niedziela, 2 sierpnia 2020

Buszując w zbożach :) - czyli Teplice nad Metuji,Kočiči Hrad,Ostaš,Žďár nad Metuji,Meziměstí z Rajdem na Raty :)

 "W niedzielę na wycieczkę
Zarząd Oddziału PTTK „Sudety Zachodnie” wraz z redakcją „Nowin Jeleniogórskich” zapraszają w dniu 2 sierpnia 2020 r. na wycieczkę nr 11 w ramach tegorocznego Rajdu na Raty.
W kasie PKP w Jeleniej Górze kupujemy bilety na pociągi IC do Wałbrzycha Głównego i z powrotem oraz bilet powrotny według taryfy Polska – Czechy od Wałbrzycha Głównego do Teplic nad Metují. O godzinie 7.05 odjeżdżamy pociągiem pośpiesznym IC do Wałbrzycha Głównego, gdzie przesiadamy się na pociąg KD do Teplic.
Trasa długości 16 km przebiega w południowej części Wyżyny Broumovskiej. Od stacji kolejowej Teplice nad Metují ruszamy szlakiem żółtym leśnymi ścieżkami do skrzyżowania ze szlakiem czerwonym, który doprowadzi nas do podnóża Ostaša, odosobnionego masywu skalnego o charakterystycznym, widocznym z daleka stołowym kształcie. Jest to rezerwat przyrody, w którym znajdują się malownicze skalne labirynty, wieże i tarasy widokowe ulokowane nad przepaściami. Na zboczu – Koci Gród – skalne miasto z szeregiem osobliwych utworów skalnych. Po zwiedzeniu rezerwatu w końcowej części wycieczki schodzimy polną drogą do Žďáru, skąd o godz. 18.20 odjeżdżamy pociągiem do Meziměstí (cena biletu około 30 kč). Z Meziměstí o godz. 19.20 odjeżdżamy pociągiem do Jeleniej Góry (z przesiadką w Wałbrzychu).
Wycieczkę prowadzi Wiktor Gumprecht z Mysłakowic. Uczestnicy we własnym zakresie  ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków, członkowie PTTK z opłaconą składką objęci są ubezpieczeniem zbiorowym.
Ze względu na sytuację epidemiologiczną, zgodnie z Rozporządzeniem Rady Ministrów, w czasie wycieczki obowiązuje zachowanie dwumetrowego dystansu, lub zakrywanie ust i nosa, używanie maseczek jest obowiązkowe w środkach komunikacji. Uczestnicy wycieczki zobowiązani są do posiadania i używania indywidualnych środków do odkażania rąk.
Opracował Wiktor Gumprecht."
Zgodnie uzgodniliśmy że weźmiemy udział w dzisiejszej,rajdowej wycieczce.W tygodniu dotarły koszulki rajdowe,więc będzie okazja by je dać,tym którzy sobie zamówili.
Wstajemy dość wcześnie,Radek je śniadanie,mój żołądek po wczorajszej,bardzo późnej kolacji nie jest w stanie niczego przyjąć.Robię więc kanapki ze śniadaniową jajecznicą,obieram ogórki i owoce i pakuję wszystko do plecaka.Pijemy kawę i kiedy jesteśmy gotowi,wychodzimy z domu i idziemy w kierunku stacji kolejowej,gdzie od razu ustawiamy się w kolejce do kasy,by kupić bilety.Po ich nabyciu,dopiero witamy się ze znajomymi i wędrujemy w kierunku peronu,na którym stoi już nasz pociąg.Wsiadamy do niego,zajmujemy wyznaczone miejsca i punktualnie odjeżdżamy z Jeleniej Góry.Podróż do Wałbrzycha Głównego,gdzie mamy przesiadkę,mija nam bezproblemowo i szybko.
W wyśmienitych nastrojach wysiadamy na stacji Wałbrzych Główny,przechodzimy na pierwszy peron i od razu wsiadamy do podstawionego akurat pociągu.Zajmujemy wygodne miejsca i punktualnie odjeżdżamy ze stacji,zmierzając w kierunku czeskiej granicy.



















Rozmowami umilamy sobie podróż,więc mija nam szybko i nie wiedzieć kiedy dojeżdżamy do stacji Teplice nad Metuji,gdzie kończy się nasza jazda pociągiem,wysiadamy z niego na peron i idziemy przed budynek dworca.Kiedy już jesteśmy wszyscy,Wiktor oficjalnie wita nas i omawia przebieg dzisiejszej wędrówki.Po omówieniu trasy,powoli ruszamy na szlak.














































































Wędrujemy uliczkami urokliwej miejscowości.Przystajemy by zrobić zdjęcia pięknych,starych,drewnianych domów,kamiennych krzyży i pomników,podziwiamy krajobraz,rozmawiamy i cieszymy się że dane nam jest podziwianie tych pięknych miejsc.








































Perłowiec królewicz :)













Kiedy miniemy ostatnie zabudowania,szlak wkracza w las.Cień drzew daje ochłodę,więc wędruje się przyjemnie i tak docieramy do polany,gdzie Skauci mają obóz.Tu chwila odpoczynku na posilenie się i nabranie sił przed dalszą wędrówką.Po odsapnięciu idziemy dalej.Tym razem wędrujemy wąską,malowniczą-korzenie drzew tworzą niesamowicie piękne,naturalne schody-ścieżką,wijącą się między drzewami i cały czas pnącą się w górę.Wzdłuż szlaku zaczynają pojawiać się skały,przystajemy przy niektórych by zrobić zdjęcia,a po nich idziemy dalej,docierając do krzyżówki szlaków "Nad Slují Česk.bratří".Tu chwilę stoimy i rozmawiamy,czekając na grupę,która skręciła w lewo i dopiero po jakimś czasie,Majka stwierdza,że my mamy właśnie też tam pójść.


:)





























































Skręcamy więc w lewo i wchodzimy na ścieżkę,którą docieramy do krzyżówki szlaków oznaczonego jako "Sluj České bratří".Tu Wiktor opowiada historię tego miejsca i mówi że kto chce może zejść w dół i obejrzeć to miejsce.

"Sluj České bratří znajduje się na zboczu Ostaš, na samym skraju Kočičí skal. Czasami nazywana jest jaskinią, ale nie jest to do końca prawdą, ponieważ brakuje stropu. Tylko w kilku miejscach głazy w kształcie klina zamykają się od góry. Dlatego bardziej trafne jest określenie wąwóz lub szczelina. Mierzy prawie 50 metrów długości, ale jest bardzo wąski (maksymalna szerokość 1,3 metra). Składa się z prawie prostopadłych ścian z piaskowca dochodzących do piętnastu metrów wysokości. Dlatego bezpośrednie światło słoneczne rzadko pada na dno wąwozu.
Skąd sluj zdobył swoją nazwę? Według legendy czescy bracia spotykali się tu na potajemnych modlitwach. Z powodu ciągłego ucisku ostatecznie zdecydowali się opuścić kraj. Stało się to w 1627 roku. Zanim to zrobili, spotkali się po raz ostatni i wyryli w kamieniu rok ich wyjazdu.
Ten kamień widoczny jest tu do dziś. Znajduje się mniej więcej w połowie wysokości wąwozu na wysokości około 2,5 metra nad ziemią. Niedoinformowani turyści zwykle to przeoczają.
Trudno powiedzieć, czy ta historia jest prawdziwa. Prawdopodobnie nie. Są wielkie wątpliwości. Kamień „odkrył” w 1921 roku Antonín Krtička-Polický, policki introligator i księgarz, ale także wielki promotor regionu i kolekcjoner ludowych podań. Rzekomo przez przypadek. Sam pisze o tym na końcu swojej wersji legendy:
{„Jesienią 1921 r. Księgarz policyjny A. Krtička z własnej woli udrożnił tę ścieżkę i wykopując z niej prawie trzymetrową warstwę piasku, odkrył pamiętny głaz, który czekał na odkrycie od trzech wieków”.}
Tak czy inaczej, Sluj České bratří zdecydowanie warto odwiedzić."-tekst ze strony: https://severovychod.estranky.cz/clanky/sluj-ceskych-bratri.html

Kiedy Wiktor jeszcze opowiada,Radek mówi do mnie byśmy powoli zaczęli schodzić na dół.Idziemy więc po korzeniowych i drewnianych schodach,między skałami coraz niżej.Baszty skalne stają się coraz wyższe,strzeliste,przypominają strażników strzegących tego miejsca.Radek schodzi jeszcze niżej,a ja zostaję.Nie czuję się na siłach,by iść w dół za Radkiem,więc wolę wrócić na górę.Co też oczywiście czynię.




















































































Jaszczurka :)











Podchodzę do siedzących na korzeniach Rajdowiczów,rozmawiam z Nimi,robię zdjęcia i posilam się śniadaniowymi kanapkami i w tym momencie dociera do mnie Radek.Lekko zasapany,ale szczęśliwy.Dołącza do posiłku kanapkowego i opowiada jak Danusia-Rajdowiczka w kapelusiku pognała na sam dół i jeszcze dalej,mówiąc:
-Jest ścieżka,to trzeba nią pójść,dokądś musi prowadzić.
Zjeżdżając prawie na tyłku,stwierdziła:
-Są schody,więc trzeba po nich zejść.
I zniknęła Rakowi z oczu.
Radek rozgląda się dookoła,ale nigdzie Danusi nie dostrzega,więc kiedy wszyscy już wyszli na górę,zaczynamy się o Nią martwić,ale stwierdzamy że pewnie znalazła wyjście i za chwilę się nam pokaże.I kiedy ruszamy w kierunku Kočiči Hradu,nasza "zguba" się odnajduje.Uradowana naszym widokiem,szczęśliwa że przeszła dołem i wdrapała się na górę.Oboje zastanawiamy się,którędy weszła,ale po przejściu sporego odcinka,odnajdujemy drewniane schody wiodące z dołu do góry i jednomyślnie stwierdzamy,że właśnie tędy musiała wejść.
Totalne szaleństwo !!!















Radość Danusi na nasz widok :)




























Razem z Rajdowiczami docieramy do momentu gdy przy zejściu w dół zrobił się "korek".Patrzę na Radka i stwierdzam,że wracam.Nie będę iść dalej,a Radek na to,że On idzie ze mną.Mówię Mu że nie musi,może pójść za innymi,ale się uparł i razem wędrujemy do miejsca gdzie zostało kilkoro Rajdowiczów pilnujących plecaki.
Kiedy docieramy na miejsce,stwierdzamy że Gabrysia z Majką zostały przy plecakach.Nie ma za to Romana,a już byśmy ruszyli w drogę w dół.Sami iść nie chcemy,więc czas oczekiwania na przyjście Romana,Radek wykorzystuje schodząc w dół,by odszukać kielich z datą.Oczywiście odnalazł owe ryty i szczęśliwy prawie wbiegł na górę.









































Kiedy Roman dotarł do nas,niespiesznie ruszamy w dół do Osady Ostaš.Gdy docieramy do bufetu,znajdującego się przy szlaku,stajemy w kolejce po piwo,a po jego zakupie siadamy przy stoliku,rozkoszując się zimnym smakiem bursztynowego napitku i czekamy na zamówione jedzenie.Rozmawiamy,śmiejemy się i odpoczywamy,a kiedy wywołują kolejno nasze numery z zamówieniami,odbieramy jedzenie z bufetu i posilamy się.
























Po posileniu się i odpoczynku,postanawiamy odnaleźć kamień graniczny.Zostawiamy więc plecaki i schodzimy w dół.Według znalezionych w internecie przez Radka informacji,kamień ma się znajdować przy dróżce,tuż za budynkiem z czerwonym dachem.Mijamy więc ów dom i napotykamy płot z siatki.Nie ma tu żadnej ścieżki ani drogi.Dwie posesje oddziela owa siatka,a kamień jest,ale na prywatnym terenie :(
Postanawiamy więc obejść obie posesje i choć ciutkę znaleźć się bliżej kamienia,by go sfotografować.Wędrujemy więc wzdłuż siatkowego płotu,wydeptaną ścieżką,widać że nie jesteśmy pierwsi,którzy w ten sposób próbują się dostać do kamienia.Kiedy w końcu udaje nam się podejść jak najbliżej,Radek robi zdjęcia dwóch stron pięknie wyrzeźbionego kamienia.Teraz pozostaje nam jeszcze sfocić dwie kolejne strony,by mieć pełny obraz kamienia granicznego Oapactwa Broumovskiego.


















Po sesji zdjęciowej wracamy do Rajdowiczów,którzy wygodnie rozsiedli się przy stolikach.Nie daję za wygraną i próbuję podejść jak najbliżej miejsca,z którego będzie można sfotografować choć jedną z brakujących stron.Gdy docieram do miejsca skąd widoczna jest trzecia storna kamienia,zaraz obok mnie staje Radek i ubiega mnie w robieniu zdjęć.Po kilku fotkach wracamy do stolika i pytamy Majki ile mamy czasu do wymarszu.Okazuje się że całkiem sporo,więc znów zostawiamy plecaki i idziemy w kierunku "Samarytanki"-tak oznaczone jest miejsce na drogowskazie.Wędrujemy dość szybkim krokiem w obranym kierunku.Szlak jest pusty,co nas cieszy.Mijamy po drodze malownicze skały,co jakiś czas przystaję by zrobić zdjęcia i po przejściu niewielkiego odcinka,docieramy do źródła zwanego "Samarytanka".























Źródło to jest jednocześnie ujęciem wody dla miejscowości Žďár nad Metují.Zostało ono wybudowane dzięki porozumieniu między zarządem polskiego klasztoru a rolnikami w Žďár,którzy zainwestowali w budowę. Poświęcenie wybudowanego ujęcia nastąpiło w sierpniu 1856 roku.Kamieniarz Celestýn Šolc z miejscowości Žďár nad Metují,w skale powyżej wyrył przepiękny relief,przedstawiający Jezusa i Samarytankę przy studni.

" Samarytanka – «Daj mi pić»
Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które Jakub dał synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić». Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem nie utrzymują stosunków z Samarytanami. Jezus odpowiedział jej na to: «O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić”, prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej». Powiedziała do Niego kobieta: «Panie, nie masz czerpaka. a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie, i jego bydło?» W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: «Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu».
Rzekła do Niego kobieta: «Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. Widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga». Odpowiedział jej Jezus: «Wierz Mi, niewiasto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem, już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, i takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie». Rzekła do Niego kobieta: «Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko». Powiedział do niej Jezus: «Jestem Nim Ja, który z tobą mówię». Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: «Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata» (J J 4, 5-15. 19b-26. 39a. 40-42)."-tekst ze strony: http://mateusz.pl/mt/ko/ko-sdmp.htm

W tym przepięknym miejscu spędzamy dość długą chwilę.Oglądamy wszystko bez pośpiechu,pijemy wodę i robimy całe mnóstwo zdjęć,ciesząc się że tu jesteśmy razem :)
Po bardzo długiej sesji zdjęciowej,gdzie mój aparat się rozregulował i nie robi takich zdjęć,jakie ja bym chciała,ruszamy w drogę powrotną.Spoglądam na telefon,który jeszcze działa,-Radek nie podłączył mi go,więc jest prawie na końcówce baterii-i stwierdzam że mamy nawet zapas czasowy do umówionej godziny.
















































































































Gdy docieramy do krzyżówki szlaków,focę kilka motyli i jednomyślnie stwierdzamy,że Radek wejdzie na łąkę jednej z posesji i spróbuje zrobić zdjęcia kamienia granicznego-czwartej jego strony.I kiedy idziemy w kierunku Rajdowiczów,którzy jeszcze siedzą przy stołach,Radek wchodzi na łąkę i dziarskim krokiem wędruje w kierunku siatki,oddzielającej dwie posesje,docierając do miejsca skąd ma możliwość sfotografowania brakującej strony kamienia granicznego.Po sfoceniu go wraca do mnie z radosną miną i stwierdza,że na tej stronie jest wyryty numer 1.W radosnych nastrojach razem wędrujemy do naszych współwędrowców.Przysiadamy przy stole,nieopodal Wiktora-pytamy się Go ile mamy czasu do wyjścia i kiedy słyszymy odpowiedź że jeszcze niczego nie zjadłem,stwierdzamy,że mamy czas by wypić piwo.Idziemy więc do bufetu,kupujemy dwa piwa i wracamy do stolika.
Radek opowiada gdzie byliśmy:
-Samarytanka poczęstowała nas pyszną,zimną wodą,ale stwierdziła,że w tych czasach nie wiadomo co jest w wodzie,więc gdy dotrzemy do swoich,to musimy napić się piwa :)
Radosny śmiech wybuchł na te słowa i część naszych współtuptaczy również poszło po piwo :)
Taki jest mój Radek :)



























Po wypiciu bursztynowego napitku,pytamy Gabrysię i Romana czy pójdą z nami,już teraz,czy może wolą iść z całą grupą? Odpowiedź była jedna-idziemy z Wami.
Odnosimy szklanki do bufetu,zakładamy plecaki i informujemy Wiktora że ruszamy w drogę powrotną.
Idziemy niespiesznie w dół i zatrzymujemy się przy krzyżówce szlaków.Na skraju pola rosną tu ostowate rośliny,a na ich kwiatach siada mnóstwo motyli,pszczół,os i much.Gabrysia,Roman i Radek stwierdzają że w tym miejscu utknę na dłużej.Śmieją się,ale nie poganiają,więc robię tyle zdjęć ile tylko chcę,a po nich doganiam moich współwędrowców i razem z Nimi idę dalej.




































I kiedy tak wędrujemy sobie niespiesznie w dół,mój telefon padł,a Radek stwierdził że trzeba odszukać miejsce z rzeźbą zwane "U Anděla".Poza tym idziemy złą drogą,ale za chwilę będziemy mogli skręcić w lewo,w drogę wijącą się między polami,na której jednym skraju posadzono lipy.Oczywiście wędrujemy według wskazówek Radka i między lipami odnajdujemy kamienny krzyż,który na mapach jest zaznaczony "Na stráni".Kilka zdjęć i idziemy dalej,prosto przed siebie.





















I tak docieramy do Pomnika poświęconego walkom 1866 roku.Roztacza się stąd przecudna panorama.Cała nasza czwórka jest nią zachwycona.Dłuższą chwilę rozkoszujemy oczy i aparaty pięknymi widokami,ale stwierdzamy,że nie znaleźliśmy tego czego szukamy.Pytamy parę starszych ludzi o pomnik "U Anděla",Państwo tłumaczą nam powoli i spokojnie,a my przytakujemy że rozumiemy jak mamy iść.Dziękujemy za pomoc i ruszamy z powrotem,ale do góry,zamiast na dół.Gabrysia jedynie zostaje na drodze i woła nas,byśmy zawrócili,ale Radek jest już daleko,ja za Nim,a za mną Roman,więc Gabrysia pędzi za nami i kiedy do nas dociera,stwierdza,że musimy iść w dół.I kiedy tak mówi,dostrzegamy Pana,który nam tłumaczył jak mamy iść-On też popędził za nami,by nas sprowadzić na dobrą drogę....
Uśmiechamy się do Pana,dziękując za poświęcenie i wracamy.Szlak wiedzie między skarpą,a polem zasianym zbożem.Wydeptana,wąska ścieżka wiedzie nas w dół,ku naszemu celowi.Przechodzimy przez drogę,która przecina szlak i po jakimś czasie docieramy do skaju pola,gdzie stoi rzeźba Anioła z kielichem,a przed nim klęczy Chrystus-znaleźliśmy to czego szukaliśmy :)




































Na wysokim postumencie ustawiono piękną rzeźbę anioła trzymającego w dłoni kielich.Przed nim klęczy Chrystus z dłońmi złączonymi w modlitwie,a głową uniesioną w kierunku anioła.Pomiędzy nimi stoi umieszczona kamienna kolumna,na której umieszczono datę 1821 i JSS.
Robimy zdjęcia,całkiem sporo,a po nich schodzimy w dół ku miejscowości Bukovice.





































































W Bukovicach pytamy Panią jadącą na rowerze,którędy do Žďáru nad Metuji,a Ta nam wskazuje ręką drogę,mówiąc przy okazji że jest tam hospudka i piwo.Dziękujemy Pani i ruszamy we wskazanym kierunku.
Mijamy kamienny krzyż na wzniesieniu,piękne,stare drewniane domy,chłoniemy ciszę i spokój miejscowości,rozmawiamy,robimy zdjęcia i niespiesznie docieramy do budynku,w którym mieści się "Žďárská hospůdka".Na tarasie spotykamy kilka osób z naszej grupy,witamy się i wchodzimy do środka,gdzie zamawiamy piwo i rozsiadamy się wygodnie przy stoliku,rozkoszując się zimnym,bursztynowym napitkiem :) Podłączam swój telefon do prądu-ładowarkę zawsze zabieram ze sobą,na wszelki wypadek-niech się choć trochę naładuje.






















































Po wypiciu piw,ruszamy w kierunku stacji kolejowej.Radek robi zdjęcia,nie pozwalając mi się zatrzymywać,dzięki temu nie czeka na mnie,za to co chwila mnie dogania i razem wędrujemy do kolejnego krzyża,budynku itp...
Do dworca kolejowego docieramy razem.Tu Jarek robi grupowe zdjęcia,na których nas nie ma.Tak to niestety jest gdy stoi się gdzieś z boku.
Chwilę czekamy na pociąg,a gdy podjeżdża,wsiadamy do niego i jedziemy nim do Meziměstí,gdzie mamy przesiadkę i dłuższą chwilę oczekiwania na pociąg.























































































W Meziměstí,po opuszczeniu pociągu idziemy w kierunku centrum miasteczka.Mamy sporo czasu,więc pora napić się czeskiego piwa.Znajdujemy niewielką knajpkę,gdzie bez kolejki dostajemy dwa piwa Krakonoš i rozsiadamy się na ławkach na zewnątrz,mając widok na główną ulicę miejscowości.Powoli delektujemy się smakiem zimnego piwa,rozmawiamy i cieszymy się swoim towarzystwem :)
Po jakimś czasie dostrzegam w oddali Gabrysię i dzwonię do Niej,mówiąc że Ją widzę.Ta rozgląda się dookoła i dopiero po jakimś czasie nas dostrzega,stwierdzając że zaraz do nas dotrą.I tak po jakimś czasie jest nas już piątka,a właściwie szóstka,bo oprócz Gabrysi i Romana,przyszedł też tu Bodzio,a na dokładkę przysiadł się też Pan,który mieszka w Mieroszowie.Rozmawiamy,śmiejemy się i pijemy piwo,a czas sobie "płynie" i tak nastaje pora by ruszyć w kierunku stacji kolejowej.Płacimy za piwo,żegnamy się z Panem,dziękując Mu za rozmowę i wędrujemy ku dworcowi.







































Na stacji chwilę czekamy na nasz pociąg,a gdy przyjeżdża,wsiadamy do niego,zajmujemy wygodne miejsca i jedziemy nim do Wałbrzycha Głównego,gdzie mamy przesiadkę.Podróż mija nam bezproblemowo.Wysiadamy w Wałbrzychu Głównym,przechodzimy na inny peron,chwilę czekamy na pociąg IC.Gdy przyjeżdża prawie bez opóźnienia,wsiadamy do niego,zajmujemy wyznaczone miejsca i jedziemy do Jeleniej Góry.Podróż umilamy sobie rozmowami,więc mija nam szybko.Jelenia Góra przywitała nas deszczem,ale żadnego z nas to nie zmartwiło.Wycieczka była piękna,a dzień mile spędzony :)
Tak kończy się nasza rajdowa niedziela i kolejna cudna wędrówka,pora więc na kolejną,a ta już niebawem :)

Do zobaczenia wkrótce :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury i zdrówka :)

Danusia i Radek :)

P.S.Zdjęcia tu dodane są Jarka,Radka i moje :)






2 komentarze:

  1. Wspaniała wycieczka, tyle ciekawych miejsc i detali do fotografowania.
    A wśród motyli to wiadomo Wiodłaś prym. Ważne, że humory dopisywały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu motyle to moja pasja taka samo jak fotografowanie i książki.
      Wycieczka była rewelacyjna,mimo tego że nie wszędzie weszliśmy,a humory dopisywały wszystkim :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń