"Miłośnicy Budnik zapraszają na "Powitanie Słońca w Budnikach".
Spotkanie odbędzie się w sobotę, 14 marca 2015 roku. Zbiórka o godzinie
9:00 na parkingu przy DW Krucze Skały (ul Wilcza 1) w Karpaczu
oraz przy D.W Przedwiośnie w Kowarach. Później nastąpi wspólna wędrówka
do Budnik, gdzie rozpoczęcie spotkania planowane jest na godzinę 11:30
Do zobaczenia :-)".
Radek z zadowoleniem przyjął zaproszenie,więc pozostało pytanie,kto z naszych znajomych również się wybiera???
Okazało się,że Marlenki nie będzie,za to Maciej i Jarek jak najbardziej się wybiorą-wszystko zależy od pogody.I tu pojawia się problem-w piątek pada deszcz i zapowiada się,że w sobotę ma również padać :(
I nastała sobota.Dzień się budzi powoli.Za oknem sypie śnieg,co jest dla mnie zaskoczeniem,ale lepsze to niż deszcz :)
Szykujemy się więc powoli do wyjazdu.Po śniadaniu i kawie,idziemy na przystanek autobusowy i odjeżdżamy wcześniejszym busem do Kowar.
W drodze na miejsce zbiórki,spotykamy Jarka.Witamy się z Nim i po krótkiej rozmowie rozstajemy się.On jedzie do Karpacza i stamtąd ruszy do Budnik.Spotkamy się więc na miejscu.My jesteśmy spóźnieni i kiedy docieramy do na miejsce zbiórki,nikogo już nie ma.Ruszamy więc sami,z nikłą nadzieją,że uda nam się dogonić grupę.Po śladach pozostawionych na śniegu,dedukujemy,że z Kowar idzie niewiele osób i jeśli trochę przyspieszymy,to pewnie ich dogonimy....
Idziemy więc dość szybko,ale kiedy dochodzimy do leśniczówki-zwalniamy.Koło wiaty odpoczynkowej mamy sesję zdjęciową.Nikt tu nie wszedł,śnieg równiutko przykrył wszystko.
Po zdjęciach przy wiacie,już nie gnamy.Idziemy wolniej,wszak czy ktoś nam każe tak pędzić???
Kiedy docieramy do miejsca,gdzie nasz szlak łączy się z zaśnieżoną,leśną drogą,dostrzegamy w oddali postacie ludzkie.My jednak,widząc równiutko przykrytą śniegiem,leśną drogę,robimy sobie postój.Nikt tędy nie szedł,więc wykorzystujemy to miejsce na sesję zdjęciową.Radek przy okazji,robi dwa "orzełki"-takie całkiem inne "orzełki",a ja uwieczniam to na zdjęciach :)
Idziemy bardzo wolno,bo co rusz,któreś z nas przystaje i robi zdjęcia,bo piękno,które nas otacza warte jest utrwalenia,choćby właśnie na zdjęciach.I tak niespiesznie docieramy do naszego celu-do Budnik :)
O tej,dawnej,osadzie górskiej można przeczytać tu:
http://budniki.pl/
Na tej stronie znajdują się stare i nowe zdjęcia,jest opisana historia,są wiersze i całe mnóstwo innych ciekawych rzeczy,więc watro tam zajrzeć.
A w dawnej osadzie górskiej tętni życie.Słychać rozmowy,śmiechy,a dookoła pachnie herbatą i żurkiem.Zostawiamy plecaki pod wiatą i idziemy po miseczkę gorącego żurku,przygotowanego przez Panią Nelę Szygulę-tak mi powiedział Pan Zygfryd Szygula-oboje prowadzą dom wczasowy i stołówkę "U MUSA" w Karpaczu przy ul.Parkowej 1.Ognia pod kociołkami pilnują Strażacy z OSP z Karpacza.Posilamy się,witamy się z Panem Pawłem Paligą i z wciąż przybywającymi tu turystami.
Kiedy minęła godzina 11-ta,zapłonęło ognisko i nastąpiło uroczyste i oficjalne powitanie wszystkich tu przybyłych,przez Pana Pawła.Została odczytana legenda o Wołogórze:
"Wołogór – Legenda Budnik
Jak wszyscy wiemy, każdy historyczny zakątek naszej ojczyzny, posiada swoją legendę. Taką legendę posiadają również Budniki. W Karkonoszach panował duch gór zwany Liczyrzepą. Aby wywiązać się z nadzoru całych Karkonoszy musiał mieć swoich pomocników. Jednym z pomocników był Wołogór. Siedzibę swoją miał na Wołowej Górze, między Kowarami i Karpaczem. Ze starych podań wynika, że właśnie z tego powodu góra ta wzięła nazwę Wołowej. Jedynym człowiekiem ,który go widział w życiu był sędziwy staruszek z Kowar o imieniu Gustaw. Opowiadał, że miał ludzką postać, z głową wołu. Wołogór miał za zadanie, pilnować porządku w górach w rejonie Wołowej Góry, Budnik i strumienia Malina. Ponadto miał pomagać w trudnych sprawach okolicznym mieszkańcom i turystom. Władał magicznym totemem, który dawał mu magiczną moc. Wołogór miał pierwszą okazję do spełnienia swoich zadań, kiedy spadło nieszczęście wojenne na ludność Kowar i kotliny jeleniogórskiej. Przyczyną nieszczęść jakie spadły na mieszkańców był wybuch wojny trzydziestoletniej. Przez wioski przetaczały się różne bandy rabusiów i maruderów wojennych. Szczególnie we znaki ludności Kowar dały się oddziały najemników kozaków polskich zwanych Lisowszczykami. Dokonywali notorycznych rabunków i gwałtów na ludności cywilnej. Tutaj wkroczył do pomocy Wołogór i udzielił schronienia części mieszkańcom Kowar i okolic. Na zboczu Wołowej Góry pomógł on wybudować prowizoryczne szałasy i ludność tą chronił magicznym totemem. Dlatego do dziś istnieją nazwy dawnych siedlisk Dolne i Górne Miasteczko. Po ustaniu zawieruchy wojennej, część ludności powróciła na stałe do Kowar. Jednak reszta pozostała bo nie miała do czego wracać, gdyż ich domostwa zostały doszczętnie splądrowane i spalone. Po kilku latach o tą ludność upomniał się poprzez wołanie do Wołogóra, władający Kowarami hrabia von Czernin. Zależało mu na każdej osobie by ściągać podatki. Wielokrotnie do Dolnego i Górnego Miasteczka przybywali siepacze Czernina by wypędzić ludność.Za każdym razem pomagał im Wołogór ze swoim totemem i magiczną mocą. Pewnego razu Wołogór postanowił całą ludność przeprowadzić w okolice strumienia Malina. Wtedy też siepacze Czernina spalili doszczętnie Dolne i Górne Miasteczko. Przeniesiona ludność na zboczach wąwozu nad strumieniem Malina rozpoczęła budować chaty górskie i tworzyć zagrody gospodarskie, pierwotnie zwane ForstLangwasser, Forstbaude, Zacisze Leśne a obecnie Budniki. Od tego czasu Wołogór strzegł ludność przed rabusiami i żywiołem natury. Ludziom ukazywał się jedynie w snach by wiedzieli kto im pomaga i aby żyli w spokoju. Mimo, że to miejsce sprzyjało panującemu spokojowi ,to ludności dokuczała straszna bieda. Dzieci rodziły się, ludności przybywało, a ziemia nie mogła ich dostatecznie wyżywić. Hodowla bydła i drobiu była nie wystarczająca. Ziemia górska nie dawała wystarczających plonów. Warunki naturalne były bardzo trudne. Krótkie lata długie zimy z ogromnymi opadami śniegu. Tu znów Wołogór jak mógł tak pomagał swym magicznym totemem, roztapiał śnieg i torował drogę mieszkańcom. Jednak nie miał mocy mnożenia jadła, odzieży i obuwia dla swoich podopiecznych. Szczególnie było mu bardzo przykro jak widział bose i półnagie dzieci, czasami zawinięte jedynie w szmaty. Dniami i nocami rozmyślał nad dolą i niedolą biednych ludzi. Po długim rozmyślaniu wpadł na genialny pomysł. W okolicach zamieszkiwało wiele majętnych rodzin. W Kowarach na Ciszycy w letniej rezydencji zamieszkiwała hrabina Wanda Czartoryska z rodu Radziwiłłów, a na Bukowcu rezydowała na swych włościach, znana ze swoich dobroci hrabina von Reden. Obie panie przyjaźniły się ze sobą. To też Wołogór, wykorzystał tą sytuację i obu paniom wkradł się do ich snów. W ich snach opowiedział o tragicznej sytuacji mieszkańców Budnik. Panie tak przeżywały te sny, że przez kilka nocy nie mogły zmrużyć oka. Opowiadając sobie wzajemnie o snach, wspólnie uradziły, że od tej pory będą pomagać ludziom na Budnikach. Tak też się stało. Na bieżąco dostarczały nawet osobiście odzież, obuwie, jadło i inne potrzebne artykuły. Wołogór osobiście dopilnowywał dotrzymania danych obietnic przez zamożnych. Jednak pewnego razu za sprawą Wołogóra stała się rzecz straszna. Po wyżej gospody Forstbauden stało domostwo rodziny Kretschmer. Mieli oni prześliczną córkę na wydaniu, o imieniu Maria. W córce podkochiwał się miejscowy nauczyciel Heindrich Liebig. Ona również kochała go z wzajemnością. Jednak kiedy Wołogór zobaczył Marie pierwszy raz na łące przy sianokosach, zapominając się do jakiego celu został powołany przez Liczyrzepę, zakochał się w niej od pierwszego ujrzenia. Pojawiał się Marii po nocach w jej snach i wyznawał jej miłość. Jednak ona odrzucała jego amory, kochając Heinricha. Miłość Wołogóra do Marii stawała się coraz gorętsza. Krytycznej nocy Wołogór pojawił się rozpalony do czerwoności z miłości, jednak Maria odrzuciła jego serce. W tym momencie z rozpalonego serca wymknęła się jedna z iskierek miłości i spowodowała pożar domostwa Marii. Na szczęście domownicy zdołali ujść bez szwanku, jednak domostwo spłonęło doszczętnie. Wołogór zrozumiał swój miłosny błąd i z całą mocą pomagał w odbudowaniu domostwa. Rodzina Kretschmer odbudowała dom w innym miejscu, a w miejscu starego powstała naleśnikarnia na Tabaczanej Ścieżce. Maria wyszła za mąż za Heinricha, urodziło im się pięcioro dzieci i żyli długo i szczęśliwie. Jednak jak wszystko z czasem się kończy, przyszedł i czas na Wołogóra. Tajemniczy totem tracił moc. Budniki pustoszały, następował inny okres. Wołogór czół się zmęczony i bezsilny .Odszedł w górę strumienia Malina w rejon wodospadów wraz ze swoim totemem. Na jednym z głazów odbił kształt totemu oraz pozostawił ślad swojej prawej stopy i zniknął na zawsze. Miejsce to było zawsze słoneczne i radosne ale z chwilą zniknięcia tam Wołogóra, stało sie ponure do dnia dzisiejszego. Od tego momentu miejsce to nazywane jest “Ponurą Kaskadą”
Autor. Krzysztof Paliga."-tekst ze strony http://budniki.pl/wologor-legenda-budnik/
I wiersz napisany przez Panią Jadwigę Murawską:
"Budniki.
Na Budniki maszerujemy
by powitać słońce
wszyscy bardzo chcemy,
Co roku pielgrzymki
tu przybywają
i dawnych mieszkańców
za hart ducha podziwiają.
Co przez 113 dni w roku
słońca nie oglądali
a zimą swe domostwa
przez komin opuszczali.
Jest to dziś polana
i punkt widokowy
na północnych stokach
Kowarskiego Grzbietu położony.
Swego czasu studenci
ten skrawek świata
"Zaciszem" nazwali
i taki wierszyk o nim napisali:
"Zacisze,Zacisze
największe dziwo w kraju
kto tu dzień wytrzyma
pójdzie wprost do raju".
Dziś pogodę
brzydką mamy
ale tym się
nie zrażamy.
Bo choć zima już
się wycofuje
to i tak zimnym
wiatrem kłuje.
Nogi po zmarzlinach
stąpają
a oczy bezpiecznej
drogi szukają.
Tu do drzew
się przytulimy
i energii od nich
sobie przyswoimy.
Przy ognisku
ręce ogrzejemy
i kiełbaski smaczne
upieczemy.
Na pamiątkę zdjęcie
wspólne zrobimy
i na pożegnanie słońca
się umówimy."
Kiedy Autorka skończyła czytać swój wiersz,przybyli turyści głośno zaczęli przywoływać Wołogóra.I spod Ponurej Kaskady,otulonej białym puchem i lekką mgiełką,przybył do nas Wołogór.Przywitał się ze wszystkimi,rozdał prezenty i dopiero teraz nastąpiło symboliczne pojawienie się słoneczka.Powolutku rozbłysła swym ciepłym światłem lampa naftowa.I tak powitaliśmy pierwsze "promienie" słoneczne w Budnikach :)
Gdy "słoneczko" już pojawiło się w Budnikach,nastąpiły sesje zdjęciowe z Wołogórem.Ja zamieniam kilka słów z Panem Pawłem,pytając Go o Pana Krzysztofa,którego dziś tu nie ma.I okazało się,że Tato Pana Pawła jest w sanatorium-stąd Jego nieobecność.Pozdrawiamy Pana Krzysztofa bardzo serdecznie :)
Kiedy tak rozmawiamy,dostrzegamy Emila.Witamy się z Nim,chwilę rozmawiamy,ciesząc się ze spotkania.Kiedy sesje zdjęciowe z Wołogórem dobiegły końca,On powoli zaczyna się z nami żegnać,jednak my chcemy jeszcze by stanął z nami wszystkimi do grupowego zdjęcia.Udało się nam Go zatrzymać i dzięki temu,grupowych zdjęć jest całe mnóstwo :)
Po dość długiej,grupowej sesji zdjęciowej,my powoli zaczynamy się zbierać w drogę powrotną.Żegnamy się,dziękując za wspaniałą zabawę,mówiąc przy tym-do zobaczenia jesienią,na pożegnaniu słońca :)
Przechodzimy przez potok Malina i powoli wędrujemy w kierunku Karpacza.
Takich dwóch SIŁACZY tylko pozazdrościć!!! |
To się nazywa SIŁA!!!! |
Wędrowanie w gronie przyjaciół,w śniegu i otulonej mgiełką,białej krainie sprawia tylko przyjemność i radość.Szczęśliwi docieramy do Karpacza,gdzie kończy się nasze wędrowanie.Tu żegnamy się z Bogusiem,który ma stąd blisko już do domu.My natomiast,razem z Maciejem,korzystamy z propozycji Eli i zabieramy się z Nią do Jeleniej Góry :)
Orzeł... |
....wylądował!!! |
I tak kończy się dzisiejsza wędrówka.Słońce na Budnikach powitaliśmy i szczęśliwi do domów wróciliśmy :)
Teraz pora na kolejne wędrówki,które wciąż przed nami :)
Do zobaczenia więc niebawem :)
Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia i Radek :)
Zdjęci atu dodane są Macieja,Radka i moje :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz