sobota, 2 listopada 2013

Dwa piece z osiemnastu-czyli Pałac Jedlinka :)

Sobota,drugi dzień mojego zasłużonego wolnego.Wstajemy późno i na spokojnie jemy śniadanie,do tego kawa ze słusznym kawałkiem sernika mojej mamy i spokojnie,po cichu spiskujemy,jak tu namówić Tatkę Radka,by spędził dzisiejszy dzień z nami....
Po kilku minutach przekonywania Tatki udaje nam się go skusić i jedziemy w trójkę.
Przed nami Jedlina Zdrój i pałac,który chcemy odwiedzić :)
Wsiadamy do samochodu i ruszamy.
Droga nam mija szybko i spokojnie i prawie bez przeszkód docieramy do pałacu.Parkujemy autko tuż przy budynku i korzystamy z okazji,że nie pada,idziemy najpierw do samolotu stojącego na trawniku przed pałacem.Jest to replika myśliwca jednoosobowego Fokker Dr.1.Takim właśnie samolotem latał podczas I Wojny Światowej-"Czerwony Baron".
Fokker Dr.1-niemiecki samolot myśliwski trójpłatowiec powstał w odpowiedzi na pojawienie się w lutym 1917 roku,trójpłatowca Sopwith Triplane. Jednak nie był jego kopią,tylko samodzielnym projektem.Samolot został zaprojektowany przez Antthony'ego Fokker i szefa warsztatu doświadczalnego zakładów Fokkera Reinholda Platza.Dr.1 był wolnonośnym trójpłatem z kratownicowym kadłubem,krytym płótnem.Gruby profil płatów i ich niewielka rozpiętość,zapewniały mu doskonałą zwrotność i wznoszenie.Jednak trzeci płat,zwiększał opór czołowy,w związku z czym,samolot z dość słabym silnikiem rotacyjnym 110 KM,rozwijał maksymalnie 165km/h.Z tego względu,nie nadawał się do pościgu za szybszymi dwupłatowcami,był natomiast doskonały w walce kołowej.Pierwsze dwa egzemplarze maszyny,zostały przetestowane przez najlepszych,ówczesnych pilotów myśliwskich-Wernera Vossa i Manfreda von Richthofena,których opinia miała decydujący wpływ na wprowadzenie samolotów na front w październiku 1917 roku.Byli Oni,gorącymi entuzjastami tej maszyny.Voss pomalował swojego Fokkera na zielono,a Richthofen-na czerwono.Wyprodukowano ok.350 egzemplarzy.Jego uzbrojenie,to dwa karabiny maszynowe,strzelające przez śmigło.Walczył na nim "Czerwony Baron"(Manfred von Richthofen). Samolot nie miał bezpośredniego następcy,innych trójpłatowców Niemcy seryjnie nie budowali.Zastąpił go Fokker D.VII.Do dnia dzisiejszego zachowało się jedynie kilka oryginalnych egzemplarzy Dr.1 i jeśli ktoś miałby okazję taki egzemplarz oglądać,czy to byłby oryginał,czy choć replika-to warto przystanąć na chwilę i docenić odwagę ludzi,którzy prawie ponad 100 lat temu latali na tych samolotach.I my mamy dziś okazję przyjrzeć się takiemu samolotowi.Tatko Radka ma niesamowita frajdę,wchodzi do środka i pozuje nam do zdjęć :) A my chętnie uwieczniamy te chwile i cieszymy się Jego radością :)


































Trzeba tu przybliżyć postać "Czerwonego Barona".
Manfred von Richthofen urodził się 2 maja 1892 roku w Borku,wtedy noszącym nazwę Kleinburg,który obecnie stanowi dzielnicę Wrocławia.Warto podkreślić to,że przyszedł na świat jako drugie z czworga dzieci barona Albrechta von Richthofena.Posiadał dwóch młodszych braci-Bolka i Lothara(asa myśliwskiego,który także poniósł śmierć w bardzo młodym wieku) i starszą siostrę Ilsę.
W wieku 9 lat,przeprowadził się z rodzicami do Świdnicy.Uczęszczał do szkół wojskowych,a następnie w 1911 roku rozpoczął  karierę wojskową,wstępując do kawalerii i służąc w I pułku ułanów Kaiser Alexander III.Po wybuchu I Wojny Światowej,która zastała go w przygranicznym garnizonie w Ostrowie Wielkopolski.Służył jako oficer kawalerii,najpierw na froncie wschodnim(na terenie Polski),następnie na zachodnim.Przez ten czas nie miał okazji do wielu starć  z nieprzyjacielem,toteż gdy wojna na zachodzie nabrała ostatecznie charakteru pozycyjnego,znudzony dotychczasową służbą,w maju 1915 roku,Manfred von Richthofen poprosił o przeniesienie do lotnictwa i 21 kwietnia 1918 roku wystartował na swym trójpłatowcu Fokker Dr.1,z dziewięcioma innymi pilotami z lotniska Cappy.Tego dnia grupa nawiązała nad przełęczą Morlancourt niedaleko Sommy,walkę powietrzną z samolotami Sopwith Camel 209 dywizjonu RAF,dowodzonego przez  Kanadyjczyka Arthura "Roya" Browna.Richthofen w czasie pościgu samolotu Sopwith Camel,pilotowanego przez niedoświadczonego Kanadyjczyka Wilfrida "Wopa" Maya,dostał się pod ostrzał lecącego mu na ratunek innego Camela,pilotowanego przez Arthura "Roya" Browna.Równocześnie wojska australijskie,zajmujące pozycje w tym rejonie,otworzyły do jego samolotu intensywny ostrzał z karabinów maszynowych.Von Richthofen,skręcił samolot w kierunku prześladowcy i wówczas został trafiony jednym z pocisków wystrzelonych z tych karabinów,po czym jego samolot spadł na ziemię za liniami sprzymierzonych.
23 kwietnia 1918 roku na lotnisko Cappy Anglicy zrzucają kartkę z proporczykiem RAF następującej treści:
"Do Niemieckiego Korpusu Powietrznego. Rotmistrz, baron Manfred von Richtchofen zginął w walce powietrznej 21 kwietnia 1918 roku. Został pochowany ze wszystkimi honorami wojskowymi. Brytyjskie Siły Powietrzne."
Jego miejsce pochówku było wielokrotnie zmieniane i dopiero w 1976 roku pochowano go w rodzinnym grobowcu w Wiesbaden.







Po niesamowicie długiej sesji zdjęciowej idziemy do pałacu.Radka zaintrygowała zawieszka na klamce i w obawie,że pałac jest zamknięty,pierwszy podszedł do drzwi.Z ulgą stwierdził,że pałac jest otwarty,tylko trzeba zadzwonić.























Dzwonimy więc i po chwili,drzwi otwiera nam młody mężczyzna.który zaprasza nas do środka.
Kupujemy bilety i ruszamy przez hol do sali "kinowej",gdzie oglądamy dwa krótkie filmy.
Jeden o pałacu Jedlinka,drugi o projekcie Riese.












Po obejrzeniu filmów,zaczynamy zwiedzanie pałacu.Idziemy z przewodnikiem po schodach na pierwsze piętro.
O historii pałacu od pierwszych wzmianek do czasów powojennych można przeczytać tu:
http://www.jedlinka.pl/index.php/palac/historia-palacu
Ciekawostki o pałacu i jego właścicielach można przeczytać tu:
http://www.jedlinka.pl/index.php/palac/ciekawostki
Pierwsza sala na pierwszym piętrze.

Niewielki fragment sufitu.











Cegła Carla Franza Kristera i łupki dachowe..

Pałac na starych zdjęciach z różnych epok.



Pałac w 2004 r.





W pierwszej sali mamy okazję obejrzeć zdjęcia jak wyglądał pałac w różnych epokach.Sala jest pusta.Pomalowane olejną farbą drzwi sprawiają dziwne wrażenie,kiedyś musiały być piękne.Widać,że wiele pałacowych ścian,drzwi,sufitów było w ten sposób potraktowanych.
Po obejrzeniu zdjęć i wysłuchaniu historii pałacu,przechodzimy przez korytarz i wchodzimy do następnego pomieszczenia.











Pokój jest praktycznie pusty-w jednej ze ścian jest piec,z białych kafelków,z niebieskimi zdobieniami na obrzeżach.Nasz przewodnik opowiada nam,że w całym pałacu było osiemnaście pięknych,kaflowych pieców.Obecnie zostały się tylko dwa i ten,jest tym brzydszym,ale do tej pory czynnym piecem.Reszta została rozebrana i ślad po nich zaginął.....
I tu w tym pokoju zwracamy uwagę na zdobiony sufit.Jest delikatnie zdobiony.Przy drugiej ze ścian,poustawiane są szklane gabloty,w których znajdują się kopie odciśniętych pieczęci.
Tatko Radka siada na przypiecku i opowiada,że podobne piece widział za dawnych czasów.Zajrzał nawet do środka i stwierdził,że piec jest używany :)
Przechodzimy do następnego pokoju.














Gdy kolejne drzwi zostają otwarte,naszym oczom ukazuje się piękne pomieszczenie.Jest odremontowane.Zachwyca przepięknym sufitem,skromnym urządzeniem,ze starą,oszkloną szafą,z księgami i skrzynią pod oknami.W kącie stoi piękny,z zielonych kafli piec,a tuż obok stół z krzesłami.Ściany zdobi tapeta,w tłoczone wzory-kiedyś była jedwabna,obecnie jest papierowa-imituje tamtą dawniejszą.Drewniana boazeria i herby rodów tu niegdyś mieszkających dopełniają całości.Jak się okazuje i ten piec jest czynny.Został on przerobiony,bo kiedyś piec był wbudowany w ścianę i palenisko znajdowało się w pokoju obok.Chodziło o to,by służba nie przeszkadzała państwu,podkładając co jakiś czas do pieca.




































Po dość długiej sesji zdjęciowej przechodzimy do dawnego pokoju.Też jest odremontowany i piękny.Odtworzono tu klimat XIX-wiecznego pomieszczenia i poświęcono ten pokój ostatniemu,przedwojennemu właścicielowi pałacu-majorowi Gustawowi Böhm.Uroczystego otwarcia tegoż pokoju dokonał bratanek ostatniego właściciela Günter Böhm.Przekazał on na pamiątkę pobytu Kronikę Śląską Synapiusa oraz materiały genealogiczne dotyczące jego rodziny.
Robimy zdjęcia i po sesji przechodzimy do kolejnego pomieszczenia.

























Po otwarciu kolejnych drzwi,ukazuje się nam wielki pokój ze szklanymi gablotami i przepięknym sufitem.Najpierw zadzieram głowę do góry i nie mogę się napatrzeć na sufit.Mimo tego,że jest częściowo zniszczony to i tak robi niesamowite wrażenie.Jestem zachwycona :)
Radeczek natomiast skupił się na porcelanie zgromadzonej w gablotach.Jej producentem był jeden z właścicieli majątku Jedlinka-Carl Krister.Niewiele porcelany ostało się w pałacu,więc ta,tutaj zgromadzona,została odkupiona.
A o "Śląskim Rockefellerze" można przeczytać tu:
http://www.jedlinka.pl/index.php/palac/ciekawostki/item/39-carl-krister


























Po obejrzeniu porcelany,przechodzimy przez kolejny pokój.Skromny z pięknym,delikatnym sufitem i dwiema,niesamowicie drogimi lampami....

























Kolejne drzwi odsłaniają wielki,ciemny pokój.Zasłonięte okna,przemówienie płynące z radia,manekiny w mundurach,sprawiają niezbyt miłe wrażenie.Wchodzimy do środka.I znów podnoszę głowę do góry-sufit jest niesamowicie piękny.Podziwiam go,robię zdjęcia i dopiero teraz oglądam eksponaty tu zgromadzone.

Przed wojną to pomieszczenie było salą jadalną dla gości,teraz natomiast jest tu odtworzone pomieszczenie sztabowe Organizacji TODT,która w czasie II Wojny Światowej,zaadaptowała pałac na sztab tej organizacji....














































Opuszczamy zaciemniony pokój i przechodzimy do niewielkiego pomieszczenia,które okazało się dawną jadalnią właścicieli pałacu.Tatko jest lekko zdziwiony,że państwo jadło posiłki w tak małym i skromnym pokoju,ale z zaciekawieniem bierze do ręki jedną z filiżanek stojących na tacy.Jest niesamowicie lekka i delikatna,patrząc pod światło widać jak  prześwituje.Dowiadujemy się,że jest dość  droga.












Kiedy kolejne drzwi się otwierają,stajemy przed olbrzymią salą balową.Pełno tu luster,w których przeglądają się okna i figurki kobiet z instrumentami muzycznymi,czuwające nad salą spod sufitu.Ogrom sali wywiera wrażenie,choć całość wymaga niesamowitej pracy i pieniędzy by ją przywrócić do świetności.Rozglądamy się dookoła,zadajemy pytania naszemu oprowadzającemu i po dość długiej sesji zdjęciowej,wychodzimy na korytarz.



































Na korytarzu dostrzegamy szafę i żeliwne,kręte schody prowadzące w dół.Schody zachwycają swym pięknem.Są oryginalne i przetrwały do dzisiejszych czasów,dzięki brakowi prądu w pałacu.
Szafa stojąca przy ścianie,po otwarciu,okazała się windą,którą wjeżdżał posiłek z kuchni na górę :)





















Schodzimy po żeliwnych,krętych schodach na dół i tu znajdujemy podobną szafę-już wiemy,że to winda.Nasz przewodnik demonstruje nam jej działanie.Kręci korbą i posiłek jedzie do góry,a później zjeżdża na dół.Po prezentacji,nasz oprowadzający prowadzi nas do pomieszczenia służącego jako punkt sprzedaży pamiątek i kasa.Tu kupujemy znaczek turystyczny i podbijamy nasze pieczątkowe zeszyty,rozmawiamy jeszcze chwilę z naszym przewodnikiem.Żegnamy się z Nim i dziękując za cudowną wycieczkę :)












Wychodzimy na zewnątrz.Robimy sobie jeszcze zdjęcia z samolotem i pałacem.Cieszymy się,że mogliśmy tu przyjechać i to wszystko zobaczyć i już wiemy,że tu wrócimy,choćby po to,by napić się piwa z odbudowywanego browaru pałacowego.Ale również i dlatego,żeby sprawdzić jak postępują prace odremontowywania pałacu.




































Zanim jednak wsiądziemy do samochodu i stąd odjedziemy,mamy jeszcze sesję zdjęciową z lwem przypałacowym i Tatkiem w roli głównej :)
Po zdjęciach wsiadamy do autka i jedziemy ku Jeleniej Górze.W domu czeka na nas przepyszny sernik mojej mamy.Kto jadł to może potwierdzić,a kto nie jadł,to może sobie upiec.Przepis poniżej:
Ciasto:
30 dkg mąki
10 dkg cukru
15 dkg margaryny
2 żółtka
1 jajko
łyżeczka proszku do pieczenia

Masa:
1 kg twarogu
2 szkl.mleka
1 szkl.cukru
1/2 szkl.oleju
4 żółtka
2 jajka
op.budyniu śmietankowego
łyżeczka startej skórki z cytryny

Piana:
4 białka
1 szkl.cukru

Przygotowanie:
Mąkę mieszamy z proszkiem,dodajemy miękką margarynę,żółtka,jajko i cukier.Zagniatamy.Ciastem wylepiamy natłuszczoną blachę,formujemy wysokie brzegi.
Jajka,żółtka i cukier ubijamy,dodajemy zmielony ser i resztę składników.Miksujemy i wylewamy na ciasto.Pieczemy 60 minut w 190 stopniach Celsjusza.
20 minut przed końcem pieczenia zaczynamy ubijać pianę,wykładamy na gorące ciasto i jeszcze pieczemy 20 minut w 150 stopniach Celsjusza.
SMACZNEGO :))))












Tak oto kończy się nasze dzisiejsze wędrowanie po pałacowych wnętrzach.
Pora więc na kolejną wędrówkę.
Do zobaczenia niebawem :)


Pozdrawiamy wszystkich bardzo serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)


Danusia i Radek :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz