środa, 10 września 2014

Wściekłość i rozkosz-czyli Góry Izerskie samotnie :)

Jestem wściekła!
I ta wściekłość trzyma mnie od wczoraj!
Przeczytałam coś,co mnie strasznie zraniło.
Najpierw było zaskoczenie,później ból w sercu i zraniona dusza,a na koniec dopadła mnie złość.Straszna złość,złość z którą nie potrafię sobie poradzić i żal! :(
Samo życie...
Aby wyrzucić z siebie tą wściekłość,postanawiam pojechać w Góry Izerskie-sama!
Radek spisał mi odjazdy autobusów i poszedł do pracy,a ja po śniadaniu i kawie,pakuję plecak i idę na stację kolejową-stąd powinien jechać jakiś autobus do Świeradowa.POWINIEN !!! -ale już nie jeździ-zapomniałam o tym.Ot GAPA ze mnie!!!
Idę więc na dworzec autobusowy z nadzieją,że jednak jakiś autobus będę miała o tej porze.
I jest,ale muszę kilkanaście minut poczekać.Siadam więc na ławce i obserwuję gołębie i wróble zbierające okruchy chleba,sypane przez starszą kobietę.Sprytne wróbelki,podbierają gołębiom lepsze kęski i czym prędzej uciekają ze zdobyczą :) Przyglądam się ludziom,czekającym tak samo jak ja na autobus-większość z nich się niecierpliwi,spoglądając co rusz na zegarek,a ja staram się nie myśleć o swojej wściekłości.Spycham ją na bok-będzie czas by się nią zająć!
Podjeżdża mój autobus,wsiadam do niego,kupuję bilet i lokuję się na samym końcu pojazdu,z dala od ludzi-chcę być sama!
Przez całą drogę staram się nie myśleć,patrzę w okno.Mijane krajobrazy nie cieszą mnie wcale :(
Dojeżdżam do Świeradowa,wysiadam i idę do punktu informacji turystycznej,Nie znajduję jej tam gdzie kiedyś była.Odpuszczam sobie szukanie-zaczyna padać,a poza tym Świeradów jest rozkopany,wszędzie barierki,zakazy wstępu,sterty kostki brukowej i piachu :( I jak tu spacerować??? Lepiej iść od razu na szlak.






Zanim jednak zacznę wędrówkę,wchodzę do budynku zdrojowego.
Obecny Dom Zdrojowy wzniesiono w Świeradowie Zdroju w 1899 r., według projektu Karla Grossera.Wybudowany został na fundamentach Domu Źródlanego,powstałego w 1781 r., który spłonął w 1895 r. Budynek wyposażony został w największą w Sudetach krytą halę spacerową.Modrzewiowa,licząca 80 metrów długości hala,łączy dwa budynki kompleksu.Została ona przeszklona na początku XX wieku.Wewnątrz znajdują się roślinne polichromie oraz herby rodu von Schaffgotsch,którego przedstawiciele ufundowali odbudowę po XIX–wiecznym pożarze.W dzień służy kuracjuszom i turystom,pijącym lecznicze wody,natomiast wieczorami w hali spacerowej odbywają się koncerty bądź bale.Ja przechadzam się po niej,zadzierając głowę do góry i podziwiając jej piękno.Robię zdjęcia i ruszam już na szlak.
Wymyśliłam sobie,że nie pójdę na Stóg Izerski-tam jest zawsze pełno ludzi,a ja potrzebuję samotności-pójdę więc Starą Drogą Izerską.
Od Domu Zdrojowego idę czerwonym i niebieskim szlakiem,pnąc się do góry.Po jakimś czasie,szlaki się rozchodzą.Czerwony wiedzie w prawo,a mój niebieski w lewo.










Zostawiam więc czerwony szlak,skręcam w lewo i idę sama.Zaczynam myśleć o tym co przeczytałam.Bardzo powoli i opornie "spuszczam ze smyczy" swoją wściekłość,żal i ból.Mgła i deszcz skrywają łzy płynące po policzkach.Pnę się powoli do góry,"rozmawiam" w myślach sama ze sobą i z każdym krokiem czuję się lżej.Zaczynam dostrzegać piękno przyrody,która mnie otacza,robię zdjęcia i powoli staję się spokojniejsza-wściekłość poszła w las...
Na szlaku nie ma nikogo,a ja cieszę tą samotnością :)


































Pierwszych ludzi spotykam w miejscu gdzie Stara Droga Izerska łączy się z drogą asfaltową.Dwoje rowerzystów odpoczywa w trawie.Pozdrawiamy się nawzajem,krótka rozmowa i zostawiam Ich-znów idę sama.Zmierzam do Chatki Górzystów.Para rowerzystów szybko mnie dogania,znów się pozdrawiamy.Pytają czy idę do Chatki Górzystów,a kiedy mówię,że tak-słyszę-no to do zobaczenia :)
Oni pojechali,a ja wędruję asfaltem,robię zdjęcia,piszę sms-a do Radka i dostaję sms-a od szefowej z pytaniem-czy mogłabym wrócić wcześniej do pracy?
Dylemat!!!


































Zastanawiam się co odpisać....i kiedy już zdecydowałam,mój dylemat zostaje rozwiązany.Mogę spokojnie dalej wędrować.
Na zakręcie mijam dwa samochody Służby Leśnej,a za zakrętem mija mnie wywrotka.Jedzie dość szybko i gdybym nie zeszła z asfaltu w trawę,to zostałabym zaczepiona otartą burtą...
Kawałek dalej,samochód się zatrzymał i wysypał piasek na poboczu drogi,a ja już spokojnie docieram do Izerskiej Łąki.
O Izerskiej Łące i dawnej wsi Wielkiej Izerze,można przeczytać tu:
http://www.goryizerskie.pl/?file=art&art_id=40










Robię zdjęcia,podziwiam piękno i spokój tej rozległej Łąki i powoli docieram do Chatki Górzystów.Przed budynkiem schroniska,spotykam parę rowerzystów,siedzących przy stoliku.Uśmiechamy się do siebie i pozdrawiamy nawzajem i wchodzę do schroniska.Cisza,spokój,posprzątane,krzesła na stołach,nie ma żadnego turysty,tylko w kuchni słychać rozmowy i krzątaninę.Mówię-dzień dobry i zamawiam czekoladę na gorąco.Pytam przy okazji o naleśniki-najpyszniejsze pod słońcem,kto jadł przyzna mi rację :) Okazuje się,że naleśniki są,ale tylko w porze posiłków-czyli rano na śniadanie i wieczorem jako obiadokolacja.W dzień nie robią,bo zwyczajnie nie nadążali ich smażyć-tylu turystów ich zamawiało.Mówię-szkoda :( Biorę swoją czekoladę i rozgaszczam się przy stoliku.I nagle,słyszę głos z kuchni-Pani to powinna zagrać dziś w totka.Zostało trochę ciasta ze śniadania i specjalnie dla Pani zostanie usmażony naleśnik :)
I jak tu się nie cieszyć???
Czekając na swoją pyszność,stempluję kajety,robię zdjęcia i rozglądam się po półkach pełnych książek.Mój naleśnik gotowy,siadam więc i zaczynam ucztę :)















Uczta jest iście pańska,bo naleśnik z Chatki Górzystów zasługuje na takie miano.Biszkoptowe ciasto,góra sera i jagody-to rozkosz dla podniebienia,obżarstwo dla żołądka i przyjemność,której się nie zapomina :)
Rozkoszuję się tą pysznością i ledwo zjadam.Jestem obżarta i niebiańsko dopieszczona :) I jak tu dalej iść???
Siedzę chwilę i cieszę się smakiem rozkoszy i dopiero po jakimś czasie wstaję,oddaję naczynia i dziękuję za to,że mnie tak rozpieścili :)
Żegnam się z Gospodyniami i wychodzę na zewnątrz-a tu zimno,ale mi to kompletnie nie przeszkadza.Rowerzyści jeszcze siedzą przy stoliku i kiedy mnie widzą,pytają czy idę do "Orlego"? Odpowiadam,że tak-To się znów spotkamy!-mówią :) Więc do zobaczenia :)
Niebiańska rozpusta :)





Chatka Górzystów :)





Ledwo idę,tak jestem obżarta-a kanapki w plecaku...Kucanie,by zrobić zdjęcie kwiatka,sprawia mi olbrzymią trudność,kto to widział tak się obżerać !!! Jakoś jednak idę,powoli,ale idę.Piszę do Radka,że jadłam naleśnika-jest zaskoczony i zdziwiony i wcale Mu się nie dziwię,bo ja też bym była :)

Idę dość wolno,podziwiam piękno krajobrazu i cieszę się,że tu jestem :) Moje myśli są ciepłe i radosne :) Jak niewiele trzeba by być szczęśliwym?-choć przez chwilę?-wystarczy "spuścić ze smyczy" wściekłość,zjeść jednego naleśnika i napić się gorącej czekolady z bitą śmietaną :)
Mijają mnie rowerzyści,mówią "do zobaczenia w schronisku" i znów jestem sama,ale rozpustnie szczęśliwa i radosna :)




















Robię zdjęcia,zachwycam się muchomorami,które stadnie rosną na poboczach drogi,rudą wodą w Izerze,spłowiałymi trawami i tym że nie pada :)







































































Im bardziej zbliżam się do schroniska,tym więcej mija mnie ludzi.Idą w odwrotnym kierunku niż ja.Pozdrawiamy się wzajemnie i tak docieram do Stacji Turystycznej Orle.
Robię trochę zdjęć i kiedy wchodzę do schroniska,wychodzą z niego "moi" rowerzyści.Mówią mi już "do widzenia",wsiadają na rowery i odjeżdżają :) Ja dopełniam formalności-pieczątki,mała kawa i toaleta i dopiero idę dalej,przez Samolot do Jakuszyc-tak sobie to wymyśliłam :)
"Orle - stacja turystyczna (schronisko turystyczne) w Górach Izerskich, pozostałość po powstałej przy hucie szkła osadzie (kolonii) Carlsthal. Obecnie w granicach Szklarskiej Poręby. Położona jest u stóp góry Granicznik (870 m n.p.m.) nad dopływem rzeki Izery – strumieniem Kamionek, około 4 km na zachód od Przełęczy Szklarskiej w Jakuszycach.
W roku 1754 w miejscu dzisiejszej stacji turystycznej rodzina Preusslerów założyła hutę szkła Carlsthal. Huta wraz z osadą rodzin pracujących w niej hutników oraz gospodą działała do 1890. Później w budynku administracyjnym huty funkcjonowała leśniczówka, a w latach 30. XX wieku Niemcy ustanowili tu posterunek Grenzschutzu – służb granicznych, budując 2 nowe domy w stylu sudeckim.
W skład schroniska wchodzi dawna leśniczówka, a obecnie bufet (z niewielką wystawą prezentującą przedmioty z okolicy, pochodzące sprzed 1945 roku) oraz dwie przedwojenne strażnice, z których jedna pełni funkcję części noclegowej schroniska. Na miejscu nieistniejącej już XIX-wiecznej gospody,urządzony jest nieoficjalny parking (dojazd do schroniska samochodem jest możliwy tylko w sezonie letnim po uzyskaniu zgody Nadleśnictwa Szklarska Poręba).
Do schroniska możemy dotrzeć z kilku kierunków. Od strony Polany Jakuszyckiej szlakami turystycznymi: czerwonym przez Cichą Równię oraz żółtym (od Rozdroża pod Działem Izerskim znaki zielone) wiodącym starą drogą asfaltową. Z kierunku północnego do Orla prowadzi czerwony szlak z Izerskiej Łąki (błędnie zwanej Halą Izerską), a z zachodu od mostu na Izerze prowadzącego z Jizerki szlak zielony przez Granicznik. Od południa dojdziemy szlakiem zielonym przez Rozdroże pod Działem Izerskim.
Ponadto do Orla prowadzi wiele nieznakowanych dróg leśnych, po których można poruszać się także na rowerach oraz liczne trasy narciarskie dla narciarzy biegowych. Schronisko leży w pobliżu narciarskich tras biegowych, na których odbywa się Bieg Piastów."-Wikipedia.












Zbieram po drodze grzyby-jest ich tu całe mnóstwo,niestety większość z nich jest robaczywa :( Robię zdjęcia,piszę z Radkiem i powoli zbliżam się do Jakuszyc.Idę na stację kolejową,zaglądam do rozkładu jazdy i uśmiecham się,bo za kilkanaście minut będę miała pociąg.Moja radość nie trwa długo.Pryska jak bańka mydlana,gdy jeszcze raz zaglądam do rozkładu i odkrywam,że mój pociąg jeździ,ale tylko w soboty i w niedziele-wszak jest już poza sezonem,a na dokładkę dziś jest środa :(
Idę na przystanek autobusowy,a tu nie ma żadnego rozkładu jazdy autobusów.Idę więc na kolejny,wcześniejszy i tu to samo-ot gapa ze mnie,wszak autobusy do Jakuszyc jeżdżą tylko do maja :(
Co robić?
Łapię,a właściwie usiłuję złapać okazję.Jednak nie jest to łatwe-mija mnie kilkanaście samochodów i żaden się nie zatrzymał :( Piszę do Radka,że utknęłam w Jakuszycach,a On odpisuje mi,że jak tylko wróci do domu z pracy,to po mnie przyjedzie.I nagle,kiedy tracę nadzieję,zatrzymuje się samochód na poznańskiej rejestracji-jadę do Szklarskiej Poręby-Pan jedzie z Českiej Lípy,z pracy,po żonę,która przyjechała do Szklarskiej Poręby.Cieszę się jak małe dziecko,bo ze Szklarskiej Poręby łatwiej się wydostanę.Dziękuję Panu za podwiezienie,czekam kilkanaście minut,wsiadam do autobusu i odjeżdżam do Jeleniej Góry :)
I tak kończy się moja samotna wędrówka,pora więc na następną :)
Do zobaczenia niebawem :)
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i serdecznie,życząc miłej lektury :)
Danusia.


4 komentarze:

  1. Pięknie opowiedziana samotna wyprawa a zdjęcia uruchomiły moje wspomnienia z pobytu e Świeradowie :-P i podziwiam Twoją odwagę samotnego wędrowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło jest wrócić wpomnieniami do pięknych chwil i miejsc Elu :)

      Usuń
  2. Znowu fajna lektura (wybacz, przeskakiwałem nieco...). Ale to, co napisałeś na końcu - "zatrzymuje się samochód na poznańskiej rejestracji"
    - podniosło mnie na duchu - choć poznaniacy to liczykrupy, a jednak... rejestracja mojego miasto to POS :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podesłałam Ci ten link byś wiedział że naleśniki z Chatki Górzystów potrafią sprawiać przyjemność i rozkosz...
      Co do "poznaniaków" to powiem,że tylko zależy od człowieka jak się zachowa,a takie "przyszywanie łatek" już raczej nie ma racji bytu...

      Usuń