sobota, 22 czerwca 2013

Z Bolesławca do Lubania szlakiem św.Jakuba-czyli o tym co lepsze:palące słońce czy komary???

"Zaproszenie na wędrówkę nr 2(Bolesławiec-Lubań)
Dnia 22.06.2013 r. początek wędrówki o godz. 9:00 przy wejściu do ratusza w Bolesławcu.
Dojazd ze Zgorzelca pociągiem Kolei Dolnośląskich o godz. 7:40, a z przystanku Zgorzelec Miasto – 7:43. Pociąg ten wyrusza o godz. 5:41 z Jeleniej Góry i o godz. 6:56 z Lubania. W celu skorzystania z grupowego biletu Euro-Nysa konieczne jest zgłoszenie chęci uczestnictwa.
Na 30-kilometrowej trasie korzystamy z trasy Dolnośląskiej Drogi św. Jakuba, a od Nowogrodźca także czerwonego szlaku rowerowego wzdłuż Kwisy. Na odcinku ok. 20 km nawierzchnia asfaltowa, na 8 km – szutr lub piasek. W Nowogrodźcu przewidziana przerwa na uzupełnienie zapasów. Planowane dojście do Lubania ok. godz. 17:30
Udział w wędrówkach jest bezpłatny. Uczestnicy we własnym zakresie zabezpieczają prowiant i ubezpieczenie. Organizatorzy zapewniają dojazd ze Zgorzelca/Görlitz do Bolesławca i z Lubania do Zgorzelca. Korzystamy przy tym z transportu kolejowego z wykorzystaniem grupowych biletów Euro-Nysa. Nie jest przewidziany transport bagaży. Wędrówki prowadzi licencjonowany przewodnik sudecki i saksoński oraz tłumacz polsko-niemiecki.
Projekt pt. „Via Regia: poznać Europę - od historii do przyszłości” realizowany jest przy współfinansowaniu ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej EWT Polska - Saksonia 2007 – 2013.
Partnerami projektu są:
CSB - Christlich-Soziales Bildungswerk Sachsen
Powiat Lubański
Powiat Złotoryjski
Gmina Miejska Bolesławiec
Gmina Miejska Lubań
Gmina Miejska Złotoryja
Gmina Lwówek Śl.
Gmina Nowogrodziec
Patronat nad przejściami Via Regia objęło stowarzyszenie “Przyjaciele Dróg św. Jakuba w Polsce”, certyfikowany członek sieci współpracy „Via Regia – Kulturowy szlak rady Europy”.
 "



My postanowiliśmy wziąć udział.Zgłosiliśmy się więc i po przeanalizowaniu dwóch możliwych wariantów dojazdu do Bolesławca,wybraliśmy późniejszy-pospiesznym autobusem.Radek wczoraj kupił bilety ZVON i dzięki temu,dziś możemy troszkę dłużej spać.Śniadanie,kawa i pakowanie plecaków bez pośpiechu to dla nas pewna nowość,ale udało się!!! Spokojnie,bez biegania docieramy do dworca PKS,wsiadamy do autobusu po ciut więcej niż godzinnej jeździe wysiadamy w Bolesławcu.Tu najpierw kierujemy się do najbliższej apteki.Pomyślałam,że dziś będziemy iść wzdłuż Kwisy,więc komarów może być sporo.W takiej sytuacji przydały by się nam opaski przeciw komarom.Niestety w pierwszej aptece nie mieli :(
Ruszyliśmy więc w kierunku bolesławieckiego rynku,gdzie już za kilkanaście minut mamy się spotkać z resztą grupy.
Po dotarciu na umówione miejsce,okazało się,że jesteśmy przed czasem.Idziemy więc na spacer.Ratusz jest otoczony rusztowaniami,trwają prace remontowe i już niedługo będzie piękny.Na placu trwają przygotowania do obchodów "Dni Bolesławca". Stragany rozstawione na placu wokół ratusza,powoli zaczynają zapełniać się różnościami.W późniejszych godzinach będzie tu gwarno.My powoli kierujemy się do ratusza,gdzie spotykamy się z resztą grupy.Po przywitaniu i omówieniu planu dzisiejszej wędrówki,powoli ruszamy przez miasto na szlak Jakubowy.

















Najpierw zaglądamy do dawnego kościoła ewangelickiego,wybudowanego na terenie,zburzonego zamku.Tu mamy okazję wejść do środka.Wnętrze kościoła jest skromne.Sufit i empory obłożone są boazerią,wyglądają pięknie.Stajemy na chwilę zapatrzeni i urzeczeni tym skromnym pięknem.Emil wykorzystuje zadumania grupy i wspomina kogoś,kto już skończył doczesne wędrówki szlakiem jakubowym,czyli Roberta.Uczciliśmy Jego pamięć chwilą ciszy i krótką modlitwą.Przed opuszczeniem świątyni,usłyszeliśmy jeszcze kilka słów o historii tegoż miejsca.
Idziemy ulicami Bolesławca,gdzie Emil korzystając z okazji odnawia szlak Jakubowy,naklejając specjalne naklejki.Mijamy Pałacyk Pücklera,rondo z olbrzymim dzbankiem z ceramiki bolesławieckiej,przechodzimy nad Bobrem i schodzimy na spokojniejszą ulicę Zabobrze (w Jeleniej Górze jest oś.Zabobrze ) i nią podążamy ku granicom miasta.

































Idąc wśród domków,powoli zbliżamy się do Cmentarza Żołnierzy Radzieckih.Postanawiamy zejść na chwilę ze szlaku,przechodzimy przez ruchliwą ulicę i idziemy zobaczyć miejsce,gdzie według legendy było pochowane serce rosyjskiego generała Michaiła Kutuzowa.Różne przekazy,różnie mówią i trudno jest dociec,czy w Bolesławcu pochowano serce,czy trzewia generała,który w pogoni za uciekającymi wojskami francuskimi,zmarł na tyfus 28 kwietnia 1813 roku w Bolesławcu.Ciało wielkiego dowódcy zostało zabalsamowane i wywiezione do Petersburga.I tu okazuje się jak zawiła jest historia-Wielki Generał dla mieszkańców Bolesławca był wyzwolicielem,natomiast dla Polaków,walczących u boku Napoleona był śmiertelnym wrogiem.W latach 90-tych XX wieku,opuszczające Polskę,wojska rosyjskie,zabrały wszystkie pamiątki po generale,wykopując nawet metalową urnę :(
Wchodzimy na teren cmentarza przez bramę,której strzegą dwie,wielkie postacie żołnierzy.Monumentalnymi schodami,wchodzimy na niewielkie wzniesienie,na którym stoi pomnik Kutuzowa.Jest to niewysoka,złamana kolumna przewiązana dębowym wieńcem-symbolem wieczności,postawiona na antycznym cokole,na którego 4 stronach wykuty został napis w języku rosyjskim i niemieckim:"Fuerst Kutuzow Smolensky Schlummerte in ein besseres Leben hinueber ara 28 April 1813"(Książę Kutuzow Smoleński zasnął snem wiecznym 28 IV 1813). Robimy sobie krótki postój i wszyscy się rozpierzchają w różnych kierunkach.Sam cmentarz robi wrażenie opuszczonego i zaniedbanego.Jedynie jego centrum ma jako taki wygląd.Reszta jest zarośnięta przez krzaki i drzewa.Są tu pochowani żołnierze rosyjscy,którzy zginęli w 1812 i 1945 roku.









Po opuszczeniu cmentarza,nasz szlak powoli zmierza do lasu.I tu,widząc jak Emil przykleja naklejki z muszlą,mówię do Radka,że szkoda,że nasz przewodnik nie wziął ze sobą farby i pędzla,bo w lesie by się przydały.Jakże jest moje ogromne zdziwienie,gdy zauważam Emila malującego żółtą strzałkę na drzewie.Podchodzę do Niego i opowiadam to co przed chwilą mówiłam Radkowi-śmiejemy się,stwierdzając,że inaczej się nie da odświeżyć szlaku.
Wchodząc do lasu,dopada nas chmara komarów.Są wszędzie i nie można się od nich opędzić.Cały czas trzeba być w ruchu,bo gdy tylko się stanie,od razu atakują każdy skrawek skóry.Jak się okazuje to jedynym ratunkiem jest słońce,bo odpuszczają.Opędzamy się ułamanymi gałązkami i wygląda to jakbyśmy się biczowali.Każdy ratuje się jak może.
Po wyjściu z lasu,zatrzymujemy się na chwilę w Mierzwinie.Tu czekamy na Emila,który został gdzieś w tyle.Mamy więc chwilę na odpoczynek.Niedaleko przystanku autobusowego znajdujemy drzewo orzecha włoskiego,z którego zrywamy liście,by w ten sposób,jego zapachem bronić się przed komarami.Tak "uzbrojeni" ruszamy dalej.Przechodzimy przez wieś,mijamy niewielki kościółek,który się "wietrzy" po sprzątaniu.Zaglądamy ciekawie do jego wnętrza przez ozdobne kraty i po chwili znów idziemy dalej.
















































Dochodzimy do drogi pomiędzy pastwiskami,na których pasą się stada krów.Drogę od pastwisk oddziela kolczasty drut i widać,że niezbyt często jest ona uczęszczana,bo porasta ją wysoka trawa.W dwóch miejscach,kolczasty drut przeprowadzony jest również przez drogę i aby przejść bezpiecznie,nie kalecząc się nim,ktoś musi go podnieść do góry.Jakoś nam wszystkim udało się przebrnąć kolczaste przeszkody.Zatrzymujemy się na skraju lasku i rozkoszując się jego przyjemnym cieniem,czekamy aż Emil namaluje żółtą strzałkę.Stoimy tak chwilę i nagle do naszych uszu dochodzą głośne i żałosne muczenia krów,które z niewiadomych przyczyn,wszystkie podeszły do kolczastego ogrodzenia.Smutny ten widok...
Kiedy została namalowana strzałka,ruszamy dalej.Asfaltowa droga wiedzie nas przez las.Cieszymy się z cienia,który dają drzewa,jednak jest to krótkotrwała chwila,bo znów wychodzimy na otwartą przestrzeń.Przed nami dookoła rozpościerają się ogromne przestrzenie pól,porośniętych zbożami i pachnących suszącym się sianem.Droga z asfaltowej zmienia się w szutrową.









Wzdłuż niej rosną wysokie trawy,w których pełno różnego,polnego kwiecia-dziurawiec,kąkol,rumianki,maki i chabry-tworzą niezwykle piękną i barwną kompozycję.Taki widok to rozkosz dla zmysłów.Jestem zachwycona i oczarowana,Radek też.Co chwilę przystajemy by zrobić zdjęcia.Słońce grzeje niemiłosiernie,a wśród pól brak jakiegokolwiek cienia-nie ma tu drzew.Nie ma też słupów,ani wielkich kamieni,więc co z oznaczeniem szlaku?To pytanie kieruję do Emila.
Odpowiedź na nie okazała się prosta: na rozstaju dróg,gdzie mamy skręcić w lewo i aby inni też wiedzieli jak iść,robimy z zebranych z pól kamieni,kopczyk i trzeba przyznać,że wyrósł  nad wyraz okazale.Na koniec zostają na nim namalowane żółte strzałki,a bukiety polnych kwiatów wieńczą dzieło :)
Jesteśmy zadowoleni z naszej pracy,więc ustawiamy się przy nim i robimy sobie grupowe zdjęcia.Po sesji ruszamy dalej i przy najbliższym zakręcie układamy z kamieni kształt strzałki ,na której również zostaje namalowana inna żółta wskazująca kierunek.Nasz przewodnik,stwierdził,że o takim czymś marzył :)









































I tak tą drogą,wśród pól z zielonymi zbożami,wysokimi trawami z polnymi kwiatami,dochodzimy do szosy.Tu już musimy zachować ostrożność,bo panuje tu dość spory ruch samochodowy.Idziemy więc gęsiego,skrajem drogi.Przechodzimy przez Ocice i Milików.Mijamy kapliczkę i kawałeczek za nią schodzimy z szosy w drogę pomiędzy zbożami.W oddali dostrzegamy wieżę kościelną-przed nami Nowogrodziec.
Wchodzimy do Nowogrodźca,przechodząc obok gospodarstwa rolnego i dochodzimy do asfaltowej drogi.Tu zatrzymujemy się przy kapliczce słupowej,chwilę czekamy na resztę grupy,by razem wejść do centrum miasteczka.W Nowogrodźcu będziemy mieć dłuższy postój,ale najpierw idziemy do kościoła pw.św.Piotra i Pawła.Zaglądamy do środka przez kraty.Wysłuchujemy historii miasteczka.Wszystkich ciekawych opowieści o miasteczku zapraszam do zajrzenia pod link: http://www.nowogrodziec.pl/index.php/spolecznosc/32-dla-turysty/184-zabytki-nowogrodziec
Po obejrzeniu kościoła,wysłuchaniu historii miasteczka,mamy czas na odpoczynek.Idziemy więc do rynku,gdzie jest pięknie odnowiony ratusz,a obok niego figura św.Jana Nepomucena.W okalających rynek,kamieniczkach znajdujemy małą knajpkę.Ja czekam na Radka,który został gdzieś z tyłu i gdy dociera do mnie,umawiamy się,że ja idę do sklepu kupić coś do picia (bo nasze zapasy uległy wyczerpaniu),a Radek idzie do punktu informacji turystycznej,a później spotykamy się w knajpce.















W małym sklepiku,w rynku,kupuję dwie butelki wody i litrową butelkę podpiwka.Tak zaopatrzona idę do restauracyjki,gdzie czeka już na mnie zimne piwo.Zamawiamy jeszcze żurek i czekając na nasze zupy,rozkoszujemy się chłodem złocistego trunku:)
Po jakimś czasie zostają podane zupy i trzeba przyznać,że żurek jest pyszny.Zjadamy go,delektując się smakiem,a po posiłku ogarnia nas błogie lenistwo....i jak tu dalej iść???
Odpoczywamy więc jeszcze chwilę,ale zdajemy sobie sprawę,że jeszcze przed nami spory kawałek do przejścia,więc ruszamy-kierunek Lubań.









Wychodząc na obrzeża miasteczka,Emil pyta nas jak chcemy iść???Czy w słońcu,wzdłuż Kwisy,czy może przez las???
Wszyscy świadomi tego ile w lesie może być komarów,decydujemy się na drogę w słońcu.I tak oto do Lubania będzie nas wiodła ścieżka rowerowa.Ja nią jechałam na rowerze kilka razy,ale nie szłam po niej,więc dla mnie to będzie nowe przeżycie znanego traktu.
Idziemy wzdłuż rzeki,która wije się wśród pól,przybliżając się to znów oddalając od nas.Kwisa jest granicą Śląska z Łużycami i my teraz wędrujemy przez Nawojów Śląski,natomiast za rzeką jest Nawojów Łużycki.Droga w palącym słońcu staje się trudna,zatrzymujemy się pod rozłożystym drzewem,czekając na dojście wszystkich.Odpoczywamy chwilę.Wyjmuję z plecaka butelkę podpiwka i częstuję wszystkich-smakuje cudownie.Z plecaka wyciągam jeszcze pojemnik z sernikiem,pokrojonym na małe kawałeczki,by dla każdego starczyło.Zastanawiające jest to,że w drodze,wszystko ma tak cudowny i niepowtarzalny smak :)
Tak pokrzepieni i lekko wypoczęci ruszamy dalej.
Mijamy zabudowania dawnego dworu,w którym w XX wieku mieścił się PGR.
Większość drogi idziemy w słońcu,które wciąż niesamowicie grzeje i przez to jesteśmy coraz bardziej zmęczeni,ale myśl,że zbliżamy się już ku końcowi wędrówki dodaje nam sił.Rzeka płynie tu niesamowicie leniwie.Woda miejscami jest tak gładka,że przypomina lustro.
Opuszczając Nawojów Śląski,wchodzimy do Uniegoszczy.Stąd już mamy blisko do Lubania.


















Mijamy granicę miasta,zostawiając za sobą Uniegoszcz,wkraczamy do Lubania.Zatrzymujemy się obok kościoła Narodzenia Najświętszej Marii Panny.Tu łączą się trzy Drogi św.Jakuba:Droga Dolnośląska(prowadząca pątników także z Warmii,Kujaw i Wielkopolski,Via Regia( z Galicji,Wielkopolski i Śląska) i Via Cervimontana-czyli sudecki szlak,którym my szliśmy z Krzeszowa.Obok muru okalającego kościół,na kamiennym cokole z jakubową muszlą leży sobie kamień z napisem: "Urszula i Andrzej 27.04.2012". Napis jest lekko zatarty,więc zamiast "04" może być "09",ale i tak jest ciekawostką,że wciąż tam leży i nikt go nie usunął.....My stajemy przy tym kamiennym cokole i robimy sobie zdjęcie małej grupki(część poszła już na dworzec kolejowy). Po sesji,odpoczywamy chwilę i ruszamy ku granicy Śląska z Łużycami.



Przechodząc przez Kwisę,przekraczamy granicę Śląska z Łużycami i decydujemy się iść do centrum miasta.Dziś są obchody "Dni Lubania" i na afiszu,wyczytaliśmy,że o 19-tej będzie przemarsz średniowiecznej straży miejskiej i pokaz musztry.Kierujemy się więc ku rynkowi i tu spotykamy Krysię,z którą witamy się bardzo serdecznie.W stroju średniowiecznym wygląda cudownie.Robimy sobie z Nią zdjęcia i czekamy na przemarsz średniowiecznej straży miejskiej.I okazało się,że dowódcą owejże straży jest mąż Krysi.
Oglądamy przemarsz,musztrę,a później strzelanie średniowiecznej straży miejskiej i po pokazie idziemy na dworzec kolejowy-pora wracać do domów.
















Na dworcu,w Lubaniu spotykają się dwa szynobusy: jeden jadący z Jeleniej Góry do Wrocławia,przez Zgorzelec,a drugi jadący z Wrocławia,przez Zgorzelec do Jeleniej Góry.Tu żegnamy się z Tereską,Witkiem i innymi,Oni jadą do Zgorzelca.My wsiadamy do szynobusu jadącego do Jeleniej Góry.
Tu kończy się nasza dzisiejsza wędrówka,pora więc na następną.
Do zobaczenia niebawem.
Dziś przeszliśmy 30 km szlakiem św.Jakuba.Było upalnie,komarowo,ale i pięknie :)

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)


Dobrej Drogi-Bueno Camino !!!!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz