niedziela, 26 lipca 2015

Osiemdziesiąt mieć lat,to nie grzech :)

"Wycieczka nr 24 - 26.07.2015 r.

Zarząd Oddziału PTTK „Sudety Zachodnie” wraz z redakcją „Nowin Jeleniogórskich” organizują w dniu 26 lipca wycieczkę nr 24. Wyjazd z dworca PKS autobusem o godz. 8.00 do Miłkowa (kierunek Karpacz). Trasa długości 13 km przebiega przez południowy fragment Kotliny Jeleniogórskiej. W Miłkowie zwiedzamy gotycki kościół św. Jadwigi z cennym wyposażeniem, na murze zewnętrznym zespół bogato zdobionych płyt nagrobnych upamiętniających karpackich laborantów, w murze cmentarnym 3 krzyże pokutne, obok kamienny pręgierz. W pobliżu zespół pałacowy z XVIII w. i ruiny kościoła ewangelickiego. Za mostem na Łomnicy na wzgórzu Straconka oglądamy ruiny szubienicy z XVII w. Drogą przez północny kraniec wsi Ściegny dochodzimy do wzgórza Radziwiłłówka, na wierzchołku wzniesione przed 200 laty sztuczne ruiny, po przeciwnej stronie drogi pałacyk (obecnie dom mieszkalny) , który w XIX w. był własnością księcia Antoniego Radziwiłła. Po przekroczeniu drogi Jelenia Góra – Kowary podchodzimy na Brzeźnik. Nad wyrobiskiem starego kamieniołomu wznoszą się Babie Skały stanowiące dawniej popularny punkt widokowy. Leśnymi ścieżkami idziemy do Bukowca, 100m. przed kościołem spotykamy krzyż pokutny z wyrytym oszczepem. We wsi oglądamy klasycystyczny pałac z 1800 roku, pseudoantyczną Świątynię Ateny (wzniesiona na cześć hrabiny von Reden), gotycki kościół św. Marcina z XVIw. i klasycystyczny św. Jana Chrzciciela z końca XVIIIw. W parku przypałacowym zatrzymujemy się na odpoczynek przy ognisku. W końcowej części wędrówki idziemy do Kostrzycy, skąd po godz. 16 odjeżdżamy autobusem PKS do Jeleniej Góry. Wycieczkę prowadzi Wiktor Gumprecht z Mysłakowic. Uczestnicy we własnym zakresie ubezpieczają się od następstw nieszczęśliwych wypadków, członkowie PTTK z opłaconą składką objęci są ubezpieczeniem zbiorowym."-tekst ze strony http://www.rajdnaraty2015.webreporter.pl/
Wzięcie udziału w dzisiejszej rajdowej wycieczce zostało zaplanowane wcześniej,kiedy dowiedzieliśmy się,że nasz Władziu będzie miał urodziny, 80-te :)
Wstajemy odpowiednio wcześnie,by spokojnie zjeść śniadanie,wypić kawę i spakować się,a poza tym Radek ma dodatkowe obowiązki,które co rano musi wypełnić.Z Tatkiem umawiamy się,że zadzwonimy jak będziemy wracać.Ruszamy więc pustymi ulicami miasta,kierując się ku dworcowi autobusowemu.Tu spotykamy sporą grupę znajomych,witamy się z Nimi i wsiadamy do autobusu.Jedziemy do Miłkowa.Po drodze,na przystankach wsiadają kolejni rajdowicze i w Miłkowie jest nas dość spora grupa.Tu wita nas Wiktor.Kilka słów o dzisiejszej trasie i idziemy do kościoła.
























Mamy szczęście,bo świątynia jest otwarta.Wchodzimy więc do środka.Wierni siedzą w ławkach i odmawiają modlitwę,więc tylko chwilkę spędzamy we wnętrzu,robiąc kilka zdjęć i wychodzimy na zewnątrz.Kiedy wszyscy już są,Wiktor opowiada historię kościoła i wsi.
"Miłków jest najludniejszą wsią Gminy Podgórzyn. Zwarta i łańcuchowa zabudowa tej miejscowości ciągnie się w górę potoku Miłkówka ponad 4 km, na wysokości od 415 do 655 m n.p.m. Wioska została założona prawdopodobnie jako osada „na surowym korzeniu” w XIII wieku, przez niejakiego Arnolda, od którego imienia Miłków otrzymał swą pierwotną nazwę  Arnoldi villa circa Hysberc, a nazwa ta pojawiła się pierwszy raz w spisie dóbr biskupstwa wrocławskiego w 1305 r. W tych dawnych wiekach Miłków rozwijał się i rosło jego znaczenie wśród miejscowości Kotliny Jeleniogórskiej. Duże zniszczenia przyniosły wojny husyckie w XV wieku i wojna trzydziestoletnia. W tym czasie mieszkańcy trudnili się hodowlą owiec, żyło tu wielu cenionych cyrulików (balwierzy), którzy zajmowali się goleniem, rwaniem zębów, czyszczeniem uszu i puszczaniem krwi. W połowie wieku XVII we wsi stanął młyn papierniczy i "hamernia" - kuźnica żelaza pracująca na rudzie wydobywanej w pobliskich Kowarach, zapoczątkowując przemysłowe tradycje Miłkowa. Jednak swój dość stabilny rozwój Miłków zawdzięczał przede wszystkim zielarstwu. Karkonosze od zawsze stanowiły znakomite miejsce dla ludzi funkcjonujących daleko od społeczeństwa, ale kierujących się jego dobrem. Nieprzebyte góry obdarowywały zielarzy z Miłkowa wieloma darami, dzięki czemu specyfiki te poszukiwane były w całej Europie. Do produkcji medykamentów oprócz ziół stosowano również sproszkowane minerały, maści z węży, żab i salamander. Kres ich wytwarzaniu nastąpił dopiero pod koniec XIX w. Miłków zapisał się w kartach historii również jako ważny ośrodek reformacji. Jeden z kościołów został przejęty przez ewangelików w 1552 r. Po odebraniu śląskich kościołów protestantom, wierni z Miłkowa spotykali się na nabożeństwach w lasach masywu pobliskiego Grabowca. W 1755 r. otrzymali nowy dom modlitwy w centrum wsi, który nieużywany od 1945 r. do dziś pozostaje w ruinie i dominuje w krajobrazie. Drugi miłkowski kościół pw. św. Jadwigi to jeden z najcenniejszych obiektów sakralnych naszej kotliny. Najstarszy dokument pochodzi z 1399 r. i podaje nazwisko pierwszego miłkowskiego proboszcza: Nicolaus Berner. Kościół został zniszczony przez husytów ok. 1430 r. i został odbudowany lub wzniesiony w nowej formie w XVI wieku, na co wskazują daty 1542 i 1543 zachowane na późnogotyckim i renesansowym portalu. Kolejne rozbudowy miały miejsce około roku 1600, kiedy wydłużona została nawa w kierunku południowym i w roku 1875, kiedy wzniesiono neogotycką wieżę zwieńczoną szpiczastym hełmem oraz dodano kilka przybudówek.
Dziś koniecznie należy odwiedzić kościół pw. św. Jadwigi ze względu na jego wnętrze, w którym spotykamy dwie niezwykle cenne rzeźby; polichromowaną figurę Matki Boskiej Bolesnej z ok. 1450 roku i piękną, rzadko spotykaną na Śląsku figurę Chrystusa Frasobliwego z końca XVI wieku. Na bogactwo wystroju wnętrza składają się: renesansowe stalle z dekoracją rzeźbiarską, złocone barokowe ołtarze i chrzcielnica, klasycystyczne organy. W zewnętrznej ścianie zakrystii umieszczona została kamienna głowa, być może Mongoła, motyw często pojawiający się w kościołach pw. św. Jadwigi, która była matką Henryka Pobożnego poległego pod Legnicą w 1241 roku w bitwie z Mongołami. Na północnym murze kościoła zachował się cenny zespół siedmiu XVIII - wiecznych tablic nagrobnych karkonoskich laborantów, wspaniale dekorowanych. W murze cmentarnym znajdują się trzy krzyże pokutne - jedyne tak duże skupisko na Śląsku, a obok w ogrodzeniu pozostałość pręgierza.
Oprócz kościoła pw. św. Jadwigi warto obejrzeć materialne ślady feudalnego wymiaru sprawiedliwości  - kamienny pręgierz („słup hańby”), postawiony tuż przy kościele i murowaną szubienicę na odsłoniętym wzgórzu na wschód od Miłkowa. Pręgierz powstał tuż po wojnie trzydziestoletniej na rozkaz właściciela wsi, który obawiał się wystąpienia ludności przeciwko feudalnemu właścicielowi. Natomiast szubienica miłkowska to typ szubienicy studniowej, a do dziś na Śląsku zachowało się ich tylko 6. Pierwszej egzekucji dokonano w 1684 r., a ostatniej w roku 1715. W 2007 r. na szubienicowym wzgórzu przeprowadzono badania archeologiczne, w czasie których oczyszczono wnętrze szubienicy, a w jamie grobowej odsłonięto szkielet mężczyzny, który poddano dalszym badaniom we Wrocławiu."-fragment tekstu ze strony http://podgorzyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=56&Itemid=86
"Historia Karkonoskich Laborantów.
Przez stulecia rejon Karkonoszy był słabo zaludniony. Jednymi z pierwszych śmiałków, którzy penetrowali niedostępne górskie tereny byli średniowieczni poszukiwacze skarbów, kamieni szlachetnych i minerałów zwani Walonami (Walończykami). Znali oni i korzystali również z leczniczych właściwości karkonoskich ziół. Nie zachowały się źródła pisane, dotyczące działalności karkonoskich zielarzy z okresu średniowiecza, ale miejscowa ludność korzystając z własnych doświadczeń i tradycji, a także obserwując Walonów oraz korzystając z wiedzy joannitów przybyłych pod koniec XIII w. do Kotliny Jeleniogórskiej, zapoznała się z leczniczymi właściwościami górskich ziół. W epoce renesansu wzrosło zainteresowanie człowieka otaczającą przyrodą, a pojawienie się drukowanych zielników i opracowań zielarskich miało znaczący wpływ na popularyzację ziołolecznictwa. Na Śląsku znane były dzieła największego przyrodnika i lekarza doby renesansu – Paracelsusa, który w miejsce skomplikowanych i nierzadko szarlatańskich receptur średniowiecza wprowadzał proste i skuteczne leki roślinne.
Pierwsze pisemne wzmianki o zbieraniu ziół w Karkonoszach pochodzą z połowy XVI w. Zapiski dotyczą zainteresowania ziołami przez uczonych i lekarzy, którzy najczęściej przybywali w Karkonosze i Góry Izerskie z Pragi. Na polecenie cesarza Rudolfa II (1576 - 1611) Karkonosze przeszukiwał pochodzący ze Strzegomia lekarz Johannes Scultetus, zwany od swoich górskich wędrówek jako Johannes Montanus. Montanus z końcem XVI w. wysławiał umiejętności tutejszych zielarzy. Do początków XVII w. wydanych zostało kilkanaście różnego rodzaju herbarzy i opisów śląskich ziół, co świadczy o zainteresowaniu karkonoskimi ziołami ze strony niejednokrotnie wybitnych postaci ze świata renesansowej medycyny.
Jedną z nich był Caspar Schwenckfeldt (1563-1609), jeleniogórski zielarz, doktor medycyny i humanista, który zanotował w swym dzienniku: "[...] w górskich wioskach wielokrotnie trafiłem na zielarzy znających wybornie sztukę leczenia i służących bliźnim". W botanicznym opisie Cieplic Śląskich i okolic wydanym w 1607 r. Caspar Schwenckfeldt pisał, że w górach spotykano licznych korzenników i zielarzy, którzy nierzadko uprawiali też nielegalne praktyki lekarskie.
W 1622 r. lub 1623 r., w Karpaczu osiadła grupa protestanckich uchodźców religijnych z Czech. Był wśród nich Georg Werner, pochodzący z Kłodzka aptekarz, który miał dać początek karkonoskiemu ośrodkowi laborantów, a zielarską wiedzę przekazał synowi. Karkonoscy laboranci obrali sobie za patrona mitycznego władcę Karkonoszy – Ducha Gór i jego podobiznami ozdabiali zielarskie kramy. Sprzedając swe medykamenty, chętnie opowiadali niesamowite historie o Duchu Gór, zwanym także „korzennikiem”, jako że według legend miał posiadać największą wiedzę o leczniczych właściwościach karkonoskich ziół, był także ich opiekunem i strażnikiem. Z pomocą owych opowieści karkonoscy laboranci starali się odstraszyć i ukryć przed niepowołanymi ludźmi miejsca występowania drogocennych ziół i tajniki produkcji leków.
Z czasem, największym skupiskiem laborantów w Karkonoszach stał się Karpacz, choć ich działalność rozciągała się na całe góry. Według jednej z legend początek ośrodka laborantów pod Śnieżką ok. 1700 r. mieli dać studenci medycyny uniwersytetu w Pradze, noszący imiona Mikołaj i Salomon. Legenda podaje różne wersje przyczyn ich przybycia do Karpacza; z powodu panujących w Pradze zamieszek, w ramach ochrony przed zarazą, bądź jak głosi kolejna wersja, z obawy przed odpowiedzialnością za udział w krwawym pojedynku z jakimś lekarzem czy aptekarzem. W Karpaczu studenci postanowili zamieszkać i oprzeć lekarską praktykę na połączeniu nauki medycznej oraz leczniczych właściwości natury. W podzięce za gościnę mieli przekazać swoją wiedzę mieszkańcom Karpacza, założyli także pierwszą w miejscowości aptekę. O ile nieznane są nazwiska praskich studentów, o tyle zachowały się nazwiska ich pierwszych karpackich uczniów. Byli to Melchior Grossmann i Jonas Exner, którzy w 1696 r. opłacali jedne z najwyższych we wsi podatków. Na północnej ścianie kościoła parafialnego św. Jadwigi w Miłkowie zachowały się pochodzące z początków XVIII w. nagrobki karpackich laborantów.
Około 1700 r. zielarze z Karpacza i okolic utworzyli własny cech, mający swoich mistrzów, którym w produkcji leków pomagali terminatorzy i czeladnicy. W późniejszych latach Karpacz otrzymał nazwę „wsi aptekarzy”. W XVIII w., po zajęciu tych terenów przez Prusy, zaczął narastać konflikt pomiędzy oficjalną medycyną – dla której laboranci byli konkurencją - a karkonoskim ziołolecznictwem. Pruska ustawa rządowa z 1740 r. ograniczała liczbę legalnie działających w Karkonoszach laborantów do trzydziestu osób, a na zielarską działalność trzeba było zdobyć urzędową licencję.
W 1796 r. karkonoski cech laborantów liczył 27 członków mieszkających w Karpaczu, Miłkowie, Głębocku i okolicy. Od tego roku. rząd pruski zezwolił laborantom z Karpacza na produkcję i sprzedaż jedynie 46 medykamentów i pomimo, iż sława karkonoskich medykamentów rosła, administracyjne ograniczenia stopniowo zaczęły doprowadzać do upadku tutejszego zielarstwa. Dnia 30. 09. 1843 r. rząd pruski wstrzymał wydawanie nowych zezwoleń na prowadzenie praktyki zielarskiej, co stało się początkiem końca działalności karkonoskich laborantów. Ich historię zakończyła śmierć Ernsta Zwölfela, który zmarł 2 kwietnia 1884 r., a w drodze wyjątkowej łaski, jako ostatni z karkonoskich laborantów posiadał prawo dożywotniego wyrabiania zielarskich medykamentów."-tekst ze strony http://www.cikpn.kpnmab.pl/karkonoscy-laboranci-i-walonowie/historia-karkonoskich-laborantow.html












Kiedy Wiktor kończy opowiadać,idziemy obejrzeć kościół dookoła.Trwają tu prace remontowe,świątynia jest otoczona rusztowaniami.więc niedługo będzie piękna :)
Opuszczamy teren przykościelny i idziemy w kierunku drugiego kościoła.










Głowa Mongoła na świątyni.



































"Kościół Ewangelicki.
W latach 20-tych XVI wieku,ludność Miłkowa,podobnie jak wiele innych miejscowości Kotliny Jeleniogórskiej,masowo przyjmowała reformowane wyznanie Lutra.Protestanci przejęli w 1552 roku,kościół św.Jadwigi,który po stu latach został im odebrany,w okresie tak zwanej "wielkiej regulacji" jaka miała miejsce po zakończeniu wojny trzydziestoletniej.Wybuchły zamieszki w obronie swobody religijnej:15-go lutego 1654 roku,gdy użyto siły do wyprowadzenia luteran z kościoła i w 1677 roku,gdy hrabia Carl Heinrich von Zierotin,ówczesny właściciel Miłkowa,zarządził usunięcie protestanckiego księdza.Odtąd protestanci zbierali się na nabożeństwach i modlitwach  w tajemnych,trudno dostępnych leśnych ostępach,których tradycja utrwaliła się w do dziś funkcjonujących nazwach,np.Leśny Zbór,Kazalnica...16.03.1742 roku król Fryderyk II (władca prowincji śląskiej) wydał zezwolenie na budowę w Miłkowie:pastorówki,kantorówki i kościoła ewangelickiego na podstawie którego wzniesiono tu drewniany dom modlitw.Ta właściwie prowizoryczna budowla bardziej przypominała olbrzymią szopę i wkrótce nie spełniała rosnących ambicji mieszkańców Miłkowa.Jednak już w 1754 roku jego stan był tak zły,że rozpoczęto budowę nowego zboru.Zaczęto od wielkiego przedsięwzięcia technicznego-stary dom modlitwy został przesunięty na drewnianych belkach w bok o 92 łokcie (ponad 60 metrów),by na jego miejscu mógł stanąć okazały murowany kościół,którego budowę ukończono w 1755 roku.W 1863 roku od strony zachodniej dobudowano do korpusu smukłą wieżę,zwieńczoną hełmem z iglicą,która dziś stanowi dominantę w krajobrazie Miłkowa.Był to okazały obiekt z salową nawą,otoczoną 2-kondygnacyjnymi,drewnianymi emporami.
Elewacje dzielone pilastrami,dolne okna niskie,górne wysokie,wszystkie zamknięte łukami odcinkowymi w opaskach.Kościół był nakryty 4-spadowym dachem łamanym.Nawę przykrywało drewniane pseudo sklepienie.Kościół opuszczony w 1945 roku,nieużytkowany przez katolików,szybko zaczął popadać w ruinę,szczególnie po zdjęciu dachu w 1980 roku.Ostatnio pojawiła się myśl,by wyremontować wieżę i udostępnić ją turystom jako punkt widokowy.Obecnie zachowały się tylko mury zewnętrzne z niszczejącą wieżą.
Do kościoła przytyka rozległy cmentarz,obecnie wykorzystywany ponownie.
Część starych nagrobków ustawiono przy murze kościoła.Na cmentarzu rosną stare drzewa,głównie lipy drobnolistne."-tekst z tablicy informacyjnej.
"Z ruinami kościoła ewangelickiego wiąże się pewna legenda. Otóż miejscowi opowiadają, jakoby na kościele ciążyła klątwa. Podobno każdy, kto podjął się rozebrania ruin zaczynał nagle chorować aż umierał, przez co kościół stoi aż do dzisiaj. O kościele ewangelickim w Miłkowie wspomina również R. Kudelski w swojej książce „Złoto generałów.” Otóż kościół, a w zasadzie jego podziemia miały być miejscem ukrycie części Złota Wrocławia. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, bo pod kościołem nie ma żadnych znanych podziemi. Sama ruina jest natomiast świetnym przykładem na to, do czego prowadziła nienawiść do tego co niemieckie, wpajana przez ówczesne władze Ziem Odzyskanych."-malutki fragmencik tekstu ze strony http://historycznesudety.pl/kosciol-ewangelicki-w-milkowie/

Cała grupa rajdowiczów staje naprzeciw świątyni i słucha opowieści Wiktora,a ja idę zrobić kilka zdjęć.








Tak wygląda obecnie wnętrze...

















































Po sesji zdjęciowej przy kościele,wracam do grupy i razem ze wszystkimi idziemy w kierunku kolejnego dzisiejszego celu-ku Straconce.Mijamy dom postawiony do góry nogami-"Chata na głowie",przechodzimy przez ruchliwą szosę i wzdłuż rzeki i campingu docieramy do drogi wiodącej do Ściegien.Idąc poboczem drogi dochodzimy do drewnianej tablicy informującej,że jesteśmy niedaleko szubienicy.Skręcamy w lewo i wchodzimy na niewielkie wzniesienie porośnięte drzewami.Tu pomiędzy drzewami znajduje się owa szubienica.Stajemy naprzeciw ruin i słuchamy Wiktora,który opowiada historię tegoż miejsca.
"Szubienica w Miłkowie (Ścięgny)
Pomiędzy Miłkowem a Ścięgnami na jednym ze wzniesień o nazwie Straconka (478 m n.p.m) stoją ruiny kamiennej szubienicy. Jej ponura konstrukcja z kamieni polnych do dziś straszy trzema kamiennymi filarami wznoszącymi się ponad koronę cylindrycznej studni. Filary te w przeszłości stanowiły podporę pod drewniane belki egzekucyjne, do których przytwierdzano stryczki.
Obiekt założono na planie koła tworzy cylindryczną studnię o średnicy wewnętrznej 330 cm i wysokości 250 cm. Grubość ścian waha się w granicach 80-85 cm. Na koronie umieszczono trzy kamienne filary o aktualnej wysokości około 200 cm. Wejście do wnętrza studni umieszczono od strony południowo-zachodniej. Całość wykonano z granitowych i piaskowcowych głazów; ślady wskazują iż w przeszłości obiekt mógł być otynkowany.
Historia szubienicy (często przypisywanej w literaturze zarówno miejscowości Miłków, jak i Ścięgny), sięga roku 1654. Wtedy to właściciel wsi Miłków, baron Carl Heinrich von Zierotin zaniepokojony wybuchem ruchów rewolucyjnych, odkupił od miasta Jelenia Góra dla swoich włości: Miłkowa, Głębocka, Ścięgien i Karpacza, prawo sądownictwa kryminalnego. W roku 1677, celem ogólnej prewencji nakazał wzniesienie dzisiejszej szubienicy i pręgierza (zachowanego do dzisiaj przed murem otaczającym kościół parafialny w Miłkowie). Prawdopodobnie wcześniejsza szubienica znajdowała się na wzniesieniu oddalonym bardziej na północ od dzisiejszej lokalizacji.
Szubienicę w Ścięgnach użyto pierwszy raz siedem lat po jej wzniesieniu, wtedy to twórca miłkowskiego sądownictwa musiał wydać wyrok śmierci na swojego szwagra, barona von Fitsch (lub Fätste), ponieważ dopuścił się on morderstwa. Ofiarą była jego żona Juliana von Zierotin, a motywem zbrodni utrzymywane stosunki seksualne z jedną z pokojówek. Wyrok zatwierdził sam cesarz Leopold I, a sprawca zawisł na szubienicy wbrew ówczesnemu prawu (zwyczajowi), dającemu szlachcicowi możliwość wykonania wyroku przez ścięcie mieczem. Natomiast jego kochanka została ścięta specjalnie na tę egzekucję wykonanym mieczem, który można było jeszcze przed II wojną światową oglądać w miłkowskim pałacu. Na mieczu wygrawerowano wizerunek mężczyzny wiszącego na szubienicy, datę 1684 i napis: “Ten, kto podżegał do morderstwa, będzie stracony za pomocą miecza, a kto mordu dokonał, będzie powieszony”.
3 lipca 1689 roku stracono w tym miejscu parobka Georga Quohla, którego powieszono za otrucie swojej żony trucizną na myszy.
Jednym z bardziej spektakularnych wyroków sądowych jakie tu wykonano, była egzekucja rodziny Exnerów: ojca, matki, syna i córki, przeprowadzona 14 października 1701 roku. Sąd w Pradze zarządził, aby za morderstwo dziecka i kazirodztwo córka Rosina wraz z utrzymującym z nią stosunki cielesne bratem Georgiem mają zostać ścięci mieczem. Podobny los spotkał oboje rodziców: ojca Georga i matkę Marię, których dodatkowo przebito kołkami i zagrzebano w jamie przy szubienicy.
Ówczesne prawo było bardzo surowe, skoro w 1709 (lub 1719) roku powieszono tutaj Hansa Krause, oskarżonego o oszustwo na 20 funtów ryb wobec pewnych zacnych obywateli. Także młodzieniec Hans Müller za kradzież zakończył swój żywot na szubienicy 27 listopada 1715 roku. 6 grudnia jego zwłoki urwały się z szubienicy, a wezwany kat z Jeleniej Góry położył go twarzą do ziemi, pozostawiając bez pochówku.
W latach 1935-1942 podjęto próbę renowacji szubienicy. Niestety z powodów finansowych, oraz prawnych (brak inicjatywy ze strony właścicieli gruntów, na których zlokalizowano szubienicę) inwestycje zaniechano. Niestety dzisiejsze władze konserwatorskie również nie przejawiają zainteresowania niszczejącym z roku na rok obiektem."-tekst ze strony http://www.zjk.centrix.pl/index.php/szubienica/szubienica-w-milkowie-sciegny/
Po wysłuchaniu opowieści Wiktora o tym miejscu,robimy kilka zdjęć i ruszamy dalej.




















































































Idziemy spokojną drogą asfaltową przez Ściegny.Wije się ona pomiędzy polami,na których pasą się krowy,konie.Spoglądamy za siebie na pięknie ukazujące się Karkonosze.Zatrzymujemy się co jakiś czas by nacieszyć się cudnymi widokami i zrobić zdjęcia.Oczywiście ja zostaję całkiem w tyle,bo dzięki słoneczku,które pokazało się na niebie,zaczynają dookoła kwiatków latać motyle.Z asfaltowej drogi skręcamy w polną i wędrujemy nią pomiędzy złocącymi się od zbóż polami.Przepiękne krajobrazy nas otaczają,więc patrzę,podziwiam i robię zdjęcia :) I tak niespiesznie wchodzimy do lasu.Idziemy duktem leśnym,a on wyprowadza nas przed pałac Ciszyca.


























































"Pałac w Ciszycy – pałac w północno-wschodniej części Kotliny Jeleniogórskiej, niedaleko Kowar, położony u stóp wzgórza Ciszyca.
Pierwszym znanym właścicielem posiadłości był hrabia Malzan, następnym śląski minister prowincji hrabia Karl Georg von Hoym, który w latach 90. XVIII w. wzniósł niewielki pałacyk w stylu empire. W 1825 roku dwór wraz z majątkiem, po trzyletnim okresie dzierżawy, nabył książę Antoni Henryk Radziwiłł, pełniący w latach 1815-1833 funkcję namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Remont wnętrza został wykonany pod wpływem Karla Friedricha Schinkla. Ściany zostały pokryte tapetami ze znanej fabryki z Kessel, w meblach przeważały motywy neogotyckie. Ciszycę odwiedzał w swoim czasie brat ówczesnego króla, książę Wilhelm Pruski z żoną. Po śmierci Antoniego Radziwiłła (w 1833) i jego żony Luizy Brandenburskiej majątek odziedziczyła córka Eliza, zaręczona w młodości z księciem Wilhelmem, która mieszkała w Ciszycy do śmierci w 1836 roku. Następnie dobra przeszły w posiadanie kolejnej córki Antoniego Radziwiłła, Wandy, żony księcia Adama Czartoryskiego. Potomkowie Wandy i Adama Czartoryskich mieszkali w Ciszycy do 1927 roku tj. do czasu, gdy majątek zakupił baron von Stein-Äcker, który poddał pałacyk renowacji. W latach 30. posiadłość należała do Solly Edelmann. W 1938 nakręcono tu film "Legenda miłosna", odtwarzający dzieje romansu Elizy i Wilhelma. Obecnie pałac i oficyna są własnością prywatną.
Pałac w Ciszycy jest prostą, jednopiętrową budowlą, na planie prostokąta, krytą czterospadowym, mansardowym dachem ozdobionym facjatkami. Od północnego zachodu łączy się z nim jednopiętrowy budynek służbowy, na parterze murowany z górną kondygnacją z drewna. Fasady południowo-wschodnia i południowo-zachodnia liczą po 7 osi okiennych, elewacje boczne po 5. W kierunku poziomym podzielone są na kondygnacje płaskim gzymsem listwowym. Elewację główną wyróżnia trzyosiowy, lekko wysunięty ryzalit przystrojony w partii górnej ornamentami empirowymi i gzymsem zwieńczonym fryzem kostkowym. Nieistniejący obecnie balkon wsparty był na czterech doryckich kolumnach, przed którymi rozpościerał się taras. Dekoracji fasad, obecnie pokrytych niefortunnie narzutem tynkowym, dopełniały ozdobne podokienniki wykonane w tynku. Wewnątrz zachowały się tylko fasetowe plafony oraz częściowo stolarka z pocz. XIX w. - okna i drzwi.
W otoczeniu budynku znajdował się romantyczny park, z którego do dziś zachowały się niektóre okazy roślin: 18-metrowy tulipanowiec amerykański liczący około 250 lat, ponad 200-letnie sosny wejmutki, dwa buki pospolite, dąb szypułkowy w odmianie stożkowej. Park jest obecnie zaniedbany."-Wikipedia.
Stajemy przed pałacem,słuchamy jego historii i opowieści o smutnej miłości Elizy i Wilhelma.Kiedy tak stoimy,odpoczywamy,posilamy się i słuchamy,podjeżdża samochód,z którego wysiada Krzysztof.Witamy się z Nim i razem ruszamy wąską ścieżką wijącą się między drzewami na poszukiwanie ruin dawnego domku myśliwskiego.














































Ostatnio byłam kilka ładnych lat temu.Miałam spory problem ze znalezieniem owych ruin....
Dziś idziemy grupą i mimo braku jakichkolwiek oznaczeń,odnajdujemy ruiny domku myśliwskiego,a w ich wnętrzu Jarka,z którym witamy się serdecznie,ciesząc się ze spotkania :)
Kiedy wszyscy już dotarli na miejsce,robimy zdjęcia grupowe i indywidualne i powolutku opuszczamy ruiny,schodząc ku pałacowi.














































Osadnik egeria

\


















Pszeniec gajowy.





Przy pałacu,żegnamy się na chwilę z Krzysztofem-On pojechał do Bukowca wszystko przygotować-a my idziemy dalej.
Przechodzimy przez drogę szybkiego ruchu i zaczynamy powoli wspinać się na Brzeźnik.Idziemy gęsiego.Wąska,wydeptana ścieżka wspina się wyżej i wyżej...i tak docieramy na szczyt.Trwa tu wycinka drzew,dzięki czemu ze szczytu można podziwiać widoki.Z jednej strony widać Kowary,a z drugiej Bukowiec.Robimy sobie przerwę na odpoczynek,posilenie się i sesje zdjęciowe.














































Rusałka pawik.











Kiedy wszyscy nasycą się widokami i odpoczną,powoli zaczynamy schodzić.Leśna droga wiedzie nas do Kowar.Wędrując w dół,naszym oczom ukazały się Karkonosze z górującą Królewną Śnieżką.Widoki są tak cudne,że sesje zdjęciowe nie mają końca....
Bardzo powoli docieramy do drogi szybkiego ruchu.Idziemy jej poboczem do skrzyżowania,na którym przechodzimy przez szosę na prawą jej stronę i wkraczamy na szlak św.Jakuba.Idziemy nim do Bukowca.Droga w miłym towarzystwie mija nam szybko.W Bukowcu kierujemy swe kroki ku pałacowi,gdzie na terenie przypałacowym rozstawiono namiot,w którym ustawiono stoły i ławki.Witamy się z Majką,Heniem i Maciejem i rozsiadamy się wygodnie,czekając na resztę rajdowiczów i Jubilata :)






























W malinowym chruśniaku...





















Trzmiel i języczka







Kiedy nasz Władziu do nas dotarł,Majka wniosła tort,na którym zapalono świeci.Wszyscy wstali i wspólnie zaśpiewaliśmy Jubilatowi "100 lat",a później zostały wręczone prezenty :)
Radość zapanowała dookoła :)
Życzeń nie ma końca :)
A nasz Jubilat szczęśliwy i radosny :)
Wszystkiego dobrego Władziu :)


































Jubilat rozpromienił się niesamowicie,kiedy Maciej otworzył książkę w miejscu,gdzie opisane jest Beresteczko.Nasz wspaniały Jubilat opisuje swoje życie na blogu.I tu można znaleźć wpisy z życia między innymi z Beresteczka.
Blog Władysława: http://siwykon.bloog.pl/?_ticrsn=3&smoybbtticaid=615506












Prezenty od Krzysztofa :)















































I jak to w życiu bywa,po części oficjalnej następuje część nieoficjalna-czyli:tańce,hulanki,swawola.Ognisko płonie,kiełbaski się smażą,zostaje włączona muzyka,a rajdowicze ochoczo ruszają w tan :) Dookoła panuje radość :)






















































Rusałka osetnik.



Czas spędzony w miłym towarzystwie mija niezwykle szybko.I kiedy powoli zbliża się pora rozstań,zbieramy się przed pałacem i robimy sobie zdjęcia grupowe.Sesje zdjęciowe trwają i trwają,dookoła słychać śmiech rajdowiczów i naszego Jubilata :)
Po zdjęciach grupowych idziemy jeszcze na sesje zdjęciowe z motylami.Ogromna kępa języczki pomarańczowej,kusi swymi słonecznymi kwiatami owady.Jest ich tu mnóstwo-trzmiele,osy,pszczoły,motyle itp...Raj dla fotografów takich jak Heniu,Maciej,Radek i ja i nam podobnych :)




Listkowiec cytrynek.





Rusałka kratkowiec.










Kiedy już nasycimy oczy i aparaty pięknem owadzim,wracamy do znajomych.Chwilę jeszcze biesiadujemy,ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.Pora wracać.
Żegnamy się z Jubilatem i resztą rajdowiczów i korzystamy z okazji,że Maciej odwozi Jolę i Henia,zabierając się z Nimi :)









I tak kończy się wyjątkowy i piękny dzień :)
Następne wciąż przed nami,więc do zobaczenia już niebawem :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Danusia i Radek :)


Zdjęcia tu dodane są autorstwa dwóch El-Eli M.,Eli Sz.,Bolka,Jarka,Macieja,Krzysztofa,Radka i moje :)










2 komentarze:

  1. Danusiu, wreszcie dotarłam na Twój blog, z przyjemnością przeszłam z Tobą całą trasę. Pooglądałam fajne zdjęcia. A przy okazji dowiedziałam się, że w okolicy jest fajna ciekawostka turystyczna, jak dom na głowie. Muszę tam pojechać lub dojść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Olu :)
      Miło mi,że zajrzałaś do nas :)
      W chacie na głowie nie byłam i mam pewne obawy co do wejścia tam-bo co będzie z moim błędnikiem jak zwariuje???
      Pozdrawiam cieplutko i serdecznie :)

      Usuń