sobota, 6 czerwca 2015

Piękno Muschelminny zwala z nóg :)

Zapowiada się piękny,ale i upalny dzień :)
Plecaki spakowane,dodatkowe picie ląduje w samochodzie,a my ruszamy.Najpierw jedziemy do Zgorzelca.W kasie kupujemy bilety ZVON i przejeżdżamy przez miasto,kierując się ku Nysie.Parkujemy autko,bierzemy plecaki,aparaty i idziemy przez Most Staromiejski,do Niemiec.
Görlitz jest moim ulubionym miastem,za każdym razem spacerując uliczkami,dostrzegam coś innego.


































I tak wędrując w kierunku stacji kolejowej,oglądamy mijane kamieniczki i robimy zdjęcia.Kiedy dochodzimy do Placu Pocztowego,przejeżdża obok tramwaj,a ja wpatrzona w piękną fontannę Muschelminnę,ląduję kolanami na torowisku.Niestety bardzo bolesny był upadek :( Tak to jest,gdy nie patrzy się pod nogi.Widok odnowionej Muschelminny,bez ludzi tak na mnie podziałał-dosłownie rzucił mną na kolana!!!
Z trudem podnoszę się.Radek patrzy na mnie z niepokojem i pyta czy dam radę iść,co mnie boli i jak się czuję?On widział jak upadałam i nie miał najmniejszej szansy by mnie przed nim uchronić...
Boli mnie serdeczny palec lewej ręki i obydwa kolana.Z aparatu wysypały się na torowisko akumulatorki,Radek je pozbierał,sprawdził stan aparatu-nie ucierpiał tak jak ja.Podtrzymując mnie powolutku idziemy w kierunku fontanny.Zanurzam dłoń w chłodnej wodzie,a ona przynosi mi to ogromną ulgę.Sprawdzam stan kolan-są obite,ale chodzić można,mimo to wsiadamy do tramwaju i nim jedziemy do dworca kolejowego.Na stacji jesteśmy z zapasem czasowym,obojętne w którym kierunku byśmy chcieli jechać.Kusi nas pociąg o 10:16.Jednak po dokładnym przestudiowaniu rozkładów jazdy,nie ma takiego pociągu,ale okazuje się,że jest to komunikacja zastępcza.Tylko skąd odjeżdża??? Sprawdzamy przystanki przed stacją-niestety stąd nic takiego nie jeździ,idziemy więc przez dworzec na jego drugą stronę.I tu na przystanku stoi tłum ludzi.Stwierdzamy,że dobrze trafiliśmy,bo to pewnie stąd odjeżdża komunikacja zastępcza.Czekamy chwilkę.Podjeżdżają dwa duże autobusy,więc bez problemu cały tłum mieści się w ich wnętrzach.Jedziemy do Löbau.Podróż mija szybko i bezproblemowo.W Löbau trochę czekamy na pociąg,którym jedziemy do Bischofswerdy-tu mamy kolejną przesiadkę.Sprawdzamy odjazdy pociągów i znów stajemy przed wyborem-jechać wcześniejszym,czy późniejszym??? Bolą mnie kolana,więc nie kusi mnie spacer po mieście.Idziemy na peron,siadamy na ławce i czekamy na wcześniejszy pociąg.Radek mówi mi,że jeśli nim pojedziemy,to będziemy mieli dłuższą drogę do przejścia-nic to!!!-damy radę.
Oglądam swoje kolana-są poobijane-lewe bardziej i na dodatek trochę spuchnięte...No cóż,nie ma wyjścia,trza jakoś ścierpieć....
Wsiadamy do pociągu i jedziemy.Krótko trwa nasza jazda,wysiadamy na pierwszej stacji,gdzie się zatrzymuje nasz pociąg-Neukirch (Lausitz) Ost.














Obite kolana...









Wychodzimy ze stacji,sprawdzamy na drogowskazie,którym szlakiem mamy iść i ile mamy do przejścia.5 km przed nami,więc ruszamy.Najpierw powoli,by rozruszać moje obolałe kolana,a później już idziemy normalnie.Idziemy drogą asfaltową przez miejscowość.Dobrze,że trochę wieje wiatr,bo skwar lejący się z nieba,byłby nie do zniesienia.






















Mijamy ostatnie budynki,parking i wchodzimy do lasu.Teraz nasza wędrówka jest przyjemniejsza,cień drzew chroni nas od palącego słońca i cienistą drogą dochodzimy do Restauracji i Pensjonatu Waldschlößchen.Ogromne grzyby i sarny kuszą do zrobienia sobie z nimi zdjęć.Oczywiście dajemy się skusić i robimy sobie tu sesję i krótki odpoczynek.I dopiero po jakimś czasie ruszamy na szlak.Wędrujemy teraz żółtym.




















































Ławeczka :)







Drogę na szczyt umilamy sobie rozmową i robieniem zdjęć,więc mija nam szybko.Kiedy stajemy przed tablicą informacyjną,zza drzew wyłania się kamienna wieża widokowa.Najpierw kilka fotek z daleka,a dopiero po nich idziemy w kierunku wieży i budynku schroniska z restauracją.


























W restauracji kupujemy bilety i stemplujemy wszystkie nasze kajety,rozglądam się po wnętrzach i robię przy okazji zdjęcia,a po dopełnieniu formalności wychodzimy na taras i stamtąd,najpierw kamiennymi schodami wchodzimy na wieżę.Oczywiście liczymy schody-jest ich 120 ( i 7 wiodących na taras restauracyjny).Wewnątrz wieży na piętrach znajdują się wystawy starych widokówek i zdjęć.Radek zatrzymuje się przy nich,ja natomiast idę dalej-postanawiam,że schodząc obejrzę je.Staje na tarasie widokowym,rozglądam się i robię zdjęcia.Po chwili dołącza do mnie Radek.Wspólnie rozglądamy się i podziwiamy lekko przymgloną panoramę.Spoglądamy też na tabliczki ze strzałkami wskazującymi nazwę i kierunek widocznego szczytu.110 km stąd przy dobrej widoczności można dostrzec Śnieżkę :)































































































Po dość długiej sesji zdjęciowej i wypiciu całej butelki napoju,powoli schodzimy z wieży.Oglądam stare zdjęcia i widokówki i dopiero wychodzę na zewnątrz.Pora iść w kierunku stacji kolejowej,a skoro weszliśmy dłuższą i łagodniejszą drogą,to postanawiamy zejść krótszą,ale bardziej stromą,wiodącą do Neukirch West.Odnajdujemy więc drogowskaz z oznaczeniem szlaku i opuszczamy szczyt Valtenberg.










Schodzimy.Radek co jakiś czas ogląda się na mnie-kolana mi nie dokuczają,rozruszały się na tyle,że nie odczuwam bólu,mimo to schodzę bardzo wolno,nie chcę upaść...a trzeba przyznać,że ścieżka wyścielona jest warstwą suchych liści i gałązek.O poślizg na nich wcale nietrudno...Po pewnym czasie,Radek stwierdza,że dobrze zrobiliśmy wchodząc tamtym szlakiem,bo gdybyśmy musieli dziś wchodzić tą trasą,to byłaby męczarnia.Upał i droga do góry by nas zmęczyły niemiłosiernie....
Kamyczek z Frýdlantskeho cimbuří zostawiony na Valtenbergu.





















2 km ze szczytu do stacji udaje nam się pokonać z zapasem czasowym-10 minut.Wykorzystujemy ten czas na posilenie się owocami i odpoczynek.Kiedy słyszymy jadący pociąg,podchodzimy bliżej torów-stacja jest na żądanie,więc maszynista musi nas widzieć.Oczywiście jesteśmy zauważeni-mrugnięciem światłami zostajemy o tym powiadomieni.Wsiadamy do pociągu i jedziemy do Zittau.Prawie godzinna jazda rozleniwia nas niesamowicie.Obojgu nam co jakiś czas zamykają się oczka....






















W Zittau ledwo wychodzę z pociągu-kolana mnie bolą niemiłosiernie....Sprawdzamy rozkład i okazuje się,że mamy pół godziny do naszego pociągu.Idziemy więc na peron,rozsiadamy się na ławkach,wyjmujemy kanapki i zjadamy je.Po 30 minutach przyjeżdża nasz pociąg,wsiadamy do niego i jedziemy do Görlitz.Podróż mija nam szybko.Ze stacji spacerowym krokiem,chowając się w cieniu kamienic zmierzamy ku granicy.Kiedy jesteśmy niedaleko  fontanny Muschelminny,Radek mnie ostrzega bym znów się nie zapatrzyła...Robię kilka zdjęć i już bez przygód,udaje nam się dotrzeć do Zgorzelca.Po drodze fundujemy sobie lody i docieramy do autka.Wracamy do domu.
Dzień pełen słońca,pięknych widoków i stłuczonych kolan,kończy się,pora więc na kolejny-już niebawem.
Do zobaczenia :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


2 komentarze:

  1. No masz ci los! Mam nadzieję, że nic poważnego, prócz obicia kolan, się nie stało. Czasem wychodzą takie rzeczy długo po zdarzeniu. Dzielna z Ciebie dziewczyna, że mimo bólu zdecydowalaś się kontynuować zwiedzanie. I oczywiście, dzięki, że dzielisz się wrażeniami z nami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anetko,najgorzej było w niedzielę...palec spuchł i miał sino-czerwoną obrączkę,a lewe kolano bolało przy każdym zgięciu.Dziś już tak nie boli,za to ma całą gamę barw-od żółci po granat...
      Powoli przejdzie.Całe szczęście,że nie "zaryłam" twarzą,bo to by dopiero było-ani jak iść do pracy,ani jak się ludziom pokazać....
      Pozdrawiam cieplutko i serdecznie :)

      Usuń