sieć z rybkami.Każda taka rybka ma swoje imię :)
Po zrobieniu zdjęć,wychodząc już z kościoła spotykam Radka,który przyszedł po mnie,bo tradycyjnie zostałam daleko za grupą.I znów dzięki mnie musimy dość szybko iść,by dogonić resztę.
Idąc niesamowicie ostrym tempem,udaje nam się dogonić część grupy.Niestety trzeba zwolnić,bo wspinamy się na górę Rotstein i jesteśmy już na terenie najstarszego rezerwatu przyrody w Saksonii.Istnieje on od 1912 roku.
Najpierw wchodzimy dość ostro do góry,ale po pewnym czasie,droga zamienia się w schody i zaczyna trawersować i przy takim jednym schodku staję jak zaczarowana.Tuż u moich stóp znajduję kilka roślinek z czerwonymi kuleczkami,są to obrazki plamiste-roślina,którą kilka lat temu bardzo chciałam zobaczyć,ale mi się nie udało.Jednak dzięki Jurkowi znalazłam o niej kilka ciekawostek.
Rosnąca w naturalnych warunkach,jest rośliną w Polsce objętą ścisłą ochroną,gatunek na wymarciu.
Hodowane gatunki są wykorzystywane w bukieciarstwie-kwiaty,liście i owocniki.
To znalazłam na stronie Pana Antoszewskiego.Warto zajrzeć:
http://www.antoranz.net/CURIOSA/ZBIOR/ZDZIW/ZDZIW0103.HTMZ wrażenia prawie uklękłam,by zrobić choć kilka zdjęć,ale jeszcze bardziej chciałam podzielić się swoją wiedzą na temat tej roślinki i zrobiłam to,docierając do szczytu,gdzie prawie wszyscy już byli.Tyle lat minęło,kiedy o tym czytałam,a jednak na widok tej niepozornej,ale w tej chwili wyróżniającej się roślinki,z zakamarków pamięci,wygrzebałam wszystkie wiadomości :)
Ależ byłam z siebie dumna....
Oprócz obrazków plamistych,moja pamięć odszukała jeszcze coś-okazało się,że ja tu,w tym miejscu już kiedyś byłam.Razem z "Rajdem na Raty", ale wchodziliśmy od innej strony.
Po tych wszystkich zaskoczeniach,wyszperanych w pamięci-zamówione piwo smakowało niewiarygodnie pysznie.Podczas odpoczynku,padła propozycja skrócenia sobie trasy i wcześniejszego zejścia z góry.Trzeba było znaleźć odpowiednią ilość osób.Ja i Radek,zgłosiliśmy się(ja ze względu na jutrzejszą,wczesną pobudkę i pracę przez cały dzień). Po wypiciu piwa,poszłam na wieżę widokową,ulokowaną tuż za budynkiem restauracji.Zanim na nią weszłam,poczekałam chwilę na Radka,wszak razem raźniej,a i jest komu zrobić zdjęcia :)
Idąc do góry,tradycyjnie liczę schody,ale pomyliłam się i dałam sobie spokój.Będę schodzić to je policzę.
Na samej górze podziwiamy widoki,rozpościerające się wokół.Robimy zdjęcia i po chwili schodzimy.I znów liczę schody i znów się mylę :(
Na dole żegnamy się z grupą,która poszła dalej,a my schodzimy do Zoblitz,skąd odjedziemy pociągiem do Görlitz.Kiedy docieramy do stacji kolejowej,okazuje się,że mamy chwilę na odpoczynek i posiłek.
Punktualnie przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego i jedziemy do Görlitz.Tu żegnamy się z parą Niemieckich wędrowców i idziemy przed budynek dworca,stąd odjeżdżamy tramwajem,skracając sobie ciut drogę.
Po opuszczeniu tramwaju,już pieszo przekraczamy granicę i dość szybkim tempem idziemy na stację kolejową,gdzie przychodzimy przed czasem i mamy moment na złapanie oddechu.
Wsiadamy do pociągu i w Mikułowej żegnamy się z Jolą.Do Jeleniej Góry jedziemy już sami.
Tak oto kolejna wędrówka dobiegła końca.Znów mieliśmy okazję poznać nowych ludzi i nowe miejsca.Pora więc na następną wędrówkę.Do zobaczenia niebawem :)
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
Danusiu, na Twoich fotografiach nawet budynek dworca w Zgorzelcu wygląda pięknie :-)
OdpowiedzUsuńPiękne strzeszczenie naszej wędrówki, wiele rzeczy mi przypomniałaś, bo czasem tak jest, że jednym uchem wpada, drugim wypada. Obrazki plamiste wspominałam jeszcze przez 2 kolejne dni :-) Było cudnie :-)