czwartek, 4 czerwca 2015

Frýdlantské cimbuří :)

Dziś Święto-Boże Ciało-mam wolne,ale po wczorajszym dniu pracy,jestem niesamowicie zmęczona.Nawet sen nie przyniósł oczekiwanego odpoczynku...i między innymi,dlatego wstajemy dość późno-oczywiście ja wstaję późno....
Śniadanie,kawa,spokojne pakowanie plecaków i bez pośpiechu jedziemy do Hejnic.Tu w punkcie informacji turystycznej kupujemy vizytki i jedziemy dalej.Przed nami Bílý Potok.Jedziemy więc rozkopaną drogą,z wieloma światłami kierującymi ruchem.Parkujemy na niewielkim parkingu,bierzemy plecaki i aparaty i ruszamy na szlak.


















W tle nasz cel :)



Idziemy wąską uliczką,wzdłuż rzeki.Mijamy niewielkie budyneczki z ogródkami i za ośrodkiem wypoczynkowym z drewnianymi,letniskowymi domkami,wchodzimy w łąki.Droga zmienia się w szutrową,dookoła pachnie łąkowym zielem,a przed nami w oddali dostrzegamy nasz cel-Frýdlantské cimbuří.Robimy zdjęcia i rozmawiamy,powoli docierając do lasu.Cień drzew daje ochłodę.Wędrujemy teraz dość szeroką drogą szutrową,która serpentynami pnie się ku górze.






































Mijamy krzyżówkę szlaków "U Liščí chaty"i idziemy wzdłuż szumiącego w dole Černého potoka.Kawałek dalej,po prawej stronie mijamy odbicie do Vodopadu Černého potoka-postanawiamy,że drodze powrotnej tam podejdziemy.Wspinamy się dalej.Idę wolno,moje zmęczenie powoli zaczyna dawać znać o sobie :(
Po lewej stronie mijamy obicie do Hajneho Kostela-to też zostawiamy sobie na później.Najpierw chcemy wejść na Frýdlantské cimbuří.Nasza do tej pory,szeroka,szutrowa droga,zamienia się w wąską,kamienistą ścieżkę,wijącą się wzdłuż dość stromego zbocza,z szumiącą gdzieś w dole wodą.Idziemy nią.Po jakimś czasie,wąska ścieżka dociera do dość szerokiej drogi,która wygląda jak rumowisko skalne,z połamanymi drzewami i pnie się ostro do góry.Wędrujemy po kamieniach coraz wyżej i wyżej i dochodzimy do kolejnego skrzyżowania szlaków.Stąd mamy 0,5 km do celu.Skręcamy w lewo i wchodzimy po schodkach z kamieni i korzeni do góry.
























Oj ciężko się idzie....zaczynam marudzić-dobrze,że Radek nie słyszy-jest dość daleko przede mną.Mimo coraz większego zmęczenia,pnę się w górę,mozolnie,krok za krokiem,przystając co jakiś czas by zrobić zdjęcia.Dzięki temu zauważam,że szlak jest remontowany.Wycięto drzewa,naprawiono schodki i wyczyszczono ścieżkę.Bardzo powoli docieram do szczytu,gdzie czeka na mnie Radek.Ależ jestem zmęczona!!!!












Po krótkim odsapie,robimy sobie zdjęcia i idziemy do skalnego punktu widokowego z drewnianym krzyżem.Wąziutka ścieżka,wije się między głazami,wśród wysokiego jagodziwia i doprowadza nas do skał,na które wspinamy się prawie na kolanach.















































Kiedy stajemy już na skale,dostrzegamy wąską ścieżkę,która wiedzie tuż nad przepaścią.Dobrze,że można przytrzymać się ogromnej skały.Tuż za zakrętem jest wejście na szczytowe skały,ale by tam swobodnie wejść zostawiamy plecaki przy ścieżce,opierając je o ścianę skalną i wchodzimy.Stajemy na płaskiej powierzchni,spoglądając na wierzchołek z drewnianym krzyżem i stromą drabinką nań wiodącą.Zastanawiamy się czy damy radę tam wejść.Ja stwierdzam,że im jestem starsza,tym bardziej dają o sobie znać moje lęki...
Robimy sobie zdjęcia i podziwiamy widoki,kiedy na szczyt wchodzi małżeństwo.Witamy się z Nimi-to tez Polacy-rozmawiamy.Oni wchodzą po drabince,więc i ja się decyduję.Staję na skalnym głazie.Wierzchołek ma barierki tylko przy krzyżu,reszta jest nieogrodzona,więc ujawnia się mój lęk wysokości i przestrzenny,ale podana dłoń Pana,pozwala mi podejść dalej i dzięki temu mam zdjęcia.Ta sama dłoń przydaje się jeszcze podczas schodzenia.Dziękuję za pomoc i małżeństwo schodzi ze skał.My zostajemy na płaskiej powierzchni,rozkoszując się jeszcze pięknymi widokami.










"Frýdlantské cimbuří (niem. Friedlander Zinne) - granitowa grupa skalna znajdująca się w północnej, czeskiej części Gór Izerskich. Nazwa oznacza w języku czeskim blanki i ma nawiązywać do murów zamku w mieście Frýdlant.
Dostęp do wschodniego skalnego szczyty grupy jest możliwy tylko przez wspinaczkę. Jako pierwsi zdobyli go 27 maja 1912 roku Franz Haupt i Wilhelm Bergmann, oni też nadali skałom nazwę. Zachodni skalny szczyt nazywany Brandfels (900 metrów n.p.m.) został w 1978 roku zabezpieczony drabinką oraz poręczami i jest dostępny dla turystów. Rozciąga się z niego szeroka panorama na Góry Izerskie, a zwłaszcza do doliny górnej Smědy oraz jej dopływu o nazwie Černý potok. Dobrze widoczne są położone niedaleko miasto Hejnice oraz wieś gminna Bílý Potok.
Do 1999 roku okoliczną przyrodę chronił rezerwat o tej samej nazwie co skałki, obecnie jest to część większego rezerwatu NPR Jizerskohorské bučiny."-Wikipedia.






















Kiedy nasycimy się cudną panoramą,powoli zaczynamy schodzić.By nie budzić swoich lęków,nie spoglądamy na drzewa w dole,każde z nas patrzy pod nogi.Bierzemy plecaki i opuszczamy piękny punkt widokowy-Frýdlantské cimbuří.Wracamy tą samą ścieżką,po korzeniowych i kamiennych schodach.Mija nas sporo ludzi wspinających się do góry-w większości to Polacy,wszak to u nas jest święto i dzień wolny!!!!
Jestem coraz bardziej zmęczona,schodzę bardzo wolno,robię zdjęcia i zaczynam marudzić-jest mi gorąco,bolą mnie nogi,pot leje się ze mnie itd...a Radek jest daleko przede mną....marudzę więc sama sobie....










I tak dochodzimy do odbicia na Hajny Kostel.I tu dopiero,kiedy widzę schody z kamieni,zaczynam głośno marudzić.Mówię Radkowi,że niech sam idzie,a ja zostanę na dole.I co się stało??? Radek nie odpuścił.Stwierdził,że On już tam był i nie musi iść,ale chce tam wrócić ze mną,bo takie piękno powinniśmy razem podziwiać!!!
Wlokę więc nogę,za nogą,zła na siebie,że tak strasznie się zmarudziłam.....
Mija mi,gdy staję przed ogromnym głazem z zębami!!!
Pierwszy raz widzę coś takiego i jestem zachwycona!!!
Patrzę,podziwiam i robię zdjęcia.Żyła aplitowa nadała skale niezwykły wygląd :)
Po sesji zdjęciowej wchodzimy na skalny punkt widokowy.Prowadzą nań schody wykute w skale,z poręczami i drabinkami.Tu się nie boję,bo cały punkt widokowy jest otoczony barierkami i moje lęki gdzieś się ulotniły-wyobraźnia przestała działać!!!
























Siadamy na skałach,robimy sobie zdjęcia,spoglądamy na Frýdlantské cimbuří i podziwiamy widoki.Posilamy się i odpoczywamy w pięknym otoczeniu :)
"Kim jesteśmy? Skąd przychodzimy? Dokąd zmierzamy?Każde pokolenie pewnego dnia zadaje sobie to pytanie.

Każde pokolenie któregoś dnia zaczyna szukać swoich korzeni, a jeśli nie znajduje źródeł historycznych, puszcza wodze fantazji.Tak się stało, że w którymś momencie ludzie nazwali jedną ze skał Hainskirche, w tłumaczeniu „kościół w borze“ lub dokładniej „pogańska świątynia“.
Prości górale domyślali się, że dawniej, zanim nastała wiara chrześcijańska, musiało tu być coś innego, bliższego naturze, lasom, skałom, wodzie i żywym stworzeniom. Daremno jednak wywoływali dusze swoich przodków, by udzieliły im odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Pamięć narodu jest krótka, jeżeli trwa tylko w ustnych przekazach, ale głos krwi jest trwały.
Ludzka fantazja stworzyła więc na szczytowym kamieniu pogański ołtarz i w czasie przesileń pozwoliła krwi z ofiar zwierzęcych i ludzkich spływać na skały. Okoliczne buczyny były więc świadkami tajemniczych duchowych obrzędów.
Jednak czas nieubłaganie płynął i chrześcijaństwo coraz bardziej i głębiej zakorzeniało się wśród ludzi. Przychodzili także nowi osadnicy i z opowiadań przodków została niemal już tylko dawna nazwa Hainskirche, czyli Borowy Kościół [Hajní kostel].
Nowe czasy przyniosły też łaskawszą legendę.
W skale ukryty jest skarb. W Wielki Piątek przechodziła tędy kobieta z małym synkiem. W kościele w Białym Potoku właśnie zaczęto śpiewać pieśni pasyjne. Skała otworzyła się przed kobietą i weszła ona do wnętrza ziemi. Wszędzie było mnóstwo klejnotów. Kobieta postawiła dziecko na ziemi i niczym pozbawiona zmysłów zaczęła wynosić skarb przed jaskinię. Pieśni pasyjne ucichły i skała ze zgrzytem się zamknęła. Kobieta stała przed zimną kamienną ścianą, a dziecko pozostało w środku. Myślała, że zwariuje. Jak we śnie cały rok błądziła po górach, aż w Wielki Piątek ponownie stanęła w tym miejscu. Skała się rozstąpiła i kobieta zobaczyła swojego chłopczyka żywego i zdrowego, uśmiechał się do niej. Nie czekając na nic, wzięła go w ramiona i pobiegła z nim do domu.
Już nigdy nie pomyślała nawet o skarbie ukrytym w skale. Dobrze wiedziała, że to, co najcenniejsze w świecie, ma w domu...."-tekst ze strony http://www.vilaizerina.cz/pl/tajemnicze-miejsca-gor-izerskich/borowy-ko-cio.html
























Po posileniu się i odpoczynku,powolutku zaczynamy wracać.Schodzimy więc po skalnych i korzeniowych schodach do szutrowej drogi,a nią dochodzimy do odbicia wiodącemu ku Černemu potoku.I pniemy się po kamiennym i liściastym podłożu,idąc wzdłuż szumiącej rzeczki,gdzie woda spadając po kamieniach tworzy piękne,małe wodospadziki :)
Wędrujemy,rozmawiamy,robimy zdjęcia i podziwiamy piękno-nie marudzę już-jestem zachwycona,a zmęczenie odganiam od siebie jak natrętne muchy...






















I tak dochodzimy do przepięknego miejsca.Woda opływa trójkątny głaz i z wysokości spada do niewielkiego baseniku.Malowniczy widok przed nami.Stajemy i robimy zdjęcia,podchodząc bliżej.Sesja zdjęciowa trwa tu dłuższą chwilę,ale miejsce jest tak piękne,że żal je tak szybko opuszczać :)
Powolutku jednak wracamy tą samą drogą.Pora już wracać :)


















Do autka docieramy niespiesznie,wsiadamy i odjeżdżamy ku Polsce :)
Dzień był piękny i mimo mojego zmęczenia i marudzenia,wracamy szczęśliwi i zadowoleni.
Kolejna wędrówka dobiegła końca,pora więc na następną.
Do zobaczenia niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)



Bílý Potok pod Smrkem – U Liščí chaty (2 km)  – Hajní kostel (3,7 km) – Pod Frýdlantským cimbuřím (5 km) – Frýdlantské cimbuří (5,3 km) x 2 = 10,6 km + 4 x 0,5 km (Hajni kostel do góry i z powrotem i dojście do Vodopadu Černého potoka tam i z powrotem )= 12,6 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz