sobota, 17 września 2022

Nietykalne kanie w Zatoniu :)

Dawno nie wyjeżdżaliśmy na weekend z noclegiem, więc po naradzie ustaliliśmy że trzeba to zmienić i pojedziemy do Zielonej Góry. W tym mieście byliśmy w 2019 roku, a jak to było można zobaczyć tu: https://podrozedanusiiradka.blogspot.com/2019/03/w-pogoni-za-bachusem.html
Udało nam się zarezerwować nocleg w Hotelu pod Dębem, więc pozostało tylko dotrwać do upragnionego weekendu. I w końcu nastał.
W piątek, po pracy przyjeżdżam do Jeleniej Góry, a kiedy Radek wraca do domu, zaraz po obiedzie idzie kupić bilety. Są to dwa rodzaje biletów. Jedne do Wrocławia, a drugie to mini bilety turystyczne Polregio. Ile kosztuje i jak to działa można dowiedzieć się tu: 
Kiedy Radek wraca do domu, to powoli zaczynamy się pakować. Pogoda ma być deszczowa, więc trzeba się odpowiednio przygotować. Po spakowaniu i zjedzeniu kolacji idziemy dość wcześnie spać, bo rano mamy bardzo wczesną pobudkę.
Nasze oba budziki rozdzwoniły się o 3:30. Straszna to godzina do wstawania, ale gdy się chce mieć więcej czasu na szwędanie, to trzeba niestety tak wstać. Dość szybko się zbieramy, pijemy kawę i gdy jesteśmy gotowi, wychodzimy z domu i idziemy w kierunku stacji kolejowej. Po drodze zgarniam z parapetu dwa smoczki dla Tereski, mijamy mnóstwo "zmęczonej" podyskotekowej  młodzieży szwedającej się i koczującej nieopodal dworca i docieramy na peron z którego ma odjechać nasz pociąg. Kiedy jesteśmy już na miejscu, chwilkę czekamy na nasz transport, a kiedy podjeżdża, wsiadamy do niego, zajmujemy wygodne miejsca, rozsiadamy się i o 4:44 odjeżdżamy ku naszej nowej przygodzie :)






Radkowi ktoś zostawił coca colę :)




Jedziemy do Wrocławia, gdzie mamy przesiadkę na pociąg do Zielonej Góry.
Podróż mija nam szybko i bezproblemowo. We Wrocławiu, nie szwędamy się nigdzie, tylko od razu idziemy na peron, z którego ma odjechać nasz pociąg. Moje ostrogi wciąż dają znać o sobie, kłując znienacka dość boleśnie.
Kiedy przyjeżdża nasz transport, wsiadamy do niego, zajmujemy wygodne miejsca i o 7:52 ruszamy w dalszą drogę :) 
Po ponad dwóch godzinach jazdy docieramy do Zielonej Góry.
Wysiadamy z pociągu i rozglądamy się dookoła. Niczego nie poznajemy. Nowy dworzec kolejowy, a obok centrum przesiadkowe. No cóż, minęło ponad trzy lata gdy tu byliśmy...
Idziemy sprawdzić, z którego przystanku odjeżdża autobus, którym mamy dojechać do Zatonia. Kiedy już wiemy ile mamy czasu do odjazdu, idziemy na krótki spacer uliczkami miasta. 















Kiedy zbliża się godzina odjazdu naszego autobusu, idziemy niespiesznie w kierunku dworców-kolejowego i autobusowego. Ciekawi jak wygląda budynek dworca kolejowego w środku, wchodzimy do niego, przy okazji kryjąc się przed deszczem, który akurat zaczął padać. Po obejrzeniu wnętrza budynku dworcowego, wychodzimy na peron i idziemy pod osłoną szklanego zadaszenia w kierunku centrum przesiadkowego. Kupujemy bilety w automacie i chwilkę czekamy na autobus nr 30. Kiedy podjeżdża, wsiadamy do niego, kasujemy bilety, rozsiadamy się wygodnie i ruszamy ku nowej przygodzie. Oglądamy przez szyby Zieloną Górę i przypominamy sobie naszą, sprzed ponad trzech lat wędrówkę ulicami miasta. Poza tym cieszymy się bo na zewnątrz leje i dzięki temu jest szansa, że będziemy mieć pogodę w Zatoniu.



Podróż mija nam bezproblemowo i  kiedy wysiadamy w Zatoniu na przystanku Parkowa, uśmiechamy się bo przestało padać :) 
Od przystanku idziemy alejkami parkowymi w kierunku Pałacu. Mijamy Mały Staw, robimy kilka zdjęć i stajemy przed ruiną pałacu.

"Pałac w Zatoniu położony jest w północnej części wsi, po wschodniej stronie przebiegają­cej przez nią drogi z Zielonej Góry do Kożuchowa. Usytuowany został w zachodniej par­tii rozległego parku krajobrazowego. Przy jego wschodnim boku znajduje się oranżeria, a po stronie południowej zabudowa folwarczna. Od 1945 roku pałac i oranżeria pozosta­ją w ruinie.
Zatonie (niem. Günthersdorf), wzmiankowane już w 1305 roku, do 1555 roku było w po­siadaniu rodziny von Kittlitz. Po podziale dóbr między Kittlitzów a Knobelsdorffów oko­ło połowy XVII wieku scalił je ponownie Baltazar von Unruh. On też w latach 1685-1689 wzniósł w Zatoniu pierwszą siedzibę szlachecką. Barokowy dwór był budowlą dwukondy­gnacyjną, wzniesioną na planie prostokąta, nakrytą czterospadowym dachem z wystawka­mi. W elewacji frontowej na osi został umieszczony kamienny portal, zamknięty łukiem pełnym. W formie architektonicznej nawiązywał do dworu w Ochli Górnej, wybudowa­nej przez Ottona Fryderyka von Unruha. Po śmierci ostatniego Unruha z linii katońskiej – Jana Fryderyka, Zatonie w 1757 roku zostało sprzedane Gottliebowi von Scopp z Prze­cławia. W 1771 roku dobra zatońskie nabyła hrabina von Cosel, wdowa po Fryderyku Au­guście, synu Augusta II i hrabiny Cosel. Po śmierci hrabiny w 1784 roku Zatonie odziedzi­czył jej syn Gustaw Ernest, którego hulaszczy tryb życia doprowadził do sprzedaży majątku 1789 roku Johnstonowi von Krögeborn. Następnie w 1791 roku dobra nabył von Ramin, później rotmistrz von Prittwitz, a w 1794 roku hrabia Melchior Juliusz von Schweinitz. W 1809 roku dobra zatońskie nabył Piotr Biron, przeznaczając je na posag dla najmłodszej córki Doroty Biron, żony Maurycego Talleyranda-Périgord, późniejszej księżny de Dino. Księżna Dorota wróciła z Francji do Zatonia w 1840 roku i mieszkała tutaj do 1844 roku, kiedy to objęła w posiadanie księstwo żagańskie. Z jej inicjatywy w 1842 roku dokonano przebudowy dworu w Zatoniu, przekształcając go w klasycystyczny pałac. W tym czasie wzniesiona została również oranżeria oraz cieplarnia i założono park krajobrazowy. Prze­budowa dworu wiąże się z nazwiskiem K.F. Schinkla. Z dawnego dworu zachowano XVII-wieczne mury obwodowe, podnosząc je o trzecią kondygnację w postaci półpiętra. 
Cztero­spadowy dach zastąpiono dachem płaskim z attyką z umieszczonym na niej herbem Talley­randów oraz czterema wazonami w narożach. Na osi elewacji frontowej umieszczono czte­rokolumnowy portyk w porządku doryckim; analogiczny ozdobił elewację tylną. Elewa­cje otrzymały oszczędną dekorację, głównie poprzez boniowanie. Po śmierci księżny Doro­ty w 1862 roku jej majątek, w tym Zatonie odziedziczył syn Aleksander Edmund markiz de Talleyrand-Périgord. Z jego inicjatywy dokonano pewnych zmian w otoczeniu pałacu: w miejscu przeszklonej oranżerii wzniesiono budynek neoklasycystyczny, zaprojektowany przez A. Jakla, wybudowano nieistniejący już budynek bramny, po stronie zachodniej. W 1879 roku książę sprzedał dobra zatońskie ministrowi Karolowi Rudolfowi von Frieden­thalowi, które w 1879 roku odziedziczyła jego córka Renata baronowa von Lancken-Wa­kenitz, posiadająca Zatonie aż do II wojny światowej. W 1945 roku pałac wraz z oranżerią zostały spalone przez wojska radzieckie. Od tego czasu pałac pozostaje w stanie ruiny.
Pałac w Zatoniu założony jest na rzucie prostokąta, podpiwniczony, trzykondygnacyjny. Zachowany w obrębie murów zewnętrznych, jak i częściowo wewnętrznych. W fasadzie głównej wejście główne zostało zaakcentowane zachowanym portykiem, podpartym czte­rema doryckimi, kanelowanymi kolumnami z piaskowca. Mury obwodowe zwieńczone są gzymsem koronującym, wzbogaconym motywem ząbków oraz attyką, z okazałym ka­miennym kartuszem herbowym pośrodku. Elewacja tylna opracowana została analogicz­nie do frontowej. Wszystkie otwory okienne, ujęte w profilowane obramienia, mają kształt prostokątny.
Od 1945 roku obiekt pozostaje w stanie ruiny, a park, znajdujący się w gestii Lasów Pań­stwowych, pielęgnowany jest jak inne tereny zalesione.
AKTUALIZACJA INFORMACJI NA TEMAT STANU ZACHOWANIA ZABYTKU (14.04.2021 r., aut. B. Bielinis-Kopeć)
W 2020 roku w zespole pałacowo-parkowym w Zatoniu-Zielonej Górze, zakończyły się szeroko zakrojone prace remontowo-konserwatorskie, a także pierwszy etap rewaloryzacji parku pałacowego. Prace rozpoczęto w 2018 roku od prac remontowo-zabezpieczających w obrębie ruin pałacu nadając im formę trwałej ruiny. Prace miały na celu zachowanie i utrwalenie historycznej substancji zabytku, zabezpieczenie zagrożonych zniszczeniem elementów oraz zahamowanie procesów destrukcyjnych w zakresie umożliwiającym ochronę wartości cennego obiektu. Zabezpieczenie ruin umożliwiło ich bezpieczne udostępnienie dla zwiedzających, co biorąc pod uwagę niezwykłe wartości obiektu, stanowi znaczący edukacyjny walor. Prace rozpoczęto od uporządkowania wnętrza, usunięcia roślinności, gruzu, wyrównania podłoża oraz segregacją historycznego budulca. Następnie przystąpiono do zabezpieczania korony murów poprzez usunięcie luźnych warstw cegieł, uzupełnienie i spasowanie nakrywających je płyt kamiennych. Następnie wykonano uzupełnienia, wzmocnienia i przemurowania w obrębie uszkodzeń murów. Zakres prowadzonych prac obejmował również prace konserwatorsko-restauratorskie przy kamiennym detalu architektonicznym, ceramicznym (kartusz herbowy), wyprawach tynkarskich i pozostałościach dekoracji malarskich. Następnie przystąpiono do robót budowlanych i prac konserwatorsko-restauratorskich w oranżerii. Odbudowano dach oranżerii wg dawnego wzoru. Remontu ścian  obejmował wykonania robót budowlanych oraz kompleksowych prac konserwatorskich i restauratorskich i prowadzony był przez dyplomowanych konserwatorów. 
Budynek oranżerii przystosowano dla osób niepełnosprawnych wykonując od strony północnej pochylnię. Jednocześnie nastąpiła rozbudowy oranżerii w kierunku wschodnim o skrzydło mieszczące bar kawowy z zapleczem kuchennym, socjalnym oraz toaletą. Obydwie bryły scalono pod względem formalnym i kolorystycznym. Od strony zachodniej, pomiędzy oranżerią a pałacem, wybudowano zadaszony taras otoczony murkiem, z posadzką z płyt z piaskowca, z trejażem wykonanym z profili stalowych, pomiędzy którymi umieszczono tafle szklane.
Rewaloryzacja parku pałacowego objęła obszar ponad 30 z 52 ha. Podczas prac odtworzono m.in. dawny układ sieci drożnej, budując ścieżki i drogi parkowe o nawierzchni mineralnej, w ich historycznym przebiegu. Na terenie parku ustawiono ławki, nawiązujące formą do niegdyś tu występujących, wprowadzono również oświetlenie. Pogłębiono stawy przy pałacu i przeprowadzono rekultywację łąk. Przy pałacu odtworzono dwie fontanny, a także zdobiące je niegdyś rzeźby. Przeprowadzono też remonty istniejących mostków parkowych i odtworzono niezachowane mostki, m.in. wykonano drewniane mostki prowadzące na wyspy. Z drewna wykonano też ogrodzenia od strony zabudowy mieszkalnej przy południowej granicy parku, a także poddano pracom remontowym zachowany w złym stanie technicznym, kamienno-ceglany mur po stronie północnej parku. Wyremontowano kamienną grotę w głębi parku, a na szczycie kopca, gdzie się znajduje, ustawiono altanę zwaną Świątynią Różaną, odtworzono na podstawie archiwalnych zdjęć i pocztówek."-tekst ze strony: https://www.lwkz.pl/monument/show/id/612

Wchodzimy do środka zachowanych ruin, przechadzamy się niespiesznie, oglądamy wszystko i robimy mnóstwo zdjęć.














































Po obejrzeniu ruin Pałacu, przechodzimy do Oranżerii. Tu znajduje się kawiarnia, a w niej tłum turystów. Oglądamy więc wszystko, robimy zdjęcia i wychodzimy na zewnątrz.

"“Cafe Orangerie”,  to nazwa niewielkiej kawiarenki jaka została uruchomiona 16 października 2020 roku w budynku zatońskiej oranżerii. Część wnętrz znajduje się również w  dobudowanym pawilonie, który powstał w miejscu dawnej loggi. Choć budynek jest niewielki, to pod względem architektury jest imponujący. Podczas prac konserwatorskich zostały pieczołowicie odtworzone zniszczone w 99 % detale architektoniczne. Wystawiony w 1871 roku przez księcia Alexandra budynek uwodzi modnym w tamtych czasach wnętrzem, nawiązującym do architektury antycznej.  Dzisiaj budynek kawiarni służy nie tylko jako miejsce, w którym można napić się  wyśmienitej kawy i zjeść deser, ale również jako przestrzeń działań w sferze kultury i sztuki. Kawiarenka ma więc w domyśle pełnić rolę miejsca aktywności artystycznej. Wystawy, koncerty i spotkania z ludźmi kultury będą wkrótce cieszyć zmysły, tych którzy zawitają w jej progi."-fragment tekstu ze strony: http://www.ogrodykultury.pl/kawiarnia-artystyczna/

Stajemy przed Oranżerią, focimy ją, a po zdjęciach idziemy w kierunku fontanny z rabatą kwiatową. Stąd mamy piękny widok na ruinę Pałacu. Wykorzystujemy kwitnące kwiaty do zrobienia zdjęć, co nam się udaje wyśmienicie :)























Po obejrzeniu Pałacu i zrobieniu mnóstwa zdjęć, postanawiamy pójść na spacer alejkami parkowymi. Niestety ta grupa turystów okupujących Oranżerię ma podobny pomysł. By nie wchodzić Im w drogę i nie przeszkadzać sobie nawzajem, wybieramy alejkę z prawej strony i nią wędrujemy do wielkiego Dębu Talleyranda. 

"Dąb Talleyranda
Jak przystało na “króla” jest to nie tylko najpotężniejsze drzewo (choć nie za wysokie), ale i jego umiejscowienie świadczy o specjalnym charakterze – znajduje się w samym centrum zatońskiego parku i tym samym miejscowości. Nazwa pochodzi od Maurycego Talleyranda, wybitnego francuskiego polityka i dyplomaty, ale i towarzysza życia księżnej Doroty Talleyrand. To właśnie on wprowadził ją na europejskie salony i uczynił pierwszą damą XIX-wiecznej Europy.
Parametry dębu Talleyranda są następujące (2011r.):
-gatunek – dąb szypułkowy
-obwód – 860 cm (pierśnica – 273 cm) – pomiar względny
-wysokość – ok. 20 m
-wiek ok. 250 – 300 lat."-tekst ze strony: http://www.naszezatonie.org.pl/pomniki-przyrody/
Kiedy wchodzimy na łąkę okalającą drzewo, dostrzegamy dorodne, młode kanie. Fotografujemy je i żałujemy że nie możemy ich zabrać-byłby przepyszny obiad....







Po zrobieniu zdjęć przepysznym grzybom i zabytkowemu drzewu, schodzimy z łąki i alejką wędrujemy w kierunku Świątyni Różanej. Jednak gdy dostrzegamy tłum turystów zmierzający w tamtym kierunku, rezygnujemy i zmieniamy kierunek. Idziemy do dawnego Domku Ogrodnika, w którym obecnie mieści się punkt informacji turystycznej. Kiedy docieramy na miejsce, wchodzimy do środka, witamy się z Panią, chwilkę rozmawiamy, stemplujemy nasze kajety, bierzemy folderki i niestety wychodzimy bez dzwoneczka....
No cóż, nie można mieć wszystkiego.
Kiedy jesteśmy na zewnątrz, akurat podjechał autokar z kolejnymi turystami. Widząc Ich, postanawiamy wykorzystać moment i idziemy w kierunku Świątyni Różanej, by na spokojnie zrobić zdjęcia :) Kiedy tam zmierzamy, mija nas grupa, wracająca stamtąd. Patrzymy na siebie i już wiemy że gdy dotrzemy na miejsce będziemy sami. 
I tak się też dzieje.
Gdy docieramy do Świątyni Różanej, nie ma tu nikogo. Robimy zdjęcia, zaglądamy do groty i wchodzimy na sztucznie usypany kopiec, na którego szczycie stoi piękna, drewniana, ażurowa altana. Siadamy na ławce, podziwiamy widok stąd rozpościerający się i cieszymy się że jesteśmy tu razem :)
Póki nie ma nikogo, wyjmujemy z plecaka kanapki i posilamy się nimi. Spokój, który panuje dookoła nie trwa długo. Grupa, którą widzieliśmy przy punkcie informacji turystycznej, właśnie tu dotarła. 











Opuszczamy więc Świątynię Różaną i powoli idziemy alejkami parkowymi w kierunku Pałacu. Co  jakiś czas przystajemy by zrobić zdjęcia i chłonąć piękno, które nas otacza :)









Przy Pałacu robimy razem zdjęcia, a po sesji wędrujemy w kierunku malowniczego mostku i stawu. 










Po sesji zdjęciowej z mostkiem i stawem, kończymy naszą wędrówkę dookoła Pałacu w Zatoniu i idziemy w kierunku przystanku autobusowego. Kiedy tam docieramy, zaczyna padać deszcz. Chowam się pod wiatą, a Radek zostawia plecak i idzie zrobić kilka zdjęć ruinom dawnego kościoła św. Jana.

"Ruiny kościoła katolickiego:
Warto zajrzeć do ruin XIII wiecznego kościoła gotyckiego zbudowanego z kamienia polnego i rudy darniowej (charakterystyczne ciemnobrunatne fragmenty w murach).
Kościół był pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela – pierwszego patrona tych ziem czyli Śląska. W XVI  wieku przejęli go miejscowi protestanci. W czasach kontrreformacji władze cesarskie oddały kościół ponownie katolikom.
Wewnątrz niegdyś znajdowały się rzeźby św. Jana, św. Barbary oraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. Zmniejszająca się liczba katolików we wsi i okolicach wpływały na coraz większą degradację świątyni. Kościół ostatecznie zlikwidowano w 1837 roku. Popadający w ruinę z zapadniętym dachem stał się od tej pory elementem krajobrazowym wsi ale również romantycznego parku po drugiej stronie ulicy.
Najstarszy zachowany w zatońskim kościele św. Jana  znak krzyża w formie malowanego zacheuszka został w roku 2015  przeniesiony do kościoła MB Częstochowskiej i poświęcony przez ks. Biskupa Tadeusza Lityńskiego."-tekst ze strony: http://www.naszezatonie.org.pl/zabytki/

Po zrobieniu zdjęć Radek wraca do mnie, a kiedy przyjeżdża autobus, oboje wsiadamy do niego i jedziemy nim do Zielonej Góry. Przez całą podróż leje deszcz, ale kiedy wysiadamy na ul.Skrajnej jest już po deszczu. 



Z ulicy Skrajnej idziemy w kierunku ulicy Chmielnej, tam, na osiedlu stoją wodociągowe silosy. O ich wygląd zadbali zielonogórscy artyści Biko i Waek (EJ Studio), którzy w ramach realizacji zadania z budżetu obywatelskiego stworzyli na nich niesamowite murale. 29 listopada 2017 roku zostały oficjalnie odsłonięte murale "4 Żywioły". Niespiesznie docieramy do nich i zaczynamy je focić. 

















Obchodzimy silosy dookoła, obfotografujemy je na tyle ile pozwala ogrodzenie, a kiedy zrobimy mnóstwo zdjęć, powoli ruszamy w drogę powrotną. 






Zatrzymujemy się na chwilkę przy muralu na ul.Wrocławskiej.
Zielonogórscy artyści sztuki graffiti - Biko i Waek. Za zgodą mieszkańców, Jakub Bitka nawiązał do twórczości Caravaggio i na ścianie pojawił się Narcyz.
Po kilku zdjęciach z muralem, przechodzimy przez ulicę i dość okrężną drogą wędrujemy w kierunku naszego noclegu. Niestety nie mamy możliwości jej skrócenia....
Mimo to na miejsce docieramy w dobrych nastrojach. Kiedy jesteśmy przy drzwiach, dzwonię pod numer podany przy domofonie i po słownych instrukcjach wchodzimy do Hotelu. 







Przechodzimy przez hol i schodami wędrujemy na piętro, gdzie mamy swój pokój. W mejlu było napisane, że będzie on niewielki, ale po przekroczeniu progu, okazało się że pokój jest większy niż mieliśmy w Sanoku. Za to łazienka jest maluteńka....
Oczywiście, po ściągnięciu kurtek i jako takim rozgoszczeniu się, robię zdjęcia by udokumentować wszystko. Chwila odpoczynku i kiedy dostaję smsa że możemy zapłacić jutro przy śniadaniu, przebieramy się i ruszamy w miasto. Trzeba zrobić zakupy i coś ciepłego zjeść, a poza tym zajrzeć do Browaru Haust.















Wędrujemy uliczkami miasta, focimy znane nam miejsca, oglądamy nowe i robimy zdjęcia. 







Szczególnie cieszą nas nowe Bachusiki, więc jeśli tylko je znajdujemy, to z ogromną radością je focimy :)














Zaglądamy do Browaru Haust, ale po zerknięciu do menu, rezygnujemy. Przyjdziemy tu na piwo-obiecujemy sobie. Teraz trzeba znaleźć jakąś knajpkę z dobrym jedzeniem, bo zaczyna nam burczeć w brzuchach. Wędrujemy więc uliczkami miasta, zaglądając do restauracji i barów ale niczego nie znajdujemy. W końcu po zakupach w markecie, postanawiamy zerknąć co mają w menu w "Sagan Kuchnia Polska". Wchodzimy do środka, siadamy przy stoliku i po zerknięciu w menu, stwierdzamy, że tu dobrze zjemy. Ściągamy kurtki, zamawiamy dwa ciemne piwa i dwie porcje placków po węgiersku. Chwilkę czekamy. Najpierw przynoszą nam piwo, a kiedy rozkoszujemy się jego smakiem, na naszym stole "lądują" dwa wielkie talerze z plackami po węgiersku. Obżarstwo jest tak wielkie, że ja część swojej porcji oddaję Radkowi-bo zwyczajnie nie dam rady zjeść....






Po totalnym obżarstwie, ledwo wychodzimy z restauracji, ale mimo to decydujemy się iść jeszcze zobaczyć nowy mural Urszuli Dudziak. 
Wędrujemy więc uliczkami miasta i po kilku minutach docieramy na miejsce. Kilka zdjęć i idziemy dalej, by za chwilę przysiąść na ławeczce obok Cypriana Norwida. I znów kilka fotek i wędrujemy dalej. 















Po sesji zdjęciowej z Cyprianem Norwidem, postanawiamy iść na piwo do Browaru Haust. Przy okazji focimy jeszcze dwa murale, co nas niezmiernie cieszy i wchodzimy do Browaru. Rozsiadamy się wygodnie na piętrze, zamawiamy dwa zestawy degustacyjne i rozkoszujemy się ich smakiem, gdy zostają nam przyniesione :) A po ich wypiciu, opuszczamy Browar i powoli ruszamy w kierunku naszego Hotelu.












Na nocleg dość szybko docieramy, co mnie niesamowicie dziwi, bo droga wcześniej mi się okropnie dłużyła. Wchodzimy do Hotelu, schodami docieramy na piętro i wchodzimy do naszego pokoju. 



Szybka kąpiel i do łóżeczek. Omawiamy jutrzejszy dzień, nastawiamy budziki i zasypiamy. Rano wszak trzeba wcześniej wstać. 
Dobranoc wszystkim z Zielonej Góry :) 

Pozdrawiamy serdecznie i cieplutko :)

Do zobaczenia jutro :)

Danusia i Radek :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz