wtorek, 31 grudnia 2013

Ostatni dzień roku-czyli Sylwestrowa Śnieżka :)

Co do dzisiejszego dnia,to planów było całe mnóstwo,ale większość z nich wiązała się niesamowicie wczesną pobudką i wyjazdem z Wrocławia o godzinie 5-tej.Wczesna pobudka nierealna-ja po trzech,całych dniach w pracy jestem niesamowicie zmęczona i nie nadaję się na dłuższy wyjazd.Wszystko spadło więc na Radka.
I wymyślił !!!
Śnieżkę !!!
Wczesna pobudka,ale realna,nawet przy moim zmęczeniu.Jednak mój organizm rano,jest bezwładny i nie mam siły wstać.Radek widząc co się ze mną dzieje,zaczął sprawdzać późniejsze połączenia do Karpacza,a ja widząc Jego rozczarowaną minę,mobilizuję się i w niesamowitym tempie jestem gotowa do wyjazdu.Tak więc jedziemy autobusem do Karpacza :)
Widoki przez szybę,napawają nas pewną rezerwą.Coś niesamowicie zbyt szybko przemieszczają się chmury nad górami.Postanawiamy,że najpierw podejdziemy do dolnej stacji wyciągu i dopiero tam zdecydujemy co dalej.
Wysiadamy w Karpaczu Biały Jar i niezbyt szybkim krokiem idziemy w stronę wyciągu.Śniegu tu nie ma wcale-no może tylko na trasie zjazdowej,ale to sztuczny śnieg.Idziemy najpierw ulicą do góry,a później wchodzimy do lasu i tu pomiędzy drzewami dostrzegamy coś białego.Podchodząc bliżej,okazało się,że to puchaty,biały kot.Kiedy nas dostrzegł,przyczaił się za kępą suchej trawy.Widać,że przeszkodziliśmy mu w spacerze....Robimy zdjęcia i rozmawiamy.Patrząc na góry,dostrzegamy coraz więcej błękitnego nieba i to napawa nas nadzieją,że uda się nam być na Śnieżce :)





































Przy wyciągu tłum.Patrzymy na aktualną pogodę i decydujemy się jechać do góry.Stajemy więc w kolejce po bilety,która niesamowicie szybko się zmniejsza.Kupujemy bilety-tam i z powrotem-trzeba się zabezpieczyć w razie załamania pogody.Wsiadamy na krzesełka i do góry !!!
Wyciąg sunie swoim tempem,mamy więc okazję oglądać to co dzieje się pod nami i dookoła nas.Robię zdjęcia i im wyżej jesteśmy,tym bardziej marznę(zapomniałam o czapce-to raz,a dwa nie założyłam leginsów pod spodnie-ot gapa ze mnie!!!!!),ale cóż się dziwić-pakowałam się w pospiechu.Dobrze,że mam dwa kaptury,które ratują moją głowę przed zimnem.Gorzej,bo zaczyna trochę lodowato wiać i ciągnie po nogach.Na to też się znajdzie sposób,ale dopiero w schronisku.






Wieje...















Wysiadamy na Kopie.Zimno,brrrr.....,ale jaka panorama !!!! I już nie myślimy o chłodzie.Widoki rekompensują wszystko :)
Po sesji idziemy powolutku,kawałek po lodzie i znów się zatrzymujemy.Zadzieramy głowy do góry-nad nami właśnie leci balon !!!
Nie taki zwykły balon,ale taki duży,koszowy,z ludźmi.
To ci dopiero widok !!!!
Stajemy jak zaczarowani,robimy zdjęcia,bo tych balonów jest aż pięć i wylatują zza Śnieżki.
Mówię do Radka,że tam w górze musi być niesamowicie zimno,ale jakie widoki mają-my możemy im zazdrościć !!!
Mamy więc niesamowitą sesję zdjęciową.Każdy z balonów przelatuje nad nami,każdy z nich jest innego koloru i dopiero gdy ostatni poleci ku sobie znanemu celowi,my powoli ruszamy dalej.
Widok z Kopy :)

Jeden z balonów nad Śnieżką :)


















































































Pogoda jest niesamowicie dynamiczna,zmienia się w oka mgnieniu,ale jak na razie na naszą korzyść,bo nad "naszą Królewną",robi się coraz błękitniej :)
Dochodzimy do Domu Śląskiego.Po lodzie wchodzimy do środka.Chwila odpoczynku się należy przed dalszą drogą.Ściągamy kurtki,toaleta,łyk gorącej herbaty i zakładam ochraniacze na nogawki spodni-nie będzie wiać po nogach.Na buty zakładamy kolce,ubieramy kurtki i tak przygotowani wychodzimy na zewnątrz.Robimy kilka zdjęć i ruszamy na szczyt,tak jak wiele osób przed nami.Szlak jest oblodzony,a właściwie wyślizgany przez ludzi.Nasze kolce na butach spisują się rewelacyjnie.Wspinamy się prawie normalnie.Przystajemy jedynie by zrobić zdjęcia i nasycić oczy widokami,które rozpościerają się za nami lub przepuścić "zjeżdżających" na tyłkach ludzi,którzy właśnie w ten tylko sposób mogą zejść ze Śnieżki.Ja się słabo przygotowałam,ale patrząc na tych,którzy wchodzą(powinnam powiedzieć-wpełzają) lub tych,którzy schodzą tyłkiem po lodzie,to my jesteśmy jednymi z nielicznych,którzy mieli odrobinę wyobrażenia o tym co można zastać na szlaku.Wielu ludzi wchodzi poza łańcuchami,co nie jest bezpieczne.Są i tacy,którzy idą pomiędzy kamieniami,na skos.Każdy jakoś sobie radzi....,ale niesamowicie wiele wysiłku kosztuje takie nieprzygotowane wejście i zejście....






























Ještěd :)














Omijamy punkty widokowe,są oblężone przez turystów.Przystajemy za to przy przepięknie oszadzionych kamieniach.Wyglądają nieziemsko :)
Najpierw zachwyt i sycenie oczu,a później zdjęcia i powoli do góry,na szczyt :)














































Końcowy odcinek pokonujemy bardzo szybko.Ja wciągam się,trzymając się obydwiema rękami łańcuchów.
Na samej górze,wykorzystujemy pogodę i robimy zdjęcia.
Jesteśmy szczęśliwi :)
Wszystko dookoła nas jest piękne :)
Wchodzimy do czeskiego punktu pocztowego-Anežki.Tłum tu niesamowity.Trudno się poruszać.Kupujemy kartki i znaczki,piszemy na nich pozdrowienia,stemplujemy i wrzucamy do skrzynki.Do tego pieczątki lądują w naszych dzienniczkach i wychodzimy na zewnątrz.Kilka zdjęć i wchodzimy do budynku,w którym mieści się polska restauracja i stacja meteorologiczna.Tu pytamy Pana o pieczątkę i o dziwo,bez większych ceregieli otrzymujemy wszystkie :)
I jak tu się nie cieszyć? :)
Wychodzimy na zewnątrz.Robimy zdjęcia.

















Anežka.





























Pogoda się zmienia.Znad Czech nadciągają chmury.Zakładamy kolce na buty i postanawiamy schodzić.Na dole widzimy chmury chodzące już po ziemi,więc nie ma co się zastanawiać.Powoli,trzymając się łańcuchów (są nowe!),bez trudu schodzimy na dół.Pogoda się popsuła i dziwi nas tłum idący do góry.






Śnieżka już otulona chmurą :)


Mijamy Dom Śląski i wchodzimy w "mleko". Mgła,a właściwie chmura jest tak gęsta,że prawie namacalna-nic nie widać.Dobrze,że wzdłuż szlaku stoją tyczki bo to one teraz nas prowadzą.Idziemy do Lučni Boudy.Rozmową umilamy sobie drogę.Cieszymy się,bo Śnieżkę mieliśmy piękną,z balonami i w błękicie.Pogoda nam dopisała,a i teraz nasza wędrówka w "mleku" jest niesamowita i ma swój niepowtarzalny urok :)
Idziemy już jakiś czas i wydaje nam się,że powinniśmy już widzieć schronisko,ale w tej chmurze nie widać niczego,kiedy nagle ni stąd,ni zowąd wyłaniają się zarysy budynku.Jest nasz cel !!!
Doszliśmy !!!
Najpierw formalności-pieczątka,a później przechodzimy przez jedną z sal restauracyjnych,do drugiej samoobsługowej.Znajdujemy wolne miejsca.Kupujemy polevki i piwo Paroháč.Rozkoszujemy się gorącem zupy i atmosferą jaka tu panuje.Nic nas nie goni,mamy sporo czasu,a i droga teraz krótsza.










Nic nie widać...

Z tyłu widać zarys schroniska...









Zaparowało :)















Po posileniu się i odpoczynku,opuszczamy schronisko.Kilka zdjęć na zewnątrz i ruszamy ku granicy.Żółtym szlakiem wędrujemy we mgle.Przekraczamy granicę i dochodzimy nim do czerwonego szlaku i tu spotykamy parę turystów,którzy zmierzają w kierunku Śnieżki.Ucinamy sobie z Nimi pogawędkę i kiedy mówimy Im,że byliśmy dziś na Śnieżce,widzieliśmy balony i mieliśmy przecudny błękit-zazdroszczą nam :) Jest czego !!!
Rozstajemy się Nimi na skrzyżowaniu szlaków.Życzymy sobie nawzajem Szczęśliwego Nowego Roku :)
My skręcamy w prawo,do wyciągu,a Oni idą ku Śnieżce i znikają nam z oczu-otuliła Ich szczelnie mgła :)




































Tłum do wyciągu !!!

W kierunku wyciągu zmierzają tłumy,ale to co ujrzeliśmy przy górnej stacji wyciągu,przeszło nasze wyobrażenie.Ogromna kolejka przed nami,ale i za nami stoi już całe mnóstwo ludzi i nowi wciąż dochodzą.Wszystko idzie szybko i sprawnie.Siadamy na krzesełkach i zjeżdżamy w dół,w drogę powrotną.
Im jesteśmy niżej,tym poprawia się widoczność.Chmury zostają wysoko za nami.
Krzesełka jadące do góry,praktycznie są puste.Robię zdjęcia i liczę te nieliczne osoby jadące do góry-12 :)
A na dole ?
Cisza,wiatru nie ma i o wiele cieplej.
Narciarze zjeżdżają ze stoku,a my w radosnych nastrojach schodzimy do przystanku autobusowego.
















Na przystanku,czekamy tylko chwilkę na nasz autobus,wsiadamy do niego i wracamy do domu.
Jesteśmy szczęśliwi,bo zakończenie Starego Roku,udało nam się nad wyraz cudownie :)
Dochodzimy do wniosku,że gdybyśmy pojechali o godzinę później,nie mielibyśmy możliwości podziwiania tego piękna.
W domu obiad,opowiadanie wrażeń,kąpiel,kolacja i czekanie do północy,by choć symboliczną lampką szampana uczcić nadejście Nowego Roku !!!
Tak oto,ostatni dzień roku 2013,dobiegł końca.
Ostatnia wędrówka w tym roku,więc pora na pierwszą już w Nowym Roku :)

Do zobaczenia więc niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz