środa, 31 lipca 2013

Bliżniaki po niemiecku :)

Znajomi ze mnie się śmieją,że jestem najlepszym tropicielem ciekawostek turystycznych w okolicy. Dla mnie sprawa jest o tyle prosta,że już dawno wpadłem na pomysł by zamiast z każdego odwiedzanego miejsca przywozić efektowne pocztówki wykorzystać pomysł p.Ropka z Czech i zbierać mini pocztówki w formie nalepek do dziennika turystycznego. Plusem tego dodatkowo jest  to,że zdobywa się przy okazji odznaki w formie bonusu.Ostatnio ów dziennik turystyczny przekroczył granice i mocno wkroczył do Niemiec. I nagle okazało się, że choć już byłem wielokrotnie w rejonie przygranicznym w zasadzie nic nie widziałem,mnogość wież,ciekawych miast itp. itd. robi wrażenie a przede wszystkim niesamowicie kusi. Trzeba tylko pojechać np. do Zittau rzucić przysłowiowym beretem i już stoi się na niesamowitej wieży widokowej, ogląda ciekawy kościół, zwiedza estetyczne i zadbane miasteczka. Stało się i postanowiłem rzucić owym beretem rzucić :). Jestem prawie brązowym znalcem rozhleden w Czechach a tłumacząc na język polski podziwiałem widoki z ok. 50 wież widokowych w kraju naszych południowych sąsiadów. Czas zapracować na srebrną odznakę, czyli obejrzeć kolejnych 50. Sprawa o tyle skomplikowana, że jak dawni kopacze złota w okolicy wykopałem niemal wszystko, co możliwe. Potrzebny nowy kruszcodajny teren i taki niespodziewanie odkryłem po zachodniej stronie granicy. To nic,że trzeba wstać o 4 rano, srebro działa na wyobraźnię, dziś ruszam po dwie pierwsze srebrne wieże :). Początek tradycyjny, zaspana pani w kasie kolejowej podaje mi bilet Euro-Nysa, wsiadam do szynobusu i ruszam. W Olszynie Lubańskiej wsiadam do autobusu zastępczego i ruszamy do Lubania. Po drodze już też tradycyjnie od lat oglądam zniszczenia jakie przyniosła miastu kolejna burza. Współczuję mieszkańcom przede wszystkim bezradności. Trudno żyć wg prognoz meteorologicznych czekając ze strachem na każdą kolejną burzę i ilość opadów jakie przyniesie. Wolałbym tędy nie przejeżdżać i nie widzieć tego,jak wyremontowane mosty,drogi,podwórza po raz kolejny obróciły się w ruinę w ciągu jednej burzowej nocy, ale to jest nieodłączne na tej trasie. Po drodze z autobusu macham Danusi, która dziś pracuje i po przesiadce dojeżdżam do Zgorzelca. Tu po spacerze przez starówkę Görlitz dochodzę do Banhofu,czyli na dworzec kolejowy. 8.20 wyjeżdżam do Zittau a o 9.21 mam tam przesiadkę w kierunku Drezna. 19 minut jazdy i wysiądę a ogarnie mnie gorączka srebra. Moim celem jest miasto powstałe w 2011 roku prze połączenie dwóch mniejszych Neugersdorfu i Ebersbachu. Przejrzałem mapy, tu w tym przygranicznym niemiecko- czeskim rejonie stoją dwie zupełnie odmienne czasowo wieże widokowe, początek mojej srebrnej kolekcji. Wysiadam w Neuersdorfie. Plan jest taki, wchodzę na Bismarckturm, oglądam efektowny kościół ewangelicki z 3 piętrowymi emporami i na piechotę przechodzę do Ebersbachu. Potem wdrapuję się na kolejną wieżę, przekraczam granicę i w Czechach opijam sukces chmielowym trunkiem.














Taka była teoria, w praktyce to już nie wyglądało tak dobrze. Początek jest zgodny z planem, rzut beretem udany,wysiadam na dworcu w Neugersdorfie, tylko okazuje się, że wychodząc z dworca jestem raczej w Ebersbachu :). Pnę się więc do góry w przeciwnym kierunku. Tak dochodzę do przejścia granicznego i w zasadzie wchodzę do czeskiego Rumburka. Trzeba skręcić mocno w lewo.  Bismarckturm jest skromna, ale miejsce w którym stoi daje gwarancje widoków. Jaki Niemcy musieli mieć szacunek dla tej postaci, ile takich poświęconych mu budowli powstało.Schodząc na dół zachodzę do wspomnianego kościoła. Obok jest stawik miejski na którym obok łabędzi i kaczek pływa wielki herb miasta :). No cóż mam ABS w pakiecie życiowym, czyli Absolutny Brak Szczęścia :). Dziś jest środa a kościół jest otarty w czwartek,a co :).Ucieszyłem się gdy zobaczyłem na banerze reklamowym program Jakobimarkt. Dziś ma być ostatni dzień, niestety pogoda jakby mi nie sprzyjała. Okazuje się,że jedyne co mogę zobaczyć do demontaż po imprezie.Trzeba docenić dopracowanie jarmarku, potężna karuzela - koło młyńskie stoi w najwyżej położonym punkcie miasta, widoki pewnie biją to, co można oglądać z pobliskiej wieży widokowej. Trzeba będzie zajrzeć tu w przyszłym roku i skorzystać z tej atrakcji.












Teraz zaczyna się najciekawsze, muszę znaleźć informację turystyczną. Zaglądam na plan miasta, miasta łączonego. Ewenement chyba na skalę europejską większość ulic jest podwójna i po fuzji nikt tego nie zmienił. W Neugersdorfie przy ratuszu nie ma IT zakładam więc,że więcej zdziałam w Ebersbachu, ruszam więc na dół. Mijam kolejne domy łużyckie,wygląda to efektownie,ale moja wędrówka się przeciąga. To są bardziej odległości na rower niż na turystyczny spacer. Posiłkując się mapą skręcam w ulicę August - Weise Strasse .Tu zaskakuje mnie ścieżka rowerowa w postaci równego wykoszonej i wyschniętej trawy pośrodku łąki. Improwizując trochę wychodzę wprost na wieżę widokową Schlechtenberg i Muzeum Humbolta. Próbuję zwiedzić muzeum poświęcone niemieckiemu podróżnikowi,ale choć teoretycznie jest otwarte,nie wykazuje oznak życia :). Nic to,jestem tu w innym celu. Niebo niestety nagle zmieniło kolor z błękitnego na szaro - czarny. Pod wieżą jest ostrzeżenie, by nie wchodzić w czasie złej pogody,ale miałbym zmarnować tyle wysiłku ? .Wchodzę, widoki w miarę kolejnych pokonywanych stopni są coraz bardziej efektowne. Gdy docieram do głównej platformy jestem już naprawdę pod wrażeniem. Widać wszystko dookoła, niedaleko stąd jest już Szwajcaria Saksońska. Widać zarysy twierdzy Konigstein i innych charakterystycznych pagórków. Prawie zahaczam głową o czarne sklepienie nieba, to nie jest komfortowe doświadczenie :). A to nie koniec niespodzianek,wieża ma jeszcze coś w rodzaju mostka kapitańskiego,czyli jeszcze jeden poziom do góry. Przyznaję się szczerze,że odpuszczam. Boje się,iż wchodząc wyżej przebiję głową ten balon burzowy i ściągnę na siebie wszystko, co najgorsze. Gdy jestem już na dole,w mieście i spoglądam w kierunku wieży znowu widzę błękit. Los jest często złośliwy : ). W Ebersbachu docieram do ratusza. I tutaj wg mapy powinno być IT. Nie ma,jestem zły.












Do odjazdu pociągu mam jeszcze 2 godziny idę więc na czeskie piwo do pobliskiego Jiříkova. Miasteczko sprawia wrażenie jakby większość mieszkańców przeprowadziła się do bogatszych sąsiadów,zaniedbany kościół i nawet sam ratusz.Uregulowano rzeczkę i odnowiono to,co obok niej.W herbie miasta św. Jerzy zabijający smoka,wiadomo skąd Jiříkov :). Wypijam piwko,bardzo lubię takie klimaty,zwiedzanie Niemiec z możliwością stołowania się u południowych sąsiadów. Wracam i teraz szukam IT wg dziennika turystycznego - Weberstrasse 22. Problem jak wspominałem tkwi w tym,że taka ulica jest oczywiście w Neugersdorfie.Jeśli to jednak tam to porażka,nie zdobędę dziś vizytek. Jednak tym razem los jest łaskawszy,nie tylko trafiam do celu,ale również cel jest otwarty i sympatyczna pani w środku zaspokaja moją pazerność na mini pocztówki.












    Wracam do domu przyprószony lekko srebrem przyszłej odznaki,srebrnej,jeszcze na razie odległej,ale już bliższej :). Po drodze już kombinuję, gdzie by tu znowu uderzyć, by po kolejnych schodach na wieżę zbliżyć się do upragnionego srebra.


Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)

Radek :)   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz