sobota, 14 kwietnia 2012

Herbatka na Patelni czyli droga ku błękitowi :))

Karpacz i spojrzenie na Karkonosze.
Na dzisiejszą sobotę mieliśmy w planie Górzyniec i krokusy.Jednak z racji tego,że Sofijka miała inne plany na dziś my zdecydowaliśmy poszukać czegoś innego dla siebie.Wszystko było uzależnione od pogody.Zależało nam na błękicie i słonku.Najpierw w planie było Goerlitz,ale okazało się,że trzeba bardzo wcześnie wstać,więc wybraliśmy Karkonosze i Schronisko "Nad Łomniczką" z naleśnikami.
Decyzja została podjęta.Jedziemy do Karpacza.
Śniadanie,kawa,pakowanie plecaków to już tradycja.Ubieramy się ciepło.Pomimo że mamy prawie połowę kwietnia to pogoda w górach jest zimna i niesamowicie zmienna.Trzeba być przygotowanym na wszystko.
Nie bierzemy zbyt dużo jedzenia,naleśniki mają być nagrodą za drapanie się w górę.Najważniejsza jest gorąca herbata,trochę owoców i coś słodkiego :)
Autobusem dojechaliśmy do Karpacza "Biały Jar" i stąd ruszyliśmy w kierunku wejścia na szlak.Po przejściu sporego kawałka,zmieniliśmy zdanie.Spoglądając na góry,zasłonięte czarnymi chmurami,doszliśmy do wniosku,że pójdziemy w stronę błękitnego nieba-a takie właśnie było za nami."Oprócz błękitnego nieba,nic nam więcej nie potrzeba.." - jak głosi tekst piosenki. Zmiana planów,pójdziemy do "Samotni".
Radeczek :)

Tam jest błękit....

Pięknie ozdobione okna :))

Wszechobecny Duch Gór :)

Karkonosz :)

Kamień oznaczający granicę pomiędzy Karpaczem Dolnym a Karpaczem Górnym.

Tablica informacyjna :))

Przed budynkiem Muzeum Zabawek  :)

Szyld Muzeum Zabawek :)

Rozkład jazdy...

Jeśli chcesz się dobrze nauczyć jeździć na nartach to Maciuś Cię nauczy-pozdrawiamy Naszego Maciusia :))

Spojrzenie na góry :)
Najpierw musimy dojść do Świątyni Wang.Co jakiś czas oglądamy się za siebie,by upewnić się czy podjęliśmy dobrą decyzję rezygnując z naleśników w Łomniczce.Niebo za nami zmienia się w zastraszającym tempie.Chmury coraz szczelniej zasłaniają góry,więc decyzja była słuszna.Wciąż podążamy ku błękitowi :)
Jeszcze przed chwilą było widać Śnieżkę :))

Chmury coraz szczelniej opatulają góry :))

Pewnie sypie tam śnieg...

Pieczątka :)

Rododendronowe spojrzenie na Świątynię Wang :)
Dochodzimy do Świątyni Wang i już wiemy,że musimy zweryfikować swoje plany.Nie idziemy do "Samotni",nad góry napływają ciężkie,ciemne chmury,a my pragniemy słonka i błękitu.Znów zmiana decyzji-idziemy do Kaplicy św.Anny,ale najpierw sesja zdjęciowa z Wangiem.Kościółek jest niesamowicie urokliwy i należy do naszych ulubionych miejsc.Lubimy tu wracać i zatrzymywać się na dłuższą chwilę.Kto był tu choć raz,wróci tu na pewno.
Muszę tu przybliżyć historię tego kościółka,bo warto:
"Kościół Wang został zbudowany na przełomie XII i XIII w. w południowej Norwegii, w miejscowości Vang, położonej nad jeziorem Wang (norw. Vangsmjösa) i stąd wywodzi się jego nazwa. Podobnych drewnianych świątyń zbudowano w tym okresie około 1000. Po dzień dzisiejszy zachowało się ich w Norwegii tylko 31 oraz jedna w Karpaczu Górnym. W XIX w. kościółek Wang okazał się za mały i wymagał kosztownej naprawy. Postanowiono go sprzedać, gdyż potrzebne były pieniądze na spłatę pożyczki zaciągniętej na budowę nowej świątyni. Ten cenny zabytek architektury Wikingów, został zakupiony za 427 ówczesnych marek przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV, dzięki staraniom zamieszkałego w Dreźnie norweskiego malarza prof. Jana Krystiana Dahla. Po sporządzeniu dokumentacji przez królewskiego architekta, obiekt rozebrano na części i w skrzyniach przewieziono w 1841 r. statkiem do Szczecina, a następnie do Muzeum Królewskiego w Berlinie. Jednak król zrezygnował z postawienia kościoła na Wyspie Pawiej koło Berlina i zaczął szukać dla niego innego miejsca. Dzięki zabiegom hrabiny Fryderyki von Reden z Bukowca, wiosną 1842 roku przeniesiono kościółek w Karkonosze, aby mógł służyć ewangelikom mieszkającym w Karpaczu i okolicach. Daleką podróż odbył barkami rzecznymi - Odrą i 9 wozami konnymi. Miejsce pod budowę podarował hrabia Christian Leopold von Schaffgotsch z Cieplic. Jest to zbocze Czarnej Góry (885m n.p.m.), które znajduje się w połowie drogi z dolnego Karpacza na Śnieżkę. Aby uzyskać kilkaset metrów kwadratowych parceli budowlanej pod kościół, plebanię, szkołę i cmentarz, rozsadzano skały oraz wzniesiono sześciometrowy mur oporowy. Dnia 2 sierpnia 1842 r. król Fryderyk Wilhelm IV osobiście dokonał położenia kamienia węgielnego, a dwa lata później 28 lipca 1844 r. nastąpiło uroczyste otwarcie i poświęcenie kościoła w obecności króla i jego małżonki, księcia holenderskiego Fryderyka i wielu innych znanych osobistości. Z wieży tego najwyżej położonego na Śląsku kościoła po raz pierwszy rozbrzmiały dzwony. Kościół Wang został wzniesiony na wzór najlepszych przykładów skandynawskiego drewnianego budownictwa sakralnego i stanowi bezcenne dzieło dawnej sztuki nordyckiej. Zbudowano go na wzór łodzi Wikingów bez użycia gwoździ, tylko za pomocą drewnianych kołków i zaciosów. Świątynia wykonana jest z sosny norweskiej, która nasycona żywicą, wykazuje niezwykłą trwałość. Odrzwia zewnętrzne zwracają uwagę swymi półkolumnami, ozdobionymi plątaninami węży i roślin. Na kapitelach stoją stylizowane lwy, występujące w symbolicznej roli stworów strzegących bram. Zadziwiające jest to, że już w tamtych czasach, przy ubóstwie technicznych przyrządów: krzemienia, rogu i ości - można było tak misternie wystylizować ich głowy, nogi i włosy. W odróżnieniu od pozostałych zwrócone są na zewnątrz."-znalezione w internecie.
Świątynia Wang :)

Świątynia Wang :)

Ja :)

Radeczek :)

:)

Lew wejściowy :)

Smocza rynna...

Złapane w kropli :)

Tablica informacyjna :)

Płyta pamiątkowa, poświęcona hrabinie von Reden z jej podobizną w medalionie i z epitafium.

Świątynia Wang :)

:)

Próbowałam "zatrzymać" kościółek Wang w kropli.

Kościółek z fontanną :)

Tujowe spojrzenie na kościółek Wang :)

Rzeźba przedstawiająca wskrzeszenie Łazarza, wykonana w 1994 r. z jednego pnia dębowego przez Ryszarda Zająca.

:)

Łazarz :)

Łazarz i zielony bluszcz :)

Poprzez tuje :)

Tujowe spojrzenie na Świątynię Wang :)

W kolorze sepii :))

:)

Od strony cmentarza :)

:)

Kościółek Wang od strony cmentarza :)

Ze starą różą...

Przyłapany Radeczek :)

:)

:)

:)

:)

Tak troszkę inne spojrzenie na kościółek Wang :)

W całej okazałości :)

Radeczek :)

Drogowskaz...
Nasza sesja z kościółkiem Wang trwała dość długo.Na różne sposoby obfotografowaliśmy ją.Nie ma w tym nic dziwnego,wszak prezentuje się rewelacyjnie i pięknie.Jednak i na nas czas,pora ruszać dalej.Przed nami błękit,a za nami chmury...
Radeczku,dołem się nie da!!!

Drogowskaz,Radeczek i Świątynia Wang :)

:)

:)

Żywiczne kropelki :)

Ociosane :))

:)

Drzewo z bliznami :)

Błękit nad nami :)

"Trojaczki".

Ładny budynek :)

Wiatrak z bocianem i odbiciem w wodzie :)

Radeczek w lesie :)

W lesie :)
Wyszliśmy z Karpacza i żółtym szlakiem podążamy ku Kaplicy św.Anny.Idziemy przez las,ścieżką,którą po pewnym czasie musimy opuścić,gdyż woda wyżłobiła sobie głębokie koryto.Ciężko nim się idzie.Po drodze spotykamy mnóstwo połamanych i powyginanych drzew.
Połamane...

Złamane i wygięte...

:)



Tak wygląda droga zmyta przez wodę...

W czułym uścisku :))

Pocałunek drzew :)

Pąki dzikiego bzu :)

Kuchnia polowa :)

Na Przełączce.
Wychodzimy na Przełączkę i dzięki mnie zmieniamy żółty szlak na czerwony,gdyż przypomniałam sobie,że kiedyś właśnie tym szlakiem szłam z Wiktorem i całą grupą rajdowiczów.Z zakamarków pamięci zaczęły wyłaniać się obrazy skał,które wtedy mijaliśmy po drodze i na które wchodziliśmy.Nic nie mówiąc Radkowi,postanowiłam Go tam zaprowadzić.Będzie zaskoczony?-Będzie!
Radeczku,strzałka jest w innym kierunku!!!

...i poszedł dalej...



Ostra :)

Patelnia

Radeczkowy przegląd prasowy na Patelni :)

Radeczek na Patelni :)

Ja na Patelni :)

Widoki z Patelni :)

Widoki z Patelni :)

Radeczek na Patelni :)

Picie herbatki na Patelni :)

Ja na Patelni :)

Herbata na Patelni :)
Przeczucie mnie nie myliło,Radeczek był zaskoczony.Do tej pory nie miał okazji tego miejsca odwiedzić.Mijamy skały Ostrą,Małą i ukazuje się nam Patelnia.Skała o pionowych,ostrych ścianach,pooranych deszczem i wiatrem od stuleci przyciąga wędrowców.Jej szczyt jest płaski i pewnie dlatego tak ją nazwano.By móc wejść na szczyt wykuto kilka schodków,a i kamienie układają się na kształt schodów.Wchodzimy na górę i tu zamierzamy chwilę odpocząć i nasycić oczy widokami na zachodnią część Karkonoszy i Kotlinę Jeleniogórską.Wypijamy herbatę i stwierdzamy,że to świetny pomysł na tytuł dzisiejszej wędrówki.Patelnia jest jednym z czakramów ziemi.W miejscu gdzie wbita jest metalowa szpila z główką,jest najbardziej intensywne energetyczne oddziaływanie.
"Specjaliści od ezoteryki twierdzą, że skała ta ma właściwości kumulowania energii z wielu ziemskich kanałów energetycznych. Być może w dawnych czasach znajdował się tu nawet pogański stół ofiarny. Inni opowiadają, że na Patelnię wiedźmy zlatywały na miotłach. I pewnie dlatego wiedzie ku niej dróżka zwana Ścieżką Czarownic…"-znalezione w internecie.
Po wypiciu herbaty i nasyceniu się widokami,schodzimy z Patelni i kierujemy swe kroki ku Kaplicy św.Anny.Po drodze,trochę zbaczamy i zaglądamy do starej sztolni.Oczywiście nie wchodzimy do środka,bo nie mamy żadnej latarki,a po omacku się nie chodzi po takich miejscach.Przed nami Kaplica św.Anny-nasz dzisiejszy cel wędrówki :)
Widoki :)

Było sobie drzewo...

W tle Patelnia :)

Widoki :)

Wejście do szybu...

Wejście do szybu...

:)

Kamień z datą :)

Schodki do studzienki...

Spojrzenie na zbiornik wodny "Sosnówka".

Wejście do sztolni.

W środku...

Wejście...



Blizna...

Blizna...

Kaplica św.Anny :)
































"Kapliczka ze Źródłem.



Dopiero w XIII, XIV wieku dawne miejsce pogańskiego kultu wzięła pod swoją opiekę Święta Anna Samotrzecia, matka Maryi. Dzięki funduszom Bolka II, księcia świdnicko-jaworskiego, postawiono tu pierwszą kapliczkę, którą początkowo opiekowali się joannici, rycerze zakonnicy, nie mniej potężni i tajemniczy od słynnych templariuszy. Wierni mogli odtąd pielgrzymować do świętego źródła bez ryzyka spłonięcia na stosie. Kapliczka, która stoi tu do dziś, została zbudowana znacznie później – pochodzi z początków XVIII wieku. Ołtarz ustawiono na bijącym źródle, ale jego ujście znajduje się na tyłach kapliczki, więc nadal można czerpać z niego cudowną wodę. A woda z Dobrego Źródła wciąż uchodzi za leczniczą. W XIX wieku posłaniec codziennie dowoził ją do Bad Warmbrunn, czyli do dzisiejszych Cieplic Śląskich-Zdroju, wprost do pałacu hrabiów Schaffgotsch.
Legenda o rycerzu.
Według legendy jeden z rycerzy tropił w okolicznych lasach rannego jelenia. Gdy dotarł za nim na Grabowiec, zobaczył zwierzę kąpiące się w strumieniu. Po chwili rogacz wyskoczył na brzeg i… ozdrowiał. Wyleczyła go magiczna woda ze źródła. Korzystali z niej także zwykli ludzie, ale ukradkiem, bojąc się posądzenia o wiarę w czary.
Bieg po miłość.
Według innej legendy Dobre Źródło pomaga także wszystkim samotnym i pragnącym się zakochać. Wystarczy tylko nabrać w usta wody ze zdroju, a następnie siedem razy okrążyć kościółek, nie upijając ani kropli – wolno to zrobić dopiero po skończonym biegu."-znalezione w internecie.
Spojrzenie na Kaplicę zza drzew...

Przy potężnym buku :)

Kaplica :)

Buk :)





Siedziska dla wiernych

Poręcz w drzewie...



Zaproszenie do podziwiania widoków :)

Widok na Kaplicę :)

Tablica informacyjna :)

Ołtarz :)

Różaniec.

Krzyż w Kaplicy :)

Herby :)



:)

Oryginalne zaproszenie do stołu :)

:)

:)



Krzyż :)

Dobre Źródło i Kaplica św.Anny :)

Przy Dobrym Źródle :)

Pąki dzikiego bzu :)

:))

Źródlana woda :)




....już wiadomo....

:)
Kiedyś to były kwiatki...

Przyłapany...
Doszliśmy do Kaplicy św.Anny i tu zatrzymujemy się na dłużej.Jest tu cicho i spokojnie,nie ma ludzi,można usiąść i odpocząć.My najpierw mamy sesję zdjęciową.Zaglądamy wszędzie.Kaplica ma otwarte drzwi,więc śmiało można zajrzeć do jej wnętrza.Oczywiście podziwiać je można poprzez kraty,ale i tak warto.Ja miałam okazję być w środku.Kilka lat temu byłam tu podczas święta św.Anny.Była msza na powietrzu i byli śmiałkowie biegnący siedem razy dookoła kaplicy z wodą z Dobrego Źródła w ustach.Wtedy też kaplica była otwarta i można było wejść do środka,by w ciszy się pomodlić.Teraz my mamy okazję na spokojnie napić się tej lekko radoczynnej,źródlanej wody.I znów okazuje się,że świat jest mały.Wszędzie można spotkać kogoś ze znajomych.Tak było i tym razem.Przy Kaplicy spotkaliśmy Pawła,który chodzi z nami na rajdowe wędrówki.Robimy sobie razem zdjęcie,rozmawiamy na temat pieszych wędrówek i okazuje się,że mamy podobne zainteresowania.Poza tym Paweł mówi nam,że w "Lubuszaninie" jest osiem pieczątek.Pokazał nam kilka z nich,są piękne.Więc postanowione idziemy do "Lubuszanina". Żegnamy się z Pawłem,oczywiście po wcześniejszym zapisaniu adresu mailowego,wszak zdjęcia trzeba wysłać.Paweł idzie ku Sosnówce i dalej,bo nie będzie czekać na autobus.My natomiast ruszamy po stemple.
Z Pawłem :)

Była sobie mysz...

Drewniane rynny odprowadzające wodę.

Dom Wczasowy "Lubuszanin".

Tablica informacyjna.

Przy "Lubuszaninie".




Skrzaty...

:)
Wchodzimy do pensjonatu po pieczątki i zostajemy dłużej.Pieczątek jest sześć..Okazało się,że trafiliśmy na kolejnego człowieka z pasją.Pan Stanisław przyjechał tu z Wrocławia na trzy miesiące i jest tutaj już dwadzieścia lat.Zauroczyło Go to miejsce.Jest pasjonatem Kaplicy św.Anny,Dobrego Źródła i okolic Sosnówki.Organizuje festyny z loterią fantową na rzecz utrzymania i odnawiania Kaplicy.Oferuje nam klucze do kraty,która blokuje dostęp do wnętrza.Oferta jest kusząca,ale nie mamy już czasu.Może innym razem tu wpadniemy do miłego gospodarza i poprosimy Go możliwość zajrzenia do środka ;)
:)

:)

:)

:)

Reklama :)

Radeczek rozmawia z panem Stanisławem :)

Czyżby tak strasznie wiało???

Samotna i piękna :)

Przypadkowy pies.
Po opuszczeniu "Lubuszanina" ruszamy do Sosnówki.Stamtąd mamy autobus do Jeleniej Góry.Po drodze mijamy powalone i powycinane drzewa.Spotykamy psa,który odszedł sobie od swoich właścicieli.Doszliśmy do przystanku autobusowego i okazało się,że mamy zapas czasu,więc wyruszyliśmy na krótki spacer i po chwili odjeżdżamy do Jeleniej Góry.
Nasza dzisiejsza wędrówka ku błękitowi udała nam się,mieliśmy słońce i błękit nieba.Spotkaliśmy Pawła i poznaliśmy pana Stanisława.Znów dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy.
Kolejna karteczka wędrówkowa została zapisana,byśmy mogli wyruszyć na następną...
Pozdrawiamy wszystkich zaglądających do naszych karteczek bardzo serdecznie i cieplutko.
Miłej lektury :)
Tekst pisany wspólnie,fragmenty ściągnięte z internetu.
Osoby na zdjęciach wyraziły zgodę na ich publikację.
Dziękujemy panu Stanisławowi za przemiłą rozmowę i opowiadania.
Zdjęcia tu dodane są Radka i moje.

Do zobaczenia :))
Uścisk drzewa :)

:)

Stróże balkonu :)

:)

1 komentarz:

  1. 6 pieczątek... ech ta matematyka;)
    pozdrawiam Paweł

    OdpowiedzUsuń