sobota, 13 października 2012

Jakubowym szlkiem i Drogą Królewską z Kamenz do Königsbrück :)

Dziś znów wyruszamy na Jakubowy szlak i Drogę Królewską.Ostatnia wędrówka w tym roku zorganizowana przez Stowarzyszenie Południowo-Zachodnie Forum Samorządu Terytorialnego "Pogranicze" z Lubania i Christlich-Soziales Bildungswerk Sachsen z Miltitz, w ramach projektu "Via Regia: poznać Europę – od historii do przyszłości". Okazuje się,że dzięki nam(po części jest w tym nasza zasługa,choć spora część była już nawet przed nami),na dzisiejszą wędrówkę zapisało się sporo naszych znajomych.My z Jeleniej Góry zabieramy Irenkę,poza tym jedzie jeszcze Maciej z Tereską,Ewa,Gabrysia z Robertem i Krzysztof.W Lubaniu koło zajezdni spotykamy Zbyszka z żoną,a w Zgorzelcu wsiadają: Gosia,Ula,Tereska z Witkiem.Poza tym dziś jadą z nami wędrowcy z Wrocławia i Niemiec,w sumie autobus jest pełny(46 osób).



Jedziemy dziś do Kamenz i stąd ruszamy do Königsbrück szlakiem św.Jakuba i Via Regia.
W Kamenz wysiadamy obok stacji kolejowej i ruszamy zwiedzać miasto.Najpierw mijamy słup poczty saskiej i wąskimi uliczkami dochodzimy do punktu informacji turystycznej,gdzie czeka już na nas vice burmistrz miasta Kamenz,który będzie naszym przewodnikiem.I tu coś,co nas zaskakuje,pełni tę funkcję społecznie z miłości do miasta w którym żyje,w Polsce to chyba nierealne :)Zwiedzanie zaczynamy od Kościoła-Muzem.Kościół św.Anny,tu późnogotycka sztuka sakralna przeplata się z nowoczesną,nam współczesną.Wygląda to dość ciekawie,ale na mnie,jednak niesamowite wrażenie robią cudne,drewniane,szafiaste ołtarze-jest ich tu pięć.Każdy inny i każdy równie piękny.Rzeźby z niesamowitą precyzją i dokładnością stworzone,przykuwają wzrok.Jeden z tych ołtarzy poświęcony jest Marii,a właściwie trzem Mariom.Bo według legendy Matka Jezusa miała dwie siostry,które też miały na imię Maria.Rozróżniane były po imieniu ojca.Tak więc była: Maria z Nazaretu,Maria Kleofasa i Maria Salome.Większość naszej grupy słucha uważnie tego co mówi nasz przewodnik,a tłumaczy Emil.Ja natomiast chodzę własnymi ścieżkami i usiłuję zrobić zdjęcia bez ludzi,co jest niesamowicie trudne,ale momentami wykonalne.
























































Po opuszczeniu kościoła,dostajemy folderki w języku polskim i idziemy dalej zwiedzać miasto.
Naszym kolejnym punktem jest przystanek przy budynku Muzeum Gottholda Ephreima Lessinga,niemieckiego pisarza urodzonego w 1729r. w Kamenz.Po wysłuchaniu opowieści o sławnym mieszkańcu ruszamy dalej,ku rynkowi i ratuszowi.
Wąskimi uliczkami dochodzimy do rynku,gdzie znajduje się neorenesansowy,czerwony ratusz.Tu spotykamy zielony "pociąg" i kilkoro dorosłych z dziećmi w wózkach.Dowiadujemy się,że miasto Kamenz wita swe nowo narodzone dzieci w wyjątkowy sposób.Najpierw przyjęte są one osobiście w Ratuszu,a później dla każdego nowo narodzonego obywatela Kamenz sadzi się drzewko.Taka więź z rodzinnym miastem musi być wyjątkowa. Mnie z Kamenz łączyło marzenie-odwiedzić miasta związane z Lubaniem jako "Związek Sześciu Miast" i jestem tu!!!Już po raz drugi.Przyznaję się,że nie słucham tego co mówi przewodnik,a na własną rękę odkrywam Kamenz.Jednak po chwili muszę dołączyć do grupy,bo idziemy teraz do następnego kościoła.



























Ewangelicki kościół Najświętszej Marii Panny,robi na nas ogromne wrażenie.Z zewnątrz wygląda niezbyt okazale,ale w środku jest duży,stary,piękny i bogato wyposażony.Nasz niemiecki przewodnik opowiada nam historię kościoła...
Po wysłuchaniu historii kościoła,ruszamy w kierunku rynku,tu po krótkim opowiadaniu i błogosławieństwie na dalszą drogę,rozstajemy się z vice burmistrzem miasta Kamenz.Robimy grupowe zdjęcia i podczas krótkiej przerwy przed dalszą drogą,posilamy się i poznajemy naszych współwędrowców.Tak nawiązuję znajomość z Małgosią z Sycowa i Krysią z Lubania-obie pozdrawiam bardzo cieplutko :)










































Najedzeni i pobłogosławieni ruszamy dalej na szlak.
Wchodzimy na szlak jakubowy i nim podążając mijamy kościół z krzyżem pokutnym-pojednania wmurowanym w kościelną ścianę,pomnik żołnierzy radzieckich i wchodzimy do parku,w którym znajduje się wieża widokowa Hutberg-wybudowana w 1864r.Nasz szlak przechodzi obok,więc tylko nieliczni idą zobaczyć ową wieżę.
Mijamy szczyt i powoli schodzimy ku zaoranym polom i łąkom z pasącymi się końmi.Na polach trwają prace,w oddali widać traktor....
Wzdłuż szosy rosną stare jabłonie,ale nie ma ich tu tak dużo,jak podczas naszej ostatniej wędrówki.
Konie zaciekawione naszym widokiem podchodzą do ogrodzenia.
Prawdziwie wiejski krajobraz.










Idziemy najpierw wśród pól,później nasz szlak wiedzie nas drogą leśną i w Schwosdorfie wkraczamy na Drogę Królewską-Via Regia.Tu na łące mamy postój.Czekamy na wędrowców,którzy zostali gdzieś z tyłu za resztą grupy.Okazało się,że ta grupka to Niemcy idący dziś z nami.
Droga wiedzie nas przez pięknie zadbane wioski.Mijamy uroczo zagospodarowane miejsce dla jakubowych pielgrzymów i znów wkraczamy na leśne ścieżki.Tu napotykamy piękne,czerwone muchomory,pnie porośnięte mchami i małymi grzybkami.
I tak oto dochodzimy do Reichenau.Obok kolejnego jakubowego schroniska,przy słomianym stworze rozsiadamy się na kolejny odpoczynek.Zjadamy małe co nieco,robimy sobie sesję zdjęciową ze słomianym stworem(nie miał jednego oka,więc Krysia pożyczyła mu swój pielgrzymi kapelusz),odpoczywamy i napawamy się cudowną pogodą.Maciej potajemnie fotografuje trzmiele(nie chciał mi zdradzić cóż takiego foci),Ewa wskazuje Mu rudego "rysia" przyczajonego na drugim brzegu,płynącego obok strumyka.Ja zaglądam za Gabrysią i Robertem-zostali gdzieś daleko od grupy,trochę się niepokoję.Gdy Ich zauważam na horyzoncie od razu czuję ulgę.Wszak idziemy razem....












































Opuszczamy Reichenau i najpierw droga wiedzie nas wśród pól,pachnących już jesienią...
I znów grupa się rozciągnęła,ale tak to już jest gdy wędruje tyle osób,każdy idzie swoim tempem.Wchodzimy do lasu,pachnącego igliwiem,liśćmi i grzybami...Po drodze znajdujemy piękne powitanie.Na środku leśnej drogi,w betonie widnieje napis "Willkommen in Königsbrück" z muszlą św.Jakuba.Robimy sobie mini grupowe zdjęcie i idziemy dalej.Krysia schodzi z drogi i pomiędzy drzewami zbiera grzyby.Sporo ich nazbierała.
Po takim pięknym powitaniu w lesie,kolejne czeka na nas zaraz po wyjściu z niego.Na skraju znajdujemy miejsce odpoczynku-zadaszone ławeczki z oznaczeniami muszelkowymi i figurką św.Jakuba.W takim miejscu można odpocząć i nabrać sił przed dalszą drogą.My jednak mamy tylko sesję zdjęciową, a co niektórzy chwilę gawędzą z miłą panią mieszkającą w pobliżu,która pozdrawia nas serdecznie i życzy nam dobrej drogi.


















Tak oto wychodzimy na główną drogę i tu kusi nas pięknie kwitnące pole rzepaku.Razem z Gosią robimy sobie sesję zdjęciową w kwieciu rzepakowym i prawie krzykiem i gwizdem zostajemy przywołane do zdjęcia grupowego,po którym ruszamy dalej.Wszak umówieni jesteśmy w Königsbrücku z miłośnikiem tegoż miasteczka :)
W drodze do rynku Königsbrücka,dzwoni telefon Radka.Okazuje się,że to Robert.On i Gabrysia zostali dłużej na ostatnim postoju,a później ciężko Im było już nas dogonić i po zapytaniu przypadkowo spotkanej pani,nie udało Im się odnaleźć właściwej drogi....Dzwonię do Roberta i dowiaduję się,że Oni przyjadą właśnie z tą panią do Königsbrück,ale nie wiedzą gdzie my będziemy.Biegnę więc do Emila,który jest na samym początku naszej grupy(dostałam zadyszki....),dzwonię do Roberta,który rozmawia z Emilem.
Dochodzimy do rynku,gdzie czeka już na nas nasz przewodnik i tu docierają Gabrysia i Robert-wszystko dobrze się skończyło,są z nami.
Po krótkim powitaniu,nasz przewodnik opowiada nam o swoim miasteczku i zaprasza nas do kościoła,który otwiera kluczami trzymanymi w rękach.Rozsiadamy się wygodnie w ławkach i wsłuchujemy się w opowieść naszego niemieckiego przewodnika.Rysuje na tablicy "mapę" Górnych Łużyc,która swój wschodni kraniec ma na rzece Kwisie,natomiast zachodni na rzece Pulsnitz.




Wysłuchujemy historii Górnych Łużyc i miasteczka Königsbrück.W książeczkach z pieśniami znajdujemy pieśń w języku polskim i razem z naszym niemieckim przewodnikiem śpiewamy ją,każdy w swoim ojczystym języku.Niesamowite uczucie,jesteśmy wszyscy pod wrażeniem,ale okazuje się,że to nie wszystkie niespodzianki na dziś.
Jest przed 17-tą,więc nasz miłośnik Königsbrücka proponuje nam wejście na wieżę kościelną,podziwianie widoków z niej rozpościerających się i wysłuchanie bicia dzwonów.Bo to właśnie On o godzinie 17-tej w sobotę,ogłasza biciem dzwonów mieszkańcom,że już za kilka godzin niedziela.Punktualnie o siedemnastej zaczęły bić dzwony kościelne,a my słuchamy ich podziwiając piękną panoramę miasteczka i okolic.Gdy dzwony umilkły,szykujemy się do zejścia i znów niespodzianka,bo dzwon zaczyna wybijać,tak się nam zdaje godzinę.Liczymy: jeden,dwa,trzy,cztery,pięć,sześć,siedem,osiem,dziewięć.....i cisza.Jesteśmy zaskoczeni i nijak nie potrafimy sobie wytłumaczyć dlaczego dziewięć uderzeń???
Schodzimy,najpierw na empory,skąd możemy spojrzeć na wnętrze kościoła z góry,a później już na dół i tu jedna z naszych uczestniczek pyta "kościelnego" dlaczego dziewięć uderzeń???Okazuje się,że jest to ogłaszanie mieszkańcom,że jutro w niedzielę pierwsza msza o 9:00.
















Kolejna niespodzianka czeka na nas w przedsionku kościelnym-na ławeczce stoją dzbany z winem i wodą.Strudzeni pielgrzymi mogą więc ugasić pragnienie....
Po opuszczeniu kościoła,na pożegnanie dostajemy od naszego przemiłego gospodarza "Jakubowe talary"-ciastko z muszlą jakubową.
Dziękujemy serdecznie i żegnamy się z naszym przemiłym niemieckim przewodnikiem i ruszamy w stronę naszego autobusu.














Powoli dzień się kończy i nasza kolejna wędrówka też powoli dobiega końca.
Pora na następną.
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie,życząc miłej lektury.
Do zobaczenia:)

Danusia i Radek :)


Zdjęcia tu dodane są autorstwa:
Krysi,Macieja,Krzysztofa,Radka i moje.


Dobrej Drogi-Buen Camino :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz