piątek, 1 listopada 2013

Kolano św. Rocha :)

Niestety,czas złotej jesieni powoli odchodzi w zapomnienie.Niezadługo spadnie pierwszy śnieg i zabieli się w okolicy.Nadchodzi czas spontanicznych podróży wymyślonych w ostatniej chwili i uzależnionych od "samopoczucia " konkretnego dnia :). Samopoczucie piątku było takie sobie,ale z racji tego,że świętowanie u nas wiąże się przeważnie z dniem pracy u naszych południowych sąsiadów wybrałem przejażdżkę do Czech.Postanowiłem,że dziś z Danusią postawimy swoje stopy na najwyższym szczycie Podgórza Karkonoskiego Zvićinie.Próbujemy zdobyć kolejną odznakę,tym razem ze szlaku Jakuba i zdjęcia z wizerunkiem patrona wędrowców i pielgrzymów są przez nas pożądane.Przeglądając stare zdjęcia wypatrzyłem na kolumnie morowej w Hostinne postać z muszlami na płaszczu,głównym symbolem indywidualnym św. Jakuba.Do tego muszle zostały odnowione i pozłocone a sam święty trzyma w dłoni laskę.To urocze miasteczko leży akurat na trasie do celu głównego będzie więc pierwszym przystankiem do końcowego sukcesu :).


























































































































































































































































































































Lubię Hostinne ze względu na oryginalność.Nie sposób wchodząc po raz pierwszy na rynek i zatrzymując wzrok na ratuszu nie uśmiechnąć się.Wieżę bowiem zdobią niemal  5 metrowe postacie dwóch olbrzymów.W San Francisco jest drużyna futbolowa "Giants", w zasadzie nie wiadomo dlaczego.Tu spokojnie mogliby nazwać swoich piłkarzy gigantami,herb miasta i wieża ratuszowa od XVI w. jak najbardziej to uzasadniają :). Żeby było jeszcze ciekawiej zegar ratusza ma założone na odwrót wskazówki, bo czemu nie :). A w dawnym klasztorze oprócz muzeum jest imponująca kolekcja rzeźb antycznych.Do tego w przyrynkowej knajpce podają bardzo dobrą i dość oryginalną składem ceśnećkę.To nie mało powodów by to miejsce polubić.Zatrzymaliśmy auto przy Klasztorze Franciszkanów z marszu niemal nadrabiając vizytkowe braki i udaliśmy się spiesznie pod kolumnę na ratuszu.Tu zrobiliśmy zdjęcia z postacią z muszelkami.





Jak się jednak okazało nasz św. Jakub miał wysokie buty z wywiniętymi cholewami a ręką wskazywał na odsłonięte kolano.Proszę koleżeństwa,tak św. Jakub nie zwykł się zachowywać.Jako naród bluźnimy często zakładając sandały na nogi w skarpetkach.Patron pielgrzymów nie nosił butów a na bose stopy do dalekich wędrówek zakładał ino sandały.Więc niestety,dziś w pogoni za muszelkami zrobiliśmy sobie zdjęcia z innym pielgrzymem wśród błogosławionych św. Rochem.Jak na Hostinne przystało tak i w tym przypadku jest oryginalnie,brakuje psa obok świętego.Legenda głosi,że święty ten gdy sam zaraził się śmiertelną zarazą opiekując się chorymi opuścił miasto by nie zarażać innych i schronił się w lesie.Tu odnalazł go wierny pies i pomógł mu przeżyć przynosząc mu chleb.Św.Roch jest przedstawiany jako wędrowiec z ręką wskazującą chore kolano i wiernym psem u boku.Z wyjątkiem Hostinne,tu pies poszedł po chleb dla pana :).
O Hostinne można poczytać tu:
http://www.hostinne.info/polski/ds-1051/













Nic to,ruszamy dalej.Stąd do zdobywanego szczytu już nie jest nie tak daleko.Po pewnych perturbacjach docieramy w końcu na górę bezpośrednio autem.Niestety choć to całkiem niezły punkt widokowy mgła zasłania widoki dookoła.Na domiar złego jak na piątek jesteśmy za wcześnie,restaurację otworzą dopiero za trzy godziny.Wieje i jest za zimno by czekać.Robimy sobie zdjęcia pamiątkowe potwierdzające naszą tutaj obecność.Robimy też zdjęcia przy zamkniętym kościele pod wezwaniem św. Jana Nepomucena i niepocieszeni odjeżdżamy.





Tuż poniżej zatrzymujemy się na parkingu z ostrzeżeniem o obecności dzików i podpowiedzią,że kaliber 9 mm jest idealnym wyposażeniem w tym miejscu :)
Ani Danusia ani ja nie możemy się pochwalić posiadaniem takowego sprzętu,więc po sesji zdjęciowej oddalamy się spiesznie.





Naszym kolejnym celem jst Hotel pod Zviciną.W jego pobliżu płynie cudowne źródło,które odkryli walczący w XVII w. żołnierze.Przemywając swoje rany ze zdumieniem odkrywali,że bardzo szybko się goją. W miejscu tym wybudowano najpierw drewnianą a potem murowaną kapliczkę mariańską a z czasem łaźnie i hotel.Badania wody potwierdziły faktycznie obecność m.in.obecność uranu,który w tak małych dawkach działa dobroczynnie na zdrowie.Na zimę niestety źródło zabezpieczono,więc nie dane nam było spróbować cudownej wody.





Teraz naszym celem stało się miasto Dvůr Králové.Słynie ono obecnie z zoo safari.My chcieliśmy jednak zobaczyć odnowiony rynek i wpaść do miejscowego browaru Tambor po piwko.Gdy byliśmy tu ostatnio rynkowe budynki przysłonięte były rusztowaniami,teraz odnowione prezentują się efektownie.Na kolumnie wypatrzyliśmy kolejną muszelkową postać.Postać której nie towarzyszy pies i jest w sandałach.To bez wątpienia jest osoba św.Jakuba.Robimy sobie zdjęcia a potem ruszamy na poszukiwanie pivovaru Tambor.Nie udaje nam się wprawdzie kupić tmavego piva,ale mamy pieczątkę i butelki miejscowej 11 i 12.






O historii miasta można przeczytać tu:
http://www.mudk.cz/pl/mie%C5%9Bcie/historia/najstarsza-historia-miasta/

A o zabytkach i miejscach,które warto tu zobaczyć przeczytać można tu:
http://www.mudk.cz/pl/mie%C5%9Bcie/propozycje-wycieczek/





Wycieczkę więc można uznać za udaną.Dziś nie nachodziliśmy się specjalnie zdobywając Zvicinę 671 m n.p.m..Nogi nas nie bolą,gdyby było inaczej zawsze możemy zwrócić się o wstawiennictwo na górze do świętego od chorób nóg św. Rocha a zmęczenie pomoże nam pokonać zimne piwko z pivovaru Tambor.

Wznosząc kufelek złocistego płynu z obfitą pianką dziękujemy za lekturę i zapraszamy na kolejne wędrówki.

Radek i Danusia na jakubowym szlaku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz