czwartek, 14 sierpnia 2014

České Švýcarsko-czyli trzy dni w Czechach :)

I mamy oboje trzy dni wolne :)
Ja bo wypada święto w dzień kiedy powinnam pracować,a z racji tego,że Rząd tak ustalił-mam wolne!,a Radek wziął sobie jeden dzień urlopu :)-i jak Go nie kochać???
Postanowiliśmy choć trochę zobaczyć czeską Szwajcarię.U nas Biura Podróży zachęcają do wyjazdu i poznania niemieckiej Szwajcarii,a czeska wciąż jest w niełasce....dlaczego??? Ja nie wiem....
Radek znalazł dla nas noclegi w Žandovie.
Spakowani w trzy plecaki,ruszamy z samego rana,kupujemy bilety ZVON (dzięki nim możemy dojechać do Žandova-tu kończy się granica obowiązywania biletu) ,wsiadamy do pociągu jadącego do Szklarskiej Poręby-tu mamy przesiadkę na czeskiego "motoraczka",którym dojeżdżamy do Kořenova-stąd odjeżdżamy komunikacją zastępczą do Jablonca nad Nisou,tu przesiadamy się na pociąg do Liberca.I kolejna przesiadka na pociąg jadący do Děčína-wszystko sprawnie i bez problemu-a u nas to niemożliwe:(
Siedząc już wygodnie w pociągu jadącym do Děčína,decydujemy się zmienić plany,nie wysiadamy w Žandovie,a jedziemy prosto do Děčína-dzięki temu więcej zobaczymy,a na nocleg dotrzemy wieczorem :)
W Děčínie zostawiamy w dworcowym "sejfie" plecaki-musieliśmy stracić 20 koron,by nauczyć się go obsługiwać.Nic to!!! Ruszamy na "podbój" miasta bez bagaży-mamy ze sobą tylko to,co nam będzie potrzebne :)
























"Děčín (niem. Tetschen) – miasto w północnych Czechach (kraj ustecki) nad Łabą, siedziba powiatu Děčín. Děčín jest najniżej położonym miastem Czech.Miasto powstało w 1942 z połączenia leżącego na prawym brzegu Łaby Děčína (niem. Tetschen) i lewobrzeżnego miasta Podmokly (niem.Bodenbach). Występuje tu przemysł maszynowy, młynarski, chemiczny, poligraficzny, materiałów budowlanych, stocznia rzeczna, huta aluminium, zakłady włókiennicze, cukrownia. Miasto jest również portem rzecznym, węzłem kolejowym i drogowym.Děčín to też ośrodek turystyczny związany z pobliskimi górami (Góry Połabskie, Tiské stěny). Znajduje się tutaj zamek (XII, XVI-XVIII w.), późnogotycki most (XV w.), barokowy kościół, secesyjna synagoga oraz zabudowa renesansowa, barokowa i klasycystyczna.W pobliżu jest kolejowe i drogowe przejście graniczne do Niemiec (od połowy XIX wieku znajdowało się tutaj przejście kolejowe do Saksonii). W tym mieście urodziła się modelka Karolína Kurková.Zamek Tetschen (Děčín), wraz z rozległymi dobrami pomiędzy pasmami Sudetów i Rudaw, stanowił od r. 1628 aż do r. 1945 własność arystokratycznego austriackiego rodu Thunów, z którego wywodzi się pisarka emigracyjna Maria Czapska. Przywołuje ona obraz zamku i dóbr Tetschen (który nazywa także po polsku Dzieczynem) w swojej książce "Europa w rodzinie"."-Wikipedia.
Jeden z dziewięciu mostów :)

Tu mieści się informacja turystyczna.









Ze stacji kolejowej wędrujemy ku Łabie.Kiedy do niej dochodzimy,dostrzegamy po drugiej stronie rzeki,na skale Zamek Děčín.Zamierzamy go zobaczyć.Najpierw jednak przechodzimy przez Łabę,po jednym z dziewięciu mostów i idziemy do punktu informacji turystycznej.Tu oczywiście dopełniamy formalności-czyli kupujemy vizytki,stemplujemy nasze kajety i dzienniczki turystyczne,bierzemy folderki i kiedy wszystko załatwione idziemy w kierunku Zamku.W kasie kupujemy bilety na najbliższe zwiedzanie i wchodzimy na ogromny dziedziniec,na którym rosną dwa olbrzymie drzewa-jednym z nich jest cis czerwony,mający ponad 200 lat.Przystajemy niedaleko niego i czekamy na przewodnika,bo zwiedzanie Zamku,jest możliwe tylko z przewodnikiem.Czekanie umilamy sobie rozmową i robieniem zdjęć.Kiedy zbliża się pora wejścia na komnaty,koło nas pojawia się niewielka grupka zwiedzających i przychodzi Pani Przewodnik.Wita nas wszystkich,otwiera wielkim kluczem drzwi i zaprasza nas do środka.Mamy zwiedzać „Návštěva u knížete Františka Thuna“. Zdjęć nie wolno robić!!!-więc zdjęć ze środka nie będzie-trudno :( Poza tym,Pani mówi po czesku,więc musimy uważnie słuchać.
Przez godzinę oglądamy pięknie urządzone i odnowione komnaty,przechodząc kolejno z jednej do drugiej.Na piętrze podziwiamy ogromną kolekcję portretów.Pięknych i starych.Tu Pani mówi,że większość z nich to kopie,i że można je odróżnić.Pyta więc,czy potrafimy wskazać,które to??? Oczywiście wskazuję kilka i okazuje się,że trafiam idealnie.Oprócz pięknych pokoi,wchodzimy do błękitno-białej sali balowej z oszklonym tarasem,z którego okien możemy podziwiać Łabę i przeciwległy brzeg,gdzie na szczycie wzniesienia znajduje się zameczek "Pastýřská stěna"-tam mamy zamiar też dziś dotrzeć.
Godzina mija niesamowicie szybko,mimo tego,że nie wszystko zrozumieliśmy,i że nie można było robić zdjęć,to było pięknie :)
Ciekawostką jest,że w 1835 roku zamek odwiedził Fryderyk Chopin gdzie skomponował "děčínski" walczyk As-dur.
Wychodzimy na dziedziniec.Robimy kilka zdjęć i zaczyna padać deszcz.Chronimy się przed nim w budynku kasy,gdzie kupujemy vizytki i stemplujemy dzienniczki.Kiedy deszcz słabnie,wychodzimy na zewnątrz i robimy sobie zdjęcia z pustą drogą tzw."Dlouhá jízda".Ma ona 292 m długości,a 10 m szerokości.Droga jest obwarowana ścianami o wysokości 7,5 metra wysokimi,z 64 ślepymi arkadami,po obu stronach.Wygląda to niesamowicie i cieszymy się,że mamy okazję zrobić zdjęcia z pustą drogą wjazdową :) Z jednej strony pustych arkad,znajduje się Ogród Różany (Růžová zahrada),a z drugiej stajnie.Nas kusi zapach kwiatów,więc idziemy do Różnego Ogrodu.W pięknym pawilonie kupujemy bilety wstępu i zanim zaczniemy spacer wśród róż,fotografujemy przepiękne freski i rzeźby znajdujące się w pawilonie i dopiero po sesji zdjęciowej przechadzamy się wśród róż.Różany Ogród został założony w latach 70 XVII wieku i cieszy swym pięknem do dziś,kusząc oczywiście zapachem :) Nasze nosy przekonały się o tym,bo deszczowa rosa z kwiatów została na nich :) Spacer w takim miejscu to rozkosz i przyjemność,a na dodatek,na końcu ogrodu,znajduje się kamienna altana ze schodami.Wchodzimy tam i naszym oczom ukazał się widok na miasto,który podziwiamy przez chwilę i powoli wracamy do kwiatów.Cieszymy się nimi robiąc zdjęcia i upajając się ich zapachem :) Powoli jednak opuszczamy zamek,wszak chcemy ciut więcej zobaczyć.



















































Wychodzimy przez bramę w arkadowym murze,wprost na kościół św.Krzyża.Kiedy podchodzimy bliżej,słyszymy muzykę płynącą ze świątyni.To nam daje nadzieję,że kościół jest otwarty.Niestety,okazuje się,że jest zamknięty.Obchodzimy go z każdej strony,by sprawdzić czy przypadkiem nie ma innego wejścia,ale nie ma:( Robimy więc zdjęcia i powoli wracamy ku Łabie.
Przechodzimy na drugi brzeg i według drogowskazów idziemy ku wzniesieniu z zameczkiem na szczycie.Droga asfaltowa dość ostro pnie się w górę i kiedy idziemy nią już dość długo,zaczynamy wątpić czy to jest akurat ta droga.Rezygnujemy i schodzimy w dół,do torów.Tu postanawiamy pójść kawałek w stronę dworca kolejowego-tam widzieliśmy drogowskaz kierujący do zameczku.










I to był dobry wybór.Wchodzimy po kamiennych schodach do parku i serpentynową alejką idziemy coraz wyżej i wyżej,aż wychodzimy na punkt widokowy,skąd mamy przepiękną panoramę z zamkiem na pierwszym planie.Sesja zdjęciowa i podziwianie pięknych widoków trochę trwa....i dopiero po dłuższej chwili idziemy do zameczku,w którym znajduje się restauracja.
Pastýřská stěna-to piaskowcowa skała wznosząca się 160 m nad Łabą.W XIX wieku skała była wykorzystywana do budowy kolei Praga-Drezno.W roku 1892,był tu drewniany gościniec,ale zwiększenie się ruchu turystycznego,spowodowało,że postanowiono wybudować nowy budynek restauracyjny z wieżą widokową.W 1905 roku nowy budynek,naśladujący romantyczny,średniowieczny zamek otwarto dla turystów.W latach 90 ubiegłego wieku,przeprowadzono tu remont i nadano budynkowi biały kolor,co ładnie kontrastuje z ciemnym kolorem piaskowca.Na wieżę nie można wejść,za to z tarasów można podziwiać przecudowną panoramę miasta:)
Według legendy,jakaś część skarbu z Zamku Děčín została ukryta w ścianie Skały Pasterza.Co jakiś czas ukazuje się duch Pasterza owiec z długim kijem,który świeci fosforyzującym światłem,gdy zbliża się do miejsca ukrycia skarbu :) Jak dotąd nikomu nie udało się znaleźć tegoż skarbu :( Widać Pasterz pilnie go strzeże....
My nie szukamy skarbów ukrytych,za to odnajdujemy skarby nas otaczające :) Bo czyż piękno,które nas otacza nie jest skarbem??? :)
Robimy całe mnóstwo zdjęć i powoli schodzimy tą samą drogą.










Spacerowym krokiem,bez pośpiechu dochodzimy do skrzyżowania szlaków i tu postanawiamy iść w kierunku synagogi.Fajnie byłoby do niej zajrzeć.Szlak nas wyprowadza z parku i teraz idziemy ulicą z willami po obu stronach.Dochodzimy do skrzyżowania i tu odnajdujemy budynek pomalowany na żółto i niebiesko-to synagoga.Wchodzimy po schodach,łapiemy za klamkę i....zamknięte :(
No cóż,ciutkę się spóźniliśmy :(
Postanawiamy,że jutro jak się nam uda przyjechać wcześniej,to ją zwiedzimy.
Schodzimy więc do browaru.Radek mi mówi,że z dawnego budynku pivovaru,stworzono galerię handlową.Ciekawi nas to.
Pierwszy pivovar został zbudowany we wsi Podmokla,obecnie Děčín.W 1703 roku zostało w nim uwarzone pierwsze piwo,budowę browaru jednak skończono dopiero 1707 roku.W związku z budową linii kolejowej,zburzono browar w 1848 roku,a dzięki hrabiemu Franciszkowi Antoniemu Thun wybudowano nowy,większy browar,który był jeszcze kilkakrotnie rozbudowywany.W 1926 roku browar został odkupiony przez społeczność pivovarską z Rumburka.Po 1945 roku browar przyjął nazwę "Severočeské pivovary n.p., závod Děčín",a później "Pivovary Louny s.p., závod Děčín" i"Pivovar Děčín s.p.".W 1993 roku firma została zlicytowana i przeszła w prywatne ręce.Jednak dwa lata później,na początku roku 1995 przestano warzyć tu piwo.Przerwa trwała cztery miesiące i w lecie 1995 roku rozpoczęto produkcję piwa.We wrześniu tegoż roku,browar zmienił nazwę z "Admirál" na "Pivovar Děčín a.s.".Kiedy firma znów się przekształciła,budynki zaczęły popadaćw ruinę.W latach 2000-2001 zaczęto przekształcać budynki pivovaru z zachowaniem architektury i pod okiem konserwatora zabytków na galerię handlowo-użytkową.Dziś w dawnym browarze znajdują się sklepy,restauracja,parking dla samochodów,biura itp...My najpierw fotografujemy budynek z zewnątrz i dopiero po kilkunastu zdjęciach wchodzimy przez oszklone drzwi do środka.Wnętrze to mieszanka współczesności z dawnymi czasami.Oszklone wystawy łączą się z obdartymi do cegieł ścianami.Olbrzymie banery zdjęciowe,rozwieszone na niektórych ścianach,pokazują pracę w dawnym browarze.Trzeba przyznać,że sprawia to miłe wrażenie dla oka.Przechadzamy się pomiędzy sklepami,w poszukiwaniu restauracji.Odnajdujemy ją,schodzimy po kilku schodkach do środka,siadamy przy stoliku i zamawiamy jedzenie i piwo.Należy nam się,a co!!!:)
I tak na naszym stoliku,po dłuższej chwili znajdują się:
-Pivovarská česnečka s topinkami a pivním knedlíčkem
-Gulášová polévka s hovězím masem v pivovarském chlebu
-Kapitán 11°
-Karel 16°
Zjadamy nasze zupy,pijemy,rozkoszując się smakiem piwo (Karel 16°,jest strasznie gorzkie) i kiedy nasycimy nasze żołądki i podniebienia,płacimy i powoli zbieramy się do wyjścia.
Idziemy na dworzec kolejowy,z sejfu wyciągamy nasze bagaże,wsiadamy do pociągu i odjeżdżamy do Žandova.Na stacji w Žandovie zastanawiamy się w którą stronę iść.Pytamy więc dwie młode dziewczyny o "Camping Slunce Žandov".Kiedy nam wytłumaczyły jak mamy iść-idziemy.Droga nam się dłuży,bo nie mamy rozeznania jak to daleko.W rynku,tracimy orientację-tyle uliczek i w którą mamy wejść???-pytamy napotkaną Panią o drogę.Wskazuje nam ją,przechodzimy przez cały ryneczek po przekątnej i wchodzimy w ulicę wiodącą do Campingu.Jesteśmy coraz dalej od centrum,a naszego noclegu nie widać,plecaki zaczynają nam ciążyć coraz bardziej i kiedy zmęczenie daje się już we znaki,to naszym oczom ukazuje się bilbord reklamujący nasz nocleg.HURA!!!!-dotarliśmy :)
Meldujemy się w recepcji,płacimy za dwa noclegi w "dwójce",dostajemy klucz i idziemy za Panią,która nam pokazuje nasz pokój.Znajduje się on w baraku z czterema drzwiami.Nasze drzwi mają nr 19.Wchodzimy do środka,rozpakowujemy się,Pani przynosi nam pościel i po kolei idziemy się kąpać.Niedaleko recepcji jest nowy barak,w którym są toalety,umywalki i prysznice-wszystko nowe,czyściutkie i schludne.Jest ciepła woda,więc prysznic to przyjemność.W budynku gdzie jest recepcja znajduje się mały sklepik(kupiliśmy w nim kofolę) i kuchnia ogólnodostępna,z naczyniami,kuchenką,lodówką,zmywarką itp...My z niej nie będziemy korzystać,bo obiady mamy zamiar jeść w mieście-tam gdzie akurat będziemy.Po prysznicu,robimy sobie kolację w pokoju i planujemy jutrzejszy dzień i idziemy spać :)
Te i więcej zdjęć można obejrzeć tu:
https://picasaweb.google.com/104452894196676741932/14082014rDecin?authkey=Gv1sRgCJO9vtSB0635Xw
























A ranek budzi nas mgłą :) Dobrze,że nie pada.Idę się wykąpać i w łazience poznaję Jolę z Górnego Śląska.Zaskoczenie i radość.Rozmawiamy dość długą chwilę i okazuje się,że jedziemy w to samo miejsce.Jola proponuje mi,że może byśmy pojechali z Nimi samochodem,odpowiadam,że muszę uzgodnić to z Radkiem,a poza tym nie chcemy nikomu przeszkadzać...Żegnamy się,ciesząc się ze spotkania :)-pozdrawiamy Jolę i Jej Rodzinę i Znajomych :)
Po kąpieli i śniadaniu,pakujemy do plecaków to co nam będzie potrzebne,zamykamy pokój i idziemy do miasteczka.I o dziwo,droga mija nam niesamowicie szybko i z zapasem czasowym docieramy na stację kolejową.Wsiadamy do pociągu i jedziemy do Děčína,gdzie mamy lekko ponad godzinę do naszego autobusu.Postanawiamy iść do synagogi-powinna być otwarta.






















Wchodzimy po schodach,naciskam klamkę i cóż??? Zamknięte!!! Naciskam wszystkie dzwonki jakie tylko są i nic :(
Jesteśmy zawiedzeni i rozczarowani,opuszczamy synagogę,powoli kierując się ku dworcowi autobusowemu i tu zaczepia nas starszy,wysoki Pan,z pękiem kluczy w dłoni.Nie możemy najpierw się dogadać,ale z wyrywkowych słów dowiadujemy się,że Pan idzie otworzyć synagogę i bardzo się cieszy,że może nas po niej oprowadzić,a gdy dowiaduje się,że jesteśmy z Polski to staje się radosny.Opowiada nam historię synagogi.
"Synagoga w Děčínie (czes. Synagoga v Děčíně) – synagoga znajdująca się w Děčínie,w Czechach, w dzielnicy Podmokly przy ulicy Žižkovej.Synagoga została zbudowana w latach 1906-1907 na miejscu sali gimnastycznej. Jest to budowla w stylu secesyjnym z elementami mauretańskimi. Podczas nocy kryształowej z 9 na 10 listopada 1938 roku, bojówki hitlerowskie zdewastowały synagogę.Po zakończeniu wojny była nieużytkowana. Od 1966 roku była oddziałem archiwum powiatowego. W jednym z mniejszych pomieszczeń urządzono salę modlitw lokalnej gminy żydowskiej. Od 1996 roku budowla jest własnością gminy żydowskiej i jest remontowana. Znajduje się w niej kancelaria gminy, sala modlitw, sala wystawowa i koncertowa."-Wikipedia.
Wchodzimy na piętro,gdzie jest wystawa obrazów Victorií Francisco.Oglądamy je i podziwiamy,przechadzając się po emporze.Nasz Pan oprowadzający zaprasza nas do biura,gdzie pokazuje nam wycinki z gazet z Jego zdjęciami,medale zdobyte na igrzyskach itp...,bo okazuje się,że rozmawiamy z czeskim,trzykrotnym, Mistrzem Świata Weteranów w rzucie oszczepem Vladimírem Poskočil :) Przesympatyczny Pan :)






















Kiedy już obejrzeliśmy wszystko w synagodze,żegnamy się z naszym Przewodnikiem i idziemy dość szybko na dworzec autobusowy.I tu przychodzimy na styk-właśnie podjechał nasz autobus.Jedziemy przez Hřensko do Mezní Louky,ale tradycyjnie zmieniamy plany i wysiadamy na przystanku "Hřensko-Tři prameny"-bo tu wysiada większość ludzi,ale stąd mamy tylko 2 km do Pravčickiej brány :)
Idziemy więc drogą leśną,z licznymi skałkami,podpartymi kijkami,by się nie przewróciły...Droga nie jest męcząca,więc dość szybko dochodzimy do skrzyżowania szlaków i odbijamy w prawo,kierując się na Jeskyně Českých bratří.Docieramy tam dość szybko i jak się okazuje,to jaskinie to nie do końca są jaskiniami.Raczej są to skalne półki zwietrzałe u dołu,tworzące raczej okap,niż jaskinię,ale wygląda to cudownie,więc po co czepiać się nazwy??? Po ich obejrzeniu,wracamy do skrzyżowania szlaków i już idziemy do naszego celu.Kiedy jesteśmy prawie,prawie u celu,zaczyna padać deszcz.Postanawiamy go przeczekać,chowając się pod nawisem skalnym,tworzącym swoisty parasol.


































Kiedy przestaje padać,idziemy kupić bilety wstępu i wchodzimy na taras widokowy,usytuowany pod skalnym łukiem.Podziwiamy przepiękny widok,który stąd się roztacza,robimy zdjęcia i idziemy na inne punkty widokowe.
"Pravčická brána to wyjątkowa atrakcja przyrodnicza, będąca największą naturalną bramą skalną w Europie. Jest to najpiękniejsza formacja skalna w Szwajcarii Czeskiej, która stała się symbolem całego regionu. Brama ma 26,5 m rozpiętości łuku u podstawy, 16,0 m wysokości otworu od 7 do 8 metrów szerokości otworu u podstawy. 3,0 m grubości stropu w najcieńszym miejscu a jej szczytowa płyta leży na wysokości 21 m od jej podstawy. Formacja skalna składa się tak naprawdę z dwóch skał. Jedna z nich to słup tworzący zewnętrzną podporę stropu, natomiast druga to masyw skalny wraz ze stropem Bramy. Dzięki temu Brama jest odporna na sezonowe zmiany temperatury, które mogłyby zniszczyć formację.Pravčická brána stoi na swoim miejscu od niepamiętnych czasów. Powstała w wyniku trwającego miliony lat wietrzenia mniej odpornej części masywu skalnego utworzonego z bloków piaskowca pochodzącego z okresu górnej kredy. Na początku okresu rozwoju ruchu turystycznego w okolicy Pravčickiej brány , u jej podnóża, stał mały domek obity korą, który służył jako wyszynk. Drogę dojazdową do Hřenska tzw. Pelagiensteg wybrukowano już pod koniec lat 70. XIX wieku i również wtedy zbudowano ścieżkę w formie promenady prowadzącej do Mezní Louki. Pierwsi turyści wywodzili się z szeregów mieszczaństwa i szlachty. Mimo, iż droga z miejscowości Hřensko do Bramy ma zaledwie kilka kilometrów, istniał wówczas zwyczaj wynajmowania na wycieczkę muła lub grupy tragarzy. Od czasów udostępnienia Pravčickiej brány turystom, odwiedziły ją miliony ludzi. Spośród wielu znanych osobistości jej urok dwukrotnie (w latach 1831 oraz 1851) podziwiał słynny autor bajek Hans Christian Andersen. To miejsce z pewnością stało się inspiracją dla jego twórczości.Okazałość Pravčickiej brány można podziwiać zarówno z okolicznych tarasów widokowych jak i bezpośrednio spod jej łuku. Aby uchronić ten zabytek przyrody przed ogromnym naporem turystów dostęp na strop bramy został zamknięty w 1980 roku. W chwili obecnej nadal nie ma możliwości wejścia na płytę stropową Bramy. Zaraz po wejściu do kompleksu natykamy się na miejsce skąd biorą początek ścieżki i schody prowadzące na poszczególne tarasy widokowe, z których możemy podziwiać całą Bramę lub delektować się wywierającymi niezapomniane wrażenie widokami na bliższą i dalszą okolicę. Niektóre z tarasów widokowych znajdują się kilkadziesiąt metrów ponad podstawą Bramy. Do kompleksu Pravčickiej brány należy też Letni Pałacyk "Sokole Gniazdo".Pałacyk został zbudowany w 1881 roku przez właściciela posiadłości, księcia Edmunda Clary-Aldringena w miejscu chatki z kory dębowej, która służyła jako wyszynk. Sokole Gniazdo powstało w niespotykanym dotąd na tym terenie stylu alpejskim. W celu budowy pałacyku sprowadzono robotników aż z Włoch - byli oni podówczas najtańszą siłą roboczą. Budowa pałacyku trwała cały rok. Biorąc pod uwagę jego rozmiary oraz trudny dostęp do placu budowy, został zbudowany w rekordowym tempie - jak na ówczesne czasy. Kilka lat później, w bliskim sąsiedztwie pałacyku, na skalnych tarasach postawiono poręcz. Wkrótce po zakończeniu budowy restauracji za wejście do kompleksu zaczęto pobierać opłaty. Początkowo pałacyk był wykorzystywany jako miejsce zakwaterowania dla ważnych gości tutejszego rodu Clary-Aldringen. Obecnie budynek jest trochę zaniedbany i lekko zdewastowany. Na parterze zachowała się stylowa restauracja z pierwotnym, drewnianym zdobieniem ścian i sufitu, ozdobionym oryginalnymi malowidłami. Dostawy towarów do restauracji odbywają się niewielkim wyciągiem linowym."-ze strony "Czeskie klimaty-okiem Polaka".












Z tarasów widokowych podziwiamy przepiękną panoramę rozpościerającą się dookoła.Robimy zdjęcia i przechodzimy dalej,by jak najwięcej zobaczyć i pewnie zobaczylibyśmy o wiele więcej,ale zaczęło grzmieć.Jeszcze nie pada,ale grzmoty odbijają się echem od skalnych ścian,powodując,że są głośniejsze i mocniejsze.Wywiera to na nas niesamowite wrażenie.Zaczynamy ciut szybciej przechodzić przez kolejne punkty widokowe i kiedy zaczyna padać-najpierw dość lekko,szybkim tempem idziemy do punktu informacji turystycznej.Gdy już jesteśmy w środku,burza rozszalała się na całego.Leje jak z cebra,grzmi i błyska się aż ciarki chodzą po plecach.My schronieni przed tym wszystkim,dopełniamy formalności.Kupujemy kartki,znaczki,vizytki,do tego pieczątki i wypisanie kartek pocztowych i burza zmienia swe oblicze,staje się zwykłym deszczem.Decydujemy się iść dalej-wiemy,że zmokniemy,ale co tam,wszak przyjechaliśmy tu by cokolwiek zobaczyć.




























Jak olbrzymi pająk :)



Pień jak pająk-zdjęcie powstało dzięki córce Joli :)



I tak mimo padającego deszczu idziemy mokrą,kałużową ścieżką w kierunku Mezni Louki.Czasem chowamy się pod nawisami skalnymi,by przeczekać tłum ludzi wędrujących w przeciwnym kierunku.Dzięki temu mamy okazję zjeść sernik,który jest w plecaku.Robimy zdjęcia i cieszymy się,że tu jesteśmy :) Mija nas sporo turystów,mokrych tak jak my,niektórzy z Nich nas zaczepiają i pytają czy daleko jeszcze do Pravčickiej brany i okazuje się,że sporo tych turystów to Polacy,z różnych zakątków kraju :) A my,kiedy zaczynamy schodzić w dół,wiemy już,że jesteśmy coraz bliżej Mezni Louki i w pewnym miejscu spotykamy Jolę z Rodziną i Jej znajomych.Witamy się serdecznie.Po chwili rozmowy z nami,rezygnują z dalszej drogi,postanawiają wsiąść do samochodu i pojechać na niemiecką stronę.Proponują nam,byśmy pojechali z Nimi.My jednak chcemy realizować swoje plany i dziękujemy za propozycję i tu nasze drogi się rozchodzą :)
W Mezni Louce,w punkcie informacji turystycznej kupujemy vizytki i stemplujemy nasze kajety,a po dopełnieniu formalności idziemy do restauracji (mamy trochę czasu do autobusu) na kawę,a później odjeżdżamy autobusem do Děčína.
























Wysiadamy w starej części miasta i spacerowym krokiem wędrujemy uliczkami.Nie spieszymy się,chcemy jak najwięcej zobaczyć.I tak powoli dochodzimy do Zamku Děčín.Stajemy u jego podnóża,pod stromą skałą,z wykutym w niej tunelu.Przechodzimy nim na drugą stronę do zamkowego ogrodu i parku.Od tej strony zamek wygląda całkiem inaczej,bardziej donioślej.Spacerujemy po zamkowym parku,robimy zdjęcia i powoli idziemy odszukać stary most-mamy vizytkę,więc trza go znaleźć.Oczywiście odnajdujemy go niedaleko estakady drogi szybkiego ruchu.Kontrast niesamowity :)
Most został zbudowany z piaskowcowych bloków,nad rzeką  Ploučnice w latach 1564-1569.Od 1714 roku,na moście znajduje się cokół z rzeźbami: św.Jana Nepomucena,św.Vitem i św.Vaclavem.Most ma 84 m długości,4,8 m szerokości i 7,7 m to maksymalna wysokość od lustra wody.Dawniej służył jako most drogowy,obecnie po odnowieniu po powodzi w 2002 roku,służy wyłącznie pieszym i rowerzystom.Robimy sobie zdjęcia,przechodzimy przez most w tą i z powrotem i idziemy w kierunku dawnej zabudowy starego miasta.








































W przepięknym starym,drewnianym budyneczku,znajdujemy knajpkę.Wchodzimy do środka i niestety,nie ma tu żadnego jedzenia-są tylko napoje alkoholowe i niealkoholowe....:(
No cóż,wracamy więc do centrum.I znów przechodzimy u podnóża zamku,ale idziemy bliżej rzeki.Stąd mamy lepszy widok na zamkowe skały.Jest na nich całe mnóstwo kresek z datami kiedy była powódź i dokąd sięgała woda-robi to wrażenie,gdy stoi się na dole!!!










Po obejrzeniu,przechodzimy na drugą stroną i idziemy najpierw na małe zakupy,a później do restauracji dworcowej,gdzie zamawiamy sobie piwo i polévki gulášove,które spokojnie zjadamy :) Były pyszne :) Po posileniu się idziemy na peron,gdzie zmieniam buty-moje się rozkleiły-nadmiar wody na szlaku im zaszkodził :(,wsiadamy do pociągu i odjeżdżamy do Žandova na nocleg.Droga na camping nam zleciała niesamowicie szybko.Kąpiel i kolacja wyzwoliły w nas lenistwo i już nie było mowy o odwiedzinach u naszych nowych znajomych.Objęcia "Morfeusza" były silniejsze :)
Więcej zdjęć z tego dnia można obejrzeć tu;
https://picasaweb.google.com/104452894196676741932/15082014rPravcickaBrana?authkey=Gv1sRgCIeb6-2gvrKdbg




Nasz pokojowy bałagan :)




A rano wczesna pobudka,kąpiel,śniadanie,zdanie kluczy i wymarsz na stację kolejową,skąd odjeżdżamy do Benešova nad Ploučnicí.Tak sobie wykombinowaliśmy,że zanim wrócimy do domu,to jeszcze przy okazji możemy coś więcej zobaczyć.Wysiadamy więc na stacji kolejowej w Benešovie nad Ploučnicí i idziemy obejrzeć zamek.Przechodzimy przez rynek,robiąc dość sporo zdjęć i dochodzimy do zamku.Jesteśmy za wcześnie,wszystko jeszcze pozamykane.Idziemy więc na spacer.
" W Benešovie nad rzeką Ploučnice zachował się wspaniały kompleks dwóch samodzielnych obiektów zamkowych – Górny i Dolny Zamek, do których możemy dołączyć jeszcze trzeci przykład jedynej w swoim rodzaju architektury renesansowej, stojący nieopodal, kościół parafialny Narodzenia Maryi Panny. Wszystkie trzy budowle łączy miśnieński szlachecki ród Salhausenów, który przybył do Czech na początku XVI wieku i w duchu saskiego renesansu rozwijał tu wspaniale działalność budowniczą.Fenomen saskiego renesansu na ziemiach Benešova,Českiej Kamenice, Děčína i w całym kraju Usteckim jest nieodłącznie związany ze szlacheckim rodem Salhausenów, który przybył z Miśni do Czech w roku 1515. Tego roku zyskał inkolat i został przyjęty przez czeską szlachtę. Synowie Jerzego z Salhausen, Bedřich, Jan i Wolf z początku żyli razem, jednak w 1522 roku rozdzielili się, a w Benešovie pozostał tylko Bedřich, który w ciągu trzech lat wystawił tutaj tzw. Górny Zamek, swoją pierwszą własną siedzibę. Od 1540 roku kontynuował działalność budowniczą. Równolegle z przybudową kolejnych części nowej siedziby, postawił dla swojego syna Jana Dolny Zamek, ozdobiony bocznymi renesansowymi szczytami, tzw. łukami w ośli grzbiet oraz dobudował trzypiętrową graniastosłupową wieżę przed południową fasadą Górnego Zamku. Jego brat Bedřich młodszy żył później na Górnym, a synowie Jana, Antonin i Wolf, na Dolnym Zamku. Około roku 1578 Wolf kazał przybudować przy Dolnym Zamku swój własny pałac renesansowy tzw. skrzydło Wolfa. Na tym zakończyła się aktywność budownicza Salhausenów w Benešovie. W ciągu kolejnych lat oba zamki zmieniały właścicieli, ale już nigdy nie były siedzibą władzy, dzięki czemu, wyjątkowo, uniknęły modnych wówczas przebudowań.Dolny Zamek udostępniono do zwiedzania w 1961 roku i na szczęście nie uległ poważnym zniszczeniom w pożarze w 1969 roku, który boleśnie dotknął prezentowaną tam ówcześnie wystawę Muzeum Narodowego. Górny Zamek, dzięki wytrwałym staraniom konserwatorów zabytków, po całkowitej rekonstrukcji udostępniono do zwiedzania w 1999 roku.Jedyną w swoim rodzaju renesansową postać obu zamków uzupełnia starannie przygotowana wystawa,charakterystycznych dla ówczesnej epoki, mebli, porcelany, zbroi, obrazów, grafiki i innych przykładów rzemiosła artystycznego, przywołująca wyobrażenie o życiu drobnej szlachty w posiadłości pańskiej w XVI i XVII wieku.Na dziedzińcu zamkowym umieszczono kopię rzeźby Tritona holenderskiego mistrza Adriana de Vries."-ze strony zamku w Benešovie nad Ploučnice.






Dolny Zamek.

























Oglądamy oba pałace(zamek po czesku,to po polsku pałac),przechadzamy się po rynku,a na koniec oglądamy kościół-wszystko z zewnątrz.I tak mija nam czas oczekiwania na otwarcie zamku.Wchodzimy na dziedziniec Górnego Zamku,chwilę czekamy i kiedy kasa jest otwarta,dopełniamy formalności-pieczątki,vizytki i folderki i kilka zdjęć(tu niestety są takie,które najpierw zrobiłam,a dopiero później dostrzegłam zakaz:( ).Nie kupujemy biletów wstępu,bo ogranicza nas czas jaki mamy do odjazdu pociągu.Opuszczamy więc Benešov nad Ploučnicí,odjeżdżając pociągiem do Českiej Kamenicy.





















W Českiej Kamenicy już kiedyś byliśmy,ale wtedy wieża w kościele św.Jakuba była zamknięta,a dziś będzie otwarta.
Ze stacji kolejowej idziemy w kierunku kościoła.Drzwi świątyni są otwarte,wchodzimy więc do środka i okazuje się,że można tylko wejść na wieżę kościelną,cała reszta jest zamknięta.Idziemy więc schodami na pierwsze piętro.Tu na krzesełku siedzi młoda kobieta,kupujemy bilety wstępu i wchodzimy na galerię organową,gdzie jest wystawa ornatów,starych ksiąg,kielichów,rzeźb itp...ale też stąd możemy popatrzeć na wnętrze kościoła z góry-co też robimy.Kiedy już spojrzeliśmy na wnętrze kościoła z góry,idziemy obejrzeć wystawę poświęconą miastu.Pod drewnianym stropem,w wąskim korytarzu,na ścianach wiszą zdjęcia pokazujące miasto z lat wcześniejszych.Opisana jest tu historia dawna i współczesna.Kiedy tak chodzimy i oglądamy to wszystko,słyszymy jak na zewnątrz leje deszcz-dosłownie leje.Słychać jak spadająca z nieba woda,bębni po dachu.Po obejrzeniu wszystkich zdjęć,widokówek,dokumentów itp.idziemy wyżej,na samą górę.Mijamy dzwony i wychodzimy na balkon widokowy.Nie ma tu zbyt wiele miejsca.Na tarasie,pomiędzy barierką,a ścianą,jest miejsce dla jednej osoby,więc nie można się nawet wyminąć.Idziemy jedno za drugim,robimy zdjęcia i podziwiamy panoramę miasta i okolicy.






























Zamek.



















Kiedy obejrzeliśmy panoramę miasta i zrobiliśmy całe mnóstwo zdjęć,schodzimy z wieży i idziemy w kierunku Kaplicy Narodzenia Najświętszej Marii Panny.Mamy szczęście-jest otwarta i akurat trafiamy na zwiedzenie z przewodnikiem.Nic to,że Pan mówi po czesku i to bardzo szybko,my cieszymy się z tego,że możemy obejrzeć to cudowne miejsce.Pięknie zdobiona kaplica,wywiera niesamowite wrażenie,ale najpiękniejszy jest ołtarz z figurą Madonny.Historia tego ołtarza sięga XVI wieku,kiedy to lokalne Bractwo Różańcowe zamówiło rzeźbę Madonny do kościoła św.Jakuba Starszego.Okazało się,że zamówiona rzeźba,nie pasowała do żadnego ołtarza-źle pobrano wymiary.Wypadała z każdego.Postanowiono zrobić jej prowizoryczny ołtarz,w którym była przymocowana łańcuchami by nie wypadła,jednak później przeniesiono ją do zakrystii.Jej czas nadszedł w latach 1713-1714 podczas epidemii.Ciężko zachorował dziekan i kiedy pogodził się z myślą,że umiera,podczas modlitwy w kościele ukazało mu się niebieskie światło,wskazujące miejsce schowania Madonny.Poczuł też silny impuls,nakazujący mu przeniesienie rzeźby do małej,drewnianej kapliczki cmentarnej.Co też uczyniono.Chodził tam się modlić i wyzdrowiał.Wieść o cudownym ozdrowieniu dość szybko się rozniosła i do kapliczki z cudowną figurką,zaczęli ściągać liczni pielgrzymi.Zaczęto zapisywać cudowne uzdrowienia-w przeciągu pół wieku,w kronikach zapisano sto trzydzieści uzdrowień.Poproszono architekta i budowniczego Octavio Broggio o wybudowanie kaplicy dla cudownej Madonny.I tak powstało dzieło sztuki,które do dzisiejszego dnia można podziwiać.W obecnych czasach,kapliczkę odwiedzają turyści,nie ma pielgrzymek do cudownej figurki.Po wysłuchaniu w ekspresowym tempie opowiedzianej historii,nasz Przewodnik zostawia nas dla innych turystów,a my wolniutkim krokiem przemierzamy wnętrze niewielkiej kaplicy.Siadamy w ławce,na chwilę modlitwy i zadumy,a dopiero po tym sesja zdjęciowa w środku i na zewnątrz.



























































Kiedy już wszystko obejrzeliśmy,robiąc przy tym całe mnóstwo zdjęć,powoli wychodzimy z kapliczki,kierując się na dworzec autobusowy.Pora niestety wracać do domu.Słoneczko,wychodząc zza chmur kusi nas,byśmy poszli dalej zwiedzać.My jednak,po kilku dzisiejszych ulewach,nie dajemy się skusić i spacerowym krokiem docieramy do przystanku.I to był dobry wybór,bo gdy tylko rozsiadamy się na ławce,z nieba spada deszcz.Nagły i ulewny.Kiedy przyjeżdża nasz autobus,już nie pada-ot pogoda płata psikusa:)
Mamy szczęście,bo nie musimy przesiadać się w Libercu,nasz autobus jedzie przez Tanvald.Daje nam to mnóstwo czasu na odpoczynek i sen :)
W Tanvaldzie przesiadamy się do komunikacji zastępczej-trwają prace na torach,których obecnie nie ma.Jedziemy do Kořenova,a stamtąd odjeżdżamy motoraczkiem do Szklarskiej Poręby,by przesiąść się na pociąg jadący do Jeleniej Góry.

Te i całe mnóstwo innych zdjęć można obejrzeć tu:
https://picasaweb.google.com/104452894196676741932/16082014rBenesovCeskaKamenice?authkey=Gv1sRgCK-i5NGdk72IGg

I tak skończyły się nasze trzy dni w Czechach :)
Kolejne wędrówki przed nami,więc do zobaczenia niebawem :)
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


A w Tanvaldzie nie ma dworca kolejowego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz