sobota, 13 kwietnia 2013

Dalkovy pochod okolo Dobrošova :)

Dziś mamy bardzo wczesną pobudkę.Jedziemy do Czech,do Nachodu.Mamy spory kawałek do przejechania,więc wcześnie wstajemy.
Śniadanie,kawa,pakowanie plecaków,wsiadamy do auta i jedziemy najpierw po Ewę,a później po Zosię.W tak mocnym komplecie ruszamy już do Czech :) Trzy kobiety i jeden "Rodzynek" :)

"„OKOLO PEVNOSTI DOBROŠOV“ - 22. ročník
Pěší 15 a 25, cyklo 41 km. 
Start průběžný 7.00 - 9.00 hod. od nádraží ČD Náchod. 
Startovné ve výši 25,-Kč, občerstvení a diplom na Jiráskově chatě na Dobrošově do 16 hod. 
Od chaty zpět do Náchoda 3 km."

Droga nam mija sprawnie i w miarę szybko.W Nachodzie jesteśmy o 8:30,parkujemy auto niedaleko stacji kolejowej i idziemy wpisać się na listę startową.Wybieramy trasę 15 km.Każdy z nas wypełnia kartę startową,płaci wstępne i dostaje kartkę,na której jest opisana cała trasa.Oczywiście w języku gospodarzy :). Jesteśmy tym trochę zaskoczeni,bo nie ma na niej mapy,a jest tylko opis.To nasze zdziwienie zostaje zauważone i podczas wydawania tych kartek,pada pytanie,czy będziemy w stanie zrozumieć,to co tam jest napisane? Odpowiadamy,że damy radę i ruszamy w drogę.



















I jak się okazało,to od razu na samym początku,po przejściu przez tory nagle zgubiliśmy swój szlak.Czytając opis trasy,skupiliśmy się na nazwie ulicy,a nie na tym jak dokładnie mamy pójść.Pytając przechodniów o tę właśnie ulicę dochodzimy do rynku i tu patrząc na mapę,stwierdzamy,że musimy wrócić do rzeki,przejść na drugi jej brzeg i tam odnaleźć naszą trasę.Tak też robimy.Korzyść z wizyty na rynku jest taka: że kościół znajdujący się w jego centrum wyremontowano,a teraz w remoncie jest zamkowa wieża.
Po krótkiej i niespodziewanej wizycie w rynku,wracamy.Trzeba odnaleźć nasz szlak....Nie ma lekko!!!
Dochodzimy więc do torów,przechodzimy przez nie i mamy już Metuję przed sobą.Most nad rzeką i.....
......tuż za mostem skręcamy w prawo i idziemy wzdłuż rzeki,żółtym szlakiem.Metuja niesie ze sobą mnóstwo brudnej i rwącej wody.Po brzegach widać,że było jej już o wiele więcej....
Trasa wiedzie nas przez osiedle ładnych,starych domków,gdzie w ogródkach powoli rozkwitają wiosenne kwiatki.Jest ich jeszcze niewiele,ale i tak cieszą one nasze oczy.
















Natomiast nad brzegiem rzeki przycupnęły kaczki,które na nasz widok głośnym kwakaniem obwieszczają swe niezadowolenie....czeskie nacjonalistki a może ludziofobki :))
Idąc wzdłuż rzeki,wchodzimy na niewielkie osiedle domków,gdzie w przydomowych ogródkach znajdujemy miniaturki pałaców i zamków.Oczywiście podziwiamy je i robimy zdjęcia i powoli nasz szlak wprowadza nas do lasu.Teraz  idziemy leśną drogą,gdzie wzdłuż rzeki pojawiają się domki letniskowe.Idąc,komentujemy ideę budowania domków letniskowych w takim miejscu.Cisza jest kusząca,ale widać,że Metuja często zbytnio podnosi swój poziom i można moczyć w niej nogi z tarasu.Są tacy,którzy tego nie chcą i budują domki wysoko na skarpach,ale to tzw. typ "skandynawski",bezsłoneczny :). Tak dochodzimy do baru leśnego "Na Ostrovech",tu zatrzymujemy się na małe co nieco.


























Jesteśmy paręnaście minut za wcześnie.Gospodarz,krząta się,sprzątając bezpośrednią okolicę baru i nawet na nasz widok nie przerywa zajęć.Robi swoje.My z kolei też mamy swoje plany,po krótkim odpoczynku i zjedzenia małego co nieco z naszych plecaków,ruszamy dalej.Radek wyczytał na rozpisce,że mamy niedługo przejść przez Metuje na drugi brzeg rzeki po pierwszej lávce.Pokazuje nam rząd ławek,składowanych obok rzeki i pyta ze śmiechem,która jest pierwsza?Ruszamy..
Tu na obu brzegach Metuji,jest również sporo pobudowanych małych,drewnianych domków letniskowych.Niektóre z nich są pobudowane dość wysoko i w bardzo zacienionych miejscach.Aby dostać się do nich,trzeba pokonać prawie pionowe schody...
My wciąż podążamy wzdłuż rzeki.Drogę umilamy sobie rozmowami,wszystko dla nas jest nowe,ciekawe i inne.Znajdujemy jakieś ciekawostki,które na bieżąco komentujemy i tak dostrzegamy,płynący rzeką kajak.Ludzie w nim siedzący machają do nas i serdecznie nas pozdrawiają.My również Ich pozdrawiamy.I tak dochodzimy do pierwszej lávki.Jest to zadaszona kładka nad rzeką.Tu mamy sesję zdjęciową,dość długą,bo oprócz fotografowania kładki i nas,robimy zdjęcia dość sporej grupie płynących kajaków.Fajnie wyglądają na rzece,która dzięki nim nabiera ładniejszych kolorów.
































Po kładkowej i kajakowej sesji zdjęciowej idziemy kawałek leśną drogą i dochodzimy nią do drugiej zadaszonej kładki.Przechodzimy nią na drugą stronę i po kilkudziesięciu metrach znajdujemy się w Pekle.Tu mamy mieć punkt kontrolny.My najpierw robimy sobie zdjęcia-wykorzystujemy moment,że przy pięknym budynku restauracji nie ma nikogo.Fotografujemy go,zachwycając się jego pięknymi detalami.I nagle,do naszych uszu dolatuje donośny gwizd!!! Jesteśmy tym trochę zaskoczeni,ale nie zwracamy na to większej uwagi.Dopiero gdy słyszymy drugi,jeszcze donośniejszy i dłuższy gwizd,spoglądamy w tamtym kierunku i dostrzegamy Panią,która macha ręką i woła nas.Już wiemy,że to gwizdanie to było na nas.Odpowiadamy Jej,że zaraz tam przyjdziemy,ale najpierw zrobimy zdjęcia.
Po zrobieniu zdjęć idziemy do Pani,która na nas gwizdała.Na przeciwko restauracji,znajduje się kiosk i tam właśnie ulokowano punkt kontrolny.Tu zostają podbite nasze kartki z trasą,dostajemy też kuponiki na občerstvení,które mamy wykorzystać na mecie.Pani pyta nas skąd wiedzieliśmy o tym wędrowaniu i z jakiego regionu Polski przyjechaliśmy i gdy to wyjaśniamy,nagle zaczęło padać,a właściwie-lać!!!!
Postanawiamy skryć się pod dachem,wypić kawę i przeczekać deszcz,który raptownie się pojawił.Jest nadzieja,że równie szybko jak zaczęło padać,tak też szybko przestanie.



Peklo:
Jest to zarówno osada,jak i schronisko,a także dolina.Zbocze głębokiej doliny ma z jednej strony szczytowy punkt na wzgórzu (czes. Sendražský kopec),a z drugiej strony w pięknej scenerii Koníčka (czes. Hunčovské hory).Dawniej były tu dwa młyny.We młynie na Olešence,który Jurkovič przebudował na restaurację dla turystów,czyli coś w rodzaju dzisiejszego schroniska (czes. výletní restaurace lub útulna),już dawniej podawano posiłki.Nic szczególnego-wodę lub piwo i chleb z masłem oraz serki.To wszystko po pokonaniu pięciokilometrowej trasy z Novego Města lub z  Náchodu z pewnością wspaniale smakowało.
W 1909 roku Peklo przebudowano według projektu architekta Dušana Jurkoviča.
Weranda w sąsiedztwie młyna,która mogła pomieścić wielu wycieczkowiczów,została zlikwidowana.Zachowały się jej fundamenty.Młyn i tartak przekształcono w restaurację.Niedaleko zbudowano nowy tartak z turbiną,którą napędzała woda doprowadzana rurami z Olešenki.
Po wypiciu kawy i odpoczynku,możemy ruszać w dalszą drogę.Niebo rozpogodziło się.Deszcz ustąpił miejsca słońcu i błękitowi nieba :) Przed opuszczeniem tego miejsca,zostajemy pouczeni,że najpierw mamy iść zielonym szlakiem,a później niebieskim.Pożyczono nam jeszcze szczęśliwej drogi i ruszamy dalej.











































Po opuszczeniu Pekla,wchodzimy na leśną drogę,która służy również rowerzystom.Cały czas towarzyszy nam rzeka,ale tym razem jest to Olešenka i tu przy jej brzegach znajdujemy całe kobierce śnieżycy wiosennej.Zatrzymujemy się tu na dłużej,robiąc całe mnóstwo zdjęć.
Śnieżyca wiosenna,w Polsce jest rośliną prawnie chronioną.Jej największym wrogiem jest człowiek,który zrywając jej piękne kwiaty,wykopując ją i przenosząc do ogródka,w znacznym stopni przyczynia się do zniszczenia jej naturalnego środowiska.Śnieżyca rośnie najczęściej w kwaśnym i wilgotnym podłożu i prace przy  regulacji rzek,są też przyczyną jej ginięcia.W Polsce rośnie w Sudetach,Karpatach i Bieszczadach.Poza terenami górskimi,występuje jedynie na Nizinie Śląskiej i w Wielkopolsce.W okolicy Poznania utworzono rezerwat śnieżycy,można ją tam oglądać rosnącą w naturalnym środowisku.Śnieżyca jest rośliną trującą.Może powodować wymioty,mdłości,biegunkę i zaburzenia rytmu serca.Mimo to jest przysmakiem jeleni i saren.W niewielkich ilościach jest stosowana w zwalczaniu otępienia starczego i w chorobie Alzheimera-poprawia pamięć.
Po dość długiej sesji zdjęciowej,ruszamy dalej.Cały czas idziemy leśną drogą,wzdłuż płynącej obok rzeczki,którą mamy raz z lewej,to znów z prawej strony.Szemranie jej dotrzymuje nam towarzystwa.Oprócz niej słyszymy jedynie świergot ptaków i kiedy wychodzimy ciut wyżej dostrzegamy,podobnych nam wędrowców i psa,który nie wiedzieć czemu,nagle,zaczął biec w naszym kierunku.To nie był zwykły bieg,ale pęd!!!Niesamowicie szybki pęd.....iiiiii?????....tak samo nagle,nie dobiegając do nas,stanął!!!! Popatrzył na nas,odwrócił się i pognał w drugą stronę.Zaskoczyło to nas.Spodziewaliśmy się co najmniej hałaśliwego ataku i skakania,a tu nic...Na chwilę stajemy jak wryci!!!































Po tym zaskoczeniu idziemy dalej,powoli wspinając się coraz wyżej.
Schodzimy z zielonego szlaku i wchodzimy na niebieski i teraz nim właśnie będziemy podążać do celu-tak mamy napisane na naszej kartce.
Szlak w kolorze nieba,wiedzie nas leśną drogą,delikatnie pnącą się górę.Mijamy ścięte drzewa,powypalone pniaki,całe osiedle domków letniskowych z ogródeczkami,w których jeszcze nikt,nic nie robi...
I tak dochodzimy do Dobrošova.Tu przypadkowo spotkani ludzie,pokazują nam skrót,którym możemy dojść do Jiráskovej turistickej chaty.My jednak nie korzystamy z tego skrótu,idziemy w dalszym ciągu niebieskim szlakiem do kapliczki.Chcemy ją zobaczyć.
Przy kaplicy znajdujemy figurę św.Jana Nepomucena.Robimy sobie z nim zdjęcia i dostrzegamy płot.Inny od wszystkich do tej pory widzianych.Jest niesamowicie ozdobny,z  powyginanych prętów,stworzono obrazy.Są tu Trzej Królowie,Maria z Jezusem,gołąb,kwiaty i wiele innych postaci.Podziwiamy oryginalne i dekoracyjne ogrodzenie,robimy zdjęcia i po sesji idziemy dalej.























Stajemy na rozstajach dróg,gdzie stoi,stary,kamienny krzyż z Chrystusem i przypomniały mi się słowa piosenki: "...Na rozstaju dróg,gdzie przydrożny Chrystus stał.Zapytałeś dokąd iść?Frasobliwą minę miał.Przystanąłeś więc,z płaczem brzóz sprzymierzyć się i uronić pierwszy raz w czerwone wino łzę....". Ten fragment piosenki idealnie pasował mi do tego miejsca.
Właśnie tu,przy tym krzyżu,na chwilę się odłączamy.Ewa z Sofijką poszły w kierunku Jiráskovej chaty,a my w kierunku widocznego z daleka bunkra.Jest olbrzymi i pomimo tego,że stoimy w sporym oddaleniu,robi niesamowite wrażenie.
Twierdza Dobrošov została wybudowana na wzgórzach otaczających miasto Nachod,w latach 1935-1938.Szczyt Dobrošov (624m n.p.m.), na którym znajduje się twierdza,tworzy dominujące pasmo na pograniczu Náchodu.Ogień artyleryjski z Dobrošova miał ostrzeliwać rozległe obszary wzdłuż podnóża Gór Orlickich (Orlicke hory) aż do strefy Gór Jastrzębich (Jestrebi hory). Głównym elementem twierdzy był duży bunkier artyleryjski N-S75 "Zelený",z trzema kazamatami,w których zainstalowane miały być haubice 100 mm.Do czasu opuszczenia obiektów w 1938 roku nie zdołano zakończyć wszystkich prac.Betonowanie pierwszych partii przebiegało w dniach od 3 do 7 września 1938, pozostałe części wykończono w dniach powszechnej mobilizacji,od 20 do 28 września 1938 roku.Oprócz schronu N-S75 grupę warowną tworzyły jeszcze dwa obiekty-duże bunkry piechoty N-S72 "Mustek" oraz N-S73 "Jerab",które miały być wyposażone w broń maszynową i działa P-panc 47 mm.Umocnienia twierdzy miały być połączone podziemnymi korytarzami.Pod ziemią miały również znajdować się magazyny amunicyjne,koszary i pomieszczenia socjalne dla żołnierzy obsługi.
Część z tych obiektów została wykuta w skałach i wybetonowana.
My oglądamy to z daleka,dziś nie mamy w planach zwiedzania twierdzy,więc po sesji zdjęciowej ruszamy za Ewą i Sofijką.

















I tak dochodzimy do naszego celu,do Jiráskovej turistickej chaty.Najpierw robimy sobie zdjęcia na zewnątrz i dopiero po sesji zdjęciowej wchodzimy do środka.Tu,od razu w holu zostajemy powitani i poproszeni o podanie imion i nazwisk.Pani przy wypisywaniu dyplomów,po pierwszym,skapitulowała i pozwoliła nam samym sobie je wypisać.Chyba mimo wszystko nie było najtrudniej,pierwsza była Ewa :)). Przy okazji były pytania o miejscowość z której przyjechaliśmy i zaskoczenie,że z tak daleka....Po dopełnieniu formalności idziemy do sali restauracyjnej,siadamy przy stoliku i po chwili,kelner zabiera od nas kupony na zupy.Dodatkowo zamawiamy piwo i kofolę dla Radka-kierowcy :)
Jiráskova turistická chata-Schronisko turystyczne z wieżą widokową,usytuowane na wzniesieniu około 615m n.p.m. w Dobrošovie,części miasta Náchod.Pierwsze schronisko powstało w 1893 roku.Jednakże po kilkunastu latach użytkowania,okazało się ono za małe i postanowiono je przebudować.W latach 1921-1923 schronisko zostało kompletnie przebudowane według projektu,z 1912 roku,słowackiego architekta,Dušana Jurkoviča.Oficjalne otwarcie nastąpiło 28 października w 1923 roku i nadano mu imię Aloisa Jiráska-okolicznego poety.Na przełomie XX i XXI wieku zostało ono poddane dokładnej rekonstrukcji i przystosowano je do celów restauracyjno-noclegowych.Wysokość wieży widokowej wynosi 19 m.


















Kelner przynosi nam nasze gulášove polévki,pieczywo,piwo i kofolę.
Po nasyceniu żołądków idziemy po pieczątki-jest ich tu siedem,do tego znaczek turystyczny i czas się powoli zbierać.
Jeszcze dla zmotywowania ewentualnych entuzjastów czeskich pochodów dalkovych dodamy,że poczęstunek był w ramach vstupnego,które wynosiło 25 koron.W ramach tego otrzymaliśmy dobrą zabawę,dyplomy oraz niezłą gulášovou polévku,której osoba spoza rajdu także mogła skosztować,ale za cenę nominalną czyli 30 koron.
Po raz kolejny spotkaliśmy się z życzliwym przyjęciem,choć jak uczy doświadczenie im bliżej granicy i spotkań polsko-czeskich tym gorsze zostawiamy po sobie wrażenie.Mimo to było bardzo sympatycznie..Do Nachodu mamy jeszcze 3 km i zanim tam dojdziemy musimy jeszcze zrobić kilka zdjęć.Niebo rozpogodziło się i dookoła nas,na niebie króluje oszałamiający błękit :)
Opuszczamy to piękne i nie do końca,przez nas odkryte miejsce.Schodzimy w dół do Nachodu.Na trasie napotykamy nawierzchnię lodową,ale nikt z nas nie ma zamiaru zapoznać się z nią z bliska.Ostrożnie,bokiem,zostawiając lodowy jęzor po środku,każde z nas dało radę zejść i po wyjściu na olbrzymią łąkę z przepiękną panoramą na miasto,każde z nas oddycha z ulgą.






































Dochodzimy do auta,wsiadamy,wyjeżdżamy i zaraz dopada nas ulewa,ale tu pod dachem auta,już to nas nie przeraża.
22 roćnik turistickiego pochodu "Kolem Pevnosti Dobrosov"zdobyła silna grupa z Jeleniej Góry.Dodajmy: zdobyła bez wykorzystania miejscowych tragarzy,skromnie bez medialnego rozgłosu,bez wychwalania się,choć dla większości Polaków wejście pieszo na wysokość 622 m n.p.m. to wyczyn nie lada :) Byliśmy,widzieliśmy,zdobyliśmy :). Za rok kolejny rocznik tego pochodu dalkovego,polecamy bo warto!!!!



Tak oto kończy się nasza kolejna wędrówka,pora więc na następną.Do zobaczenia niebawem :)


Zdjęcia tu dodane są autorstwa: Sofijki,Radka i moje.


Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz