niedziela, 25 listopada 2018

Kaczka przy plecaku - ością w oku ????-czyli zakończenie Rajdu na Raty 2018 :)

"Zarząd Oddziału PTTK „Sudety Zachodnie” wraz z redakcją „Nowin Jeleniogórskich” zapraszają w dniu 25 listopada 2018 r. na wycieczkę nr 44 w ramach tegorocznego Rajdu na Raty. Wyjazd z dworca PKS w Jeleniej Górze autobusem o godz. 8.20 do Kowar. Zbiórka uczestników o godz. 9.00 na przystanku Kowary PKP, gdzie będzie oczekiwał turystów prowadzący wycieczkę Wiktor Gumprecht z Mysłakowic.
Trasa długości 10 km przebiega w południowej części Wzgórz Karpnickich. Od przystanku autobusowego idziemy do Wojkowa, po drodze w zagajniku oglądamy grobowiec rodziny von Reuss. Powyżej podziwiamy eklektyczny budynek szpitala „Wysoka Łąka” projektowany na wzór wysokogórskiego szwajcarskiego sanatorium. Za szpitalem wchodzimy do lasu i przez Przełęcz pod Brzeźnikiem docieramy na wzgórze Bramka (495m.) nazwane tak od skałek tworzących naturalną bramę, poniżej wykuty na skałce napis z datą 1795 upamiętniający pobyt historyka Karla Klöbera. Szlakiem niebieskim idziemy do Bukowca, 100m przed kościołem spotykamy krzyż pokutny z wyrytym oszczepem, mijamy dwa kościoły: klasycystyczny św. Jana Chrzciciela z końca XVIII w. oraz gotycki św. Marcina z XVI w. i podchodzimy na skaliste wzgórze za wsią, gdzie w XIX w. zbudowano sztuczne ruiny zameczku z cylindryczną wieżą (punkt widokowy), za wieżą pozostałości budowli nazywanej „Rzymskim Amfiteatrem”. Poniżej oglądamy pseudoantyczną Świątynię Ateny (wzniesiona na cześć hrabiny von Reden) i schodzimy do klasycystycznego pałacu z początku XIX wieku, obecnie siedziby Związku Gmin Karkonoskich i Regionalnej Pracowni Krajoznawczej Karkonoszy, gdzie o godz. 13.00 rozpocznie się spotkanie podsumowujące XLVIII Rajd na Raty, w trakcie którego omówimy przebieg tegorocznych wędrówek, wyświetlimy zdjęcia z wycieczek i przedstawimy plany na przyszły rok. Odbędzie się również konkurs krajoznawczy z tras rajdowych.
Uczestnicy wycieczki we własnym zakresie ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków, członkowie PTTK z opłaconą składką objęci są ubezpieczeniem zbiorowym."

Najpierw były pytania:
-Idziemy na zakończenie Rajdu na Raty?
-Tak!
-Ale idziemy na rajdową wycieczkę,czy tylko do Bukowca?
Chwila namysłu i Radek odpowiada:
-Myślę że pójdziemy na rajdową wycieczkę Danusiu.
I tak wszystko zostało ustalone-w niedzielę idziemy na rajdową wycieczkę i kończymy ją ze wszystkimi w pałacu w Bukowcu.
Zanim jednak nastała niedziela,były też zwykłe dni wypełnione pracą i innymi obowiązkami.Oczywiście były też pytania czy będziemy w niedzielę,co było trochę zaskakujące ale i miłe.
I tak nastała niedziela.
Wstajemy odpowiednio wcześnie by na spokojnie zjeść śniadanie,wypić kawę i spakować plecaki.Kiedy jesteśmy gotowi idziemy na przystanek autobusowy,z którego pojedziemy do Kowar.Na miejscu jesteśmy przed czasem,więc rozmawiamy i zastanawiamy się kogo ze znajomych dziś spotkamy.Gdy na przystanek podjeżdża bus,bez zastanowienia wsiadamy do niego,kupujemy bilety,rozsiadamy się wygodnie i jedziemy ku naszej dzisiejszej,nowej przygodzie.W Mysłakowicach do busika wsiada Ewa z Walą.Po kupieniu biletów,siadają obok nas śmiejąc się że specjalnie zajęliśmy Im miejsca,by nie musiały stać do Kowar :)
I tak rozmawiając i śmiejąc się docieramy do Kowar-miejsca startu dzisiejszej rajdowej wędrówki.
Na przystanku czeka już spora grupka rajdowiczów,podchodzimy do Nich,witamy się,rozmawiamy i robimy kilka zdjęć i czekamy na przyjazd autobusu.
My na rajdowe wędrówki praktycznienie nie chodzimy.Najczęściej wybieramy autokarowe wycieczki,a resztę robimy sami,więc miło jest od czasu,do czasu spotkać się ze znajomymi rajdowiczami.Już kiedyś zostało mi zarzucone że nie jestem rajdowiczką,bo nie chodzę na wycieczki rajdowe,więc nie powinnam zabierać głosu w sprawach rajdowych....Zabolało mnie to stwierdzenie...Mimo to,my i tak uważamy że należymy do "Rodziny Rajdowej" :)
Po jakimś czasie przyjeżdża autobus i wysiadają z niego kolejni rajdowicze.Podchodzą do nas.I znów powitania,rozmowy i radość nam towarzyszą.
Gdy już nastała pora wymarszu,Wiktor wita wszystkich przybyłych serdecznie i w kilku słowach przedstawia przebieg dzisiejszej wędrówki.Krzysztof natomiast zaprasza wszystkich do odwiedzenia "Gościńca na Starówce",gdzie przy gorącej herbacie i grzanym winie Pan Zbigniew Piepiora opowie o Filipinach i trekkingu do krateru wulkanu Pinatubo.
Ruszamy więc powoli.
Wędrujemy uliczkami Kowar,zmierzając niespiesznie ku Kowarskiej Starówce.









Po niedługim marszu,zatrzymujemy się na kilka słów Krzysztofa przed "Gościńcem na Starówce",a po nich wchodzimy do środka.Ściągamy plecaki,kurtki i rozsiadamy się wygodnie.Kiedy jesteśmy w komplecie,Krzysztof przedstawia nam Pana Zbigniewa Piepiorę,który po kilku słowach wstępu zaczyna opowiadać o swojej podróży na Filipiny.

"Wystawa pt. „Trekking do krateru wulkanu Pinatubo”
Jeżeli lubicie podróżować oraz interesują Was odległe egzotyczne miejsca to w imieniu organizatorów serdecznie zapraszamy na wystawę zdjęć Zbigniewa Piepiory pt. „Trekking do krateru wulkanu Pinatubo”, którą oglądać można bezpłatnie w „Gościńcu na Starówce” w Kowarach (ul. 1 Maja 23). Wystawa jest czynna codziennie (do końca 2018 roku) w godzinach 12:00-18:00.
Wulkan Pinatubo znajduje się w Luzonie Środkowym na Filipinach, które są 3. najbardziej narażonym na występowanie katastrof naturalnych krajem na Ziemi. Do lat 90-tych XX wieku wulkan Pinatubo nie był powszechnie znany na świecie. W dniu 15.06.1991 roku nastąpiła jego katastrofalna erupcja. Według EM-DAT, w jej wyniku zginęło 640 osób, ponad milion ludzi zostało poszkodowanych, a szkody oszacowano na 211 milionów USD. Była 2. największa erupcja wulkaniczna w XX wieku na naszej planecie. Mieszkańcom Filipin to zdarzenie przypominało apokalipsę. Jej skutki są odczuwalne po dziś dzień. A jak wygląda sam wulkan Pinatubo obecnie?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, udałem się w miejsce katastrofy. Efekty swojej pracy zaprezentowałem na wystawie fotografii pt. „Trekking do krateru wulkanu Pinatubo”. Otworzyłem ją w dniu 13.11.2018 r. w „Gościńcu na Starówce” w Kowarach.
Prezentowane zdjęcia wykonałem przy okazji stażu naukowego w Azji w październiku br. (Brown International Advanced Research Institutes Philippines 2018 Community Resilence for Natural Disasters), na który zostałem zaproszony jako alumn Uniwersytetu Browna. Na fotografiach można zobaczyć przejazd do obozu głównego samochodem z napędem na cztery koła, Crow Valley, koryto rzeki O’Donnell, byki wodne, dżunglę, drzewa zniszczone w wyniku erupcji wulkanu, tereny zalewowe pokryte laharem, lawiny błotne, gorące źródła, strumienie siarki, jezioro w kraterze wulkanu czy mieszkańców, którzy żyją w obszarze zagrożenia.- dr Zbigniew Piepiora, pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, przewodnik sudecki."-tekst ze strony: https://um.kowary.pl/wystawa-pt-trekking-do-krateru-wulkanu-pinatubo/

Pan Zbigniew opowiada o swojej wyprawie,a my słuchamy z zaciekawieniem.Dzięki Jego relacji przenosimy się do całkiem  innego miejsca na ziemi.Przy okazji słuchania opowieści,oglądamy zdjęcia pozawieszane na ścianach Gościńca.












Po wysłuchaniu prelekcji o trekkingu na kraterze wulkanu Pinatubo,dziękujemy Panu Zbigniewowi i wychodzimy na zewnątrz,gdzie ustawiamy się do grupowego zdjęcia.Oczywiście robimy ich klika.Po sesji zdjęciowej rajdowicze ruszają powoli dalej,a my idziemy obejrzeć "zbója",który przysiadł przed kowarskim Ratuszem.










"Herszt zbójów przed kowarskim ratuszem.
Wrocław ma krasnale, Jelenia Góra jelonki, a Kowary swojego zbója. Na starówce miasta nad Jedlicą od kilku dni jest figura zbója, nawiązująca do legendy o powstaniu herbu Kowar.
Figurę, która przysiadła przed kowarskim ratuszem śmiało można określić mianem dzieła zbiorowego. Pomysł, projekt oraz drewniany prototyp herszta bandy zbójów, którzy według legendy łupili kiedyś Kowary, a którym przeciwstawił się jedynie kowal, jest dziełem Wernera Pietrzyka - kowarskiego mistrza dłuta. Odlew i wykończenie figury wykonał wrocławski artysta Grzegorz Łagowski – twórca sporej części wrocławskich krasnali. Kamień, na którym siedzi zbój podarował miastu i ustawił Paweł Słowik, a montażem zajęła się ekipa miejscowego kamieniarza Edwara Urbańskiego.
- Mamy nadzieję, że z biegiem czasu zbójecka kompania w Kowarach wzbogaci się o kolejnych bohaterów, którzy - tak jak ich przywódca - będą w mieście psocić... ale jak to mówią niektórzy, tak nie za dużo – mówi Andrzej Weinke z kowarskiego magistratu."-tekst  ze strony: https://m.jelonka.com/herszt-zbojow-przed-kowarskim-ratuszem-78231

Dość szybkim krokiem docieramy do budynku Ratusza.Tuż za schodami odnajdujemy siedziącego na kamieniu "zbója".Przystajemy przed figurką,oglądamy ją,robimy sporo zdjęć i dopiero po nich idziemy na trasą rajdową.








































Wędrujemy niespiesznie ulicami Kowar i na jednej z nich spotykamy Pawła z Bogusiem i Marlenką-Oni byli zobaczyć nową atrakcję Kowar-olbrzymią ławkę.Paweł pokazuje nam zdjęcia.Oglądamy je,przy okazji mówię Radkowi że zapomniałam o tej nowej atrakcji Kowar i idziemy dalej.Doganiamy rajdowiczów niedaleko Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska.Przechodzimy obok,mijamy pałac Nowy Dwór schowany w otaczającym go parku.przechodzimy przez ruchliwą szosę i powoli zmierzamy w kierunku grobowców rodziny von Reuss.Przy okazji robimy zdjęcia pięknie prezentującym się w oddali dwóm budynkom szpitalnym-"Bukowiec" i "Wysoka Łąka".I tak po niedługim czasie docieramy do niewielkiego,zalesionego wzgórza,gdzie między skałami znajdują się dwa grobowce.

"Grobowce rodziny von Reuss.
Tajemnicze, a zarazem niesamowicie romantyczne grobowce kryją się wśród ogromnych głazów na szczycie niewielkiego zalesionego wzgórza. Dwie bezimienne kamienne płyty przykrywają szczątki ostatnich mieszkańców pobliskiego “Nowego Dworu”: Henryka XXX Reuss i jego małżonki Feodory. Księżniczka Feo pochodziła z najbardziej wpływowych rodzin ówczesnej Europy. Jej przodkami byli m.in. Królowa Wiktoria – Władczyni Zjednoczonego Królestwa oraz kilku kolejnych Cesarzy Niemiec. W tym samym leśnym kompleksie, w odległości kilkudziesięciu metrów, znaleźć można miejsce pochówku Marii Klementyny Reuss, której grobowiec wyróżnia się piękną liliową dekoracją ozdabiającą wysoki kamienny krzyż.
Kilka słów o najbardziej znanej mieszkańce Kowar i jej mężu…..
Księżniczka Feodora Wiktoria Augusta Maria Marianna von Sachsen-Meiningen – zwana pieszczotliwie „Feo” lub z j. angielskiego „Babes” – urodziła się 12 maja 1879 r. w Poczdamie jako jedyne dziecko Bernharda II – Księcia Sachsen-Meiningen i jego małżonki Księżniczki Charlotty Pruskiej. Wywodziła się z wyjątkowo zacnej rodziny, czego dowodem jest fakt, że Feo była zarazem wnuczką Fryderyka III – Cesarza Niemiec, jak i najstarszą prawnuczką Wiktorii – Królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii. Natomiast Książę Henryk XXX Reuß zu Köstritz – noszący przydomek „Haz”– aż tak dobrze urodzony nie był. Przyszedł na świat 25 listopada 1864 r. jako syn Henryka lX Reuß zu Köstriz i Anny Marii von Zedlitz. W tym czasie rodzina von Reuß była właścicielem kilku majątków w środkowych Niemczech (dzisiejsza Turyngia) oraz właśnie w Karkonoszach. Gdzie się „Feo” i „Haz” po raz pierwszy spotkali tego nie wiemy, ale bliskość rodzinnego Księstwa Saksonii-Meiningen oraz Księstwa Reuß-Gera pewnie miało na to wpływ. Być może było to podczas balu karnawałowego, a może innej uroczystości. W każdym razie młody Henryk i Feodora zakochali się w sobie i już na początku października 1897 r. stali się narzeczeństwem. Ślub młoda para wzięła 26 września 1898 r. we Wrocławiu. On miał wówczas 34 lata, ona lat 19. Rodzina panny młodej uznała jednak ten związek za wyjątkowy mezalians. Kilka chwil wcześniej, gdy o rękę Feodory prosił inny adorator – przyszły władca Królestwa Serbii – usłyszał od jej rodziców, że „dla takiego tronu pochodzenie „Feo” jest zbyt dobre”. A Henryk XXX był ledwie pruskim oficerem, do tego, jak na arystokratę, niespecjalnie zamożnym. Na ocenę nowego zięcia niewątpliwie wpłynął również fakt, że Feodora, już od wczesnego dzieciństwa, miała niezwykle skomplikowane relacje z matką. Po prostu paniom nie układało się dobrze. Ślub z Henrykiem wcale tych rodzinnych stosunków nie polepszył. Obie, matka i córka, często się kłóciły, wzajemnie oskarżały i plotkowały na swój temat. Mówiąc krótko, zakochanym z taką rodziną łatwo wcale nie było…
Małżeństwo Feo i Haz`a w cieniu purpurowego przekleństwa…
Po ślubie młoda para osiedliła się we Frankfurcie nad Odrą. Żyli tam raczej spokojnie. Henryka pochłaniały obowiązki pułkownika, a „Feo” w tym czasie uczestniczyła w kółku czytelniczym, odwiedzała również operę i teatr w Berlinie. Trochę też podróżowała. W 1900 r. złożyła w Kronenbergu długą wizytę swojej babce Vicky – wdowie – byłej „Jej Cesarskiej i Królewskiej Mości Cesarzowej Niemiec”, a następnie odwiedziła w Windsorze prababkę brytyjską Królową Wiktorię. Pod koniec 1903 r. mąż Feodory został przeniesiony do Flensburgu, blisko granicy z Danią. Znaleźli tam uroczy mały domek z ogrodem, który „Feo” lubiła pielęgnować. W 1912 roku Reuß znów został przeniesiony, tym razem do do miasta Kassel.
Życie ich, pomimo przeprowadzek, byłoby pewnie jedną wielką miłosną sielanką, gdyby nie dziwne przypadłości Księżnej Feodory, z którymi zmagała się niemal przez całe życie. Tą tajemniczą chorobą była porfiria – nieznana w tamtych czasach dolegliwość. Pierwsze objawy u „Feo” pojawiły się około 10 roku życia. Co jakiś czas narzekała na potworne bóle głowy, pleców i kończyn, miała często również ataki z drgawkami. Feodora poddawana była licznym operacjom, które jednak nie dawały pożądanego rezultatu. Leczono ją również alternatywnie: zastrzykami z arszeniku i toru, kąpielami kwasowęglowymi i elektrycznymi oraz elektroterapią. W końcu lekarze doszli do wniosku, że przyczyny dolegliwości mają podłoże psychosomatyczne nazywając je po prostu „rozstrojem emocjonalnym”. „Feo” leczyła się m.in. w klinice w Köstriz, sanatorium w Langenschwalbach, w Berchtesgaden Alpach Bawarskich, w prywatnej klinice w Monachium, w Fasano nad Jeziorem Garda, klinice w Dreźnie. Szanowani powszechnie lekarze oraz przeróżni medyczni szarlatani próbowali wyjaśnić zdrowotne problemy Feodory w rozmaity sposób, oczywiście zgodnie z ówczesną medyczną wiedzą. Podejrzewano m.in,: migrenę, grypę, malarię, chorobę weneryczną, anemię, zapalenie wyrostka robaczkowego, chorobę serca, lumbago, kolkę maciczną, zatrucie miedzią, hipernerwowe usposobienie, załamanie nerwowe czy po prostu hipochondrię. Problemem dla naszej Księżnej było również niemożność zajścia przez nią w ciążę. Wywoływało to u niej wielki smutek i liczne okresy depresji.
Życie w Karkonoszach…
Po latach lekarze zauważyli, że Feodorze wyjątkowo pomaga górskie powietrze i spokój oraz cisza. Te cechy spełniały podkarkonoskie sanatoria „Wysoka łąka” i „Bukowiec” położone tuż przy dobrach rodzinnych Reuß`ów w bezpośrednim sąsiedztwie ówczesnych Kowar. W dniu 19 maja 1913 roku przeniosła się do małej willi na terenie sanatorium „Wysoka Łąka”, gdzie miała nadzieję całkowicie wypocząć. Powrót „Feo” do zdrowia w Karkonoszach był jednak bolesny i powolny. Po koniec 1913 roku przeniosła się z mężem do skrzętnie przez niego odnowionego pobliskiego Pałacu „Nowy Dwór” leżącego dziś przy ulicy Zamkowej w Kowarach. Wkrótce wybuchł ogólnoeuropejski konflikt militarny. Podczas I wojny światowej Henryk XXX służył w niemieckim wojsku na Froncie Zachodnim, gdzie awansował nawet do rangi generała. W tym czasie „Feo” pozostawała sama w „Nowym Dworze”. Wkrótce stworzyła ona w pałacu lazaret dla rannych żołnierzy. Był to sposób na samotność, na czucie się wreszcie potrzebnym. Mąż nie podzielał jednak jej chęci pomagania, uznając, że najpierw powinna raczej pomóc samej sobie. Twierdził, że dla Feodory jest to tylko sposób ucieczki od nudy i że dzięki utworzeniu szpitala może ona nareszcie ubierać się w atrakcyjny strój siostry przełożonej. Henryk tolerował jednak tę jej fanaberię. Od pałacowej służby wiedział również, że gdy tylko pojawiały w życiu małżonki jakieś problemy od razu sama robiła się chora i kładła się do łóżka. Szpital ten funkcjonował jednak aż do końca wojny, do roku 1918. Po wojnie Henryk wrócił do ukochanej do „Nowego Dworu”. Małżeństwo wiodło w miarę spokojne życie do roku 1939, w którym niestety Książę Henryk XXX zmarł w słusznym wieku 75 lat. Tym czasem nastała II wojna światowa. Księżna Feodora przeżyła jakoś tę zawieruchę wojenną w swoim kowarskim pałacu. Z racji tego, że była tak blisko spokrewniona z hanowerską dynastią królewską istniała tuż przed końcem wojny realna możliwość, by zorganizować wyjazd Feodory do Wielkiej Brytanii, do jej bliższej i dalszej rodziny. Planowano to jeszcze przed zalaniem Dolnego Śląska żołnierzami Armii Czerwonej. „Feo” wolała jednak pozostać do końca w swoim pałacu. Nie specjalnie mogła jednak pogodzić się z nową zastaną rzeczywistością. Zmarła śmiercią samobójczą 26 sierpnia 1945 r. w sanatorium „Wysoka łąka”, włożywszy głowę do piecyka zatruła się gazem świetlnym. Miała wówczas 66 lat. Wkrótce, zgodnie ze swoją wolą, została pochowana obok męża w grobowcu na nieodległym wzgórzu, w pobliżu swojego „Nowego Dworu”. Ich szczątki spoczywają tam do dziś.
Epilog…
Lata współczesne dopisały kolejną kartę w dziejach dawnych właścicieli kowarskiego majątku „Nowy Dwór”. Otóż w 1996 r. profesor John Rohl z Uniwersytetu Sussex w Wielkiej Brytanii zwrócił się z prośbą do władz Kowar o ustalenie miejsca pochówku książęcej pary. Jego celem było zbadanie porfirii, dziedzicznej choroby, na którą cierpiały kolejne pokolenia brytyjskiej rodziny królewskiej. Jeszcze w tym samym roku dokonano w Kowarach ekshumacji, a szczątki przewieziono do wrocławskiego zakładu medycyny sądowej. Po wykonaniu badań powróciły one do Kowar gdzie przeleżały 8 lat w piwnicy kowarskiego ratusza. Dopiero 10 września 2004 r. powtórnie złożono je, podczas uroczystości pogrzebowej, w grobowcu na wzgórzu. Mamy nadzieję, że nic już nie zakłóci spokoju doczesnym szczątkom księżnej Feodory i księcia Heinricha XXX.
Na koniec informacja dla potencjalnych poszukiwaczy skarbów. Kowarskie grobowce po wojnie były wielokrotnie plądrowane przez szabrowników, więc szanse, że jeszcze znajdziemy tam coś cennego, prócz szczątków Feodory i Henryka, są bliskie zeru. A zatem pochylmy czasem głowy nad bezimiennymi grobowcami i pomyślmy w zadumie nad burzliwym życiem naszych arystokratycznych bohaterów. Źródło: Cykl artykułów redagowanych przez Krzysztofa Sawickiego publikowanych w Kurierze Kowarskim w latach 2000-2001 pt. „Ślady Purpurowej Tajemnicy prowadzą do Kowar…” oraz „Feodora. Nasza ostatnia Księżniczka”."-tekst ze strony:
https://turysta.kowary.pl/atrakcje_turystyczne/grobowiec-rodziny-von-reuss/

Podchodzimy do skałek gdzie znajdują się dwie kamienne płyty.Wiktor opowiada historię pochowanego tu małżeństwa,a my stoimy i słuchamy,robiąc przy okazji zdjęcia,a po wysłuchaniu opowieści Wiktora,powoli wędrujemy do grobu z przepięknymi,kamiennymi liliami na krzyżu.






































Zatrzymujemy się przy grobowcu siostry księcia Marii Klementyny hrabiny Witzleben-Doerern,urodzonej w pałacu Nowy Dwór,a zmarłej w Dreźnie.
Na krzyżu znajduje się motto,a na płycie inskrypcja.Trudno ją odczytać,ale nie jest to niemożliwe.

"„Gott ist die Liebe
und wer in der Liebe bleibt
der bleibt in Gott und Gott in Ihm“
Hier Ruht in Gott
Ihrem Wünsche Gemass
in der Alten Heimath
Marie
Clementine Emma Jenny
Gräfin von Witzleben Alt Doerern
Geb. Princessin Reuss JL
Geb. zu Neuhoff
D. 7 Februar 1860
Gest. zu Dresden
D. 29 Dezember 1914


„Bóg jest miłością
a kto w miłości trwa
ten trwa w Bogu a Bóg w nim”
Tu spoczywa w Bogu
zgodnie ze swoją wolą
w starej Ojczyźnie
Maria
Klementyna Emma Jenny
Hrabina Witzleben-Doerern
ur. jako księżniczka Reuss
w Nowym Dworze
dnia 7 lutego 1860 r.
zmarła w Dreźnie
29 grudnia 1914 r."-fragment tekstu ze strony: http://www.projekt-chemini.pl/2015/10/grobowiec-von-reuss-w-kowarach.html

Wsłuchujemy się w słowa Wiktora,robimy zdjęcia,dotykamy kamiennych lilii i oboje dostrzegamy niezwykle wyglądający głaz.Pod wpływem czynników atmosferycznych pękł i ukazał swe wnętrze.Oboje robimy podobne zdjęcia,nie wiedząc o tym.
Kiedy Wiktor kończy opowieść,pada hasło "zdjęcie grupowe".Ustawiają się więc wszyscy,a ja czynię swą powinność i fotografuję Rajdowiczów :)
Po sesji zdjęciowej,niespiesznie opuszczamy zalesione wzgórze,kryjące niezwykłą historię i wychodzimy na asfaltową drogę.Idziemy nią przez dzielnicę Kowar-Wojków,powoli zmierzając do szpitala "Wysoka Łąka".



















Irina ma swoją własną miejscówkę na przystanku :)
































Rozmawiając,podziwiając przecudne widoki na Karkonosze i robiąc mnóstwo zdjęć,nie wiedzieć kiedy docieramy do budynku szpitalnego "Wysoka Łąka".Większość Rajdowiczów idzie na taras przed pięknym budynkiem,a ja staję niżej,na parkingu i robię Im zdjęcia.Dopiero po zrobieniu mnóstwa fotek idę w kierunku budynku.

"Szpital Wysoka Łąka.
Budynek szpitala powstał w latach 1900 – 1902 według projektu wrocławskiego architekta Karla Grossera. Tworząc go wzorował się na wysokogórskim sanatorium w szwajcarskim Davos. Jest to eklektyczny budynek z licznymi werandami i wieżyczkami. Elewację oraz wnętrza tej secesyjnej perełki ozdobiono motywami roślinnymi i zwierzęcymi. Najciekawsze pomieszczenia tego przepięknego budynku znajdują się na pierwszym piętrze. Są to: oddzielone korytarzem świetlica z kaplicą oraz jadalnia z bogatymi secesyjnymi zdobieniami. Ciekawe są również same korytarze oraz hol na parterze z rzeźbą mitycznego Ilioneusa, który unosi ręce ku niebu błagając o darowanie życia. Miłośnicy starożytnej mitologii zapewne wiedzą, że ten wzruszający gest i tak niestety nie ochronił go przed śmiertelną strzałą wystrzeloną przez Apollina – najprzystojniejszego mężczyznę wśród greckich bogów. Park, w którym stoi budynek szpitala zaprojektował architekt ogrodów Mentzel. Znakomicie wykorzystał otaczający “Wysoką Łąkę” krajobraz. Z tarasu przed głównym wejściem do szpitala roztacza się malowniczy widok na wschodnią część Karkonoszy.
Informacje praktyczne: Placówka ta jest czynnie działającą Jednostką Zamiejscową Wojewódzkiego Centrum Szpitalnego Kotliny Jeleniogórskiej specjalizującą się w chorobach płuc. Park przyszpitalny jest ogólnodostępny (również dla osób podróżujących z pieskami), a przy odrobinie determinacji można również zobaczyć ten budynek od środka (pieska należy oczywiście zostawić na zewnątrz). Turyści indywidualni mogą wejść do budynku na ogólnych zasadach przewidzianych w tego typu placówkach z poszanowaniem spokoju przebywających tam pacjentów. Grupy zorganizowane na zwiedzanie muszą mieć zgodę dyrekcji szpitala."-tekst ze strony:
https://turysta.kowary.pl/atrakcje_turystyczne/szpital-wysoka-laka/












Kiedy docieram do tarasu widokowego,okazuje się że możemy wejść do środka.Oczywiście korzystamy z takiej okazji skwapliwie i po pokonaniu schodów i drzwi,stajemy w holu na parterze.Tu po krótkiej rozmowie z Panem z dyżurki,wędrujemy schodami na pierwsze piętro.






Schody doprowadzają nas do korytarza,który oddziela kaplicę z jadalnią.Wchodzimy najpierw do kaplicy,służącej też jako świetlica.Spokojnie,bez pośpiechu przechadzamy się,oglądamy wszystko i robimy zdjęcia.Spoglądamy przez okna i podziwiamy widok rozpościerający się stąd,a po nasyceniu oczu i aparatów pięknem,przechodzimy do jadalni.Tu dopiero mamy co oglądać i podziwiać.To pomieszczenie jest niezwykłej urody,aczkolwiek miejscami widać że brakuje środków na remont i prace konserwatorskie.












































































\























Po bardzo długiej sesji zdjęciowej na pierwszym piętrze szpitala "Wysoka Łąka",niespiesznie opuszczamy budynek i stajemy na tarasie przed nim.Wiktor zapisuje w swoim kajecie Rajdowiczów biorących udział w dzisiejszej wędrówce,a my rozmawiamy ze znajomymi i pijemy grzane wino z termosu,ciesząc się że tu jesteśmy razem :)






















Po dopełnieniu formalności,Wiktor ogłasza wymarsz.
Ruszamy więc niespiesznie przez park,powoli zmierzając w kierunku Bukowca.I kiedy sobie tak idziemy,nagle słyszę z tyłu:
-A Pani to z PIS?,bo kaczkę ma Pani przy plecaku?
Odpowiadam:-Nie.
-To w takim razie z PO?
Mówię:-Nie.-i idę dalej.-Wszak moja kaczuszka ma szalik w barwach Ukrainy,więc jest poza partiami.
-Ukraina!!!,a więc Pani to Ukrainka!-słyszę.
Odpowiadam:
-Nie,jestem rodowitą Lubanianką,ale lubię Ukrainę :)
A głos męski z tyłu,drąży temat,szukając zaczepki.
-Ale za co Pani lubi Ukrainę,przecież Oni nas Polaków mordowali w jeszcze bardziej bestialski sposób niż Hitlerowcy.Sam widziałem to na filmie "Wołyń" i czytałem książkę na ten temat.A Pani mówi,że jest Lubanianką,rodowitą,więc i rodzice pochodzą z Lubania,a może z Ukrainy?
-Mówię chyba wyraźnie że to ja jestem rodowitą Lubanianką,czyli że się urodziłam w Lubaniu i mimo to lubię Ukrainę.-kończę w ten sposób temat,odchodząc na dość sporą odległość od spornego Pana-bo jeszcze chwila i mnie szlag trafi.
Moja maskotka w postaci kaczki-nadąsanej zresztą kaczki,z szalikiem w kolorach ukraińskich stała się ością niezgody.
Podchodzę do Radka i mówię:
-Powiedziano mi że jestem z PIS,później że z PO,a jeszcze później że jestem Ukrainką,albo moi Rodzice są z Ukrainy,więc jak ja mam wędrować spokojnie???Jestem "zakochana" we Lwowie,nie przeżyłam tego co stało się podczas I i II wojny światowej i po nich.Żyję tu i teraz i nie mogę winić i nienawidzieć narodu za to co było.Trzeba żyć normalnie....
I rozgorzała dyskusja.Przy okazji usłyszeliśmy rodzinną historię Iriny i kilka innych....
I tu nasuwa się pytanie:-dlaczego nie chodzimy na rajdowe wycieczki??? Polityka i zawziętość skutecznie nas odstrasza.
Dobrze że mam Radka i że oboje jesteśmy poza tym wszystkim.












Strażnik okna :)

Strażnik drzwi,ale lekko ożywiony !!!





I tak w nieco lepszych nastrojach docieramy do Bukowca.Przechodzimy obok krzyża pokutnego i kościoła rzymsko-katolickiego p.w. św.Jana Chrzciciela.Za sobą zostawiamy gotycki kościół św.Marcina i dawną karczmę sądową,My powoli wędrujemy w kierunku Pałacu w Bukowcu.To nasz dzisiejszy cel.
Gdy docieramy na miejsce,od razu zostajemy wyściskani przez Majkę,która wita nas serdecznie w Pałacu w Bukowcu i zaprasza do sali konferencyjnej gdzie odbędzie się zakończenie Rajdu na Raty 2018.
Wchodzimy więc do środka,witamy się ze znajomymi,którzy już tu są,zajmujemy sobie wygodne miejsca,ściągamy plecaki i kurtki i idziemy po zupę.



Odznaki zdobyte w tym roku przez Janusza :)



















Nagrody dla uczestników Rajdu na Raty :)

Rajdowy tort ,tradycyjnie zrobiony przez Majkę :)











Kiedy już wszyscy dotarli na zakończenie i pojedli,Wiktor wstaje,gwiżdże,by rozpocząć oficjalną cześć dzisiejszego spotkania.W kilku słowach wita wszystkich przybyłych serdecznie i na chwilę oddaje głos Krzysztofowi,który zaprasza na środek naszego dzisiejszego kowarskiego gościa,Pana Zbyszka i wręcza Mu replikę odznaki Kolumny Sanitarnej,jaka działała w Karpaczu.Po tej ceremonii,następuje oficjalne podsumowanie tegorocznego Rajdu.
1814 osób wzięło udział w 48 Rajdzie na Raty.45 wycieczek,najwięcej po Dolnym Śląsku (33 wycieczki) i Czechach (10 wycieczek) oraz dwie po pograniczu niemieckim.Trasy od 10 do 22 kilometrów.
-Oczywiście Rajd na Raty zawsze rozpoczyna się w ostatnią niedzielę lutego,a kończy w pierwszą niedzielę grudnia,więc przed Rajdowiczami jest jeszcze jedna wycieczka.Dzisiejsze zakończenie jest spowodowane niezależnymi od nas czynnikami-stwierdza Wiktor.
-Rajd na Raty ma swą kontynuację również w sezonie zimowym.Nasi Rajdowicze przemierzają wtedy Góry na nartach-gdy jest śnieg,a kiedy go nie ma,to wędrują pieszo.-mówiącto Wiktor przekazuje głos Januszowi.




































Janusz w kilku słowach przedstawia jak i gdzie odbywały się wycieczki narciarskie,ile takich wycieczek było i kto brał w nich udział.Wyczytał i poprosił na środek osoby,które brały czynny udział w narciarskim Rajdzie na Raty.I tak wywołani zostają:Edyta,Ela,Jadzia,Henryk i Jarek.Wszyscy otrzymują pamiątkowe medale i upominki.Po ceremonii tradycyjnie sesja zdjęciowa i brawa :) Gratulacje !!!!




























Po narciarzach,Wiktor przedstawia prowadzących rajdowe wycieczki.W tegorocznej edycji Rajdu na Raty aż 10 Przewodników wolontariuszy prowadziło po szlakach Rajdowiczów: Wiktor, Jola, dwóch Krzysztofów, Jarek, Jurek, Janusz, Paweł, Sebastian, Wojtek.Wszyscy otrzymują powójne upominki i brawa :)












































Po Przewodnikach,przyszła pora na rekordzistów rajdowych.
I tak: Andrzej wziął udział w 43 wycieczkach, Ela w 36, Henryk w 33, Jurek w 31, Danusia i Lesław w 30, Boguś w 29, Bolek i Gosia w 27, Edyta i Paweł w 24 wycieczkach.
Wszyscy zostają nagrodzeni upominkami,brawami i sesjami zdjęciowymi.



























































































Kiedy zakończy się ceremonia nagradzania Rajdowiczów za frekwencję,na środek wychodzi Maciej i wręcza upominki od Rajdowiczów i tajemniczego Sponsora dla Wiktora.Oczywiście uwieczniam to wszystko robiąc zdjęcia.Po Wiktorze,Maciej wywołuje na środek mnie i Radka.Zostajemy docenieni za pisanie bloga i otrzymujemy upominek zdobyty przez Macieja w maratonie-jedynym,w którym brał udział.Dziękujemy i wracamy na swoje miejsca.Kolejnymi osobami,które wywołuje Maciej to:
-Jarek-otrzymuje książkę,z ustną dedykacją,by pamiętał o tych z którymi zaczynał swoje wędrowanie :)
-Alina-Ala-dostaje książkę za najpiękniejszy tegoroczny uśmiech rajdowy :)
-Bolek-otrzymuje również książkę,za rozpalanie ogniska jedną zapałką i oprawę audiowizualną na rozpoczęciu i zakończeniu Rajdu na Raty :)
-Ela,natomiast dostaje statyw by mogła robić zdjęcia grupowe i na nich być :)
Wszyscy dodatkowo nagrodzeni zostają brawami i sesjami zdjęciowymi :)



















































Radość panuje dookoła.I tak Maciej kończy,a na środek wychodzi Bolek,prezes "Żarodreptaków" i wręcza Wiktorowi książkę i plecak.Nagradzamy obydwu panów oklaskami :) I kiedy już myślimy że to koniec części oficjalnej,Majka wywołuje na środek mnie i Pawła.Oboje zostajemy wyróżnieni i nagrodzeni za robienie zdjęć.Jestem zaskoczona tym faktem,bo my na niedzielnych,rajdowych wędrówkach rzadko jesteśmy,ale w wycieczkach autokarowych jak najbardziej bierzemy udział.Dziękujemy i wracamy na miejsca.Na środek wychodzi Jadzia i dziękuje wszystkim za datki zebrane dla Sebastiana i przekazuje je Maciejowi.Po tym wszystkim,Wiktor ogłasza konkurs krajoznawczy i prosi o zgłaszanie się chętnych.Podchodzę do Wiktora i pytam czy pytania są trudne? I co się dzieje? Wiktor wpisuje mnie na listę osób biorących udział w konkursie.Podchodzę do Radka i śmiejąc się mówię,że za chwilę będę odpowiadać na pytania konkursowe.














Oddaję aparat Radkowi,wyjmuję z plecaka okulary i długopis i siadam przy oddzielnym stole,a razem ze mną zasiadają przy nim:Maciej,Lesław,Paweł,Jadzia,Bolek i Rafał.Zanim zaczniemy zakreślać odpowiedzi,dostajemy po niewielkim kawałeczku tortu.Pychota!!!
Wszyscy otrzymujemy kartki z pytaniami-jest ich 22,z czterema odpowiedziami.Każdy ma takie same pytania,ale ułożone w różnej kolejności,by nie można było ściągać.Wiktor ogłasza 20 minut na odpowiedzenie na pytania i zostajemy sami przy stole.Co jakiś czas ktoś z Rajdowiczów do nas zagląda,Radek robi zdjęcia,a my pochylamy głowy nad kartkami,zakreślając odpowiedzi.
Pierwszy wstaje od stołu Maciej.Oddaje swoją kartkę i jest już szczęśliwy,bo nie musi się zastanawiać nad odpowiedziami.Ja mam problem z kilkoma pytaniami,ale zakreślam wydające mi się poprawne odpowiedzi i jako druga oddaję swoją kartkę.Mam teraz czas na chwilę rozmowy i obejrzenie pokazu zdjęciowego zrobionego przez Bolka.Patrząc na fotografie wyświetlane na ekranie,wracają wspomnienia.Przypominamy sobie miejsca i chwile uchwycone aparatem.Śmiejemy się,rozmawiamy i cieszymy się że mogliśmy uczestniczyć w tych momentach :)




































Kiedy kończy się czas i wszyscy biorący udział w konkursie oddają kartki,przy stole gdzie urzęduje Jury,rozpoczyna się ciężka praca.Sprawdzanie odpowiedzi trwa trochę.Gdy wszystko zostaje już sprawdzone,błędy i prawidłowe odpowiedzi policzone,mamy okazję widzieć jak Jury rozmawia nad nagrodami i nagrodzonymi.Po burzliwej debacie,Wiktor gwizdkiem przywołuje spokój na sali i głasza wyniki.
-Trzy osoby odpowiadziały na 18 pytań prawodłowo,więc ogłaszamy jedno I miejce dla trzech osób.Tymi osobami są;Maciej,Danusia i Paweł.-ogłasza Wiktor.
Podchodzimy do stołu Komisji konkursowej.Leżą na nim trzy książki.Maciej jako pierwszy ma prawo wyboru.Ja spoglądając na tytuły,stwierdzam że jedną z tych trzech pozycji to już mam,więc napewno jej nie wybiorę.I właśnie tę książkę wziął Maciej.Ucieszyło mnie to bardzo :) Jako druga podchodzę i przeglądam nagrody.Jedna z nich podoba mi się bardziej,ale Paweł prosi bym wzięła tę drugą.Przystaję na to i dzięki temu wszyscy jesteśmy zadowoleni :) Jeszcze tylko gratulacje i sesja zdjęciowa i wracamy na swoje miejsca :)
Mówię Radkowi,że jestem szczęśliwa.To już drugi raz jak wzięłam udział w konkursie.Za pierwszym razem zajęłam III miejsce,więc jest poprawa,duża poprawa :)
Po nas,po nagrody podeszli do stołu Lesław,Bolek,Jadzia i Rafał.Wszyscy biorący udział w konkursie zostali nagrodzeni !!! Gratulacje dla wszystkich !!!
I tak kończy się część oficjalna zakończenia XLVIII Rajdu na Raty.






















Część Rajdowiczów opuszcza Pałac w Bukowcu i wracają do domu.My zostajemy i oglądamy pokaz zdjęciowy Rajd na Wesoło,przygotowany przez Jarka.Znalazły się też tam moje zdjęcia zrobione na Kresach.Śmiejemy się z nich,opowiadamy jak i kiedy były zrobione.Po tym pokazie,na ekranie wyświetlają się fotki z całego sezonu rajdowego,przygotowanego przez Bolka.Trzeba przyznać że zmontował to wszystko rewelacyjnie :)
Kiedy na sali zostaje już niewielka grupka Rajdowiczów,zaczyna się sprzątanie sali.Radek pomaga Krzysztofowi w ustawianiu pod ścianami stołów,a ja odstawiam krzesła.
Zrobiło się dość późno,pora więc wracać do domu.Żegnamy się ze wszystkimi i opuszczamy Pałac w Bukowcu.Idziemy na przystanek autobusowy w Kostrzycy.Jesteśmy przed czasem,więc umilamy sobie go rozmową i małym co nieco.Kiedy przyjeżdża nasz autobus,wsiadamy do niego,kupujemy bilety i wracamy do domu :)
Tak kończy się sezon rajdowy 2018,ale nasze wędrówki będą trwać dalej,więc do zobaczenia już niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)

P.S.Zdjęcia tu dodane są Krzysztofa,Radka i moje.
Fotografie z dymkami są autorstwa Jarka.








 Rozpoczęcie Rajdu na Raty już w ostatnią niedzielę lutego w 2019 roku :)

Do zobaczenia :)

4 komentarze:

  1. To się naczytałam, naoglądałam, a zmęczyłam się tak jakbym z Wami wędrowała. Jedno co mi się rzuciło w oczy, kiedy opisałaś spór o Twój talizman - kaczuszkę.
    Zmieniają się ludzie na rajdach, to już w większości nie ta sama brać co w poprzednich latach. Jedynie charyzma Wiktora pozostaje bez zmian.
    Gratuluję Danusiu otrzymanych nagród, a szczególnie wiedzy turystycznej, no ale to normalka u Ciebie i Radka. Trzymajcie się ciepło, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Olu,zmienili się ludzie,szkoda że Ci "wcześnie urodzeni" już nie wędrują,bo mogliby pokazać młodym co jest ważne :) No cóż,takie mamy czasyi życie....
      Dziękuję Olu i pozdrawiam Ciebie serdecznie i cieplutko od nas obojga :)

      Usuń
  2. Danusiu, przestań przejmować sie jakimś "głombem", co do odbiera Ci niby prawo wypowiadania się w sprawie rajdu, bo nie chodzisz ma wycieczki piesze. Ale jeździsz na wycieczki motorowe! A te też przecież są elementem Rajdu Na Raty i komandor Wiktor udział w nich zalicza do tego RNR! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuję się bo nie warto.Najlepiej od takich ludzi być z daleka.
      My jeśli chcemy być na jakiejś wycieczce rajdowej,to jesteśmy.Wszystko zależy tylko od nas.Unikamy dziwnych sytuacji,jeździmy sami i to pewnie razi innych,ale powiem że jesteśmy otwarci na wędrowanie w grupie znajomych-tylko żeby ten świat nie był taki roszczeniowy-bo mi się wszystko należy!!!
      Wiktor jest jeden,jedyny w swoim rodzaju i dla Niego i z Nim będziemy wędrować :)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń