niedziela, 16 listopada 2014

Idąc ku tęczy :)

Za oknem niesamowicie dynamiczna pogoda.Chmury pędzą po niebie,gnane wiatrem,a my postanawiamy zrobić sobie krótki spacer.Jedziemy więc do Karpacza Górnego.Stąd ruszymy,ale najpierw idziemy w kierunku Świątyni Wang.Na jednym ze straganów kupujemy vizytki-nalepki po polsku,ja jednak wolę nazwę vizytka :) Kilka zdjęć z przepięknym kościółkiem,krótki spacer i wkraczamy na szlak :)






























I pojawiła się tęcza :)



Idziemy przez Karpacz,kierując się ku kaplicy św.Anny i dostrzegamy przepiękną tęcze na niebie.Jest śliczna i wielka.Jej widok na niebie sprawia,że na naszych twarzach pojawia się uśmiech,a w sercach radość :)
Przystajemy przy "Młynku Miłości".Robimy całe mnóstwo zdjęć,bo niesamowicie urokliwe jest to miejsce,a po sesji zdjęciowej przystajemy przy tablicy i wczytujemy się w tekst na niej umieszczony.
Oto on;
"Legenda o Młynku Miłości.
Przed wieloma wiekami,wysoko w górach zwanych wtedy Olbrzymimi,spokojny wiódł żywot celnik,który ze swym synem w Pańskim Domu pilnował granicy.
Od niepamiętnych jego dziadowie-z rozkazu czeskiego księcia-tutaj prowadził komorę celną.Gospodarstwo ich w dolinie Pląsawy może nie było okazałe i dochodów wielkich nie przynosiło,ale oni dumnie nosili głowę,słynąc w okolicy z uczciwości i prawego wypełniania swoich obowiązków,a i w rzemiośle rycerskim nie mieli sobie równych.
Martwił się ojciec o przyszły los syna,bo ukazem książęcym tylko do jesieni pełnić mogli wartę na granicy,później mieli swe rzeczy zabrać i ojcowiznę zostawić,bo tej części gór pilnować odtąd mieli -na mocy niedawno podpisanego paktu-poddani śląskiego księcia.
Zrazu po wielu nieprzespanych nocach i dniach spędzonych na rozmyślaniach,,w samo południe,zawezwał ojciec swego syna i rozkazał,by na zamek Chojniasty,w naszych czasach Chojnikiem zwany,udał się i wypełnił postawione przez księżniczkę Kunegundę zadanie.W ten sposób jej rękę posiądzie,niezły majątek zdobędzie,a po granicy przemytników nie będzie musiał w deszczu,śniegu i słocie gonić.
Woli ojcowskiej posłuszny młodzian wyruszył w drogę.Zszedłszy z gór,po drodze w Karpaczu na okazały młyn trafił,a że się już zmierzchało i siąpić zaczęło,tam o gościnę poprosił.
Młynarz miejsce mu w izbie wskazał,a jego córka wieczerzę zaczęła gotować.Była to piękna dziewczyna,lat liczyła sobie dziewiętnaście,a przy tym miła i pogodna jak wiosenne niebo.Od razu wpadła mu w oko,a i ona na niego z coraz większym zaciekawieniem spoglądała,unikając przy tym przezornie wzroku ojca.
Przy wspólnym posiłku,od słowa do słowa,rycerz wyjawił cel swej wędrówki.W ciemnej izbie nikt nie zobaczył cienia zmartwienia,które pojawiło się na licach pięknej córki młynarza.W okolicy krążyły bowiem opowieści o śmiałkach,którzy życie potracili,próbując konno w pełnej zbroi po koronie murów zamek objechać.
Wszyscy poszli spać,jeno dziewczyna jakoś dłużej niż zwykle krzątała się po izbie,a potem przy świecy długo w noc coś przygotowywała.
Rano rycerz wyruszać miał w drogę,na konia już wsiadł,a wtedy podbiegła do niego młynarzówna,jakieś zawiniątko do rąk mu wcisnęła i coś długo szeptała,aż ojciec,zobaczywszy to,obruszył się i fuknął rozeźlony.Niespeszony tym młodzian cmoknął pannę w policzek,zaciął konie i ruszył z kopyta.Po sercu mu się ciepło rozlało,kiedy kątem oka na policzku dziewczyny okazały rumienie ujrzał.
Żarna powoli mełły ziarna na najlepszą w okolicy mąkę.Każdego dnia przed zachodem słońca młynarzówna,spragniona jakiegoś znaku,wskazówki,wybiegała na łąkę ponad młyn,by spojrzeć na widoczny na wzgórzu w oddali zamek.Czekanie na jakąkolwiek wiadomość o ukochanym było dla niej największą torturą.
Siódmego dnia przy wieczerzy,kiedy młynarz zmówił pacierz i podzielił chleb,ciszę przerwało donośne pukanie do wrót młyna.Przez małe okno biesiadnicy dostrzegli sylwetkę rycerza.
Zaproszono młodzieńca do środka,sądząc zrazu,że ów zrejterował spod murów Chojnika i teraz,wracając w niesławie do domu,szuka miejsca na odpoczynek.
Powoli przeżuwając kęsy świeżego chleba upieczonego z najlepszej mąki,rycerz przez nikogo niemolestowany,całą historię biesiadnikom opowiedział.
Mówił,jak powitał go księżniczka Kunegunda,drwiąc i powątpiewając w jego odwagę,jak trudno i niebezpiecznie było konno w pełnej zbroi objechać zamkowe mury,bowiem podstępna pani zamku kazała w jednym miejscu kilka kamieni poluzować,w taki sposób,że koń każdego śmiałka potykał się tam,tracił równowagę i zrzucał jeźdźca w przepaść Piekielnej Doliny.
Jak sam stwierdził,życie zawdzięcza niezwykłemu podarunkowi,który otrzymał z pięknych rąk młynarzówny.Było nim niezwykłe mazidło,sporządzone ze smaru wyjętego z osi koła młyńskiego,mąki i innych znanych tylko córce młynarza składników.Zmieszane razem tworzyły magiczny smar.Wymazane nim końskie kopyta kleiły się do kamiennych murów z niezwykłą siłą.
Kończąc swą opowieść,rycerz rzucił się na kolana,prosząc młynarza o rękę córki,bo tylko dzięki jej bezinteresownej pomocy cały i zdrów z tej przygody wyszedł.Długo musiała córka prosić ojca,aby oświadczyny raczył przyjąć.Ojciec postawił warunek,narzeczony stan rycerski porzucić musi,młynarskiego rzemiosła się nauczyć i młyn pod swoją opiekę wziąć.
W wielkiej radości młodzian ze wszystkich sił miecz swój wbił w kamień i odtąd,jako prosty młynarz wiódł spokojne życie u boku ukochanej.Razem przez lata dochowali się gromadki dzieci,a młynarskie rzemiosło z pokolenia na pokolenie przekazywane było.
Okoliczna ludność na pamiątkę tego zdarzenia nazwała to miejsce Młynkiem Miłości,bo tylko tu koło młyńskie nie tylko ziarno w mąkę zmieniało,ale tak losami ludzi zakręciło,że córkę młynarza księżniczce równą uczyniło.-Ryszard Rzepczyński.

W Karpaczu przez wieki funkcjonowało wiele młynów.Były one zlokalizowane wzdłuż cieków wodnych przede wszystkim Łomnicy i Łomniczki.Najstarsza informacja pochodzi z roku 1736-na mapie Księstwa Jaworskiego umieszczono na terenie Karpacza piktogramy oznaczające funkcjonującą leśniczówkę i młyn wodny.Pięćdziesiąt lat później w opisie Śląska znajdujemy następujący fragment:"Karpacz Górny,Borowice,Budniki i Wilcza Poręba posiadają 1 szkołę,41 domów,jeden młyn wodny,570 mieszkańców.Ta wieś jest również nazywana Brückenberg i należy do hrabiego Schaffgotscha."
Tragiczne wydarzenie w dziejach Karpacza Górnego miało miejsce w 1844 roku.Wtedy w Wielki Staw uderzyły potężne masy śniegu,powodując zmiażdżenie lodu i wylew wody.Powstała w wyniku tego zdarzenia lawina,niosąc ze sobą krę,wyrwane drzewa,głazy,kamienie i olbrzymie ilości wody,zniszczyła w Karpaczu Górnym młyn wodny,który nie został już odbudowany.
Ponad 900 m n.p.m. w dolinie Pląsawy istniał przed wiekami Pański Dom(Herrenhaus).Położony przy Śląskiej Drodze chronił przejścia z Czech na Śląsk.Według zebranych w XIX wieku relacji,miejscowa ludność znajdowała  w pobliżu tej budowli charakterystyczne średniowieczne podkowy.Badania archeologiczne przeprowadzone w tym rejonie w ostatnich latach,doprowadziły do znalezienia kafli z wizerunkiem tajemniczego młodzieńca...
Sześćdziesiąt lat temu,staraniem ówczesnego kierownika "DW SYRENA" pana Władysława Przytulskiego powstał mały "Młynek Miłości",który przez lata był wielokrotnie przebudowywany.
W 2012 roku z inicjatywy mieszkańców Karpacza Górnego w ramach Projektu Pilotażowego Budżetu Partycypacyjnego Miasta Karpacza została przeprowadzona gruntowna rekonstrukcja "Młynka Miłości" według koncepcji pana Janusza Motylskiego przez firmę COOLMIX.UE "
























Kiedy już zrobiliśmy sporo zdjęć,przeczytaliśmy legendę,idziemy w stronę tęczy,która jednak nam znika gdy wchodzimy do lasu.Żółty szlak wprowadza nas na leśną ścieżkę,która wije się i delikatnie pnie coraz wyżej.Idąc nią nie możemy się oprzeć by nie przystanąć choć na chwilę.Rude igliwie modrzewi i świerków pokrywa nie tylko ścieżkę,ale pełno jest go pomiędzy drzewami.Uroku dodają gdzieniegdzie wystające korzenie,ale trawy w kolorach spłowiałego zboża i soczystej zieleni :) Jesteśmy zachwyceni tym widokiem.Co chwilę przystajemy,robimy zdjęcia,idziemy kawałek,by po kilku krokach znów stanąć na chwilę...i tak wychodzimy na łąkę przy "Lubuszaninie".Cisza i spokój dookoła,a nad nami pokazuje się błękit nieba,słoneczko i deszcz-wszystko jednocześnie....
Mijamy "Lubuszanina",skręcamy w prawo i teraz od kaplicy św.Anny dzieli nas 10 minut.Nic to dla nas i znając życie 10 minut może zamienić się w 30 minut lub ledwie 5...wszystko zależy od tego co na szlaku zobaczymy....a szlak jest cały pokryty rudymi liśćmi bukowymi,a kiedy pomiędzy drzewami dostrzega się kaplicę św.Anny,to zauważa się też zbiornik wodny w Sosnówce,a jeszcze dalej na górze Zamek Chojnik :)










Kwiaty naparstnicy,jest dziś 16 listopad,a ona kwitnie :)







A kuku!!!





Czyżby dawne "Wiadomości" zostawiły swój znak rozpoznawczy???









Jak pofalowane,rude morze...





















Pada deszcz...

....a tu widać błękit nieba...









Oko które wszystko widzi...



I mamy kolejną tęczę :)









Radek oczywiście jest już przy kaplicy,a ja jeszcze nawet do schodów nie doszłam,bo jak tu się oprzeć widokom????
Jednak kiedy schodzę powoli po schodach,dostrzegam tęczę wychodzącą z lasu i obejmującą swym łukiem kaplicę :) Pięknie to wygląda :) Staję jak zaczarowana :) Mija dłuższa chwila zanim zacznę robić zdjęcia....
Zaglądam do kaplicy,a później idę napić się wody z Dobrego Źródła :)
"Wypływające ze zbocza Grabowca (Kraberberg) Dobre Źródło (Der gute Born) należy do niewielu tego typu sudeckich obiektów, które obrosło licznymi podaniami i legendami. Okoliczna ludność od wieków uznawała jego wodę za cudowną otaczając ją niemal świętym kultem. Źródło nazywano także Źródłem Miłości, Świętym Źródłem. Według legendy źródło odkrył pewien książę tropiący rannego jelenia. Gdy dotarł za nim na Grabowiec, zobaczył zwierzę kąpiące się w strumieniu. Po chwili rogacz ozdrowiał, wyskoczył na brzeg i tyle go widziano. Jak głosi kolejna legenda kto siedmiokrotnie okrąży kaplicę z wodą w ustach ze źródła, zapewni sobie szczęście w miłości. W literaturze przedwojennej znaleźć można wzmianki o pogańskich praktykach i wiecach czarownic w tym miejscu, czczono tutaj siły przyrody i bóstwa związane ze źródłami i wodą. Dobre Źródło to według wielu badaczy najstarsze miejsce kulturowe po polskiej stronie Karkonoszy. Prawdopodobnie jako akt walki z pogaństwem na zboczu Grabowca wzniesiono drewnianą kaplicę św. Anny. Inicjatorami byli strzegomscy joannici, którzy otrzymali od księcia lwóweckiego w 1281 r. Cieplice Śląskie.Pierwsza wzmianka o kaplicy na Grabowcu pochodzi z 1212 r. gdy okoliczni mieszkańcy schronili się w niej po powodzi. Kaplica została zniszczona w okresie wojen husyckich i odbudowana w XV w. przez Friedricha Liebenthala z Sosnówki, braci Melke i Konrada von Schaffgotsch z Podgórzyna. Kolejne zniszczenia przyniosła wojna trzydziestoletnia (1618-1648), dlatego też Hans Anton von Schaffgotsch z Cieplic postanowił ufundować nową, murowaną kaplicę, w której ołtarz miał znajdować się dokładnie nad źródłem. Projekt i budowę kaplicy wykonał śląski architekt i budowniczy Caspar Jentsch (1699-1757) z Jeleniej Góry. Budowla na rzucie elipsy, ze sklepieniami kolebkowymi z lunetkami ma wymiary 14 x 10 m, a grubość jej murów dochodzi do 1,7 m. Wyposażenie kaplicy pochodzi z pocz. XVIII w. Ołtarz główny z 1718 r. z obrazem przedstawiającym patronkę św. Annę z Jezusem, Marię i stojącym za nim Józefem namalowanym przez ucznia Michaela Leopolda Willmanna, ambona i dwa ołtarze boczne oraz figura św. Wawrzyńca. Ołtarz stoi bezpośrednio nad źródłem. Obrazy do kaplicy malowano na miedzianej blasze, ze względu na znajdujący się w źródlanej wodzie radon, który powodował zanikanie farb na płóciennych obrazach. W 1812 r. do kaplicy na Grabowcu przeniesiono ołtarz z rzeźbą św. Wawrzyńca z kaplicy na Śnieżce, ponieważ zaprzestano odprawiania w niej mszy. Stało się tak po kasacie wielu klasztorów na Śląsku w 1810 r. Na pocz. XX w. przeprowadzono prace osuszające mury kaplicy, ponieważ jej wyposażenie systematycznie niszczało. Zniszczeń dokonywała nie tyle wilgoć, co zawarty w wodzie gaz szlachetny – radon. Gaz ten dobrze rozpuszcza się w wodzie, zwłaszcza słabo zakwaszonej lub słabo zmineralizowanej. Ośrodki i uzdrowiska stosujące radonoterapię należą do rzadkich w skali Europy. W Polsce znajdują się trzy miejsca, gdzie można poddać się zabiegom radonowym, wszystkie w Sudetach. Kuracja radonowa ma tylu przeciwników co zwolenników, pomimo udokumentowanych właściwości leczniczych ze względu na działanie promieniotwórcze radonu, wzbudza wiele kontrowersji.Działanie radonu na ustrój to m.in. działanie przeciwzapalne, moczopędne, przeciwbólowe, odczulające, poprawiające wartość nasienia i zwiększające ilość plemników oraz ich ruchliwość, z tego powodu terapia nazywana jest „potencjałką”. Zgodnie ze zwyczajem na hrabiowskim stole pałacu w Cieplicach stały dwa dzbany wody z Dobrego Źródła, które dowoził codziennie do pałacu specjalny wysłannik. Ostatecznie wodę ze źródła wyprowadzono na zewnątrz kaplicy specjalnym kanałem, a jej ujście zagospodarowano w postaci pomnika, który nie został zniszczony po 1945 r. jak większość zagospodarowanych źródeł w Sudetach. Na jego środku znajduje się napis „Der Gute Born”, z lewej strony „In 1212 Wurde diese heilkratfige Quelle erwahnt”, z prawej strony „In 1920 neu Gefasst durch Reichsgrafen Schaffgotsch”. Pomnik zwieńczony jest drewnianym daszkiem z płaskorzeźbą legendarnego jelenia, który wyzdrowiał dzięki wodzie z tego źródła. Ostatnia renowacja jego ujęcia przeprowadzona została w latach 1942-1943 z inicjatywy cieplickiego hrabiego Schaffgotscha, ku pamięci dwóch poległych synów. Przed wojną obok kaplicy funkcjonowała gospoda w której mieszkał strażnik. Słynęła z wybornych pstrągów, a jej specjalnością była pieczeń z zająca ze smażonymi rydzami i nalewką z derenia. Można w także było kupić pamiątki, m.in. kartki pocztowe które opatrywano specjalną pieczątką. W gospodzie mieściła się również stacja lektyk. Tragarze zrzeszeni w korpusie przewodników i tragarzy lektyk oraz bagażu wynosili stąd gości na trasy niedostępne przeciętnym turytom. Osoby puszyste płaciły za usługę więcej niż szczupłe, granicę stanowiło 65 kg wagi ciała i 7,5 kg bagażu. Za wynajęcie dwóch osób płaciło się tyle co za wynajęcie jednego wierzchowca. Zdarzało się, że po dojściu na szczyt tragarz mdlał, chorował i już nie powracał do poprzedniego zajęcia. W lektykach krzesło przymocowane było do dwóch kijów i wynosiły je na szczyt dwie osoby, dlatego popularnie nazywano to podróżowaniem na drągach. W XIX w. konkurencja wśród tragarzy była tak duża, że turyści unikali ich ze względu na nachalność. Po II wojnie światowej kaplicę wielokrotnie dewastowano. Powstał komitet ratowania kaplicy dzięki któremu odrestaurowano m.in. posadzkę, osuszono i wykonano drenaż murów, zrekonstruowano witraże, zrekonstruowano ołtarz główny i boczne. Przy źródle rosną liczne okazałe drzewa, w tym buki o ciekawych kształtach oraz najgrubszy w Karkonoszach jawor o obwodzie około 4,5 m. Natomiast stoki Grabowca po których spływa  źródlana woda, porastają ciekawe pod względem geobotanicznym łęgi jesionowo-olszowe z licznymi gatunkami roślin charakterystycznych dla tego typu siedlisk. W okresie wczesnowiosennym dolinę cieku wypływającego ze źródła pokrywają białe kwiaty lepiężnika białego. gatunek ten należy do najwcześniejszych roślin wiosennych. Już w marcu wychodzą spod ziemi małe, zbite pąki kwiatowe, które zakwitają znacznie wcześniej, niż rozwiną się dużych rozmiarów sercowate liście. Jest to roślina lecznicza, jej liście zawierają spore ilości żywic, pektyn, garbników i soli mineralnych. Jego lecznicze właściwości znane były już w I w. n.e.,wspomina o nim grecki lekarz Dioskorydes w dziele „Perihules iatrices”. W średniowieczu uważano go za główny środek przeciw wszelkim zarazom, a w lecznictwie ludowym stosowano jego liście przy kaszlu, chorobach dróg oddechowych, astmie, jako środek napotny oraz przeciwko pasożytom przewodu pokarmowego. Swieże liście przykładano na rany, stłuczenia, przy reumatyzmie i zapaleniach żył. Z Dobrego Źródła roztacza się też ładny widok na Sosnówkę oraz zbiornik Sosnówka (oddany w 2001 r.) i zamek Chojnik."-ze strony geoexplorer.blog.pl

















Gospoda dziś niestety nieczynna :(



Kiedy zdjęć zrobiliśmy całe mnóstwo i zajrzeliśmy wszędzie,powoli opuszczamy to miejsce,idąc najpierw do "Lubuszanina" po pieczątki-niestety "Gospoda" okazała się zamknięta :( Po dopełnieniu formalności w "Lubuszaninie",wchodzimy na drogę tuż przy łąkach,gdzie dostrzegamy łuk tęczy,kolejnej tęczy.Przepięknie wygląda na pochmurnym niebie,kontrastując z zielenią łąk :) Robimy zdjęcia i powoli wracamy tą samą,przepięknie rudą od igieł świerkowych i modrzewiowych ścieżką.I znów robimy zdjęcia i zachwycamy się pięknem nas otaczającym :)
To już trzecia dziś tęcza :)









To też "Młynek Miłości",ale na prywatnym terenie....

Do przystanku w Karpaczu Górnym dochodzimy z dwudziestominutowym zapasem czasowym.Pada deszcz,więc postanawiamy nie czekać na autobus,idziemy więc do kolejnego przystanku.Mijamy,postawiony na terenie prywatnym inny "Młynek Miłości"-robię zaledwie trzy zdjęcia-pada deszcz,więc szkoda mi aparatu wyciągać spod kurtki...Na przystanku czekamy kilka minut na nasz busik,którym odjeżdżamy do Jeleniej Góry.Zostawiając deszcz w Karpaczu....

Do domu przyjeżdżamy akurat na obiad i po jego zjedzeniu,wsiadamy do samochodu,"porywając" Tatkę,jedziemy do Łomnicy,na "Święto Pierników".







Z ledwością udaje nam się znaleźć miejsce by zaparkować samochód-tyle ich tu jest!!! Kiedy nam się to udaje idziemy do Łomnickiego Folwarku,gdzie na palcu ustawiono stragany z miodami,nalewkami,piernikami i przeróżnym jedzeniem.Przechadzamy się spacerowym krokiem,oglądając wszystko i wchodzimy restauracji,skąd płynie muzyka.Tu również są stragany,pełne pierników o różnych kształtach i wzorach.Przy nich siedzą dzieci ze szprycami napełnionymi lukrem,dekorując swoje pierniczki.Wokół panuje świąteczna atmosfera-słychać ją w muzyce i czuć w powietrzu :)
Po rozejrzeniu się dookoła,kupieniu kilku pierniczków(każdy ma swój-motyl,muszla i rybka),wychodzimy na zewnątrz i wchodzimy do pałacowej piekarni.Tu dopiero pachnie piernikami....:)






















I tak spokojnie,bez pośpiechu zaglądamy wszędzie i powoli idziemy na drugą stronę jezdni kierując się do pałacu.Tu kilka zdjęć z owieczkami pasącymi się za budynkiem pałacu i sesja zdjęciowa w ogrodzie kuchennym i wolniutko opuszczamy Pałac Łomnica.Wsiadamy do samochodu i jedziemy do Wojanowa Bobrów-chcemy sprawdzić,czy tylko nam się zdawało,czy faktycznie dach na wieży się zawalił....




Owieczka z grzywką :)



Sokoliki-największy biust Polski :)











Budynek dawnej karczmy sądowej.

Zostawiamy samochód przed mostem i idziemy do pałacu.Teraz gdy słoneczko powoli zaczyna zachodzić,budynek stwarza mroczne wrażenie,jak z jakiegoś horroru.Zaglądamy przez kraty bramy wjazdowej,robiąc przy tym kilka zdjęć.Pałac wygląda strasznie,nie widać by cokolwiek coś tu robiono.No może zmieniło się to,że pojawiły się niebieskie płachty i żółta tablica informacyjna....:(
Szkoda,że tyle lat niszczeje i powoli się rozsypuje....:(










Po smutnej sesji zdjęciowej,wracamy do autka i odjeżdżamy do Jeleniej Góry.
Żegna nas pięknie zachodzące słońce,wybawiające chmury na różne odcienie pomarańczy :)
Kończymy tęczowe wędrowanie,pora na kolejne,na które wszystkich zapraszamy :)
Do zobaczenia niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich cieplutko i serdecznie,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)










Kilka moich najnowszych,dostanych dzwoneczków
i najnowsze odznaki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz