niedziela, 3 marca 2019

Jak Kalisz,to Muzeum na piątkę :)

Podobnie jak wczoraj i dziś wstajemy bardzo wcześnie.Śniadanie,kawa,pakowanie plecaków i ruszamy w kierunku stacji kolejowej.Idziemy od razu na peron,z którego ma odjechać nasz pociąg.Bilety mamy,wszak wczoraj je zakupiliśmy i dzięki nim byliśmy w Zielonej Górze,a jak to było można zobaczyć tu:
http://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2019/03/w-pogoni-za-bachusem.html
Wsiadamy do pociągu,zajmujemy wygodne miejsca i o 5:32 ruszamy ku nowej przygodzie.Oczywiście nasze plany uległy zmianie i nie jedziemy do Ochli,jak wczoraj planowaliśmy,za to na dzisiejszą wycieczkę wybraliśmy Kalisz.Radek grzebiąc w internecie znalazł dwa miejsca,dla których powinniśmy odwiedzić właśnie to miasto-Muzeum Osiakowskich (według opinii wszystkich odwiedzających same piątki,żadnych skrajności)  i Browar :)
Podróż do Wrocławia mija nam sprawnie i dość szybko.Oczywiście większość czasu przesypiamy,ale też podczas jazdy rozmawiamy,omawiając dzisiejszą wycieczkę.We Wrocławiu mamy trochę czasu,więc idziemy na tradycyjnego "gwoździa" do Galerii,a po załatwieniu przyziemnych spraw,wędrujemy na peron,z którego ma odjechać nasz pociąg.Chwilę czekamy,a gdy podjeżdża,wsiadamy do niego,zajmujemy tak nam się zdaje wygodne miejsca i jedziemy.Okazuje się że nasz pociąg jest z roku 1968,stary skład dawnego PKP.Trzęsie w nim niesamowicie,Radkowi literki skaczą w książce,którą czyta,ja nie mogę spać....ale jakoś jedziemy i to najważniejsze :) Przed nami Kalisz :)




Aby obejrzeć film,kliknij tutaj :)







Kilka minut przed jedenastą,wysiadamy na stacji w Kaliszu.Kilka zdjęć i ruszamy w kierunku centrum miasta.

"Historia Kalisza-Starożytność.
Kalisz jest najstarszym miastem na ziemiach polskich; w roku 1960 święcił uroczyście 1800-lecie swojej udokumentowanej historii.
Tyle właśnie wieków minęło bowiem od czasu, gdy starożytny geograf Klaudiusz Ptolemeusz odnotował istnienie na ziemiach polskich osiedla pod nazwą Kalisia. Następne wzmianki pisane o nim zaczną się pojawiać dopiero po upływie tysiąca lat, ale intensywne poszukiwania archeologiczne prowadzone po II wojnie światowej potwierdziły wiarygodność starożytnego przekazu. Odkryły one w okolicach Kalisza ślady osadnictwa sięgającego aż po epokę brązu (XVII-VII w. p.n.e.).
We wczesnej epoce żelaza (około 700-400 lat p.n.e.) istniały na obszarze dzisiejszego miasta co najmniej dwie zwarte osady mogące nosić tę nazwę. Pochodzi ona od źródłosłowu "kał", w znaczeniu: błoto, bagno, od którego wzięło zresztą na obszarze ziem polskich swą nazwę wiele miejscowości, jak np. Kałek, Kaliska, Kaliszcze, Kalsko itp.
Nazwy te nawiązują do terenu, na którym powstały dane osady. Tak było i w przypadku Kalisza, położonego w podmokłej dolinie Prosny. Narzekania na błotniste drogi prowadzące przez Kalisz częste były zresztą także i w czasach późniejszych. Dotyczyło to szczególnie wiosennych roztopów. Niemniej jednak okolica była tu na tyle dostępna, że mogła funkcjonować względnie łatwa przeprawa przez rozlewiska Prosny.
Liczne znaleziska świadczą też o rozwoju kaliskiego zespołu osadniczego w I tysiącleciu n.e. Udokumentowane zostało istnienie luźnych osad na gruntach Majkowa, Tyńca, Dobrca oraz wsi sąsiednich. Zakładano je najczęściej na piaszczystych wzniesieniach w dolinie Prosny, z reguły u ujścia jej dopływów: Pokrzywnicy, Swędrni. Archeolodzy wskazują na gęstość sieci dróg w tej okolicy, wśród których "szlak bursztynowy" wiodący z imperium rzymskiego na wybrzeża Bałtyku odgrywał największą rolę. Ciągłość osadnictwa w okolicy Kalisza, także po upadku starożytnego Rzymu, potwierdzają jednoznacznie najnowsze badania archeologiczne. Początki osady odsłoniętej niedawno przy ul. Wydarte datowane są na VII w .n.e., choć jej rozkwit przypadł dopiero na początek następnego tysiąclecia.
Mieszkańcy tych osiedli żyli głównie z rolnictwa; we wcześniejszych wiekach także łowiectwo odgrywało znaczniejszą rolę, później wzrosło znaczenie hodowli. Znane były również zajęcia rzemieślnicze: tkactwo, kowalstwo, garncarstwo. Zapewne i wymiana handlowa musiała być dla Kalisza źródłem dochodów. W każdym razie liczne znaleziska monet świadczą, że osada była często odwiedzana przez obcych kupców. Sensacją stało się znalezienie w 1927 r. w Zagorzynku "skarbu" zawierającego około 20 kg srebrnych monet rzymskich z II i III wieku naszej ery.
Pod koniec I tysiąclecia Kalisz był osiedlem otwartym nie posiadającym urządzeń obronnych. Sytuacja uległa stopniowo zmianie w końcu IX w., gdy w miarę wzrostu znaczenia strategicznego otwarte skupisko osadnicze przekształciło się w osadę grodową. Najstarszy gród był usytuowany na tzw. Zawodziu, obok istniejącego tam już osiedla, któremu przypadła funkcja podgrodzia. W X wieku gród został otoczony wałem obronnym.
W pobliżu grodu rozwinęła się otwarta osada targowa, stanowiąca zarazem skupisko rzemieślnicze i nabierająca stopniowo cech "miejskich". Nadal jednak podstawową rolę w życiu mieszkańców kaliskiego kompleksu osadniczego odgrywało rolnictwo. Uprawiano wszystkie znane gatunki zbóż. Posługiwano się żarnami obrotowymi. W użyciu były też różnorodne narzędzia żelazne, wytwarzane na miejscu, na co wskazują zachowane szczątki pieców hutniczych. Znaleziony na terenie miasta bogato wyposażony grób kowala świadczy, że zawód ten cieszył się dużym powodzeniem. O poziomie życia mieszkańców osady mówią też inne pozostałości grobowe z końca pierwszego tysiąclecia, wśród których występują także różne przedmioty i ozdoby z importu. W ogóle bogate znaleziska monet z X-XI wieku wskazują na znaczenie Kalisza jako centrum rynku regionalnego.
Dla turystów największym magnesem opisywanego terenu są jego zabytki i pamiątki historyczne. Walory krajobrazowe mają mniejsze znaczenie, choć okolice Antonina i Gołuchowa są szeroko znane i chętnie odwiedzane. Panoramę oglądaną spod kościoła w Kotłowie należy zaliczać do najwspanialszych widoków w Wielkopolsce. Do dwóch istniejących od dawna doskonałych punktów orientacyjnych: kościoła na wzgórzu w Kotłowie i wież wieńczących wzniesienie w Chełmcach, doszedł ostatnio trzeci element - "pochodnia" gazów spalanych w odazotowni gazu ziemnego w Odolanowie.
Spośród stu kilkudziesięciu obiektów zabytkowych szczególną pozycję zajmuje zamek w Gołuchowie. Na czytelne pozostałości dwóch faz budowy renesansowej rezydencji z wieków XVI-XVII nałożyła się tu dziewiętnastowieczna eklektyczna przebudowa w stylu renesansu francuskiego, poparta wieloma autentycznymi detalami, sprowadzanymi z Francji, Niemiec i Włoch.
Najcenniejsze kościoły i klasztory obejrzeć można w Kaliszu, Ołoboku i Kotłowie. Najwartościowsze pod względem zabytkowym pałace i dwory znajdują się w Koźminku, Lewkowie i Żelazkowie.
Z zabytków architektury obronnej zachowały się tylko pozostałości obwarowań miejskich w Kaliszu. Wyjątkowo dużo jest w Kaliskiem zabytków architektury drewnianej. Wymienić tu należy przede wszystkim pałac myśliwski w Antoninie oraz kościoły w Bralinie, Ołoboku, Kucharach i Kucharkach.
Wśród obiektów przyrodniczych pierwsze miejsce należy się bezsprzecznie puszczańskiemu w charakterze rezerwatowi "Olbina". Najwięcej drzew - pomników przyrody oglądać można w parkach w Gołuchowie, Kaliszu, Koźminku, Oszczeklinie. Spośród zabytków przyrody nieożywionej najcenniejszy jest Kamień św. Jadwigi, leżący w lesie koło Gołuchowa.
Placówką muzealną znaczącą w skali kraju jest oddział poznańskiego Muzeum Narodowego w Gołuchowie, z ekspozycją wnętrz oraz dzieł sztuki i rzemiosła, a także Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku. Nad pozostałymi muzeami nadzór sprawuje Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, największe i najlepiej z nich zorganizowane. Warto również odwiedzić pozostałe placówki muzealne: w Pleszewie, Jarocinie, Krotoszynie, Odolanowie, Russowie. Ciekawym obiektem jest zorganizowane w Gołuchowie Muzeum Leśnictwa w Kompleksie Ośrodka Kultury Leśnej."-tekst ze strony: http://www.info.kalisz.pl/historia/kaliszhi.htm
"Legenda o powstaniu Kalisza.
Było to ze dwa tysiące lat temu, a może i więcej, gdy w miejscu dzisiejszego Kalisza szumiał bór odwieczny - puszcza dzika i ogromna. Przedzielony rzeką ciemny las ukazywał tu i ówdzie płaskie, zdradliwe polany ogromnych bagien. Pewnego dnia, gdy słońce miało się ku zachodowi, niezwykły trzask i dudnienie przerwały przedwieczorną ciszę. Na wzgórze wbiegł potężny król tej krainy - ogromny, płowy tur. Stanąwszy na szczycie, zgoniony i utrudzony, dyszał ciężko i chylił ku ziemi rogaty łeb. W zgiętym, skrwawionym karku tkwiły dwie strzałki i złamane drzewce oszczepu. Władca puszczy, raniony śmiertelnie, lecz jeszcze gotowy do walki, stał chwile w ostatnich blaskach słońca, nim wreszcie runął olbrzymim cielskiem na garb piaszczystej wydmy. Wtedy to puszczą targnęła ogromna wrzawa - zwycięski, pierwszy tu krzyk ludzkich głosów. Z trzech stron ciemnego boru, wśród wściekłego ujadania psów, wbiegły na polanę trzy różne gromady wojów. Na czele stanęli mocno wsparci w strzemionach trzej wodzowie, zdziwieni podobnie jak ich ludzie tym niespodziewanym spotkaniem.
Ręce ich, wsparte na toporzyskach i na głowniach brązowych mieczów, gotowe były do ciosu. I nagle stało się to, co się wśród ludzi, gdy zawiść omroczy głowy. W walce o prawo do ubitego zwierza zwarły się trzy zbrojne hufce i rozległ się srogi krzyk: "Kali! Kali!" To potomkowie Lecha, Czecha i Rusa, wędrujący w poszukiwaniu ziemi do osiedlenia, nie poznawszy się, staczali zacięty bój o tura. Nim wieczór wyszedł z borów, zwycięscy Lechici zawładnęli łupem i wydmą na polanie, a w dali milkły głosy pokonanych. Na wzgórze wszedł pachoł zbrojny z krzemieniem nabijaną palicę i na ogromnym rogu zagrał zwycięski hejnał. Wódz Lechitów upodobał sobie wielce to obronne miejsce wśród błot. Utrudzony, rozbił na wzgórzu obóz, a nim ruszył dalej, posadził dąb święty i zbudował dworzyszcze. Tak powstało miasto, które od bojowych okrzyków w czasie bitwy, a może od okolicznych mokradeł i bagnisk kaliskiem zwanych od słowa "kał", które "błoto" oznaczało - nazwano Kaliszem. Jego herbem stał się wizerunek pachoła dmącego w róg, zaś herbem całej Kaliskiej Ziemi - głowa tura."-tekst ze strony: https://brainly.pl/zadanie/2478236

Wędrujemy od stacji wzdłuż ruchliwej szosy.Przystajemy na kilka zdjęć przy Wieży Ciśnień.Kuszą nas rzeźby znajdujące się tuż obok.Niestety Galeria w Wieży Ciśnień jest dziś zamknięta,wszak mamy niedzielę....
"Wieża Ciśnień - nie tylko galeria..
Ośrodek Kultury Plastycznej powstał w roku 1987 i był bezpośrednią kontynuacją inicjatywy Grupy Twórców Towarzystwa Miłośników Kalisza, którzy parę lat wcześniej postanowili zorganizować tu pierwszą wystawę. Od tego też czasu, powstała w latach trzydziestych ubiegłego wieku wieża ciśnień prócz charakterystycznej, wpisanej w krajobraz miasta bryły, kojarzyć się może wszystkim kaliszanom z szeroko rozumianymi działaniami artystycznymi od edukacji przez akcje plastyczne i plenery, po prezentacje dorobku artystycznego plastyków wszystkich możliwych dziedzin i profesji.
Galeria Wieża Ciśnień to dziś kilkanaście wystaw rocznie, prezentujących najrozmaitsze formy sztuki i postawy artystyczne, konkursy Ars Universitatis i W Obiektywie, cykliczne wystawy zbiorowe prezentujące dorobek artystyczny twórców środowiska kaliskiego, oraz nauczycieli plastyków naszego regionu, a także plenery, edukacja artystyczna , współpraca z miastami partnerskimi i wiele innych form propagowania sztuki w jej najrozmaitszych przejawach, obecnych w naszym życiu na co dzień i od święta.
ADRES: Górnośląska 66
62-800 Kalisz
TELEFON: 62 766 43 40, E-MAIL: galeria@wiezacisnien.kalisz.pl, WWW:www.wiezacisnien.kalisz.pl
GODZINY OTWARCIA:
Poniedziałek: 09:00 - 16:00
Wtorek: 09:00 - 18:00
Środa: 09:00 - 18:00
Czwartek: 09:00 - 18:00
Piątek: 09:00 - 18:00
Sobota: 10:00 - 14:00."-tekst ze strony: https://www.kalisz.pl/dla-turysty/zabytki/wieza-cisnien,384





























Po zrobieniu zdjęć przy Wieży Ciśnień,wędrujemy dalej,zmierzając do naszego celu.Co jakiś czas zatrzymujemy się na zrobienie kilku fotek.Mijamy Rogatkę Wrocławską.

"Rogatka wrocławska – dawna rogatka w Kaliszu, u zbiegu ulic Śródmiejskiej, Górnośląskiej, Nowego Światu i Harcerskiej, wzniesiona w stylu klasycystycznym z czterokolumnowym doryckim portykiem w 1828 według projektu Franciszka Reinsteina.
Pozostaje jedynym zachowanym tego typu zabytkiem w mieście, spośród pozostałych istniejących w przeszłości rogatek – warszawskiej, rypinkowskiej i stawiszyńskiej.
W 1822 roku wzniesiono pierwszy budynek Rogatki Wrocławskiej usytuowanej przy murach dawnego klasztoru ojców reformatów na Wrocławskim Przedmieściu. Pierwotny budynek rogatki, wedle projektu Sylwestestra Szpilowskiego, rozebrano w 1826 w związku z otwarciem w Szczypiornie przejścia granicznego z Prusami i potrzebą przebudowy dzisiejszej ulicy Śródmiejskiej.
Latem 1827 rozpoczęto budowę ówczesnego budynku Rogatki Wrocławskiej przy wykorzystaniu materiałów ze zdemontowanego punktu celnego, co pozwoliło ukończyć budowę w czerwcu 1828. Do końca XIX w. rogatka pełniła swą funkcje zgodnie z przeznaczeniem pobierając opłaty za wjazd do miasta bitym traktem od strony Szczypiorna.
Z początkiem XX w. przy Rogatce Wrocławskiej zamontowano wagę miejską, która służyła handlarzom odwiedzającym Kalisz. Po II wojnie światowej budynek był siedzibą kaliskiego oddziału Polskiego Związku Głuchych, a od 1975 oddziału Stowarzyszenia Księgowych w Polsce.
Pod koniec XX w. przeprowadzono remont rogatki i ulokowano w niej cukiernię. Od 2017 w budynku ma swoją siedzibę Stowarzyszenie „Kaliszanie”."-Wikipedia.














Budynek Rogatki Wrocławskiej.









Przechodzimy obok kościoła.Tu zatrzymujemy się na ciut dłużej,robiąc trochę zdjęć.Nie wchodzimy do środka,bo mamy ograniczony czas,a chcemy zobaczyć to po co przyjechaliśmy.

"Kościół i klasztor poreformacki.
Pojawienie się w Kaliszu w latach 30. XVII stulecia, zgromadzenia Braci Mniejszych Ściślejszej Obserwancji, popularnie zwanych reformatami spotkało się z niechęcią, a nawet wrogością mieszkańców grodu nad Prosną. Kaliszan przeciw „nowym”, w obawie o swoje interesy, miał między innymi podżegać, „bliźniaczy” reformatom, wyrosły ze wspólnego, franciszkańskiego pnia, zakon bernardynów. Ostatecznie echa konfliktu dotarły do królewskiego dworu, a ojców reformatów w obronę wziął, miłościwie wówczas panujący, król Jan Kazimierz.   
Reformaci  - jedna z wewnętrznych frakcji zakonu franciszkanów obserwantów, nad Prosnę przybyli w roku 1631, dzięki Marcinowi Wierusz Kowalskiemu oraz Annie Sulmowskiej. Pierwszy z fundatorów, w roku 1628 uzyskał zgodę od króla Zygmunta III Wazy na ufundowanie nowego klasztoru w Kaliszu i wzniósł podwaliny pod przyszły klasztor. Szlachcianka Sulmowska oddała natomiast zakonnikom grunty na Wrocławskim Przedmieściu, na których wzniesiono nową świątynię. Drewniany kościółek oraz klasztor, który wznieśli już sami zakonnicy, stał się kością niezgody w mieście.  Zadomowione już w Kaliszu zakony poczuły się zagrożone pojawieniem się w mieście nowego petenta do podziału zysków, płynących z ofiarności wiernych. Miało wówczas dojść do „kaliskiej Monachomachii”, a stroną pokrzywdzoną byli oczywiście nowoprzybyli reformaci. Konflikt powracał z różną siłą i nawet zdecydowany wyrok, biorący w obronę krzywdzonych zakonników, wydany w roku 1658 przez króla Jana Kazimierza, do końca nie uśmierzył mniszych sporów.
Okres po „Potopie Szwedzkim” był  przełomowy w historii kaliskich reformatów. Mając w ręku królewski wyrok, przystąpili oni do odbudowy zniszczonych przez Szwedów zabudowań konwentu. Prace te datuje się na lata 1665-1673. Zakonnicy wznieśli wówczas, murowany zespół klasztorny: piętrowy klasztor z wirydarzem oraz kościół, którego konsekracja odbyła się w październiku 1673 roku. Na patronów barokowej świątyni wybrano św. Józefa i św. Piotra z Alkantary, franciszkanina, którego figurę umieszczono wraz z postacią i św. Antoniego z Dzieciątkiem na ścianie frontowej kościoła. Nietuzinkowe i bardzo interesujące  jest rokokowe wnętrze świątyni, będące kompromisem między wymogami estetycznymi epoki, a surowymi zakonnymi regułami. Sześć ołtarzy z połowy XVIII wieku (główny i pięć bocznych), rzeźbionych w naturalnym drewnie, utrzymanych w ciemnej tonacji, pozbawionych złoceń i nadmiaru ozdobień, jest dziełem zespołu rzeźbiarskiego snycerza Józefa Eglauera.  Autorstwa tego zespołu są też, utrzymane w konwencji i tworzące z ołtarzami nimi spójną całość: ambona, ławy oraz konfesjonały.
Z licznych zgromadzonych w kościele obrazów na szczególną uwagę zasługują dwa malowidła. Pierwszy to XVIII-wieczny, słynący onegdaj z łask obraz Świętej Rodziny, który znajduje się w ołtarzu głównym i który przysłonięty jest młodszą jego wersją. Warto tutaj zaznaczyć, że kościół reformatów słynął dawniej z kultu św. Józefa. Według legendy, Oblubieniec Marii z Nazaretu, łudząco podobny do tego z cudownego obrazu, miał swego czasu  kaliskich ojczulków uchronić przed doskwierającym im głodem. Niestety, z upływem lat kult ten został zmonopolizowany przez kaliską kolegiatę, a o skromnym Józefie z Wrocławskiego Przedmieścia mało kto już pamięta. Drugim płótnem, jest reprodukcja obrazu Bonifacego Jatkowskiego powstałego w 1715 roku, przedstawiającego na tle panoramy Kalisza świętego Paschalisa de Baylon, adorującego Złotą Monstrancję z Najświętszym Sakramentem. Autorstwo umieszczonej w jednym z bocznych ołtarzu kopii przypisuje się Józefowi Balukiewiczowi. Warto tu nadmienić, że znajdujący się w zbiorach katedralnych oryginał uważany jest za najstarszą znaną nam panoramą naszego miasta. Zabudowania klasztoru poreformackiego  jak i kościół św. Józefa i św. Piotra z Alkantary, w roku 1930 uznane zostały za wyjątkowe i objęto je ochroną prawną.
W roku 1731 po trzech latach budowy od strony dzisiejszej ulicy Śródmiejskiej zakończono budowę kaplicy zwanej „Żołnierską”. Budowniczym jej był  brat zakonny Mateusz Osiecki, a fundatorem chorąży poznański Piotr Sokolnicki. Pięć lat później ofiarował on do kaplicy malowany na blasze obrazek Matki Boskiej, który od pokoleń był własnością rodziny Sokolnickich. Ta uroczystość, a także sceny z życia chorążego poznańskiego były tematem polichromii, którymi Józef Balukiewicz w roku 1895 pokrył sklepienie tej części świątyni. Obraz ten zaginął w czasie II wojny światowej, a w ołtarzu kaplicy możemy obecnie podziwiać jedynie jego kopię. Z kolei na szczycie kaplicy, od strony ulicy Śródmiejskiej umieszczono w otoczeniu rzeźby Najświętszej Maryi Panny cztery figury: św. Jerzego, św. Floriana,  św. Jana Kapisty oraz rzeźbę niezidentyfikowanej  postaci, która najprawdopodobniej przedstawia św. Marcina. Znajduje się tu też tablica z napisem „Kaplica Żołnierska”  oraz obraz Przenajświętszej Rodziny autorstwa  Augusta Bertelmanna.
Przed kościołem, na obecnym świątynnym dziedzińcu do roku 1846 funkcjonował cmentarz. Szczątki z krypt z likwidowanego przykościelnego cmentarza zostały zgromadzone w jednej oznaczonej mogile, pod ścianą „Kaplicy Żołnierskiej”. Drugą pamiątką po nieistniejącej nekropolii jest wzniesiona latach 1717-1736 na planie trójkąta kaplica przedpogrzebowa pw. św. Jana Nepomucena. Zabytkowa kaplica, pełni swoją funkcję do dnia dzisiejszego.
Ciekawe, choć niewesołe są również późniejsze losy opisywanego zespołu klasztornego. W roku 1864, po powstaniu styczniowym władze rosyjskie zamknęły klasztor, a zakon reformatów uległ kasacie. Choć dostępne źródła milczą o losach świątyni w latach 1864-1914, wiadomo że kościół ciągle funkcjonował. Świadczy o tym chociażby fakt, że  w końcu XIX wieku upiększane było sklepienie Kaplicy Żołnierskiej. Najtragiczniejszym w historii zespołu poreformackiego był sierpień roku 1914. W wyniku pruskich represji pod murem otaczającym konwent i klasztor śmierć poniosło wielu kaliszan. Dotkliwie też ucierpiały same zabudowania, zniszczone podczas ostrzału artyleryjskiego miasta, prowadzonego przez Niemców w sierpniu 1914. Po zakończeniu I wojny światowej, odbudowany w latach 1919-1921 zespół klasztorny, stał się domem Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu i jest nim do dnia dzisiejszego. Warto tu wspomnieć, że konsekracji odnowionej świątyni dokonał 15 czerwca 1919 roku kardynał Achille Ratti, ówczesny Nuncjusz Apostolski w Polsce, a późniejszy papież Pius XI. W czasie II wojny światowej, kościół pw. św. Józefa i św. Piotra z Alkantary był zamknięty i służył jako magazyn. W klasztorze hitlerowcy urządzili natomiast tzw. Gaukinderheim, czyli Dom Dziecka. Przez zabudowania klasztorne przewinęło się w tym mrocznym okresie około2,5 tys. polskich dzieci, przeznaczonych do wynarodowienia i wysłania do Niemiec. Losy młodych, często bezimiennych ofiar upamiętnia pomnik dłuta Andrzeja Oźminy, wykonany w formie płaskorzeźby i umieszczony w roku 1979 na klasztornym murze."-tekst ze strony:
https://wkaliszu.pl/8042328/Kosciol_i_klasztor_poreformacki.html
Kiedy już zrobimy kilka fotek świątyni,idziemy dalej.Wędrujemy ulicą wzdłuż,której stoją obdrapane,stare,wysokie,szaro-bure kamienice,z sypiącym się tynkiem.Na jednym z takich budynków dostrzegamy neon "Jan Ptaszyn Wróblewski".Okna kamienicy przyozdobiono dużymi zdjęciami Jana Ptaszyna Wróblewskiego grającego na saksofonie.

"Jan „Ptaszyn” Wróblewski (ur. 27 marca 1936 w Kaliszu) – polski muzyk jazzowy, kompozytor, aranżer i dyrygent, dziennikarz i krytyk muzyczny.
Gra na saksofonie tenorowym i barytonowym. Założył kilka zespołów i angażował się w wiele projektów muzycznych. Od 1970 prowadzi w Programie III Polskiego Radia autorskie programy jazzowe, m.in. Trzy kwadranse jazzu. Jest członkiem Akademii Muzycznej Trójki. Popularyzator muzyki jazzowej w Polsce. Komponował również muzykę filmową (Pan Anatol szuka miliona, Niech żyje miłość) oraz piosenki, wykonywane m.in. przez Ewę Bem, Łucję Prus, Marylę Rodowicz i Andrzeja Zauchę. Tworzył koncerty symfoniczne. Nagrał kilkanaście albumów autorskich, brał udział w nagraniu kilkudziesięciu innych płyt.
Jan Wróblewski pochodzi z rodziny adwokackiej. Edukację podstawową odebrał w Szkole Podstawowej nr 4 im. Elizy Orzeszkowej. W 1952 ukończył I Liceum Ogólnokształcące im. Adama Asnyka w Kaliszu. Równolegle do nauki w liceum kształcił się w Podstawowej Szkole Muzycznej w Kaliszu, gdzie uczył się gry na fortepianie, klarnecie i trąbce. W tym czasie grał w kaliskim zespole jazzu tradycyjnego.
Studiował na wydziale Mechanizacji Rolnictwa Politechniki Poznańskiej, a następnie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie. Podczas studiów w Poznaniu założył własny zespół, współpracował też z Kwintetem Jerzego Miliana. W 1956 roku zaproszono go do formacji Krzysztofa Komedy. W Sekstecie Komedy grał na saksofonie barytonowym. Występ z tą grupą był dla niego profesjonalnym debiutem; zagrali na koncercie podczas otwarcia poznańskiego ośrodka Telewizji Polskiej, a następnie (1956-57) na festiwalach jazzowych w Sopocie.
Za punkt przełomowy w karierze Jana Wróblewskiego uważa się przesłuchanie przeprowadzone latem 1958 przez George Weina (amerykańskiego promotora jazzu), w wyniku którego został on zaangażowany do orkiestry International Newport Band i jako pierwszy polski jazzman oraz jedyny z krajów zza tzw. żelaznej kurtyny wystąpił na festiwalu jazzowym w Newport (USA). Występ tej grupy został zarejestrowany w filmie Jazz on Summer's Day.
Po tym koncercie występował w wielu miastach Stanów Zjednoczonych, a następnie w Europie, Indiach, Afryce i Azji. W latach 1968-78 kierował Studiem Jazzowym Polskiego Radia. Współpraca z Willisem Conoverem (popularyzatorem Jazzu w Radio Music USA) zaowocowała powstaniem audycji 3 kwadranse jazzu, którą prowadzi nieprzerwanie od 1970 roku.
Założył sam lub też włączył się do licznych zespołów, z których ważniejsze to:
Jazz Believers (1958-1959), Kwintet Andrzeja Kurylewicza (1960-1961), Polish Jazz Quartet (1963-1966), Mainstream (1973-1977), SPPT Chałturnik (1970-77), Extra Ball, Kwartet Ptaszyna Wróblewskiego (1978-1984), Made In Poland (od 1993)
Komponował też muzykę filmową oraz dłuższe utwory:
-Wariant Warszawski – koncert na orkiestrę
-Maesteso cobinato – koncertu na saksofon barytonowy i orkiestrę symfoniczną
-Czytanki na orkiestrę – suita
Realizował też programy telewizyjne (Jan Ptaszyn Wróblewski prezentuje). Lansował też młodych adeptów jazzu na wielu warsztatach muzycznych w kraju i za granicą.
Wyróżnienia i nagrody:
-Honorowy Obywatel Kalisza (1999), Zamościa (2005) i Bielska-Białej (2019)
-17 kwietnia 2007 został uhonorowany nagrodą Złotego Fryderyka za całokształt twórczości artystycznej
-14 grudnia 2007 z rąk ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego odebrał Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”
-Laureat Dorocznej Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie muzyki (2012)
-Paszport „Polityki” – Kreator Kultury za rok 2016
-Nagroda Mediów Publicznych w 2019 w kategorii muzyka
Dyskografia (wybór): 1956 Sextet Komedy: Festiwal Jazzowy Sopot, 1958 All Stars Swingtet, 1958 Jazz Believers, 1958 Newport International Youth Band, 1960 Quintet Ptaszyna Wróblewskiego, 1960 Jazz Jamboree ’60, 1961 Jazz Outsiders, 1961 Kwintet Jerzego Miliana + Jan Ptaszyn Wróblewski, 1961 Jazz Jamboree ’61, 1962 Ballet Etudes: The Music of Komeda, 1963 Kwintet Andrzeja Kurylewicza, 1965 Polish Jazz Quartet, 1965 Ptaszyn Wróblewski Quartet, 1965 Jazz Jamboree ’65, 1969 Studio Jazzowe Polskiego Radia, 1972 Sweet Beat, 1973 Mainstream, 1973 Sprzedawcy glonów, 1975 SPPT Chałturnik i Andrzej Rosiewicz, 1976 Skleroptak, 1977 Mainstream, 1977 Kisa Magnusson & Mainstream, 1978 Jam Session w Akwarium 1, 1978 Flyin’ Lady, 1980 Z lotu Ptaka, 1983 New Presentation, 1989 Jan Ptaszyn Wróblewski: Polish Jazz, 1993 Czwartet – Live In Hades, 1995 Made in Poland, 1998 Henryk Wars Songs, 2005 Real Jazz, 2007 Supercalifragilistic, 2014 Moi pierwsi mistrzowie – Komeda/Trzaskowski/Kurylewicz (Boogie Production)
Filmografia: „Komeda, Komeda...” (2012, film dokumentalny, reżyseria: Natasza Ziółkowska-Kurczuk)"-Wikipedia.












Po fotkach kamienicy z wizerunkiem Jana Ptaszyna Wróblewskiego,idziemy ku kolejnej postaci związanej z Kaliszem.A jest Nim Stefan Szolc-Rogoziński,który przysiadł sobie na ławeczce,tuż nieopodal kamiennego mostu.

"Stefan Szolc-Rogoziński (1861-1896), żeglarz, podróżnik, odkrywca i badacz Kamerunu.
Urodził się 14 kwietnia 1861 roku w Kaliszu. Był synem Ludwika Scholtza, znanego przemysłowca kaliskiego i Malwiny z Rogozińskich, córki adwokata warszawskiego. Dziadek przyszłego podróżnika Karol Scholtz został sprowadzony z Brzegu na Dolnym Śląsku, jako majster tkacki do fabryki sukna Repphana w Kaliszu. W niedługim czasie stał się współwłaścicielem zakładu, żeniąc się z Fryderyką, córką Beniamina Repphana. Rodzina pod wpływem matki częściowo się polonizowała. Rogoziński po dojściu do pełnoletności spolszczył pisownię swego nazwiska na Szolc oraz przybrał drugi człon - nazwisko rodowe matki.
W dwunastym roku życia Stefan rozpoczął naukę w niemieckiej szkole we Wrocławiu. Już w latach szkolnych pod wpływem literatury podróżniczej kształtowały się u niego zainteresowania dalekimi i obcymi krajami. "Nieraz byłem karany za rysowanie mapek podczas lekcji lub za kreślenie marszrut na mapach szkolnych" - wspominał później Rogoziński. W wieku 17 lat zamierzał narysować mapę Afryki, obejmującą wszystkie dokonane do tego momentu odkrycia.
Po ukończeniu gimnazjum, wbrew woli ojca, wstąpił jako ochotnik do szkoły marynarki wojennej w Kronsztadzie, kończąc dzięki wybitnym zdolnościom i niezwykłej wytrwałości trzyletni kurs w półtora roku. Egzamin złożył 29 kwietnia 1880 roku i został mianowany oficerem floty rosyjskiej. Zaraz potem znalazł się na pokładzie żaglowca krążownika "Generał Admirał", którym udał się w rejs do Władywostoku, opływając dookoła Afrykę. W drodze powrotnej 14 listopada okręt uległ katastrofie na Oceanie Atlantyckim. Wykorzystując przymusowy postój, zwiedził Algier i Maroko. Podczas tej podróży zainteresował się mało znanymi wówczas krajami Afryki Równikowej, a szczególnie Kamerunem, którego zbadanie stało się głównym celem jego życia.
Po szczęśliwym dopłynięciu do wybrzeży Francji, młody oficer rozpoczął przygotowania do wyprawy afrykańskiej. Na początku maja 1881 roku przybył do Paryża, gdzie po pewnych staraniach został przyjęty do Paryskiego Towarzystwa Geograficznego. Następnie podczas pobytu w Neapolu w Klubie Afrykańskim, wraz z tamtejszymi badaczami czarnego lądu, opracował pierwszy plan wyprawy w głąb Kamerunu. W tym samym roku wystąpił z marynarki rosyjskiej i wrócił do kraju. W połowie grudnia 1881 roku przyjechał do Kalisza, aby z rodziną spędzić Święta Bożego Narodzenia. Próbował też uzyskać od ojca pieniądze na wyprawę afrykańską. Ojciec jednak odmówił stanowczo jakiejkolwiek pomocy. Przeznaczył zatem na wyprawę środki z przypadającego mu udziału w spadku, po zmarłej w 1877 roku matce.
Po powrocie do Warszawy Stefan Szolc-Rogoziński rozwinął szeroką akcję, mającą na celu zdobycie potrzebnych pieniędzy na wyprawę. Wokół całej sprawy rozgorzała ogólnonarodowa dyskusja. Celowość ekspedycji uznała część społeczeństwa polskiego. Gorącymi jej zwolennikami byli m.in.: Filip Sulimierski, właściciel i redaktor "Wędrowca", Wacław Nałkowski, Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz. Krytykował ją natomiast Aleksander Świętochowski, jako marnowanie potrzebnych w kraju pieniędzy. Po cyklu odczytów wygłoszonych w Warszawie Rogoziński przybył do rodzinnego Kalisza, gdzie 6 marca 1882 roku wygłosił odczyt nt. organizowanej wyprawy do Afryki. Nie ukrywał w nim, że przyświeca mu misja narodowa, chęć zwrócenia uwagi opinii światowej na Polaków, zdolnych do rywalizacji z krajami rozwiniętymi cywilizacyjnie.
Wystąpienie w całości zostało wydrukowane w "Kaliszaninie", który następnie zamieszczał regularne informacje z przygotowań do wyprawy, a następnie o jej przebiegu. Drukował też listy Rogozińskiego i jego towarzyszy, pełne sensacyjnych wiadomości o niezwykłych przygodach wśród puszczy i plemion murzyńskich.
Po pokonaniu ostatecznie licznych trudności Stefan Szolc - Rogoziński zakupił we Francji niewielki statek "Łucja Małgorzata" i 13 grudnia 1882 roku wypłynął z Hawru pod flagą francuską oraz flagą armatora w polskich barwach i z herbem Warszawy - Syrenką. W wyprawie wziął udział jego kolega szkolny Klemens Tomczek1 jako geolog Leopold Janikowski2 jako meteorolog. Z pierwszym z nich Rogoziński zbadał wybrzeże Kamerunu i dorzecze rzeki Mungo oraz odkrył Jezioro Słoniowe (M'bu) Wkrótce jednak (20.05.1884 r.) Tomczek zmarł na tropikalną chorobę.
Z drugim - Leopoldem Janikowskim 12 grudnia 1884 r. zdobył najwyższy szczyt Fako (4070 m). Kilka miesięcy później (29 sierpnia 1885 r.), podczas kolejnego pobytu w kraju, Stefan Rogoziński ożenił się z literatką Heleną Janiną Boguską, piszącą pod pseudonimem Hajota. Pod koniec 1886 roku powrócił na Czarny Ląd, gdzie kupił plantację kakao na wyspie Fernando Po i osiedlił się na niej z żoną. Plantacja nie przyniosła przewidywanych dochodów potrzebnych na dalsze ekspedycje badawcze. Po krótkim jeszcze pobycie w Egipcie, schorowany badacz Kamerunu powrócił latem 1893 roku do kraju. Owładnięty jednak planami dalszych wypraw badawczych wyjechał w roku 1896 do Paryża, gdzie 1 grudnia poniósł śmierć pod kołami omnibusa. W kraju krążyła wersja, rozpowszechniana przez żonę, że zmarł na chorobę tropikalną na wyspie Fernando Po.
Trudy polskiej ekspedycji nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Kamerun został zajęty przez Niemców. Polscy badacze tych terenów musieli ustąpić. Niemniej jednak Stefan Rogoziński wiele wniósł do nauki, w zakresie etnografii, botaniki, zoologii i innych. Przysporzył też chluby imieniu polskiemu.
1. W "Tygodniku Ilustrowanym" z 1 lipca 1882 r. Rogoziński napisał: "Stosunków koleżeńskich w szkole nie znałem prawie żadnych. Miałem tylko jednego przyjaciela, z którym rzadko rozstawałem się, a który i dziś jedzie ze mną do Afryki - Klemensa Tomczeka. Z nim badałem to, co mnie nieprzeparcie pociągało: świat nowy, świat nieznany...".
2. Leopold Janikowski urodzony w 1856 r. w Sieradzu, szkołę średnią ukończył w Kaliszu. Potrzebne na wyprawę do Afryki 2 tys. rubli uzyskał ze sprzedaży kolekcji starych monet, do zbierania których "zapalił się pod wpływem jakiegoś kaliskiego księdza-numizmatyka"."-fragment teksu ze strony:
http://www.info.kalisz.pl/biograf/rogozins.htm
Tu zatrzymujemy się na nieco dłużej.Z figurą sławnego podróżnika i odkrywcy robimy sobie dużo zdjęć.Trzeba przyznać że ławeczka ze Stefanem Szolcem-Rogozińskim wywiera spore wrażenie i kusi skutecznie,by spędzić przy niej więcej czasu.Kiedy już fotek mamy zrobionych wiele,wchodzimy na najstarszy,kamienny most w Kaliszu.

"Most Kamienny – most drogowy na Prośnie w Kaliszu, w ciągu ulicy Śródmiejskiej, znajdujący się na pograniczu Śródmieścia I i Śródmieścia II; klasycystyczny, budowany od marca 1824 do sierpnia 1825 pod kierownictwem Franciszka Reinsteina, a według projektu Sylwestra Szpilowskiego. Posiada żelazne balustrady tralkowe i nawierzchnię brukowaną, ruch na nim odbywa się jednokierunkowo w stronę ratusza. Na cokołach płyty znajduje się herb Kalisza i łacińskie napisy upamiętniające budowę, po polsku brzmiące: Obywatele kaliscy pragną, aby most ten kosztem publicznym miasta wystawiony, w marcu 1824 rozpoczęty, a w sierpniu 1825 roku pod imieniem najjaśniejszego Aleksandra I, cesarza i króla, ojca ojczyzny i opiekuna miasta tego ukończony, był dla potomnych świadkiem ich wdzięczności i przywiązania. Dawniej w jego miejscu znajdował się most zwodzony. Wpisany do rejestru zabytków w 1964, jest najstarszym istniejącym mostem w Kaliszu."-Wikipedia.






















































Gdy już obfocimy most,idziemy ku Rynkowi.Tu tylko mignięcie aparatami i skręcamy ku Katedrze,nie wchodząc do niej.Nas ciekawi Muzeum,które zajmuje najwyższą pozycję na liście atrakcji Kalisza,prowadzonej przez internetową stronę TripAdvisor.Prywatne Muzeum G.J.Osiakowskich-Muzeum sztuki Użytkowej,mieści się w 11 piwnicach,niebieskiej,dwupiętrowej,odnowionej kamienicy,przy ul:Garbarskiej 2,którą w 1918 roku wybudowało małżeństwo Osiakowskich. W 1943 roku państwo Osiakowscy zginęli w łódzkim getcie.Jest to prywatne Muzeum Sztuki Użytkowej,działające od 2013 roku.Obecnym właścicielem nieruchomości jest ich córka mieszkająca na stałe w USA,a prowadzi je Andrzej Banert,były pastor,parafii Ewangelicko-Augsburskiej,o którym swego czasu głośno było w związku z wycinką ponad 300 drzew na cmentarzu ewangelickim w Ostrowie Wielkopolskim.Ówczesny Prezydent miasta wymierzył parafii rekordową,bo sześciomilionową karę,zmniejszoną później do 4 milionów zł.Parafia zdołała jednak na tyle przeciągnąć sprawę,że uległa ona przedawnieniu,a Pan Andrzej od tamtego czasu nie jest już pastorem.Przed wejściem do Muzeum,na kamiennym słupie milowym powoli obraca się plastikowa rzeźba dziewczynki.Jest to lalka stworzona na podobieństwo przedwojennej dziecięcej gwiazdy Shirley Temple,w kaliskim zakładzie Adama Szrajera.Natomiast nad wejściem wieńczącym bramę,ułożono napis ze sztućców "Muzeum Sztuki Użytkowej".Oczywiście najpierw robimy kilka zdjęć na zewnątrz,a dopiero po nich wchodzimy przez bramę pełną przeróżnych eksponatów,na równie zapełniony,niewielki dziedziniec.Tu już rozglądamy się ciekawie,oglądając wszystko i robiąc zdjęcia.


















Kiedy tak oglądamy i fotografujemy wszystko,wychodzi do nas Pan,Kustosz tego Muzeum.Wita się z nami i uśmiechając się do nas sprzedaje nam dwa bilety,mówiąc przy okazji,że jeśli Muzeum nam się nie spodoba,to zwraca nam pieniądze.Jesteśmy tym zaskoczeni,bo do tej pory nie spotkaliśmy się z taką propozycją.Spoglądamy na siebie i nic nie mówiąc,oboje wiemy że zwrotu za bilety nie będzie-bo,to co zobaczyliśmy do tej pory,to jest to co lubimy,więc Muzeum już nam się podoba :)
Pan Kustosz schodzi z nami w dół,do piwnicy i zostawia nas,byśmy mogli sami wszystko obejrzeć,wędrując przez jedenaście połączonych pomieszczeń piwnicznych.
Zatem niespiesznie zaczynamy zwiedzanie i wkraczamy w przeszłość mieszkańców Kalisza,namacalnie jej dotykając  :)












"Sale:
1. Sala im. Aliny Szapocznikow.To tutaj jest kasa i przygotowanie zwiedzających do tego, co zobaczą za chwilę.
2. Okupacja Kalisza 1939-1945 (sala im. Reinharda Maczewskiego).Różne pamiątki z czasów II wojny światowej - zdjęcia, dokumenty, przedmioty codziennego użytku, pierwszy niemiecki plan Kalisza z 1940 roku.
3. Czasy PRL 1945-1989.Liczne pamiątki, niekoniecznie polityczne. Zobaczyć tu można m.in. gramofon Bambino.
4. Kalisz - historia do 1939 roku (sala im. Jana Goerne).Większość eksponatów pochodzi z okresu międzywojennego: unikatowe zdjęcia, dokumenty, reklamy. Jest także ekspozycja związana ze sportami zimowymi.
5. Żydzi w Kaliszu (sala im. Haliny Bilinkis).Pamiątki po społeczności, która przed II wojną światową stanowiła jedną trzecią mieszkańców miasta.
6. Stara apteka - Fryzjer - Wagi - Tytoń.Wyposażenie apteki, wydzielone stanowisko fryzjerskie oraz związane z tytoniem i tabaką.
7. Kaliska wieś (sala im. Janka Orczykowskiego).Prawie wszystko, co można było spotkać w chłopskiej chałupie oraz wokół niej, w tym: oryginalne  i działające urządzenia, ołtarzyk i figurki świętych z wiejskich kapliczek.
8. Podróże i polski las.Myśliwskie trofea z Polski i odległych krain. Unikatowa skóra węża boa oraz czaszka gaura.
9. Sklep kolonialny i kuchnia (sala im. Agnieszki Grabarek).Taki wystawowy miszmasz. Z jednej strony dobrze wyposażona kuchnia, z drugiej sprzęt, jaki w okresie międzywojennym można było znaleźć w sklepie: miedziane syfony do kaliskiej wody mineralnej Zdrój czy szafka na zupy Maggi.
10. Szewc i Stolarz (sala im. Mietka Zimnego).Narzędzia i wyroby rzemieślników, dokumenty i zdjęcia.
11. Lamus Dziecięcy (Victor i Emma).Lalki, zabawki, wózki."-fragment tekstu ze strony:
http://polaneis.pl/miejsca/muzeum-im-g-j-osiakowskich-w-kaliszu-woj-wielkopolskie-imponujace-zbiory-prywatnego-kolekcjonera



















































































































































































































































































































































































































































































































































































































\



















Wędrujemy kolejno przez pomieszczenia muzealne.Oglądamy wszystko,robimy ogromną ilość zdjęć i chłoniemy piękno minionego czasu.Jesteśmy zachwyceni tym co widzimy.Nasze oczy skrzą się od zachwytu,ale kiedy docieramy do sali z zabawkami,doznajemy szoku.W niewielkim pomieszczeniu zgromadzono niesamowitą ilość zabawek.Wszystkie piękne i odrestaurowane.Oboje w krótkiej rozmowie stwierdzamy że takiej ilości może pozazdrościć Muzeum Zabawek w Karpaczu.Niesamowita ilość eksponatów,sprawia że dostajemy "oczopląsu" :)
Tu to dopiero spędzamy mnóstwo czasu,robiąc przy okazji niezliczoną ilość zdjęć :)























































































































































































































Po bardzo długiej sesji zdjęciowej w sali z zabawkami,przechodzimy do kolejnego pomieszczenia,w którym oprócz eksponatów związanych ze zwykłym życiem Kaliszan,znajdujemy lalki i zabawki.Przechadzamy się niespiesznie,oglądamy i robimy zdjęcia-ogrom zdjęć.Gdyby nas czas nie ograniczał,to pewnie spędzilibyśmy w Muzeum cały dzień.Jest tu co oglądać.



























































































































































































































































Po przejściu przez wszystkie pomieszczenia,obejrzeniu niesamowitej ilości zgromadzonych tu eksponatów i zrobieniu ogromu zdjęć,bardzo powoli wychodzimy na niewielki dziedziniec i wędrujemy do oszklonego pokoju na parterze,gdzie znajduje się kasa.Wchodzimy do środka,uśmiechamy się do Pana Kustosza i prosimy o pieczątkę.Przy okazji rozmawiamy z Panem Andrzejem o Muzeum śmiejąc się że tu jest więcej zgromadzonych zabawek,niż w Muzeum w Karpaczu.I tak dowiadujemy się że Pan Kustosz ma zamiar się przebranżowić i stworzyć tu Muzeum Lalek,nie tylko kaliskich.Pokazuje nam swoją najnowszą lalkę,usadowioną w czerwonym fotelu.Rozmawiamy dłuższą chwilę,dopełniamy formalności,stemplując wszystkie kajety,uściskiem dłoni żegnamy Pana Andrzeja i powolutku opuszczamy niesamowite Muzeum :)




















Jedna z piękności na czerwonym fotelu :)

Druga piękność :)


















Zachwyceni wychodzimy na ulicę.mijamy Katedrę,robiąc przy okazji kilka zdjęć z  zewnątrz,a po nich ruszamy uliczkami miasta na spacer.Mamy trochę czasu,więc go odpowiednio wykorzystujemy.













































































I tak spacerowym krokiem docieramy do kościoła klasztornego Jezuitów pw.Nawiedzenia NMP.Kilka zdjęć robimy na zewnątrz,a po nich wchodzimy do środka.

"Bernardynów sprowadził do miasta ok. 1465 r. prymas Jan Gruszczyński. Początkowo zabudowania klasztoru i kościoła wykonane były z drewna. Budowę murowanych, istniejących do dziś obiektów rozpoczęto w 1594 r. z fundacji arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego. Kościół był gotowy w 1607 r., klasztor – w 1622 r. W 1864 r. władze rosyjskie zamknęły klasztor. W 1919 r. zabudowania klasztorne przejęli jezuici. Jeszcze w tym samym roku połączyli oni budynek klasztorny łukowatym przejściem z nowszym gmachem, stojącym nad brzegiem Kanału Bernardyńskiego. Po II wojnie światowej jezuici powrócili do swego kaliskiego domu w 1945 r. Pożar w 1991 r. zniszczył częściowo dachy kościoła i klasztoru.
Kościół klasztorny pełni funkcję Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego.
Późnorenesansowy kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Panny Marii jest budowlą jednonawową z nieco węższym prezbiterium, otwartym wąskim przejściem do korpusu nawowego. Sklepienia kolebkowe z lunetami oraz ściany świątyni zdobi polichromia iluzjonistyczna wykonana w latach 1764-65 przez bernardyna Walentego Żebrowskiego (odnowiona w 1912 i 1954 r. oraz po pożarze w 1991 r.). Jednolite wyposażenie wnętrza z poł. XVIII w. – m.in. siedem ołtarzy, prospekt organowy, konfesjonały i ławki – to dzieło snycerza Bonawentury Widawskiego.
Piętrowe budynki klasztorne, wzniesione na planie nieregularnego czworoboku z wirydarzem pośrodku, przylegają do kościoła od strony północno-zachodniej. Po przeciwnej stronie świątyni znajduje się otoczony murem cmentarz, w którego narożniku wznosi się późnobarokowa dzwonnica. Na placu przed wejściem do kościoła uwagę zwraca kolumna postawiona w 1813 r. na cześć Napoleona; są tam też pomniki poświęcone Polakom zamordowanym w Katyniu i wywiezionym na Syberię, żołnierzom Armii Krajowej i wiele tablic upamiętniających martyrologię narodu polskiego.
Towarzystwo Jezusowe (SJ) założone zostało w 1540 r. przez św. Ignacego Loyolę. Jeszcze w tym samym roku zatwierdził je papież Paweł III. Jezuici odegrali ważną rolę w walce z prądami reformacji w Europie, działali też na innych kontynentach. Do Polski sprowadził jezuitów w 1564 r. kardynał Stanisław Hozjusz. Ataki na zakon w okresie oświecenia doprowadziły do jego likwidacji w 1773 r. przez papieża Klemensa XIV. Działalność towarzystwa reaktywował w 1814 r. papież Pius VII. Charakterystyczną cechą Towarzystwa Jezusowego jest składanie przez jezuitów – kapłanów, oprócz ślubów zakonnych, także ślubu posłuszeństwa papieżowi.Strojem jezuitów jest czarna sutanna, bez guzików, z białą koloratką wystającą ponad kołnierzyk, przepasana szerokim czarnym pasem wiązanym z prawej strony, z luźno opadającymi końcami, zakończonymi frędzelkami."-tekst ze strony: https://regionwielkopolska.pl/katalog-obiektow/kosciol-klasztorny-jezuitow-pw-nawiedzenia-nmp-w-kaliszu.html

Po chwili modlitwy i zadumy w świątyni,robimy kilka zdjęć i wychodzimy na zewnątrz.













































Od kościoła idziemy w kierunku parku i pozostałości murów obronnych.Akurat w tym fragmencie fortyfikacji miejskich znajduje się jedyna zachowana do dziś Baszta "Dorotka",a z nią związana jest legenda.

"Starosta zamku kaliskiego miał piękną córkę Dorotkę. Kochał ją bardzo i pragnął jej szczęścia. Chciał ją dobrze wydać za mąż, za takiego kandydata, który będzie nie tylko zamożny i mądry, ale za takiego, dla którego będzie przychylne serce Dorotki. Dziewczyna jednak nie paliła się do zamążpójścia. Żaden z przedstawionych kandydatów nie przypadł jej do gustu. Siedziała samotnie w swojej komnacie na daremnie wyczekując tego jedynego.
Dorotka nie lubiła strojnych sukni ani czepców, miała wszakże upodobanie w misternie zdobionych trzewiczkach. Starosta spełniał prośby córki i każdego miesiąca na jego rozkaz przyprowadzano do zamku szewczyka Marcinka, który jak żaden majster w mieście potrafił wyszywać złotą i srebrną nicią cudne wzory na damskich trzewiczkach.
Zdarzyło się pewnego razu, że król wysłał starostę w długą i niebezpieczną podróż z ważną misją. Mijały miesiące, a starosta nie wracał. Nastał w Kaliszu czas głodu i zarazy. Ludzie padali na ulicach jak muchy. Tylko Marcinek niezmiennie każdego miesiąca nie zważając na szalejące w mieście „morowe powietrze” wędrował do Dorotki na zamek i pracowicie szył dla niej nowe buciki. W czasie tych spotkań młodzi się w sobie zakochali, zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu, a to nie mogło ujść uwagi zamkowej straży.
Pewnego razu urządzono na szewczyka zasadzkę, a kiedy ten próbował uciec, spadł z zamkowych murów i zginął na miejscu. Wkrótce po śmierci Marcinka powrócił na zamek starosta. Tak bardzo zagniewał się na córkę, że rozkazał zamurować ją w jednej z zamkowych baszt, gdzie dziewczyna umarła z głodu.
Po jej śmierci zamykano w baszcie złe i występne dziewczyny, które potem nazywano Dorotkami, a z czasem samą basztę też nazwano Dorotką."-tekst ze strony: https://regionwielkopolska.pl/kultura-ludowa/legendy/kaliszlegenda-o-dorotce.html






















































Od Baszty Dorotki wędrujemy uliczkami Kalisza,kierując się ku naszemu drugiemu celowi.Przechodzimy obok bazyliki św.Józefa,Gmachu Pałacu Komisji Województwa Kaliskiego,Pałac Trybunalski z figurą Józefa Piłsudskiego przed budynkiem i niespiesznie docieramy do browaru "Złoty Róg".

























































Robimy kilka zdjęć przed budynkiem,w którym znajduje się browar,a po nich podchodzimy do drzwi i "szczęki nam opadły".Lokal zamknięty.Cały dziś akurat wynajęty.I co? Patrzymy na siebie lekko rozczarowani.Radek ma smutną minę,a w oczach żal.I cóż zrobić??
Chwytam za klamkę,drzwi ustępują,więc wchodzimy do środka,z nadzieją że chociaż piwo w butelce kupimy.Na nasz widok podchodzi do nas młoda kobieta i mówi że dziś niestety zamknięte.Pytamy czy chociaż kupimy piwo w butelce i będziemy mogli zrobić kilka zdjęć? I na te pytania odpowiada nam Pan,który gdy usłyszał głosy,to przyszedł na salę.
-Ależ oczywiście,kupią Państwo piwo w butelce i mogą Państwo też zrobić zdjęcia.Powiem więcej że jeśli chcecie to możecie usiąść przy stoliku,napić się piwa i zjeść coś.
Na taką odpowiedź buzie nam się  szeroko uśmiechają.mówimy że mamy niewiele czasu bo,musimy zdążyć na pociąg do Wrocławia,ale z przyjemnością zjemy coś i napijemy się piwa.

"Browar Kaliski "Złoty Róg" to jedno z kilku tego typu lokali w Polsce. Funkcjonuje od 2006 roku. Już od dnia otwarcia cieszy się dużą popularnością dzięki wyjątkowemu klimatowi, na który składają się: oryginalny, przytulny i ciepły wystrój oraz miła i profesjonalna obsługa. W tym wyjątkowym miejscu goście mogą również uczestniczyć w procesie warzenia piwa, a jednocześnie skosztować wyśmienitej kuchni. Przede wszystkim jednak można tutaj delektować się świeżym, niepasteryzowanym i niefiltrowanym piwem własnej produkcji. Choć historia browaru "Złoty Beer" może pochwalić się sporym sukcesem. Produkowane tam piwo pszeniczne zdobyło srebrny medal na XV otwartym konkursie piw w Szczyrku."-tekst ze strony:
https://wkaliszu.pl/8020256/Browar_Kaliski_Zloty_Rog.html

Ściągamy plecaki i kurtki,siadamy przy stoliku,rozglądamy się dookoła i robimy zdjęcia.Oczywiście Radek wyjmuje swoje kajety i idzie je podstemplować.Po jakimś czasie,na naszym stole zostają postawione kufle z ciemnym piwem Dunkel i dwa kieliszki z naleweczką wiśniową.Rozkoszujemy się smakiem piwa i radujemy się że tu jesteśmy.Pijąc piwko,po niedługim czasie,Pani Kelnerka stawia przed nami dwa talerze z polędwiczkami w sosie,buchtą i buraczkami.Zjadamy nasze dania,rozkoszując się ich smakiem :)




























































Po zjedzeniu pysznego posiłku i wypiciu piwa,płacimy,dziękujemy i wychodzimy z browaru.Pora iść w kierunku stacji kolejowej.Mijamy znane nam już miejsca,robimy zdjęcia ale nie przystajemy nigdzie na dłużej.Dopiero gdy jesteśmy nieopodal wieży Ciśnień,zatrzymujemy się bo trwa tu akcja gaśnicza.Na ulicy stoi kilka wozów strażackich,policja i mnóstwo gapiów.Okazało się że w budynku biurowca przy ulicy Górnośląskiej wybuchł pożar.Ogień pojawił się w przewodzie technicznym,którym przebiega między innymi wentylacja i szybko przeniósł się na wyższe kondygnacje.My jak byliśmy niedaleko to strażacy dogaszali już ogień.




































Po zrobieniu kilku zdjęć,bardzo szybkim krokiem wędrujemy ku stacji kolejowej.Kiedy tam docieramy,nasz pociąg już stoi na peronie.Wsiadamy do niego,znajdujemy wolne miejsca w części bagażowej,rozsiadamy się wygodnie i jedziemy do Wrocławia.Tym razem nie trzęsie,więc spokojnie czytamy książki i rozmawiamy.Radujemy się z dzisiejszej wycieczki.Było cudnie i tylko szkoda że mieliśmy mało czasu.We Wrocławiu przesiadamy się na pociąg jadący do Jeleniej Góry.Oczywiście tę podróż przesypiamy,ale szczęśliwi i radośni wracamy do domu,kończąc w ten sposób naszą dzisiejszą wycieczkę :)

Kolejna już niebawem,więc do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)



4 komentarze:

  1. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za miłe słowa i zajrzenie do bloga,pozdrawiamy serdecznie :)

      Usuń
  2. Aż czasem zazdroszczę takich podróży :) Fajny wpis z przemyśleniami, osobiście zdjęcia mnie urzekły

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co zazdrościć, wystarczy samemu wyruszyć :)
      Dziękujemy za miłe słowa i pozdrawiamy :)

      Usuń