Środa 18 stycznia 2017 rok.
Od poniedziałku mam kilka dni urlopu,ale generalnie siedzę w domu,bo za oknem nisko wiszące,ciemno-szare chmury,z których przez cały czas sypie się śnieg,nie zachęcają do wyjścia,więc piszę,nadrabiając zaległości.Jednak gdy dziś ujrzałam błękitne niebo,zaczęło mnie nosić.....
Z niecierpliwością czekam na Radka,aż wróci z pracy,bo mam nadzieję,że załatwił sobie dwa dni urlopu i razem pojedziemy w Góry.Niestety,Radek po powrocie z pracy mówi mi,że dostał jeden dzień i to będzie piątek....
Cóż począć,dobre i to :)
Teraz trzeba wymyśleć dokąd i z kim?,bo samej mi się nie uśmiecha wędrować.Najpierw myślę o Szrenicy,ale Radek podpowiada mi by zostawić ją na piątek,a w czwartek coś "lżejszego"-np.Samotnię? Podoba mi się ten pomysł,ale jeszcze kogo namówić??? Ela pracuje,Gosia umówiła się z wnukiem,może Zosia? Dzwonię więc do Sofijki i przedstawiam Jej swoją propozycję,na którą z radością przystała.Cieszę się bardzo :)
Czwartek 19 stycznia 2017 rok.
Wstaję razem z Radkiem,pijemy razem kawę i On idzie do pracy,a ja zjadam śniadanie i pakuję plecak.Spoglądam na termometr wiszący za oknem,-17 °C,-spory mróz,ale dzięki temu powinno być w Górach pięknie :)
Wychodzę z domu ciut wcześniej,idę w kierunku stacji kolejowej-tak sobie wymyśliłam,że właśnie tam wsiądę do busika i dzięki temu zajmę miejsce Sofijce.Mróz szczypie w policzki,śnieg skrzypi pod nogami,a ja się cieszę jak małe dziecko :)
Kiedy przyjeżdża busik,wsiadam do niego,kupuję bilet,rozsiadam się wygodnie (jest ciasno) i zamuję miejsce Sofijce.Jadę ku nowej przygodzie.Koło Urzędu wsiadła do busika Zosia,witamy się serdecznie,rozmawiamy i jedziemy do Karpacza.
Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Wysiadamy na przystanku niedaleko świątyni Wang.To stąd zaczynamy swoją dzisiejszą wędrówkę.Po opuszczeniu busika,obie stwierdzamy,że tu jest cieplej niż w Jeleniej Górze.
Idziemy pod górę,w kierunku kościółka,a kiedy tam docieramy,robimy sobie długą sesję zdjęciową-bardzo długą :)
"Historia powstania kościoła.
Kościół Wang został zbudowany na przełomie XII i XIIIw. w południowej Norwegii, w miejscowości Vang, położonej nad jeziorem Vang. Stąd wywodzi się jego nazwa.
Jezioro Wang (norw. Vangsmjösi), położone na wysokości 466 m n.p.m., otoczone jest wysokimi górami. Najbardziej znanym szczytem jest Grindafjellet (1724 m n.p.m.), na którym zamieszkiwał w "dawnych czasach" troll Tindull Grindo.
W XIX w. kościółek Wang okazał się za mały i wymagał kosztownej naprawy. Postanowiono go sprzedać. Pieniądze były potrzebne do spłaty pożyczki zaciągniętej na budowę nowej świątyni. Dzięki staraniom zamieszkałego w Dreźnie norweskiego malarza, prof. Jana Krystiana Dahla, ten cenny zabytek architektury Wikingów został zakupiony za 427 marek przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Po sporządzeniu dokumentacji przez królewskiego architekta, obiekt rozebrano na części i w 1841 r. przewieziono w skrzyniach statkiem do Szczecina, a następnie do Muzeum Królewskiego w Berlinie.
Król zrezygnował jednak z postawienia kościoła na Wyspie Pawiej koło Berlina i zaczął szukać miejsca, w którym świątynia mogłaby służyć nabożeństwom. Dzięki zabiegom hrabiny Fryderyki von Reden z Bukowca, wiosną 1842 roku, postanowiono przenieść kościółek w Karkonosze, aby mógł służyć ewangelikom, mieszkającym w Karpaczu i okolicach.
Miejsce pod budowę podarował hrabia Christian Leopold von Schaffgotsch z Cieplic. Jest to zbocze Czarnej Góry (885m n.p.m.), znajdujące się w połowie drogi z dolnego Karpacza na Śnieżkę.
2 sierpnia 1842 r. król Fryderyk Wilhelm IV osobiście dokonał położenia kamienia węgielnego, a dwa lata później, 28 lipca 1844 r., nastąpiło uroczyste otwarcie i poświęcenie kościoła przy udziale króla i jego małżonki, księcia holenderskiego Fryderyka i wielu innych znanych osobistości.
Kościół Wang został wzniesiony na wzór najlepszych przykładów skandynawskiego drewnianego budownictwa sakralnego i stanowi bezcenne dzieło dawnej sztuki nordyckiej. Świątynia wykonana jest z sosny norweskiej, która, nasycona żywicą, wykazuje niezwykłą trwałość.
Odrzwia zewnętrzne, przez które wchodzi się do kościółka, zwracają uwagę swymi półkolumnami, ozdobionymi plątaniną wężów i roślin. Na kapitelach stoją stylizowane lwy, występujące w symbolicznej roli stworów strzegących bram.
W górnych narożnikach XII wiecznych portali umieszczono uskrzydlone smoki, rozrywające poziomo położoną ósemkę. Scena ta może symbolizować odwieczną i nieskończoną walkę dobra ze złem.
Na półkolumienkach, będących ozdobną ramą drzwi, wyrzeźbiono twarze Wikingów - wojowników o wysuniętych rozdwojonych językach, symbolizujących przekazywanie wiedzy i mądrości następnym pokoleniom.
Na portalu północnym znajduje się pismo runiczne.
Runy były to znaki pisma zgłoskowego, używane w początkach naszej ery przez ludy Europy północnej i północno - zachodniej. Znaki te ryto przeważnie w kamieniu, metalu, kości i drewnie. Powstały prawdopodobnie poza obrębem kultury łacińskiej. Wzorowano je na alfabecie greckim lub łacińskim. Najdłużej, bo aż do XIX wieku, utrzymały się one wśród narodów skandynawskich, jako pismo chłopskie i zdobnicze. Wyraz "run", czyli tajemnica, miał oznaczać pismo tajemne. W Norwegii znajduje się mniej więcej 1.600 napisów runicznych. Pismo runiczne, znajdujące się na portalu w kościele Wang, było bardzo różnie tłumaczone, n.p.: Eindridi rzeźbił (portal) na chwałę św. Olafa" lub "Eindridi skaleczył mały palec syna św. Olafa dotkliwie." Najprawdopodobniej napis ten brzmi: "Eindridi rzeźbił (portal), chudy palec, syn Olafa złego." Zapis jest więc sygnaturką artystyczną. Rzeźbiarz, który stworzył ten portal, nazwał się Eindridi; nazywano go "chudopalcym" (z artystycznymi palcami?) i był synem pewnego złego Olafa.
Dziełami prawdziwej sztuki są również, rzeźbione w stylu bizantyjskim, górne części kolumn, tzw. kapitele, zdobione postaciami zwierząt, roślinami i maszkaronami (XII w.).
Kolumny stojące przed ołtarzem, przedstawiające zwycięstwo Dawida nad Goliatem oraz proroka Daniela w jaskini lwów, zostały zrekonstruowane przez nieprzeciętnego rzeźbiarza Jakuba z Janowic. Jego też dziełem jest krzyż, wykonany z jednego pnia dębowego w 1844 r. i postać Chrystusa wyrzeźbiona w drewnie lipowym w 1846 r.
Po obu stronach ołtarza wzniesionego w 1980 r. przez Ryszarda Zająca, stoją na postumentach dwa kandelabry. Przedstawiają one łabędzia, jako symbol wierności i serce - symbol miłości. Świece na tych norweskich świecznikach są zapalane tylko podczas ślubów. Świątynia Wang znana jest szeroko jako kościół szczęśliwych małżeństw.
Chrzcielnica - barok dolnośląski - wykonana ok. 1740 r. pochodzi z rozebranego kościoła w Dziećmorowicach koło Wałbrzycha.
Ambona powstała z drewna przywiezionego z Norwegii. Świątynia otoczona jest krużgankiem, który służył jako izolacja przed zimnem, był miejscem pokuty. Tam też - dawniej - zostawiano broń i sieci.
Szczyty dachowe zdobią sterczyny - wypusty w kształcie otwartych smoczych paszcz, co upodabnia je do charakterystycznych dekoracji łodzi Wikingów.
Wieża, zbudowana ze śląskiego granitu, chroni kościółek przed ostrymi podmuchami wiatru, wiejącego od strony Śnieżki.
Na zachodniej skarpie król Fryderyk Wilhelm IV postawił w 1856 r. płytę pamiątkową z epitafium, poświęconą hrabinie von Reden, z jej podobizną w medalionie.
Na dziedzińcu kościoła stoją także budynki plebanii, wybudowane dla potrzeb miejscowej Parafii Ewangelicko - Augsburskiej.
W Kaplicy Misji Chrześcijańskiej otrzymacie Państwo Pismo Święte, Biblię dla dzieci, literaturę chrześcijańską, album o kościele Wang, widokówki oraz pamiątki z nim związane.
Obok tej księgarni znajduje się rzeźba, przedstawiająca wskrzeszenie Łazarza, wykonana przez Ryszarda Zająca w 1994 r.
Tekst: ks. Edwin Pech."-tekst ze strony http://www.wang.com.pl/index.php?D=51
Po spacerze dookoła świątyni i całemu mnóstwu zdjęć,powolutku z Sofijką ruszamy w Góry.Nie spieszymy się,mamy sporo czasu,więc rozkoszujemy się pięknem,które nas otacza.Śnieg skrzypi pod nogami,skrzy się w słońcu "diamencikami" i "kryształkami" radując nasze oczy :) Nad naszymi głowami zawisł lazur nieba,a dookoła nas panuje cisza :) Czyż można tym się nie cieszyć???
Powoli,niespiesznie wędrujemy śnieżną krainą.Rozmawiamy,robimy zdjęcia,cieszymy oczy pięknem i swoim towarzystwem.
Na szlaku niewielu turystów,ale to nie dziwi,wszak dziś dzień roboczy,dość wczesna pora i mróz na dokładkę.Dzęki temu wszystkiemu cisza i spokój dookoła panuje.
I tak bez pośpiechu docieramy na Polanę.Tu postanawiamy chwilę odpocząć i napić się gorącej herbaty.Sofijka rozsiada się wygodnie na ławce,wystawia twarz do słońca,a ja piszę smsa do Radka,a po nim dzwonię do Henia i składam Mu życzenia imieninowe.Przy okazji opowiadam Mu jak tu jest dziś cudnie.Polana skrzy się w słońcu "kryształkami" i "diamencikami".Stwierdzam z Sofijką,że Karkonosz jest dziś w wyśmienitym humorze,bo porozrzucał dookoła tyle piękności :)
Po odpoczynku niespiesznie idziemy dalej.
Kiedy jesteśmy już niedaleko Schroniska "Samotnia",spotykamy Violę z Pawłem.Witamy się serdecznie i radośnie.Robimy sobie zdjęcia i razem już wędrujemy.Przystajemy przy Małym Stawie-jest zamarznięty i biały od śniegu,kilka wspólnych zdjęć i wchodzimy do Schroniska.
We wnętrzu jest ciepło i przytulnie.Ściągamy kurtki i rozsiadamy się wygodnie przy stole z widokiem na Mały Staw.Posilamy się,pijemy herbatę,rozmawiamy i odpoczywamy.Uwielbiam to miejsce,jest magiczne,piękne i wyjątkowe.
"Samotnia – Schronisko PTTK im. Waldemara Siemaszki nad Małym Stawem, w Kotle Małego Stawu, w Karkonoszach.
Do schroniska można dojść niebieskim szlakiem od Świątyni Wang (około 1 godz.) lub zejść od strony Strzechy Akademickiej (około 10 min).
Obecnie schronisko posiada 49 miejsc noclegowych. Znajduje się tam również bufet, punkt informacji turystycznej, punkt GOPR oraz ścianka wspinaczkowa.
Jest jednym z najstarszych schronisk w Polsce. Są dane świadczące o tym, że już w drugiej połowie XVII wieku człowiek docierał w rejon Małego Stawu. Pierwsze wzmianki o domku nad Małym Stawem pochodzą z 1670 roku.
Ścieżka z okolic dzisiejszego Karpacza prowadziła przez Złotówkę do stojącej nad stawem budy. Mieszkał w niej strażnik pilnujący hodowanych w akwenie pstrągów. Nieco później, bo pod koniec XVII wieku, zaczęto używać innego szlaku, prowadzącego od dzisiejszego kościółka Wang, przez Rzepiórową Kręgielnię, Polanę, Kozi Mostek. Po dziś dzień chodzą turyści tym oznakowanym na niebiesko szlakiem.
W swoim opisie wędrówki na Śnieżkę Christian Gryfius wspomina odwiedziny u mieszkającego tu krzepkiego starca. W kilka lat później, zwiedzający Karkonosze stolnik żmudzki, Teodor Billewicz w demonicznym opisie tego zakątka dostrzega łódź kołyszącą się na stawie. Przypuszcza się, że pierwsi właściciele budy nad stawem wywodzili się z rodziny Schuderów. Utrzymując się z hodowli kóz, pilnowali stawu spełniając tym wolę ówczesnych właścicieli tych ziem – rodziny Schaffgotschów.
Połączenie Jeleniej Góry ze światem przez uruchomienie w roku 1866 linii kolejowych do Wrocławia i Berlina potęguje rozwój ruchu turystycznego. Właściciele bud karkonoskich dostrzegają potrzebę ich rozbudowy. Do rozbudowy Samotni zabiera się Karol Häring. Z tego i późniejszego okresu pochodzą sprzeczne informacje na temat lokalizacji obecnej Samotni, niemniej dzisiejsza sala bufetowa ma już ponad 100 lat. Na skutek postępującego zubożenia Häring w 1891 roku sprzedaje swoją chatę Henrykowi Richterowi, radcy handlowemu z Miłkowa za 4000 talarów (wraz ze sporym stadem bydła). Nowy właściciel kontynuuje rozbudowę.
Z tego okresu pochodzi symbol Samotni – wieżyczka i odlany w Jeleniej Górze dzwon-sygnaturka z datą 1861 r. Nasuwa się tu przypuszczenie, że Richter mógł już posiadać ten dzwon przed przybyciem do budy nad stawem albo że związek jego z tą budową był wcześniejszy. Po 1900 roku przez kilkanaście lat schronisko dzierżawi Józef Bönsch, po czym Richter sprzedaje je Franciszkowi Krausowi, który obiekt ten dalej modernizuje. Od Małego Stawu (Kleiner Teich) obiekt nosi nazwę Teichbaude.
Kilkadziesiąt metrów od Samotni, przy drodze w kierunku Schroniska PTTK „Strzecha Akademicka”, na jednym z głazów jest wykuty napis z jego nazwiskiem i datą 1922 r. Upamiętniać to może rozpoczęcie rozbudowy albo budowę tej drogi. Od 1 maja 1927 schronisko prowadził znany sportowiec Paul Haase z żoną Gretą; w tym okresie stało się ono centrum m.in. sportów zimowych. Ostatnim niemieckim właścicielem do końca II wojny światowej był Franz Hövel. Po wojnie przez schronisko przewinęło się kilkunastu zarządców (m.in. Stanisław Staroń, Zbigniew Pawłowski, Cezary Marcinkowski).
Od 13 czerwca 1966 roku Samotnią kierował wraz z żoną Sylwią Waldemar Siemaszko, postać w Karkonoszach znana i dziś już legendarna. 10 lutego 1994 roku w czasie zjeżdżania do Karpacza, na niezabezpieczonym i zalodzonym zakręcie przy świątyni Wang, samochód terenowy spadł z kilkumetrowej skarpy. Jedyną ofiarą wypadku był Waldemar Siemaszko. Od tego dnia Samotnią kierowała Sylwia Siemaszko.
Samotnia pod kierownictwem pp. Siemaszko przeżyła rozkwit i stała się jednym z najczęściej nagradzanych schronisk i obiektów turystycznych w kraju. Wybudowano tu pierwszą w Sudetach biologiczną oczyszczalnię ścieków, zmodernizowano system ogrzewania z koksowego na olejowy (inicjatywa sympatyków Samotni z Wrocławia), zaadaptowano jedno z pomieszczeń zaplecza na jedyną chyba wtedy (1973) w kraju samoobsługową narciarnię, wybudowano garaż na pierwszy w Karkonoszach kanadyjski skuter śnieżny, zmodernizowano pracę kuchni i pralni. Myślano wtedy o jeszcze innych inwestycjach, ale przeprowadzona w 1975 roku ekspertyza techniczna wykazała nieopłacalność remontu kapitalnego. Powstał więc wtedy pomysł przekształcenia schroniska w muzeum górskie, niemniej jednak służy ono turystom do dziś. Konieczne okazało się jednak podstemplowanie najstarszej części stropu schroniska w dzisiejszej sali bufetowej i głównej klatki schodowej (1976).
Przy współudziale bywalców tego schroniska, które jako chyba jedyne w kraju przyznawało szczególnie oddanym dla tej budy turystom tytuł i odznakę „Zasłużony dla schroniska”, organizowane tu były przeglądy filmów i przezroczy górskich. W wodach Małego Stawu organizowane były zawody płetwonurków o „Błękitną Wstęgę Samotni”. Względy ochrony rezerwatu zmusiły jednak organizatorów do zaniechania tej imprezy, choć płetwonurkowie przed zawodami czyścili dno stawu z najróżniejszych przedmiotów. Przed utworzeniem Karkonoskiego Parku Narodowego w Wielkim Żlebie (Slalomowym) uprawiano narciarstwo. W drugi dzień Wielkanocy rozgrywano „Slalom Wiosenny”, w latach późniejszych imprezę narciarską o charakterze zabawowym „Slalom Czekoladowy” (od koloru opalenizny, ale i błota, w którym można było wylądować).
Od 1967 roku organizowano zawody narciarskie o „Puchar Samotni” w konkurencji slalomu specjalnego lub slalomu giganta. Inicjatorem ich był gospodarz Samotni Waldemar Siemaszko, który wraz z gronem przyjaciół schroniska i miłośników narciarstwa ustalił regulamin zawodów. Te międzynarodowe zawody o ciekawej oprawie i programie trzeba było jednak zakończyć w 1981, bo cele ochrony rezerwatu okazały się wyższe.
W roku 1995, po wielu staraniach i ostatecznej zgodzie Karkonoskiego Parku Narodowego zorganizowano po raz kolejny zawody narciarskie im. Waldemara Siemaszki o „Puchar Samotni”. Odbywają się one raz do roku.
Schronisko posiada stały dostęp do internetu, który udostępnia swoim gościom dzięki lokalnemu nadajnikowi radiowemu WiFi. Łącze realizowane jest również drogą radiową, dzięki nadajnikowi umieszczonemu na dachu siedziby GOPR, przy ulicy Sudeckiej przy wyjeździe z Jeleniej Góry w stronę Karpacza."-Wikipedia.
Po posileniu się,odpoczynku i omówieniu dalszej wędrówki,opuszczamy "Samotnię".Na zewnątrz robimy sobie jeszcze kilka zdjęć i niespiesznie ruszamy w kierunku "Strzechy Akademickiej".Idziemy bardzo wolno,bo tędy nie da się iść inaczej.Piękno,które nas otacza ma magiczną moc wstrzymywania wędrówki.Co chwilkę przystajemy,oglądamy się,robimy zdjęcia,cieszymy oczy cudnością,która nas otacza.Paweł z Violą idą ciut szybciej,więc prędko znikają nam z oczu.Ja i Sofijka radujemy się każdą chwilą :)
Kiedy "Samotni" już nie widzimy,postanawiamy iść ciut szybciej.Jednak po kilku krokach zatrzymujemy się na dość dłuższy czas.To co mamy dookoła,wprawia nas w euforię.Prawdziwa kraina Królowej Zimy.Bajkowo oblepione choinki,równiutko rozsypany śnieg,mieniący się "diamentami" i "kryształami" w słońcu.Bajka :)
Nasz zachwyt trwa niesamowicie długo,przerywa go mój telefon,który wibruje w kieszeni.To Paweł dzwoni.Rozmawiam z Nim chwilkę,dowiadując się,że razem z Violą są już w "Strzesze Akademickiej" i czekają tam na nas,bo postanowili razem z nami wrócić.
Idziemy więc z Zosią do Schroniska.
Wchodzimy do dużej sali,rozsiadamy się wygodnie przy stole,rozmawiamy,pijemy herbatę,posilamy się małym co nieco i odpoczywamy.
"Strzecha Akademicka – schronisko PTTK znajdujące się na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego, na jednym ze szlaków prowadzących z Karpacza na Śnieżkę. Położone 1258 m n.p.m., pomiędzy Kotłem Małego Stawu i Białym Jarem, około 10 minut drogi od innego schroniska, Samotni.
Obecnie schronisko posiada 140 miejsc noclegowych.
Strzecha Akademicka (obok schroniska Pod Łabskim Szczytem) uważana jest za najstarsze schronisko w Karkonoszach.
Buda pasterska malowniczo stojąca na Polanie Złotówka, przy starym Trakcie Śląskim, służyła górskim wędrowcom już w I połowie XVII wieku. Wzmiankowany u Gryphiusa w 1645 r. Daniel Steiner (stąd nazwa budy Danielsbaude) był następcą niejakiego Tanla (Tanlabaude), który tu gospodarzył już w 1642 roku.
Pierwsi właściciele słynęli ze znakomitej nalewki na szyszkach i gry, na rogu bądź trąbie, na powitanie i pożegnanie gości.
Wraz z rozwojem ruchu turystycznego pasterska buda zmieniała swój wygląd i przeistaczała się w prawdziwe górskie schronisko. Po niejakim Samuelu buda przeszła w ręce rodziny Hamplów (1758-1863) i od ich nazwiska uzyskała nazwę Hampelbaude, do dziś znaną i używaną w języku niemieckim (oraz czeskim, jako Hamplova bouda).
Od 1696 do 1824 roku w schronisku wykładane były pamiątkowe księgi i stąd wiadomo, że we wrześniu 1790 roku w budzie Hampla nocował J.W. Goethe, który co rano podziwiał wschód słońca.
W 1896 roku ówczesny właściciel Franciszek Krauss-junior podjął decyzję o wybudowaniu w miejscu drewnianej budy nowego, trzykondygnacyjnego schroniska. Posiadało ono na parterze kuchnię, trzy pokoje, stajnię i salę jadalną o powierzchni 80 m². Na pierwszym i drugim piętrze znajdowało się łącznie 11 pokoi oraz po jednym pomieszczeniu do suszenia bielizny. Obiekt ten spłonął od ognia z nieszczelnego komina 1 kwietnia 1906 roku (poza przyczynami obiektywnymi do spalenia przyczyniła się też postawa straży pożarnej, traktującej pierwsze doniesienia o pożarze jako żart primaaprilisowy). Bardzo szybko, bo już 8 września tego samego roku uruchomiono po odbudowie nowy budynek schroniska. Był on jeszcze bardziej okazały i mieścił restaurację o powierzchni 140 m² ,bufet, kuchnię, zmywalnię naczyń, pokój dla przewodników, pokój zimowy, werandę z widokiem na Kotlinę Jeleniogórską i 17 pokoi gościnnych. W obiekcie zainstalowano centralne ogrzewanie.
Kolejna rozbudowa miała miejsce w 1911 bądź 1912 roku i przyniosła powstanie restauracji z 120 miejscami konsumpcyjnymi, 12 nowych pokoi oraz przechowalni sprzętu turystycznego. Jak na owe czasy był niezwykle nowocześnie urządzony; miał elektryczne oświetlenie, centralne ogrzewanie, wygodnie urządzone pokoje z bieżącą wodą oraz łazienki. Służył turystom latem i zimą. Wielką atrakcją były zjazdy rogatymi saniami torem saneczkowym prowadzącym aż do Karpacza (obecnie żółty szlak turystyczny). W takiej, mało zmienionej postaci, obiekt dotrwał do dziś.
W latach 20. w schronisku na stałe pracował kierownik, gospodyni, służąca i kucharz, ponadto okresowo zatrudniano paręnaście osób. Inwentarz żywy składał się z 2 koni, kilku owiec i krów.
Po wojnie schronisko przejęło YMCA z Krakowa, potem prowadzili je studenci wyższych uczelni krakowskich (Centrala Akademickiego Zrzeszenia Sportowego) i z tego okresu pochodzi dzisiejsza nazwa schroniska. W latach 1950-1956 był tu dom wczasowy FWP. Od 1957 roku Strzecha Akademicka jest własnością Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego (początkowo oddziału w Gliwicach). W październiku 1959 przeprowadzono remont pokojów i elewacji. W 1967 została wyłączona z eksploatacji w związku z remontem, który trwał do lipca 1970. Ważne dla funkcjonowania schroniska zimą było zainstalowanie na Hali Złotówka w latach 70. wyciągu orczykowego.
Po 1989 było poważnie modernizowane. W roku 1995 położony został nowy miedziany dach, w latach 2000-2003 wymienione zostały w całym schronisku okna i wyremontowane sanitariaty i prysznice. Schronisko zostało wyposażone w saunę i inne urządzenia rekreacyjne.
Kierownicy schroniska od 1950:
-Tadeusz Sus
-Ryszard Jaśko
-Bolesław Dziobiak
-Cezary Marcinkowski
-Edmund Gronczewski
-Zbigniew Świderski
-Aleksandra Domańska
-Mirosław Godyń."-Wikipedia.
W Schronisku uzgodniliśmy,że zejdziemy do Karpacza żółtym szlakiem-dawnym torem saneczkowym.Idziemy więc miarowym krokiem.Wędrówkę umilamy sobie rozmowami,robieniem zdjęć i podziwianiem krajobrazu.Im jesteśmy niżej,tym mniej mamy widoków-przysłaniają je drzewa,ale dziś i tak mieliśmy ich pod dostatkiem,więc nikt nie narzeka.Mijamy kamień z wyrytymi saniami rogatymi,przechodzimy obok Dzikiego Wodospadu i uliczkami docieramy do przystanku autobusowego Biały Jar.
Na miejscu jesteśmy z zapasem czasowym.Cierpliwie czekamy na autobus,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,kupujemy bilety,rozsiadamy się wygodnie,ustalamy plan na jutrzejsze wędrowanie i wracamy do domów.
Tak oto dobiegła końca przecudna zimowa wędrówka.Pora na kolejną,więc do zobaczenia niebawem :)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia.
P.S.Zdjęcia tu dodane są Sofijki,Pawła i moje.
Link do filmiku :
https://photos.google.com/share/AF1QipPhOaQJ7FSkm8ZVj4aLVTcdoPug0ff4XPqD1eI1fCaMnU7eZkIzLm0a9RIwnBUgYA/photo/AF1QipPDCgMD87eKDpHHisBk4fDEpdI-1IW-SYaoZyQ_?key=Q0ZFSmk1U2FtSXFlUDFTdjg3eWtSdGFsRHRKZHBB
Od poniedziałku mam kilka dni urlopu,ale generalnie siedzę w domu,bo za oknem nisko wiszące,ciemno-szare chmury,z których przez cały czas sypie się śnieg,nie zachęcają do wyjścia,więc piszę,nadrabiając zaległości.Jednak gdy dziś ujrzałam błękitne niebo,zaczęło mnie nosić.....
Z niecierpliwością czekam na Radka,aż wróci z pracy,bo mam nadzieję,że załatwił sobie dwa dni urlopu i razem pojedziemy w Góry.Niestety,Radek po powrocie z pracy mówi mi,że dostał jeden dzień i to będzie piątek....
Cóż począć,dobre i to :)
Teraz trzeba wymyśleć dokąd i z kim?,bo samej mi się nie uśmiecha wędrować.Najpierw myślę o Szrenicy,ale Radek podpowiada mi by zostawić ją na piątek,a w czwartek coś "lżejszego"-np.Samotnię? Podoba mi się ten pomysł,ale jeszcze kogo namówić??? Ela pracuje,Gosia umówiła się z wnukiem,może Zosia? Dzwonię więc do Sofijki i przedstawiam Jej swoją propozycję,na którą z radością przystała.Cieszę się bardzo :)
Czwartek 19 stycznia 2017 rok.
Wstaję razem z Radkiem,pijemy razem kawę i On idzie do pracy,a ja zjadam śniadanie i pakuję plecak.Spoglądam na termometr wiszący za oknem,-17 °C,-spory mróz,ale dzięki temu powinno być w Górach pięknie :)
Wychodzę z domu ciut wcześniej,idę w kierunku stacji kolejowej-tak sobie wymyśliłam,że właśnie tam wsiądę do busika i dzięki temu zajmę miejsce Sofijce.Mróz szczypie w policzki,śnieg skrzypi pod nogami,a ja się cieszę jak małe dziecko :)
Kiedy przyjeżdża busik,wsiadam do niego,kupuję bilet,rozsiadam się wygodnie (jest ciasno) i zamuję miejsce Sofijce.Jadę ku nowej przygodzie.Koło Urzędu wsiadła do busika Zosia,witamy się serdecznie,rozmawiamy i jedziemy do Karpacza.
Podróż mija nam szybko i bezproblemowo.Wysiadamy na przystanku niedaleko świątyni Wang.To stąd zaczynamy swoją dzisiejszą wędrówkę.Po opuszczeniu busika,obie stwierdzamy,że tu jest cieplej niż w Jeleniej Górze.
Idziemy pod górę,w kierunku kościółka,a kiedy tam docieramy,robimy sobie długą sesję zdjęciową-bardzo długą :)
"Historia powstania kościoła.
Kościół Wang został zbudowany na przełomie XII i XIIIw. w południowej Norwegii, w miejscowości Vang, położonej nad jeziorem Vang. Stąd wywodzi się jego nazwa.
Jezioro Wang (norw. Vangsmjösi), położone na wysokości 466 m n.p.m., otoczone jest wysokimi górami. Najbardziej znanym szczytem jest Grindafjellet (1724 m n.p.m.), na którym zamieszkiwał w "dawnych czasach" troll Tindull Grindo.
W XIX w. kościółek Wang okazał się za mały i wymagał kosztownej naprawy. Postanowiono go sprzedać. Pieniądze były potrzebne do spłaty pożyczki zaciągniętej na budowę nowej świątyni. Dzięki staraniom zamieszkałego w Dreźnie norweskiego malarza, prof. Jana Krystiana Dahla, ten cenny zabytek architektury Wikingów został zakupiony za 427 marek przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Po sporządzeniu dokumentacji przez królewskiego architekta, obiekt rozebrano na części i w 1841 r. przewieziono w skrzyniach statkiem do Szczecina, a następnie do Muzeum Królewskiego w Berlinie.
Król zrezygnował jednak z postawienia kościoła na Wyspie Pawiej koło Berlina i zaczął szukać miejsca, w którym świątynia mogłaby służyć nabożeństwom. Dzięki zabiegom hrabiny Fryderyki von Reden z Bukowca, wiosną 1842 roku, postanowiono przenieść kościółek w Karkonosze, aby mógł służyć ewangelikom, mieszkającym w Karpaczu i okolicach.
Miejsce pod budowę podarował hrabia Christian Leopold von Schaffgotsch z Cieplic. Jest to zbocze Czarnej Góry (885m n.p.m.), znajdujące się w połowie drogi z dolnego Karpacza na Śnieżkę.
2 sierpnia 1842 r. król Fryderyk Wilhelm IV osobiście dokonał położenia kamienia węgielnego, a dwa lata później, 28 lipca 1844 r., nastąpiło uroczyste otwarcie i poświęcenie kościoła przy udziale króla i jego małżonki, księcia holenderskiego Fryderyka i wielu innych znanych osobistości.
Kościół Wang został wzniesiony na wzór najlepszych przykładów skandynawskiego drewnianego budownictwa sakralnego i stanowi bezcenne dzieło dawnej sztuki nordyckiej. Świątynia wykonana jest z sosny norweskiej, która, nasycona żywicą, wykazuje niezwykłą trwałość.
Odrzwia zewnętrzne, przez które wchodzi się do kościółka, zwracają uwagę swymi półkolumnami, ozdobionymi plątaniną wężów i roślin. Na kapitelach stoją stylizowane lwy, występujące w symbolicznej roli stworów strzegących bram.
W górnych narożnikach XII wiecznych portali umieszczono uskrzydlone smoki, rozrywające poziomo położoną ósemkę. Scena ta może symbolizować odwieczną i nieskończoną walkę dobra ze złem.
Na półkolumienkach, będących ozdobną ramą drzwi, wyrzeźbiono twarze Wikingów - wojowników o wysuniętych rozdwojonych językach, symbolizujących przekazywanie wiedzy i mądrości następnym pokoleniom.
Na portalu północnym znajduje się pismo runiczne.
Runy były to znaki pisma zgłoskowego, używane w początkach naszej ery przez ludy Europy północnej i północno - zachodniej. Znaki te ryto przeważnie w kamieniu, metalu, kości i drewnie. Powstały prawdopodobnie poza obrębem kultury łacińskiej. Wzorowano je na alfabecie greckim lub łacińskim. Najdłużej, bo aż do XIX wieku, utrzymały się one wśród narodów skandynawskich, jako pismo chłopskie i zdobnicze. Wyraz "run", czyli tajemnica, miał oznaczać pismo tajemne. W Norwegii znajduje się mniej więcej 1.600 napisów runicznych. Pismo runiczne, znajdujące się na portalu w kościele Wang, było bardzo różnie tłumaczone, n.p.: Eindridi rzeźbił (portal) na chwałę św. Olafa" lub "Eindridi skaleczył mały palec syna św. Olafa dotkliwie." Najprawdopodobniej napis ten brzmi: "Eindridi rzeźbił (portal), chudy palec, syn Olafa złego." Zapis jest więc sygnaturką artystyczną. Rzeźbiarz, który stworzył ten portal, nazwał się Eindridi; nazywano go "chudopalcym" (z artystycznymi palcami?) i był synem pewnego złego Olafa.
Dziełami prawdziwej sztuki są również, rzeźbione w stylu bizantyjskim, górne części kolumn, tzw. kapitele, zdobione postaciami zwierząt, roślinami i maszkaronami (XII w.).
Kolumny stojące przed ołtarzem, przedstawiające zwycięstwo Dawida nad Goliatem oraz proroka Daniela w jaskini lwów, zostały zrekonstruowane przez nieprzeciętnego rzeźbiarza Jakuba z Janowic. Jego też dziełem jest krzyż, wykonany z jednego pnia dębowego w 1844 r. i postać Chrystusa wyrzeźbiona w drewnie lipowym w 1846 r.
Po obu stronach ołtarza wzniesionego w 1980 r. przez Ryszarda Zająca, stoją na postumentach dwa kandelabry. Przedstawiają one łabędzia, jako symbol wierności i serce - symbol miłości. Świece na tych norweskich świecznikach są zapalane tylko podczas ślubów. Świątynia Wang znana jest szeroko jako kościół szczęśliwych małżeństw.
Chrzcielnica - barok dolnośląski - wykonana ok. 1740 r. pochodzi z rozebranego kościoła w Dziećmorowicach koło Wałbrzycha.
Ambona powstała z drewna przywiezionego z Norwegii. Świątynia otoczona jest krużgankiem, który służył jako izolacja przed zimnem, był miejscem pokuty. Tam też - dawniej - zostawiano broń i sieci.
Szczyty dachowe zdobią sterczyny - wypusty w kształcie otwartych smoczych paszcz, co upodabnia je do charakterystycznych dekoracji łodzi Wikingów.
Wieża, zbudowana ze śląskiego granitu, chroni kościółek przed ostrymi podmuchami wiatru, wiejącego od strony Śnieżki.
Na zachodniej skarpie król Fryderyk Wilhelm IV postawił w 1856 r. płytę pamiątkową z epitafium, poświęconą hrabinie von Reden, z jej podobizną w medalionie.
Na dziedzińcu kościoła stoją także budynki plebanii, wybudowane dla potrzeb miejscowej Parafii Ewangelicko - Augsburskiej.
W Kaplicy Misji Chrześcijańskiej otrzymacie Państwo Pismo Święte, Biblię dla dzieci, literaturę chrześcijańską, album o kościele Wang, widokówki oraz pamiątki z nim związane.
Obok tej księgarni znajduje się rzeźba, przedstawiająca wskrzeszenie Łazarza, wykonana przez Ryszarda Zająca w 1994 r.
Tekst: ks. Edwin Pech."-tekst ze strony http://www.wang.com.pl/index.php?D=51
Po spacerze dookoła świątyni i całemu mnóstwu zdjęć,powolutku z Sofijką ruszamy w Góry.Nie spieszymy się,mamy sporo czasu,więc rozkoszujemy się pięknem,które nas otacza.Śnieg skrzypi pod nogami,skrzy się w słońcu "diamencikami" i "kryształkami" radując nasze oczy :) Nad naszymi głowami zawisł lazur nieba,a dookoła nas panuje cisza :) Czyż można tym się nie cieszyć???
Powoli,niespiesznie wędrujemy śnieżną krainą.Rozmawiamy,robimy zdjęcia,cieszymy oczy pięknem i swoim towarzystwem.
Na szlaku niewielu turystów,ale to nie dziwi,wszak dziś dzień roboczy,dość wczesna pora i mróz na dokładkę.Dzęki temu wszystkiemu cisza i spokój dookoła panuje.
Baletnica :) |
I tak bez pośpiechu docieramy na Polanę.Tu postanawiamy chwilę odpocząć i napić się gorącej herbaty.Sofijka rozsiada się wygodnie na ławce,wystawia twarz do słońca,a ja piszę smsa do Radka,a po nim dzwonię do Henia i składam Mu życzenia imieninowe.Przy okazji opowiadam Mu jak tu jest dziś cudnie.Polana skrzy się w słońcu "kryształkami" i "diamencikami".Stwierdzam z Sofijką,że Karkonosz jest dziś w wyśmienitym humorze,bo porozrzucał dookoła tyle piękności :)
Po odpoczynku niespiesznie idziemy dalej.
Diamenciki i kryształki :) |
Kiedy jesteśmy już niedaleko Schroniska "Samotnia",spotykamy Violę z Pawłem.Witamy się serdecznie i radośnie.Robimy sobie zdjęcia i razem już wędrujemy.Przystajemy przy Małym Stawie-jest zamarznięty i biały od śniegu,kilka wspólnych zdjęć i wchodzimy do Schroniska.
We wnętrzu jest ciepło i przytulnie.Ściągamy kurtki i rozsiadamy się wygodnie przy stole z widokiem na Mały Staw.Posilamy się,pijemy herbatę,rozmawiamy i odpoczywamy.Uwielbiam to miejsce,jest magiczne,piękne i wyjątkowe.
"Samotnia – Schronisko PTTK im. Waldemara Siemaszki nad Małym Stawem, w Kotle Małego Stawu, w Karkonoszach.
Do schroniska można dojść niebieskim szlakiem od Świątyni Wang (około 1 godz.) lub zejść od strony Strzechy Akademickiej (około 10 min).
Obecnie schronisko posiada 49 miejsc noclegowych. Znajduje się tam również bufet, punkt informacji turystycznej, punkt GOPR oraz ścianka wspinaczkowa.
Jest jednym z najstarszych schronisk w Polsce. Są dane świadczące o tym, że już w drugiej połowie XVII wieku człowiek docierał w rejon Małego Stawu. Pierwsze wzmianki o domku nad Małym Stawem pochodzą z 1670 roku.
Ścieżka z okolic dzisiejszego Karpacza prowadziła przez Złotówkę do stojącej nad stawem budy. Mieszkał w niej strażnik pilnujący hodowanych w akwenie pstrągów. Nieco później, bo pod koniec XVII wieku, zaczęto używać innego szlaku, prowadzącego od dzisiejszego kościółka Wang, przez Rzepiórową Kręgielnię, Polanę, Kozi Mostek. Po dziś dzień chodzą turyści tym oznakowanym na niebiesko szlakiem.
W swoim opisie wędrówki na Śnieżkę Christian Gryfius wspomina odwiedziny u mieszkającego tu krzepkiego starca. W kilka lat później, zwiedzający Karkonosze stolnik żmudzki, Teodor Billewicz w demonicznym opisie tego zakątka dostrzega łódź kołyszącą się na stawie. Przypuszcza się, że pierwsi właściciele budy nad stawem wywodzili się z rodziny Schuderów. Utrzymując się z hodowli kóz, pilnowali stawu spełniając tym wolę ówczesnych właścicieli tych ziem – rodziny Schaffgotschów.
Połączenie Jeleniej Góry ze światem przez uruchomienie w roku 1866 linii kolejowych do Wrocławia i Berlina potęguje rozwój ruchu turystycznego. Właściciele bud karkonoskich dostrzegają potrzebę ich rozbudowy. Do rozbudowy Samotni zabiera się Karol Häring. Z tego i późniejszego okresu pochodzą sprzeczne informacje na temat lokalizacji obecnej Samotni, niemniej dzisiejsza sala bufetowa ma już ponad 100 lat. Na skutek postępującego zubożenia Häring w 1891 roku sprzedaje swoją chatę Henrykowi Richterowi, radcy handlowemu z Miłkowa za 4000 talarów (wraz ze sporym stadem bydła). Nowy właściciel kontynuuje rozbudowę.
Z tego okresu pochodzi symbol Samotni – wieżyczka i odlany w Jeleniej Górze dzwon-sygnaturka z datą 1861 r. Nasuwa się tu przypuszczenie, że Richter mógł już posiadać ten dzwon przed przybyciem do budy nad stawem albo że związek jego z tą budową był wcześniejszy. Po 1900 roku przez kilkanaście lat schronisko dzierżawi Józef Bönsch, po czym Richter sprzedaje je Franciszkowi Krausowi, który obiekt ten dalej modernizuje. Od Małego Stawu (Kleiner Teich) obiekt nosi nazwę Teichbaude.
Kilkadziesiąt metrów od Samotni, przy drodze w kierunku Schroniska PTTK „Strzecha Akademicka”, na jednym z głazów jest wykuty napis z jego nazwiskiem i datą 1922 r. Upamiętniać to może rozpoczęcie rozbudowy albo budowę tej drogi. Od 1 maja 1927 schronisko prowadził znany sportowiec Paul Haase z żoną Gretą; w tym okresie stało się ono centrum m.in. sportów zimowych. Ostatnim niemieckim właścicielem do końca II wojny światowej był Franz Hövel. Po wojnie przez schronisko przewinęło się kilkunastu zarządców (m.in. Stanisław Staroń, Zbigniew Pawłowski, Cezary Marcinkowski).
Od 13 czerwca 1966 roku Samotnią kierował wraz z żoną Sylwią Waldemar Siemaszko, postać w Karkonoszach znana i dziś już legendarna. 10 lutego 1994 roku w czasie zjeżdżania do Karpacza, na niezabezpieczonym i zalodzonym zakręcie przy świątyni Wang, samochód terenowy spadł z kilkumetrowej skarpy. Jedyną ofiarą wypadku był Waldemar Siemaszko. Od tego dnia Samotnią kierowała Sylwia Siemaszko.
Samotnia pod kierownictwem pp. Siemaszko przeżyła rozkwit i stała się jednym z najczęściej nagradzanych schronisk i obiektów turystycznych w kraju. Wybudowano tu pierwszą w Sudetach biologiczną oczyszczalnię ścieków, zmodernizowano system ogrzewania z koksowego na olejowy (inicjatywa sympatyków Samotni z Wrocławia), zaadaptowano jedno z pomieszczeń zaplecza na jedyną chyba wtedy (1973) w kraju samoobsługową narciarnię, wybudowano garaż na pierwszy w Karkonoszach kanadyjski skuter śnieżny, zmodernizowano pracę kuchni i pralni. Myślano wtedy o jeszcze innych inwestycjach, ale przeprowadzona w 1975 roku ekspertyza techniczna wykazała nieopłacalność remontu kapitalnego. Powstał więc wtedy pomysł przekształcenia schroniska w muzeum górskie, niemniej jednak służy ono turystom do dziś. Konieczne okazało się jednak podstemplowanie najstarszej części stropu schroniska w dzisiejszej sali bufetowej i głównej klatki schodowej (1976).
Przy współudziale bywalców tego schroniska, które jako chyba jedyne w kraju przyznawało szczególnie oddanym dla tej budy turystom tytuł i odznakę „Zasłużony dla schroniska”, organizowane tu były przeglądy filmów i przezroczy górskich. W wodach Małego Stawu organizowane były zawody płetwonurków o „Błękitną Wstęgę Samotni”. Względy ochrony rezerwatu zmusiły jednak organizatorów do zaniechania tej imprezy, choć płetwonurkowie przed zawodami czyścili dno stawu z najróżniejszych przedmiotów. Przed utworzeniem Karkonoskiego Parku Narodowego w Wielkim Żlebie (Slalomowym) uprawiano narciarstwo. W drugi dzień Wielkanocy rozgrywano „Slalom Wiosenny”, w latach późniejszych imprezę narciarską o charakterze zabawowym „Slalom Czekoladowy” (od koloru opalenizny, ale i błota, w którym można było wylądować).
Od 1967 roku organizowano zawody narciarskie o „Puchar Samotni” w konkurencji slalomu specjalnego lub slalomu giganta. Inicjatorem ich był gospodarz Samotni Waldemar Siemaszko, który wraz z gronem przyjaciół schroniska i miłośników narciarstwa ustalił regulamin zawodów. Te międzynarodowe zawody o ciekawej oprawie i programie trzeba było jednak zakończyć w 1981, bo cele ochrony rezerwatu okazały się wyższe.
W roku 1995, po wielu staraniach i ostatecznej zgodzie Karkonoskiego Parku Narodowego zorganizowano po raz kolejny zawody narciarskie im. Waldemara Siemaszki o „Puchar Samotni”. Odbywają się one raz do roku.
Schronisko posiada stały dostęp do internetu, który udostępnia swoim gościom dzięki lokalnemu nadajnikowi radiowemu WiFi. Łącze realizowane jest również drogą radiową, dzięki nadajnikowi umieszczonemu na dachu siedziby GOPR, przy ulicy Sudeckiej przy wyjeździe z Jeleniej Góry w stronę Karpacza."-Wikipedia.
Po posileniu się,odpoczynku i omówieniu dalszej wędrówki,opuszczamy "Samotnię".Na zewnątrz robimy sobie jeszcze kilka zdjęć i niespiesznie ruszamy w kierunku "Strzechy Akademickiej".Idziemy bardzo wolno,bo tędy nie da się iść inaczej.Piękno,które nas otacza ma magiczną moc wstrzymywania wędrówki.Co chwilkę przystajemy,oglądamy się,robimy zdjęcia,cieszymy oczy cudnością,która nas otacza.Paweł z Violą idą ciut szybciej,więc prędko znikają nam z oczu.Ja i Sofijka radujemy się każdą chwilą :)
Seks??? |
Mrówkojad. |
Kiedy "Samotni" już nie widzimy,postanawiamy iść ciut szybciej.Jednak po kilku krokach zatrzymujemy się na dość dłuższy czas.To co mamy dookoła,wprawia nas w euforię.Prawdziwa kraina Królowej Zimy.Bajkowo oblepione choinki,równiutko rozsypany śnieg,mieniący się "diamentami" i "kryształami" w słońcu.Bajka :)
Nasz zachwyt trwa niesamowicie długo,przerywa go mój telefon,który wibruje w kieszeni.To Paweł dzwoni.Rozmawiam z Nim chwilkę,dowiadując się,że razem z Violą są już w "Strzesze Akademickiej" i czekają tam na nas,bo postanowili razem z nami wrócić.
Idziemy więc z Zosią do Schroniska.
Wchodzimy do dużej sali,rozsiadamy się wygodnie przy stole,rozmawiamy,pijemy herbatę,posilamy się małym co nieco i odpoczywamy.
"Strzecha Akademicka – schronisko PTTK znajdujące się na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego, na jednym ze szlaków prowadzących z Karpacza na Śnieżkę. Położone 1258 m n.p.m., pomiędzy Kotłem Małego Stawu i Białym Jarem, około 10 minut drogi od innego schroniska, Samotni.
Obecnie schronisko posiada 140 miejsc noclegowych.
Strzecha Akademicka (obok schroniska Pod Łabskim Szczytem) uważana jest za najstarsze schronisko w Karkonoszach.
Buda pasterska malowniczo stojąca na Polanie Złotówka, przy starym Trakcie Śląskim, służyła górskim wędrowcom już w I połowie XVII wieku. Wzmiankowany u Gryphiusa w 1645 r. Daniel Steiner (stąd nazwa budy Danielsbaude) był następcą niejakiego Tanla (Tanlabaude), który tu gospodarzył już w 1642 roku.
Pierwsi właściciele słynęli ze znakomitej nalewki na szyszkach i gry, na rogu bądź trąbie, na powitanie i pożegnanie gości.
Wraz z rozwojem ruchu turystycznego pasterska buda zmieniała swój wygląd i przeistaczała się w prawdziwe górskie schronisko. Po niejakim Samuelu buda przeszła w ręce rodziny Hamplów (1758-1863) i od ich nazwiska uzyskała nazwę Hampelbaude, do dziś znaną i używaną w języku niemieckim (oraz czeskim, jako Hamplova bouda).
Od 1696 do 1824 roku w schronisku wykładane były pamiątkowe księgi i stąd wiadomo, że we wrześniu 1790 roku w budzie Hampla nocował J.W. Goethe, który co rano podziwiał wschód słońca.
W 1896 roku ówczesny właściciel Franciszek Krauss-junior podjął decyzję o wybudowaniu w miejscu drewnianej budy nowego, trzykondygnacyjnego schroniska. Posiadało ono na parterze kuchnię, trzy pokoje, stajnię i salę jadalną o powierzchni 80 m². Na pierwszym i drugim piętrze znajdowało się łącznie 11 pokoi oraz po jednym pomieszczeniu do suszenia bielizny. Obiekt ten spłonął od ognia z nieszczelnego komina 1 kwietnia 1906 roku (poza przyczynami obiektywnymi do spalenia przyczyniła się też postawa straży pożarnej, traktującej pierwsze doniesienia o pożarze jako żart primaaprilisowy). Bardzo szybko, bo już 8 września tego samego roku uruchomiono po odbudowie nowy budynek schroniska. Był on jeszcze bardziej okazały i mieścił restaurację o powierzchni 140 m² ,bufet, kuchnię, zmywalnię naczyń, pokój dla przewodników, pokój zimowy, werandę z widokiem na Kotlinę Jeleniogórską i 17 pokoi gościnnych. W obiekcie zainstalowano centralne ogrzewanie.
Kolejna rozbudowa miała miejsce w 1911 bądź 1912 roku i przyniosła powstanie restauracji z 120 miejscami konsumpcyjnymi, 12 nowych pokoi oraz przechowalni sprzętu turystycznego. Jak na owe czasy był niezwykle nowocześnie urządzony; miał elektryczne oświetlenie, centralne ogrzewanie, wygodnie urządzone pokoje z bieżącą wodą oraz łazienki. Służył turystom latem i zimą. Wielką atrakcją były zjazdy rogatymi saniami torem saneczkowym prowadzącym aż do Karpacza (obecnie żółty szlak turystyczny). W takiej, mało zmienionej postaci, obiekt dotrwał do dziś.
W latach 20. w schronisku na stałe pracował kierownik, gospodyni, służąca i kucharz, ponadto okresowo zatrudniano paręnaście osób. Inwentarz żywy składał się z 2 koni, kilku owiec i krów.
Po wojnie schronisko przejęło YMCA z Krakowa, potem prowadzili je studenci wyższych uczelni krakowskich (Centrala Akademickiego Zrzeszenia Sportowego) i z tego okresu pochodzi dzisiejsza nazwa schroniska. W latach 1950-1956 był tu dom wczasowy FWP. Od 1957 roku Strzecha Akademicka jest własnością Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego (początkowo oddziału w Gliwicach). W październiku 1959 przeprowadzono remont pokojów i elewacji. W 1967 została wyłączona z eksploatacji w związku z remontem, który trwał do lipca 1970. Ważne dla funkcjonowania schroniska zimą było zainstalowanie na Hali Złotówka w latach 70. wyciągu orczykowego.
Po 1989 było poważnie modernizowane. W roku 1995 położony został nowy miedziany dach, w latach 2000-2003 wymienione zostały w całym schronisku okna i wyremontowane sanitariaty i prysznice. Schronisko zostało wyposażone w saunę i inne urządzenia rekreacyjne.
Kierownicy schroniska od 1950:
-Tadeusz Sus
-Ryszard Jaśko
-Cezary Marcinkowski
-Edmund Gronczewski
-Zbigniew Świderski
-Aleksandra Domańska
-Mirosław Godyń."-Wikipedia.
W Schronisku uzgodniliśmy,że zejdziemy do Karpacza żółtym szlakiem-dawnym torem saneczkowym.Idziemy więc miarowym krokiem.Wędrówkę umilamy sobie rozmowami,robieniem zdjęć i podziwianiem krajobrazu.Im jesteśmy niżej,tym mniej mamy widoków-przysłaniają je drzewa,ale dziś i tak mieliśmy ich pod dostatkiem,więc nikt nie narzeka.Mijamy kamień z wyrytymi saniami rogatymi,przechodzimy obok Dzikiego Wodospadu i uliczkami docieramy do przystanku autobusowego Biały Jar.
Na miejscu jesteśmy z zapasem czasowym.Cierpliwie czekamy na autobus,a kiedy przyjeżdża,wsiadamy do niego,kupujemy bilety,rozsiadamy się wygodnie,ustalamy plan na jutrzejsze wędrowanie i wracamy do domów.
Tak oto dobiegła końca przecudna zimowa wędrówka.Pora na kolejną,więc do zobaczenia niebawem :)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i cieplutko,życząc miłej lektury :)
Danusia.
P.S.Zdjęcia tu dodane są Sofijki,Pawła i moje.
Link do filmiku :
https://photos.google.com/share/AF1QipPhOaQJ7FSkm8ZVj4aLVTcdoPug0ff4XPqD1eI1fCaMnU7eZkIzLm0a9RIwnBUgYA/photo/AF1QipPDCgMD87eKDpHHisBk4fDEpdI-1IW-SYaoZyQ_?key=Q0ZFSmk1U2FtSXFlUDFTdjg3eWtSdGFsRHRKZHBB
Piękne zimowe Karkonosze.
OdpowiedzUsuńOj piękne Olu :)
UsuńPozdrawiam cieplutko :)