Ranek budzi nas błękitnym niebiem i wiatrem,który gwiżdże i huczy na zewnątrz. Mieliśmy w planach Góry,ale wygrywa lenistwo.Po dość długim polegiwaniu,wstajemy.Bez pośpiechu jemy śniadanie,pijemy kawę i zastanawiamy się dokąd dziś???
-A może potwór?-pyta Radek.
-Jaki potwór?
-Ten w Maciejowej oczywiście i trochę widoków z Góry Szybowcowej? A później Muzem Przyrodnicze?
-Jestem na tak.
-To jeszcze kolejność-co pierwsze-potwór?,czy widoki?
Stanęło na widokach,trzeba wykorzystać pogodę.
Skoro wszystko zostało ustalone,pora więc się ubrać odpowiednio,spakować aparaty,wsiąść do samochodu i ruszyć w drogę.Tak też robimy.Jedziemy na Zabobrze.Zostawiamy samochód na parkingu,bierzemy aparaty i idziemy ku Górze Szybowcowej.
Wędrówka jest przyjemna.W prawdzie mocno wieje,ale wiatr nie jest lodowaty.Idziemy drogą między polami,mijamy ostatnie zabudowania,skręcamy w prawo i po krótkiej wędrówce wchodzimy na wydeptaną,błotnistą ścieżkę wiodącą ku górze.Idziemy nią pnąc się wyżej i wyżej.Co jakiś czas spoglądamy za siebie,upajając się cudownymi widokami.Karkonosze otulone białą pierzyną z chmur.Niesamowicie pięknie wyglądają :)
Bardzo wolno docieramy na szczyt,stajemy i patrzymy oczarowani cudownością rozpostartą przed nami.
"Szybowcowa Góra (niem. Schieferberg, 561 m n.p.m.) – góra w Grzbiecie Małym Gór Kaczawskich. W części południowej jest zbudowana ze skał metamorficznych – łupków serycytowo-kwarcowych z grafitem, zieleńców i łupków zieleńcowych, należących do metamorfiku kaczawskiego oraz z górnopaleozoicznych skał wulkanicznych – porfirów. W części północnej zalegają na nich osady górnokredowe – margle ilaste, wapienie margliste oraz piaskowce. Osady te są częścią jednostki geologicznej zwanej rowem Wlenia. W 1924 wybudowano na górze szybowisko wykorzystujące znakomite warunki naturalne. Silne prądy wznoszące umożliwiają osiąganie pułapów do 10 000 m."-Wikipedia.
"Góra Szybowcowa - Jeżów Sudecki
Historia Góry Szybowcowej (561m) nie zaczyna się zbyt chlubnie. Początkowo bowiem, to górujące od północnego wschodu nad Jeżowem Sudeckim wzgórze nosiło nazwę Góry Szubienicznej i być może do dziś kryje niejedną tajemnicę konających tu skazańców.
Rozkwit i sławę przysporzył górze, jak to w życiu bywa splot zdarzeń i przypadek. A zaczęło się od kufla piwa. W takiej bowiem atmosferze spotykali się niemieccy weterani lotnictwa I wojny światowej. Oni to na wzór ośrodka szybowcowego w Górach Rhón na Wassrkuppe, postanowili zbudować podobny w Kotlinie Jeleniogórskiej. Zamierzenie to nie było bezpodstawne, ponieważ w kotlinie działa zjawisko tzw. Fali sprzyjające rozwojowi sportów szybowcowych.
Szkoła Szybowcowa w Jeżowie Sudeckim oficjalnie rozpoczęła działalność w 1924 roku, jako drugi tego typu ośrodek w Niemczech. Z okresu przedwojennego najsłynniejszą adeptką wykształconą w tej szkole była Hanna Reitsch – wybitna szybowniczka, wielokrotna rekordzistka w tej dyscyplinie, słynna pilot oblatywacz (m.in. Pierwsze loty śmigłowcem oraz samolotami odrzutowymi i rakietami V-2), pilotka Adolfa Hitlera, autorka książek i instruktor szybowcowy.
Po wojnie, w marcu 1946 roku utworzono Aeroklub Jeleniogórski, który nie licząc przerwy w latach pięćdziesiątych działa do dziś. Wykształcił on wielu asów polskiego lotnictwa, m.in. Pierwszego, polskiego kosmonautę Mirosława Hermaszewskiego.
Góra Szybowcowa, to bogata tradycja sportów lotniczych dwóch narodów - polskiego i niemieckiego, to do dziś funkcjonujący ośrodek szkolenia paralotniarzy, szybowników, lecz to również albo przede wszystkim przepiękne miejsce widokowe. Miejsce niedzielnych wędrówek okolicznych mieszkańców. Miejsce, gdzie panorama jest tak rozległa i fascynująca, że można spędzić kilka godzin zupełnie się nie nudząc. Gdy ktoś jednak chciałby dodatkowo umilić sobie czas, można zajrzeć do baru „u czarownic” i niejednego się dowiedzieć, oczywiście z historii Góry Szybowcowej."-tekst ze strony http://www.srebrna-gora.pl/pl/strony/1025.html
Po nasyceniu oczu i aparatów cudnymi widokami,powoli zaczynamy schodzić z Góry Szybowcowej.Idziemy spacerowym krokiem,cały czas podziwiamy widoki rozpościerające się przed nami.Co jakiś czas zatrzymuję się by zrobić zdjęcie jakiemuś uschniętemu badylkowi lub trawie,wszak nawet w takim stanie wyglądają pięknie.Jesień ma swoje różne oblicza...I tak niespiesznie docieramy do drogi.Idziemy nią w kierunku parkingu,gdzie zostawiliśmy samochód.Kiedy tak wędrujemy,mija nas sporo ludzi.Pogoda piękna,choć wietrzna,więc nie dziwi nas mijający tłum.Oczywiście w tym tłumie spotykamy znajomą postać-Irenkę.Witamy się,chwilkę rozmawiamy i żegnając się,życzymy sobie wzajemnie-miłego dnia :)
Pozdrawiamy serdecznie Irenkę :)
Kiedy docieramy do samochodu,wsiadamy do niego i jedziemydo Maciejowej.Zostawiamy autko na parkingu przy markecie,bierzemy aparaty i idziemy w kierunku wieży widokowej.Oczywiście wędrujemy na skróty,tak samo jak poprzednim razem,a było to tak: http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2016/03/niezbyt-wiosennypierwszy-dzien-wiosny.html
"Jest to najstarsza z typowych wież widokowych na terenie obecnej Jeleniej Góry. Wieżę wybudowano na znajdującym się na południe od byłej wsi Maciejowa (Maiwaldau) wzniesieniu, należącym do byłego parku pałacowego, którego właścicielem był radca handlowy Emil Becker (zm. 1891) – przemysłowiec z Berlina. W 1872 roku zakupił on pałac w Maciejowej, wyremontował go i w nim zamieszkał. Jego staraniem wzniesiono w okolicy kilka obiektów, w tym interesującą nas wieżę widokową. Projekt budowli opracowała jeleniogórska spółka Lange & Hoffmann w maju 1874 roku. W 1875 wieża została zbudowana; wykonano ją z czerwonej cegły, poza dwiema pierwszymi (niższymi) kamiennymi kondygnacjami. Budowla stanęła na planie kwadratu o bokach mierzących po 5,96 m, a jej pięć kondygnacji wspinało się na wysokość ponad 24 m. Projekt, na podstawie ścisłych wytycznych, nawiązywał zapewne do średniowiecznych toskańskich wież, z charakterystycznym pasem pseudomachikułu u podstawy balustrady tarasu, oraz do form elewacji toskańskiego Quattrocenta. Z kolei elewację wieży i niektóre detale architektoniczne utrzymano w stylu neoklasycyzmu. Na wierzchołku znajdował się blisko 6-metrowy maszt, na którym wieszano flagę państwową (prawdopodobnie w święta państwowe, a może również jako sygnał/znak, że wieża jest właśnie otwarta, gdyż nie miała opiekuna przebywającego na stałe w jej wnętrzu, była więc zamykana. Opiekun mieszkał w pobliskim folwarku, udostępniając klucze do wieży na życzenie turystów lub dyżurując czasem w jej dolnej kondygnacji). Wejście na szczyt wiodło klatką schodową we wnętrzu budowli, zaczynającą się jednak dopiero od I piętra, na które można się było dostać jedynie po schodach zewnętrznych. Parter zajmowało wspomniane schronienie dla dozorcy. Wieża jest widoczna, wystająca ponad drzewami, na południe od głównej drogi przebiegającej przez Maciejową, czyli obok ul. Wrocławskiej. Dnia 6 lipca 1979 roku obiekt został wpisany do rejestru zabytków pod nr. 539/J. Jednak nie ustrzegło go to przed dewastacją. Dziś z wieży pozostała tylko ruina – bez schodów i dachu, z pustymi „oczodołami” okien, pomazanymi farbą murami, zanieczyszczonymi i zarośniętymi krzakami. W 1990 roku posiadała jeszcze zadaszenie, które obecnie jest mocno zniszczone."-tekst ze strony http://www.zapomnianepunkty.karr.pl/pl/strony/1054.maciejowa.html
Stajemy koło wieży widokowej,oglądamy ją dookoła,robimy zdjęcia,a po sesji powolutku idziemy w kierunku mauzoleum.
Spacerowym krokiem przemierzamy ścieżki parkowe.Usłane są one rudymi liśćmi,które szeleszczą pod stopami.Powoli docieramy do mauzoleum.Wchodzimy po schodach i zaglądamy przez kraty do wnętrza.W środku umieszczono potwora-to pozostałość po kręconym tu niedawno filmie pt."Redwood".Robimy zdjęcia-całe mnóstwo zdjęć,a po nich postanawiamy podejść do niewielkiego stawu i sprawdzić czy w wodzie odbija się budynek mauzoleum.
Po krótkiej sesji,spacerowym krokiem opuszczamy park i zmierzamy do samochodu.Kiedy docieramy do zapakowanego auta,wsiadamy do niego i jedziemy do domu.Pora się przebrać i ruszyć do Cieplic,wszak w planie jest jeszcze Muzeum Przyrodnicze.
Po przebraniu się,wsiadamy do samochodu i jedziemy Cieplic.Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Zostawiamy autko niedaleko kościoła ewangelickiego,bierzemy aparaty i idziemy w kierunku zespołu pocysterskiego,bo to tam znajduje się Muzeum Przyrodnicze.
Byliśmy tu kilka razy,a było to między innymi tak:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2013/09/europejskie-dni-dziedzictwa-polska.html
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/12/spotkanie-ze-smokami-i-piwem.html
Wchodzimy do budynku,kupujemy bilety i zaczynamy oglądanie.
Kamienie w gablotach zawsze przyciągają nasz wzrok.Przystajemy więc przy szklanych gablotach,oglądamy i robimy zdjęcia.Dodatkowo co rusz zadzieramy głowy do góry by choć na chwilę spojrzeć na freski.Zaglądamy do pomieszczenia w którym oglądamy na ekranie freski z innych kościołów znajdujących się na Dolnym Śląsku.Po wirtualnej wycieczce idziemy oglądać dalej.Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia,gdzie zgromadzono przedmioty,które służyły kiedyś do nauczania przyrody w szkole.Oglądamy powoli wszystko,robimy zdjęcia i przyglądamy się ciekawie eksponatom.Po obejrzeniu wszystkiego,powolutku wychodzimy na korytarz,gdzie spotykamy Panią,która na nasz widok uśmiecha się radośnie.Podchodzi do nas i wita się z nami.Oboje jesteśmy lekko zdezorientowani,bo wychodzi na to,że się znamy,ale skąd???
Chwila zastanowienia i stwierdzamy,że musimy się znać z wycieczek rajdowych.Wychodzimy na wirydarz.
"Wirydarze były najważniejszym miejscem konwentu. Te klasztorne dziedzińce ogrodowe łączyły świat duchowy z ziemskim dlatego były sercem klasztoru. Zakładano je na planie kwadratu lub prostokąta. Według reguły benedyktyńskiej wirydarz miał równe boki o długości około 30 m. Geometryczny podział i wytyczanie ścieżek miały wymiar symboliczny i religijny. Były to cztery ścieżki po obwodzie i cztery ułożone osiowo (prostopadle do siebie lub po przekątnej), schodzące się w środku gdzie znajdował się punkt centralny, a w nim ustawiano studnię, rzeźbę, fontannę lub drzewo. Cystersi twierdzili, że wirydarz założony na planie "ad quadratum" przypominał symbolicznie o czterech rzekach w raju, czterech ewangelistach i czterech cnotach kardynalnych. W kwaterach między ścieżkami sadzono krzewy, kwiaty lub zioła. Taki zamknięty ogród, starannie utrzymany i obsadzony wybraną z góry roślinnością wyobrażał utracony raj. Panowała tu cisza i spokój, dające zakonnikom możliwość kontemplacji, medytacji i spokojnej modlitwy a jednocześnie uniesienia, ascezy i pokuty. Wirydarze klasztorne dały początek późniejszym ogrodom botanicznym. Cieplicki wirydarz jest jedynym przykładem takiego założenia ogrodowego w całej Kotlinie Jeleniogórskiej."-tekst ze strony http://jeleniagora.naszemiasto.pl/imprezy/wystawa-quot-wirydarz-klasztorny-quot-21909238.html
Zamknięty klasztorny ogród wygląda pięknie.Przystajemy na chwilę,podziwiamy piękno tego miejsca,robimy zdjęcia i chwilkę dumamy....każde nad czymś innym....bo którz zna myśli nie swoje????
Po zadumie i zdjęciach,wracamy do wnętrza.Klasztorny ogród zostaje za naszymi plecami,przed nami korytarze pełne malowideł i pomieszczeń kryjących cuda stworzone przez człowieka.I znów spotykamy Panią.Tym razem przystajemy przy Niej na dłużej.Rozmawiamy,rozmawiamy i rozmawiamy....i dzięki temu wiemy,że znamy się z rajdowych wycieczek.....Pozdrawiamy Panią z Muzeum Przyrodniczego w Cieplicach serdecznie :)
Po rozmowie wchodzimy do pomieszczenia w którym znajduje się wystawa masek-"Portrety niezapomniane" Konrada Tomaszewskiego składa się z gipsowych odlewów głów znanych z filmu,teatru i muzyki osobistości.Ponadto wystawa została wzbogacona o fotografie z przebiegu prac podczas dokonywania odlewów.My dzięki Krzysztofowi,oglądaliśmy ją już wcześniej i dzięki Niemu chcemy sami na żywo znaleźć się wśród nich.
Bez pośpiechu oglądamy gipsowe twarze,robimy zdjęcia,całe mnóstwo zdjęć.Przyglądamy się zgromadzonym w szklanych gablotach fotografiom.Dzięki nim mamy okazję zobaczyć proces tworzenia tych wszystkich masek.Jesteśmy pod wrażeniem.
Po dość długim pobycie w tym niezwykłym pomieszczeniu,opuszczamy je bo chcemy obejrzeć wystawę "Akwarelowe koncerty" Edwarda Kiczaka.
Piękne krajobrazy przeniesiene przez artystę na obrazy olejne i akwarele,przyciągają wzrok jak magnez.Oglądamy je niespiesznie,deletując się detalami.Spokojnie przechadzamy się od obrazu do obrazu.
"Edward Kiczak (1929-2004) znany artysta karkonoski,był malarzem wszechstronnym,oprócz akwarel,które dominowały w jego twórczości,tworzył też rysunki tuszem,grafikę-linoryt,nie obce było mu malarstwo olejne,stosował również techniki mieszane tzw.gwasze.Edward Kiczak na stałe zapisał się w artystyczny krajobraz Karkonoszy."-fragment tekstu ze strony http://docplayer.pl/10347019-Dariusz-milinski-edward-kiczak.html
Po nasyceniu oczu,duszy i aparatów pięknem,powolutku idziemy na I piętro Muzeum,ciekawi nas czy jest coś nowego.
Przechadzamy się niespiesznie po pomieszczeniach.Oglądamy znajome nam wystawy,zaglądamy do szklanych gablot,robimy zdjęcia i uśmiechamy się do znajomej Pani,gdy dostrzegamy Ją w pobliżu.
Kiedy już zajrzeliśmy wszędzie gdzie mogliśmy,powoli opuszczamy Muzeum.Chcemy jeszcze zrobić sobie zdjęcia z ogromnymi ślimakami na zewnątrz,a dobrze by było,gdyby jeszcze świeciło słońce.Wychodzimy więc na zewnątrz i robimy sobie sesję zdjęciową z biedronką i ślimakami :)
Po zdjęciach idziemy na spacer do parku.Kieszenie mam pełne orzechów,bo mam nadzieję spotkać wiewiórki.
Przechadzamy się alejkami parkowymi i nie dostrzegamy żadnego rudzielca.Jestem zawiedziona,ale Radek stwierdza,że powinniśmy pójść dalej,więc idziemy i za Teatrem Animacji dostrzegamy wielkie krzesło w butach.Podchodzimy więc do niego i robimy zdjęcia.Radek jest wyższy,więc bez problemu siada na krześle,ja natomiast muszę się na nie wdrapać.I kiedy to robię,to podchodzi do nas Pan,który proponuje nam że zrobi nam wspólne zdjęcie,a my w zamian zrobimy Jemu.Przystajemy na taką propozycję i dzięki temu mamy wspólne krzesłowe zdjęcia :)
Po zdjęciach z krzesłem w butach,idziemy jeszcze alejkami parkowymi z nikłą nadzieją,że spotkamy jakąś wiewiórkę.Niestety nie ma żadnej.Wracamy więc do samochodu.Mówię Radkowi,że pewnie będzie piękny zachód słońca i fajnie by było go zobaczyć np.z wieży.Pada więc propozycja-wieża na Wzgórzu Krzywoustego czy wieża Bramy Zamkowej? Postanawiamy podjechać do wieży Bramy Zamkowej i kiedy tam przyjeżdżamy,okazuje się że jeszcze jest otwarta i nawet jest miesce na zaparkowanie auta.Prawie wbiegamy na górę-129 schodów.Kiedyś z Gosią prawie wbiegaliśmy na wieżę,a było to tak:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/08/najnizsza-wieza-widokowa.html
Zziajani,zmęczenie stajemy na tarasie widokowym i spoglądamy na chylące się ku zachodowi słońce.Porysowane niebo powoli wybarwia się na pomarańczowo.Jesteśmy zauroczeni tym widokiem.Patrzymy na miasto z góry,robimy zdjęcia i cieszymy się,że możemy podziwiać to piękno :)
Gdy już nasycimy się pięknem,schodzimy z wieży.Wsiadamy do samochodu i jedziemy do domu.Pora coś zjeść-burczenie w brzuchach jest coraz głośniejsze....
Kończy się nasz leniwy,niedzielny dzień.Kolejny już niebawem,więc do zobaczenia :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
-A może potwór?-pyta Radek.
-Jaki potwór?
-Ten w Maciejowej oczywiście i trochę widoków z Góry Szybowcowej? A później Muzem Przyrodnicze?
-Jestem na tak.
-To jeszcze kolejność-co pierwsze-potwór?,czy widoki?
Stanęło na widokach,trzeba wykorzystać pogodę.
Skoro wszystko zostało ustalone,pora więc się ubrać odpowiednio,spakować aparaty,wsiąść do samochodu i ruszyć w drogę.Tak też robimy.Jedziemy na Zabobrze.Zostawiamy samochód na parkingu,bierzemy aparaty i idziemy ku Górze Szybowcowej.
Wędrówka jest przyjemna.W prawdzie mocno wieje,ale wiatr nie jest lodowaty.Idziemy drogą między polami,mijamy ostatnie zabudowania,skręcamy w prawo i po krótkiej wędrówce wchodzimy na wydeptaną,błotnistą ścieżkę wiodącą ku górze.Idziemy nią pnąc się wyżej i wyżej.Co jakiś czas spoglądamy za siebie,upajając się cudownymi widokami.Karkonosze otulone białą pierzyną z chmur.Niesamowicie pięknie wyglądają :)
Bardzo wolno docieramy na szczyt,stajemy i patrzymy oczarowani cudownością rozpostartą przed nami.
"Szybowcowa Góra (niem. Schieferberg, 561 m n.p.m.) – góra w Grzbiecie Małym Gór Kaczawskich. W części południowej jest zbudowana ze skał metamorficznych – łupków serycytowo-kwarcowych z grafitem, zieleńców i łupków zieleńcowych, należących do metamorfiku kaczawskiego oraz z górnopaleozoicznych skał wulkanicznych – porfirów. W części północnej zalegają na nich osady górnokredowe – margle ilaste, wapienie margliste oraz piaskowce. Osady te są częścią jednostki geologicznej zwanej rowem Wlenia. W 1924 wybudowano na górze szybowisko wykorzystujące znakomite warunki naturalne. Silne prądy wznoszące umożliwiają osiąganie pułapów do 10 000 m."-Wikipedia.
"Góra Szybowcowa - Jeżów Sudecki
Historia Góry Szybowcowej (561m) nie zaczyna się zbyt chlubnie. Początkowo bowiem, to górujące od północnego wschodu nad Jeżowem Sudeckim wzgórze nosiło nazwę Góry Szubienicznej i być może do dziś kryje niejedną tajemnicę konających tu skazańców.
Rozkwit i sławę przysporzył górze, jak to w życiu bywa splot zdarzeń i przypadek. A zaczęło się od kufla piwa. W takiej bowiem atmosferze spotykali się niemieccy weterani lotnictwa I wojny światowej. Oni to na wzór ośrodka szybowcowego w Górach Rhón na Wassrkuppe, postanowili zbudować podobny w Kotlinie Jeleniogórskiej. Zamierzenie to nie było bezpodstawne, ponieważ w kotlinie działa zjawisko tzw. Fali sprzyjające rozwojowi sportów szybowcowych.
Szkoła Szybowcowa w Jeżowie Sudeckim oficjalnie rozpoczęła działalność w 1924 roku, jako drugi tego typu ośrodek w Niemczech. Z okresu przedwojennego najsłynniejszą adeptką wykształconą w tej szkole była Hanna Reitsch – wybitna szybowniczka, wielokrotna rekordzistka w tej dyscyplinie, słynna pilot oblatywacz (m.in. Pierwsze loty śmigłowcem oraz samolotami odrzutowymi i rakietami V-2), pilotka Adolfa Hitlera, autorka książek i instruktor szybowcowy.
Po wojnie, w marcu 1946 roku utworzono Aeroklub Jeleniogórski, który nie licząc przerwy w latach pięćdziesiątych działa do dziś. Wykształcił on wielu asów polskiego lotnictwa, m.in. Pierwszego, polskiego kosmonautę Mirosława Hermaszewskiego.
Góra Szybowcowa, to bogata tradycja sportów lotniczych dwóch narodów - polskiego i niemieckiego, to do dziś funkcjonujący ośrodek szkolenia paralotniarzy, szybowników, lecz to również albo przede wszystkim przepiękne miejsce widokowe. Miejsce niedzielnych wędrówek okolicznych mieszkańców. Miejsce, gdzie panorama jest tak rozległa i fascynująca, że można spędzić kilka godzin zupełnie się nie nudząc. Gdy ktoś jednak chciałby dodatkowo umilić sobie czas, można zajrzeć do baru „u czarownic” i niejednego się dowiedzieć, oczywiście z historii Góry Szybowcowej."-tekst ze strony http://www.srebrna-gora.pl/pl/strony/1025.html
Silny wiatr nie pozwala zrobić zdjęcia makro.... |
Po nasyceniu oczu i aparatów cudnymi widokami,powoli zaczynamy schodzić z Góry Szybowcowej.Idziemy spacerowym krokiem,cały czas podziwiamy widoki rozpościerające się przed nami.Co jakiś czas zatrzymuję się by zrobić zdjęcie jakiemuś uschniętemu badylkowi lub trawie,wszak nawet w takim stanie wyglądają pięknie.Jesień ma swoje różne oblicza...I tak niespiesznie docieramy do drogi.Idziemy nią w kierunku parkingu,gdzie zostawiliśmy samochód.Kiedy tak wędrujemy,mija nas sporo ludzi.Pogoda piękna,choć wietrzna,więc nie dziwi nas mijający tłum.Oczywiście w tym tłumie spotykamy znajomą postać-Irenkę.Witamy się,chwilkę rozmawiamy i żegnając się,życzymy sobie wzajemnie-miłego dnia :)
Pozdrawiamy serdecznie Irenkę :)
Kiedy docieramy do samochodu,wsiadamy do niego i jedziemydo Maciejowej.Zostawiamy autko na parkingu przy markecie,bierzemy aparaty i idziemy w kierunku wieży widokowej.Oczywiście wędrujemy na skróty,tak samo jak poprzednim razem,a było to tak: http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2016/03/niezbyt-wiosennypierwszy-dzien-wiosny.html
"Jest to najstarsza z typowych wież widokowych na terenie obecnej Jeleniej Góry. Wieżę wybudowano na znajdującym się na południe od byłej wsi Maciejowa (Maiwaldau) wzniesieniu, należącym do byłego parku pałacowego, którego właścicielem był radca handlowy Emil Becker (zm. 1891) – przemysłowiec z Berlina. W 1872 roku zakupił on pałac w Maciejowej, wyremontował go i w nim zamieszkał. Jego staraniem wzniesiono w okolicy kilka obiektów, w tym interesującą nas wieżę widokową. Projekt budowli opracowała jeleniogórska spółka Lange & Hoffmann w maju 1874 roku. W 1875 wieża została zbudowana; wykonano ją z czerwonej cegły, poza dwiema pierwszymi (niższymi) kamiennymi kondygnacjami. Budowla stanęła na planie kwadratu o bokach mierzących po 5,96 m, a jej pięć kondygnacji wspinało się na wysokość ponad 24 m. Projekt, na podstawie ścisłych wytycznych, nawiązywał zapewne do średniowiecznych toskańskich wież, z charakterystycznym pasem pseudomachikułu u podstawy balustrady tarasu, oraz do form elewacji toskańskiego Quattrocenta. Z kolei elewację wieży i niektóre detale architektoniczne utrzymano w stylu neoklasycyzmu. Na wierzchołku znajdował się blisko 6-metrowy maszt, na którym wieszano flagę państwową (prawdopodobnie w święta państwowe, a może również jako sygnał/znak, że wieża jest właśnie otwarta, gdyż nie miała opiekuna przebywającego na stałe w jej wnętrzu, była więc zamykana. Opiekun mieszkał w pobliskim folwarku, udostępniając klucze do wieży na życzenie turystów lub dyżurując czasem w jej dolnej kondygnacji). Wejście na szczyt wiodło klatką schodową we wnętrzu budowli, zaczynającą się jednak dopiero od I piętra, na które można się było dostać jedynie po schodach zewnętrznych. Parter zajmowało wspomniane schronienie dla dozorcy. Wieża jest widoczna, wystająca ponad drzewami, na południe od głównej drogi przebiegającej przez Maciejową, czyli obok ul. Wrocławskiej. Dnia 6 lipca 1979 roku obiekt został wpisany do rejestru zabytków pod nr. 539/J. Jednak nie ustrzegło go to przed dewastacją. Dziś z wieży pozostała tylko ruina – bez schodów i dachu, z pustymi „oczodołami” okien, pomazanymi farbą murami, zanieczyszczonymi i zarośniętymi krzakami. W 1990 roku posiadała jeszcze zadaszenie, które obecnie jest mocno zniszczone."-tekst ze strony http://www.zapomnianepunkty.karr.pl/pl/strony/1054.maciejowa.html
Stajemy koło wieży widokowej,oglądamy ją dookoła,robimy zdjęcia,a po sesji powolutku idziemy w kierunku mauzoleum.
Spacerowym krokiem przemierzamy ścieżki parkowe.Usłane są one rudymi liśćmi,które szeleszczą pod stopami.Powoli docieramy do mauzoleum.Wchodzimy po schodach i zaglądamy przez kraty do wnętrza.W środku umieszczono potwora-to pozostałość po kręconym tu niedawno filmie pt."Redwood".Robimy zdjęcia-całe mnóstwo zdjęć,a po nich postanawiamy podejść do niewielkiego stawu i sprawdzić czy w wodzie odbija się budynek mauzoleum.
Po krótkiej sesji,spacerowym krokiem opuszczamy park i zmierzamy do samochodu.Kiedy docieramy do zapakowanego auta,wsiadamy do niego i jedziemy do domu.Pora się przebrać i ruszyć do Cieplic,wszak w planie jest jeszcze Muzeum Przyrodnicze.
Po przebraniu się,wsiadamy do samochodu i jedziemy Cieplic.Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Zostawiamy autko niedaleko kościoła ewangelickiego,bierzemy aparaty i idziemy w kierunku zespołu pocysterskiego,bo to tam znajduje się Muzeum Przyrodnicze.
Byliśmy tu kilka razy,a było to między innymi tak:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2013/09/europejskie-dni-dziedzictwa-polska.html
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2015/12/spotkanie-ze-smokami-i-piwem.html
Wchodzimy do budynku,kupujemy bilety i zaczynamy oglądanie.
Kamienie w gablotach zawsze przyciągają nasz wzrok.Przystajemy więc przy szklanych gablotach,oglądamy i robimy zdjęcia.Dodatkowo co rusz zadzieramy głowy do góry by choć na chwilę spojrzeć na freski.Zaglądamy do pomieszczenia w którym oglądamy na ekranie freski z innych kościołów znajdujących się na Dolnym Śląsku.Po wirtualnej wycieczce idziemy oglądać dalej.Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia,gdzie zgromadzono przedmioty,które służyły kiedyś do nauczania przyrody w szkole.Oglądamy powoli wszystko,robimy zdjęcia i przyglądamy się ciekawie eksponatom.Po obejrzeniu wszystkiego,powolutku wychodzimy na korytarz,gdzie spotykamy Panią,która na nasz widok uśmiecha się radośnie.Podchodzi do nas i wita się z nami.Oboje jesteśmy lekko zdezorientowani,bo wychodzi na to,że się znamy,ale skąd???
Chwila zastanowienia i stwierdzamy,że musimy się znać z wycieczek rajdowych.Wychodzimy na wirydarz.
"Wirydarze były najważniejszym miejscem konwentu. Te klasztorne dziedzińce ogrodowe łączyły świat duchowy z ziemskim dlatego były sercem klasztoru. Zakładano je na planie kwadratu lub prostokąta. Według reguły benedyktyńskiej wirydarz miał równe boki o długości około 30 m. Geometryczny podział i wytyczanie ścieżek miały wymiar symboliczny i religijny. Były to cztery ścieżki po obwodzie i cztery ułożone osiowo (prostopadle do siebie lub po przekątnej), schodzące się w środku gdzie znajdował się punkt centralny, a w nim ustawiano studnię, rzeźbę, fontannę lub drzewo. Cystersi twierdzili, że wirydarz założony na planie "ad quadratum" przypominał symbolicznie o czterech rzekach w raju, czterech ewangelistach i czterech cnotach kardynalnych. W kwaterach między ścieżkami sadzono krzewy, kwiaty lub zioła. Taki zamknięty ogród, starannie utrzymany i obsadzony wybraną z góry roślinnością wyobrażał utracony raj. Panowała tu cisza i spokój, dające zakonnikom możliwość kontemplacji, medytacji i spokojnej modlitwy a jednocześnie uniesienia, ascezy i pokuty. Wirydarze klasztorne dały początek późniejszym ogrodom botanicznym. Cieplicki wirydarz jest jedynym przykładem takiego założenia ogrodowego w całej Kotlinie Jeleniogórskiej."-tekst ze strony http://jeleniagora.naszemiasto.pl/imprezy/wystawa-quot-wirydarz-klasztorny-quot-21909238.html
Zamknięty klasztorny ogród wygląda pięknie.Przystajemy na chwilę,podziwiamy piękno tego miejsca,robimy zdjęcia i chwilkę dumamy....każde nad czymś innym....bo którz zna myśli nie swoje????
Po zadumie i zdjęciach,wracamy do wnętrza.Klasztorny ogród zostaje za naszymi plecami,przed nami korytarze pełne malowideł i pomieszczeń kryjących cuda stworzone przez człowieka.I znów spotykamy Panią.Tym razem przystajemy przy Niej na dłużej.Rozmawiamy,rozmawiamy i rozmawiamy....i dzięki temu wiemy,że znamy się z rajdowych wycieczek.....Pozdrawiamy Panią z Muzeum Przyrodniczego w Cieplicach serdecznie :)
Po rozmowie wchodzimy do pomieszczenia w którym znajduje się wystawa masek-"Portrety niezapomniane" Konrada Tomaszewskiego składa się z gipsowych odlewów głów znanych z filmu,teatru i muzyki osobistości.Ponadto wystawa została wzbogacona o fotografie z przebiegu prac podczas dokonywania odlewów.My dzięki Krzysztofowi,oglądaliśmy ją już wcześniej i dzięki Niemu chcemy sami na żywo znaleźć się wśród nich.
Bez pośpiechu oglądamy gipsowe twarze,robimy zdjęcia,całe mnóstwo zdjęć.Przyglądamy się zgromadzonym w szklanych gablotach fotografiom.Dzięki nim mamy okazję zobaczyć proces tworzenia tych wszystkich masek.Jesteśmy pod wrażeniem.
Po dość długim pobycie w tym niezwykłym pomieszczeniu,opuszczamy je bo chcemy obejrzeć wystawę "Akwarelowe koncerty" Edwarda Kiczaka.
Piękne krajobrazy przeniesiene przez artystę na obrazy olejne i akwarele,przyciągają wzrok jak magnez.Oglądamy je niespiesznie,deletując się detalami.Spokojnie przechadzamy się od obrazu do obrazu.
"Edward Kiczak (1929-2004) znany artysta karkonoski,był malarzem wszechstronnym,oprócz akwarel,które dominowały w jego twórczości,tworzył też rysunki tuszem,grafikę-linoryt,nie obce było mu malarstwo olejne,stosował również techniki mieszane tzw.gwasze.Edward Kiczak na stałe zapisał się w artystyczny krajobraz Karkonoszy."-fragment tekstu ze strony http://docplayer.pl/10347019-Dariusz-milinski-edward-kiczak.html
Po nasyceniu oczu,duszy i aparatów pięknem,powolutku idziemy na I piętro Muzeum,ciekawi nas czy jest coś nowego.
Przechadzamy się niespiesznie po pomieszczeniach.Oglądamy znajome nam wystawy,zaglądamy do szklanych gablot,robimy zdjęcia i uśmiechamy się do znajomej Pani,gdy dostrzegamy Ją w pobliżu.
Kiedy już zajrzeliśmy wszędzie gdzie mogliśmy,powoli opuszczamy Muzeum.Chcemy jeszcze zrobić sobie zdjęcia z ogromnymi ślimakami na zewnątrz,a dobrze by było,gdyby jeszcze świeciło słońce.Wychodzimy więc na zewnątrz i robimy sobie sesję zdjęciową z biedronką i ślimakami :)
Po zdjęciach idziemy na spacer do parku.Kieszenie mam pełne orzechów,bo mam nadzieję spotkać wiewiórki.
Przechadzamy się alejkami parkowymi i nie dostrzegamy żadnego rudzielca.Jestem zawiedziona,ale Radek stwierdza,że powinniśmy pójść dalej,więc idziemy i za Teatrem Animacji dostrzegamy wielkie krzesło w butach.Podchodzimy więc do niego i robimy zdjęcia.Radek jest wyższy,więc bez problemu siada na krześle,ja natomiast muszę się na nie wdrapać.I kiedy to robię,to podchodzi do nas Pan,który proponuje nam że zrobi nam wspólne zdjęcie,a my w zamian zrobimy Jemu.Przystajemy na taką propozycję i dzięki temu mamy wspólne krzesłowe zdjęcia :)
Po zdjęciach z krzesłem w butach,idziemy jeszcze alejkami parkowymi z nikłą nadzieją,że spotkamy jakąś wiewiórkę.Niestety nie ma żadnej.Wracamy więc do samochodu.Mówię Radkowi,że pewnie będzie piękny zachód słońca i fajnie by było go zobaczyć np.z wieży.Pada więc propozycja-wieża na Wzgórzu Krzywoustego czy wieża Bramy Zamkowej? Postanawiamy podjechać do wieży Bramy Zamkowej i kiedy tam przyjeżdżamy,okazuje się że jeszcze jest otwarta i nawet jest miesce na zaparkowanie auta.Prawie wbiegamy na górę-129 schodów.Kiedyś z Gosią prawie wbiegaliśmy na wieżę,a było to tak:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2012/08/najnizsza-wieza-widokowa.html
Zziajani,zmęczenie stajemy na tarasie widokowym i spoglądamy na chylące się ku zachodowi słońce.Porysowane niebo powoli wybarwia się na pomarańczowo.Jesteśmy zauroczeni tym widokiem.Patrzymy na miasto z góry,robimy zdjęcia i cieszymy się,że możemy podziwiać to piękno :)
Gdy już nasycimy się pięknem,schodzimy z wieży.Wsiadamy do samochodu i jedziemy do domu.Pora coś zjeść-burczenie w brzuchach jest coraz głośniejsze....
Kończy się nasz leniwy,niedzielny dzień.Kolejny już niebawem,więc do zobaczenia :)
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
Danusiu tyle atrakcji jednego dnia i to według Ciebie był leniwy dzień??!
OdpowiedzUsuńCudne zdjęcia i miłe wspomnienia szczególnie z góry szybowcowej bo też się na nią kiedyś wdrapywalam 💕😊😱 👌 Pozdrawiam 💝
Elu,leniwy bo w planach były Góry,ale nas wystraszył wiatr....no i wszędzie praktycznie jechaliśmy samochodem,ot co!!!
UsuńDziękuję za miłe słowa :)
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko :)